Kto się boi Magdaleny F-DP

Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 2/604, 11-17.01.2019

W poważnych krajach tłumacze tak wysokiej rangi prześwietlani są niezwykle dokładnie. Sprawdza się nie tylko ich znajomości (nawet jeszcze z czasów liceum), lecz także ich preferencje seksualne. Osoby pełniące tak ważne funkcje powinny być starannie obserwowane przez odpowiednie służby i okresowo poddawane badaniom na wykrywaczu kłamstw.

Jak wiemy, w ubiegły czwartek tłumaczka Magdalena Fitas-Dukaczewska wezwana do prokuratury w charakterze świadka odmówiła składania zeznań. Śledztwo dotyczy katastrofy smoleńskiej, a konkretnie wątku tzw. zdrady dyplomatycznej. Mieli się jej dopuścić funkcjonariusze publiczni upoważnieni do występowania w imieniu Polski w stosunkach z Federacją Rosyjską. Oczywiście wszyscy wiemy, że głównie chodzi tu o ówczesnego premiera Donalda Tuska. Rozumni ludzie doskonale wiedzą, że rzecz dotyczy śledztwa najwyższej wagi państwowej, czyli wyjaśnienia przyczyn największej od czasów II wojny światowej tragedii naszego narodu. Teraz o tym, czy Fitas-Dukaczew- ska będzie zwolniona z zachowania tajemnicy państwowej zadecyduje sądowa „kasta nadzwyczajnych ludzi”. Niestety jak to już u nas bywa natychmiast uaktywnili się rosyjscy agenci wpływu oraz ci, którzy marzą o obaleniu obecnego rządu i zmaterializowaniu się hasła Agnieszki Holland, żeby było tak jak było. Niemal wszystkich „protestantów” sprzeciwiających się przesłuchiwaniu tłumaczki wymienił z imion i nazwisk Tomasz Pernak w swoim artykule Żona Cezara zamieszczonym w poprzednim numerze „Warszawskiej Gazety”. Niestety zapomniał o jednym.

Wśród tych, którzy zaapelowali do Fitas-Dukaczewskiej o „trzymanie gęby na kłódkę” znalazł się także mój ulubieniec, profesorek Jasio Hartman z żydowskiej loży „Synów Przymierza”, a swój wyjątkowo faryzeuszowski wywód zamieszczony na stronie postkomunistycznej „Polityki” z premedytacją skierował do czytających jego wypociny tumanów, którym da się wmówić wszystko. Jasio pisze:

Magdalena Fitas-Dukaczewska, znana i zasłużona tłumaczka konferencyjna, obsługuje polityków najwyższej rangi, niezależnie od ich przynależności politycznej. Dziś jej nazwisko stało się ogniskiem skandalu, który może mieć dewastujący wpływ na polską dyplomacją i bezpieczeństwo państwa na wiele lat. Rzecz jasna, Pani Fitas-Dukaczewska nie jest negatywną bohaterką tego skandalu – jest jego ofiarą, a wraz z nią cała Polska.

To jednak tylko niewinny początek. Dalej Hartman uderza w histeryczne wysokie tony:

– Aby móc kąsać po kostkach swego potężnego politycznego wroga, reżim brnie w tę hucpę, jak zwykle czyniąc wokół spustoszenie polityczne. Aby „grzać temat” i „grillować Tuska”, wymyślono, aby przesłuchać Magdalenę Fitas-Dukaczewską, która miałaby odpowiedzieć prokuratorowi, co mówili Tusk z Putinem. A teraz mocna końcówka, w której Hartman niczym mafioso wzywa do omerty, czyli niepisanego sycylijskiego prawa nakazującego członkom mafii milczenie. Profesorek pisze:

– Milczenie Pani Magdy to nie tylko kwestia jej własnej postawy etycznej i patriotycznej – śmiem powiedzieć, że to racja stanu.

I teraz przechodzimy do sedna. Hartman w swoim tekście nie tylko pomija nadzwyczajną wagę śledztwa. On także nie zająknął się, że tłumaczka, o której mowa, jest żoną gen. Marka Dukaczewskiego, szkolonego przez rosyjskie GRU byłego szefa WSI. W czasach PRL Dukaczewski był oficerem wywiadu wojskowego i pracował w Zarządzie II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli instytucji zupełnie podporządkowanej Kremlowi. Warto dodać, że w czasach stalinowskiego terroru zarówno jego ojciec, jak i matka swoje kariery robili jako pracownicy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, czyli byli po prostu ubekami. Hartman doskonale wie, że ktoś taki jak „pani Magda” w żadnym poważnym kraju nie mógłby być tłumaczem tak wysokiej rangi właśnie z powodu troski o bezpieczeństwo państwa i jego rację stanu. Jasio wiedząc, że swoją publicystyczną szmirę adresuje do ćwierćinteligentów, czyli tak zwanych dzbanów, wmawia im, że:

– Dla dyplomacji to sytuacja fatalna – niemalże związanie rąk. Odtąd wszelkie poważne rozmowy będą musiały odbywać się z pomocą tłumaczy obcych, o co specjalnie trzeba będzie zabiegać lub – w innych przypadkach – na co trzeba będzie się godzić, z wiadomej obu stronom przyczyny.

Nie mówi im jednak, że mężuś „pani Magdy” występuje w archiwach Stasi, do których dotarł brytyjski wywiad MI-6. Wynika z nich:, że Dukaczewski już po upadku komunizmu był zaangażowany w działalność wywiadowczą, wymierzoną przeciwko Stanom Zjednoczonym i Wielkiej Brytanii. Jest więc odwrotnie, niż pisze Hartman, ponieważ prawdziwym skandalem dla polskiej dyplomacji jest to, że ktoś taki jak Miagdalena Fitas-Dukaczewska przez długie lata towarzyszyła całej klasie politycznej III RP. Była tłumaczką premiera Leszka Miliera, Donalda Tuska, Bronisiawa Komorowskiego. Niestety osoba, która nie powinna być dopuszczona do żadnej tajemnicy państwowej, była też do 2008 roku tłumaczką śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, co dobitnie ukazuje nam, jak pokracznym i żenująco niepoważnym jest państwowy potworek, czyli III RP powołana do życia podczas geszeftu stulecia sprzed 30 lat. Włos się jeży na głowie, jeże!! przypomnimy sobie, że to Fitas-Dukaczewska pełniła rolę tłumacza podczas rozmowy w cztery oczy między Lechem Kaczyńskim i prezydentem USA Georgem Bushem, która odbyła się w rezydencji na Helu w 2007 roku. Według oficjalnego komunikatu rozmawiano c tarczy antyrakietowej i stosunkach z Rosją. To wtedy niedoszły „premier z Krakowa” Jan Maria Rokita grzmiał na całą Polskę:

– Pan Dukaczewski to jest postać, która stała się symbolem nieformalnych powiązań w WSI przez ostatnie 15 lat. W polskiej polityce i polskim życiu publicznym jest to jeden ze złych symboli, najgorszych zjawisk ostatnich lat. Jest to symbol ciemnych, niejasnych powiązań w polskim życiu publicznym. Rzeczą w najwyższym stopniu naganną jest, że przyjaciółka generała Dukaczewskiego jest tłumaczką najbardziej poufnych rozmów prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Ten sam Rokita milczał już, kiedy Fitas-Dukaczewska była tłumaczką podczas najbardziej poufnych rozmów premiera Donalda Tuska i prezydenta Bronisława Komorowskiego.

W poważnych krajach tłumacze tak wysokiej rangi prześwietlani są niezwykle dokładnie. Sprawdza się nie tylko ich znajomości (nawet jeszcze z czasów liceum), lecz także ich preferencje seksualne. Osoby pełniące tak ważne funkcje powinny być starannie obserwowane przez odpowiednie służby i okresowo poddawane badaniom na wykrywaczu kłamstw. Tak więc wierni czytelnicy profesorka Jasia Hartmana powinni w końcu zrozumieć, że on, udając, że pisze ze skupioną I poważną twarzą zawodowego pokerzysty, tak naprawdę kpi z nich i traktuje ich jak zwykłych idiotów.

Jeszcze na koniec wrócę do dawno zapomnianego już skandalu podczas szczytu Unii Europejskiej w Barcelonie, który odbył się w marcu 2002 roku. Media ujawniły wówczas nagranie, na którym stary komuch, a w tamtym czasie podsekretarz stanu w gabinecie premiera Leszka Millera, Tadeusz Iwiński sięga pod żakiet pewnej bliżej nieznanej opinii publicznej tłumaczki i przyciąga ją do siebie, a następnie klepie po pośladkach. Cc najciekawsze owa tłumaczka nie protestowała i najwyraźniej z takimi końskimi zalotami była od dawna oswojona. Niewiele osób wie, że tamta pieszczona przez towarzysza Iwińskiego kobieta to właśnie dzisiejsza Jasiowa „pani Magda” której postawę etyczną i patriotyczną profesorek tak bardzo dzisiaj podziwia. Jasiu, to nie tylko twoi czytelnicy, ale i ty sam jesteś wyjątkowym dzbanem, sprzedając lewackiej gawiedzi takie głodne kawałki.

O czym rozmawiali z zagranicznymi politykami byli premierzy, prezydenci i ministrowie Polski, skoro dziś uważają, iż to jest ich prywatna sprawa i nikt nie powinien się tego dowiedzieć?

Tajne rozmowy z Putinem

Mówimy o wyjaśnianiu sprawy wypadku, w którym zginęło 96 najważniejszych polskich urzędników i wojskowych. Jeżeli prokuratura uważa, że wiedza tłumaczki Tuska w tej sprawie może być pomocna, to nie ma takiego powodu, aby nie nakazać jej odpowiedzieć na pytania.

Bogdan Konopka – Byli polscy prezydenci, premierzy i ministrowie spraw zagranicznych III RP zaprotestowali przeciwko planom przesłuchania Marty Fitas-Dukaczewskiej, tłumaczki rozmów Donalda Tuska i rosyjskiego prezydenta Władimira Putina z kwietnia 2010 r. Przekonują oni, że domaganie się od tłumaczki informacji o przebiegu oficjalnej rozmowy dwóch szefów rządu byłoby złamaniem „zasady zachowania przez tłumaczy pełnej tajemnicy rozmów politycznych” i „naraziłoby polską dyplomację na utratę wiarygodności w przyszłych kontaktach zagranicznych” Histeria, która wybuchła w mediach i wśród opozycyjnych polityków musi szokować Przecież chodzi o śledztwo w sprawie śmierci 96 najważniejszych w państwie osób. W takim wypadku zwalnia się przecież z tajemnicy nawet dziennikarzy, jeżeli mają coś ważnego do powiedzenia. Na dodatek mowa nie o prywatnej rozmowie Donalda Tuska, ale o oficjalnej rozmowie premiera Polski z ówczesnym premierem Rosji. Tego typu rozmowy powinny i tak być odnotowywane w dokumentach dyplomatycznych, z uwzględnieniem ich pełnego przebiegu. Polskie państwo nie jest prywatną firmą, ale podmiotem prawa międzynarodowego, które ma ciągłość Następcy każdego premiera czy prezydenta mogą i powinni mieć wgląd w ich rozmowy z zagranicznymi politykami, przede wszystkim aby móc prowadzić świadomą i skuteczną politykę. To jest standard w zachodnich demokratycznych państwach. O czym rozmawiali z zagranicznymi politykami byli premierzy, prezydenci i ministrowie, skoro dziś uważają, iż to jest ich prywatna sprawa i nikt nie powinien się tego dowiedzieć?

Niemoralne propozycje i tajemnicze spotkania

Minister Spraw Zagranicznych i marszałek Sejmu, w czasach rządów PO-PSL, Radosław Sikorski w wydanej niedawno książce „Polska może być lepsza. Kulisy polskiej dyplomacji” ujawnił, że Donald Tusk otrzymał od Władimira Putina propozycję rozbioru Ukrainy. Kilka lat temu, gdy taka wypowiedź została mu przypisana przez zagraniczny portal, zapewniał, iż doszło do nieporozumieniu. Teraz jednak otwarcie o tym napisał. Pytanie czy informacja, iż Rosja oficjalnymi kanałami weryfikuje chęć Polski uczestniczenia w likwidacji państwa ukraińskiego, znajduje odzwierciedlenie w stosownych notatkach i dokumentach? Nie można przecież prowadzić sensownej polityki zagranicznej, nie wiedząc, jakie naprawdę są nasze relacje z kluczowymi graczami w Europie i na świecie.

Głośno w sprawie przesłuchiwania Marty Fitas-Dukaczewskiej (prywatnie żony jednego z ostatnich szefów Wojskowych Służb Informacyjnych generała Marka Dukaczewskiego) protestował były prezydent Bronisław Komorowski. W jego wypadku taki protest nie dziwił. Wziął on bowiem udział w zupełnie nieformalnym spotkaniu 8 lipca 2011 r. z byłym szefem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa Nikołajem Patruszewem. Według brytyjskich służb specjalnych Patruszew jest odpowiedzialny za zamordowanie byłego pułkownika FSB Aleksandra Litwinienki w 2006 r., który uzyskał azyl w Wielkiej Brytanii. Pytanie dlaczego urzędujący polski prezydent spotykał się z jednym z najwyższych rangą rosyjskich szpiegów nigdy nie zostało wyjaśnione, ani zdementowane. Co ciekawe, tej sprawy „nie cisnęła” także dawna opozycja z PiS mająca przecież od 2015 r. pełnię władzy.

W co gra Rosja?

Żadne rozmowy szefów państwa polskiego z ich zagranicznymi odpowiednikami nie są i nie mogą być tajne. Muszą powstawać z takich rozmów wyczerpujące raporty albo przynajmniej notatki informacyjne. Rosja jest kluczowym państwem, które ma wpływ na bezpieczeństwo Polski i całego naszego regionu. Od czasu, gdy 20 lat temu władzę w Rosji przejął Władimir Putin, Rosjanie systematycznie prowadzą politykę odwojowywania wpływów dawnego Związku Sowieckiego. Z tego punktu widzenia nie może być żadnych tajnych rozmów polsko-rosyjskich, o których wiedzy nie mogła by otrzymać kolejna władza. To tak jakby przy zmianie lekarza opiekującego się pacjentem nie dawać mu wglądu w diagnozy tych, co leczyli wcześniej.

Radosław Sikorski w wydanej niedawno książce „Polska może być lepsza. Kulisy polskiej dyplomacji” ujawnił, że Donald Tusk otrzymał od Władimira Putina propozycję rozbioru Ukrainy. Kilka lat temu, gdy taka wypowiedź została mu przypisana przez zagraniczny portal, zapewniał, iż doszło do nieporozumieniu. Teraz jednak otwarcie o tym napisał.

Rosja prowadzi od kilkunastu lat aktywną politykę dzielenia polskiego społeczeństwa. W dużym skrócie można powiedzieć, iż celem rosyjskiej polityki jest to, aby Polacy się zajęli sami sobą. Czyli im bardziej polskie społeczeństwo będzie podzielone, tym dla Rosjan lepiej. Rola Rosji w katastrofie smoleńskiej bywa pokazywana w różny sposób. Nie ulega jednak wątpliwości, że Rosjanie – zakładając, iż jako państwo mają czyste sumienie w zakresie samej katastrof – zrobili wszystko, aby uczynić z niej narzędzie destabilizowania polskiej polityki. Chociażby zatrzymując bezprawnie wrak po katastrofie. Przez wiele lat wystarczyło, aby Rosjanie umyli wrak, czy też „dali się nagrać” na jego pokazowym niszczeniu, aby powodować perturbacje w polskiej polityce. Czy Rosja samodzielnie wymyśliła tę grę? A może miała partnerów po stronie polskiej, którym na rękę było takie podzielenie Polaków?

Marta Fitas-Dukaczewska zdecydowała się odmówić zeznań o przebieg rozmowy Tusk-Putin. W jej wypadku mamy do czynienia z tzw. tajemnicą zawodową. Artykuł 180 Kodeksu Postępowania Karnego przewiduje, iż z tej tajemnicy może tłumacza zwolnić prokurator i sąd.

Głośno w sprawie przesłuchiwania Marty Fitas-Dukaczewskiej protestował były prezydent Bronisław Komorowski. W jego wypadku taki protest nie dziwił. Wziął on bowiem udział w zupełnie nieformalnym spotkaniu 8 lipca 2011 r. z byłym szefem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa Nikołajem Patruszewem. Pytanie, dlaczego urzędujący polski prezydent spotykał się z jednym z najwyższych rangą rosyjskich szpiegów, nigdy nie została wyjaśniona ani zdementowana.

Nie mówimy o błahej sprawie, ale o wyjaśnianiu sprawy wypadku, w którym zginęło 96 najważniejszych polskich urzędników i wojskowych. Jeżeli prokuratura uważa, że wiedza tłumaczki Tuska w tej sprawie może być pomocna, to nie ma takiego powodu, aby nie nakazać jej odpowiadania na pytania. Podkreślmy jeszcze raz: mówimy o treści rozmów dwóch premierów, a także – zapewne – pomniejszych rozmów, jakie ówczesny premier Tusk odbywał w dniu katastrofy 10 kwietnia 2010 r. lub 3 dni wcześniej podczas swojej wizyty w Smoleńsku. Dodatkową sprawą, która wymaga wyjaśnienia, jest fakt zgody wyrażonej przez Donalda Tuska na to, aby wojskowy samolot prezydenta Polski uznać za lot cywilny i powierzyć Rosjanom prowadzenie śledztwa. Te kwestie trzeba wyjaśnić.

Fakt, iż blisko 9 lat po katastrofie nadal nie wiemy, dlaczego do niej doszło ani dlaczego śledztwo w tej sprawie przybrało operetkowy charakter, każe tę sprawę traktować śmiertelnie poważnie.

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.