Wielcy Polacy, Rycerze i Wojownicy

Regimentarz Stefan Chmielecki (ok. 1580)
Hetman Stanisław Lanckoroński (zm. w 1657 r.)
Hetman Stefan Czarniecki (1599-1665)

Regimentarz Stefan Chmielecki (ok. 1580)

Niełatwa była droga do sławy i tytułów wojskowych pułkownika królewskiego Stefana Chmieleckiego. To, że do czegoś w życiu doszedł, zawdzięczał nie urodzeniu, nie koligacjom, lecz tylko i wyłącznie swej wytrwałej pracy, zdolnościom wojskowym i dzielności w boju. Chudopachołek, szaraczkowy szlachcic przez długie lata pozostawać musiał na służbie możnych panów, nim wreszcie zwrócił na siebie uwagę hetmana i króla, nim powierzono mu godne jego szabli zadania w obronie granic Rzeczypospolitej.

Chodził więc za młodu Chmiełecki w latach 1609—1612 w rotach książąt Ostrogskich na wojnę moskiewską; z racji służby u Ostrogskich i Koreckich brał udział w wyprawie do Siedmiogrodu w 1616 r. Potem przeszedł do stałej służby u wojewody Tomasza Zamoyskiego na południowych rubieżach ukrainnych.

Był to okres, gdy Tatarzy czując bezpośrednie wsparcie i nakaz ze strony potężnej Turcji nieustannie napadali i pustoszyli południowo-wschodnie kresy Rzeczypospolitej. Polska nie posiadała dostatecznej siły stałej, aby przeciwstawiać ją napastnikom, nie stworzono jeszcze sposobów skutecznej z nimi walki. Stąd też rokrocznie, a czasami i parę razy do roku, czambuły tatarskie przedostawały się daleko w głąb Rzeczypospolitej, rabowały, paliły, uprowadzały tysiące ludzi.

Trudne też było zadanie Chmiełeckiego, który na czele garści Kozaków musiał ścierać się z silnym i podstępnym wrogiem. Wiosną roku 1620 pod wodzą Żółkiewskiego walczy z Tatarami, a następnie prowadzi w wojsku wielkiego hetmana oddział 800 Kozaków pod Cecorę.

Później walczy z większym powodzeniem, należy do grona najlepszych wykonawców zamysłów Stanisława Koniecpolskiego, który objąwszy urząd hetmański wytyczył nową taktykę walki z Tatarami. W lutym 1624 r. Chmiełecki, wysłany przez hetmana na podjazd wywiadowczy, wykrył i rozbił pod wsią Zalesie oddział 1500 Tatarów Manzuł mirzy. Sam jednak został ciężko postrzelony w tej potrzebie.

Ledwie zdążył się do lata wykurować, gdy w czerwcu 1624 r. wielkie hordy Tatarów wtargnęły znowu głęboko w granice Rzeczypospolitej. Zadał im hetman Koniecpolski ciężką klęskę pod Martynowem. W bitwie tej znaczną rolę odegrał Chmiełecki. Dowodził on lekką jazdą, zgrupowaną na prawym skrzydle. Uderzeniem z boku na cofające się siły tatarskie odciął im drogę od brodu i zmusił do przeprawy przez głębokie wody Dniestru. Następnie ścigał nieprzyjaciół na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów — aż do Chocimierza. Za zasługi te mianowany został przez króla chorążym bracławskim.

Zimą 1626 r podczas kolejnego najazdu Tatarów na Podole, Chmiełecki na czele podjazdu w 800 szabel uderzył nocą na obóz tatarski, w którym znajdował się sam chan Mehmed III. Spowodował sporo zamieszania i popłochu, lecz został odparty przez przeważającą siłę. Zmuszony do odwrotu, cofnął się do Tarnopola, odbierając jednak Tatarom cały jasyr i sporo koni. Potem, nie zwlekając, ruszył znowu w pogoń za wrogiem i zdążył rozbić kilka drobniejszych czambułów tatarskich.

Jesienią 1626 r. hetman Koniecpolski wyruszył na wojnę ze Szwecją. Na Ukrainie zostawił w swoim zastępstwie Chmiełeckiego. Wówczas to został on mianowany regimentarzem wojsk ukrainnych, wchodząc bezpośrednio do służby publicznej. Gdy wyruszyła nowa wyprawa tatarska — Chmiełecki dowodził już przeciw niej sam. Zebrał co mógł — 2 tysiące zaciężnego żołnierza, 6 tys. Kozaków pod Michałem Doroszenką i tysiąc milicji — i ruszył na spotkanie wrogowi. Dnia 9 października wyśledził i zniósł obóz tatarski rozłożony wśród bagien nad rzeką Rosią koło Białej Cerkwi, urządzając prawdziwy pogrom nieprzyjaciela. Wziął do niewoli 1200 Tatarów, w tej liczbie 40 murzów.

Odpędzał również Tatarów w latach 1627 i 1628. Jesienią 1629 r. przy pomocy Kozaków Hryćka Czarnego rozbił wielki czambuł tatarski rozłożony we wsi Obelnica. Poległ wówczas brat wodza tatarskiego Kantymira, dwa tysiące jeńców tatarskich dostało się znowu w ręce Chmiełeckiego, a 20 tysięcy ludzi uwolnionych zostało z jasyru. Był to sukces tak wielki, iż król mianował Chmiełeckiego za to wojewodą kijowskim.

Chmiełecki, zwolennik bliskiego współdziałania z Kozakami w walce ze wspólnym wrogiem — Turkami i Tatarami, snuć zaczął wówczas dalekosiężne plany radykalnego zabezpieczenia się przed ciągłą groźbą ze strony stepowych napastników. Mawiał on stale, że „Rzeczpospolita tak długo nie będzie miała spokoju od Turków i Tatarów, póki na ich karkach nie wjedzie do Dunaju”.

Doskonale poinformowany przez swych wywiadowców o tym, co dzieje się na Krymie, postanowił Chmiełecki wykorzystać walki bratobójcze, które wybuchły w tym czasie wśród Tatarów. Organizuje wyprawy Kozaków na Krym. Nie wiadomo, czym zakończyłyby się te poczynania, gdyby nie przerwała ich przedwczesna śmierć Chmiełeckiego w lutym 1630 r.

Pozostawił po sobie długą i wdzięczną pamięć wśród mieszkańców Ukrainy. Znalazło to swój wyraz w licznych układanych na jego cześć piosenkach. Śpiewano o nim:

„Cny Chmiełecki, mężu sławny,
Jakiego świat nie znał dawny,
Nie jeden wiek, nie dwa minie
A Twa sława nie zaginie!”

Hetman Stanisław Lanckoroński (zm. w 1657 r.)

Nie znamy dokładnej daty jego urodzenia, nie zachowało się też wiele wiadomości o jego dzieciństwie i młodości. Wiadomo jedynie, iż urodzony na Podolu, od wczesnych już lat zaprawiał się w walkach z Tatarami, którzy prawie rokrocznie najeżdżali południowo-wschodnie kresy Rzeczypospolitej.

Obwarował m. in. swą dziedziczną, wieś Jagielnicę i z szańców jej odparł kilka wypadów czambułów tatarskich. Uczestniczył następnie w walkach podjazdowych z Tatarami pod Kopaścińcami, Szmańkowcami i Bednarowem.

Latem 1624 r. Stanisław- Lanckoroński dołączył ze swym oddziałem do wojsk hetmana Koniecpolskiego i uczestniczył w rozgromieniu najazdu wodza tatarskiego

Rantymira murzy. Z polecenia hetmana brał udział w zasadzce nad Dniestrem na powracające z jasyrem czambuły. Szarżował Tatarów, spychając ich z wysokiego brzegu do rzeki. Uczestniczył też w dalszym pościgu i całkowitym rozgromieniu Kantymira. W roku następnym znowu starł się z Tatarami pod Ujściem i Bełzem.

W roku 1627, jako pułkownik, ruszył pod dowództwem hetmana Koniecpolskiego na wojnę przeciwko Szwedom. W czasie gdy główne siły polskie i szwedzkie walczyły ze sobą w rejonie Tczewa — Lanckoroński dowodził wysuniętym na północ wydzielonym oddziałem, którego zadanie polegało na obserwowaniu ruchów Szwedów w rejonie Pucka. Wtedy to właśnie — 11 września — Lanckoroński dokonał jedynego w swoim rodzaju czynu. Przy pomocy swej kawalerii zdobył… szwedzki okręt admiralski.

Podczas patrolowania wybrzeża pod Helem o 7 mil od Pucka w porannej mgle żołnierze Lanckorońskiego spostrzegli tkwiący nieruchomo niedaleko brzegu okręt szwedzki. Wydało się to pułkownikowi podejrzane. Przypuszczenia jego wkrótce się potwierdziły — statek szwedzki osiadł na mieliźnie. Polacy nie zwlekając przystąpili do akcji. Usypali na brzegu szańce, wciągnęli na nie posiadane działa i zaczęli ostrzeliwać okręt. Trzy dni i trzy noce, wśród deszczu i burzy, trwała walka. Żołnierze Lanckorońskiego powoli, lecz uporczywie, krok za krokiem, zbliżali się do okrętu. Szwedzi bronili się ogniem dział i muszkietów. Wytrwałość ich jednak zaczęła się wyczerpywać, tym bardziej iż pozostałe okręty szwedzkie, w liczbie dziewięciu, krążyły daleko, bezskutecznie strzelając I nie mogąc się zbliżyć w obawie mielizn. Ale i położenie Lanckorońskiego nie było świetne — zabrakło chleba dla ludzi, a siana dla koni. Wówczas chwycił się on podstępu: „Uwiązał chustkę swoją i trąbą wezwał załogę okrętową do poddania się, grożąc kulami ognistymi, których nie posiadał, i ukazując ludzi jednych i tych samych po różnych górach dla pokazania swej rzekomej potęgi’1. Fortel udał się — Szwedzi skapitulowali. W ręce Lanckorońskiego poza okrętem o 36 działach trafiło do niewoli 300 Szwedów, w tym dwóch kapitanów — jeden okrętowy, a drugi „żołdacki”. Tylko admirał floty szwedzkiej zdołał się uratować samoczwart na łódce.

Lanckoroński walczył również pod hetmanem Koniecpolskim w latach następnych i uczestniczył w walnej rozprawie ze Szwedami pod Trzcianą w czerwcu 1629 r.

Za położone zasługi król nadał mu w 1646 r. kasztelanię halicką. Później Lanckoroński uczestniczył w długotrwałych wojnach z Kozakami. W roku 1654 został hetmanem polnym koronnym.

W czasie najazdu szwedzkiego, po okresie przejściowego załamania klęskami, w grudniu 1655 r. wrócił na służbę królewską i był jednym z twórców Konfederacji Tyszowieckiej. Stary już i schorowany, popierał czyn zbrojny Stefana Czarnieckiego, widząc w nim swego następcę. W lipcu 1656 r. uczestniczył w trzydniowej bitwie pod Warszawą. Zmarł w niedługi czas potem, w roku 1657.

Był to żołnierz szczery, osobiście mężny i uczciwy. Wychowanek Koniecpolskiego, próbował kontynuować dzieło wielkich hetmanów, acz z mniejszym powodzeniem i w mniej pomyślnych — szczególnie w końcowym okresie życia — warunkach.

Hetman Stefan Czarniecki (1599-1665)

Stefan Czarniecki byt przede wszystkim żołnierzem, zrośniętym nieodłącznie ze swym rzemiosłem wojennym. Gotów do wyrzeczeń i poświęceń, surowy dla siebie i innych, nieubłagany i groźny dla wrogów. Był jednocześnie człowiekiem swej epoki nie wolnym od przywarów szlacheckich. Jednego mu wszakże odmówić nie można — w chwili rzeczywistej potrzeby umiał zapomnieć o sobie i czerpać siły z wiary w moc i wielkość narodu, zdobywając się na czyny, którymi zasłużył na trwałą wdzięczność potomnych.

Nie wiadomo na pewno, kiedy Czarniecki stawiał pierwsze kroki w zawodzie wojskowym. Przekazy źródłowe wskazują bez wątpliwości na jego udział dopiero w wojnie ze Szwecją w latach 1626—1629… Po zakończeniu jej Czarniecki udał się do Niemiec i brał udział przez kilka lat w wojnie trzydziestoletniej, walcząc po stronie cesarza.

Po powrocie do kraju uczestniczył w wojnach z Moskwą i Kozakami. Walczył również z Tatarami, wyróżniając się w bitwie pod Ochmatowem w 1644 r.

Bierze także udział w wojnie z Chmielnickim i pod Żółtymi Wodami dostaje się do niewoli kozackiej. Zwolniony po roku, uczestniczy przez następne lata w nieustannych walkach na wschodzie.

Najważniejsze i najpiękniejsze karty w dziejach swej wojaczki zapisał wszakże Czarniecki podczas najazdu szwedzkiego. Jesienią 1655 r., gdy wojska szwedzkie zalały cały niemal kraj, król Jan Kazimierz szukać musiał schronienia na Śląsku. Przed przekroczeniem granicy zlecił Czarnieckiemu, wówczas kasztelanowi kijowskiemu, zadanie obrony Krakowa. Czarniecki zamknąwszy się w mieście przez trzy tygodnie odpierał ataki Szwedów, a potem wyjednał sobie prawo honorowej kapitulacji i wraz z całym swym wojskiem pomaszerował na Śląsk. Tam skontaktował się z Janem Kazimierzem, który przygotowywał już podjęcie na nowo wojny przeciwko najeźdźcy.

Z rozkazu króla podążył Czarniecki z powrotem do kraju, by zapoczątkować wojnę na szerszą skalę. Poprzedzany królewskim uniwersałem, który wzywał wszystkie stany do walki, Czarniecki organizować zaczął ruch powstańczy na pograniczu śląsko-wielkopolskim i na Podkarpaciu. W końcu grudnia 1655 r. przybył do województwa bełzkiego, które upatrzył sobie na bazę wypadową.

Pod wpływem jego działań, wojska polskie, które przeszły uprzednio na stronę Szwedów, opuściły wroga i zawiązały 29 grudnia 1655 r. konfederację w Tyszowcach, która, wzywając do pospolitego ruszenia, stawiała sobie za cel wypędzenie Szwedów z Polski.

W styczniu 1656 r. król mianował Czarnieckiego regimentarzem i zlecił mu rozpoczęcie kampanii zimowej. W początkach lutego przeszedł on Wisłę, zajął Sandomierz i szturmem zdobył zamek w Zawichoście. Wyciął jego załogę, zaś wziętą do niewoli starszyznę posłał Janowi Kazimierzowi, który przebywał już wtedy we Lwowie. Potem podążył w dół rzeki na spotkanie króla szwedzkiego. Lotna kawaleria Czarnieckiego opadła Szwedów pod Radomiem, dając im się bardzo we znaki. Jednakże pierwsza większa bitwa W otwartym polu pod Gołębiem nad Wisłą wypadła dla Czarnieckiego niepomyślnie. Wojska jego nie były w stanie stawić czoła Szwedom i poszły w rozsypkę.

Od tego momentu Czarniecki zmienia radykalnie swą taktykę. Postanawia skrzętnie unikać większych bitew, zadając za to nieprzyjacielowi wielką ilość, pozornie niezbyt silnych, lecz bolesnych ciosów. Doskonale orientujące się W terenie, obdarzone poparciem ludności wojska polskie zaczęły zaskakiwać ciężko zbrojnego i nieruchliwego przeciwnika, niszcząc jego tabory, znosząc mniejsze oddziały — jednym słowem prowadząc, jak to wówczas trafnie nazwano, „wojnę szarpaną”.

Czarniecki zdawał sobie sprawę, że powodzenie jego akcji zależeć będzie w dużym stopniu od czynnego poparcia ludności, a przede wszystkim chłopów, którym najeźdźcy szwedzcy porządnie dali się we znaki. Celem przyciągnięcia chłopów do walki wydał więc specjalny uniwersał, który głosił: „Pobudzam tedy… aby powstawszy z orężami swymi, nieprzyjaciela niszczyli i gdzieby się jeno pokazał, żadnemu nie folgowali, śmiercią złość ich nagradzając. A jeżeliby do tego panowie poddanym swoim lubo urzędnicy ich drogę zagradzali, zabraniając im znosić nieprzyjaciela, takowy i na substancjej szwankować [i] śmiercią pieczętować będzie”. Wezwanie to nie pozostało bez echa. Chłopi porzucając swe wsie rodzinne, uzbrojeni w kosy i widły, łączyli się w gromady i maszerowali „na Szweda”. Cała południowa część Polski rozgorzała ogniem wojny partyzanckiej.

Tymczasem Karol Gustaw pomaszerował na Lublin, a stamtąd na Zamość. Nie dobywszy tego grodu Szwedzi spróbowali marszu na Lwów, ale nie czując się już widać na siłach niebawem skręcili na zachód w stronę Jarosławia. Pod tym miastem Czarniecki niespodziewanym uderzeniem zniósł szwedzką ariergardę pozostawioną na prawym brzegu Sanu. Również pod Przemyślem udało się Czarnieckiemu zadać wrogowi wiele strat, przy czym około 400 żołnierzy szwedzkich znalazło śmierć w nurtach rzeki.

Odwrót wojsk króla szwedzkiego stawał się coraz trudniejszy. W okolicach Leżajska zebrało się tak wielu chłopów, że trzymali oni armię szwedzką jak w oblężeniu. Czarniecki ze swej strony dzień i noc nie dawał odetchnąć wrogowi, wciąż „kradł” mu po kilku lub kilkunastu ludzi. 28 marca pod Niskiem urządził większą zasadzkę. Umieścił w lasach dwa tysiące uzbrojonych chłopów. Powitali oni Szwedów, ścigających główne siły polskie, niespodziewanym ogniem.

Wkrótce potem wojska szwedzkie ugrzęzły w widłach Wisły i Sanu, oblegane ze wszystkich stron przez oddziały polskie. Po kraju rozniosły się wieści o bliskiej i zupełnej klęsce wroga.

Jednakże w pierwszych dniach kwietnia Czarniecki otrzymał wiadomość, iż na pomoc królowi szwedzkiemu ciągnie z Warszawy silny oddział margrabiego Fryderyka

Badeńskiego. Nie zwlekając wyruszył z częścią wojska na spotkanie nowemu wrogowi.

Dniem i nocą pędziła jazda Czarnieckiego, zatrzymując się tylko na krótkich popasach. 6 kwietnia Czarniecki dopadł pod Kozienicami straż przednią wroga złożoną z 240 rajtarów. Zaledwie kilku z nich zdołało ujść z życiem.

Następnego dnia wczesnym rankiem wojska Czarnieckiego dotarły do Warki. Szwedzi znajdowali się już w odwrocie i byli na północnym brzegu Pilicy. Wódz polski przeprawił niezwłocznie przez rzekę trzytysięczny oddział celem związania nieprzyjaciela, zaś wkrótce przybyła reszta jego wojska. Szarża husarii polskiej, wspartej przez dragonów, rozstrzygnęła bitwę. Szwedzi rzucili się do ucieczki. Na ich karkach pędziła jazda Czarnieckiego. Pościg trwał aż po same rogatki Warszawy. Z korpusu margrabiego ocalała zaledwie piąta część, zginęło natomiast trzy i pół tysiąca żołnierzy.

Była to pierwsza tak dotkliwa porażka poniesiona w tej wojnie przez Szwedów. W swych pamiętnikach Jan Chryzostom Pasek tak ją oceniał: „Czwarta nader szczęśliwa pod Warką wiktoryja, kiedyśmy z Czarnieckim samego wyboru szwedzkiego kilka tysięcy trupem położyli i rzekę Pilicę krwią i trupami szwedzkimi napełnili. Od tego czasu już nutare coepit potęga szwedzka i znacznie słabnieć”.

Rzeczywiście był to przełomowy moment wojny polsko-szwedzkiej. Jednakże trwała ona jeszcze długo i prowadzona była ze zmiennym szczęściem. Ale przewaga strony polskiej występowała coraz wyraźniej. Czarniecki czynny był przez cały czas w polu. Walczył najpierw ze Szwedami na ziemi polskiej, a potem zapędził się za nimi aż do Danii. Wrócił stamtąd dopiero jesienią 1659 roku.

Również w latach następnych niemal co roku wychodził na wojnę. Walczył teraz znowu przede wszystkim na wschodzie, tocząc boje z Moskwą i Kozakami. W roku 1664 został ciężko ranny pod Stawiszczami. Z początkiem 1665 roku zaniemógł bardzo podczas kolejnej wyprawy wojennej i rozkazał wieźć się do Lwowa. Po drodze dowiedział się o nadaniu mu aktem z 22 lipca 1664 roku buławy polnej koronnej. Radosna ta wieść nie na długo jednak pokrzepiła jego siły. Zmarł wkrótce potem nie dojechawszy do Lwowa dnia 16 lutego 1665 roku.

Opracowanie: Leon Baranowski
Buenos Aires, Argentyna

Dodaj komentarz