Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 16, 17-23.04.2020 r.
Jarosław Gowin w polskiej polityce funkcjonuje od lat jako fałszywy, podstawiony Rejtan. To jemu zawdzięczamy nowe określenie -„gowinować” które jest doskonałym synonimem dla bezokolicznika „lawirować”.
– Chyba nie tak Jarosław Gowin wyobrażał sobie finał rokoszu, który chciał wywołać w koalicji rządowej. Jak to zwykle u Gowina, wszystko to, co miało służyć spełnieniu jego znanych od dawna wybujałych osobistych politycznych ambicji, ubrane zostało w faryzejskie szatki rzekomej troski o los narodu. Oto fragment jego listu do działaczy Porozumienia:
– Jednocześnie nasi partnerzy w ramach Zjednoczonej Prawicy, wobec braku poparcia opozycji dla zmian konstytucyjnych, z niezrozumiałych dla mnie powodów nieustępliwie prą do przeprowadzenia głosowania 10 maja. W akcie niezgody na brak odpowiedzialności klasy politycznej za zdrowie, życie, miejsca pracy Polaków, za przyszłość Polski, uznałem, że nie mogę kontynuować pracy w ramach obecnej Rady Ministrów.
Te słowa świadczą o rozpaczliwej próbie wyjścia z twarzą w sytuacji, kiedy z twarzą wyjść się już nie dało. Gowinowi, któremu marzą się generalskie polityczne szlify, zabrakło szabel nawet we własnym plutonie, a sprzymierzeńców owszem znalazł, ale niestety tylko wśród przedstawicieli totalnej opozycji i postkomuchów, którzy za doprowadzenie do utraty większości sejmowej przez PiS obiecywali mu stanowisko premiera, co oznaczało, że uważają Gowina za doskonały materiał na zdrajcę. Myślę, że pod tym względem mają rację.
Wyobraźmy sobie, że Gowin zyskuje pełne poparcie choćby tylko w swoim własnym ugrupowaniu i w rezultacie Zjednoczona Prawica traci większość w parlamencie. Wówczas na horyzoncie oprócz prezydenckich pojawiają się także przedterminowe wybory parlamentarne. I to jest dopiero wielka nieodpowiedzialność polityczna, panie Gowin, bowiem na skutek pańskich politycznych gierek ci Polacy, o których zdrowie i życie rzekomo się pan troszczy, musieliby biegać na wybory dwa razy. Jednym słowem, skoro wybory przedstawia pan w obecnej sytuacji jako wielkie zagrożenie dla życia i zdrowia, to wskutek pańskich nieodpowiedzialnych pomysłów to zagrożenie trzeba by pomnożyć razy dwa. Dlatego za dość komiczne uważam te słowa Gowina, który w liście do członków swojego ugrupowania napisał, że:
– Rezygnacja z funkcji rządowych nie jest odejściem z polityki, ale zmianą pola działania.
Skoro złotousty Gowin użył słowa „pole” to ja proponuję mu polityczną trójpolówkę. Ten sposób uprawiania roli polegał na tym, że pole dzieliło się na trzy części i każdego roku uprawiało się tylko dwie z nich, podczas gdy trzecia odpoczywała, leżąc ugorem. Myślę, że już najwyższy czas, aby Gowin odpoczął po intensywnym uprawianiu polityki najpierw na polu Tuska, a dzisiaj na polu Kaczyńskiego. Polsce i Polakom, panie Gowin, (o ile panu na nich zależy) przydałoby się, aby odpoczął pan już od politycznej orki, zwłaszcza, że na to pole wypędza pana tylko własne, niebywale wybujałe ego.
O Jarosławie Gowinie mam jak najgorsze zdanie. Pamiętam, że kiedy robił polityczną karierę u boku Tuska i Pali- kota, pisałem, że gdyby posiadał choć szczątkowe poczucie honoru i własnej godności, już dawno opuściłby towarzystwo tych politycznych gnid i zwykłych szubrawców. Oczywiście zrobiłby to, gdyby był tym, za kogo chciał i nadal chce uchodzić wśród Polaków. I dlatego twierdzę, że Gowin robił wredniejszą polityczną robotę niż Palikot, ponieważ z premedytacją zwodził część polskiego społeczeństwa, udając konserwatywną i katolicką kotwicę Platformy Obywatelskiej. Gowin do perfekcji opanował rolę chodzącej powagi, roztropności i odpowiedzialności. On na jednym wdechu może odgrywać kogoś bardziej papieskiego od papieża i być jednocześnie głosem sprawiedliwego i bogobojnego cadyka.
Musimy również pamiętać, że na ministerialnych stanowiskach, które zajmował, oprócz bicia politycznej piany nie dokonał niczego szczególnego. Zarówno jako minister sprawiedliwości w rządzie Tuska, jak i minister nauki i szkolnictwa wyższego w rządzie Mateusza Morawieckiego zadbał jedynie o to, żeby było tak, jak było. Mnie najbardziej utkwi w pamięci ta jego wypowiedź jako ministra nauki:
– Położę się Rejtanem, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender. Jeżeli są tacy na uczelniach, mają prawo podejmować projekty badawcze, prowadzić zajęcia w tym zakresie.
Jarosław Gowin w polskiej polityce funkcjonuje od lat jako fałszywy, podstawiony Rejtan. To jemu zawdzięczamy nowe określenie – „gowinować”, które jest doskonałym synonimem dla bezokolicznika jawirować”.
Radosław Sikorski – eksponat wypożyczony z Muzeum Ludzkiej Porażki
Krzysztof Osiejuk, Warszawska Gazeta, nr 16, 17-23.04.2020 r.
Powiem uczciwie, że gdy chodzi o Radosława Sikorskiego, ministra w dwóch dawno już minionych rządach, a dziś europosła Koalicji Europejskiej, problem, jaki z nim mam, sprowadza się praktycznie do jednej tylko kwestii. Jak to jest, że on w roku 1981, ze świadectwem ukończenia trzeciej klasy liceum, obciążony przewodniczeniem szkolnemu strajkowi, otrzymał paszport i wyjechał do Wielkiej Brytanii na wakacyjny kurs języka angielskiego, a następnie, antycypując wybuch stanu wojennego, poprosił o azyl i bez średniego wykształcenia, bez matury i prawdopodobnie bez bardziej znaczących umiejętności dostał się na Oxford i tam rozpoczął karierę, która dziś go doprowadziła do miejsca, z którego może się przed nami popisywać? Poza tym, przyznaję, z mojego punktu widzenia Radosław Sikorski mógłby w ogóle nie istnieć. Stało się jednak coś, na co zwróciłem uwagę i choć tak naprawdę ów dziwny człowiek po- zostaje tu wyłącznie pretekstem do refleksji szerszych, muszę w jakiś sposób od niego zacząć. Proszę sobie wyobrazić, że ów Sikorski, pragnąc w jakiś sposób zaznaczyć teren, na którym przebywał podczas minionych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, opublikował na swoim profilu na Twitterze zdjęcie Całunu Turyń- skiego oraz następującą refleksję: „Czy średniowieczny falsyfikat może zatrzymać pandemię?” Zupełnie naturalnie, wystąpienie europosła Sikorskiego spotkało się z nadzwyczaj emocjonalną reakcją ze strony zarówno internautów, jaki mainstreamowych mediów, gdzie przede wszystkim zwrócono uwagę na fakt, że nawet w środowiskach kwestionujących sens wszystkiego, co nieracjonalne, zagadka Całunu Turyńskiego pozostaje zagadką, a poza tym wytknięto mu to, że jeszcze dwa lata temu, bawiąc z wizytą wTurynie, skorzystał z tego samego Twittera i opublikował komentarz nie dość, że zupełnie inny, to jeszcze w dwóch językach:
„W Turynie pokłoniłem się jednej z najświętszych relikwii chrześcijaństwa. I’ve paid my homage to the Turin shroud”.
Zdaniem komentatorów owa rozbieżność jest dowodem na zakłamanie Sikorskiego i go ostatecznie kompromituje, ja natomiast chciałbym dziś powiedzieć dwie rzeczy. Pierwsza to ta, że wystąpienie Sikorskiego, gdy chodzi akurat o niego, ani nie wnosi niczego nowego, ani też oczywiście go w najmniejszym stopniu nie kompromituje, bo nie da się skompromitować kogoś, kto wszelkie granice kompromitacji już dawno przekroczył i dziś jest tylko eksponatem wypożyczonym z Muzeum Ludzkiej Porażki. Wspominam natomiast o owym tweecie Sikorskiego, bo uważam, że on wskazuje na zjawisko znacznie szersze. Nie chodzi tu już bowiem o to, że oni są albo głupi, albo podli, ale o to, że znaleźli się na pewnym nadzwyczaj stromym zjeździe, gdzie pozostają im już tylko odruchy. Co gorsza, nie zwykłe odruchy warunkowe mające na celu ratowanie się od śmierci, ale te pozbawione jakiegokolwiek celu, jak choćby u świątecznego karpia.
Jest więc Radosław Sikorski zaledwie jednym z głośniejszych przedstawicieli owego wymierającego gatunku polityków antypolskiej opozycji, który w obliczu nadchodzącej katastrofy potrafi już tylko wydawać z siebie ten dziwny syk.
Opracował: Janusz Baranowski