CYWILIZACJA UPADA PO TROCHU

 

Osłabienie postaw patriotycznych wyrażało się w wykruszaniu się z szeregów legionów rzymskich żołnierzy-obywateli i zastępowanie ich przez najemników. Do tego dochodziło przenikanie przez granice państwa, tak pokojowe (migracje?), jak militarne ludów germańskich, które nie integrowały się z obcą im kulturą, nie wspominając już o„ubogacaniu”jej swymi osiągnięciami cywilizacyjnymi. Fot.: Zdobycie Rzymu przez Wizygotów. Obraz Josepha-Noela Sylve-stre’a (1890), kadr z materiału BBC z manifestacji BLM przed pomnikiem Winstona Churchilla oraz obalenie pomnika w Londynie w2020 r.

dr Robert Kościelny „Każdy zna opowieść o żabie wrzuconej do naczynia ze stopniowo podgrzewaną wodą. Najpierw jest jej przyjemnie, wszak woda to jej żywioł, może nie aż taki jak dla ryby, ale nie czepiajmy się szczegółów. Później jest jeszcze przyjemniej, bo podgrzewana ciecz nie tylko nawilża śluzowatą skórę, ale i ogrzewa. Następnie robi się trochę mniej przyjemnie, bo jakby nieco za ciepło. Po niedługim czasie przyjemności jest jeszcze mniej, bo temperatury przybywa. Wreszcie stale podgrzewana woda zamienia się w gorącą, ale„idzie wytrzymać” (myśli żaba, przyzwyczajona już do wysokich temperatur). A kiedy z wody robi się wrzątek, lekkomyślny płaz jest ugotowany, sam nie wiedząc kiedy. Coś podobnego dzieje się z naszą cywilizacją”- pisze Milan Adams na stronie Preppgroup.

Prorocy apokalipsy

Salvatore Babones
Oswald Spengler

Oczywiście nie jest on ani jedynym prorokiem czasów upadającej cywilizacji, ani tym bardziej pierwszym. Niemiecki historyk Oswald Spengler opublikował pierwszy tom eposu cywilizacynego „Zmierz Zachodu” w 1918 r. Podstawową tezą Spenglera było to, że kultury rodzą się, kwitną, wydają owoce i więdną. Tę końcową fazę nazwał „cywilizacją” Kojarzył ją z nasyceniem, wyczerpaniem, utratą jakiegokolwiek połączenia z realiami, i ostatecznie degeneracją. W czasie gdy powstawało jego najbardziej znane dzieło, dostrzegał te procesy właśnie na Zachodzie – streszcza koncepcję niemieckiego myśliciela Salvatore Babones, amerykański socjolog, profesor University of Sydney. „Zachodnia kultura Spenglera rozkwitła wiosną włoskiego renesansu, osiągnęła dojrzałość w baroku, a największe owoce wydała w XIX w. Tytułowy zmierzch rozpoczął się wraz z I wojną światową i przejawiał się degeneracją i dominacją kosmopolitycznego miasta nad konserwatywną wsią”

 

Ze schorzałych organizmów miast uwolniły się parazyty bolszewizmu, faszyzmu i narodowego socjalizmu. Każdy z tych masowych ruchów, prowadzonych za rękę (a właściwie za twarz) przez „wodza” (wodza rewolucji, duce, fuhrera), napędzany był obietnicą wyjścia z gnijącego systemu kapitalistycznego, w którym spisek bądź bankierów, przedsiębiorców i obszarników, bądź Żydów, utrzymywał w niewoli miliony ludzi pracy. Nowy ład miał wszystko zmienić, na lepsze.

Ale nie zmienił. Doprowadził do drugiej strasznej wojny, a później do podziału świata na dwa wrogie obozy. Jednak nadzieje na zaprowadzenie systemu, który „ogarnie ludzki ród” czyniąc go beztroskim i szczęśliwym, nie tylko nie wygasły, ale jeszcze bardziej wzniecił swoje płomienie, które miały wypalić zbutwiałe resztki świata upadłego – cywilizacji Zachodu. Choć już nie za pomocą czołgów i armat, ale za sprawą cierpliwie i ostrożnie podgrzewanej wody.

Idee zbudowania raju na ziemi na gruzach cywilizacji łacińskiej przenikały do środowisk opiniotwórczych, redakcji mass mediów i kampusów uniwersyteckich, a stamtąd zaczęły rozprzestrzeniać się na całą Europę Zachodnią (Wschodnia już była w nich skąpana, tu „zasady gotowanej żaby” nie wprowadzono, bowiem dzięki zdolnościom perswazyjnym NKWD i Armii Czerwonej obywateli tej części Europy szybko, choć boleśnie, przekonano do nowego rozdania) i Stany Zjednoczone. Nicowanie społeczeństw Europy i USA dziewiętnastowieczną ideologią Marksa, dostosowaną do realiów XX w. przez włoskiego komunistę Antonio Gramsciego i niemiecką szkołę frankfurcką, przyniosło efekty. W organizm Zachodu wstrzyknięto truciznę negacji dorobku cywilizacji łacińskiej. Coraz częściej tak niedopuszczalne z punktu widzenia myśli europejskiej zjawiska, jak przedkładanie urojeń nad rzeczywistość, nie budziły sprzeciwu. Rodził się świat absurdu opisywany przez Samuela Becketta, Jeana Geneta, Eugene’a Ionesco. Jego symbolem była rewolta studencka 1968 r., wynosząca na piedestał takich bandytów i zamordystów jak Mao, Lenin, Stalin, Wujaszek Ho, Che Guevara, Fidel Castro. Upatrująca w nich liderów wyzwolonego świata. Rzucono wówczas klątwę na wartości r dzinne, patriotyczne, religijne.

Odrębności narodowe, kulturowe, historyczne.

Tryumf globalnej idei zmian mających na celu uszczęśliwienie wszystkich narodów, bez uwzględniania ich indywidualnych różnic historycznych, kulturowych, obyczajowych i związanych z tym narodowych interesów, a wcześniej olbrzymie powojenne zniszczenia państw europejskich, które same i oddzielnie nie dałyby rady podnieść się z ruin, „usadziły” Zachód z jego odrębnymi, narodowymi, ambicjami.

W1947 r. w „Commentary” Joel Carmichael, amerykański historyk i komentator polityczny, pisał: „Upadek Europy Zachodniej jako decydującego czynnika międzynarodowego nastąpił na tak ogromną skalę, że przy jego opisie trudno uniknąć pompatycznego hiperuogólnienia. Rozproszone i lakoniczne wypowiedzi na ten temat stały się przedmiotem handlu każdego komentatora, a uwaga Arnolda Toynbee’ego o karłowatości byłych europejskich mocarstw światowych przez pojawienie się potwornych superpaństw jest obecnie na porządku dziennym”.

Warto tu dodać wątek polski. Krótko po zakończeniu II wojny światowej Andrzej Bobkowski, pisarz emigracyjny, autor „Szkiców piórkiem” niezwykle przenikliwej panoramy życia w okupowanej Francji, zawierającej poza tym doskonały portret polskich elit sanacyjnych, do których odnosił się z daleko posuniętą niechęcią – przeczuwając, że Stary Kontynent zamieni się w pole igraszek dla niedorzecznych idei postępu, wyemigrował do Ameryki Środkowej, osiedlając w Gwatemali w 1948 r.

Jak Imperium Romanum

Osoby krytycznie patrzące na to, co od dekad dzieje się w Europie i Ameryce Północnej, a co ostatnio bardzo przyspieszyło i sprowadza się do odrzucenia fundamentów cywilizacyjnych, w wyniku czego świat Zachodu chwieje się, ulega erozji i popada w chaos materialny i duchowy oraz przechodzi „zapaść semantyczną” jak Zbigniew Herbert określił proces utraty przez słowa i pojęcia swych dawnych znaczeń – więc osoby te, zatroskane o przyszłość swoją, swego potomstwa, kultury w której się urodzili i wzrastali, dokładnie tak jak setki poprzedzających ich pokoleń, kojarzą dzisiejsze czasy z okresem, w którym następował powolny, ale nieunikniony, upadek antycznego Rzymu.

Przypomnijmy to, co sądzili badacze starożytnych mocarstw na temat przyczyn upadku imperium, o którym mówiono „Roma aeterna est et aeterna Romae gloria tua” wyrażając w ten sposób przekonanie o jego wiecznym trwaniu, w wiecznej sławie.

Osłabienie postaw patriotycznych wyrażało się w wykruszaniu się z szeregów legionów rzymskich żołnierzy-obywateli i zastępowanie ich przez najemników. Do tego dochodziło przenikanie przez granice państwa, tak pokojowe (migracje?), jak militarne ludów germańskich, które nie integrowały się z obcą im kulturą, nie wspominając już o „ubogacaniu” jej swymi osiągnięciami cywilizacyjnymi. Kolejnym powodem były coraz wyższe podatki oraz pogłębiająca się przepaść między bogatymi i biednymi. Czyż również to zjawisko nie przypomina czasów współczesnych? Z jednej strony jest wąska grupa multimiliarderów, z drugiej – masy, którym mówi się: „nie będziesz nic posiadał i będziesz szczęśliwy”

Inne przyczyny upadku Rzymu wręcz się proszą, aby uznać je za analogiczne do tych, które od dawna i nas osłabiają: upadek tradycyjnych wartości, takich jak ciężka praca i normy społeczne, wypracowane przez przodków; korupcja i rozwiązły tryb życia; brak świadomości społecznej wśród klasy wyższej; rozrośnięta i rujnująca opieka społeczna („chleb i igrzyska”) dla biednych. Dorzućmy do tego powszechną korupcję wśród urzędników państwowych; coraz bardziej autorytarny rząd; podziały w imperium nie tylko polityczne i ekonomiczne, ale także ideowe i obyczajowe. W tym momencie nic już nie stoi na przeszkodzie, aby sądzić, że oto wyliczyliśmy powody upadku nie tylko dawnego Rzymu, ale współczesnego również.

Pamiętajmy o tym, że antyczna cywilizacja nie upadła z dnia na dzień. Historycy uważają, że trafniejsze może być stwierdzenie, iż zachodnie Cesarstwo Rzymskie zmieniało się i zostało zastąpione nowymi zwyczajami, nowymi językami i nowymi władcami. Dawna cywilizacja stopniowo przemieniła się w inną, nową. W naszym wypadku możemy powiedzieć, że jedna kultura zastąpiona została przez anty-kulturę. Było jednak coś w tak upadającym imperium rzymskim, co zapewniło ciągłość, było sui generis „Arką Przymierza między dawnymi a młodszymi laty” – Kościół katolicki. Czy może przeto dziwić, że obecni barbarzyńcy, siewcy antycywilizacji i nowego, zielonego w dodatku ładu za głównego wroga uznali tę instytucję? Lękając się, że zachowa w swych murach artefakty cywilizacyjne (tak jak zrobił to Kościół w okresie antycznym), które w dogodnym momencie rozwiną się ponownie?

Upadek współczesnego Rzymu Przypatrzmy się, jak Milan Adams na stronie Preppgroup opisuje sygnalizowany przez mnie proces współczesnego upadku, tak podobnego do starożytnego pierwowzoru.

Jednym z najbardziej widocznych zewnętrznych przejawów załamania finansowego jest inflacja, która pozbawia ludzi podstawowych artykułów pierwszej potrzeby. Powoduje też dramatyczne spadki na rynku, skutkujące natychmiastowym wyparowaniem bogactwa zgromadzonego przez całe życie. Za tymi zjawiskami idzie załamanie gospodarcze jeszcze bardziej pogarszające warunki życia. Wiele kryzysów na rynku ma długotrwały przebieg. Wszystko to dzieje się powoli na przestrzeni lat, aż w końcu dochodzi do punktu krytycznego. Upadek finansowy często poprzedza rosnąca luka w dochodach, ogromne zyski przedsiębiorstw, a jednocześnie dobra konsumpcyjne codziennego użytku stają się towarami luksusowymi dla mas, bo płace, nie nadążają za rosnącą inflacją. Nierówności gospodarcze budzą niechęć obywateli, co skutkuje dużą przestępczością, oszustwami, a ostatecznie protestami, grabieżami, zamieszkami, a nawet rewolucjami, takimi jak rewolucja francuska.

Kolejnym przejawem zmierzchu cywilizacyjnego jest upadek rolnictwa. Czasami jest on związany z pogodą lub zarazą powodującą nieurodzaj. Może też być skutkiem większego kryzysu ekonomicznego, takiego jak Wielki Kryzys w Ameryce przed II wojną światową bądź nadchodzące załamanie finansowe. Do kryzysu doprowadzić może, a właściwie już doprowadza, tzw. polityka klimatyczna z jej bardzo szkodliwymi zaleceniami dla rolników. To zjawisko ujawnia się szczególnie mocno w Zielonym Ładzie, przeciwko któremu protestują rolnicy w krajach europejskich.

Zmierzch starożytnego Rzymu to również czas zapaści zdrowotnej jego mieszkańców. Badacze, analizując zarówno zapisy źródłowe, jak szczątki osób zmarłych w tym okresie, dochodzili do wniosku, że duży odsetek mieszkańców imperium toczyły groźne choroby, a wśród nich choroby de-generacyjne układu nerwowego. Jednym z powodów tego stanu rzeczy było zatruwanie ołowiem wody pitnej. Rzymianie używali tego materiału do wytwarzania przewodów wodociągowych oraz kanalizacyjnych. Powietrze w miastach zanieczyszczały gnijące odpady komunalne, jak też pochodzące z gospodarstw domowych, których albo nie sprzątano, albo służby miejskie nie nadążały usuwać – rosnące pryzmy śmieci na ulicach i w zaułkach to jeden ze skutków ubocznych wzrostu liczby ówczesnych mieszczan. Nie może przeto dziwić, że w takich warunkach często wybuchały zarazy obejmujące swym zasięgiem nie tylko obszary wewnątrz murów miejskich, ale także te znajdujące się daleko poza nimi. Wspomniane wyżej kryzysy – systemu finansowego i rolnictwa, występujące wówczas w Rzymie, podobnie jak dziś u nas – rodząc biedę i niedożywienie, osłabiające odporność organizmów, zwiększały podatność ludności na choroby i śmierć.

Milan Adams uważa, że dziś mamy podobne problemy. Mimo wzmożonej propagandy (żeby nie powiedzieć: indoktrynacji, osiągającej nierzadko poziom groteski) tzw. zdrowego trybu życia, skutkującego takimi zjawiskami jak gwałtowny wzrost biegaczy, bodybuilderów i rowerkowców oraz niezliczony rodzaj diet, dających gwarancję życia do samej śmierci – ludzie chorują i umierają, jakby sprzysięgły się przeciwko nim złe siły. Jakby nadal pili wodę z ołowianych rur, a powierzchnie ulic pokryte były gnijącym guanem, uwalniającym zabójcze miazmaty.

Winne są rakotwórcze pestycydy, odpady przemysłowe, nuklearne – to są współczesne śmieci komunalne starożytności. Natomiast za ołowiane rury robią rafinowane cukry, konserwanty, wysoko przetworzona żywność. W postać dżumy wcieliła się otyłość, cukrzyca, stłuszczenie wątroby, nowotwory, wysokie ciśnienie krwi i last but (stanowczo) not least SARS-Cov-2. „Zwiększone problemy zdrowotne nadmiernie obciążają ustalony system opieki medycznej. Choroby, głód i wojny mogą całkowicie zniszczyć każdy krajowy system opieki zdrowotnej. Kiedy ludzie obwiniają rząd za swoje problemy, czasami mogą buntować się przeciwko ustalonemu porządkowi i pogrążyć swój naród w jeszcze głębszym upadku”.

Fumio Kishida

Wskaźnik urodzeń w Rosji maleje od 1994 r, tuż po oficjalnym upadku Związku Radzieckiego. Niedawno Chiny poinformowały, że liczba ludności maleje po raz pierwszy od 60 lat. W 2022 r. w Chinach na 1000 mieszkańców przypadało zaledwie 6,77 urodzeń. W ciągu ostatniej dekady ogólny współczynnik dzietności w Indiach spadł o 20%. Wskaźnik urodzeń w Japonii jest tak tragiczny, że premier Fumio Kishida ostrzegł: „W naszym kraju niedługo pojawi się dramatyczne pytanie, czy będziemy w stanie nadal funkcjonować jako społeczeństwo”.

Smutni nie rodzą?

Mnożące się obecnie przepowiednie końca świata, zarówno te „naukowe” będące przejawem kabotyńskiego ekologizmu i klimatyzmu, jak też głoszone przez samozwańczych proroków, wskazują na ogólny brak wiary w przyszłość. To z kolei pociąga za sobą gwałtowny spadek dzietności. „Przyszłość może wydawać się zbyt niepewna, chaotyczna lub pełna konfliktów, przez co wychowanie dziecka będzie po prostu zbyt trudne. Również ponure perspektywy finansowe na przyszłość zaczynają skutkować obawami, że sytuacja gospodarcza doprowadziłaby jedynie do ubóstwa każdego, kto próbowałby założyć rodzinę”.

Obniżająca się dzietność staje się źródłem obaw o to, czy w danym kraju uda się utrzymać tzw. stopę zastępowalności pokoleń. Populacje, którym się to nie uda, mogą doświadczyć spowolnienia usług, spadku transakcji i handlu, a nawet utracić zdolność do obrony przed zagranicznymi przeciwnikami. W Ameryce, co oczywiście najbardziej martwi Milana Adamsa, wskaźniki urodzeń spadają po okresie wysokiego wyżu demograficznego w połowie XX w. Utrzymywały się one na stosunkowo stabilnym poziomie przez prawie 50 lat. Jednak wraz z recesją w latach 2007-2009 liczba urodzeń gwałtownie spadła.

Podobnie jest w innych dużych krajach. Według cytowanych przez Adamsa danych wskaźnik urodzeń w Rosji maleje od 1994 r., tuż po oficjalnym upadku Związku Radzieckiego. Niedawno Chiny poinformowały, że liczba ludności maleje po raz pierwszy od 60 lat. W 2022 r. w Chinach na 1000 mieszkańców przypadało zaledwie 6,77 urodzeń. W ciągu ostatniej dekady ogólny współczynnik dzietności w Indiach spadł o 20 proc. Wskaźnik urodzeń w Japonii jest tak tragiczny, że premier ostrzegł: „W naszym kraju niedługo pojawi się dramatyczne pytanie, czy będziemy w stanie nadal funkcjonować jako społeczeństwo”.

Czy są to groźne zjawiska nie tylko dla krajów, w których się dzieją, ale dla świata? Oczywiście tak. Bowiem dotyczą one superpotęg i supergospodarek. Spadek liczby urodzeń w tych tak ważnych dla globalnego porządku gospodarczego państwach, może doprowadzić do ich zapaści, a co za tym idzie, olbrzymich problemów ekonomicznych całego rozwiniętego świata. Za kryzysami ekonomicznymi idą kryzysy społeczne. Za globalnymi perturbacjami gospodarczymi idą globalne perturbacje społeczne. Wizje dystopijnego świata, do tej pory oglądane w filmach, mogą się stać rzeczywistością.

Kryzys odrealnienia

Jest jeszcze jedna oznaka upadku cywilizacyjnego – mniej oczywista niż załamanie finansowe, niezdrowi ludzie i spadający wskaźnik urodzeń. Żyjemy w świecie, w którym coraz mniej jasne staje się, co jest opowieścią, narracją (modne dziś określenie), a faktem. Zamazywane są różnice między opisem a tym, co się opisuje. Czasami mówi się wprost – nieważna jest prawda, której zresztą nie ma, ważna jest opowieść. Nie prawda ma zwyciężyć, ale narracja. Ważny jest konsensus, bo on przynosi zgodę i spokój. Pogoń za prawdą rodzi tylko same zgryzoty, co udowodniła historia ludzkości. Kto ustala konsensus? Ten, kto ma siłę. Ten może za pomocą różnych technik manipulacji faktami (które, jak już powiedziano, coraz trudniej odróżnić od ich interpretacji) wzmocnionych o perswazję – często niezbyt wyrafinowaną, bo – na przykład, o charakterze administracyjno-skarbowym bądź karnym – na-rzucić „konsensus” tę swoiście rozumianą zgodę, pozostałym uczestnikom dyskursu, również swoiście pojętemu.

Ludzie żyjący pod presją groźby, że brak akceptacji przez nich konsensusów, nawet najbardziej niedorzecznych, oznaczać będzie same kłopoty, w końcu przestaną być ciekawi rzeczywistości, zaprzestaną dociekać materii faktów, poznawania tego, co jest „po drugiej stronie lustra”. Tak wola rządzących stanie się źródłem rzeczywistości, a rozpuszczana przez nich plotka, rozpowszechniana dezinformacja zaczną być traktowane jako fakt.

Typowe dla kultury europejskiej drogi dochodzenia do prawdy poprzez rozmyślania, krytykę i dysputę z innymi ludźmi zo-stają zablokowane. Wspólne poszukiwanie prawdy zamienia się we wspólne potakiwanie tym, którzy prawdy te dekretują. Ale to już starożytni wiedzieli: tam, gdzie nie rządzi prawda i prawo, tam rządzi siła. Zaś rządy siły, nawet udrapowanej w szaty postępu, to bardzo dosadny przejaw upadku cywilizacji.

Podpis: Leon Baranowski Argentyna Buenos Aires