Zwycięzca w największej z bitew

Sławomir Poleszak, Żołnierze Wyklęci 1943-1963 – Bohaterowie ostatniego powstania

Na barkach „Orlika” spoczywało nie tylko dowodzenie szybko rozrastającym się liczebnie oddziałem, ale również nadzór nad pionem dywersji w całym inspektoracie

Marian Bemaciak pochodził z niewielkiej woski Zalesie położonej niedaleko Ryk. Urodził się 17 marca 1917 r. jako jeden z pięciorga rodzeństwa. Mimo trudnej sytuacji materialnej udało mu się ukończyć szkołę powszechną, a następnie Gimnazjum im. Czartoryskich w Puławach. W1937 r. odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Artylerii w Zambrowie. Przed wojną podjął pracę w Urzędzie Pocztowym w Sobolewie w powiecie garwolińskim. W wojnie 1939 r. walczył w szeregach 2. Pułku Artylerii Ciężkiej w okolicach Włodzimierza Wołyńskiego i tam dostał się do niewoli sowieckiej. Po kilku tygodniach udało mu się zbiec i powrócić w rodzinne strony.

Prawdopodobnie już w 1940 r. został zaprzysiężony w ZWZ. Został właścicielem księgarenki w Rykach, a później za pieniądze organizacyjne zakupił niewielką drukarnię w Irenie koło Dęblina. W listopadzie 1943 r. uniknął aresztowania, ale odtąd zmuszony został do przejścia na stopę nielegalną. Wiecie 1943 r. zorganizował siedmioosobowy patrol partyzancki złożony z ludzi znajdujących się w podobnej sytuacji. Zmienił wówczas pseudonim „Dymek” na „Orlik”. Patrol ten został podporządkowany dowództwu Podobwodu „A” (Dęblin – Ryki), który był częścią składową Obwodu Puławy AK. W niedługim czasie na jego bazie utworzono oddział partyzancki, który wmaju 1944 r. przyjął kryptonim IOP15. pułku piechoty „Wilków”. W czasie akcji „Burza” oddział ten stał się częścią składową zgrupowania partyzanckiego odtwarzającego 15. pułk piechot) „Wilków” AK, jego dowódcą miał być major Zygmunt Żyłka-Żebracki „Żeliwa”.

Oddział dowodzony przez „Orlika” przeprowadził ponad 20 akcji zbrojnych wymierzonych przeciwko Niemcom. 31 maja 1944 r. w Brzozowej koło Sobieszyna w powiecie garwolińskim jego partyzanci opanowali budynek byłej szkoły rolniczej, gdzie wówczas mieścił się ośrodek szkoleniowy Hitlerjugend. Wśród dwóch zabitych Niemców był komendant ośrodka. Pozostałym polecono natychmiastowe opuszczenie tego miejsca. Obok niewątpliwych sukcesów zdarzały się również bolesne porażki. 27 czerwca 1944 r. oddział powracający z akcji zaopatrzeniowej na jeden z niemieckich majątków koło wsi Paprotnia koło Stężycy został niespodziewanie zaatakowany przez przeważające siły Wehrmachtu i żandarmerii. Doszło do walki, w której partyzanci stracili sześciu poległych. Kilku zabitych i rannych mieli również Niemcy. Partyzantom udało się oderwać od nieprzyjaciela i wycofać.

14 lipca 1944 r. oddział „Orlika” przebył kilkadziesiąt kilometrów i dotarł do Kluczkowic koło Opola Lubelskiego, gdzie znajdował się duży zespół majątków i obiektów gospodarczych pod zarządem SS. Stacjonowali tam esesmani i ostlegioniści. Kompleksu bronił system bunkrów i stanowisk ogniowych. Na koncentracji stawiły się również inne pododdziały zgrupowania: ppor. Franciszka Jaskulskiego „Zagona”, por. Bolesława Frańczaka „Argila” i ppor. Bronisława Kozunia „Tumusa” oraz oddział por. StanisławaŁokuciewskiego „Małego” z Obwodu Kraśnik AK. Zgrupowanie zaatakowało w południe, walka trwała kilka godzin. Mimo że nie udało się opanować kilku punktów oporu, Stutzpunkt Kluczkowice został rozbity, a załoga poniosła straty szacowane na kilkudziesięciu zabitych i rannych. Partyzanci stracili kilku poległych i kilkunastu rannych. Powracający oddział „Orlika” starł się jeszcze z ekspedycją karną złożoną z żandarmów i własowców z Puław.

Do zadań oddziału należało również zwalczanie pospolitego bandytyzmu, który był wówczas prawdziwą plagą. 17 kwietnia 1944 r. w Kawęczynie pododdział Wacława Kuchnio „Spokojnego” stoczył kilkugodzinną walkę z około 20-osobowąbandąrabunkową. W jej trakcie poległo 16 rabusiów. Partyzancki dowódca został wówczas lekko ranny.

Szybkie dotarcie jednostek Armii Czerwonej na zachodnią Lubelszczyznę sprawiło, że plany akcji „Burza” nie zostały w pełni zrealizowane, choć oddziały partyzanckie z tego tereny osiągnęły znaczące sukcesy. 26lipca „Orlik” na czele około 100-osobowego oddziału wkroczył do Ryk. Dowódca wraz z zastępcą jechali konno, wszyscy partyzanci mieli biało-czerwone opaski na lewym ramieniu. Było to piękne zwieńczenie kilkuletniej walki konspiracyjnej. Niedługo potem do miasteczka wjechały dwa sowieckie czołgi. Oddziały obwodu puławskiego wyzwoliły Dęblin, Nałęczów, Wąwolnicę, Kazimierz Dolny, Poniatowę i Kurów, a wspólnie z oddziałami Armii Czerwonej Puławy.

Na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. „Orlik” odbył kilka spotkań z oficerami Armii Czerwonej, NKWD i wojska gen. Zygmunta Berlinga. Namawiano go do wstąpienia razem ze swoimi partyzantami w szeregi I Armii WP. Nie wyraził na to zgody, w międzyczasie dotarł do niego rozkaz z Komendy Okręgu nakazujący demobilizację oddziału. Broń zakonserwowano i ukryto, partyzanci otrzymali niewielkie odprawy i rozpuszczono ich do domów. W połowie sierpnia zarządzono ponowną mobilizację, a celem był marsz na pomoc powstańczej Warszawie. Niestety, już w okolicach Garwolina się okazało, że nie ma możliwości przemarszu, gdyż drogi blokowane są przez jednostki Armii Czerwonej. Partyzanci zmuszeni zostali do odwrotu.

Po tym wydarzeniu nasiliły się – trwające zresztą już wcześniej – aresztowania wśród partyzantów OP15. Zatrzymano ich około 70. Jednak największe nasilenie represji przypadło na październik i listopad 1944 r. Struktury konspiracyjne w Inspektoracie Puławy AK poniosły bardzo dotkliwe straty, już w sierpniu aresztowano i wywieziono w głąb Związku Sowieckiego komendanta Podobwodu „B” (Puławy) kpt. Stanisława Węglewskiego „Lechitę”. W październiku i grudniu aresztowano byłych dowódców pododdziałów OP 15: por. Mariana Sikorę „Przepiórkę” i por. Franciszka Jaskulskiego „Zagona”. Pierwszy z nich został stracony w więzieniu na zamku w Lublinie, drugiemu udało się uciec z więzienia we Wronkach. W listopadzie w „kotle” w Lublinie wpadł inspektor mjr Stanisław Kowalski „Konrad”, którego podobnie jak „Przepiórkę” stracono.

W marcu 1945 r. Inspektorat poniósł jeszcze jedną bolesną stratę. W trakcie odprawy inspektorów z komendantem okręgu lubelskiego w Warszawie został aresztowany następca „Konrada”, kpt. Zygmunt Żył- ka-Żebracki „Żeliwa”. Jego następcą został kpt. Piotr Ignaciak „ Just”. Dochodziło też do takich zdarzeń, jak to z 2 listopada 1944 r„ kiedy milicjanci z Ryk zastrzelili zastępcę „Orlika”, ppor. Wacława Antoszczaka „Szarego”. Działalność sowieckich służb specjalnych była w tym czasie dla konspiracji największym zagrożeniem. Celne uderzenia operacyjne powodowały zrywanie łączności między dowódcami i podkomendnymi oraz poszczególnymi ogniwami organizacyjnymi.

„Orlik” zmuszony był w tym czasie do ciągłego umykania przed tropiącymi go NKWD, UB i MO. Dzięki sprawnie zorganizowanej sieci kontaktów i kwater udawało mu się skutecznie przetrwać. Nie mogąc go dopaść, NKWD skutecznie uprzykrzało życie jego rodzicom. Zostali oni wyrzuceni z własnego domu w Zalesiu, zajętego na kwaterę dla enkawudzistów.

Teren powiatu puławskiego stanowił na przełomie 1944/45 r. strefę przyfrontową ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ofensywa styczniowa Armii Czerwonej, odpływ jednostek frontowych i grup operacyjnych NICWD spowodowały, że na terenie tym zrobiło się przejściowo nieco „luźniej”. Dodatkowo koniec mroźnej zimy umożliwił rozpoczęcie działalności partyzanckiej. W marcu 1945 r. „Orlik” reaktywował swój oddział, początkowo skupiło się wokół niego około 50, w zdecydowanej większości byłych podkomendnych, którzy przez ostatnie pół roku umykali przed grożącym im aresztowaniem. „Orlik” objął funkcję szefa pionu dywersji w Inspektoracie Puławy (referent ds. bezpieczeństwa). Jego współpraca z nowym inspektorem kpt. „Justem” układała się bardzo sprawnie. Owocowała ich wcześniejsza znajomość, kiedy współpracowali na poziomie podobwodu.

Na barkach „Orlika” spoczywało nie tylko dowodzenie szybko rozrastającym się liczebnie oddziałem, ale również nadzór nad pionem dywersji w całym inspektoracie. W każdej placówce (zazwyczaj obejmowała teren gminy) funkcjonował patrol lub drużyna dywersyjna złożona z kilku lub kilkunastu partyzantów. Przeprowadzały one samodzielne akcje bojowe, służyły również pomocą oddziałowi „Orlika”. Rozrost liczbowy oddziału (w kwietniu 1945 r. mogło to być około 100 -120 ludzi) spowodował potrzebę jego wewnętrznej reorganizacji. Wprowadzono podział na plutony i drużyny: zastępcą „Orlika” był por. Wacław Kuchnio „Spokojny”, pod koniec kwietnia dowódcą kompanii został por. Zygmunt Kęska „Świt”. Do lipca 1945 r. zgrupowanie dowodzone przez „Orlika” funkcjonowało jako zwarta całość. Jego liczebność oscylowała między 160 a 200 partyzantami. Operowało ono na terenie kilku powiatów: garwolińskiego, puławskiego, łukowskiego, lubartowskiego, kraśnickiego i kozienickiego. Wykraczając tym samym poza granice inspektoratu i okręgu.

Z kilkudziesięciu poważnych akcji zbrojnych należy wspomnieć o co najmniej kilku. 13 kwietnia 1945 r. w Woli Zadybskiej koło Żelechowa oddział został zaatakowany przez około 30-osobową grupę operacyjną Wojsk Wewnętrznych. W czasie walki kilku żołnierzy poległo, resztę rozbrojono i zamknięto pod strażą w jednej ze stodół. Następnie partyzanci rozbroili grupę funkcjonariuszy UB z Żelechowa. Kiedy przygotowywali się do odmarszu, w okolicy pojawił się kolejny kilkudziesięcioosobowy oddział ludowego WP, który również rozbrojono. Funkcjonariuszy UB w nieznanej liczbie rozstrzelano, spośród rozbrojonych około 30 żołnierzy przyłączyło się do partyzantów, reszcie pozwolono odejść.

11 dni później, 24 kwietnia, miała miejsce jedna z najbardziej brawurowych akcji „Orlika”. Początkowo koło Żyrzyna na szosie Lublin – Warszawa partyzanci zarekwirowali Rosjanom dwa ciężarowe studebackery. Przed samym wyjazdem „Orlik” wybrał 44 ochotników i dopiero wtedy zdradził plan akcji. Z wyjątkiem dwóch kierowców, „Orlika” i jeszcze jednego partyzanta, którzy byli przebrani w mundury czerwonoarmistów, pozostali mieli na sobie mundury WP. Około godziny 15 samochody zajechały pod silnie ufortyfikowany budynek powiatowego UB w Puławach. Partyzanci pozorowali grupę operacyjną z Warszawy, która chciała odstawić do miejscowego aresztu sześciu schwytanych w czasie operacji „bandytów’1. W trakcie z rozmowy oficer NKWD zorientował się w podstępie i sięgnął po broń. „Orlik” był szybszy. Partyzanci wdarli się do środka gmachu, opanowali parter i część pierwszego piętra. Z cel w piwnicach uwolniono 107 więźniów. Partyzanci stracili dwóch poległych. Wśród obrońców zginęło pięciu lub sześciu ubowców i dwóch milicjantów.

Tydzień później, 1 maja, pododdział „Orlika” dowodzony przez por. Zygmunta Kęskę „Świta” bez wystrzału opanował miasteczko Kock. Na rynku urządzono wiec poparcia dla Rządu Polskiego na Uchodźstwie i aliantów. Następnie zadzwoniono do PUBP w Radzyniu Podlaskim, że w miasteczku pojawiło się kilku „bandytów”. Partyzanci wycofali się z miasta i koło miejscowości Annówka zorganizowali zasadzkę, w którą wpadła grupa operacyjna UB i MO z Lukowa. W czasie Walk zginęło trzech ubowcowi dwóch milicjantów. Pojmano też pięciu ubowców, których rozstrzelano, i czterech milicjantów, których przed odmarszem zwolniono.

Około południa 24 maja 1945 r. zgrupowanie „Orlika” liczące około 200 ludzi stacjonujące w miejscowości Las Stocki niedaleko Kazimierza Dolnego zostało zaatakowane przez ponad 6oo-osobową grupę operacyjną NKWD, KBW, UB i MO, wzmocnioną trzema samochodami pancernymi i dwoma transporterami opancerzonymi. W wiosce doszło do dramatycznej walki. Mimo zdecydowanej przewagi przeciwnika partyzanci wytrzymali uderzenie, a z pola walki wymknął się jedynie transporter opancerzony.

W dużej mierze o klęsce grupy operacyjnej przesądził przypadek. Otóż w zalesionym wąwozie doszło do spotkania „Orlika” i jego pocztu z ośmioosobową grupą wojskowych, którzy na okrzyk por. Wacława Kuchnio „Spokojnego”: „Hasło”, odpowiedzieli: „Leningrad”. Orlikowcy otworzyli ogień z broni maszynowej. Okazało się, że natknęli się na sztab grupy, a wśród zabitych był kierownik Wydziału Walki z Bandytyzmem WUBP w Lublinie kpt. Henryk Deresiewicz. W szeregach atakujących zapanowała dezorientacja i brak przemyślanych działań. Największa bitwa partyzancka po zakończeniu drugiej wojny światowej zakończyła się pełnym sukcesem zgrupowania „Orlika”, choć został on przypłacony śmiercią ośmiu i ranami kilkunastu partyzantów. Napastnicy stracili kilkudziesięciu poległych z UB, MO i NKWD. Zgrupowanie marszem udało się w stronę Wisły, przeprawiło się na drugą stronę na opuszczony przyczółek magnuszewski.

***

WALKA W LESIE STOCKIM

Niedługo po naszym przyjściu i rozpoczęciu rozmów rozległa się w Lesie Stockim bardzo silna strzelanina. Wyskoczyliśmy szybko z domu i zaczęliśmy biec do oddziału. Jeden albo dwa z zajętych przez oddział domów już płonęło. Wokół domostw trwała silna strzelanina, a na polnej drodze, równoległej do wioski, stał jakiś opancerzony pojazd i seriami z karabinu maszynowego ostrzeliwał gospodarstwa Lasu Stockiego.

Zaczęliśmy biec przez pola do zabudowań Lasu Stockiego, ale zostaliśmy silnie ostrzelani, upadliśmy na ziemię, a „Maks” [Czesław Szlendak] został ranny w nogę. Nie mogąc dalej biec polami, skręciliśmy w prawo, do odgałęzienia wąwozu, aby nim, a później głównym wąwozem, dobiec do naszych kwater i oddziału. Na brzegu wąwozu zobaczyłem jakieś ciało. Był to cywil ubrany z wierzchu w tzw. pałatkę wojskową i już nie żył. Pamiętam, że wyciągnąłem mu z kieszeni dokumenty, z których wynikało, że mieszkał obok Lasu Stockiego. Nazwiska jego nie pamiętam, pamiętam tylko, że miał przy sobie deklarację wstąpienia do PPR, w której w rubryce: „czy ma odznaczenia”, napisał: „jest troszkie”.

Wąwozem udało się nam dotrzeć do oddziału i włączyć do walki. Jak się okazało, silny oddział UB i KBW niepostrzeżenie został podprowadzony – bardzo możliwe, że przez tego cywila, którego ciało znaleźliśmy nad wąwozem – pod same domy zajęte przez nasz oddział i położone parę metrów od wąwozu. Napastnicy weszli na podwórza, a nawet do sieni zajętych przez oddział domów. Były sytuacje, że walki toczyły się w sieniach!

Po pierwszym zaskoczeniu „Orlik” opanował sytuację, napastnicy zostali odparci do wąwozu, skąd nadal ostro ostrzeliwali domy Lasu Stockiego, z których już chyba trzeci zaczyna! płonąć. Kiedy dołączyliśmy do oddziału, jedna grupa naszych żołnierzy (bo plutony były już pomieszane) zaatakowała z rozkazu „Orlika” ostrzeliwujący nas z drogi opancerzony pojazd, który w trakcie naszego ataku wycofał się za pagórek i tylko górą oddawał serie z karabinu maszynowego. O ile się nie mylę, grupą tą dowodził albo por. „Wierny” [Piotr Mierzwiński] albo „Żuk” [Zygmunt Wilczyński],

A w wąwozie nadal trwała walka. Ja dowodziłem grupą atakującą wąwóz z prawej strony. Walka była bardzo ciężka! Wąwóz byt zalesiony i mocno pofałdowany. Co parę kroków napotykało się wzniesienie, które trzeba było zdobywać. Liczba nieprzyjaciół nie była nam znana, ale sita ognia była bardzo duża. A komendy słyszało się tylko w języku rosyjskim. Po jakimś czasie wąwóz został przez nas zdobyty, a ocalała grupa napastników zgromadziła się w zakończeniu wąwozu. Wokół były już tylko pola opadające ku zakończeniu wąwozu. „Orlik” wydał rozkaz zdobycia zakończenia wąwozu, ale atak był trudny. Wokół czyste pole, żadnej osłony, podejście do wąwozu też trudne i atak z pól się nie powiódł. Atakowanie wąwozem nie było łatwe. Co chwila napotykaliśmy wybrzuszenia gruntu i silny ostrzał. Nieprzyjaciół miało się przed sobą o kilka metrów! Zepchnęliśmy w końcu napastników w sam koniec wąwozu, długości 40 – 50 m, ale zdobycie tej końcówki było już niemożliwe. Co chwila spadały na nas serie z automatów i karabinów maszynowych oraz granaty ręczne. Jeden z nich rozerwał mi się z prawej strony głowy, ale był to granat zaczepny i poza kilkoma zadraśnięciami odłamkami nic mi się nie stało. Przed sobą, na parę metrów za wybrzuszeniem terenu, słyszałem komendę w języku rosyjskim: „pryniat oboronu” – „przyjąć obronę”! W tej sytuacji – bojąc się odsieczy z Puław czy Lublina – „Orlik” zarządził zbiórkę oddziału i odmarsz.[…]. [Fragment wspomnień Jerzego Jurkiewicza „Junacza”: „Z Tarnopola do oddziału »Orlika«”, Lublin 2004, s. 61 – 63]

27 lipca dowódca II plutonu por. Zygmunt Kęska „Świt” dowiedział się od kolejarzy z Dęblina, że następnego dnia przez Dęblin do Wronek będą przewożeni transportem kolej owym skazani na więzienie żołnierze podziemia. Po skontaktowaniu się z dowódcą III plutonu Jerzym Jurkiewiczem „Junaczem” utworzono oddział liczący ponad 70 partyzantów. Przeprawili się oni na drugi brzeg Wisły i dotarli w okolice stacji Bąkowiec. Kiedy nocą pociąg zatrzymał się na czerwonym świetle, 6o ochraniających go żołnierzy ludowego WP rozbrojono, a po zakończeniu akcji puszczono wolno. Z wagonów zaś wypuszczono 120 więźniów, których przeprawiono na drugi brzeg Wisły, wyposażono w fałszywe dokumenty i cywilne ubrania. Akcję według podobnego scenariusza próbowano powtórzyć 22 października 1945 r. w Dęblinie. Pododdziały por. Franciszka Jaskulskiego „Zagończyka” i por. Wacława Kuchnio „Spokojnego” zaatakowały na stacji ko lejowej pociąg wiozący skazańców do więzienia we Wronkach. Niestety, skuteczną obronę podjęła ochrona pociągu. Zginęło siedmiu żołnierzy ludowego WP i czterech enkawudzistów Z kolei 5 lutego 1946 r. jeden z plutonów „Orlika” kwaterował we wsi Czernic, kilkanaście kilometrów na północny wschód od Ryk. Grupa operacyjna KBW prowadzącą operację przeciw partyzancką rozwinięta w tyralierę weszła do wioski, gdzie została ostrzelana przez partyzantów. Żołnierze KBW nie wytrzymali uderzenia i rzucili się do panicznej ucieczki. W walce poległo siedmiu żołnierzy KBW. Ponadto partyzanci spalili dwa samochody KBW oraz zdobyli radiostację.

Niestety, zdarzały się również bolesne porażki, jak ta z 12 maja 1945 r. Tego dnia pluton dowodzony przez Tadeusza Orłowskiego „Szatana” nieskutecznie zaatakował posterunek MO w Nałęczowie, a wycofując się, wpadł w zasadzkę przygotowaną przez bojców z 189. batalionu NKWD. W nierównej walce poległo 17 partyzantów. W konsekwencji „Szatan” został pozbawiony dowództwa nad plutonem.

Liczebność zgrupowania była wyrazem jego siły i możliwości bojowych, wiązało się to jednak z poważnym niebezpieczeństwem. Aparat represji miał coraz lepsze rozpoznanie terenu, w operacjach mógł wykorzystywać coraz liczniejsze jednostki wojskowe, a tak licznej jednostce partyzanckiej coraz trudniej było przemieszczać się niepostrzeżenie po terenie. Wobec powyższego na początku lipca 1945 r. „Orlik” podjął decyzję o rozczłonkowaniu zgrupowania. Poszczególne plutony skierowano do konkretnych podobwodów. W razie potrzeby pododdziały mogły zostać skoncentrowane w jednym miejscu i działać jako zgrupowanie. W marcu 1946 r. „Orlik” próbował powrócić do rozwiązań organizacyjnych z pierwszej połowy 1945 r., w wyniku koncentracji skupił pod swoją komendą około 140 partyzantów. Niestety, operacje przeprowadzane w terenie przez UB i KBW sprawiały, że utrzymanie tylu żołnierzy w jednym miejscu było niemożliwe. Dlatego wiosną 1946 r., podzielił zgrupowanie na dwa pododdziały: pierwszy dowodzony przez por. Wacława Kuchnio „Spokojnego” operował na północy inspektoratu, drugi dowodzony przez por. Zygmunta Wilczyńskiego „Żuka” działał w centralnej i południowej jego części.

Oprócz działalności dywersyjnej pododdziały zgrupowania prowadziły działania wywiadowcze, jak również bardzo ważne działania propagandowe. Celem tych ostatnich było informowanie społeczności lokalnej o sytuacji w Polsce i za granicą, ale przede wszystkim podtrzymywanie ducha oporu i uświadamianie, jak należy postępować. Służyła temu propaganda szeptana, druk i kolportaż pras}r podziemnej, apeli i ulotek. Te ostatnie wydawano przed mającym się odbyć 30 czerwca 1946 r. tzw. referendum ludowym („Orlik do społeczeństwa” i „Katyń Puławski”).

„Orlik” zginął, mając niespełna 30 lat. W poniedziałek 24 czerwca 1946 r. wracał furmanką z Życzyna, gdzie miała miejsce odprawa dowództwa Inspektoratu Puławy WiN. Towarzyszyło mu pięć osób. W pewnym momencie koniowi odpadła podkowa, około południa zajechali do kuźni we wsi Piotrówek przy rozwidleniu dróg do Trojanowa i Więckowa. Kowal zabrał się do prac}’. Żaden z partyzantów nie spostrzegł, że w międzyczasie wysłał gdzieś rowerem swoją córkę. Po niedługim czasie partyzanci dostrzegli wojskowe mundury. Próbowali się wyrwać z potrzasku. „Orlik” wraz z żołnierzem swojej ochrony „Ogarkiem” (N.N.) pobiegli w stronę Trojanowa, a wybawieniem miał być las. Początkowo strzelali do nich jedynie od strony kuźni, później strzały zaczęty padać od strony lasku. „Ogarek” padł pierwszy, niedługo potem dwa pociski z rkm ustawionego na skraju lasu trafiły „Orlika”; jeden trafił go w nogę, a drugi w lewe ramię. Przebiegł jeszcze kilkanaście kroków i upadł. Trzymany przez cały czas w ręce pistolet przyłożył sobie pod brodę i pociągnął za spust…

Okazało się, że córka kowala dotarła do sołtysa w Piotrówku, a ten powiadomił grupę saperów z 1. Dywizji Piechoty, których kilka dni wcześniej przysłano z Dęblina do Więckowa do ochrony mającego odbyć się tzw. referendum ludowego. Sołtys powiadomił też posterunek MO w Trojanowie. Oddział ludowego WP udał się do kuźni, a milicjanci, przewidując kierunek ucieczki partyzantów, zasadzili się na skraju lasku. Dość przypadkowo i niespodziewanie władze komunistyczne w przededniu referendum odniosły ogromny sukces. Konspiracja niepodległościowa na terenie puławskiego poniosła bardzo dotkliwy cios. Straciła doświadczonego organizatora, dzielnego żołnierza, świetnego dowódcę cieszącego się niekwestionowanym autorytetem wśród miejscowej społeczności.

Działalność niepodległościowa „Orlika” miała też wpływ na życie jego rodziny. Jego brat Lucjan „Janusz” został aresztowany i skazany na dziesięć lat więzienia. UB więzili również jego rodziców.

Po śmierci „Orlika” jego następcą został por. Zygmunt ^Wilczyński „Żule”. Zgrupowanie nadal operowało podzielone na dwa pododdziały, dowodzili nimi „Żuk” oraz por. W. Kuchnio „Spokojny”. Dowódcy oraz większość żołnierzy zgrupowania ujawnili się na mocy amnestii z 22 lutego 1947 r. W następnych latach gros z nich stało się obiektem prześladowań ze strony UB.

Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny