Bogdan Konopka, Warszawska Gazeta, nr 45, 8-14.11.2019 r.
Demonstracji polskiego patriotyzmu boją się ci, którzy chcą likwidacji suwerennego polskiego państwa.
Dziesiąty, jubileuszowy Marsz Niepodległości, który 11 listopada przejdzie ulicami Warszawy, jak co roku wywoła skrajne emocje. „Mieliśmy 60 tysięcy faszystów, nazistów na ulicach Warszawy. Mniej więcej 350 kilometrów od obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau” – w taki sposób opisywał dwa lata temu polski, warszawski Marsz Niepodległości belgijski polityk Guy Verhofstadt. Komu przeszkadza to, że Polacy chcą przejść dumnie przez swoją stolicę, pod biało- -czerwonymi flagami? Dlaczego coś, co jest najbardziej naturalnym zachowaniem ludzi, zaczyna być przedstawiane jako dowód patologii? Pytanie „kto się boi polskiego Marszu Niepodległości” jest de facto retoryczne. Boją się go bowiem ci (to oczywiste), którym polska niepodległość przeszkadza.
Narodowa duma
Najhuczniej na świecie święto swojej niepodległości świętują 4 lipca Amerykanie. To radosne święto, podczas którego są pokazy sztucznych ogni i rodzinne pikniki. Każda forma manifestowania swojej radości z bycia niezależnym (niepodległym) jest mile widziana.
Polska ma specyficzną historię. W ostatnich 224 latach niepodlegli byliśmy ledwie 50 lat. Różnica z krajami, które zawsze były niezależne, jest widoczna gołym okiem. Tak jak syty głodnego nie zrozumie, tak ktoś będący obywatelem państwa, które nigdy nie było zniewolone czy okupowane (np. jak Wielka Brytania), nie może zrozumieć Polaków. Z polską niepodległością jest jak ze zdrowiem w słynnym poemacie Adama Mickiewicza „Pan Tadeusz”: „Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie; Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, Kto cię stracił”.
Gdy 10 lat temu Polacy zaczęli maszerować Warszawą pod biało-czerwonymi flagami, dla ówcześnie rządzących elit było to szokiem. Ponieważ w marszach – co było widać – brali udział nie tylko młodzi mężczyźni, których można było wyzwać od „faszystów” ale też całe rodziny z dziećmi, próbowano zohydzić całą imprezę. Wśród uczestników policja umieszczała prowokatorów. Jest aż za dużo dowodów (zebranych przez uczestników i umieszczonych w Internecie) pokazujących, jak ubrani po cywilnemu policjanci atakują policję, aby wymusić reakcję. Niestety, mimo bezspornych dowodów, takie zachowania nie zostały ukarane.
Zakres ubeckich prowokacji (to właściwe słowo na to, jak to było robione) pokazała podsłuchana rozmowa szefa CBA za rządów Platformy Pawła Wojtunika i ówczesnej minister Elżbiety Bieńkowskiej. – Znaczy Bartek [Sienkiewicz, minister spraw wewnętrznych w rządzie Donalda Tuska – red.] ma ze mną taki problem, że Bartek się nauczył zarządzać wszystkim przez telefon. Nawet jak siedzieliśmy na tej trybunie, to szef BOR-u do niego telefonem, czy śmigłowiec nie może dalej latać. No ja pierniczę. No to minister. Jak on do mnie zadzwonił, czy może śmigłowiec dalej latać, czy nie. Jakbym go pierdyknął telefonem. (…) Widzisz, ale facet nauczył ich, że on dzwoni i on im rozkazuje. I tak samo poszli, spalili budkę pod ambasadą, bo minister osobiście wymyślił taką…wiesz z takiego… – opowiadał Woj- tunik. Czyli że aby skompromitować pokojową demonstrację Polaków, cieszących się z rocznicy odzyskania niepodległości, spróbowano ordynarnej policyjnej prowokacji, rodem z totalitarnego państwa.
Przeszkoda dla Nowego Światowego Porządku
Dla lewicowych (lewackich) polityków tożsamość i duma narodowa to nie tylko przeżytek, ale też wróg, z którym należy walczyć. U podstaw planów ściągania do Europy imigrantów (zwanych uchodźcami) leży plan, aby narody tworzące dziś Unię Europejską straciły swoją tożsamość. Dopóki bowiem istnieje coś takiego jak „narodowa duma” dopóty eksperymenty z tworzeniem Nowego Porządku Świata (New World Order – NWO) są skazane na niepowodzenie. – Ojczyzna to przede wszystkim naród, a potem państwo: bez narodu nie ma państwa – mawiał Roman Dmowski, twórca polskiego ruchu narodowego, jeden z ojców odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r.
Unijne elity starają się przekonać ludzi, że narodowa duma to przeszłość, że w dzisiejszym świecie nie ma ona żadnego znaczenia. To zwyczajna zawiść. Czy możemy sobie bowiem wyobrazić setki tysięcy Polaków (lub innych ludzi) maszerujących pod unijną flagą i nucących „Odę do radości” (czyli IX symfonię Beethovena)? To proste, czyste uczucie miłości i dumy z własnej ojczyzny jest solą w oku lewackich elit. Najlepiej ilustrują je słowa lewackiej „artystki” (gdyby nie polityka, to nikt by o niej nie słyszał), która publicznie krzyczała „Polsko nie oddam ci ani kropli krwi”
Dumni Polacy
Badania socjologiczne w Polsce muszą wpędzać lewaków w depresję. Prawie wszyscy Polacy (97 proc. badanych) odczuwa dumę ze swojego pochodzenia narodowego – wynika z badań sondażowni CBOS. Pod tym względem jesteśmy prawdziwymi „mistrzami świata” To, dlaczego to komuś przeszkadza, doskonale pokazały pierwsze lata III RP. Upadek taktyki „pedagogiki wstydu” jest podstawową przyczyną odstawienia partii gloryfikujących III RP od koryta władzy. Gdy pod wodzą Adama Michnika elity III RP zaczynały kampanię zawstydzania Polaków, większość z nas znała świat Zachodu z seriali typu „Dynastia”. Wobec wszechobecnej szarzyzny i biedy, ten świat wydawał nam się czymś wspaniałym. I przyjmowaliśmy za oczywistość, że tam prawie każdy żyje jak Alexis Carrington-Colby, a przynajmniej, że jak się trochę postara, to może tak żyć. I oczywiście, że tego chcieliśmy. Więc gdy nam mówiono, że aby być tacy jak na Zachodzie, musimy myśleć jak rzekomo oni myślą i robić to, co oni rzekomo robią, to przyjmowaliśmy te słowa. Gdy nam mówiono, że jesteśmy gorsi, aż trudno było w to nie wierzyć. Gdy mówiono nam, że mamy wstydzić się bycia Polakami, część ludzi się wstydziła. Ale to się zmieniło. Zaczęliśmy wyjeżdżać. Niektórzy do pracy, niektórzy po prostu na wakacje. I zobaczyliśmy coś, czego się nie spodziewaliśmy. Zobaczyliśmy, że Francuz nie mówi po angielsku – zna swój język i to mu wystarczy. Zobaczyliśmy, że Włoch klaszcze w samolocie po lądowaniu tak jak Polacy (to podobno wstyd), a Hiszpan nosi skarpety do sandałów (jeszcze większy wstyd). Że Anglicy piją na umór, a Grecy się obijają zamiast pracować.
Ale przede wszystkim zobaczyliśmy getta imigrantów, zobaczyliśmy biedę, zobaczyliśmy, jak bardzo można doprowadzić do absurdu ideały tolerancji i poprawności politycznej. Zobaczyliśmy strach w oczach Francuzów, Anglików, Niemców i Belgów. Zobaczyliśmy, że im nic nie wolno. U nich w ich własnym domu. I przestaliśmy się wstydzić Zaczęliśmy być dumni i ta polska duma zabija dziś marzenia europejskich lewaków o państwie Europejczyków w miejsce państw narodowych. Gdy w tym roku po raz kolejny lewactwo wyleje na uczestników warszawskiego Marszu Niepodległości kubły pomyj, pamiętajmy, że to dobrze. Słychać wycie? Znakomicie! I maszerujmy pod biało-czerwoną flagą!
Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny