ZABIJANIE PAMIĘCI O WYDARZENIACH STANU WOJENNEGO

Artur Adamski, Obywatelska, nr 213, 28.02-12.03.2020 r.

W przestrzeni publicznej coraz częściej pojawiają się wypowiedzi dowodzące głębokiej atrofii wiedzy na temat realiów PRL-u. Jako. znawcy wydarzeń lat osiemdziesiątych występują krańcowi ignoranci oraz mitomani, podający się za działaczy ówczesnej opozycji, choć kompromitują się nieznajomością elementarnych faktów z dziejów walki z reżimem komunistycznym.

Premier Mateusz Morawiecki, pytany o wspomnienia z ostatniej dekady Polski „ludowej”, opowiedział m. in. o dramatycznych starciach na ulicach Wrocławia. Wtedy ciskał butelkami z płynem zapalającym w pojazdy ZOMO. Ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu po tej wypowiedzi odezwały się głosy, że nic podobnego się nie działo i że ludzie w wieku tak młodym, w jakim wówczas był premier nie mogliby brać udziału w takich działaniach.

Od 1989 roku większość rządów, ministrów oświaty i mediów poczyniły ogromne wysiłki, by zniekształcić wiedzę o polskiej historii, obraz PRL-u zrehabilitować, by wykreować na bohaterów i na cokołach poustawiać nawet ewidentnych popleczników komunistycznego reżimu. Po usłyszeniu bredni, jakimi zareagowano na wspomnienia, zrozumiałem, ze nie doceniałem osiągnięć trzeciej RP w tumanieniu Polaków. Nie doceniłem też skali socjologicznego chaosu, w którym żyjemy. Okazało się bowiem, że w roli ekspertów czy badaczy występują osoby, które w latach osiemdziesiątych byli oni już w wieku, pozwalającym na świadome obserwowanie rzeczywistości. Rozumiem, że nie każdy uczestniczył wtedy w demonstracjach. Trudno zresztą, żeby uczestniczył w nich ktoś, kto wówczas był członkiem popierającego reżim Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, powszechnie postrzeganego jako „przedszkole partii komunistycznej”. Dlaczego jednak dzisiaj tacy ludzie uważają się za znawców tematu? Jeśli też nawet wtedy byli koniunkturalistami, planującymi karierę w aparacie władzy, lub po prostu w tych burzliwych czasach siedzieli jak myszy pod miotłą, to dlaczego nie sprawdzą ogólnie dostępnych dokumentów, relacji, materiałów filmowych czy fotograficznych?

Te wspomnienia wciąż żyją

Parę wspomnieniowych zdań Mateusza Morawieckiego przypomniało mi obrazy wydarzeń lat osiemdziesiątych.

31 sierpnia 1982 przez podwórka i trawniki przy ulicy Legnickiej, z rykiem silnika pędził wielki transporter opancerzony BTR-152. Wpadał w tłum demonstrantów, wykonywał gwałtowne skręty, na jezdni rozpędzał się do zdumiewająco wielkiej, zapewne maksymalnej prędkości. Dziesiątki ludzi wyskakiwały spod jego kół dosłownie w ostatniej sekundzie. „On zaraz kogoś zabije!” – słychać było zewsząd takie głosy. W BTR-a leciały kamienie, które jednak niewiele mogły mu zrobić. Kiedy pędził koło kamienic przy ul. Dobrej, poleciały w jego kierunku pierwsze butelki z benzyną. Rzucający nie docenili chyba prędkości, pędzącego transportera, który umknął przed butelkami. Roztrzaskały się a na bruku zapłonął ogień. Minutę później BTR popędził przez podwórka między trzema dziesięciopiętrowy- mi blokami. Minęło kilkanaście sekund, gdy wykonywał gwałtowny manewr, skręcając przy bloku znajdującym się najbliżej ulicy Legnickiej. Za rosnącym tam krzakiem może piętnastoletni chłopak właśnie podpalał szmatkę, zatykającą wielką butelkę. Parę sekund później cisnął ją w kierunku pędzącego BTR-a. Rozbiła się tuż za okienkami pojazdu. Płomienie ogarnęły bok i przednią jego część. Pancerny samochód gwałtownie zahamował. Wydarzeniu temu towarzyszył głośny krzyk z kilkuset gardeł ludzi, będących świadkami tego wydarzenia. Okrzyk ten zamarł, gdy otwarły się drzwi stojącego już pojazdu. Z jego wnętrza wychyliły się lufy karabinków KBK-AK. Wokół trwała kanonada wystrzałów z wyrzutni granatów z gazem. Dźwięk, który dał się słyszeć teraz, był inny. Tuż nad głowami demonstrantów powietrze rozdzierało coś metalicznego. Były to wystrzały, prowadzone równocześnie z dwóch kałasznikowów, po które sięgnęła załoga BTR-a. Jeden strzelał seriami, drugi jednym ciągiem „wywalił” chyba cały magazynek. Niektórzy ze zgromadzonych, widząc co się dzieje, padli na ziemię. Większość schroniła się za ściany bloku. W tym samym czasie z ulicy Inowrocławskiej w stronę unieruchomionego BTR-a wyjeżdżała długa kolumna pojazdów z kolejnymi oddziałami ZOMO. Tłum demonstrantów przemieszczał się w stronę ulicy Trzemeskiej, gdzie pojawił się kolejny pojazd pancerny, tym razem BRDM. Przy restauracji, znajdującej się na końcu długiego pawilonu, doszło do kolejnego dramatycznego wydarzenia. Ramię młodego człowieka, sposobiącego się do rzutu butelką z benzyną, nagle objęły płomienie. Działo się to niemal na stercie ziemi, z wykonanych w tym miejscu wykopów. Biegnący tuż obok demonstranci przewrócili chłopaka i zasypywali ziemią płonące części. Kilka sekund później biegł dalej wraz z tłumem, który w okolicach hoteli robotniczych przy ulicy Trzemeskiej znów zgęstniał i przybrał na liczebności.

Pomimo upływu 38 lat, te wydarzenia stoją przed moimi oczami tak wyraźnie, jakby rozegrały się przed chwilą. Stanowią część wielu wrytych w pamięć wydarzeń stanu wojennego. To, o czym opowiadał Mateusz Morawiecki, ściśle odzwierciedla realia tamtych dni. Butelki z benzyną zarówno na Legnickiej, jak i na wielu innych wrocławskich ulicach, rzucało wtedy w kierunku pojazdów ZOMO bardzo wielu ludzi w wieku kilkunastu lat. Pojazdy komunistycznego aparatu terroru płonęły na Grabiszyńskiej, na Pereca, na Tęczowej, na placu Grunwaldzkim i w wielu innych miejscach. Sporządzane przez reżim i dostępne dziś w IPN raporty mówią wyraźnie, że uczestnikami tych wydarzeń w wielkiej mierze byli ludzie bardzo młodzi, często czternastoletni.

Wmawianie dziś Polakom, że tego wszystkiego nie było, jest czymś głęboko nikczemnym. Mentorskie ex cathedra kwestionowanie czyichś wstrząsających doświadczeń, stanowiących doznanie dojmujące i wciąż żywe, a zarazem będące okruchem narodowego polskiego doświadczenia – to duża nieodpowiedzialność i niemała podłość.

Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny