Wielcy Polacy, Rycerze i Wojownicy

Stanisław Brzóska (1832-1865)
Kapitan Maciej Bezkiszkin (zm. w 1864 r.)
Rotmistrz Mitrofan Podhaluzin (zm. w 1866 r.)

Stanisław Brzóska (1832-1865)

Wywodził się z zagrodowej szlachty, tak licznie rozsiadłej na Podlasiu. Zrazu rozpoczął studia świeckie, nie kończąc ich jednak wstąpił do seminarium duchownego. Po uzyskaniu święceń był najpierw wikarym w Sokołowie Podlaskim, potem w Łukowie. Niezwykłe były jednak kazania tego księdza. Oprócz nauk moralnych usłyszeć w nich można było wiele gorących, patriotycznych akcentów, wiele radykalnych, rewolucyjnych haseł.

Ks. Brzóska nie pozostał na uboczu ruchu rewolucyjnego, który w latach 1860—62 ogarnął ziemie Królestwa Polskiego. Przejął się nim gorąco i stał się jego szermierzem. Zachowanie młodego księdza zwróciło uwagę władz carskich, które aresztowały go i zasądziły na dwa lata twierdzy. Został jednak wypuszczony przed terminem — na mocy ogólnej amnestii.

Represje nie zachwiały postawy Brzóski. Niezwłocznie po opuszczeniu więzienia wszedł w skład rewolucyjnej organizacji „czerwonych” jako naczelnik cywilny powiatu łukowskiego.

Wybuch powstania w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 r. zastał go na posterunku. Wespół z Gustawem Zakrzewskim Brzóska uderzył na czele 300 pieszych i 50 konnych powstańców na Łuków. Znajdowało się tam kilka rot kostromskiego pułku piechoty. Oddziały carskie wyparto z koszar. Sformowały one jednak czworobok na rynku i tu kontynuowały walkę. Umiejętnie rozstawiwszy swych nielicznych strzelców w oknach i za rogami domów, Brzóska raził znajdujących się na otwartym placu nieprzyjaciół.

Śmiało przeprowadzony napad uwieńczony został sukcesem. Wróg poniósł znaczne straty i został zmuszony do opuszczenia miasta. Łuków był wolny. Lecz nie udało się go Brzósce długo utrzymać. Rankiem, otrzymawszy posiłki, wojska carskie odebrały miasteczko. Brzóska cofnął się ze swą partią w lasy.

Dołączył wkrótce do oddziału płk. Lewandowskiego. U jego boku walczył bez wytchnienia ponad dwa miesiące. Jak zwykły żołnierz, z karabinem czy kosą w ręku, stawał niejednokrotnie do boju. Walczył w bitwie pod Siemiatyczami, Woskrzenicami i Gręzówką. W czasie potyczki pod Staninem, 1 kwietnia 1863 r., został ciężko ranny w nogę.

Na kilka tygodni musiał opuścić plac boju. W czerwcu, gdy tylko siły mu na to pozwoliły, znów wrócił do akcji. Przyłączył się teraz do oddziału Krysińskiego i odbył z nim całą letnią kampanię 1863 r. na Podlasiu i Lubelszczyźnie. W sierpniu, podczas przegranej bitwy pod Fajsławicami, zdołał ujść pogromu i od tej pory zaczyna działać samodzielnie, na czele niewielkiego oddziału.

Ciężka choroba wyrywa go znowu na pewien czas z szeregów. Gdy wrócił — była już zima. Powstanie na Podlasiu konało. Brzóska zdołał jednak zebrać kilkudziesięciu rozbitków z różnych partii i utworzył z nich konny oddział. Początkowo zamierzał dołączyć do innej partii, przekonał się jednak wkrótce, iż w lasach panuje już pustka. Ostatni najdzielniejsi uchodzili na południe, za kordon graniczny.

Na pojedynczy oddziałek Brzóski wojska carskie organizują nie kończące się obławy. Oddział wymyka się jednak sprytnie wrogowi, lecz w końcu — wiosną 1864 r. — zostaje rozbity.

Ale Brzóska i wtedy nie rezygnuje z walki. Znowu zbiera kilkunastoosobową grupę — są to wytrwali partyzanci, weterani wielomiesięcznych walk. Znaczny procent wśród nich stanowią byli żołnierze carscy — Polacy i Rosjanie — dla których pozostała tylko alternatywa: walka lub śmierć.

Przez szereg miesięcy ukrywa się Brzóska w gąszczach lasów jackich, od czasu do czasu organizując dalsze wyprawy. We wrześniu 1864 r. przeniósł swe główne obozowisko do Borów Seroczyńskich.

Władze carskie dokładały wszelkich starań, by wytropić i zniszczyć ostatni oddział partyzancki. Istnienie jego zaprzeczało komunikatom głoszącym o całkowitej likwidacji powstania; z iskierki tej mógł znowu rozgorzeć większy płomień. Zaoferowano więc Brzósce znaczną sumę pieniędzy i gwarancję wolnego wyjazdu za granicę. Gdy propozycje te zostały z pogardą odrzucone, rozszerzono akcję wojskową. Kilkanaście sotni Kozaków dzień w dzień, noc w noc przeszukiwało teren. Robiły obławy po wioskach, przeczesywały lasy. Brzóska był jednak nieuchwytny. Siłę jego stanowiła pomoc chłopów podlaskich, którzy go wspomagali, żywili i strzegli.

Z nadejściem zimy 1864/65 r. Brzóska podzielił swój oddział na kilka mniejszych części i zaszył się w wioskach. Wówczas to we wsi Przewózki dopadli go w nocy z 28 na 29 grudnia 1864 r. Kozacy. Brzóska nie stracił jednak przytomności umysłu. Przebił się przez nieprzyjaciół ze stratą dwóch ludzi, uchodząc z dwoma innymi.

Wiosną 1865 r. pozostał Brzóska już tylko we dwójkę z ostatnim, najwierniejszym towarzyszem —- kowalem Wilczyńskim z Łukowa. Wreszcie 29 kwietnia dom we wsi Spytki, w którym przebywali, zostaje otoczony przez wojsko. Po krótkiej walce Brzóska ulega przemocy.

Wkrótce potem, 23 maja 1865 r., bohaterski ten partyzant zginął — mężny do końca — na szubienicy ustawionej na rynku w Sokołowie.

Kapitan Maciej Bezkiszkin (zm. w 1864 r.)

Bezkiszkin należy do licznego grona tych Rosjan-rewolucjonistów, którzy w roku 1863 przystąpili z bronią w ręku do powstania i bili się za wolność Polski.

Był przedtem oficerem carskiej armii, sztabskapitanem zawichostskiej brygady straży pogranicznej. Służąc na ziemi polskiej widział ucisk i prześladowania Polaków i nie mógł się z tym pogodzić. Wierząc jeszcze naiwnie w dobre intencje cara Aleksandra II wystosował do niego memoriał O sposobach likwidacji wrogości między Polakami a Rosjanami. Postulaty jego były dość skromne — proponował likwidację najbardziej jaskrawych przejawów dyskryminacji ludności polskiej. Odpowiedzi się nie doczekał. I to zapewne było jednym z powodów złożenia wkrótce potem podania o zwolnienie z wojska.

W wielkiej burzy dziejowej gubią się losy poszczególnych ludzi. Po latach można odtworzyć na podstawie dokumentów tylko fragmenty ich działalności, które po zestawieniu nie dają jednak pełnego obrazu. Podobnie ma się rzecz i z Bezkiszkinem. Wiemy o niektórych faktach, mówiących o znacznej roli, jaką odegrał w powstaniu, a jednocześnie tracimy go z oczu na okres kilku tygodni, a nawet miesięcy, i nie możemy powiedzieć nic lub prawie nic, co wówczas robił i gdzie walczył.

Trudno jest stwierdzić dokładnie, kiedy Bezkiszkin przystąpił do powstania. Niektóre źródła mówią, że już na początku powstania szkolił on 300 żołnierzy powstańczych dla oddziałów Langiewicza. Potem uszedł za granicę. Na polu walki zjawia się ponownie w czerwcu 1863 r. Przedostał się wówczas z Galicji na teren Królestwa Polskiego silny oddział powstańczy pod dowództwem pułkownika Zygmunta Jordana. Dnia 20 czerwca stoczył on pod Komorowem bitwę z wojskami carskimi. Źródła rosyjskie w liczbie poległych wtedy wymieniają również nazwisko Bezkiszkina. Nie jest to wiadomość prawdziwa. Bezkiszkin walczył zapewne pod Komorowem, być może został nawet ranny — ale nie zginął. Przedostał się w głąb kraju, w Góry Świętokrzyskie. Rozległe bory porastające zbocza gór dały wtedy schronienie niejednemu oddziałowi partyzantów. Bezkiszkin utworzył tu również partię powstańczą. Nie była ona liczną — wynosiła zaledwie kilkadziesiąt osób. Odznaczała się jednak wielką ruchliwością. Operowała na dużej przestrzeni, na północ od Kielc, między Opatowem a Opocznem. Prowadziła akcję zwiadowczą dla potrzeb powstania, napadała na mniejsze garnizony wojsk carskich.

Bezkiszkin spędził w powstaniu całe lato i jesień 1863 roku, wytrwał również przez ciężką zimę. Ale najgorsze czasy przyszły na wiosnę 1864 roku. Powstanie już upadało, rwały się nici organizacji, brak było kierownictwa, gasła wola walki. Dowództwo carskie dokładało wszelkich starań, aby zgnieść powstanie przed nastaniem lata. Obława następowała za obławą. Brały w nich udział tysiące żołnierzy z artylerią.

10 marca 1864 r. ruchome kolumny carskie wykryły w lasach powiatu opatowskiego oddział Bezkiszkina. Wywiązała się zaciekła walka, powstańcy odparli przednie oddziały wroga, lecz musieli się cofnąć w głąb puszczy przed nadciągającymi głównymi siłami. Bezkiszkin przesunął się na północny zachód, ale i tutaj, w pobliżu Opoczna, trafił dnia 17 marca na nową obławę. I znowu nierówna wałka, odwrót i kluczenie po lasach.

Tylko najbardziej wytrwali i ofiarni mogli wytrzymać w tych warunkach. Większość cofała się już za kordon graniczny lub, schowawszy broń, rozchodziła po domach. Bezkiszkin trwał jednak nadal. Historyk Walery Przy- borowski podaje, iż jeszcze w kwietniu 1864 r. działał on ze swym oddziałkiem w Sandomierskiem.

Nadeszła jednak taka chwila, kiedy osłabłym od nieustannych marszów i głodu powstańcom wypadła broń z ręki. Oddział rozpadł się i nie było już siły, która by mogła go na nowo odtworzyć. Bezkiszkin pozostał sam. Miał jedno tylko wyjście — ucieczkę za granicę. Przedzierał się lasami, dążąc na południe. 27 kwietnia, w momencie gdy przecinał pole, by dostać się z jednego lasu do drugiego, dopadł go lotny oddział kubańskich Kozaków. Jaka mogła być walka jednego, słaniającego się na nogach powstańca z grupą kilkudziesięciu Kozaków? A mimo to Bezkiszkin bronił się do ostatka strzelając z pistoletu do napastników. Uległ jednak przemocy, Kozacy obezwładnili go i poprowadzili skrępowanego do Radomia. Dowódca kubańskiej sotni, podpułkownik Zankisow, za schwytanie tak „niebezpiecznego przywódcy bandy powstańczej” przedstawił do odznaczenia dwóch oficerów i trzech szeregowych.

W Radomiu rozpoczęło się śledztwo. Bezkiszkin zachował się podczas niego z wielkim męstwem. Na zniewagi, którymi obrzucił go przewodniczący komisji śledczej, odpowiedział uderzeniem w twarz. Mszcząc się za to władze carskie skazały go nie na rozstrzelanie, jako byłego wojskowego, lecz na bardziej hańbiący wyrok — na powieszenie. Maciej Bezkiszkin zginął na szubienicy w Radomiu 17 maja 1864 r.

Legenda o bohaterskim powstańcu Bezkiszkinie długo żyła wśród ludu ziemi kieleckiej. W wiele lat później usłyszał ją Stefan Żeromski. Wywarła ona na nim wielkie wrażenie. Jak sam o tym wspomina: „We wczesnej młodości, na ławie szkoły rosyjskiej pisałem był długi poemat pt. Bezkiszkin, wysnuty z klechd domowych, z opowiadań ludzi prostych, z wieści sekretnej naszych lasów kieleckich. Opisywałem rymami dzieje rosyjskiego oficera, który poszedł do naszego powstania, a pojmany w potyczce, tracony był na szubienicy…”

Rotmistrz Mitrofan Podhaluzin (zm. w 1866 r.)

Znany rosyjski demokrata i emigrant polityczny Aleksander Hercen, zwracając się do żołnierzy armii carskiej, stacjonujących na ziemi polskiej, pisał w roku 1854: „Nie narodu rosyjskiego bronicie w Polsce. Naród rosyjski nie prosi was o to i po pierwszym swoim przebudzeniu wyrzeknie się on was i przeklnie wasze zwycięstwa. W Polsce bronicie bezprawnych roszczeń caratu. Na ziemi polskiej nie znajdziecie sławy wojennej. Czeka was tam inna sława — sława pojednania i sojuszu”.

W latach następnych do problemu tego nawiązywał Hercen, a także inni rewolucjoniści rosyjscy, którzy niejeden raz podkreślali, iż „Polaków i Rosjan ten sam skuwa łańcuch” i tylko wspólna walka wiedzie do zwycięstwa i wolności.

Wezwania te nie pozostały bez echa. Wielu wojskowych rosyjskich razem z Polakami włączyło się do pracy konspiracyjnej, a potem ofiarnie walczyło w szeregach powstania styczniowego. Wśród nich wyróżnia się Mitrofan Podhaluzin, junkier 4 pułku Kozaków dońskich.

Z przekazów źródłowych wiadomo, iż z ruchem polskim współdziałał on już w 1861 r. M. in. był wówczas współorganizatorem i uczestnikiem wielkiej demonstracji patriotycznej w Horodle. Jesienią 1862 r. macierzysty pułk Podhaluzina wrócił nad Don, ale w maju następnego roku ponownie przerzucony został do Polski, by uczestniczyć w tłumieniu powstania. Wówczas to najprawdopodobniej Podhaluzin porzucił carskie szeregi, by walczyć „za wolność Waszą i naszą”.

Swoją służbę w szeregach powstańczych rozpoczął Mi- trofan Podhaluzin jako zwykły żołnierz w oddziale pułkownika Dionizego Czachowskiego, znanego ze swej dyscypliny i sprawności bojowej. Jednak już wkrótce jako kawalerzysta przeniesiony został do oddziału jazdy krakowskiej rotmistrza Junoszy.

Tutaj dopiero mogły się w pełni rozwinąć jego przymioty żołnierskie. Ksawery Lipowski, przyjaciel Podhaluzina z czasu jego późniejszego pobytu w Galicji, w artykule pt. Mitrofan Podhaluzin — męczennik sprawy polskiej podkreślał: „Nieustraszonym męstwem, prawdziwie lwią odwagą i bez granic poświęceniem wprawił w po- dziwienie cały oddział i zwrócił baczną uwagę rotmistrza Junoszy, na którego przedstawienie porucznikiem z oddaniem dowództwa nad plutonem mianowany został”.

Jako dowódca konnego plutonu Podhaluzin potrafił zdobyć sobie zaufanie kolegów i przełożonych. Wkrótce też na wniosek Junoszy powierzony mu został samodzielny oddział kawalerii z rejonem działania w województwie sandomierskim.

Oddział ten, liczący około 40—60 szabel, pełnił głównie służbę zwiadowczą oraz ubezpieczał większe oddziały piechoty powstańczej. Aby łatwiej móc wykonywać te zadania, Podhaluzin ubrał swoich żołnierzy w mundury kozackie, tak że łudząco przypominali jazdę wroga. Nie chodziło tu zresztą tylko o podstęp i fortel wojenny, bowiem znaczną część żołnierzy Podhaluzina stanowili dezerterzy z wojska rosyjskiego, głównie dragoni i kozacy. We współczesnych wspomnieniach oddział ten określano niejednokrotnie po prostu jako formację „kozaków powstańczych”.

W październiku 1863 r. oddział Podhaluzina został wcielony do kawalerii generała Czachowskiego. Jednakże już w nocy z 5 na 6 listopada podczas postoju Czachowskiego zaskoczył silny oddział jazdy wroga. Generał zginął w tej walce, a Podhaluzin został ranny i stratowany przez konie. Najpierw leżał ukryty w chłopskiej chacie, zaś po kilku tygodniach przewieziono go na dalszą kurację przez kordon graniczny do Mielca.

Po wyzdrowieniu nie zwlekając wrócił na pole walki do Królestwa Polskiego. W uznaniu położonych zasług Podhaluzin awansowany został do stopnia rotmistrza i objął dowództwo olkuskiego szwadronu jazdy, który wchodził w skład krakowskiego pułku kawalerii powstańczej.

Zadaniem Podhaluzina było, podobnie jak przedtem, pełnienie służby zwiadowczej i ubezpieczanie głównych sil powstańczych. M. in. w nocy z 18 na 19 lutego 1864 r. z polecenia generała Hauke-Bosaka osłania pod Cisowem odwrót sił powstańczych powstrzymując w nierównej walce postępy atakujących wojsk carskich.

Dwa dni później wziął udział w ataku na Opatów. Dyspozycja do boju nakazywała Podhaluzinowi „na czele najdzielniejszych i odważnych*1 zdobycie części koszar kozackich. Uderzył pierwszy, torując drogę postępującej za nim piechocie. Postawione zadanie Podhaluzin w pełni wykonał, niemniej próba opanowania Opatowa zakończyła się dla powstańców niepomyślnie. Miasta nie udało się zdobyć i atakujący odstąpili w nieładzie, ponosząc poważne straty. Odtąd w województwach krakowskim i sandomierskim, które najdłużej się jeszcze trzymały, następuje nieodwracalny upadek powstania.

Podhaluzin nie ustępował jednakże z placu boju. W coraz trudniejszych warunkach kompletował od nowa swój oddział. Zdolność odnawiania rozbitych szeregów to jedna z zasadniczych cech, stanowiących o wielkiej żywotności powstania. Cechą tą odznaczał się również Podhaluzin. „Czynny, pracowity, formował i musztrował drużyny, na których czele stawał kilkakrotnie jako dowódca do boju” — pisze o nim jeden z współtowarzyszy walki. Wytrwał też Podhaluzin aż do samego końca — do maja 1864 r. Dopiero gdy powstanie upadło ostatecznie, wycofał się do Galicji.

Ukrywał się tam pod przybranym nazwiskiem Jana Zalewskiego i był przez „bardzo wielu mieszkańców pomocny i wysoko ceniony”. Niedługo jednak przebywał na wolności. Władze austriackie aresztowały go i osadziły w więzieniu w Tarnowie, zaś w marcu 1865 r. wydały „w łańcuchach okutego na pastwę i śmierć niechybną” w ręce carskich oprawców.

Pierwszym etapem męczeńskiej drogi Podhaluzina były Kielce, gdzie rozpoznano go jako słynnego powstańca „Huragana”. W Radomiu Podhałuzin przyznał się, że jest zbiegłym z wojska junkrem 4 dońskiego pułku kozackiego. Przewieziono go następnie do Cytadeli warszawskiej, gdzie poddano niezwykle przewlekłemu, 20-miesięcznemu śledztwu. Musiała być jakaś przyczyna, która skłaniała władze carskie do tak długiego zajmowania się Podhaluzinem. Najpewniej chodziło o wydobycie od niego jakichś ważnych wiadomości, dotyczących organizacji rewolucyjnej. Niczego się jednak nie dowiedziano. Najlepszym tego dowodem był wyrok śmierci, zatwierdzony 30 listopada 1866 r., tj. w czasie gdy tego rodzaju kar wobec powstańców już nie stosowano. Sąd uznał Podhaluzina winnym: „a) zdrady stanu, zasadzającej się na ucieczce w 1863 r. ze służby do polskich buntowników, na pobycie w godności oficera w różnych bandach buntowniczych i na udziale wraz z nimi w wielu walkach przeciwko wojskom; b) dowodzeniu następnie oddzielną bandą; c) ukrywaniu się pod cudzym nazwiskiem za granicą, w Austrii…”

Na mocy tego wyroku rotmistrz powstańczy Mitrofan Podhałuzin zginął od kul plutonu egzekucyjnego w fosie Cytadeli warszawskiej 4 grudnia 1866 r. Był to ostatni stracony przez siepaczy carskich uczestnik powstania styczniowego.

Hercen dowiedziawszy się o śmierci Podhaluzina napisał pełen oburzenia artykuł pt. Nasza sprawiedliwość, w którym demaskował obłudę i okrucieństwo carskiej „sprawiedliwości”.

Czyn i ofiara Mitrofana Podhaluzina zapisały się złotymi zgłoskami na zawsze w dziejach braterskiego współdziałania polskich i rosyjskich rewolucjonistów w walce ze wspólnym wrogiem — samowładztwem carskim.

Opracowanie: Leon Baranowski
Buenos Aires, Argentyna