Waldemar Łysiak, DoRzeczy, nr 11, 9-15.03.2020 r.
Wedle zasady „co się odwlecze, to nie uciecze” i porzekadła „ lepiej późno niż wcale”— odnoszę się dzisiejszym tekstem do wezwania Piotra Goćka sprzed paru miesięcy. W numerze 40/2019 „Tygodnika Lisickiego” pan Gociek zaanonsował Czytelnikom, że ukazała się nowa biografia cesarza Napoleona, której autorem jest Adam Zamoyski, dodając: „Niecierpliwie czekam na recenzję pióra naszego autora, Waldemara Łysiaka”. Doczekał się pan, kolego.
Adam Zamoyski to brytyjski historyk polskiego pochodzenia (jak sama nazwa wskazuje), jego książki są na polski tłumaczone. Tłumaczone z „języka obcego” lingwistycznie (angielskiego) i z języka obcego etycznie vel światopoglądowo (salonowego), gdyż ów gość (o czym felietonując wzmiankowałem już niegdyś kilka razy) to typowy politpoprawny produkt nowego Kominternu, intenacjonalSalonu. Jaki tedy może być wysmażony przezeń wizerunek „ korsykańskiego uzurpatora”, jeśli ów Salon głęboko Napoleona nienawidzi (choćby za to, że ten przywrócił we Francji religię katolicką zniesioną dekretem jakobinów i tępił wszelkie przejawy lewactwa), o czym sporo już pisałem. Nie tylko ja zresztą. By nie wychodzić poza obszar królowej Elżbiety II przywołam również Angola — John Lichfield: „Europejski (angielski i kontynentalny) oligarchiczny establishment robi wszystko, aby odrzeć Napoleona z wielkości — aby zdezawuować tak jego gigantyczne (prawodawcze, egalitaryzujące i in.) dokonania, jak i jego wspaniałą osobowość. Merytokracja napoleońska zawsze budziła ich furię, nie wystarczyło im więc militarne pokonanie tego człowieka, muszą wciąż odprawiać nad nim egzorcyzmy dla umniejszania jego nimbu’’ (2002). Co właśnie czyni „historyk” Zamoyski, kolejny „odbrązawiacz” Napoleona w karnym szeregu antybonapartystowskich salonowców, których uwiera, że od 200 lat na całym świecie imię Napoleon jest synonimem słowa: geniusz.
Już przedmową 900-stronicowego woluminu Zamoyski bez żenady ujawnia swój „point of view„ Napoleon był kimś całkiem zwyczajnym (…), trudno mu przyznać status geniusza (…) Był sprytnym małomiasteczkowym manipulatorem’’ (wszystkie cytaty w tłumaczeniu M. Ronikiera). Po czym prawie tysiącstronicowo tokuje o tej tuzinkowości Bonapartego, perswadując, że tylko „zdolności w dziedzinie autopromocji” zezwoliły Napoleonowi „wykreować własny wizerunek człowieka niezwykłego, odnoszącego sukcesy”. Puenta: „Był [Napoleon] po prostu widocznym przejawem choroby tamtych czasów”. Moim zdaniem: nikt bardziej niż salonowcy nie jest widocznym przejawem choroby dzisiejszych czasów.
Od razu też (na samym początku tomiszcza) deklaruje Zamoyski, że z nieufnością traktował jako źródła pamiętniki sympatyków Bonapartego (Bourrienne i in.) tudzież opracowania korzystne dla Napoleona, preferując świeże biografie/monografie zaciekłych antybonapartystów, zwłaszcza francuskich, choćby Thierry’ego Lentza. Francuskie postSartre’owskie elity są od dekad tak makabrycznie zgoszyzowane (Houellebecq nazywa je „lewacką hołotą intelektualną terroryzującą życie kulturowe i naukowe”), że antybonapartyzm stanowi tam jedno z ekshibicjonistycznych „wyznań wiary” salonowców, więc trudno się dziwić, iż w ankiecie telewizji France 2, mającej wyłonić najznamienitszych Francuzów (2005), Napoleon zajął… 16 miejsce, wyprzedzony m. in. przez komików Bourvila i Coluche’a. Zamoyski dałby mu pewnie pozycję jeszcze dalszą, ma bowiem do zarzucenia Korsykaninowi mnóstwo wad, grzechów i niedostatków. Mnie to wkurza, bo ów „historyk” przypisuje Bonapartemu rzeczy/cechy afaktograficzne/ahistoryczne/absurdalne, m. in. „libertyńslde instynkty” (Napoleon był wrogiem libertynizmu), „ zmienianie poglądów”, „dziwny brak empatii”, „nieeleganckie zachowanie”, „niezręczny sposób poruszania się”, i nawet „jakobinizm” (sic!), mimo że Bonaparte został pogromcą i grabarzem jakobinizmu (rozdział VII ma w cegle Zamoyskiego bezsensowny tytuł: „Jakobin”’.). Dowiadujemy się też od „historyka”, że Bonaparte „często dłubał w nosie”, „był kiepskim jeźdźcem”, „nie był dobrym mówcą” i „był zdolny do makiawelicznych kalkulacji”. Wszelkie pozytywne (nie mówiąc już o entuzjastycznych) opinie na temat cech/zachowań Korsykanina Zamoyski opatruje klauzulą, że „trzeba te opowieści traktować ze sporą dawką sceptycyzmu”.
Lektura „dzieła” (a przeczytałem uważnie) wykazuje, że „ze sporą dawką sceptycyzmu” autor potraktował nie tylko wszystko co dobrego powiedziano kiedykolwiek o Cesarzu, lecz i wszystkie jego duże (czy nawet epokowe) osiągnięcia, zaś zdarzenia z życia Korsykanina szczególnie zasługujące na miano „glorieuse” (jak choćby opiewana przez Puszkina wierszem „Bohater” wizyta w lazarecie zadżumionych w Jaffie) zostają pominięte lub zbyte jedno- zdaniowo. Jednozdaniowo — można rzec „per noga” — wzmiankuje autor również sprawy kluczowe, exemplum fakt, że wojna Francuzów i Polaków z Rosją była uderzeniem prewencyjnym, bo A. D. 1811 carat planował frontalny atak na Zachód latem 1812 roku (operacja „Wielikoje Dieło”).
Problem pomyłek plus nieścisłości (takich jak choćby liczba ofiar zamachu w paryskiej uliczce Saint-Nicaise) też istnieje u Zamoyskiego, lecz jest rzeczą wtórną wobec problemu przekłamań i ordynarnych kłamstw. Dam przykład rażący. Autor pisze: „Ludzie z jego [Bonapartego ] otoczenia, szczególnie żołnierze, nienawidzili tego, że zmusza się ich do udziału w nabożeństwach”, ale szybko dodaje, iż Cesarz „odrzucił naukę chrześcijańską — uważał boskość Chrystusa za wątpliwą”. Nazwać tę opinię absurdem znaczyłoby użyć eufemizmu, jest ona karygodna, w istocie bowiem Napoleon tak mówił o umiłowaniu przezeń Jezusa Chrystusa: „— Boskość Chrystusa dociera do mnie dzięki skuteczności Eucharystii. Jego nauka jest istnym cudem, Jego żywot stanowi jedyny wzór. Z Nim wszystko wraca na właściwe tory. Do Niego należą przeszłość, przyszłość i nieskończoność. Jest naszym Ojcem, naszym Bogiem, naszym Przyjacielem”, etc. Nie bez przyczyny Mickiewicz głosił: „Boską istotę Chrystusa Napoleon pojmuje i wyjaśnia lepiej niż jakikolwiek teolog. Nie ma komentarza Ewangelii równego temu, który znajdujemy na kilku kartach podyktowanych przez Napoleona ” (1844).
Uziemiając Napoleona metodą tak bardzo odbrązawiającą, że nieomal bliską paszkwilanctwu, Zamoyski mimowolnie (?) sugeruje, iż całe pokolenia dziejopisów hołdujących Bonapartego to były stada durniów. No i wszyscy ci idioci — od Goethego, Mickiewicza i Balzaka, do Askenazego, Kubricka i Łysiaka — którzy deifikowali Cesarza !… Panie Zamoyski, mam dla pana złą wiadomość: ten pański śliski elaborat nie powstrzyma milionów Polaków (wdzięcznych za pobicie i wypędzenie przez Cesarza trzech naszych zaborców w latach 1805-1807) od chóralnego śpiewania z tzw. świętym przekonaniem: „Dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy!”.
Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny