To „nadzorowanie umysłu” jest dokładnie tym niebezpieczeństwem, przed którym ostrzegał Jim Keith, autor „Mind Control – World Control” wydanej w 1997 r, przepowiadając, że „źródła informacji i komunikacji będą stopniowo łączone w jedną skomputeryzowaną sieć, tworząc możliwość kontroli nad tym, co będzie nadawane, co będzie powiedziane i, ostatecznie, co zostanie pomyślane”
Fakt, że totalitaryzm może pojawić się w przyszłości nie pod brunatną czy czerwoną maską, ale zieloną, „ekologiczną” przewidział dawno temu Carl Schmitt, niemiecki prawnik, konstytucjonalista i politolog.
Uwagi Hoovera, choć sprzed ponad sześciu dekad, odnoszące się do komunizmu w obrządku moskiewskim, równie dobrze pasują do tego systemu, który od kilkunastu lat rajfurzony jest cywilizowanemu światu, więc także i nam.
dr Robert Kościelny

„Zadaniem masowej propagandy jest wykorzystywanie wszystkich skarg, żalów, nadziei, aspiracji, uprzedzeń, lęków i ideałów poszczególnych grup tworzących nasze społeczeństwo, zarówno społecznych, religijnych, ekonomicznych, rasowych i politycznych. Wymieszaj je. Ustaw roszczenia jednych przeciwko pretensjom drugim. Dziel i rządź. W ten sposób można okiełznać demokrację”, pisał J. Edgar Hoover, pierwszy dyrektor FBI, w książce „Masters of Deceit” (Mistrzowie oszustwa), wydanej w 1959 r. Tytułowymi mistrzami łgarstwa byli komuniści, dziś ukrywający swe ponure oblicza pod fasadą poprawności politycznej, „zrównoważonego rozwoju”, Wielkiego Resetu, Zielonego ładu (o tym to, że totalitaryzm może pojawić się w przyszłości nie pod brunatną czy czerwoną maską, ale zieloną, „ekologiczną”, przewidział dawno temu Carl Schmitt, niemiecki prawnik, konstytucjonalista i politolog zmarły w 1985 r.).
Policmajster tworzy dla nas rzeczywistość

Nic przeto dziwnego, że właśnie na tę książkę powołują się John i Nisha Whiteheadowie, znana nam dobrze para autorska, w artykule „Dziel i rządź: rządowa propaganda strachu i fałszywych wiadomości”, opublikowanym niedawno na stronie Off-Guardian. Uwagi Hoovera, choć sprzed ponad sześciu dekad, odnoszące się do komunizmu w obrządku moskiewskim, równie dobrze pasują do tego systemu, który od kilkunastu lat rajfurzony jest cywilizowanemu światu, więc także i nam. Ale tekst pary autorów nie jest zwykłym rozbiorem i interpretacją książki. Idzie on dalej – wyjaśnia, jak na zbudowanej przez komunistów bazie łgarstw wznoszony jest przez współcześnie rządzących mechanizm władania ludźmi za pomocą wyzwalania złych emocji. Głównie strachu, resentymentów, wzajemnej nieufności, a w konsekwencji – agresji. Aby ją stłumić, potrzebny jest tęgi policmajster, czyli oni. Czyli establishment.
Whiteheadowie zwracają uwagę na to, co również i my w „Warszawskiej” od dawna piszemy. I pisać będziemy, nie mając w tym względzie wyboru. Ograniczyła nam go rzeczywistość, a właściwie quasi-rzeczywistość, jaką jesteśmy otoczeni na skutek działań establishmentu politycznego i medialnego oraz innych „czynników opiniotwórczych”, wywodzących się z tej samej ferajny co politycy i dziennikarze mainstreamowi, czyli z PO i PiS, z PSL i Trzeciej Drogi, i z SLD. Od „osobliwej trzódki” (S. Michalkiewicz) Biedronia (Ty nie martw się o to, kto stoi za Biedroniem, Ty troszcz się o to, aby on nie stał za Tobą). I z „Gazety Wyborczej”, i z „Gazety Polskiej”. I z Telewizji Republika, i z TVN. Itak dalej…
„Scena polityczna w Stanach Zjednoczonych przekształciła się z biegiem lat w poligon starannie opracowanych ćwiczeń manipulacji, polaryzacji, propagandy i kontroli populacji”. Czy również i my nie możemy powiedzieć tego samego o naszej scenie politycznej? Jej główni reżyserzy spotkali się przy okrągłym stole, rozumianym dosłownie i w przenośni (a według naszej przenośni okrągły stół to speluna, w której zblatowani „chłopcy z miasta” ustalili strefę swoich wpływów), i wyznaczyli sobie role do odegrania i fragmenty polskiej rzeczywistości do zagospodarowania zgodnie z własnym widzimisię, ^„zagospodarowanie” oznaczała w istocie zaoranie nas. Uczynienie z nas ludzi folwarcznych, stojących pod oknami dworu, patrzących jak „szlachta” się bawi. Bawi się w europejskość i postęp – z jednej strony, a z drugiej – w patriotyzm i tradycję.
Od lat odstawiany jest cyrk medialny, mający nas uwieść i przekonać, że wszystko to dzieje się naprawdę. Tymczasem „naprawdę nie dzieje się nic “z wyjątkiem nieustannego dzielenia obywateli i podżegania jednych ludzi na drugich.
Telewizor wychowuje i dzieli „Doniesienia telewizji kablowej na temat procesu Trumpa odzwierciedlają podział Stanów
Zjednoczonych”, informuje Reuters. Fox News, najchętniej oglądana telewizja kablowa w kraju i skłaniająca się ku Partii Republikańskiej, przeznaczyła znacznie więcej czasu antenowego na inne wiadomości ogólnokrajowe, w tym protesty na kampusach uniwersyteckich w USA przeciwko wojnie w Gazie.
Z kolei sieć MSNBC o poglądach liberalnych (lewicowych), będąca domem dla głosów sprzeciwiających się Trumpowi, skupiła się wyłącznie na procesie. „Transmisja na podzielonym ekranie odzwierciedla ekosystem wiadomości telewizji kablowej w USA, który tworzy dla widzów alternatywne rzeczywistości, potwierdzając istniejące w nich przekonania” uważają amerykańscy eksperci ds. dziennikarstwa. Czyż i u nas nie występuje taki sam proces – jedni do TVPiS (obecnie jej rolę przejmuje inna, wspomniana wyżej Telewizja), natomiast drudzy do TVN-u. Jedni i drudzy oglądają świat w świetle „tępego blasku z telewizorów” („Jedyne co rozjaśnia mrok, to […] z wszystkich okien, tępy blask telewizorów”. Jacek Kaczmarski, ,,Latarnie”).

To, co ludzie oglądają w wiadomościach kablowych, potwierdza wyznawane przez nich ideologie, powiedziała Reutersowi Stephanie Edgerly, profesor w Szkole Dziennikarstwa Medill na Uniwersytecie Northwestern w Evanston w stanie Illinois. A ideologie to przecież nie rzeczywistość. To pulp fiction. „Zaczynamy dostrzegać, że [spektakle polityczne serwowane w mediach, w miejsce relacji z prawdziwych wydarzeń politycznych, społecznych, ekonomicznych – R.K.] mają naprawdę potężny wpływ na to, jak ludzie postrzegają świat: co uważają za dobre, a co za złe” – powiedziała prof. Edgerly.
„Weźmy na przykład cyrk medialny, jakim jest proces Donalda Trumpa, który zaspokaja żarłoczny apetyt opinii publicznej na podniecające dramaty z telenoweli, rozpraszające, odwracające uwagę i dzielące obywateli”. Czy znów nam to czegoś nie przypomina? Te wszystkie próby „rozliczania” PiS-u. Tych Wąsików i Kamińskich? „Na tym polega magia programów typu reality show, które dziś uchodzą za politykę” czytamy w Off-Guardian. I korzyści dla sitwy politycznej – odwracanie uwagi od prawdziwych problemów; od szkód, które wyrządziła, a za które zapłacą opętani głupawą rozrywką widzowie.
W płynnej rzeczywistości reality show
Megan Logan w tekście „Psychologia i telewizja: jak programowanie rzeczywistości wpływa na nasz mózg” opublikowanym w Inverse w 2016 r., cytuje szereg wyników badań, z których wynika, że coraz większa liczba osób preferuje „wyreżyserowaną rzeczywistość” z jaką mamy do czynienia w reality show, bardziej się z nią utożsamia, niż z, jakby to powiedział Antoni Słonimski, „czystymi wodarni realizmu”. Dla coraz większej liczby obywateli realityshow jest jak piękny sen, który uwija się tuż przed naszymi oczami, niczym kolorowy motyl w słoneczny, wakacyjny dzień. Natomiast rzeczywistość, jej chropowate płaszczyzny i twarde brzegi, coraz częściej wydaje się być „nocną zmorą”, dławcem, kamieniem młyńskim, którego nie sposób zrzucić z piersi. Jesienną szarugą, po której nie można spodziewać się niczego innego jak tylko kolejnej depresyjnej pluchy.

„Uwaga widzu: oglądanie telewizji typu reality show może mieć wpływ na zachowanie w prawdziwym życiu” ostrzega National Public Radio, zdecydowanie niczym kaznodzieja przed grzechem. Bardzo słusznie, bowiem jak się okazuje, wpatrywanie się w ekran telewizora może prowadzić do utraty, albo przynajmniej zachwiania, kodeksu moralnego ,.stępienia wrażliwości na cudze cierpienie, rezygnacji z własnego punktu widzenia, wypracowanego przez wychowanie i edukację. Nowe badanie prowadzone przez Bryana Gibsona, psychologa z Uniwersytetu Michigan, wykazało, ’ że oglądanie reality show z dużą ilością tak zwanej agresji relacyjnej -znęcania się, wykluczenia * i manipulacji – może sprawić, że ludzie będą bardziej agresywni w prawdziwym życiu. „To jedna z form mediów, która może wydawać się nieszkodliwa, ale myślę, że nasze badania dostarczają dowodów na to, że mogą mieć również pewne negatywne skutki”- stwierdził dr Gibson.
Quasi-rzeczywistość, czy to w formie reality show, czy political show (a coraz mniej różni jedno od drugiego) rozprasza nas, nie pozwala się skoncentrować, aby odróżnić wątek od osnowy, oddzielić ziarna od plew. Ponownie dojść do oczywistego wniosku, że to nie ekran winien nas kształtować i narzucać obraz świata, ale to my powinniśmy narzucać taki wizerunek rzeczywistości, jaki sami stworzymy. Kamera ma być biernym, milczącym rejestratorem tego, co się dzieje wokół nas, a nie – jak do tej pory – my!
„Dopóki jesteśmy rozproszeni, zabawieni, czasami oburzeni, zawsze spolaryzowani, ale w dużej mierze niezaangażowani i zadowoleni z pozostania na miejscu widza, nigdy nie uda nam się stworzyć jednolitego frontu przeciwko tyranii (lub korupcji i nieudolności rządu). Badania sugerują, że im więcej ludzie oglądają reality show – a my twierdzimy, że to tylko reality show, łącznie z wiadomościami politycznymi – tym trudniej jest rozróżnić, co jest prawdziwe, a co starannie wymyśloną farsą”, piszą Whiteheadowie i dodają, że Amerykanie bardzo dużo czasu spędzają przed telewizorami. Niech nas nie zwodzą filmy akcji czy komedie romantyczne, z których mogłoby wnikać, że co drugi obywatel/ka Stanów Zjednoczonych to osoba aktywnie zaangażowana w uprawianie sportu. Tak nie jest (poniekąd to dobrze, ale to już inny problem); Amerykanie to kanapowcy, którzy spędzają średnio pięć godzin dziennie na oglądaniu telewizji! Liczba godzin traconych na śledzenie zmyślonej rzeczywistości rośnie wraz z wiekiem: „Zanim osiągniemy wiek 65 lat, oglądamy telewizję ponad 50 godzin tygodniowo. Programy reality show niezmiennie przyciągają w każdym sezonie największy odsetek widzów telewizyjnych, w stosunku prawie 2 do 1″.
Oglądać świat oczami propagandystów rządowych i korporacyjnych
Nie jest to dobry prognostyk. Obywatele kierują całą swą uwagę na wyreżyserowany świat, w nim znajdując miejsce dla intelektualnego i emocjonalnego wyżycia się. Jest to zatrważające! Nie jest to dobre dla rozwoju krytycznego myślenia o bieżących problemach i tak właśnie ma być. Po to tworzone są te wszystkie wrzaskliwe programy, pełne kabotyńskich niby-zwierzeń na tematy intymne, niedyskretnych pytań pajacowatych gospodarzy widowisk, wynurzeń ćwierćinteligentów, najczęściej krążących wokół Maryni.,,1 to nawet – szczerze mówiąc – nie o całej”, jak śpiewał Wojciech Młynarski w „Piosence o Maryni”. Według nowych „inżynierów dusz” do takich głupich, podłych, niedorzecznych spraw mają się sprowadzać tematy i bolączki współczesności.
„Staliśmy się królikami doświadczalnymi w bezwzględnie skalkulowanym, starannie zaaranżowanym, przerażająco zimnokrwistym eksperymencie, mającym na celu kontrolowanie populacji i realizację programu politycznego bez większego sprzeciwu ze strony obywateli. Oto sposób, w jaki przekonuje się społeczeństwo, aby dobrowolnie maszerowało ramię w ramię z państwem policyjnym, z samą policją i z sobą nawzajem: zwiększając czynnik strachu, tworząc co jakiś czas starannie wyreżyserowany kryzys i ucząc nieufności wobec każdego, kto odbiegać od normy poprzez rozbudowane kampanie propagandowe” czytamy w Off-Guardian.

Nic więc dziwnego, że jednym z największych propagandystów jest dziś rząd USA. W ogóle rządy na całym świecie. Portal Salon.com, amerykański serwis informacyjno-opiniotwórczy, zamieścił kilka lat temu sensacyjną informację o tym, że Pentagon zapłacił firmie założonej przez guru pijarowców pani Margaret Thatcher pół miliarda za tajną propagandę wojenną, mającą na celu nakręcenie wielkiego strachu przed terrorystami i AI-Kaidą. „Bell Pottinger, londyńska firma PR, stworzyła fałszywe filmy, które wyglądały na dzieło Al-Kaidy, islamistycznej grupy ekstremistycznej, na której czele stał wcześniej Osama bin Laden. Tworzyła także wiadomości, które wyglądały, jakby były produkowane przez media arabskie, i rozpowszechniała je za pośrednictwem bliskowschodnich sieci informacyjnych”.
Dodajmy do tego skłonność rządu do monitorowania aktywności w Internecie i nadzorowanie tak zwanej „dezinformacji”, a otrzymamy zadatki na przebudowę rzeczywistości rodem z„Roku1984″ Orwella, gdzie Ministerstwo Prawdy pilnuje przemówień i zapewnia zgodność faktów z aktualną wersją „rzeczywistości”, popieraną przez władze.
To „nadzorowanie umysłu” jest dokładnie tym niebezpieczeństwem, przed którym ostrzegał Jim Keith, autor „Mind Control-World Control”, wydanej w 1997 r., przepowiadając, że „źródła informacji i komunikacji będą stopniowo łączone w jedną skomputeryzowaną sieć, tworząc możliwość kontroli nad tym, co będzie nadawane, co będzie powiedziane i, ostatecznie, co zostanie pomyślane”. W artykule z 2015 r. „Jak rząd amerykański próbuje kontrolować to, co myślisz ” dziennik „The Washington Post” wskazał, że „agencje rządowe od dawna mają zwyczaj przekraczania niewyraźnej granicy między informowaniem opinii publicznej a propagandą”.
Rządzenie za pomocą lęku i przerażenia
Sianie strachu przez rząd jest kluczowym elementem programu kontroli umysłu, zauważa para publicystów Off-Guardian. Przypomnijmy, ile milionów dolarów wydał rząd USA, aby strasznych terrorystów uczynić jeszcze bardziej strasznymi. Rządzenie przy pomocy takich uczuć jak „bojaźń i drżenie” jest dość łatwe. „Kryzysy narodowe, globalne pandemie, doniesienia o atakach terrorystycznych i sporadyczne strzelaniny pozostawiają nas w ciągłym poczuciu obaw”
Portal Reason zamieścił artykuł dzielący się z czytelnikami wynikami badań przeprowadzonych przez administratora Biura Informacji i Spraw Regulacyjnych Cassa Sunsteina i ekonomisty z Uniwersytetu Harvarda Richarda Zeckhause a. Z badania „Overreaction to Fearsome Risks” (Nadmierna reakcja na przerażające ryzyko), opublikowanego w czasopiśmie „Environmental and Resource Economics”, wynika, że „w obliczu przerażającego w skutkach wydarzenia o niskim jednak prawdopodobieństwie zaistnienia, ludzie często wyolbrzymiają korzyści płynące ze środków zapobiegawczych, zmniejszających i tak niewielkie ryzyko lub łagodzących dom niemane skutki jego podjęcia”. W rezultacie badacze odkryli, że „zarówno w życiu osobistym, jak i w polityce skutkuje to szkodliwą, przesadną reakcją na sytuacje przedstawiane jako niepewne”
Uczeni tłumaczą to tak: „Przestraszeni ludzie, którzy nie rozumieją, czym jest analiza prawdopodobieństw [którą zawsze należy przeprowadzić w obliczu sytuacji propagowanej jako niebezpieczna – R.K.] lub z góry odrzucają analizowanie prawdopodobieństw, wydają w rezultacie znacznie więcej energii, niż jest to racjonalne, aby uniknąć naprawdę niewielkiego ryzyka. Co gorsza, przestraszeni wyborcy często zmuszają decydentów do uchwalania przepisów, które kosztują znacznie więcej niż korzyści, jakie oferują w postaci ograniczenia ryzyka”.
Badacze swoje rozważania konkludują w ten sposób: „Aktywacja ośrodków emocjonalnych w ciele migdałowatym w rzeczywistości wyłącza korę przed-czołową, czyli część naszego mózgu zajmującą się racjonalnym myśleniem. Innymi słowy, kiedy trawi nas strach, prze-stajemy myśleć”. Emocje „myślą” za Ciebie. Sęk w tym, że emocje (w tym wypadku lęk) nie myślą, tylko zmuszają do ucieczki tam, gdzie bezpieczniej. Najbezpieczniej zaś jest u mamy („nie majak u mamy, ciepły piec, cichy kąt”, że znów skorzystam z dorobku Wojciecha Młynarskiego). Czyli w naszym wypadku pod skrzydłami medialnych autorytetów, establishmentu państwowo- prywatnego, w świecie regulowanym przez ich nieomylne rozporządzenia i decyzje podejmowane dla naszego dobra.
Whiteheadowie mówią nam jeszcze, że populacja, która przestaje myśleć samodzielnie, to populacja, którą można łatwo kierować, łatwo nią manipulować i łatwo ją kontrolować czy to poprzez propagandę, pranie mózgu, kontrolę umysłu, czy po prostu – poprzez sianie strachu. Po czym dodają „Strach nie tylko zwiększa siłę rządu, ale także dzieli ludzi na frakcje, przekonuje ich, aby postrzegali siebie nawzajem jako wrogów i sprawia, że na siebie krzyczą, tak zapamiętale, iż zagłuszają wszelkie inne dźwięki [w tym zwłaszcza słowa apelujące o rozsądek – R.KJ. W ten sposób obywatele nigdy nie osiągną konsensusu w żadnej sprawie i będą zbyt rozproszeni, aby zauważyć zbliżające się państwo policyjne, dopóki nie opadnie ostateczna miażdżąca kurtyna. Ten makiaweliczny plan tak usidlił naród, że niewielu Amerykanów zdaje sobie sprawę, że poddaje się ich praniu mózgu, manipulacji. Przez cały czas ci, którzy mają władzę – kupieni i opłacani przez lobbystów i korporacje – realizują swoje kosztowne programy”.
Na zakończenie jeszcze jedna uwaga godna zapamiętania: „Po raz pierwszy w historii ludzkości istnieje skoordynowana strategia manipulacji globalną percepcją. A środki masowego przekazu działają jak jej ulegli pomocnicy, nie mogąc się tej strategii przeciwstawić, nie mogąc jej zdemaskować” – pisze dziennikarz śledczy Nick Davies.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych