Wszyscy jesteśmy alkoholikami

Rozmawia Renata Kim; Zdjęcie Marek Szczepański, Newsweek nr 43/2018, 15-21.10.2018 r.

Nie rozumiem, jakimi ścieżkami to idzie, że z człowieka wolności stajesz się piewcą systemu. Kumpel, z którym paliłem trawkę, nagle startuje w Krakowie z list PiS – mówi muzyk i poeta Maciej Maleńczuk

NEWSWEEK: Jak to było z redaktorem Semką?

MACIEJ MALEŃCZUK: Podszedłem do niego w takim saloniku w telewizji TVN, gdzie się czeka na wejście na antenę, podałem mu rękę i powiedziałem: „Witam piewcę dobrej zmiany”. On tylko odwrócił wzrok. Więc, niestety, powiedziałem: „Nie podałeś mi ręki, ćwoku!”.

Jak się poczułeś?

– Odtrącony, troszeczkę się załamałem (śmiech). Patrzyłem na niego, jak odchodził, spocony jak nieszczęście z samego rana, i było mi smutno. Jestem Polakiem i wydaje mi się, że możemy się różnić politycznie, ale dlaczego mi ręki nie podał? Czyżby wiedział, że na koncertach się z niego nabijam?

Jak?

– Mam w repertuarze starą piosenkę warszawską z lat 30. – „Niech żyje wojna”, która bardzo pasuje do współczesnych czasów. Zawsze dedykuję ją młodym ludziom, którzy lubią sobie pomaszerować. Mówię, że jak będzie wojna, to sobie pomaszerują. Dedykuję ją również Bartłomiejowi Misiewiczowi – kawalerowi orderu za ofiarność na polu bitwy. A na koniec mówię, że mój ulubiony redaktor Semka powiedział, że Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku pokazuje zbyt mało pozytywnych aspektów wojny. Uważam to za kpinę w żywe oczy.

Więc kpisz z redaktora Semki.

– Nie sądziłem, że on o tym wie, ale przecież nie są to inwektywy, mam po prostu inne zdanie na temat wojny. Jeżeli ktoś uważa, że ona przynosi jakiekolwiek pozytywne wartości, to należałoby mu strzelić z kałasznikowa w nogę. Ale nadal będę wyciągał rękę do ludzi, którzy myślą inaczej. Spotkałem kiedyś pana Czarneckiego, którego też nie lubię, bo łże jak pies. Podałem mu rękę, on podał mnie. Mimo wszystko nie jesteśmy jeszcze wrogami.

A przywitałbyś się z Ryszardem Terleckim, jednym z czołowych polityków PiS? Znacie się jeszcze z krakowskich czasów.

– On wtedy nie podawał mi ręki, bo uważał, że jestem nikim. On był wielkim hipisowskim guru, a ja tylko początkującym hipisem. Spotkałem go kiedyś w przejściu podziemnym, szedł z kimś, obaj byli pijani. Chciałem powiedzieć: „ej, Pies, co tam?”. Ale nie zdążyłem, uciekł.

Kiedy on się tak zmienił?

– Nie wiem. Nie rozumiem, jakimi ścieżkami to idzie, że z człowieka wolności stajesz się piewcą systemu. Kumpel, z którym paliłem trawkę, nagle startuje w Krakowie z list PiS. Myślę, że w dużej mierze to czysty koniunkturalizm. Przyklejamy się do obecnej władzy, bo wygląda na to, że będzie jakiś czas rządzić. Może i osiem lat wytrzymają. To jest dużo nawet dla 20-latka, a dla mnie, człowieka pod sześćdziesiątkę, to koniec wszystkiego.

Co to znaczy?

– Że nie będzie spokoju w moim życiu, będę cały czas występował przeciwko opresyjnej, prawicowej, homofobicznej władzy, która uważa, że nie ma nic lepszego nad Polaków.

No ale co ci tak odbiera spokój?

– Chociażby to, że już mi ktoś nie podał ręki. Na koncertach robię sobie żarty z „dobrej zmiany” i nikt nie protestuje, raczej wszyscy biją brawo i się śmieją. Ale przeciętny wyborca PiS tam nie przyjdzie, nie da stówki, żeby mi nabluzgać. Więc żyję sobie w kokonie, przekonany, że wszyscy w tym kraju są przeciwni obecnej władzy. A prawda jest inna. Kiedy jeszcze prowadziłem fejsa pod nazwiskiem Maleńczuk, dostawałem setki pogróżek. Grozili, że mi zgwałcą córki, że po Krakowie bezpiecznie nie będę mógł chodzić. Pisali: „wiemy, gdzie mieszkasz, spodziewaj się nas”.

Bałeś się?

– Przez jakieś dwa tygodnie się bałem. Stałem w oknie i czekałem na tych wszystkich, co mi obiecali, że do mnie przyjdą.

Teraz kpisz.

– Słowo daję, że nie! Nikt nie przyszedł, chodzę spokojnie po ulicach, na stacji benzynowej ludzie przybijają mi piątki: „Panie Maćku, jesteśmy po pana stronie”. Jest fajnie. Ale denerwuje mnie, jak podchodzi do mnie zagorzały KOD-owiec i mówi: „Trzymajmy się, panie Maćku, najważniejsze to przetrwać”. I facet ma łzy w oczach.

Czemu cię to denerwuje?

– Nie dajmy się zwariować! Wydaje mi się, że jeszcze żyjemy w demokratycznym kraju. To, że PiS coś tam poszczekuje, że odgraża się, że zaraz się za nas weźmie, przecież nic nie znaczy. Biorą się za tych i za tamtych, ale jakoś nie ma ani jednego procesu. Krzyczą o VAT-owskich mafiach, ale jeszcze nikogo nie złapali.

Ale skutecznie zniszczyli media publiczne, Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy i Krajową Radę Sądownictwa.

– Tak. To prawda.

I mimo wszystko uważasz, że mamy demokrację?

– Zawsze mówię, że żyjemy w najbardziej liberalnym państwie wyznaniowym świata. Nie obcina się nam głów, nie zakuwa w dyby, wciąż możemy demonstrować. Zresztą oni tak mówią: „mamy demokrację, bo możecie demonstrować”. Ale jest w tym delikatna sugestia, że za chwilę już nie będziemy mogli. Poza tym uważam, że człowiekowi, który wstaje rano do roboty, zawozi dzieci do szkoły, demokracja nie jest do niczego potrzebna. Żyjemy w małych środowiskach, w których panują hierarchie, a nie żadna wolność. Jeden jest ważniejszy, a drugi mniej ważny. Bardzo wielu ludzi tęskni za tym, że kiedyś to można było się ustawić. Myślą: gdy byłem w partii, to byłem lepszy. Fajnie było rozkazywać innym. Demokracja to odbiera, więc całkiem możliwe, że szary Polak jej nie chce.

A zdarza ci się spotykać zwolenników „dobrej zmiany”?

– Tak, na mojej wsi. Mieszkam na Podkarpaciu i tam większość głosuje na PiS, bo na co mają głosować? Ksiądz kazał, to tak zrobią. Chłop swoje wie, ale i tak słucha Kościoła.

Rozmawiasz z nimi?

– Pewnie. Mówią na przykład: ,jak to jest możliwe, że sądy nie chcą się podporządkować władzy? Co to w ogóle jest?”.

I co im wtedy mówisz?

– Próbuję tłumaczyć, że to nie tak, ale nie chcę na siłę nikogo przekonywać. Chcę tam spokojnie żyć i nie będę wieszał dziecięcych bucików na bramie kościoła, swoich tez nie będę przybijał.

A co twoi sąsiedzi sądzą na temat takich akcji jak ta z bucikami, przypominająca o ofiarach księży pedofilów?

– Jeżeli chodzi o sprawy seksualne księży, to na wsi dużo się dzieje takich rzeczy. A jak się zaczyna o tym gadać, to najczęściej chłop macha ręką i mówi: „Dobra, przecież wszyscy wiedzą, jak jest. Tak było, jest i będzie”. Mam wrażenie, że ten nietolerancyjny prawicowy ludek toleruje pedofilię księży, a nawet broni ich. Ci moi sąsiedzi to w ogóle są ciekawi. Jak przyjechał do mnie perkusista Calvin Weston, z którym nagrałem ostatnią płytę, to ta moja prawicowa wieś przyjęła go jak swojego. Nie było żadnego problemu, mimo że jest czarny.

Kilka lat temu napisałeś książkę…

– „Chlałem, ćpałem i przetrwałem”. No i widzisz, z alkoholem jest jak z wychowaniem dzieci: wiadomo, że się nie uda, ale trzeba próbować.

Jesteś alkoholikiem?

– Chyba tak, jak każdy z nas. Mam taką tezę, że każdy obywatel tego kraju jest uzależniony od alkoholu.

Mówisz o stanie mentalnym Polaków?

– Nie mentalnym, jesteśmy naprawdę uzależnieni od tego draga. Znajdź mi dziewczynę w wieku 25 lat, która przez tydzień nie wypiła ani jednego piwka czy drinka. Prawie niemożliwe, chyba że jest sportowcem i to w okresie przygotowawczym, bo po zawodach to od razu na bani. Zatem wszyscy w różnym stopniu jesteśmy alkoholikami. Niektórzy się aż z tego picia trzęsą i wylatują im zęby, a drudzy cały czas prowadzą firmę, mają dużo pieniędzy i chleją na umór. Alkohol łączy prawicę, lewicę i wszystkie inne opcje.

A coś nas jeszcze łączy?

– Język. I kultura związana z chrzcinami, ślubami i wszelkiego rodzaju bierzmowaniami, komuniami – to nas też łączy niezależnie od tego, czy jesteśmy heretykami, czy nie. Mimo że jestem niewierzący, deklaruję satanizm wręcz (śmiech) i nie toleruję katolicyzmu, to w tym korowodzie katolickim uczestniczę. Ale to wszystko.

A kiedy tak ze sceny mówisz do publiczności, to co właściwie chcesz przekazać?

– Mnie się wydaje, że chcę głównie opowiedzieć o sobie. I pokazać, że można być niezależnym, że można być bezczelnym, że można żyć po swojemu i nie stosować się do wszystkich reguł, którymi próbują nas otoczyć. Mam wrażenie, że PiS zastraszyło ludzi i bardzo wielu się boi.

Ale czego się boją?

– No właśnie! Czego?! To im próbuję uświadomić, że nie ma się czego bać. Chociaż czasem mam wrażenie, że trzeba nas wziąć za mordę, bo ten naród potrzebuje silnej ręki. Może potrzebujemy ojca, który nas będzie bił? Tylko że potem wszyscy wylądujemy na terapii.

Czy słyszę ton troski?

– Troski o państwo. Tak, jestem prawdziwym patriotą.

Teraz mówisz poważnie?

– Tak. Jestem patriotą i uważam, że nie może sobie prawa strona całego patriotyzmu zagarnąć dla siebie. Zwłaszcza że to jest taki hitleropatriotyzm. Proszę zostawić trochę patriotyzmu dla mnie, bo też jestem członkiem tego społeczeństwa, piszę po polsku, znam język polski, sporo przeczytałem różnych książek w języku polskim. I dlaczego próbuje mi się to odebrać? Kim ja jestem? Oikofobem?

Może perekińczykiem?

– Co? Znam słowo pekińczyk, ale takiego nie.

To człowiek chorągiewka, który porzuca jedno dzieło na rzecz drugiego, a w dużym uproszczeniu – zdrajca. Beata Mazurek nazwała tak Donalda Tuska.

– Czyli perekińczyk to jak na przykład nagrasz płytę śpiewaną, a potem płytę jazzową? Jestem perekińczykiem! Na płycie instrumentalnej potrafię umieścić piosenkę albo na odwrót.

Albo zaśpiewać piosenkę zaangażowaną politycznie.

– „Władimir”! To było w przededniu wojny na Ukrainie, już było słychać pomruki rosyjskiego niedźwiedzia. Jako artysta jestem anteną. Nie komponuję, nie piszę wierszy, ale ściągam coś, co już lata w powietrzu. I był taki okres, gdy słyszałem tylko jedno: Władimir, Władimir, Wladimir. Czasami przychodzi do ciebie jakaś i dręczy, dopóki jej nie zapiszesz. Wiesz, ja z pochodzenia jestem Ukraińcem. Jak usłyszałem, że Putin atakuje Ukrainę, byłem wściekły. A świat się dowiedział, nic nie powiedział. Jak zawsze. Dlatego cały czas Władimirowi powtarzam: „ni chuja!”.

A czy ty przypadkiem nie próbowałeś zarobić na dramacie Ukrainy?

– Ja nie kombinuję w ten sposób. Zresztą moje piosenki się aż tak dobrze nie sprzedają. Daleko mi do 100 tysięcy sprzedanych płyt Dawida Podsiadły czy Agnieszki Chylińskiej. Gdybym chciał, zrobiłbym piosenki Mieczysława Fogga i starsze panie by to kupiły.

Ale Młynarskiego zrobiłeś.

– Młynarski to nie Fogg. Chociaż i tak młodym ludziom się wydaje, że to jakiś stary polski poeta. Ale ja jestem na nim chowany i dumny jestem z tego. Może w przyszłości jeszcze raz to zrobię, ale wtedy tylko piosenki o miłości. Uważam, że to, co najsilniej na człowieka wpływa, to są męsko-damskie relacje miłosne. Potrafią do takiego stanu doprowadzić, że się nie chce żyć. Jak ktoś od ciebie odchodzi albo cię zdradza, to tak, jakby umarł. Albo gdy się dowiadujesz, że twoja dziewczyna puściła się z kimś, kogo nie lubisz. To potrafi zniszczyć człowieka.

Tak sobie rozmawiamy, a ja wciąż nie mogę się zorientować, co ty naprawdę myślisz.

-Boja mam osobowość ambiwalentną. W niektórych kwestiach jestem prawicowy, na przykład się nie rozwodzę. Nie zostawię rodziny samej tylko dlatego, że mi się jakaś dziewczyna spodoba, dalej będę mężem i ojcem. Ale jedno jest pewne: prawdopodobnie zawsze będę wolnym człowiekiem, mimo że małżeństwo to niewola. Aleja sobie tej niewoli narzucić nie dam. I moja żona o tym wie.

A co by było niewolą?

– Chociażby to, że nie mógłbym spojrzeć na inną.

A żonie dajesz wolność?

– Tak. Ale z tego, co wiem, nie korzysta z tego. Mnie się w ogóle wydaje, że kobiety w Polsce mają średniowieczne myślenie. Każda z nich przystępuje do ślubu z założeniem, że to jest jej ostatni facet. I każdej się wydaje, że facet tak samo kombinuje. A samiec jest samcem i tego nie zmienisz. A wracając do tematu, uważam, że każdy ma prawo spać, z kim chce, ale rodzina jest rodziną i koniec. A swoją drogą często się zastanawiam, jak to jest, gdy w prawicowej rodzinie rodzi się dziecko, które dorastając, staje się homoseksualne.

Rodzi się homoseksualne.

– Tak twierdzisz?

Tak twierdzi nauka.

– Nie potwierdzam tego, ale OK, to w tym momencie jestem prawicowy. Z mojego doświadczenia wynika, że 99 proc. dziewczyn jest biseksualnych. A to, że faceci postanawiają się łączyć w pary męsko-męskie często wynika z tego, że boją się kobiet. Wolą pójść do łóżka z kolegą niż z koleżanką, bo nie wiedzą, jak się zachować. No, nie wierzę w to, że ktoś się rodzi homoseksualny. Ale wielu mężczyzn któregoś dnia decyduje się na homoseksualizm, a wcześniej miało dzieci, było w normalnych związkach, nie?

Oj, oj, oj…

– Uważam, że to jest wymysł. Ale ja to, po pierwsze, toleruję, a po drugie – co kogo obchodzi, z kim kto śpi. Odczepcie się wszyscy, dajcie ludziom jakąś sferę prywatności. Dlatego uważam, że te parady równości to rodzaj narzucania się: zobaczcie, my tacy jesteśmy, wy też tacy możecie być. Wydaje mi się, że tak nie powinno być.

A mnie się wydaje, że następnym razem redaktor Semka poda ci rękę.

– Tak? Proponuję lewą.

Opracowanie: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych