Co się dzieje w głowie Kaczyńskiego

Piotr Semka, doRzeczy, nr 28/280, 9-15.07.2018

Czy Jarosław Kaczyński wycofuje się powoli z polityki? Czy Mateusz Morawiecki to fachowiec na zlecenie, czy następca tronu? Kłopoty zdrowotne Kaczyńskiego wzmocniły falę plotek o wejściu premiera w buty lidera PiS

Samotne wystąpienie przed w większości krytycznymi posłami europarlamentu w Strasburgu. Odpowiadanie ze spokojem na agresywne pytania arogantów pokroju Guya Verhofstadta. To w obozie PiS już tradycyjną próba ogniowa. W styczniu 2016 r. przeszła ją z powodzeniem Beata Szydło. Teraz z nastrojami sali musiał się zmierzyć Mateusz Morawiecki.

Jeśli ktoś z frakcji socjalistów czy liberałów liczył, że Morawiecki będzie próbował ułagodzić salę, to się mylił. Premier tłumaczył, czym się różni doświadczenie takich krajów jak Polska od przeszłości Zachodu. „Czy wiedzą państwo, że sędziowie stanu wojennego skazywali moich kolegów z Solidarności na kary wieloletniego więzienia? Czy wiecie, że kilku z tych sędziów zasiada w Sądzie Najwyższym? Solidarność musi zawierać refleksję, że postkomunizm się nie zakończył” – mówił premier Morawiecki.

Tylko politycy opozycji wypominali po tym wystąpieniu, że Morawiecki miał załagodzić spory z Unią zamiast rzucać wyzwanie niechętnej sali w Strasburgu.

W PiS powszechnie uznano, że „test strasburski” premier zdał z powodzeniem, że z tym europarlamentem dialog nie jest możliwy. Trzeba poczekać, aż wyłoni się nowy, a na razie wytrzymać presję.

SUKCES JAK SZTANDAR BOJOWY

„Polska umie wygrywać!” – ten tytuł bije w oczy na czołówce ostatniego numeru tygodnika „Sieci”. Na okładce premier Morawiecki pewnie patrzy w oczy czytelnikowi. „Mam sen o polskiej potędze. Polska może być potęgą” – tym cytatem zaczyna się 10-stronicowy wywiad. Czytając rozmowę, można odnieść wrażenie, że tytuł wywiadu równie dobrze mógłby brzmieć: „Morawiecki umie wygrywać”. Premier z wyraźną satysfakcją przedstawia wspólną deklarację Polski i Izraela jako sukces, podobnie jak uzyskanie na szczycie Unii w Brukseli zamknięcia idei rozdziału kwot imigrantów.

Satysfakcję szefa rządu można zrozumieć. Spór z Izraelem odczuł jako kłopotliwy ciężar wrzucony na jego barki tuż po rekonstrukcji rządu. Na dodatek do ogólnego zamieszania wywołanego nie z jego winy dorzucił własny kiks na konferencji w Monachium. Morawiecki wyciągnął z tej porażki jeden wniosek Osobiście skupił się na rozwiązaniu tego kryzysu dyplomatycznego, który fatalnie wpłynął na ważne dla polski relacje z Waszyngtonem. Otoczenie medialne premiera snuje opowieści o licznych rozmowach telefonicznych Morawieckiego z Beniaminem Netanjahu. Jedno trzeba przyznać. Sprawę załatwiono w absolutnej dyskrecji z bonusem w postaci deklaracji historycznej Izraela, na którą będzie można się powoływać w przyszłości. Temu służy też mądra inicjatywa wydrukowania oświadczenia w formie płatnego ogłoszenia w największych zachodnich dziennikach na całym świecie (choć oczywiście błędem było drukowanie ich w izraelskich gazetach, krytycznych wobec Netanjahu). Samo to jednak, że drukowanie, uzgodnionej wydawałoby się, deklaracji premierów wywołuje kryzys, pokazuje, jak krucha i słaba jest pozycja zwolenników dialogu, zarówno w Warszawie, jak i Jerozolimie.

Premier wniósł do polskiej polityki nowy styl myślenia o rozwiązywaniu sporów z zagranicą.

Ciekawie charakteryzuje go jeden z dziennikarzy ekonomicznych: „Morawiecki zastosował w polityce wyuczoną w biznesie zasadę »stop losses«, czyli w »cięcia strat«. Jeśli jakiś czynnik nagle zaczyna generować straty dla firmy – trzeba się go pozbyć możliwie szybko za dającą się zaakceptować cenę, ale bez marnowania dalszego czasu i pieniędzy. Konflikt z Izraelem w oczach premiera generował wymierne straty, trzeba więc było go zakończyć, by nie szkodził ważniejszym planom”. Tyle tylko, że polityka z Izraelem to płochy rumak W ostatnich dniach okazało się, jak bardzo deal Morawiecki-Netanjahu jest kontestowany z jednej strony przez izraelską opozycję, a z drugiej strony przez zwolenników tezy, że większość Polaków była bądź sprawcami, bądź obojętnymi świadkami Holokaustu. Premier Morawiecki ma więc okazję odkryć, że logika biznesowa „cięcia strat” nie musi się w pełni sprawdzać w skomplikowanych grach na styku dyplomacji i historycznej traumy.

Drugi sukces – odejście Unii od pomysłów na relokację imigrantów – Morawiecki osiągnął wraz z czeskim premierem Andrejem Babišem i przy życzliwej postawie Włoch, ale chętnie przedstawiał go jako swój osobisty sukces. Czy słusznie? Na pewno premier pokazał, że czuje się coraz pewniej na salonach unijnych. A sam szczyt pokazał, że wschodni „outsiderzy” nie są bez szans wobec Berlina i Paryża.

Oba sukcesy były niezmiernie potrzebne Morawieckiemu wobec fiaska nadziei na jakiś kompromis z Brukselą w kwestii reformy sądów. Tym bardziej że opozycja uznała, iż po zmianie w ustawie o IPN trzeba iść za ciosem i wymusić pozostanie sędzi Małgorzaty Gersdorf na stanowisku I prezesa SN.

Tutaj Morawiecki już nie mógł ustąpić.

O ile wszczęcie sporu z Izraelem uważał za błąd – o tyle w kwestii reformy sądów wie, że Kaczyński jest niewzruszony, a i sam wykazuje osobiste zaangażowanie w idee wysłania na emeryturę sędziów SN z karierami z PRL.

Sytuację premiera utrudniało na dodatek uznanie przez media opozycyjne, że wygaszenie sporu z Jerozolimą to dowód na odsuwanie Kaczyńskiego przez Morawieckiego na dalszy plan.

Na stronie Gazeta pl. Jacek Gądek pisał: „Mateusz Morawiecki poległ w Monachium, ale powstał w Warszawie. Ten-dzień zmieni PiS. Cała machina władzy zadziałała po myśli premiera Mateusza Morawieckiego i to bez jednego publicznego piśnięcia sprzeciwu w szeregach władzy. Bezradność […] opozycji to jedynie marne tło dla chirurgicznej operacji przeprowadzanej przez Mateusza Morawieckiego. Jest ona pokazem sprawczości i skuteczności premiera – tak w polityce krajowej, jak i międzynarodowej. Pierwszym tak spektakularnym”.

STRATEG POTRZEBUJE PRAKTYKA

W jakim stopniu Morawiecki działał sam, a w jakim stopniu był realizatorem poleceń Jarosława Kaczyńskiego?

Wiele wskazuje na to, że jedno mogło doskonale uzupełniać się z drugim. Prezes PiS mógł być informowany o wszystkich etapach rozmów z Jerozolimą i zachowywać sobie prawo weta, jeśliby uznał warunki izraelskie za zbyt wygórowane.

A Morawiecki ze swej strony dbał, by rozmowy odbywały się dyskretnie i były na wysokim poziomie dyplomatycznego kunsztu.

Kaczyński pytany przez „Gazetę Polską”: „Czy pan uczestniczył w jakiś sposób w negocjacjach?” odpowiedział: „Bezpośrednio oczywiście nie, ale byłem informowany na bieżąco o ich przebiegu i wypowiadałem swoje opinie i uwagi na temat tego procesu”. Prezes PiS zadbał, by osobiście zjawić się na komitecie politycznym partii, na którym zatwierdził błyskawiczny plan przyjęcia poprawki do ustawy o IPN przez Sejm.

Morawiecki dobrze zdał ten swoisty egzamin ze zdolności do działania z nadania Kaczyńskiego, ale z pozostawioną mu autonomią doboru ludzi i środków. I test ten w oczach Kaczyńskiego zdał. Wszystko wskazuje, że to nie koniec ambitnych zamiarów.

W wywiadzie dla „Gazety Polskiej” prezes PiS sugeruje, że rozwiązanie sporu z Izraelem było przygotowaniem pola do znacznie poważniejszej operacji dyplomatycznej.

„Gazeta Polska”: „Deklaracja premierów Polski i Izraela znosi niedogodność w naszych relacjach z Białym Domem?”.

Kaczyński: „To bardzo ważna jej konsekwencja. […] Rozmawiamy o takim wzmocnieniu bezpieczeństwa Rzeczpospolitej, jakiego nigdy nie było”.

Czy chodzi o stworzenie na terenie Polski stałych baz wojsk amerykańskich?

W jednym cytowany już Jacek Gądek’ ma rację. Po załatwieniu sporu z Izraelem Morawiecki „wraca silniejszy, z nową generalską gwiazdką na ramieniu i karniejszym wojskiem pod sobą”.

W tej sytuacji zawiedzione nadzieje prezesa PiS na ugodę z Brukselą nie muszą specjalnie obciążać premiera. W oczach Kaczyńskiego Morawiecki dał sobie radę na dwóch równie ważnych frontach.

A w Strasburgu rzucił w twarz zachodnim adwersarzom, że nie potrzebuje ich łaski.

TWARZĄ W TWARZ

Jaki typ relacji łączy prezesa PiS z premierem? Mistrz i czeladnik? Zamawiający robotę i fachowiec do konkretnego zadania? Władca i kandydat na delfina?

„Morawiecki to ktoś, kto dość sprawnie zdobywa sobie coraz większą władzę, ale za zgodą Kaczyńskiego. Premier za każdym razem pyta o zgodę na wchłonięcie kolejnego odcinka wpływów Ostatnio temu procesowi pomagała polityczna absencja prezesa” – wskazuje jeden z polityków bywający na Nowogrodzkiej.

W opowieściach polityków PiS krytycznych wobec szefa rządu Morawiecki to ktoś w rodzaju magika, kto umie zafascynować szefa PiS swymi projektami. „Ma cierpliwość do długich rozmów z Kaczyńskim, w których umiejętnie sprzedaje swoje pomysły i ambicje” – mówi inny przedstawiciel obozu dobrej zmiany. „Podobnych relacji nie było między Kaczyńskim a Beatą Szydło. Morawiecki potrafił zaimponować Kaczyńskiemu swoją erudycją i tak łubianą przez prezesa znajomością historii. To zadziałało”.

Kolejny polityk wskazuje: „To trochę jak siła narracji Szeherezady, która potrafiła opowiadać tak zajmująco sułtanowi opowieści, że ten odkładał co rusz moment, w którym chciał ze sprawną narratorką się rozstać”.

Wspomniana Beata Szydło to przykład, jak nastawienie prezesa wiele daje. Kaczyński nigdy nie przepadał za Szydło i teraz nie oponuje przeciw marginalizowaniu w nowym rządzie byłej premier. Jednak rzecz nie w samym talencie opowiadacza czy sympatiach. Kaczyński dobrze wie, czego chce w polityce, i szuka do swoich pomysłów odpowiedniego wykonawcy.

Napoleon pytał ponoć przed nominacjami, czy kandydat na generała ma szczęście. Kaczyński przygląda się poczynaniom premiera i też uważnie bada, czy Morawiecki umie zapracować na powodzenie.

A ten bardzo się stara, by swemu szczęściu pomagać.

We wspomnianym już ostatnim wywiadzie dla tygodnika „Sieci” Morawiecki pytany o ocenę całej sprawy nowelizacji ustawy o IPN zdobył się na refleksję, która być może wyjaśnia znacznie więcej. „Szachowy mistrz świata Emanuel Lasker powiedział: »Jeśli wydaje ci się, że znalazłeś dobry ruch, znajdź jeszcze lepszy«”.

Jeśli uznać te słowa za przedstawienie spojrzenia premiera na funkcjonowanie rządu, to wyjaśnia to niedawną dymisję ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela. Ministra uznawano w mediach za nietykalnego członka starej gwardii PC. A jednak Morawiecki zdołał przekonać Kaczyńskiego, że zaprzeszłe zasługi nie równoważą . obecnych słabości niemłodego już polityka. „Jeśli ktoś sądzi, że dla Kaczyńskiego stare zasługi to gwarancja nietykalności na ministerialnym stołku, to się myli. Jurgiela w partii wszyscy lubili, ale był on coraz bardziej zgrany” – mówi jeden z polityków.

„Kaczyński zawsze myśli w kategoriach sukcesu w najbliższych wyborach. A zdobycie większości w sejmikach przynajmniej połowy województw nie uda się bez zdobycia maksymalnie wielu głosów na wsi. Wobec rolników potrzebne jest jakieś nowe otwarcie. Do tego potrzeba nowego ministra rolnictwa ze świeżymi pomysłami. I następca Jurgiela ma nimi zabłysnąć” – zauważa jeden z tuzów PiS.

Krążą plotki, że Morawiecki lada moment wymieni kolejne szwankujące trybiki w rządowej maszynie. Według „Wprost” Macieja Świrskiego, szefa Polskiej Fundacji Narodowej, mają zstąpić – reżyserka Anna Ferens i Robert Lubański, dotychczasowy rzecznik Trybunału Konstytucyjnego.

Jedno jest pewne – Morawiecki traktuje rząd jako mechanizm, w którym winno być jak najmniej słabych punktów

Jednocześnie wie, że nie może posuwać się daleko, naruszać równowagę sił w gabinecie. Gdy po dymisji ministra Jurgiela pojawiły się plotki, że kolejni do odstrzału będą minister koordynator ds. służb specjalnych Mariusz Kamiński i minister energii Krzysztof Tchorzewski, Morawiecki natychmiast je zdementował. „Sugerowanie mi zamiaru zdymisjonowania ministra Mariusza Kamińskiego i Krzysztofa Tchorzewskiego […] jest kosmicznym wymysłem” – mówił w wywiadzie dla „Sieci”.

PRZENIKANIE DWÓCH ŚWIATÓW

Rząd i partia. Dwa różne światy, choć mocno połączone. Przykładowo minister Joachim Brudziński jest faktycznym zastępcą Kaczyńskiego w PiS, a jednocześnie podlega premierowi jako szef MSW.

Premier musi na tym polu poruszać się bardzo ostrożnie. Po pierwsze – Morawiecki jest nowy. W partii dopiero od marca 2016 r. Po drugie dba, by posądzenia o chęć zdobycia władzy nad partią nie zepsuły relacji w rządzie. A „stary PiS” i ziobryści obserwują poczynania premiera z dużą uwagą.

Morawiecki idzie więc najbezpieczniejszą drogą. Wie, że wygra, jeśli stanie się atrakcyjną dla wyborców twarzą zmian. To dlatego na serio wziął się do nauki występowania przed ludźmi i zdobywania ich sympatii. To dlatego objeżdża większe i mniejsze miasta w ramach akcji „Polska jest jedna” i testuje umiejętność kontaktu z tłumem. „Morawiecki jest coraz cieplej przyjmowany na spotkaniach. Mówi jeszcze za długo, niekiedy ściąga na siebie kpiny, że zbyt zasłuchany jest w swój głos, ale ludzie go słuchają. Jeszcze niedawno wieszczono, że jako zimny bankier nie rozhuśta żadnej sali. Dzisiaj na taką opinię zdecydowałoby się znacznie mniej osób” – mówi jeden z polityków PiS.

Jednego nikt nie przywidywał wcześniej – pasji premiera do historycznych dywagacji. Życzliwi mu politycy PiS starają się go tego oduczyć. Na próżno. Większych błędów jednak ostatnio nie robi.

Polityk „starego PiS” mówi: „TVN jeździ za premierem na każde jego spotkanie. Kręcą wszystko, longiem. Widać, że czyhają na jakąkolwiek wpadkę. I nic. Od miesięcy nie potrafią mu wyciągnąć żadnego niezręcznego zdania”.

Morawiecki zneutralizował zarzuty, że nie polepszył relacji z Brukselą – powrotem partii po wiosennej zapaści do wysokich wyników w okolicy 40 proc.

Niekiedyjednak premier wraca do sposobu myślenia czystego pragmatyka utylitarnego. Gdy w wywiadzie dla „Sieci” spytano go o problem mafii zajmujących się ściąganiem ludzi z Azji pod pozorem pracy terminowej – Morawiecki nagle zmienił się w człowieka rynku.

„Jeśli jest zapotrzebowanie na rynku pracy, którego Polacy nie mogą czy nie chcą wypełnić, to niepodjęcie rękawicy obniża nasz wzrost gospodarczy. […] Na pewno system powinien być sprawny i szczelny.

Dziś jednak z każdego zakątka Polski płyną do mnie apele o ręce i głowy do pracy”.

Wraz z Morawieckim i jego dbałością o nadzór nad obsadą kadr w spółkach Skarbu Państwa pojawił się w PiS nowy, nieznany wcześniej czynnik przewagi. Pieniądze w dużym biznesie i promowanie ścieżek kariery dla młodych i ambitnych. Kiedy zacznie się to przekładać na pozycję Morawieckiego w partii? – pytają w „starym PiS”. Łączy się to z nieufnością do części mianowanych z poręczenia premiera fachowców, często z przeszłością z epoki Tuska. Jednak tu na razie premier musi zderzać się z obszarami decyzji kontrolowanymi wciąż osobiście przez Kaczyńskiego. Prezes potrafi wykreować własnych faworytów, takich jak Daniel Obajtek, nowy prezes Orlenu. *

Jednak partia się zmienia. Pierwsze, niełatwe rządy z lat 2005-2007 i „epoka smoleńska” w PiS zaczynają być z wolna coraz bledszym wspomnieniem. Po odejściu Antoniego Macierewicza w rządzie zostało już tylko dwóch „tożsamościowców” z początku wieku – Zbigniew Ziobro i Mariusz Kamiński. W „starym PiS” z niemiłym zaskoczeniem obserwowano, jak szybko Morawieckiego „kupiła” choćby „Gazeta Polska”.

W tej sytuacji nieproporcjonalnie wiele emocji wywołują też w „starym PiŚ” zapowiedzi włączania na listy samorządowe działaczy z partii „Wolni i Solidarni”, czyli ze środowiska Kornela Morawieckiego. „Nadchodzi coś nowego, nie sposób stwierdzić, jak będzie wyglądać nowy PiS, ale nikt nie ma złudzeń, że Morawiecki go jakoś ucentruje i wywrze na partię swój wpływ” – mówi jeden z weteranów partii.

Beata Szydło nie ma już raczej ambicji być dla tych tendencji przeciwwagą. Od momentu kiedy przyznała, że „nie wyklucza startu do europarlamentu” – przestano widzieć w niej kogoś, kto ma ochotę do walki o sprawowanie rządu dusz w partii.

Osobną pozycję zachowują Joachim Brudziński i Mariusz Błaszczak. Jednak ton w rządzie nadają już ludzie premiera i postacie z kręgu Jarosława Gowina – tacy jak minister zdrowia Łukasz Szumowski, szefowa finansów Teresa

Czerwińska, technologii Jadwiga Emilewicz, cyfryzacji Marek Zagórski, inwestycji Jerzy Kwieciński czy nowy minister rolnictwa Jan Ardanowski.

„Tacy ministrowie jak Adamczyk, Kowalczyk, Tchorzewski czy Zaleska mają prawo coraz częściej czuć się jak dinozaury dla których wcześniej czy później zabraknie miejsca w wizjach wielkiego Mateusza” – żartuje jeden z polityków PiS, ale słychać w tym realne emocje pulsujące w partii.

Tyle że sarkania na wycinanie „starego PiS” niewiele znaczą, póki decyzje kadrowe premiera żyruje demiurg z Nowogrodzkiej.

ENTENTE C0RDIALE Z PREZESEM W TLE

W końcu XIX w. Bismarck pytany, co wpłynie na kształt sojuszy w kolejnym stuleciu, odrzekł: „To, że po obu stronach Atlantyku żyją dwa potężne narody mówiące tym samym językiem”.

Kto wie, czy dla przyszłości obozu PiS równie ważne nie stanie się to, że premierem (rocznik 1968) i prezydentem (rocznik 1972) są dziś politycy z jednej generacji.

Już w momencie zaprzysięgania obecnego szefa rządu w grudniu 2017 r. prezydent kurtuazyjnie zwracał się do Morawieckiego: „Jest pan moim premierem”. Przez te ponad pół roku relacje obu polityków były bardzo poprawne.

Prezydent najwyraźniej musiał być wprowadzony w negocjacje z Izraelem, skoro błyskawicznie podpisał nowelizację ustawy o IPN. Ze swej strony Morawiecki stara się nie wypowiadać na temat kontrowersyjnej idei prezydenckiego referendum.

Słabą stroną tego aliansu są błędy popełniane od dłuższego czasu przez prezydenta. Czas pokaże, czy wspólne wybranie przez Andrzeja Dudę i prezes Małgorzatę Gersdorf sędziego Józefa Iwulskiego na „p.o. prezesa SN” – nie okaże się kolejnym błędem wlokącym się za głową państwa.

„Obaj politycy nie mają punktów spornych – wskazuje jeden z polityków zbliżonych do Nowogrodzkiej. Mogą wiele zyskać na cichej kooperacji. I wierzyć, że biologia jest po ich stronie”.

Na razie jednak medycyna wydaje się mieć szansę pomóc Jarosławowi Kaczyńskiemu na wyjście z dolegliwości kolana. Prezes PiS za parę miesięcy ma być znów w pełni sił. Jest u końca kuracji przeciw infekcji bakteryjnej i jeśli operacja kolana się uda – za miesiąc, dwa zniknie ból, z którym Kaczyński zmagał się w większym lub mniejszym stopniu od dwóch lat.

„Kaczyński będzie w najlepszej formie od paru lat – przypuszcza obserwator z okolic Nowogrodzkiej. – Można zakładać, że zechce trafić ze swoim powrotem na scenę w kluczowej fazie kampanii samorządowej i rozwiać czarne legendy o nowotworze”. Tego powrotu do pełni sił oczekują z utęsknieniem wszyscy ci w PiS, którzy martwią się, by Morawiecki nie zaczął jeszcze pewniej rozdawać kart w partii.

„Co się dzieje w głowie Kaczyńskiego? – zastanawia się jeden z polityków rządzącej partii. – Myślę, że dla Jarka Morawiecki jest osobą bardzo dobrze rokującą, ale wciąż uważnie obserwowaną. Kaczyński myśli w kategorii całego czworoboju – wyborów samorządowych, elekcji do europarlamentu oraz Sejmu i wreszcie boju o prezydenturę. Do każdego z tych etapów szuka optymalnych wykonawców wyznaczonych zadań. Morawiecki dostał większe pole manewru, ale to nie znaczy, że prezes nie trzyma pewnie lejcy w tym zaprzęgu”.

Opracowanie: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

Dodaj komentarz