Jesteśmy szachownicą dla UE i dla Rosji

Z Wojciechem Cejrowskim rozmawia Maciej Pieczyński, DoRzeczy, nr 6, 3-9.02.2020 r.

MACIEJ PIECZYŃSKI: Kto będzie kandydatem Wojciecha Cejrowskiego na prezydenta: Andrzej Duda czy Krzysztof Bosak?

WOJCIECH CEJROWSKI: Swojego kandydata miałem raz – Marka Jurka. Stanowisko prezydenta jest w Polsce symboliczne. Owszem, można by sporo zrobić nawet na tym symbolicznym urzędzie, ale… trzeba by mieć tam mężczyznę, a do tego siłę w Narodzie popierającą działania tego mężczyzny. Siłę, która do niewielkich uprawnień formalnych dodawałaby moc ulicy. Piłsudski miał tę siłę nawet, gdy siedział w Sulejówku, a urzędy piastowali inni.

Dzisiaj w Polsce jest zasadniczo obojętne, kto jest prezydentem. Ponieważ nie jesteśmy w stanie obalić tego złego systemu i uchwalić sobie (z woli Narodu/ ulicy) nowej konstytucji, całkiem innej od systemów obowiązujących w UE, tonie ma znaczenia, kto będzie kolejnym prezydentem. Dobra… znaczenie jest, ale kosmetyczne. Duda się nie upija i nie skacze po meblach. Bosak też nie.

Tak czy inaczej trudno dostrzec jakiekolwiek szanse kandydata Konfederacji. Zapewne więc Andrzej Duda będzie jedynym liczącym się kandydatem prawicy na prezydenta.

Lewicowej „prawicy”.

Podsumowując kadencję urzędującego prezydenta… Za co najbardziej by go pan pochwalił?

Za nic. Urzędników się recenzuje i raczej szuka błędów, niż chwali. Oni chwalą się sami, my już nie musimy. Gdy sprawdzamy komuś maturę z matematyki, szukamy błędów i to nie jest złośliwe, lecz normalne. A gdy błędów nie ma, piszemy, że zdał i tyle.

A za co by go pan najbardziej skrytykował?

W ramach swoich uprawnień przypinał ordery, ale powinien też wiele odebrać. Nadawał tytuły profesorskie, a powinien wiele odebrać. Skoro ma uprawnienia do nadzwyczajnego uniewinnienia, to ma też – per analogiam – prawo do nadzwyczajnego wznowienia sprawy niesłusznie zamkniętej. Nie odbierał tytułów generalskich, a wiele powinien. Mianował nowych ambasadorów, a ważniejsze byłoby, gdyby wielu usunął, i KONIECZNIE powinien. Zapraszał, a ja bym chciał, by także wypraszał kogo trzeba. Nie wchodził w konflikty, gdy trzeba było i mógł. Nie usłyszałem z jego ust nigdy mocnego słowa, a powinienem: „Nie podpiszę wam tego gównianego budżetu. Proszę mi przynieść inny! Taki, który nie zadłuża Ojczyzny”.

Skoro podjął się tej roboty, powinien dokładnie przeczytać instrukcję obsługi stołka – zobaczyć, co mu wolno, i skorzystać z uprawnień w sposób, którego nikt się nie spodziewał. Mógłby przynajmniej wylansować jakąś polską markę, bo nie mamy żadnej marki międzynarodowej. Finlandia ma Nokię i wódkę, a to nie jest kraj większy ani lepszy od Polski. Dania ma czekoladę, Ekwador ma banany. A my?

Na wszystkich przyjęciach dyplomatycznych, które Duda organizował, powinno być zawsze wyłącznie polskie żarcie: polska kiełbasa, pierogi i polskie miody do picia zamiast wina. I powinien organizować takie przyjęcia, by o nich wszyscy pamiętali i bili się o zaproszenia. Bolesław Chrobry był mężczyzną. Najpierw przewiózł cesarza Ottona przez nasz kraj, chwaląc się Polską, potem przez trzy dni stawiał żarcie, a po wszystkim kazał zapakować srebrne i złote naczynia i podarował je cesarzowi w prezencie. Tak się robi politykę.

Mój śp. Ojciec zabrał kiedyś do katedry w Pelplinie Ellingtona – bardzo sławnego muzyka jazzowego z USA. W dzieciństwie Ojciec służył w tej katedrze do Mszy Świętej biskupowi, więc miał chody. Zwiedzili średniowieczny zabytek, a potem Ojciec sadza Ellingtona przy organach, które są starsze niż Stany Zjednoczone, i pozwala mu zagrać. Koncert jazzowy na zabytkowych organach. Ellington pyta, czy może jeszcze zagrać… rock and rolla. Ojciec mu na to mówi: „Graj! Tylko głośno!”. Ellington opowiadał o tym potem w USA przez całe lata, za każdym razem, gdy ktoś wspomniał o Polsce. Mój Ojciec, nawet w ramach bardzo ograniczonych uprawnień, umiałby wycisnąć z urzędu prezydenckiego więcej niż Duda. Wycisnąć dla Polski. Tak żeby długo pamiętali i dobrze wspominali. To nie jest wina Dudy ani żadnego innego kandydata, ale jest to ich cecha – nie mają fantazji ani pomysłów spoza pudełka z pomysłami, które stało na biurku, zanim przyszli. Wszyscy są tacy sami – nijacy.

Duda gościł amerykańskich generałów. Nie słyszałem potem, by któryś opowiadał w USA: prezydent Polski zabrał mnie na polowanie i polowałem na bizony. Wiedziałeś, że oni tam mają bizony?

Czy Andrzej Duda ma z kim przegrać?

A kto jest w zestawie pionków?

Zacznijmy od niżej notowanych kandydatów. Nie przepada pan za PSL, ale Władysław Kosiniak-Kamysz ostatnio zrobił się bardziej konserwatywny, przed wyborami dogadał się z Kukizem, przez co głosi więcej wolnorynkowych postulatów… Wierzy pan w tę zmianę?

PSL jest jak prostytutka, daje każdemu, byleby zarobić. A Kosiniak-Kamysz nie ma twarzy prezydenckiej i słabo gada. W przypadku, gdy osobowość się nie liczy, twarz musi być przyjemna. Nie jego wina, ale ma twarz jak pupka. Może powinien zapuścić brodę lub wąs Witosa. Już na sam wygląd jest zbyt miękki na przywódcę. Gdybym był z Kosiniakiem -Kamyszem w knajpie i zaczęłaby się bijatyka, nie liczyłbym na to, że mnie obroni. A tego właśnie oczekuję od prezydenta – że nas obroni.

Małgorzata Kidawa-Błońska miała być nową, lepszą twarzą Platformy. Bo taka sympatyczna, otwarta, koncyliacyjna… Domyślam się, że do poparcia PO nikt nie byłby w stanie pana namówić, ale może na tle swoich partyjnych kolegów Kidawa- -Błońska sprawia przynajmniej dobre wrażenie?

Z buzi dama, owszem. I z polskich polityków żeńskich najlepiej zrobiona – włos, makijaż, biżuteria. Nie wygląda jak chłop z broszką (i tu akurat, wbrew pozorom, myślę o Merkel), nie wygląda jak wredna baba z bazaru (i tu zgodnie z przypuszczeniem, myślę – owszem – o Kopacz). Nie wygląda też wcale jak Róża Thun. Czyli z wyglądu ma dużo zalet. Innych zalet nie ma wcale. Margaret Thatcher umiała napastnika obezwładnić za pomocą torebki, Kidawa-Błońska… nie widzę jej w roli osoby wydającej rozkazy generałom.

Kandydatce Platformy głosy zabierze pewnie Szymon Hołownia. Był pan kiedyś jego gościem w programie TV Religia. To było starcie konserwatywnego „katola” Cejrowskiego z liberalnym „fajno-katolikiem”. Stwierdził pan wówczas, że Hołownia „sam się wykluczył z Kościoła”. Jednak to przecież publicysta katolicki, tyle że bardziej liberalny…

Wodzirej z TVN? Nie studiuję twórczości tej grupy. Papież Franciszek też bywa od czasu do czasu „liberalnym publicystą katolickim” i wtedy ta twórczość cuchnie herezją. Tamto nagranie w TV to był rok 2012? Już wtedy nie powinien dostawać Komunii Świętej – w sprawie aborcji oraz związków sodomskich Hołownia publicznie przeczy doktrynie Kościoła.

A czy ma szanse namieszać w polskiej polityce?

To zależy, kto go wyznaczył i kto go niesie. Talami rzeczami jak kandydatury prezydenckie w Polsce nie rządzą Naród ani wolny rynek, ani swobodny wybór. Kandydaci są wyznaczani. Jesteśmy szachownicą dla UE i dla Rosji. Głosujemy, ale przy szachownicy siedzą gracze ukryci i to od nich zależy, kogo zbiją, a kto ostatecznie zostanie. Pionek na szachownicy może sobie nie zdawać sprawy Z tego, że ktoś go posuwa, ale to nie pionek prowadzi tę grę. Hołownia jest raczej adiutantem niż generałem.

Namieszać na pewno miał prof. Tomasz Grodzki. To dopiero miała być nowa twarz PO. „Marszałek jest człowiekiem uczciwym, lekarzem z powołania, a jest obrzydliwie atakowany, bo jest śmiertelnym zagrożeniem dla PiS jako symbol zwycięstwa w Senacie” – powiedział Tomasz Siemoniak, broniąc Grodzkiego w sprawie zarzutów korupcyjnych, jak pan to skomentuje?

Nie musiał pan cytować. Gdy wiem, kto się wypowiedział, nie muszę już słyszeć co powiedział, bo wiem z góry, co powie. Pan też wie. Każdy nasz czytelnik wie. Politycy są jak katarynki i mają rozpisane role. Nigdy poza te role nie wychodzą.

Grodzki jeździł do Brukseli w sprawie polskich ustaw sądowych, zaprosił do Polski Komisję Wenecką… W zasadzie prowadzi równoległą do MSZ politykę zagraniczną. Co PiS powinien z tym fantem zrobić?

Ważniejsze jest, co z tym fantem zrobił – nic.

PiS cieszył się z wyboru Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej. Tymczasem jej zastępczyni – Vera Jouroua – postępuje wobec Polski podobnie jak wcześniej Timmermans. A nawet idzie dalej – próbuje ingerować w polskie ustawodawstwo sądownicze jeszcze w trakcie ich procedowania. To Unia taka silna czy Polska taka słaba?

Brak mężczyzn: „A zjeżdżaj mi, babo, stąd! Polska jest niepodległa, ja zostałem demokratycznie wybrany na prezydenta, a ty, babo, zostałaś jedynie mianowana na swój stołeczek, więc zjeżdżaj. Marszałek Senatu wszedł w moje kompetencje prezydenckie, z nim sobie pogadam potem, ale ty, babo, od razu wynocha! Wygrasz wybory w Polsce, to pogadamy, ale teraz WON”. Takie mniej więcej miałbym oczekiwanie wobec prezydenta Dudy w tej sprawie. Oczywiście ja mu tu napisałem tylko taki bryk, jeżeli chciałby zmodyfikować gramatykę i styl na bardziej osobisty, proszę bardzo, choć zasadniczo wcale nie ma po co. Niech zacytuje wprost.

Tym razem powodem świeckiego oburzenia Komisji Europejskiej jest ustawa wprowadzająca odpowiedzialność dyscyplinarną sędziów m.in. za kwestionowanie wyboru innych sędziów czy za „działalność publiczną niedającą się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów”. PiS mówi, że takie rozwiązania są potrzebne, żeby skończyć z upolitycznieniem sądownictwa. Opozycja mówi, że to „ustawa kagańcowa”, zamach na wolność i pierwszy krok do polexitu. Może więc Wojciech Cejrowski ucieszyłby się, gdyby z powodu wojny z sędziami wyrzucono nas z Unii?

Polexit to nie to samo co wyrzucenie z UE. Exit znaczy wyjście – samodzielne i suwerenne, a wyrzucenie to działanie wbrew woli uczestnika dyskoteki, którego wykidajło wystawia za drzwi. Na wyrzucenie z Unii trzeba by wymyślić inne słowo (polwon, polgo], ale zasadniczo jest mi obojętne, w jaki sposób Polska opuści UE; byle wreszcie opuściła ten klub zadłużonych bankrutów jadących na deficycie, klub otwartych granic, przez które wlewa się terroryzm, klub tęczowych nauczycieli ‘wuefu.

Czy naprawdę cieszyłby się Wojciech Cejrowski rolnik? Przecież Unia taka hojna, dotacje daje!

Dotacje psują wolny rynek i prowadzą do zadłużenia. Gdy istnieją dotacje, robi się całą masę inwestycji nierynkowych lub nikomu niepotrzebnych – bo jest forsa do wzięcia i władza będzie głupio wyglądała, gdy nie weźmie. Bierze więc i buduje coś na wyrost, coś niepotrzebnego – za cudze pieniądze stawia się rzeczy niekoniecznie potrzebne, przydatne i rentowne. Gdy inwestuję własną forsę, oglądam każdą złotówkę pod światło, czy aby na pewno warto wydać. I buduję oszczędnie. Dotacje są słodkie, ale niezdrowe – jak cukierki, od których wypadają zęby.

Dotacje do rolnictwa powodują, że ceny na produkty rolne są niezgodne z ekonomią. Urzędnik reguluje wysokość dotacji, czyli ustala ceny żywności, a w kapitalizmie ceny powinien ustalać wolny rynek. Potem, nagle, na dotacje brakuje forsy [bo… nastąpił brexit i jest mniej składek) i wtedy rynek się wali.

Stryj mi od kilku lat tłucze do głowy, że mam OBOWIĄZEK brać dotacje: „Okradają cię wysokimi podatkami, to sobie przynajmniej trochę odbierz w formie dotacji do swojej ziemi”. I… stryj chyba ma rację. Ja tę odzyskaną forsę zainwestuję lepiej i stworzę więcej miejsc pracy, niż stworzyłoby państwo z moich podatków.

Wie pan, za co Unia płaci? Mam kilkanaście hektarów łąki. Z powodu unijnych utrudnień w hodowli nie puszczam tam na razie bydła. Dotacja do łąki, której się nie uprawia nowoczesnymi metodami, lecz kosi za pomocą starej ręcznej kosy – ochrona żabek, zaskrońców i polnych myszy – dotacja do takiej łąki jest dużo wyższa niż to, co mogę zarobić, gdybym zbierał siano traktorem. Czyli bardziej mi się opłaca, gdy łąka nie jest wykorzystywana gospodarczo. I chyba tak właśnie zrobię – co mi obca przemoc wzięła (w podatkach), kosą odbierzemy. Przelecę łąkę kosą, a oni mi za to zapłacą. Za technologiczne cofnięcie się w rozwoju do czasów pierwszej wojny światowej!

Tak, wiem, że Unia nas demoralizuje, okrada z pieniędzy i odbiera nam niepodległość, jednak na razie jakoś musi pan sobie radzić i prowadzić biznes w zdemoralizowanym, okradanym i podległym Unii kraju. Przecież pan sobie radzi…

Radzę sobie świetnie, ale radziłbym sobie dużo lepiej w Polsce położonej poza Unią. Coraz więcej kapitału inwestuję za granicą. Czy o to nam chodziło? O taką Polskę? Nie wszyscy mogą tak jak ja wyprowadzić część interesów za ocean.

Sprzedaję moje żyto do piekarni Machela. Przepiękna rodzinna firma piekarska. Założył ją ojciec, potem przekazał w ręce synów, zięciów i szwagrów. Mają już kilkanaście piekarni w Kotlinie Kłodzkiej. Mieliby sto, gdyby tu panował zdrowy wolny kapitalizm, wolny rynek. Tak, my, rzemieślnicy, rolnicy, producenci, „musimy sobie radzić”. A ja bym wolał, żeby Polski przedsiębiorca wyzwolił się kiedyś z tego „musimy” i mógł wreszcie rozwinąć skrzydła bez ograniczeń. Jakich? Przykład: produkuję najczystsze żyto – od wielu lat pola nie były pryskane ani nawożone żadną chemią – ale UE utrudnia mi jego sprzedaż. Nie mogę na etykiecie napisać „eko”, „bio”, „zdrowa żywność” – wszystkie te słowa są w Unii zarejestrowane i oznaczają żyto gorsze od mojego. Gdybym nie był pisarzem, to nie umiałbym znaleźć słów na etykietę, za pomocą których mogę podać prostą prawdę. Za komuny zajmowaliśmy się omijaniem głupich przepisów i teraz podobnie. Przykład drugi: wyprodukowałem ostry sos z papryki. Mogę go sprzedawać prosto z gospodarstwa i sprzedaję, ale żeby go w piekarni Machela postawić na półce obok chleba, przechodzę „procedury”. Trwają już ponad pół roku. Przed wojną odpowiedzialność za mój sos brałbym ja przed sklepikarzem, a sklepikarz przed swoim klientem. I biznes kręciłby się dużo szybciej.

Wróćmy do „ustawy kagańcowej”, bo mi pan nie odpowiedział…

Bardzo dobra nazwa – kaganiec, kajdany. Sędziowie powinni przed kimś odpowiadać za swoje czyny i zaniechania. Nie tylko przed innymi sędziami, lecz także przed pozostałymi gałęziami władzy. Władze mamy trzy – ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Ta trzecia jest bezkarna, bo odpowiada jedynie sama przed samą. To niedobrze. Sędziowie nie powinni być sędziami we własnej sprawie. Ktoś inny powinien ich wywalać i zatrudniać. Większość sędziów powinna być wybierana przez swoje lokalne społeczności, pozostałą część nominuje prezydent, a potem zatwierdza lub nie parlament – tak byłoby lepiej.

Dzisiaj jest tak, że prezydent może blokować parlament za pomocą weta.

Sejm może blokować władzę wykonawczą za pomocą budżetu. Może też odwołać premiera lub postawić urzędnika władzy wykonawczej przed Trybunałem Stanu. Parlament można podać do sądu – ustawa trafia do Trybunału Konstytucyjnego.

A jak w obecnym układzie ukarać lub zablokować władzę sądowniczą? Nie ma mechanizmu. Niedobrze. Ta jedna z gałęzi władzy nie odpowiada przed nikim, poza samą sobą.

Ogólnie każda władza, cała władza powinna mieć nałożony kaganiec i kajdany – inaczej system idzie w kierunku tyranii. Wszystkie trzy władze powinny mieć możliwość blokowania pozostałych – wtedy utrzymuje się zdrowa równowaga sił. Każda z tych władz ma być niezależna, ale jednocześnie możliwa do zablokowania przez dwie pozostałe.

Sędziowie powinni też odpowiadać za konsekwencje swoich złych wyroków: sędzia wypuścił złodzieja na warunkowe, złodziej na warunkowym dokonuje rabunku – sędzia odpowiada za współudział. Wyrok pierwszej instancji został podważony w instancji wyższej – sędziemu nie płaci się za pierwszą instancję, bo odwalił fuszerkę. Im się ogólnie powinno płacić na akord – honorarium od sprawy, a nie pensja. Wtedy procedowaliby dużo szybciej i baliby się wyroków podważalnych, bo za wyrok podważony nie ma honorarium.

Rozmawialiśmy już o spotach z Brukselą, to teraz przejdźmy do konfliktu z Moskwą. „Zostaliśmy zaatakowani najwyższymi ustami w Rosji, w związku z tym najwyższe usta w Polsce powinny odpowiadać” – tymi słowami komentował pan grudniowe oskarżenia ze strony Putina pod polskim adresem. Jednak na zaczepki prezydenta Rosji odpowiedział bardzo ostrym listem otwartym premier Morawiecki, którego porównał pan z „sekretarką”. Może to nawet lepiej – obniżając rangę odpowiedzi, Polska pokazała, że nie traktuje insynuacji Putina poważnie?

Jeżeli Polska nie traktuje insynuacji Putina poważnie, to niedobrze. Rosja jest graczem dużo większym od Polski, mocniejszym, ważniejszym na arenie międzynarodowej. Z głosem Rosji się liczą, z głosem Polski mniej albo wcale. A dowodem na to jest to, że Putin w Izraelu przemawiał, a Polska nie. Putina cytuje się na całym świecie – czyli Putin bardzo głośno i w dużym nakładzie publikuje oskarżenia na temat Polski. Odpowiadanie mu nawet najostrzejszym listem, ale urzędnika niższego szczebla, powoduje, że polski głos nie jest słyszalny, nie jest cytowany. Gdyby zareagował prezydent, a potem premier, a potem jeszcze Konwent Seniorów polskiego parlamentu i prymas, i Związek Ofiar, i ogólnie WSZYSCY; gdybyśmy wywalili ambasadora Rosji i zrobili aferę – całą SERIĘ głośnych ruchów w tej sprawie – to może udałoby nam się z polskim głosem przedrzeć. Może ktoś by nas zacytował w tych samych miejscach, w których cytowano Putina.

Janusz Korwin-Mikke stwierdził, że Polska nie powinna w ogóle odpowiadać na ataki Putina, bo z kłamcami się nie dyskutuje, kłamców nie traktuje się poważnie. To jakbym słyszał Wojciecha Cejrowskiego, mówiącego: „Z głupkami nie warto rozmawiać”.

Putin nie jest głupkiem. Jest bardzo potężnym przeciwnikiem o ogromnej sile propagandowej. To, co opowiada o Polsce, to nie są głupoty, lecz propaganda i polityka historyczna. Niemcom pasują „polskie obozy śmierci”, Rosji też pasują i pasują Izraelowi. Jeżeli to kłamstwo na temat „polskich zbrodni” zostanie przez świat uznane za prawdę historyczną, to będzie nas kosztowało nie tylko 300 balonów z paragrafu 447, lecz także dodatkowe odszkodowania na rzecz ofiar „wymordowanych przez Polaków”. To nie są głupoty, które opowiada głupek – to jest ogromne zagrożenie.

Skrytykował pan Andrzeja Dudę za to, że postanowił nie pojechać na Światowe Forum Holokaustu do Izraela. „Prezydent nie może się obrażać! Ma walczyć!” – komentował pan. Jednak przecież to byłaby kompromitacja, gdyby Andrzej Duda musiał biernie wysłuchiwać rosyjsko-izraelskiej, sprzecznej z naszą, wizji historii, nie mając przy tym prawa głosu…

Nie mówiłem, że ma jechać na siłę i siedzieć cicho. Mówiłem, że nie powinien się poddawać, lecz WALCZYĆ O PRAWO DO WYPOWIEDZI. Że powinien tak długo i mocno walczyć, aż w końcu ustąpią i po- jedzie przemówić, a Polska odzyska głos.

A może zgadza się pan z Hanną Gronkiewicz- -Waltz, że to błąd, bo nieobecni nie mają prawa głosu? I że Duda w razie jakichś skandalicznych wypowiedzi mógł zwołać konferencję prasową i opowiedzieć, jaka ta Rosja jest zła?

Ponieważ z głupkami nie warto rozmawiać, więc słów HGW komentował nie będę. Działalność jej urzędu w sprawie kamienic to gang szmalcowników, więc tym bardziej powinna siedzieć cicho.

I w dodatku za kratkami.

Co prawda, w Jerozolimie przemawiał Putin, nie było zaś Dudy, jednak prezydent Rosji, wbrew przewidywaniom wielu komentatorów, nie zaatakował Polski wprost. Pod niebiosa wychwalał Armię Czerwoną za pokonanie Hitlera, mówił o „pomocnikach nazistów”, ale nic o „polskich sprawcach” czy „polskich obozach” Powiedział za to: „Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Polacy byli uznawani przez nazistów za podludzi; narody słowiańskie miały być albo zniszczone, albo stać się niewolnikami bez własnej kultury, pamięci historycznej i języka” To może jednak te straty wizerunkowe nie będą takie straszne?

Pan chwilę poczeka i sam się przekona, ile nas będzie kosztowało to wychwalanie Armii Czerwonej. Armia Czerwona była sojusznikiem Hitlera, gdy w niemieckich obozach dymiły już krematoria. Pokłócili się później, ale najpierw pomagali sobie w rozkręceniu tej wojny. Stalin wymordował więcej ludzi niż Hitler i robił to dłużej. Sowieckie obozy śmierci – GUŁag – to 10 Holokaustów. Stalin zabił więcej Żydów niż Hitler, więcej Polaków, księży, Cyganów itd. Ilu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata pochodziło z Rosji? Dwoje. Z Polski 7 tys. Wychwalanie Armii Czerwonej jest strzałem w Polskę, tyle że Putin umiał założyć tłumik na lufę. Mamy się cieszyć, że strzał był cichy, podczas gdy kula trafiła, gdzie miała trafić?

Głupi są ci komentatorzy, którzy spodziewali się ataku na Polskę wprost. Sformułowanie „pomocnicy nazistów”, którego użył Putin – pan chwilę poczeka i usłyszy, jak zostanie przetłumaczone na mowę potoczną. Przecież to o nas tak mówią i o nikim innym różne osoby typu Gross. I słowo „naziści” też jest częścią tego tłumika. Nie powiedział „Niemcy”. Putin nie jest głupi, jego przemówienie zostało bardzo misternie utkane. Koronkowa serwetka utkana z drutu żyletkowego. I na tej serwetce postawił tort, bardzo smaczny dla wszystkich, a dla Polski trujący. W pewnym sensie (przewrotnym] można tę misterną robotę podziwiać – wybitny kunszt w złej sprawie. I Putin pewnie nawet nie uważa, że działa w złej sprawie – on przecież w sposób doskonały reprezentuje imperialny interes swojego kraju. My się cieszymy, że nie huknęły mocne słowa, a w tym czasie on cieszy się, że kula trafiła w cel.

„Mijają trzy pokolenia od tamtego dnia, kiedy kilka tysięcy więźniów wycieńczonych pracą, głodem i chorobami doczekało się wyzwolenia wreszcie przez żołnierzy Armii Czerwonej” – mówił Andrzej Duda w Oświęcimiu, podczas obchodów 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Czyli po wymianie ciosów pomiędzy Moskwą a Warszawą ostatecznie i tak polski prezydent oddaje w pewnym sensie historyczną sprawiedliwość Rosjanom, jak pan ocenia tę wypowiedź?

Historyczna sprawiedliwość byłaby, gdyby powiedział coś takiego: „Gdy w sierpniu 1944 r. wybuchło powstanie warszawskie, Armia Czerwona zatrzymała się na Wiśle. Mogli kontynuować ofensywę, ale stanęli w miejscu. Armia Czerwona mogła wyzwolić Auschwitz dużo wcześniej, uratować tysiące ludzi, ale zatrzymała się na Wiśle.

W ten sposób Stalin pomagał Hitlerowi wykończyć Warszawę. Pomagał poprzez zaniechanie działań. Z powodu tego zaniechania tysiące więźniów obozu nie zostały uratowane. Taka jest prawda historyczna”.

Gdyby takie słowa padły z ust Dudy, można by mówić, że oddał Rosjanom sprawiedliwość. Tymczasem Duda powiedział w zasadzie to samo, co wcześniej Putin w Izraelu.

Duda stwierdził też: „Fałszowanie historii drugiej wojny światowej, zaprzeczanie zbrodniom ludobójstwa i negowanie Holokaustu oraz instrumentalne wykorzystywanie Auschwitz dla jakichkolwiek celów – to bezczeszczenie pamięci ofiar, których prochy są tutaj rozsypane”. Czy to słowa wystarczająco mocne, aby dać odpór fałszerzom takim jak Putin?

To słowa ogólnikowe. Dostojne frazesy. Takie słowa mają małą moc. Gdy pani przedszkolanka krzyknie w przestrzeń: „Tak nie wolno!”, mało kto reaguje. Gdyby krzyknęła: „Maciek, tak nie wolno!”, wówczas może Maciek zwróciłby na nią uwagę, a inni zwróciliby uwagę na Maćka. A tak… Nie bardzo wiadomo, o kim i do kogo te słowa.

Jak to się w ogóle stało, że kraj, z którego pochodzi najwięcej Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, kraj, na którego terenie znajdował się obóz Auschwitz-Birkenau, przy okazji rocznicy wyzwolenia tego obozu jest tak poniewierany na arenie międzynarodowej? Słabość naszej dyplomacji czy może wobec potęg Izraela i Rosji jesteśmy bezsilni?

Bezsilni, bo ta dyplomacja nie jest nasza. Nie było opcji zerowej, czyli WSZYSCY WON. Polska nie ma przywódców, którzy potrafiliby tupnąć nogą, brak mężczyzn – same miękkie parówld. Mówiłem to już panu tyle razy, że może zmieńmy temat. Bo co ja panu powiem nowego? Proszę mi pokazać jednego mężczyznę w polskiej polityce. Jednego Reagana, Trumpa, Margaret Thatcher, jednego Bismarcka, Churchilla, Piłsudskiego. Nie ma. A w Rosji jest Putin – bardzo silny.

W Izraelu jest Netanjahu – silny, sprawny i nikogo się nie boi. W Rajchu jest Merkel, która przestawia pionki na europejskiej szachownicy. A Polska nie ma ani jednej mocnej postaci, nie mamy żadnej polskiej doktryny międzynarodowej, nie mamy nikogo, kto postawiłby jakieś cele i miał za sobą Naród. Jesteśmy szachownicą pełną słabych pionków. I dlatego nie jesteśmy liczącym się graczem.

Co pan jednak proponuje konkretnego? Załóżmy, że mamy taką mocną postać w Pałacu Prezydenckim. jakie ona, według pana, ma ruchy do wyboru? Sytuacja wydaje się patowa, przegrana.

W polskiej dyplomacji siedzi cała masa ludzi ruskich i dlatego w tej konkretnej sprawie sytuacja jest patowa. Dyplomaci nie zrobili nic poza ruchami pozornymi, więc Duda nie pojechał do Izraela i Polska nie miała głosu.

Mocny facet na tym stanowisku zrobiłby tak: w pierwszym dniu urzędowania wymiana wszystkich ruskich ambasadorów na nowych. Nowi na początku może i będą nieporadni, ale się nauczą. Mają być przede wszystkim polskimi patriotami – reszta kwalifikacji jest ważna, ale drugorzędna.

W drugim dniu kadencji – znając zagrożenie żydowskie – prezydent jednostronnie, jako pierwszy na kuli ziemskiej, powinien był zrobić to, co kilka lat później zrobił Trump, czyli przenieść ambasadę do Jerozolimy w zamian za… – i tu się dogadujemy w zamian za co. Izrael tego bardzo potrzebował – wtedy – potrzebował jako symbolu od wielu lat. Prosił, zabiegał i błagał. Duda objął urząd latem 2015 r. i wtedy Izrael nie wiedział jeszcze, że przyjdzie Trump, wtedy miała wygrać Hillary Clinton, więc bylibyśmy pierwsi z przeniesieniem ambasady do Jerozolimy w zamian za… coś, na czym nam zależy. Na takich ruchach polega dyplomacja, tylko trzeba się ORIENTOWAĆ, czego potrzebuje przeciwnik

Żydzi byli tak mocno od wielu lat rozczarowani obietnicami kolejnych kandydatów i prezydentów w sprawie Jerozolimy, że można to było rozegrać. Teraz… Trump przeniósł ambasadę, a my nadal nie i po Trumpie to już nie to samo – nie ten sam akt odwagi. Na takich aktach odwagi polega załatwianie ważnych spraw. I to był tylko przykład, jeden z wielu możliwych. Duda tej szansy nie wykorzystał, bo – moim zdaniem – nie jest aż tak odważny. Planuje reelekcję, więc pierwsza kadencja miała być miękka. A druga kadencja będzie miękka, bo będzie chciał zostawić ogólnie miłe wrażenie.

Może po prostu nie wpadł na ten pomysł…

Ja o tym mówiłem głośno, zagrożenie roszczeniami żydowskimi komentuję od lat. Pewnie więc słyszał, ale tego typu pomysły wydają się ludziom polityki zawsze zbyt radykalne. W Ameryce jest podobnie. Dopiero gdy przyszedł Trump, zaczęły się działania odważne i ryzykowne. Rozmowy z Koreą Północną. Na razie bezskuteczne, ale przynajmniej odważne, stanowcze. Rozmowy z Chinami, odważne i… skuteczne, jak się okazało. Renegocjacja złych umów handlowych z Meksykiem i Kanadą – odważna i skuteczna. Podobnie Duda mógłby odważnie zerwać kontrakty handlowe na dostawy gazu, który kupujemy z Rosji po absurdalnych cenach. My jednak czekamy grzecznie, aż kontrakt sam wygaśnie za dwa lata. Zerwanie przez Trumpa idiotycznych umów klimatycznych (które są tak samo szkodliwe dla Polski jak dla USA) – Duda też mógłby zerwać i kopalibyśmy polski węgiel oraz spalalibyśmy go w polskich elektrowniach. Ale… Duda chce być wybrany na drugą kadencję, czyli… woli nie robić radykalnych ruchów Tak samo zachowywali się Clinton, Bush – starali się nie mieszać za dużo, bo to robi źle na wizerunek Zależało im bardziej na reelekcji. Piłsudski działał inaczej, zgodnie ze słowami pieśni: „Na stos rzuciliśmy nasz życia los – na stos, na stos!”. Czyli Ojczyzna najpierw, a mój los osobisty… dla Ojczyzny poświęcę, i siebie, i reelekcję, i wszystko, co poświęcić trzeba będzie.

Na koniec przenieśmy się na Bliski Wschód, gdzie jeszcze niedawno pachniało wojną naszych amerykańskich sojuszników z Iranem. Stwierdził pan, że powinniśmy wycofać wojska z Iraku. To byłby akt odwagi? Czy nie byłaby to jednak jednocześnie zdrada sojusznika, gdybyśmy zrobili to wbrew Amerykanom? Waszyngton mógłby wtedy np. zredukować flankę wschodnią NATO.

To trzeba zrobić tak, żeby Ameryka zrozumiała. Trump od wielu lat był – i nadal jest – za wycofaniem amerykańskiego wojska z zagranicznych wojen. „Poszliśmy tam po nic i siedzimy tam po nic” – to jego słowa w odniesieniu do obecności USA w Afganistanie. Wystarczyłoby mu to zacytować w ramach sojuszniczej rozmowy o interesach. Mamy mocne karty, bo płacimy swoją składkę do NATO jako jedni z niewielu. Mamy mocne karty, bo Niemcy wkurzyli Trumpa i teraz on przesuwa wojsko z Niemiec do Polski. Akurat w tej sprawie mamy dość mocnych kart, by to rozegrać z Amerykanami. I można to było załatwić w trakcie obiadu po wystąpieniu Trumpa pod pomnikiem powstania warszawskiego, gdy był dodatkowo zachwycony Polską, owacjami, faktami historycznymi, których się nauczył, gdy czytał swoje przemówienie. Tylko że… na tym obiedzie brak było polskiego mężczyzny – męża stanu, który umiałby załatwiać SPRAWY, a nie tylko jeść. Bolesław Chrobry wiedziałby, jak to przeprowadzić.

O tym, że trzeba się wycofać z Bliskiego Wschodu, na krajowym podwórku mówi głośno Konfederacja, jak panu się podoba jej aktywność w Sejmie?

Jest bez znaczenia praktycznego. Symboliczna. W Polsce mamy utrwalony (za pomocą ordynacji wyborczej) system dwupartyjny. Mamy te wszystkie lewice razem wzięte (KO + SLD + cała reszta resortowych dzieci) oraz mamy lewicową „prawicę”, czyli PiS. Reszta towarzystwa się nie liczy. Lewica z lewicą zamieniają się miejscami i mamy lewicowy PiS przy władzy, a potem lewicową lewicę przy władzy, a lewicowy PiS w opozycji. W kółko. To jest podobne do tego bagna, które Trump próbuje osuszyć w Waszyngtonie i idzie mu ciężko, bo bagno wciąga i topi. W Polsce bagno utopiło Kukiza, a teraz topi Konfederację. Mają jeszcze chyba głowę i jedną rękę na powierzchni, ale ręka machająca ponad bagnem to nie jest skuteczne działanie. No a Korwin-Mikke usiadł i już nawet nie macha, lecz stanowi obciążenie. Pojedyncze wypowiedzi Konfederacji mogą kogoś ucieszyć (ale im dosolił!), ale nie przekładają się na żadne skutki praktyczne. To chyba nie ich wina, lecz ordynacji, która nie daje praktycznych szans nikomu nowemu. Mamy zabetonowane i to nie jest beton polskiej produkcji.

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski