Taśmy Kaczyńskiego – nowe nagranie

Wojciech Czuchnowski, Iwona Szpala, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

Druga przeszkoda to jest kampania o charakterze czysto politycznym pod tytułem: partia buduje wieżowiec, azjatyckie stosunki czy nawet zgoła stwierdzenie, że to ja buduje – a w związku z tym jestem niezwykle zamożnym człowiekiem. Nie możemy sobie na to pozwolić – mówi JAROSŁAW KACZYŃSKI na spotkaniu z Geraldem Birgfellnerem i prawnikami z kancelarii Baker McKenzie w siedzibie PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie 2 sierpnia 2018 r. Kaczyński nakłania prawników, aby wymyślili sposób na to, by Srebrna mogła zapłacić Austriakowi za jego pracę przy inwestycji w bliźniacze wieże

Najważniejsze, by przed wyborami do Polaków nie dotarł komunikat, że rządząca partia buduje w Warszawie bizantyjskie wieże. A jej prezes „jest zamożnym człowiekiem” – tak na nowym nagraniu Jarosław Kaczyński tłumaczy powody wycofania się z projektu „K-Towers”

Ekipie przygotowującej 190-metrowy wieżowiec – biznesowy projekt powiązanej ze środowiskiem PiS spółki Srebrna – wyjątkowo zależało na tym, by rzecz utrzymać w dyskrecji.

Tego życzył sobie Jarosław Kaczyński dyrygujący projektem z Nowogrodzkiej.

Twierdził, że jeśli inwestycja wyjdzie na jaw przed jesiennymi wyborami samorządowymi 2018 r., PiS straci politycznie.

Najbliższe otoczenie Jarosława Kaczyńskiego to ludzie sprawdzeni, trwający przy liderze od początku lat 90., gdy zakładał swoją pierwszą partię Porozumienie Centrum. Z zasady dyskretni.

O budowie bliźniaczych wież na działce spółki Srebrna wiedziało wąskie grono: pracownicy administracyjni centrali, rodzina, władze Srebrnej oraz znajomi. Na przykład Piotr Walkowiak, który prowadzi pracownię architektoniczną z Anną Bielecką, serdeczną przyjaciółką prezesa PiS.

Walkowiak był też pełnomocnikiem wicepremiera Piotra Glińskiego do nadzoru budowy siedziby Muzeum Historii Polski, sztandarowego projektu ekipy PiS. Do przygotowania „K-Towers” – jak roboczo nazywano wieże – polecił go Jarosław Kaczyński.

Mechanizm działał. W Warszawie nikt nie miał pojęcia, że wiosną 2017 r. spółka ludzi Kaczyńskiego zarządzająca zapyziałym biurowcem przy Srebrnej decyduje się inwestować w deweloperkę. W lutym 2018 r. nową strategię spółki przegłosowali jej właściciele: mający blisko 100 proc. udziałów Instytut im. Lecha Kaczyńskiego oraz Barbara Skrzypek, sekretarka prezesa PiS, i jej syn.

Na ulicy Srebrnej nie znają się na realizacjach wielkich projektów. Zapraszają więc do współpracy Geralda BirgfeUnera, spowinowaconego z Kaczyńskim austriackiego przedsiębiorcę. Ma się zająć przygotowaniem inwestycji. Od czerwca 2017 r. z pełnomocnictwem Srebrnej szuka partnerów potrzebnych do przeprowadzenia wartej ponad miliard złotych budowy.

Decyzje podpisem potwierdzał Jarosław Kaczyński, na co dzień fundator Instytutu.

16 stycznia 2018 r., dwa tygodnie przed uchwałą właścicieli spółki, prawnik pracujący dla Srebrnej pisze notatkę: „Mieliśmy rozmowę z przedstawicielem banku, w trakcie której skoncentrowaliśmy się na wyjaśnieniu podstawowej zasady minimalnej ekspozycji Srebrnej w finansowaniu tego projektu”.

Informację dostaje tylko wąskie grono wtajemniczonych.

Nadal obowiązuje dyskrecja. Głównym graczem nie jest więc Srebrna, ale spółka kupiona specjalnie na tę okazję. Nazywa się Nuneaton. Wchodzi do „rodziny” w kwietniu 2018 r. To ona oficjalnie ma się zająć realizacją przedsięwzięcia. Prezesem jest austriacki biznesmen.

10 maja 2018 r. Birgfellner dowiaduje się od prawników Srebrnej, że na etapie przygotowania inwestycji podpisanie umowy między Srebrną a Nuneatonem „nie jest niezbędne”. Austriak od prawników zajmujących się projektem otrzymuje pismo potwierdzające, że „Srebrna jednak nie będzie zaangażowana”. Poprowadzi go spółka córka, czyli Nuneaton.

Dzisiaj wiemy, że w przedsięwzięcie był osobiście zaangażowany Michał Krupiński, prezes Pekao SA, upaństwowionego przez PiS jednego z największych banków w Polsce. Rząd PiS miał wpływ na jego nominację. Jak ujawniliśmy w środę, 21 marca 2018 r. Krupiński spotkał się w siedzibie PiS z Kaczyńskim i Birgfellnerem. Rozmawiali o inwestycji. Wkrótce potem bank przyznał na wstępne prace 15,5 min euro kredytu.

Wczoraj zapytaliśmy Krupińskiego, czy wizyty w centrali partii politycznej i angażowanie się w jej przedsięwzięcia biznesowe są zgodne z zasadami banku. Krupiński nie zaprzeczył żadnej z naszych informacji.

„Bank nie podejmuje decyzji kredytowych motywowanych czynnikami inne niż ściśle biznesowe, podejmuje je w pełnej niezależności oraz- odpowiedzialności” – odpowiedziało biuro prasowe Pekao SA.

KACZYŃSKI NEGOCJUJE, SREBRNA NIE PŁACI, AUSTRIAK NA LODZIE

Wojciech Czuchnowski Iwona Szpala, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

Prezes PiS miał 2 sierpnia 2018 r. ostatnie spotkanie w sprawie budowy wieżowców na Srebrnej. Powtórzył, że wycofuje się z inwestycji. Mówił też, że brak umowy na prace austriackiego przedsiębiorcy przy projekcie to zaniechanie.

„Jest kampania o charakterze czysto politycznym pod tytułem: partia buduje wieżowiec, azjatyckie stosunki czy nawet zgoła stwierdzenie, że to ja buduję, a w związku z tym jestem niezwykle zamożnym człowiekiem. Nie możemy sobie na to pozwolić” – tłumaczył Jarosław Kaczyński przyczynę rezygnacji z projektu.

Trzy miesiące później w Warszawie (i w całej Polsce) miały się odbyć wybory samorządowe. Informacja o budowie przez związaną z PiS spółkę Srebrna bliźniaczego wieżowca na cześć prezesa i jego brata za 1 mld 300 min zł byłaby fatalna dla wizerunku partii i jej kandydata na prezydenta Warszawy Patryka Jakiego.

Spotkanie w centrali partii na Nowogrodzkiej

Druga rozmowa Kaczyńskiego, którą ma nasza redakcja, odbyła się sześć dni po spotkaniu, na którym prezes PiS wyjaśniał austriackiemu biznesmenowi Geraldowi Birgfellnerowi, dlaczego spółka Srebrna nie może wypłacić mu pieniędzy za 14 miesięcy pracy nad przygotowaniem inwestycji. Kaczyński i jego kuzyn Grzegorz J. Tomaszewski namawiali wtedy Austriaka, by zgłosił swoje roszczenie do sądu, a wyrok lub ugoda sądowa będą podstawą do zapłaty.

Kaczyński mówił, że dopóki PiS nie wygra wyborów w Warszawie, a najlepiej w Polsce, nigdy nie zbuduje wieżowca.

Birgfellner był w szoku. Wcześniej ufał Kaczyńskiemu, który był dalekim krewnym jego żony. Nad projektem pracował w ścisłej tajemnicy, bo prezes PiS nie chciał, by sprawa była nagłośniona przez media i opozycję. Pod koniec rozmowy z 27 lipca Kaczyński zadeklarował, że 2 sierpnia przyjdzie na spotkanie z kancelarią prawną Baker McKenzie. Ona też pracowała przy projekcie. Prezes miał nadzieję, że jej prawnicy znajdą sposób na to, jak zapłacić za prace Austriaka.

Spotkanie z prawnikami odbyło się (tak jak większość rozmów prezesa o tej inwestycji) w centrali partii przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Nie było na nim Tomaszewskiego. Uczestniczyli: Kaczyński, Birgfellner, jego żona (jednocześnie tłumaczka) oraz czworo prawników z Baker McKenzie.

Okres był gorący nie tylko ze względu na porę roku. Trwały protesty w obronie Sądu Najwyższego przed niekonstytucyjną reformą PiS. Partia rządząca ogłosiła listę swoich kandydatów na sędziów SN. Prezes jednak musiał znaleźć czas.

„Nie wybudujesz mi tego”

Zaczął Kaczyński: – My jesteśmy gotowi naprawdę to zapłacić państwu w możliwie szybkim terminie – powiedział prawnikom, odnosząc się do kwoty 101 tys. euro, na które kancelaria wyceniła swoje usługi. – Sprawa druga to jest kwestia tej znacznie większej sumy. Dwa miliony trzysta tysięcy złotych minus to, co dotyczy państwa [czyli Baker McKenzie], bezpośrednio. Załóżmy, że to jest około dwóch milionów – i tutaj jest sprawa no dalej jeszcze idąca z tego względu, że tu nie ma tytułu odnoszącego się do spółki Srebrna – kontynuuje Kaczyński.

Z jego słów wynika, że będzie chciał „znaleźć sposób” na zaspokojenie roszczeń Birgfellnera. Mówi, że te roszczenia „mają podstawy”, są udokumentowane, plus są jeszcze dokumenty, w opracowaniach niektórych z nich prawnicy z Baker McKenzie uczestniczyli.

Kaczyński deklaruje: – W końcu ja byłbym gotowy zeznać [w sądzie], że rzeczywiście te przedsięwzięcia były robione na korzyść spółki, w ostatecznym rachunku miały służyć spółce Srebrna.

Potem ponownie tłumaczy polityczny kontekst sprawy: – To jest perspektywa dalsza, to jest wycofanie się na miesiąc czy na trzy, czy to już jakby, po prostu nierealne, no ale gdyby doszło do zmiany władzy w Warszawie – to jest mało prawdopodobne, ale niewykluczone – to i tak my byśmy z innych względów nie mogli tego prowadzić. I w związku z tym branie, znaczy pożyczanie, na zasadzie założenia, że później będzie udzielony kredyt i z tego kredytu się to spłaci, nie wchodzi w grę.

Jednocześnie prezes PiS – mimo że to on cały czas prowadzi negocjacje – zaczyna przekonywać, że ma związane ręce. – Powtarzam, ja nie jestem zarządem, ja reprezentuję fundację jako przewodniczący jej rady. No to prawda, ma charakter taki jak fundacja, (niezn. słowo) wchodzi do niej trzy osoby, no ja mam tutaj mojego (niezn. słowo) kolegi księdza, który zastąpił arcybiskupa Gocłowskie- go, jego kapelana (niezn. słowo), i zgodnie z tą (niezn. słowo) księdza arcybiskupa, naszą, są gotowi, żeby poprzeć te rozwiązania. No tylko my musimy, powtarzam, mieć jakąś podstawę, no boja nie chcę tego załatwiać w sposób nieuczciwy (niezn. słowo) dla nas.

Kaczyński zdaje się więc wycofywać z głównej roli, jaką dotąd odgrywał w planowaniu budowy wież na Srebrnej. Jak pisaliśmy, od maja 2017 r. odbył 19 spotkań w sprawie inwestycji, rozmawiał m.in. z prezesem Pekao SA Michałem Krupińskim, którego w marcu 2018 r. zaprosił do siedziby partii i rekomendował, by bank kredytował projekt.

Od 2 lutego 2018 r. Kaczyński miał do tych rozmów prawną „podkładkę”. Otrzymał bowiem pełnomocnictwo od swojej sekretarki Barbary Skrzypek, która ma bardzo skromne udziały w Srebrnej, a głównym właścicielem spółki jest fundacja Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. Dzięki temu pełnomocnictwu prezes PiS przewodniczył nadzwyczajnemu zgromadzeniu wspólników Srebrnej. Zgromadzenie podjęło uchwałę o tym, by Srebrna mogła wystąpić o kredyt na budowę wieżowca opiewający na kwotę do 300 min euro.

Jednak 2 sierpnia Kaczyński umniejsza swoje znaczenie prawne, twierdząc, że nie może niczego narzucać organom spółki Srebrna. Stwierdza zarazem, że projekt jest „nie do zrealizowania” z przyczyn politycznych.

– Mieliśmy taki plan, który został najpierw zablokowany na poziomie możliwości dostania tak zwanego „wz” [warunki zabudowy], zapowiedziano nam to różnymi kanałami z udziałem ważnych polityków Platformy Obywatelskiej, że w żadnym razie ta budowa nie będzie nam udzielona. To na zasadzie, że niektórzy z tych polityków byli kiedyś radnymi Warszawy. Choćby pan Kierwiński [Marcin Kierwiński, poseł PO] powiedział, że „nie wybudujesz mi tego”. I takich sygnałów było bardzo wiele i ponieważ my wiemy, jak w Polsce funkcjonuje prawo, ta opowieść o państwie prawa to kompletna bajka, w związku z tym musimy zaniechać tego przedsięwzięcia. Przy czym, powtarzam, zaniechać czegoś, co jest i tak w tej chwili niemożliwe do zrealizowania, chyba że by była po tym zmiana władzy.

Z tego fragmentu wynika, że Kaczyński ma szczególnie na myśli wybory samorządowe. W tych dniach Patryk Jaki, kandydat PiS na prezydenta Warszawy, zaczynał swoją kampanię. – Od razu mówię, że pan Jaki nie jest człowiekiem cudów. Po prostu nie można przewidzieć, co on będzie… [jeśli?] zostanie prezydentem Warszawy. To jest bardzo samodzielny polityk – podkreśla prezes PiS.

„Srebrna powiedziała: proszę zrobić ten projekt”

Birgfellner wcześniej tłumaczył, że prace dla Srebrnej wykonywał na zasadzie zaufania do Kaczyńskiego. Teraz, po wywodzie prezesa PiS, prawniczka z Baker McKenzie mówi: – Rzeczywiście, sytuacja jest dosyć skomplikowana i delikatna. My wykonywaliśmy nasze usługi na rzecz dewelopera austriackiego [Birgfellnera] i jedyna forma, w jakiej możemy się rozliczyć, to wykonanie [umowy?] z deweloperem austriackim. I ja nie wiem, czy rozumiem, że spółka Srebrna z tym deweloperem austriackim nie ma żadnej umowy.

Wtedy Kaczyński stwierdza: – No właśnie, nie ma umowy, niestety, to jest takie zaniechanie, które, no, chyba nie było tego po naszej strome, ale doszło do tego zaniechania. No i teraz powstała ta sytuacja, której, no, my po prostu nie mamy możliwości [zapłacić].

A zatem prezes PiS pośrednio przyznaje, że nie podpisał z Birgfellnerem dokumentu precyzującego zarobek Austriaka. I że umawiał się z nim w tej kwestii ustnie.

Tak właśnie Birgfellner pisze w zawiadomieniu, które kilka dni temu złożył do prokuratury. Zarzuca w nim prezesowi dokonanie świadomego oszustwa i domaga się wynagrodzenia w wysokości 1 min 300 tys. euro. Połowa tej kwoty to pieniądze, które musi wypłacić osobom i firmom, gdyż zaangażował je do projektu.

W rozmowę włącza się Birgfellner. Dowodzi: – To właśnie, uważam, mamy w uchwale… Srebrna przekazuje prawa spółce komandytowej [Nuneaton, spółka powołana przez Srebrną do realizacji projektu] do prowadzenia tego. A więc wszystko jest ustalone i Srebrna nie może twierdzić, że właściwie nie ma kontraktu.

Biznesmen przypomina, że ma od zarządu Srebrnej pełnomocnictwa.

– Wiem, to skomplikowane, ale… – urywa. Włącza się Kaczyński. Dopytuje, czy kancelaria Baker McKenzie mogłaby „przejąć umowę” z Birgfellnerem.

– Wydaje mi się to nierealne – odpowiada jedna z prawniczek. Kaczyński wraca do pierwotnego pomysłu: niech Birgfellner idzie do sądu. – Tutaj jest opcja z różnych względów bardzo niemiła, ale, no, wyjście procesowe… Srebrna, prawda, procesy miała, windykacyjne, swego czasu, żeśmy to załatwiali, i nie ma jakby żadnego problemu. Tylko żebyśmy mieli podstawy, że to chodzi o nas, bo w tej chwili, sami państwo widzicie, co jest…

Konkluduje jeden z prawników:

– Nie ma co ukrywać. Podmiotem, który realizował to przedsięwzięcie, była spółka Srebrna.

– Srebrna powiedziała: proszę zrobić ten projekt. Konstruowaliśmy wszystko wspólnie, więc musimy znaleźć rozwiązanie wspólnie – dodaje Austriak.

„Nie będzie łatwo…”

Ale rozmowa wyraźnie zmierza donikąd. Prezes prosi, by prawnicy jeszcze popracowali nad rozwiązaniem konfliktu. Prawnicy nie mają na razie pomysłu. Birgfellner wydaje się bezradny.

Spotkanie kończy Kaczyński Ogólnie umawia się na następne „może przy końcu sierpnia”: – Oczekuję propozycji. Nie będzie łatwo, ale sądzę, że to się uda załatwić. Dziękuję bardzo.

Z informacji „Wyborczej” wynika, że kolejnego spotkania – przynajmniej w tym gronie – nie było. Jesienią Birgfellner zaczął się przez prawników domagać od Srebrnej zapłaty.

W październiku 2018 r. w tekście „Deweloper Kaczyński” po raz pierwszy opisaliśmy całe jego inwestycyjne przedsięwzięcie. Srebrna odpisała nam wtedy, że spółka Nuneaton nie prowadzi działalności i że nie dostała pozwolenia na budowę.

Przed końcem roku Birgfellner miał mieć jeszcze jedno spotkanie z zarządem Srebrnej, ale już bez prezesa PiS. Nie udało się dojść do porozumienia. W styczniu 2019 r. Austriak zwrócił się o pomoc do adwokatów – Romana Giertycha i Jacka Dubois. W ubiegły piątek wysłali oni do prokuratury wspomniane zawiadomienie na Kaczyńskiego.

Jak podał w środę rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej, „prokurator zapoznaje się z zawiadomieniem i załączoną do niego dokumentacją”. Dopiero potem prokuratura podejmie decyzję, czy wszczyna śledztwo.

Pekao SA nie zaprzecza, że prezes był w siedzibie PiS

Wojciech Czuchnowski, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

Bank nie zaprzecza naszym informacjom o nieformalnej roli, jaką prezes Michał Krupiński odegrał przy projekcie inwestycji związanej z PiS spółki Srebrna.

„Wyborcza” ujawniła we wtorek, że Pekao SA miał skredytować budowę wartego 300 min euro biurowca przy ul. Srebrnej w Warszawie. W środę napisaliśmy, że prezes Krupiński osobiście zaangażował się w tę sprawę. W 2018 r. co najmniej raz uczestniczył w spotkaniu biznesowym w centrali PiS przy ul. Nowogrodzkiej, gdzie rozmawiał z prezesem partii Jarosławem Kaczyńskim i wynajętym do przeprowadzenia inwestycji Austriakiem Geraldem Birgfellnerem. Sam biznesmen co najmniej dwukrotnie osobiście rozmawiał z Krupińskim.

Pekao SA zgodził się udzielić dwóch pożyczek pomostowych – w sumie na 15,5 min euro – na przygotowanie inwestycji przy Srebrnej przez dwie spółki o nazwie Nuneaton, których prezesem był Birgfellner i które miały się zająć budową biurowca. „Wyborcza” ujawniła obie umowy – są dostępne w serwisie Wyborcza.pl.

W środę wysłaliśmy do Krupińskiego wiele pytań dotyczących jego roli w całej sprawie. Pytaliśmy między innymi o to, w jakim charakterze spotkał się 21 marca 2018

r. z Birgfellnerem i Kaczyńskim; gdzie miało miejsce to spotkanie; czy było to spotkanie służbowe, a jeśli tak, to jakie obowiązki wykonywał tam prezes Krupiński; w jakim charakterze na tym spotkaniu występował Jarosław Kaczyński; czy spotkanie dotyczyło inwestycji przy ul. Srebrnej 16 i kredytowania tej inwestycji przez Pekao SA; ile razy prezes Krupiński spotkał się z Birgfellnerem; czy prezes Krupiński uczestniczył w wydawaniu decyzji o kredytach w wysokości 15,5 min euro na działania predeweloperskie dla spółek Nuneaton; czy prezes Krupiński konsultował się w sprawie tych kredytów z Jarosławem Kaczyńskim; czy działania prezesa Krupińskiego w tej sprawie są zgodne z ładem korporacyjnym w Pekao SA.

Odpowiedź przyszła zdawkowa, ale bank nie zaprzeczył żadnej z informacji podanych przez „Wyborczą”. „Informujemy, że szanując zaufanie wszystkich naszych klientów oraz zasady prawa bankowego, nie udzielamy informacji na temat spotkań naszych pracowników oraz członków zarządu” – napisało biuro prasowe Pekao SA. Bank zapewnia też, że „nie podejmuje decyzji kredytowych motywowanych czynnikami inne niż ściśle biznesowe, podejmuje je w pełnej niezależności oraz odpowiedzialności”, o

UKŁAD PATOLOGICZNY

Dominika Wielowieyska, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

Polskim państwem rządzi dziś deweloper Jarosław Kaczyński. Przez wiele miesięcy miał trochę mniej czasu na rządzenie, bo zajmował się związaną z PiS spółką Srebrna oraz kwestią wieżowca, którego chciał zbudować w centrum Warszawy. Niezależnie od działalności deweloperskiej prezes PiS współdecyduje, kto zasiada we władzach państwowych banków – bez jego zgody żadna nominacja nie jest możliwa. Wie o tym zarząd należącego do państwa Pekao SA, wie też komitet kredytowy tego banku i sam prezes Michał Krupiński. Jeśli więc prezes Kaczyński życzy sobie kredyt – na dobry początek 15,5 min euro – to wszyscy wiedzą, że takiej prośbie nie można odmówić. Członkowie komitetu kredytowego zdają sobie sprawę z tego, komu zawdzięczają posady.

Dlatego w marcu 2018 r. w partyjnej centrali przy Nowogrodzkiej dochodzi do spotkania Kaczyńskiego, austriackiego biznesmena i powinowatego prezesa PiS Geralda Birgfellnera oraz prezesa Krupińskiego. Austriak miał zbudować wieżowiec. Osobiście rozmawiał z Krupińskim co najmniej dwa razy – w październiku i grudniu 2017 r. – i wielokrotnie z innymi przedstawicielami banku. W efekcie Pekao SA zgadza się na udzielenie pożyczki 15,5 min euro dwóm spółkom Birgfellnera, które miały się zająć inwestycją przy ul. Srebrnej, by uniknąć pojawienia się w dokumentach samej spółki Srebrna. Pekao SA miało się też zgodzić na kredyt 300 min euro (ok. 1,3 mld zł) – tyle miały kosztować dwie wieże.

Co więcej, na nagraniu słychać, jak kuzyn Kaczyńskiego Grzegorz Tomaszewski opowiada prezesowi PiS, że ma problem z finansowaniem „Gazety Polskiej Codziennie” i że trzykrotnie dzwonił w tej sprawie do Krupińskiego, by ratował ten biznes przed nadchodzącymi wyborami.

Do budowy wież nie doszło, bo inwestor nie dostał warunków zabudowy od stołecznego ratusza. A poza tym Kaczyński uznał, że inwestycję trzeba zawiesić, bo w kampanii wyborczej konkurenci PiS będą opowiadać, że partia buduj e wieżowiec. Ale gdyby PiS wygrał wybory w Warszawie, to furtka do zrobienia tego biznesu zostałaby otwarta.

Po analizie zasad, na których miał być udzielony kredyt, łatwo dojść do wniosku, że żaden inny inwestor nie zostałby tak dobrze potraktowany przez ten państwowy bank. Używając terminologii Kaczyńskiego, mamy do czynienia z patologicznym układem biznesowo-politycznym, w którym ludzie sprawujący władzę wykorzystują swoje wpływy w państwowych bankach, aby zrobić prywatny interes.

Jarosław Kaczyński osobiście nie jest właścicielem spółki ani nie zasiada we władzach Srebrnej. Obudował ją siecią rozmaitych podmiotów, zatrudnił działaczy PiS, a do spółki wstawił sekretarkę, kierowcę i przyjaciółkę domu. To jednak Kaczyński osobiście zarządza tym majątkiem. Przekonaliśmy się o tym, słuchając nagrania jego biznesowej rozmowy, którą „Wyborcza” opublikowała we wtorek.

Te rozmowy idealnie pasują do tego, co przed wielu laty opisywała Jadwiga Staniszkis, a Kaczyński wówczas jej analizy wychwalał pod niebiosa i obiecywał, że uzdrowi życie publiczne. Staniszkis pisała: „Kapitalizm polityczny niszczył rynek, bo radykalnie różnicował szanse w rynkowej grze. A obecny kapitalizm sektora publicznego radykalnie niszczy państwo. Ten pierwszy wykorzystywał kapitał społeczny z tytułu piastowania władzy (kontakty, informacja, możliwości tworzenia prawa pod konkretne interesy). A także korzystał z możliwości quasilegalnego uwłaszczenia się na majątku państwowym i społecznym. Zaś kapitalizm sektora publicznego to korzyści nie tyle z tytułu własności, ile z zarządzania groszem publicznym przez osoby z nominacji partyjnej. W zamian za wysokie gratyfikacje osoby te tworzą kolejne kręgi klientelizmów. To ma gwarantować reprodukcję władzy na wszystkich poziomach”.

Jarosław Kaczyński jest jak „wash and go”, dwa w jednym: sprawnie połączył kapitalizm polityczny z kapitalizmem sektora publicznego. I stworzył układ, by zapewnić finansowanie swego politycznego środowiska nie tylko z budżetu, lecz także z zysków swojego prywatnego biznesu, który chce rozkręcić za pomocą publicznych pieniędzy. To pomogło by jego formacji utrzymać się przy władzy, bo środowisko PiS dysponowałoby o wiele większymi pieniędzmi niż jego polityczni konkurenci, o

KTO STAŁ ZA AFERĄ KNF?

Wojciech Maziarski, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

Prezes PiS dotychczas kojarzył się nam z ciapowatym i niepraktycznym jegomościem w rozdeptanych butach, bez konta w banku, żyjącym w świecie dość odległym od tego, który zamieszkuje większość Polaków. Był to nie tyle wizerunek ascety programowo odrzucającego pęd do bogactwa, ile raczej abnegata ignorującego sferę materialną. Jak się okazuje, był to wizerunek fałszywy. „Z nagrań wyziera nieznane dotąd oblicze Kaczyńskiego – twardo stąpającego po ziemi i świetnie obeznanego w realiach prawa i biznesu” – głosi jeden z PiS-owskich przekazów dnia po ujawnionych przez „Wyborczą” taśmach Kaczyńskiego. Pójdźmy tym tropem.

Gdy w listopadzie gruchnęła afera KNF, komentatorzy zaczęli spekulować, kto był jej rzeczywistym mózgiem Bo w to, że szef Komisji Nadzoru Finansowego mógł na własną rękę złożyć korupcyjną propozycję bankierowi Leszkowi Czarneckiemu, mało kto wierzył. Od początku wydawało się oczywiste, że Chrzanowski jest tylko narzędziem którym posłużył się ktoś znacznie wyżej umocowany.

Podejrzenia sięgały szczebla prezesa NBP i zdawały się znajdować potwierdzenie w przeciekach ze śledztwa, według których na przesłuchaniu aresztowany Chrzanowski rzeczywiście zeznał, że to Adam Glapiński był inicjatorem jego spotkania z właścicielem Getin Noble Banku.

Jeszcze w heroicznych czasach Porozumienia Centrum – pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego – Glapiński był bliskim współpracownikiem prezesa. Ten polityk i działacz gospodarczy, w przeszłości minister budownictwa i prezes wielkich spółek, zawsze poruszał się na styku polityki i biznesu. „To człowiek, który współtworzył potęgę finansową tego środowiska” – mówi były polityk PiS cytowany w artykule Dominiki Wielowieyskiej. Większość komentatorów uznała więc, że nie byłoby zaskakujące, gdyby okazało się, iż w aferze KNF miał udział prezes NBP. Ale sam szef PiS? To niemożliwe. Prędzej już Glapiński urwał mu się ze smyczy i podjął działania na własną rękę.

Te spekulacje wzmacniane były dochodzącymi z PiS nieoficjalnymi pogłoskami, jakoby szefostwo partii było wściekłe na szefa NBP (zwłaszcza po polityczno-obyczajowej aferze z „dworkami”) i chętnie by się go pozbyło – ale nie może tego zrobić, bo w myśl ustawy jest nieusuwalny.

Fundamentem wszystkich tych spekulacji był publicznie funkcjonujący wizerunek Jarosława Kaczyńskiego jako człowieka niepraktycznego, bez pojęcia o biznesie i robieniu pieniędzy. Jednak jak mówi dziś sam PiS, prezes „twardo stąpa po ziemi” i jest „świetnie obeznany w realiach prawa i biznesu”. To tworzy zupełnie nowy kontekst i każe na nowo postawić pytanie, kto naprawdę stał za korupcyjną propozycją złożoną właścicielowi Getin Noble Banku. I o co w niej chodziło? Czy rzeczywiście stawką było tylko 40 min zł, czy może raczej -jak twierdzi Roman Giertych – przejęcie banku i rozbudowa imperium finansowego obozu władzy? o

Siedem grzechów Kaczyńskiego

Michał Danielewski, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

  1. Z nagranych rozmów z Austriakiem Geraldem Birgfellnerem wynika, że Jarosław Kaczyński występował w nich de facto w roli pełnomocnika spółki Srebrna, jednak nie wpisał tego do oświadczenia majątkowego. Zgodnie z art. 35 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora parlamentarzyści są zobowiązani do tego, by składać oświadczenie o stanie majątkowym które zawiera także informację o stanowiskach i rolach pełnionych przez nich w spółkach handlowych.
  2. W nagranych rozmowach utożsamia spółkę Srebrna, jej działalność oraz interesy z interesami i działaniami Prawa i Sprawiedliwości. Mówi: „Jeżeli nie wygramy wyborów, to nie zbudujemy wieżowca w Warszawie”. Prowadzenia działalności biznesowej przez partie zakazuje ustawa o partiach politycznych.
  3. 2 lutego 2018 r. był przewodniczącym Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników spółki Srebrna. Jako poseł powinien zgłosić to do Rejestru Korzyści. Nie zrobił tego. Według przepisów (art. 35a ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora) należy zgłaszać informacje o udziale w organach fundacji, spółek prawa handlowego lub spółdzielni nawet wówczas, gdy z tego tytułu nie pobiera się żadnych świadczeń pieniężnych. Zgodnie z kodeksem handlowym Zgromadzenie Wspólników jest organem spółki.
  4. Działał w imieniu spółki Srebrna, choć jako poseł nie może tego robić. Zakazuje tego ustawa.
  5. Działał w imieniu spółki Srebrna, choć nie ma do tego formalnego mandatu – nie ma udziałów w spółce i nie zasiada w jej władzach. Jest tylko członkiem rady fundacji Instytut im Lecha Kaczyńskiego, większościowego właściciela Srebrnej.
  6. Odmówił Geraldowi Birgfellnerowi zapłaty za usługi świadczone przez austriackiego przedsiębiorcę na rzecz reprezentowanej przez Kaczyńskiego spółki Srebrna.
  7. Używał swojej pozycji politycznej, by ułatwić spółce Srebrna uzyskanie kredytu w Banku Pekao SA – jego właścicielem jest skarb państwa.

SPRAWDZAMY, CZY PREZES PIS ZŁAMAŁ PRAWO

Agnieszka Kublik, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

Czy Jarosław Kaczyński jako poseł zawodowy mógł nadzorować budowę biurowca przy ul. Srebrnej w Warszawie? Czy jako szef partii politycznej mógł prowadzić działalność gospodarczą? Te pytania od dwóch dni zadaje opozycja.

Powstały po lekturze artykułów „Wyborczej” o tym, jak Kaczyński prowadził wielką inwestycję wartą 1,3 mld zł w samym centrum Warszawy. Tu działa spółka Srebrna, która chciała wybudować wysokie na 190 m bliźniacze wieże.

Blisko 100 proc. udziałów spółki ma Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. W radzie tej fundacji zasiada Jarosław Kaczyński. I choć nie ma go we władzach Srebrnej, to właśnie prezes PiS prowadził spotkania biznesowe dotyczące inwestycji. 2 lutego 2018 r. dostał bowiem pełnomocnictwa do reprezentowania wspólników spółki, której zarząd tworzą: żona obecnego szefa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska Małgorzata Kujda, przyjaciółka domu Kaczyńskich Janina Goss oraz kierowca prezesa i warszawski radny PiS Jacek Cieślikowski.

Od tej pory to Kaczyński podejmował najważniejsze decyzje dotyczące budowy biurowca. Opozycja ocenia, że prezes PiS po prostu prowadził działalność gospodarczą. A to jest sprzeczne z dwoma ustawami: o wykonywaniu mandatu posła i o partiach politycznych.

Mandat poselski a dobro narodu

Kaczyński jest posłem zawodowym – sam tak napisał w ostatnim oświadczeniu majątkowym z 23 kwietnia 2018 r. To oznacza, że poza Sejmem nie pracuje. Zgodnie z prawem poseł zawodowy dostaje uposażenie 9892 zł brutto (tyle, ile podsekretarz stanu) i dietę parlamentarną 2569 zł brutto.

Art. 33 ust. 2 ustawy o wykonywaniu mandatu posła powiada, że „posłowie i senatorowie nie mogą podejmować dodatkowych zajęć ani otrzymywać darowizn mogących podważyć zaufanie wyborców do wykonywania mandatu zgodnie z art. 1 ust. 1”. Art. 1 ust. 1 powiada zaś, że „posłowie i senatorowie wykonują swój mandat, kierując się dobrem Narodu”.

Konstytucjonalista dr Ryszard Piotrowski: – Z okoliczności sprawy wynika, że zajęcie, którego Jarosław Kaczyński podjął się w związku z inwestycją Srebrnej, to mogą być działania prowadzące do oligarchizacji ustroju państwa, a to nie jest działalność w interesie dobra narodu.

Co jest, a co nie jest „dobrem narodu”, to jednak kwestia interpretacji, która należy do marszałka i prezydium Sejmu. Bo zgodnie z art. 33 ust. 1 ustawy „poseł lub senator jest obowiązany powiadomić odpowiednio Marszałka Sejmu lub Marszałka Senatu o zamiarze podjęcia dodatkowych zajęć, z wyjątkiem działalności podlegającej prawi autorskiemu i prawom pokrewnym”.

Nie wiemy, czy Kaczyński to zrobił. Biuro prasowe Sejmu zapytaliśmy o to w środę. Do zamknięcia wydania nie dostaliśmy odpowiedzi.

Jeśli Kaczyński nie zawiadomił, a prowadził „dodatkowe zajęcia”, to zdaniem PO „nie dopełnił obowiązku jako funkcjonariusz publiczny”. A to już jest zarzut kamy – dotyczy art. 231 par. 2 kodeksu karnego. (§1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. §2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w §1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10). PO zwraca uwagę, że te dodatkowe zajęcia nie muszą się wiązać z wynagrodzeniem.

Z lektury oświadczenia majątkowego Kaczyńskiego wynika, że żadnych zajęć dodatkowych nie ma. Zaznaczył bowiem, że nie prowadzi działalności gospodarczej ani nie jest pełnomocnikiem takiej działalności. Przypomnijmy to oświadczenie z 23 kwietnia 2018 r., a dwa miesiące wcześniej – 2 lutego – prezes PiS otrzymał pełnomocnictwa do prowadzenia inwestycji przy Srebrnej.

PiS miał zyskać na wieżach?

Art. 24 ust. 3 ustawy o partiach politycznych mówi, że nie mogą one prowadzić działalności gospodarczej. Właścicielem Srebrnej jest zaś fundacja Instytut im. Lecha Kaczyńskiego kontrolowana przez ludzi PiS. Zarząd Instytutu tworzą Barbara Czabańska i wiceprezes partii Adam Lipiński. W radzie zasiadają Kaczyński, poseł PiS i szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański oraz ks. Rafał Sawicz.

W nagranej przez biznesmena Geralda Birgfellnera rozmowie z Kaczyńskim prezes PiS liczy nawet na 30 proc. dochodu z wynajmu powierzchni dwóch wież. A cały dochód miał wynieść ok. 80 min zł rocznie.

Dr Piotrowski: – To tylko hipoteza, że zyski z inwestycji przy Srebrnej zasilałyby konto partii PiS. Gdyby tak było, byłoby to naruszenie prawa. Prowadziłoby w konsekwencji do tego, że Państwowa Komisja Wyborcza nie przyjęłaby sprawozdania PiS o źródłach pozyskania środków finansowych na cele wyborcze, a to mogłoby spowodować utratę prawa do subwencji i nawet zagrozić szansom wyborczym partii. A korzyści majątkowe przekazane partii politycznej podlegają przepadkowi na rzecz skarbu państwa.

BIEDNY JAK INSTYTUT

Portal OKO.press ustalił, że powstała w 2010 r. fundacja Instytut im. Lecha Kaczyńskiego nie składa sprawozdań do sądu rejestrowego. Zdobył je dopiero w resorcie kultury nadzorującym działalność Instytutu.

Okazuje się, że w 2010 r. Instytut nie prowadził działalności statutowej. W 2011 r. wydał prawie 48 tys. zł na przygotowanie raportu dotyczącego katastrofy smoleńskiej. W 2012 r. zapłacił 63,6 tys. zł za ekspertyzę lekarsko-sądową związaną z oględzinami ciał ofiar katastrofy. W 2013 r. sfinansował za ponad 110 tys. zł wydanie jednego numeru tygodnika „wSie- ci” (dziś „Sieci”) braci Karnowskich z dołączonym filmem „Polacy” Marii Dłużewskiej. Przelał też 20 tys. zł dotacji na konto Fundacji Misji Publicznej. W 2014 r. Instytut znów wspomógł 20 tys. zł Fundację Misji Publicznej (na zbieranie informacji o problemach związanych z działalnością mediów publicznych, udział w sejmowej i senackiej komisji kultur/ oraz stworzenie portalu). W 2015 r. znów nie prowadził działalności statutowej.

Opozycja zawiadamia prokuraturę i służby

Paweł Kośmiński, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

– Czas skończyć ze świętymi krowami. Nie może być tak, że prezes największej partii jest nie do ruszenia – mówił poseł Marcin Kierwiński. PO powiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez Jarosława Kaczyńskiego.

– Te nagrania są szokujące. Pokazują, że w państwie rządzonym przez PiS tak naprawdę obowiązują reguły, które do tej pory znaliśmy wyłącznie z Europy Wschodniej. Można powiedzieć, że to są takie nagrania wzorem Janukowycza z Ukrainy za starych lat – mówił podczas konferencji w prokuraturze okręgowej Marcin Kierwiński.

Zgodnie z wtorkową zapowiedzią PO złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego przestępstwa. Podstawą jest ujawnione przez „Wyborczą” nagranie ze spotkania w siedzibie PiS, podczas którego omawiano wartą 1,3 mld zł inwestycję spółki Srebrna.

W zawiadomieniu PO mowa o kilku możliwych przestępstwach płatnej protekcji, powoływaniu się na wpływy (uzależnianie realizacji inwestycji, a więc przyszłych korzyści dla spółki Srebrna i wykonawcy zleceń, od tego, czy PiS wygra wybory) czy przekroczeniu uprawnień funkcjonariusza publicznego.

– Poseł, zwłaszcza zawodowy, co widnieje w oświadczeniach majątkowych pana Kaczyńskiego, nie ma prawa do prowadzenia i reprezentowania działalności gospodarczej. Chyba że poinformuje o tym marszałka Sejmu – wskazywał Kierwiński.

Inny poseł PO Krzysztof Brejza mówił wprost, że w oświadczeniu majątkowym Kaczyński poświadczył nieprawdę: – Wpisał, że „nie dotyczy” go sprawa prowadzenia działalności gospodarczej. Stwierdził, że nie prowadzi działalności gospodarczej.

Ale zdaniem PO mogło także dojść do podżegania do przestępstwa sądowego. – W czasie tej rozmowy dochodzi do próby ustawienia całej sprawy przed sądem – tak żeby można było wyprowadzić kasę, dokonać malwersacji – wskazywał poseł Cezary Tomczyk. Podczas rozmowy prezes PiS stwierdza, że nie może zapłacić austriackiemu przedsiębiorcy Geraldowi Birgfellnerowi za dotychczasową pracę, a jedyny sposób wypłacenia mu pieniędzy to roszczenie sądowe z jego strony.

Partia Razem złożyła z kolei wniosek do Państwowej Komisji Wyborczej o wszczęcie kontroli finansowania PiS pod kątem zgodności z ustawą o partiach politycznych. Zabrania ona bowiem partiom prowadzenia działalności gospodarczej i nie przewiduje użyczania lokalu pod taką działalność (może jedynie na biura parlamentarzystów i radnych).

– Jarosław Kaczyński nie może otworzyć na Nowogrodzkiej sklepu mięsnego, kasyna albo biura deweloperskiego. Za te lokale płacą podatnicy. Jeśli w siedzibie partii prowadzi się biznes, to po prostu łamie się prawo – zwracał wczoraj uwagę przed siedzibą PKW Adrian Zandberg z Partii Razem.

Razem podejrzewa, że PiS mógł również złamać przepisy mówiące o pochodzeniu majątku oraz jawności źródeł finansowania partii. „Partie polityczne otrzymują pieniądze z budżetu po to, żeby nie wchodziły w takie patologiczne układy polityczno-biznesowe. Dlatego obowiązuje je zakaz prowadzenia działalności gospodarczej” -czytamy we wniosku Razem Do PKW zwrócił się również Adam Szłapka z Nowoczesnej.

Razem złożyła też wniosek do CBA o kontrolę rzetelności i prawdziwości oświadczeń majątkowych Kaczyńskiego. Skieruje także wniosek do mar szalka Sejmu Marka Kuchcińskiego o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec prezesa PiS.

O przeprowadzenie kontroli w Srebrnej i spółkach powiązanych zwróciła się do Krajowej Administracji Skarbowej Paulina Hennig-Kloska (Nowoczesna).

Wcześniej zawiadomienie do prokuratury złożył Ryszard Petru (Teraz!). Zdaniem polityka Kaczyński mógł dopuścić się przestępstwa polegającego na tym, że powołując się na wpływy polityczne, chce załatwiać kredyt w państwowym banku.

Rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska stwierdziła w rozmowie z dziennikarzami, że oświadczenia majątkowe prezesa PiS są jawne i „nie widzi absolutnie żadnych podstaw” do takich zawiadomień. – Traktuję to jako kolejną formę ataku politycznego na przywódcę partii, która skutecznie zmienia Polskę – oceniła.

Michał Krupiński – „złote dziecko PiS”

Hubert Orzechowski, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

Światowy biznes po raz pierwszy usłyszał o obecnym prezesie banku Pekao SA siedem lat temu. To wtedy na Światowym Forum Ekonomicznym (WEF) w Davos został wybrany jako jedyny polski przedstawiciel do grona Forum of Young Global Leaders (Forum Młodych Światowych Przywódców) działającego przy WEF.

Krupiński pracował wtedy dla Bank of America Merrill Lynch w Londynie. Zarządzał bankowością inwestycyjną i korporacyjną w Europie Środkowej oraz był prezesem polskiego oddziału firmy.

Ale na tytuł „złotego dziecka PiS” zapracował wcześniej, w czasach pierwszych rządów PiS (2005-07). Był wtedy wiceministrem skarbu w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego. W rządzie był najmłodszy, choć bardzo nie lubił, kiedy mu się o tym przypominało. Jak sam opowiada, to dzięki jego ministerialnej strategii powstały koncerny energetyczne takie jak PGE czy Tauron.

Z PiS związał się dzięki fascynacji Unią Europejską.

W wieku zaledwie 22 lat został jednym z pierwszych Polaków, którzy pracowali w europarlamencie. Po godzinach był zaś animatorem życia towarzyskiego rodaków w Brukseli. Na jednym ze zorganizowanych przez siebie wyjść na piwo spotkał Witolda Ziobrę, brata obecnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Znajomość była tak zażyła, że wynajęli razem mieszkanie.

Po przegranej PiS w wyborach wycofał się z działalności publicznej. Przed objęciem posady w Merrill Lynch przez kilka lat pracował jeszcze w Banku Światowym. W 2015 r. znów pojawił się w pierwszych szeregach elit politycznych. Najpierw, w styczniu 2016 r„ został prezesem kontrolowanego przez państwo PZU. – Nie ukrywam, że czuję się związany ze środowiskiem, które wzięło teraz odpowiedzialność za Polskę – mówił we wspomnianym wywiadzie dla „Forbesa”. Twierdził, że aby pracować w największym polskim towarzystwie ubezpieczeniowym, odrzucił ofertę awansu w Merrill Lynch.

Z PZU został odwołany w marcu 2017 r. w efekcie tarć między frakcjami w PiS. Nadzór nad spółką objął bowiem obecny premier Mateusz Morawiecki, który walczy o wpływy z Ziobrą. Trzy miesiące później Krupiński był już wiceprezesem Pekao SA (pracę znalazł tam też Witold Ziobro) – banku, który odkupił z rąk Włochów jako szef PZU. o

PARTIA: MUREM ZA NASZYM LIDEREM

Agata Kondzinska, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

To nie jest tak, że nic się nie stało. Ale też nie jest to dla nas cios zabójczy, po którym się nie podniesiemy – uważa ważny polityk PiS. Po ujawnionych przez „Wyborczą” taśmach Kaczyńskiego w partii panuje przekonanie, że lidera PiS trzeba bronić „jak dobra narodowego”.

Poniedziałek, dzień przed publikacją pierwszego nagrania Jarosława Kaczyńskiego z partyjnej centrali na Nowogrodzkiej, do siedziby PiS w Warszawie zjeżdżają najważniejsi politycy ugrupowania. To cotygodniowe spotkanie kierownictwa tym razem przebiega w wyjątkowej atmosferze. Rano CBA zatrzymało sześć osób, w tym byłego posła PiS Mariusza Antoniego K. i najbliższego współpracownika Antoniego Macierewicza Bartłomieja M. Są też plotki, że „Wyborcza” szykuje ważną publikację.

– Temat był tak podgrzany, że rozmawiano o nim też przy Nowogrodzkiej – mówi nam polityk PiS. Ale w partii nie wiedzą, co dokładnie opublikuje „Wyborcza”. Są zaskoczeni, że miasto plotkuje, a do partii nieoficjalne informacje docierają dopiero w poniedziałek. Podejrzewają, że materiał będzie dotyczył inwestycji na działce na warszawskiej Woli, którą zarządza spółka Srebrna z zaplecza finansowego PiS. Mają też przecieki, że w sprawę zamieszana jest rodzina Jarosława Kaczyńskiego. Na wszelki wypadek wycofują polityków PiS z porannych wtorkowych audycji telewizyjnych i radiowych.

– Prezes bagatelizował publikację. Mówił, że jeśli o to chodzi, to on nic takiego nie powiedział, jedynie, że nie będzie inwestycji – opowiada polityk znający kulisy narady.

W dniu publikacji PiS wystawia do mediów duet Beata Mazurek i Ryszard Terlecki. Wicemarszałkowie Sejmu idą z ustalonym w partii przekazem, że jedyne, co wynika z taśm Kaczyńskiego, to uczciwość prezesa. Tego dnia osobiście Kaczyńskiego broni też premier Mateusz Morawiecki. O publikacji „Wyborczej” mówi tak, jakby czytał przekazy dnia: – Nie ma w tej rozmowie cienia jakichkolwiek dowodów na niewłaściwe zachowanie polityków Prawa i Sprawiedliwości, ale jest pełne potwierdzenie uczciwości, wiarygodności, solidności i rzetelności działania.

Polityk z klubu PiS: – Premier uznał, że trzeba prezesa bronić jak dobra narodowego. Jego osłabienie to słabość całej formacji.

Politycy obozu władzy, z którymi rozmawialiśmy, podzielają tę opinię. – Jak mamy atakować własnego szefa? Wiadomo, że musimy go bronić, bo bez niego nie będzie PiS – mówi jeden z posłów.

W partii czekają na kolejne publikacje, nieoficjalnie przyznają, że kłopot jest. – To nie jest kryzys, ale bagatelizować tego nie możemy. Pokazywanie Kaczyńskiego jako kapitalistę, biznesmena, który obraca setkami milionów złotych, jest niewiarygodne. To, co osłabia wrażenie jego siły, to to, że został nagrany, że ot tak, można go nagrać w jego własnym gabinecie – mówi osoba z kręgów szefa partii.

– Tak, to dość nieprzyjemny fakt. Ale cieszę się, że prezes na taśmie nie przeklina – ironizuje inny polityk PiS. Jego zdaniem to nie jest jednak zabójczy cios dla PiS. – Na pewno nam to nie pomoże, ale nie zaszkodzi też jakoś specjalnie – ocenia.

Według naszych rozmówców dopiero za kilka tygodni będzie wiadomo, czy PiS stracił po ujawnieniu taśm Kaczyńskiego. – Jest spora stabilizacja w elektoracie. Wyborcy są mocno zabetonowani w poszczególnych obozach, ale te historie mogą nam uniemożliwić sięgnięcie po niezdecydowanych. Zagrożeniem nie jest to, że nam mocno spadnie poparcie, ale to, że go nie poszerzymy – wyjaśnia polityk z otoczenia Kaczyńskiego.

Inny rozmówca: – To jedna z tych spraw, w której zwolennicy PO po raz tysięczny powtórzą, że Kaczyński musi odejść, a zwolennicy PiS po raz tysięczny zapytają: ale dlaczego? Przecież chciał zapłacić. Ale sprawa jest śmierdząca, bo ideowy polityk, za jakiego chce uchodzić Kaczyński, chodzi po rodzinie i zleca jej wielkie biznesowe przedsięwzięcia za miliony. To jest kłopotliwe, ale jeśli ktoś oczekuje, że poleci nam do 10 proc., to jest w błędzie, o

Kaczyński ucieka przed pytaniami

Michał Wilgocki, Justyna Dobrosz-Oracz, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

Podczas środowego posiedzenia Sejmu Jarosław Kaczyński po raz pierwszy pokazał się publicznie po ujawnieniu przez „Wyborczą” taśm z jego udziałem.

W Sejmie zaobserwowaliśmy wzmożoną działalność straży marszałkowskiej. Od parlamentarnego kryzysu w grudniu 2016 r. PiS chowa swoich polityków przed dziennikarzami i stopniowo odcina do nich dostęp. Kaczyński od kilku miesięcy ma wydzieloną drogę na salę plenarną i jest tylko kilka miejsc, gdzie sejmowi reporterzy mogą próbować go złapać i zadać mu pytanie. W środę tych miejsc pilnował nie jeden, ale dwóch albo trzech strażników.

Kaczyński – z odległości 40 m – usłyszał od dziennikarzy dwa pytania. „Wyborcza” próbowała poprosić go o komentarz do doniesienia do prokuratury, jakie złożyli pełnomocnicy Geralda Birgfellnera. Prezes PiS zignorował jednak media.

Kaczyński wszedł na salę sejmową po godz. 11. Posłowie PiS przywitali go oklaskami. Opozycja skandowała: „Deweloper! Deweloper!”.

Na początku posiedzenia wyszedł na mównicę sejmową i poprosił o minutę ciszy ku pamięci Antoniego Zambrowskiego, byłego działacza opozycji demokratycznej, redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność”, a później publicysty m.in. „Gazety Polskiej”.

– Był to człowiek, którego życie pokazało, że można wyzwolić się z uwarunkowań, jakie narzuca środowisko, w którym ktoś się urodził. To był ktoś, kto przeszedł na dobrą stronę i pozostał na niej do końca – mówił Kaczyński.

Prezes PiS był na sali w trakcie głosowań – o godz. 11 i 14. Kiedy parlament słuchał informacji ministra spraw wewnętrznych i administracji dotyczącej zabójstwa Pawła Adamowicza, Kaczyńskiego w ławach sejmowych już nie było.

Kopcińska: Prezes Jest osobą niesamowicie uczciwą

Justyna Dobrosz-Oracz, Gazeta Wyborcza, nr 26/9543, z dnia 31.01.2019 r.

– Prezes Jarosław Kaczyński jest człowiekiem przede wszystkim bardzo uprzejmym, grzecznym w stosunku do kobiet – stwierdziła w środę rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska. Mówiąc o uj awnionym we wtorek przez „Wyborczą” nagraniu biznesowych negocjacji prezesa PiS ws. budowy wieżowca w Warszawie przez spółkę Srebrna, dodała:

– Tu nie ma nic nagannego, a ja tak daleko się nie posunę, bo od oceny w każdym przypadku – czy jest oszustwo, czy nie jest – są uprawnione organy i instytucje. Nigdy nie posunęłabym się do tego, by być przedstawicielem prawa, prokuratury, tak ferować wyroki. Stenogram, który został opublikowany przez wspomnianą przez panią gazetę, pokazuje, jak transparentnie, uczciwie pracuje szef naszej partii. Ma ogromną wiedzę i to potwierdzają wszystkie osoby, które miały kontakt z panem prezesem.

Kopcińska powtórzyła też partyjny przekaz dnia z wtorku: – Prezes powiedział bardzo wyraźnie, że jest za każdą pracę gotów zapłacić. Tylko żeby zapłacić – tak uczyniłby zapewne każdy uczciwy człowiek – trzeba mieć ku temu podstawy prawne.

– Chciałbym, żeby w Warszawie wszyscy mieli równe szanse. To jest najważniejsze. Jeżeli ktoś z państwa potrafi wytłumaczyć, dlaczego jest blokowana inwestycja dotycząca budowy jakiejkolwiek nieruchomości akurat dlatego, że może być kojarzona z określoną partią, a wokół powstaje pełno wieżowców… – mówił z kolei wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. – Prezes jest również członkiem rady fundacji, ta fundacja prowadzi wiele różnych działalności. Wśród tych działalności jest spółka, ta spółka ma wiele inwestycji, to jest jedna z inwestycji. Dlatego to, co pani mówi, to, co przekazuje „Gazeta Wyborcza”, że partia polityczna prowadzi działalność gospodarczą, jest, mówiąc bardzo delikatnie, niezgodne z prawdą.

Jaki, który był kandydatem PiS na prezydenta Warszawy (przegrał już w pierwszej turze z Rafałem Trzaskowskim z PO), odniósł się też do sugestii, że jego zwycięstwo było potrzebne do tego, by ratusz mógł wydać spółce Srebrna decyzję o warunkach zabudowy. Tylko wtedy można było rozpocząć budowę wieżowca. Mówił o tym na ujawnionym przez nas we wtorek nagraniu Kaczyński.

– Nie, nie było żadnego takiego układu, gdybym został prezydentem. Nie znam wszystkich materiałów dotyczących tej nieruchomości [przy ul. Srebrnej, gdzie miał powstać biurowiec], ale chciałbym, żeby warunki rozwoju w Warszawie były dla wszystkich równe – podkreślił Jaki.

Opracował: Leon Baranowski, Buenos Aires – Argentyna