Wielcy Polacy, Rycerze i Wojownicy

Pułkownik Kazimierz Siemienowicz (zm. w 1650 r.)
General Krzysztof Arciszewski (1592-1656)
Rotmistrz Tomasz Dąbrowa (zm. ok. 1620 r.)

Pułkownik Kazimierz Siemienowicz (zm. w 1650 r.)

Artis magnae artilleriae pars prima (Sztuki wielkiej artylerii część pierwsza) — oto łaciński, według ówczesnego zwyczaju, tytuł dzieła polskiego pułkownika i inżyniera wojskowego, Kazimierza Siemienowicza, o sztuce artyleryjskiej. Dzieło to jest wymownym dowodem, jak wysoki był poziom wiedzy wojskowo-technicznej w dawnej Rzeczypospolitej, stawiając Polskę pod tym względem w czołówce państw europejskich.

Kazimierz Siemienowicz, ubogi szlachcic rodem z Litwy, od najmłodszych lat przejawiał wielki talent i zamiłowanie do nauk matematycznych. Był poza tym wnikliwym obserwatorem. W młodości walczył w kampaniach wschodnich i na Ukrainie, brał udział w szeregu bitew. Najbardziej interesowały go sposób i wyniki użycia artylerii, jej siła ogniowa. Patrzał, notował i wyciągał wnioski.

Spostrzeżenia jego musiały być interesujące, skoro zwróciły nań uwagę otoczenia. Los uśmiechnął się do Siemionowicza — możny magnat, kanclerz Ossoliński, zaopiekował się nim i umożliwił mu wyjazd na naukę do Holandii, która słynęła wówczas ze swej sztuki puszkarskiej. Pobyt w Holandii dał Siemienowiczowi bardzo wiele. Studiował tam pilnie matematykę, mechanikę, pirotechnikę. Poznawał też strony praktyczne sztuki artyleryjskiej i fortyfikacyjnej. Obserwował liczne walki oblężnicze toczącej się wówczas wojny trzydziestoletniej, poznawał sposoby budowy najpotężniejszych twierdz. Wrócił do kraju jako doskonale przygotowany fachowiec, artylerzysta i inżynier wojskowy.

Generałem i dowódcą artylerii koronnej był wówczas Krzysztof Arciszewski. Z jego to rekomendacji król mianował Siemienowicza pułkownikiem artylerii (niektóre źródła mówią, że głównym inżynierem artylerii), powierzając mu funkcję zarządzającego nowo zbudowanym cekhauzem warszawskim (zbrojownią). Siemienowicz zrobił wiele, by zorganizować i wyposażyć stołeczny arsenał, czyniąc go jednym z najbardziej nowoczesnych w Europie.

W 1649 r. Siemienowicz został ponownie wysłany do Holandii. Tutaj kończył pracę nad głównym swym dziełem, które przysporzyło mu sławy, nad znakomitą książką o sztuce artyleryjskiej: Artis magnae artilleriae…

Dzieło to pomyślane zostało przez autora bardzo szeroko. Siemienowicz postanowił zawrzeć w nim całą ówczesną wiedzę o materiałach wybuchowych, o budowie dział, o sposobie ich użycia z punktu widzenia technicznego i częściowo taktycznego. W pięciu księgach, na 285 stronicach in folio, przedstawił szczegółowo zagadnienie po zagadnieniu. I tak np. Księga I poświęcona została matematycznym, fizycznym i mechanicznym podstawom budowy dział i przygotowywania pocisków; zilustrowana jest ona dużą ilością tablic i wykresów. Księga II, ujęta aż w 32 rozdziały, mówi o surowcach, materiałach i narzędziach, używanych w pirotechnice. W Księdze III podane są szczegółowe opisy przygotowywania pocisków miotanych ręcznie bądź z dział. Księga następna opisuje sposób przyrządzania i wypuszczania rac i ogni sztucznych. Wreszcie Księga V i ostatnia mówi o machinach, budowlach, materiałach i pociskach rekreacyjnych i bojowych. Nad innymi tego rodzaju współczesnymi pracami dzieło Siemienowicza górowało bogactwem zebranego materiału, szczegółowością opisu, nowymi, własnymi pomysłami i koncepcjami autora.

Siemienowicz nie zdążył skończyć swego dzieła. Śmierć przerwała mu pracę. To jednak, co zdołał wydać, jest imponujące, O tym, jak wielkie zainteresowanie wzbudziła jego książka, świadczyć może fakt, iż po ukazaniu się oryginału łacińskiego w 1650 r. już w roku następnym wyszły dwa przekłady dzieła: hiszpański i francuski. W roku 1675 Artis magnae artilleriae… ukazała się po raz drugi po francusku, w 1676 r. wyszedł jej przekład niemiecki, w 1729 r. — tłumaczenie angielskie, a wkrótce potem holenderskie.

Wielu autorów podkreśla, iż praca Siemienowicza zachowała, mimo postępu sztuki artyleryjskiej, pełną aktualność jeszcze przez cały wiek XVIII. Najbardziej w niej cenione były opisy kul ognistych, granatów i bomb. W historycznej literaturze fachowo-wojskowej książka polskiego artylerzysty zaliczana jest do dzieł klasycznych.

General Krzysztof Arciszewski (1592-1656)

Czyny jego, przesłonięte wydarzeniami wieków, poszły u nas prawie zupełnie w niepamięć; więcej wiedziano o Arciszewskim za granicą niż w Polsce. Traf jednak chciał, iż przed stu laty uwagę historyków Kalinki i Sobieszczańskiego zwrócił wielki srebrny medal wykopany wraz z innymi skarbami w Korzkwi. Po jednej stronie medalu widniał napis: „Odbierz laur zwycięski — nieprzyjaciel Hiszpan porażony”. A na drugiej wyryte były słowa: „Rycerzowi szlachetnością urodzenia, wojennej i innych nauk biegłością najznakomitszemu, Krzysztofowi z Arciszewa Arciszewskiemu, na pamiątkę dzieł w Brazylii. Zaintrygowało to wielu historyków, którzy rozpoczęli poszukiwania, by ustalić bieg jego życia.

Krzysztof Arciszewski — potomek średniozamożnej ariańskiej rodziny szlacheckiej z Wielkopolski — otrzymał szczególnie gruntowne wykształcenie w kraju i za granicą. Był na dworze kalwina Krzysztofa Radziwiłła, później wiele lat spędził poza krajem. We wszystkim był człowiekiem swej epoki — nie wolnym bynajmniej od wad i przywar szlacheckich.

W roku 1622 na skutek sporu majątkowego zabija palestranta Brzeźnickiego i musi uchodzić za granicę. Trafia tu w wir wojny trzydziestoletniej. Zaciąga się do służby holenderskiej. Bierze udział w odsieczy, a następnie w obronie potężnej twierdzy Bredy. Prawie dwuletni pobyt w tej warowni miał doniosły wpływ na pogłębienie wiedzy wojskowo-technicznej Arciszewskiego. W 1625 r. wraca do kraju, lecz już wkrótce pociąga go znowu wojaczka. Tym razem wstępuje pod francuskie sztandary kardynała Richelieu i uczestniczy w zdobyciu twierdzy Rochelle. Następnie, uczestnicząc w zdobywaniu fortecy Hertogenbosch, wykazał Arciszewski wybitne zdolności i wyróżnił się męstwem. W roku 1629 zaciągnął się do wojsk Kompanii Zachodnio-Indyjskiej i w listopadzie odpłynął do Brazylii, gdzie Holendrzy toczyli wojnę kolonialną z Portugalczykami i Hiszpanami. Przybywszy na miejsce uczestniczył w zdobywaniu twierdz Olindy i Recifu. Zajęcie w 1630 r. wyspy Itamariki, dokonane samodzielnie, przyniosło mu duży rozgłos.

Po krótkim pobycie w Holandii, w 1633 r. został ponownie wysłany do Ameryki Południowej na czele czterech doskonale uzbrojonych okrętów. Następuje okres jego najsławniejszych czynów w Brazylii. Uczestniczy w oblężeniu fortu Nazareth i zdobyciu Porto Calvo. Działając samodzielnie zdobywa fort Arrayal i niszczy w otwartej bitwie, 17 stycznia 1636 r., korpus hiszpański generała de Roxas y Borgia. Dowiódł wówczas Arciszewski, że jest urodzonym wodzem. Talent organizacyjny łączył z lotnością umysłu, przezorność z zuchwałą odwagą. Dał jej dowody np. pod Arrayal. Będąc ranny, gdy nastąpiła wycieczka oblężonych, w koszuli wskoczył na konia i przybył w porę, prowadząc posiłki. Ku upamiętnieniu jego zasług Holendrzy wystawili w Pernambuco kamienny obelisk i mianowali go generałem oraz admirałem floty w Brazylii.

Gdy na tron, po śmierci Zygmunta III, wybrano jego syna, Władysława, między nim a Arciszewskim zawiązała’ się korespondencja. Król zaproponował mu mianowicie przejście na służbę polską. Arciszewski zrazu odmawia — na przeszkodzie stoją względy natury religijnej. Później jednak, skłócony z miejscowym rządem holenderskim w Brazylii, otrzymawszy gwarancję wolności sumienia, wrócił w 1646 r. do Polski. Był to koniec jego wieloletniej służby u obcych. Nosiła ona znamiona przyjętego zresztą wówczas powszechnie kondotierstwa. Jednak Arciszewski nie służy nigdy dla chęci zysku, lecz — jak zawsze podkreślał — „dla sławy i honoru”.

W kraju otrzymał nominację na generała artylerii koronnej. W specjalnym „przywileju” królewskim czytamy z tej okazji: „Wróciwszy zatem do ojczystej zagrody, wsławiony i uzacniony pochwałami obcych ludzi, ażeby nie sądził, iż sława jego, którą już obce królestwa z powodu jego męstwa i dzielności polskiej rozniosły, została poniżona… lecz aby coraz bardziej, jako dzielny mąż z pomnażającymi jego wojenny talent dojrzalszymi latami, mógł się nam i Rzeczypospolitej zasłużyć…”

Z właściwą sobie energią przystąpił Arciszewski do niezmiernie trudnych i odpowiedzialnych obowiązków. W krótkim czasie sporządził inwentarze stanu artylerii w kraju, opisał cekhauzy w całym państwie oraz doprowadził do wielu doniosłych reform i udoskonaleń w dziedzinie artylerii i fortyfikacji. Poprawił i zaopatrzył 8 cekhauzów i dokończył budowy głównego cekhauzu warszawskiego, o którym tak mówi współczesna relacja: „Sławnym będzie Władysław IV, dziś nam panujący, wy- porządzeniem budynku tego, który dziś stoi jakby forteca jaka”. Ważnym osiągnięciem Arciszewskiego było również zbudowanie parku mostowego — mostołodzi, które miały służyć do przeprawy przez Dniestr, Prut i Dunaj na wypadek wojny z Turcją. Mostołodzie te odznaczały się oryginalnością budowy i wygodą w użyciu.

Praca Arciszewskiego została przerwana w 1648 roku wybuchem wojny ukraińskiej. Jako „starszy nad armatą” i główny inżynier kierował on w wojnie artylerią i sprawami zaopatrzenia w broń i amunicję. Poprowadził artylerię koronną pod Piławce, gdzie wskutek panicznej ucieczki wojska 80 dział stało się łupem nieprzyjaciela. Stamtąd podążył Arciszewski do Lwowa i objął kierownictwo obrony miasta. W roku następnym, podczas wyprawy króla Jana Kazimierza pod Zbaraż, zajmował się ubezpieczaniem pochodu, urządzaniem przepraw i fortyfikacji polowych. W czasie bitwy Zborowskiej kierował pracami inżynieryjnymi. Na początku roku 1650, chory i zniechęcony niepowodzeniami, podał się do dymisji. Zmarł w kwietniu 1656 r.

Rotmistrz Tomasz Dąbrowa (zm. ok. 1620 r.)

Pewne fragmenty jego życia, które płynęło przed czterema prawie wiekami, gubią się w niepamięci. Najmniej wiemy o młodości Dąbrowy, o pierwszych latach jego służby wojskowej. Według jednych źródeł służył on za młodu przeciw Turkom u hospodara wołoskiego Iwoni. Główna zasługa jego z tych czasów — jak stwierdzają historycy rumuńscy — polegała na tym, „że swych podwładnych tak wyuczył, iż żołnierze jego w chwilach krytycznych bynajmniej się nie wahali, gdy inni przytomność umysłu tracili”. Są jednak i autorzy, którzy zaprzeczają tożsamości podwładnego Iwoni — Dumbravy z Tomaszem Dąbrową.

Pewny natomiast jest fakt, iż około 1589 r. służył Dąbrowa w rocie husarskiej Urowieckiego na Podolu. Najbardziej wszakże zasłynął w wojnie inflanckiej ze Szwecją, w pierwszych latach XVII wieku, wieku, w którym Szwedzi parokrotnie usiłowali dokonać podboju ziem polskich.

Na teren działań wojennych, do Inflant, przybył na czele własnej chorągwi husarskiej liczącej 100 koni. Służąc najpierw pod rozkazami hetmana Jana Zamoyskiego wziął udział w zdobywaniu twierdzy Felin (17 V 1602) i wyznaczony został pierwszym jej komendantem. W końcu tegoż roku, gdy na miejsce chorego Zamoyskiego przybył hetman Karol Chodkiewicz, Dąbrowa ściągnięty został do pomocy przy oblężeniu Dorpatu. Walka toczyła się w trudnych warunkach surowej zimy, głodu i chorób. Na domiar Szwedzi zorganizowali wyprawę, która znad wybrzeża bałtyckiego ruszyła na odsiecz Dorpatowi. Zadanie odparcia odsieczy powierzył Chodkiewicz Dąbrowie. Wywiązał się on z niego znakomicie, zmuszając Szwedów po krótkiej walce do odwrotu. Niedługo potem (12 IV 1603) załoga szwedzka w Dorpacie skapitulowała.

Zwycięstwo to stwarzało perspektywy całkowitego wypędzenia Szwedów z Inflant. Zamierzając przejść do działań zaczepnych, Chodkiewicz wysłał Dąbrowę w 150 koni na dalekie rozpoznanie, w głąb kraju zajętego przez wroga. Dąbrowa wyruszył ku portowi Parnawa, który był główną bazą operacyjną Szwedów. Zaniepokojeni zjawieniem się polskiego oddziału, postanowili Szwedzi zniszczyć go za wszelką cenę. Organizują pościg, a gdy nie daje on rezultatu, urządzają zasadzkę. Napadnięty znienacka z trzech stron Dąbrowa nie stracił zimnej krwi. Uszykował błyskawicznie swój niewielki oddziałek i przebił się przez szyki kilkakrotnie silniejszych nieprzyjaciół.

Tymczasem Rzeczpospolita nie zdobyła się na większy wysiłek wojenny i walki toczone ze zmiennym szczęściem ciągnęły się dalej. Dąbrowa brał w nich nieprzerwany udział. Walczył w zwycięskiej dla Polaków bitwie pod Białym Kamieniem (25 IX 1604). W roku następnym dowodził już większymi oddziałami.

Gdy w połowie sierpnia 1605 r., idąc w sukurs Szwedom, gen. Mansfeld z 4 tys. zaciężnych Niemców wylądował pod Rygą — Dąbrowa na czele kilku chorągwi otrzymał zadanie obserwowania jego ruchów. Następnie gdy stolica Inflant została oblężona przez nieprzyjaciela, połączył się z idącymi z odsieczą głównymi siłami hetmana Chodkiewicza.

Zbliżała się decydująca rozprawa. Król szwedzki Karol IX dysponujący ponad 14 tysiącami wojska przerwał oblężenie i ruszył na spotkanie Chodkiewicza. Siły tego ostatniego, choć jakościowo bardzo dobre, były bez porównania słabsze — sięgały ledwie 3,5 tys. żołnierzy. Niemniej jednak nieustraszony hetman postanowił przyjąć walkę. Spotkanie nastąpiło 27 września 1605 r. kilkanaście kilometrów na południe od Rygi, pod wsią zwaną Kircholmem.

W mistrzowsko rozegranej tu przez hetmana Chodkiewicza bitwie niemała też była rola rotmistrza Dąbrowy. Dowodził on lewym skrzydłem, w którym skupiona została główna siła uderzeniowa polskiej konnicy: 500 husarzy, 410 petyhorców (rodzaj jazdy litewskiej) i 300 kozaków. Stanowiło to razem ponad 1200 koni, stwarzając na tym odcinku nawet przewagę ilościową nad prawym skrzydłem Szwedów, którym dowodził gen. Mansfeld.

W czasie gdy centrum wojsk szwedzkich związane zostało atakami porucznika Wojny, oddziały Mansfelda wystąpiły do przodu. Na moment ten czekał tylko Dąbrowa, by przystąpić do manewru, który może być zaliczony do najsławniejszych w dziejach naszego oręża. Wiodąc na przedzie ciężkie chorągwie husarskie uderzył on z wielkim impetem jedną chorągwią na czoło, a drugą na prawe skrzydło nieprzyjaciela.

Wróg nie wytrzymał potężnego ciosu. „Jak plewy przed wiatrem — mówi źródło ówczesne (Carolomachia) — tak i rajtary Mansfelda pierzchające gnały i tratowały w u- cieczce własne czworoboki narożne pieszych prawego skrzydła. Teraz petyhorce ruszyli w pogoń, husaria zaś z kopkami dokańczała piechotę przez rajtarię tratowaną i wychodziła na boki i tyły głównych sił szwedzkich”.

Dąbrowa walczył w pierwszym szeregu husarzy, w największym gąszczu bitwy. Z jego ręki miał polec krewny królewski książę Liineburski. Biorąc osobiście udział w walce nie zapomniał jednak o dowodzeniu całością podległych mu sił. Uderzenie husarzy i kozaków kierował wciąż bardziej na prawo, na tyły szwedzkie, a jednocześnie wysunął petyhorców daleko do przodu, by zagrodzić drogę do Rygi uciekającym Szwedom.

Pobici na prawym skrzydle nie oparli się Szwedzi nowemu uderzeniu na lewym i poszli w rozsypkę. Triumf wojsk polskich był całkowity. Armia Karola IX przestała istnieć, tracąc ponad 8 tys. poległych i wielu jeńców. Polacy okupili zwycięstwo zaledwie stratą ok. 100 poległych i 200 rannych.

W latach następnych rotmistrz Dąbrowa walczył jeszcze niejednokrotnie, zawsze występując pod rozkazami Chodkiewicza. W dowód położonych zasług otrzymał od króla starostwo lucyńskie. Zmarł ok. roku 1620.

Opracowanie: Leon Baranowski
Buenos Aires, Argentyna