Urodziny Mistrza

Jeśli tytuł felietonu przypomina Państwu słynną powieść Vonneguta, to prawie dobry trop, bo też chodzi o wielkiego pisarza. Tam było Śniadanie mistrzów, a w polskiej literaturze współczesnej z żyjących pisarzy, z całym szacunkiem dla twórczości tak wybitnych literatów jak Wiesław Myśliwski czy Stanisław Srokowski, których bardzo cenię i kocham czytać (o Twardochu i Tokarczuk ni słowa, lewackich pismaków omijam szerokim tukiem, nic nowego do literatury nie wnoszą poza chorą ideologią demolującą najważniejsze, uniwersalne wartości) Mistrz jest tylko jeden! Nazywa się Waldemar Łysiak (sic!). W ostatnich latach mniej widoczny, jeszcze dekadę temu można było, prócz znakomitych książek, czytać jego polityczne eseje i felietony na temat polskiej rzeczywistości polityczno-kuIturaIno-społecznej (ostatnie w Do Rzeczyi). Od dekady jednak, z własnego wyboru -„na emigracji wewnętrznej”, rzadko wydaje książki, a jak już się pojawią, stają się bestsellerami (ich rekomendacje znajdowali Państwo w mojej rubryce), skupiony – jak się wydaje – na napisaniu kilku jeszcze ważnych książek, ale przede wszystkim (chyba?) na filozoficznym smakowaniu życia. Niczym współczesny Dio-genes szukający z zapaloną latarnią człowieka bądź siedzący w swym wypełnionym wybitnymi księgami eremie, i gdyby pojawił się sam Aleksander Wielki -jedynym życzeniem Łysiaka byłoby pewnie zdanie: Nie zasłaniaj mi ksiąg! No, chyba że byłby to Napoleon Bonaparte, dla niego Łysiak zrobiłby więcej ustępstw – to wielki bohater kilku jego wybitnych książek. Tak czy inaczej, wielka szkoda dla nas wszystkich, że Łysiak odsunął się w tak znaczący sposób od życia publicznego, nie korzysta z telefonów, nie korzysta z Internetu, a swoje zbyt rzadko (!) pojawiające się książki pisze tradycyjnym sposobem, jak dawni mistrzowie pióra! Jak sobie dziś wyobrażam dni czy tygodnie Mistrza? Otoczony tysiącami książek (ma bodaj najwspanialszą bibliotekę w Polsce), czytający księgi mędrców, filozofów i największych pisarzy. Może pali przy tym fajkę i pije szklaneczkę złotego Johnniego Walkera Diamond Jubilee? A gdzieś w tle, skromnie – wiele dziesiątek jego dzieł! Tak to sobie wyobrażam. Niepowetowana więc niczym strata, że od dłuższego czasu milczy w najważniejszych polskich kwestiach i w tych dotyczących życia i literatury. Wie przecież o tym wszystko, bardzo brakuje jego głosu/opinii/rady- Polska byłaby wtedy mądrzejsza, a więc i lepsza. Ale koniec ze smutkami, bo dziś dzień radosny, urodziny Mistrza! Waldemar Łysiak, w co trudno uwierzyć, kończy dzisiaj 80 lat! W tym roku także drugi jego ważny jubileusz – 50-lecie pracy pisarskiej. Pierwsza jego książka, Kolebka, została wydana 50 lat temu, w 1974 r. Debiut, którym Łysiak wszedł do polskiej literatury drzwiami i oknami razem z futryną, jak niegdyś Marek Hłasko! Kolebka została nagrodzona w konkursie 50-lecia Związku Literatów Polskich! Zaraz potem wybitny talent Łysiaka zaowocował kolejnym znakomitymi książkami, każda stawała się wydarzeniem literackim, a bywało, że politycznym! Moja przygoda z Łysiakiem zaczęła się wtedy, gdy przeczytałem jego Asfaltowy salon, i już się od Łysiaka oderwać nie mogłem. Jest moim polskim pisarzem współczesnym number one! – zawsze, gdy chcę przeczytać coś inspirującego, mądrego, ciekawego, porywającego i świetnie napisanego, sięgam po Łysiaka. Czasem na chybił trafił (mam kilka półek jego dzieł), nigdy nie przeżyłem zawodu, z polskich pisarzy tylko Łysiak potrafi tak zaintrygować, zafascynować i zaczarować jednocześnie! (np. Asfaltowy saloon był tak inspirujący, że zagonił mnie na kilka lat do Ameryki). Dziś ten wielki pisarz niczego udowadniać już nie musi, jest – nie tylko dla mnie – niekwestionowanym liderem polskiej prozy ostatnich pięciu dekad! Należy też do ścisłej elity najwybitniejszych konserwatywnych umysłów w Polsce i jego głos powinien wybrzmiewać z odpowiednim do tego rezonansem. I o to mam „pretensje” do Łysiaka, że egoistycznie zamilkł. To milczenie ma oczywiście swoją wymowę, trzeba je więc uszanować. Z tym większą niecierpliwością czekamy na kolejne jego książki (Mistrzu, czekamy!) A czekając – czytamy te księgi, które wyszły spod jego pióra do tej pory (spis w rubryce obok). Lektura obowiązkowa każdego, kto kocha dobre książki.

Mistrzu, w Dniu Twoich 80 Urodzin, dziękujemy za wszystkie dzieła i prosimy o więcej, niech zdrowie dopisuje, a Dobre Anioły czuwają! 100 lat dla Mistrza to jakoś mało, niech się darzy!

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

CZY SPEŁNIĄ SIĘ SNY HITLERA?

Już niedługo nazywanie Polski państwem będzie wielką przesadą i określeniem na wyrost, ponieważ utracimy wszystkie najważniejsze atrybuty państwowej władzy zwierzchniej. Będziemy mogli mówić o Polsce co najwyżej jak o kraju, a nie o państwie, i to w takim sensie, w jakim mówi się dzisiaj o krajach związkowych w Niemczech, czyli landach.

Mirosław Kokoszkiewicz

Tegoroczny Marsz Niepodległości odbył się pod hasłem Jeszcze Polska nie zginęła. Zastanawiam się,
jakie hasło będzie obowiązywało za rok, a może dwa? Jeżeli sprawy potoczą się zgodnie z planami Berlina i jeśli w ogóle wolno będzie maszerować, to na transparentach napiszemy: Co nam obca przemoc wzięła /Szablą odbierzemy. Tylko czy starczy nam tych szabel? Sądząc po wynikach ostatnich wyborów – mogą być z tym trudności. Jak mogliśmy się przekonać, niepodległość i suwerenność nie jest dla Polaków niezbywalną wartością, albo kompletnie nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, jakie czai się tuż za rogiem. Przecież bardzo prawdopodobne, że już niedługo nazywanie Polski państwem będzie wielką przesadą i określeniem na wyrost, ponieważ utracimy wszystkie najważniejsze atrybuty państwowej władzy zwierzchniej. Będziemy mogli mówić o Polsce co najwyżej jak o kraju, a nie o państwie, i to w takim sensie, w jakim mówi się dzisiaj o krajach związkowych w Niemczech, czyli landach. Staniemy się zatem zaledwie krajem członkowskim UE, pozbawionym tak naprawdę suwerenności wewnętrznej i zewnętrznej. Dla przykładu, Polska nie będzie mogła prowadzić własnej polityki zagranicznej ani własnej polityki gospodarczej, energetycznej i obronnej. To centrala w Brukseli pod dyktando Berlina będzie decydować zarówno o międzynarodowych sojuszach, jak i o wysokości podatków w Polsce, które będą podlegać „harmonizacji”, a więc będą ustalane poza Polską pod dyktando Berlina, który w oczywisty sposób będzie uwzględniał swoje interesy. Reasumując, nie można mówić o suwerennym państwie, jeżeli nie może ono podejmować żadnych suwerennych decyzji dotyczących polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Nasuwa się smutna refleksja. Mówi się, że Święto Niepodległości to święto wszystkich Polaków. Tak powinno być, ale niestety tak nie jest.

Kiedy wielokrotnie na łamach „Warszawskiej Gazety” pisałem o budowie IV Rzeszy Niemieckiej, byli zapewne i tacy, którzy myśleli sobie, że dobrze jest dmuchać na zimne, ale wizja Polski jako kraju o prerogatywach niemieckiego landu wydawała się im kosmiczna i mało prawdopodobna. Wiele razy podpierałem się słowami znakomitego pisarza, publicysty i wizjonera Stanisława „Cata” Mackiewicza, który już w 1956 r., zaledwie siedem lat po podziale Niemiec na RFN i NRD mówił:
Moim zdaniem rewizjo-nizm niemiecki jest na długie lata unieszkodliwiony czy powstrzymany ogólną sytuacją. Zachodnie Niemcy, gdyby miały przystępować do re-wizjonizmu, to musiałyby przystąpić przede wszystkim do budowania federacji europejskiej.
To wprost niewiarygodne, że autor tych słów przewidział niemal 70 lat temu scenariusz, według którego Niemcy, na razie bezkrwawo, zrealizują testament Hitlera.

Pani prof. Krystyna Pawłowicz po wyborach z 15 października na platformie X napisała: – Już niedługo, za sprawą no wego UE traktatu Niemcy znowu, „NA TRWAŁE”zajmą sobie tereny Polski… Zachodniej? Sny Hitlera po latach, już bez użycia siły, spełnią się BEZ OPORU Polaków. Większość wyborców w RP niedawno, z radością oraz ze słowami „je..ć” i „nienawidzę”, dała zgodę…

Są to słowa prawdziwe i jednocześnie ukazujące dramatyzm sytuacji, w której znalazła się Polska. Oczywiście „Gazeta Wyborcza”, TVN i polskojęzyczne niemieckie media w Polsce typu Onet czy „Newsweek” trąbią na okrągło o braku alternatywy dla naszego członkostwa w UE i przekonują o konieczności zmiany traktatów, a wszystkie przestrogi mówiące o utracie suwerenności przez Polskę nazywającą na emocjach” i „szerzeniem wyimaginowanych zagrożeń przez PiS”. Problem w tym, że w Brukseli leży już na stole bumaga likwidująca naszą suwerenność i czeka tylko na podpis.

W opublikowanym niedawno tekście Poland czy Po(land) zamieściłem link do oficjalnej strony UE, pod którym widnieje przetłumaczony na język polski projekt zmiany traktatów. Jego sprawozdawcy to polakożerca Guy Verhofstadt i czwórka Niemców: Sven Simon, Gabriele Bischoff, Daniel Freund i Helmut Scholz. Oni nawet nie ukrywają, skąd czerpali inspiracje i natchnienie. Ja wiem, że nie każdemu chciało się prze brnąć przez liczący 123 strony tekst projektu, ale tam już na stronie trzeciej wprost jest napisane, że propozycje zmian traktatowych uwzględniają Manifest z Ventotene. Ów manifest komunistyczny napisał w więzieniu włoski komunista Altiero Spineli!
(1907-1986). Jego nazwisko widnieje dzisiaj nad gmachem Parlamentu Europejskiego w Brukseli.

Przypomnijmy zatem fragmenty tego Manifestu z Ventontene. Obsesją Spinellego była likwidacja państw narodowych. W„dziele życia” tego zatwardziałego komucha, do którego odwołują się sprawozdawcy projektu zmian traktatowych, czytamy:
Pierwszym zadaniem, bez rozwiązania którego wszelki postęp będzie tylko złudzeniem, jest ostateczne zlikwidowanie granic dzielących Europę na suwerenne państwa. […] Nieprzydatni starzy zostaną wyeliminowani, a wśród młodych trzeba obudzić nową energię. […] Chodzi o stworzenie państwa federalnego, które stoi na własnych nogach i dysponuje europejską armią zamiast armiami narodowymi. Trzeba ostatecznie skończyć z gospodarczą samowystarczalnością, która stanowi kręgosłup totalitarnych reżimów. Potrzeba wystarczającej ilości organów i środków, żeby w poszczególnych państwach związkowych wprowadzić zarządzenia wydane w celu utrzymania porządku ogólnego.

Jednak najbardziej w tym komunistycznym manifeście przeraża, że nie ma tam nawet jednego słowa odwołania się do woli czy potrzeb europejskiego ludu. Komuniści jak zwykle wiedzą lepiej, czego ten lud pragnie i potrzebuje. Czytamy, że:
Nasz ruch czerpie pewność co do celów i kierunków działania

nie z rozpoznania jakiejś nie istniejącej jeszcze woli ludu, ale ze świadomości reprezentowania najgłębszych potrzeb nowoczesnego społeczeństwa. Dzięki niej nasz ruch wyznacza linie kierunkowe nowego porządku, narzucając jeszcze nieuformowanym masom pierwszą społeczną dyscyplinę. Nowe państwo powstanie dzięki dyktaturze rewolucyjnej partii i dla nowej, prawdziwej demokracji.

Jest to niczym niezawoalowana zapowiedź stworzenia w Europie neomarksistowskiej dyktatury, nazywanej „demokracją prawdziwą”, w rzeczywistości nadchodzi komunistyczny zamordyzm. Czy Berlin jest rzeczywiście zafascynowany wizją komunisty Spinellego? Śmiem w to wątpić Ja myślę, że Niemcy z premedytacją i wyrachowaniem wykorzystują te komunistyczne szaleństwo jako wygodne narzędzie do realizacji własnych celów, czyli ustanowienia swojego przywództwa i hegemonii w Europie. Przecież kanclerz Olaf Scholz publicznie ogłosił, że:
Niemcy powinny przejąć odpowiedzialność za Europę i świat.

Kolejnym krokiem federalistów jest zapowiedź utworzenia armii UE i odebranie kompetencji państwom członkowskim w takich obszarach jak obrona, sprawy zagraniczne i bezpieczeństwo zewnętrzne. Wiąże się to z likwidacją armii narodowych. Jest to bardzo sprytny zabieg, ponieważ pozbawi on w przyszłości państwa możliwości podjęcia zbrojnego oporu przeciwko dyktaturze Berlina i Brukseli oraz będzie pretekstem do pozbycia się wojsk amerykańskich z Europy. Propagowane w czasach żelaznej kurtyny przez Związek Radziecki i państwa Układu Warszawskiego hasło„Amerykanie do Ameryki” znowu stało się modne. Zabrzmi to groźnie, jeśli przypomnimy sobie słynne słowa pierwszego w historii sekretarza generalnego NATO, Brytyjczyka Hastingsa Lionela Ismaya, który powiedział, że Sojusz Północnoatlantycki powstał, żeby: Rosjan trzymać z daleka, Amerykanów przy sobie, a Niemców pod kontrolą. Bliska perspektywa końca rządów PiS i przyszłe premierostwo niemieckiego nominata na to stanowisko Tuska ośmieliło niemieckich polityków do bardziej odważnych zapowiedzi. Oni ustami synalka adiutanta Hitlera i byłego ambasadora Niemiec w Polsce Arndta Freytaga von Loringhovena mówią nam dzisiaj:
W interesie obu stron leży potrzeba ściślejszej integracji Bundeswehry z Siłami Zbrojnymi RP, a w dłuższej perspektywie także trwałe przemieszczenie wojsk niemieckich do Polski.
W tym samym tekście, opublikowanym na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, syn hitlerowca z satysfakcją dodaje: Po ośmiu latach impasu rząd Donalda Tuska będzie ponownie blisko współpracował z Niemcami.

Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że Polska od czasu drugiej wojny światowej nie była w tak -groźnej i dramatycznej sytuacji jak dziś. Jak uczy historia, po likwidacji państwa polskiego następuje rugowanie wszelkich przejawów polskości. To temu celowi ma służyć zapowiadana likwidacja Telewizji Publicznej, Rady Mediów Narodowych i Instytutu Pamięci Narodowej. Z tego samego powodu ze szkół zniknie przedmiot„Historia i Teraźniejszość”. To są działania ewidentnie czynione„pod okupanta”. Co będzie, jeśli spełni się czarny scenariusz i Polska utraci suwerenność? W czasach zaborów głównymi czynnikami jednoczącymi Polaków była pamięć o dawnej wielkości, świetności oraz wielowiekowej tradycji polskiej państwowości. Wielkie znaczenia miała kultywowana przez szlachtę idea wolności i niepodległości. Olbrzymią rolę odegrał polski Kościół i inteligencja. Jak byłoby teraz, skoro w ostatnich wyborach 11,6 min Polaków zagłosowała na polityków nowej targowicy godzących się na odebranie Polsce suwerenności?

Zakończę fragmentem przemowy Henryka Sienkiewicza, który w czasach zaborów,’ odbierając 10 grudnia 1905 r. w Sztokholmie nagrodę Nobla, powiedział:
Wysoki areopag, który tę nagrodę przyznaje, i dostojny monarcha, który ją wręcza, wieńczą nie tylko poetę, ale zarazem i naród, którego synem jest ów poeta. Stwierdzają oni tym samym, że ów naród wybitny bierze udział w pracy powszechnej, że praca jego jest płodna, a życie potrzebne dla dobra ludzkości. Jednakże zaszczyt ten, cenny dla nas wszystkich, o ileż jeszcze cenniejszym być musi dla syna Polski!… Głoszono ją umarłą, a oto jeden z tysiącznych dowodów, że ona żyjel… Głoszono ją niezdolną do myślenia i pracy, a oto dowód, że działa!… Głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać! Komuż nie przyjdą na myśl słowa Galileusza: E pur si muovel…, skoro uznana jest wobec całego świata potęga jej pracy, a jedno z jej dzieł uwieńczone.

Ówczesna światowa prasa komentowała:
Nie przemawiał jak poeta, który dostał się na szczyt sławy, lecz bardziej jak orędownik wielkiego narodu, pragnącego swej wolności.

Mam nadzieję, że tym razem chór orędowników wielkiego narodu pragnącego swej wolności usłyszymy zanim będzie za późno. W tym chórze na pewno za
braknie głosu noblistki Tokarczuk. No cóż, jakie czasy, tacy nobliści.

 

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

Golbaliści i ich osobliwa antyreligia

Ludzka świadomość została już dawno wyrwana z objęć sacrum i wykorzeniona lewituje w poszukiwaniu Na-ragonii – błazeńskiej ziemi obiecanej. Świata na opak. Gdzie nie ma kultury, bo jest antykultura, nie ma cywilizacji służącej człowiekowi, bo jest antycywilizacja, nie ma religii, bo jest antyreligia.

 

dr Robert Kościelny

– „Jeśli chcesz zobaczyć coś naprawdę demonicznego, wyobraź sobie świat, w którym obiektywna prawda zostaje porzucona na rzecz subiektywnej percepcji. Świat, który zaspokaja preferencje psychopatów, bez imperatywów etycznych. Świat, w którym cel zawsze uświęca środki. To jest droga lucyferiańska i droga globalistyczna” pisze Brandon Smith w artykule „Aby zrozumieć globalistów, musimy zrozumieć ich psychopatyczną religię” zamieszczonym w Alt-Market.

Infernalny patron globalistów Arkon Daraul w pracy „A History of’ secret societies” (Historia tajnych stowarzyszeń), wydanej w 1962 r. pisah „Tajne stowarzyszenia istniały na przestrzeni dziejów. Pod wieloma względami są one mikrokosmosami zwykłego społeczeństwa. Niemniej jednak wiele znanych stowarzyszeń otacza atmosfera tajemniczości i grozy. Tajnych stowarzyszeń nigdy nie można całkowicie wyeliminować. Ludzkie pragnienie bycia jednym z wybranych jest czymś, czego żadna siła nie była w stanie zmniejszyć, nie mówiąc już o przezwyciężeniu”. Mimo upływu ponad sześciu dekad słowa te nie straciły na aktualności i również można je odnieść do sitwy, która formalnie stowarzyszeniem nie jest, ale składa się z grup i osób (filantropów, tzw., bo nic za darmo nie dają), które działają „wspólnie i w porozumieniu” w celu wysadzenia w powietrze świata, jaki znamy i uważamy za normalny.

Globaliści to sitwa o ambicjach do nieba śmierdzących i bardzo wpływowa. Choć pewnie nie aż tak bardzo, jak usiłują nam to wmówić zarówno oni, jak i ci, którzy z ich ręki chleb jedzą. Przekonanie ludności świata o wszechwładzy elit rodem z Klubu Bilderberg, Komisji Trójstronnej, Światowego Forum Ekonomicznego i kilku czy kilkunastu innych tego typu światowych zgromadzeń jest warunkiem sine qua non budowy rzeczywistości, o jakiej nie śniło się filozofom, za to była marzeniem największych oprawców ludzkości. Tyle, że na realizację złowrogich rojeń nie pozwalała ówczesna technologia, ale też mentalność ludzi zakorzeniona w sacrum. Dziś jest inaczej – rozwój technologiczny nabrał prędkości torpedy, zmierzając w kierunku świata, aby zamienić go w „statek głupców” z obrazu Hieronima BoschaA ludzka świadomość została już dawno wyrwana z objęć sacrum i wykorzeniona lewituje w poszukiwaniu Naragonii – błazeńskiej ziemi obiecanej. Świata na opak. Gdzie nie ma kultury, bo jest antykultura, nie ma cywilizacji służącej człowiekowi, bo jest antycywilizacja, nie ma religii, bo jest antyreligia.

W naszej kulturze „patronem” i idolem rzeczywistości a rebours jest szatan. „Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa” [J 8,44],

Wyatt Ciesielka w „Satan’s secret society and true christianity” (Tajne stowarzyszenia szatana i prawdziwe chrześcijaństwo), tekście zamieszczonym na Tomorrowsworld.org, wyraża pogląd, że u zarania ludzkiej cywilizacji „zakorzeniła się matka wszystkich tajnych stowarzyszeń”.

O ile pierwszym spiskowcem był szatan, o tyle jego tajna organizacja zbuntowanych diabłów przybrała ludzki kształt wraz z pojawieniem się Nimroda, władcy powstających na Bliskim Wschodzie państw. To on miał stworzyć pierwszą tajną organizację kładącą podwaliny organizacyjne i ideowe pod stowarzyszenia, które będą pojawiać się w starożytności, średniowieczu, czasach nowożytnych i współczesnych. Zawsze wrogich wobec kultury dominującej. Szczególnie zajadłych względem chrześcijaństwa, będącego w samej swej istocie zapowiedzią ostatecznej klęski śmierci, piekła i szatana.

„Ślady tego fałszywego systemu religijnego [stworzonego przez Nimroda – R.K.] rozprzestrzeniły się na wszystkich kontynentach i wywarły wpływ na każdą kulturę” pisał Ciesielka w „Sata-n’s secret society”. Warto dodać, że w tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej Nimrod jest uważany za przywódcę tych, którzy zbudowali Wieżę Babel w kraju Szi-naar (Sumer), chociaż Biblia tego przywództwa nie stwierdza. Kilka z wczesnych źródeł judaistycznych mówi, że król Amrafel, który później w Księdze Rodzaju walczył z Abrahamem, to nikt inny jak sam Nimrod – pisał przed laty biblista Robert J. Menner. Abraham zwyciężył Nimroda. Tryumf męża Bożego wzmacniał wśród Izraelitów, a później również chrześcijan, przekonanie, że zło, uosabiane przez Nimroda, można pokonać pobożnością i wiernością Prawu.

Wchodząc w infernalny krąg an-tyreligii globalistów, nie zapo-mnijmy o tym, na co zwraca uwagę cytowany kilkakrotnie Wyatt Ciesielka: „Nie wszystkie spiski są prawdziwe. Ale Szatan jest prawdziwy. Nadal posługuje się narzędziami ludzkimi i organizacjami – w tym religią fałszywą – aby wprowadzać w błąd narody, powodować zamieszanie i cierpienia oraz przybliżać świat do konfrontacji z powracającym Królem królów i Panem panów” [Apokalipsa 19,16].

Okultystyczne korzenie totalitaryzmów

Pod koniec XIX i na początku XX w. świat zachodni doświadczył nagłego wybuchu okultyzmu wśród bogatych ludzi. Trwał rozwój teozofii. Był to wynik osobliwego trendu, bardzo żywego w mentalności elit, który ostatecznie przygotował grunt dla tego, co później nazwano Nową Erą (New Age). Nowa Era to ruch kontrkulturowy (antykulturowy) zapoczątkowany w latach 60. XX w., pisze Brandon Smith w Alt-Market. Wikipedia tłumaczy, że ruch „wyrósł z przekonania, że ludzkość, pogrążona w głębokim kryzysie, znajduje się w punkcie zwrotnym między dwiema epokami (erami). Część zwolenników ruchu New Age uważa, że dzisiejsze czasy to ostatni etap świata, jaki znamy. Po przejściu tego świata w nową rzeczywistość (Nową Erę), ma nastąpić złoty wiek ludzkości. Bliżej nieokreśloną, ale raczej niedaleką przyszłość zwolennicy New Age wyobrażają sobie jako czasy, w których nie będzie konfliktów, granic państwowych, zaś ludzkość będzie żyła w ogólnoświatowej wspólnocie kierowanej przez wspólny Rząd Światowy”.

Wróćmy do teozofii. Jej główną siłą napędową była niewielka grupa, na której czele stała Helena BławatskaGrupa miała obsesję na punkcie ezoteryzmu, gnostycyzmu, a nawet satanizmu. Bławatska była współzałożycielką Towarzystwa Teozoficznego powstałego w Nowym Jorku w 1875 r.; twierdziła, że jest w stałym „psychicznym, kontakcie” z istotami zwanymi „mahatmami” lub „mistrzami”. Uważała, że istoty te pomogły jej napisać podstawowe księgi teozofii, w tym „Tajemną doktrynę”. Helena Bławatska wierzyła, że Europejczycy pochodzili od rasy istot przypominających anioły, zwanych Aryjczykami. Sądzono, że Aryjczycy użyli tajemniczych sił psychicznych do budowy piramid, Atlantydy i sieci miast pod Antarktydą. Co więcej, ich potomkowie odnajdywani byli w Himalajach, a znakiem ich była swastyka, w hinduizmie symbol oznaczający szczęście – opisuje początki ruchu teozoficznego Brandon Smith.

Michael Howard w pracy „The occult conspiracy” z 1989 r. (Okultystyczna konspiracja) – poświęconej wpływom tajnych stowarzyszeń na bieg historii – podkreślał, że „ezoteryzm Bławatskiej był jadowicie antychrześcijański […]. Idee Bławatskiej, dotyczące pochodzenia ras i pojawienia się duchowo rozwiniętej rasy ludzkiej w nadchodzącej Erze Wodnika, były chciwie akceptowane przez XIX-wiecznych niemieckich nacjonalistów, którzy zmieszali teozoficzny okultyzm z antysemityzmem i doktryną rasowej wyższości Aryjczyków”. Ideami Bławatskiej inspirował się też hitleryzm rodzący się w Niemczech w drugim i trzecim dziesięcioleciu XX w”.

Przypomnijmy, że również bolszewizm szukał inspiracji w okultyzmie. Współczesna badaczka Bernice Glatzer Rosenthal z Uniwersytetu Fordham w USA pisała: „O tym, że nazizm miał korzenie okultystyczne, ludzie generalnie wiedzą. Natomiast niewiele osób ma świadomość, że również bolszewizm i [jego kontynuacja] stalinizm czerpały z ezoterycznych źródeł7] Inna analityczka dziejów okultyzmu, Nesta Websterzauważyła w książce z 1924 r. pt. „Secret societies and subversive movements” (Tajne stowarzyszenia i ruchy wywrotowe), że ani rewolucja francuska, ani bolszewicka nie wyrosły jedynie z warunków swoich czasów lub z nauk ich przywódców: „Obie te eksplozje zostały wywołane przez siły, które wykorzystały powszechne niezadowolenie, aby dokonać od dawna planowanego zamachu na chrześcijaństwo i cały porządek moralny”. Webster miała na myśli tajne stowarzyszenia okuł-tystyczne, powstałe w XVIII w., czyli iluminatów i masonów.

Realne zło

Brandon Smith podkreśla, że systemy duchowe stwarzane przez okultystów, teozofów oraz czerpiących z nich inspiracje socjalistów; bądź to narodowych – hitleryzm, bądź międzynarodowych – komunizm i jego późniejsze kulturowe mutacje – więc wszystkie te nurty pogańskie, par excellence, lawirowały wokół archaicznych bóstw, głównie pochodzenia babilońskiego lub staroegipskiego. Biblijnym akcentem jest diabeł, lucyfer. Nazywany przez okultystów „nosicielem światła, aniołem światłości, Prometeuszem (symbolicznie), smokiem, gwiazdą poranną i Szatanem”. Współcześni lucyferianie będą konsekwentnie zaprzeczać, że imię «Lucyfer» ma cokolwiek wspólnego z biblijną postacią Szatana, ale jest to kłamstwo” uważa Smith i dodaje „Sama Bławatska w «Tajemnej doktrynie® traktuje te dwie postacie jako synonimy. Jak przyznaje w swojej książce: «A teraz udowodniono, że Szatan, czyli Czerwony Ognisty Smok, Pan Światła i Lucyfer, czyli Nosiciel Światła, jest w nas: to jest nasz Umysł” Bławatska uważała – i dała temu wyraz, pisząc, że: „To Szatan jest bogiem naszej planety i jedynym bogiem”

Według nauki chrześcijańskiej Lucyfer to postać niosąca światło, ale od czasu buntu przeciw Bogu jest to złudny blask błędnych ogników, mający sprowadzić wiernych na manowce. Na moralne trzęsawiska. Wyznawcy buntownika przeciw miłości i wolności postępują tak samo, tworząc miraże przyszłych, lepszych światów i prowadząc ludzi do domu niewoli. „Ci fałszywi apostołowie to podstępni działacze, udający apostołów Chrystusa. I nic dziwnego. Sam bowiem szatan po-daje się za anioła światłości. Nic przeto wielkiego, że i jego słudzy podszywają się pod sprawiedliwość. Ale skończą według swoich uczynków” [2 Kor 1113-15].

Autor Alt-Market przekonuje, że to, co niektórzy mogliby wziąć za nieszkodliwe w gruncie rzeczy zabawy sytego bogactwem i znaczeniem establishmentu, nie jest wybrykiem zorganizowanym w pseudokult. Zdeprawowaną igraszką. Są to bowiem „głęboko zakorzenione przekonania religijne osób mających władzę finansową i polityczną”. Przekonania te określają cele i środki przedsiębrane w wojnie, którą wypowiedzieli masom; ich mentalności, sposobowi postrzegania świata i reagowania na zło. „Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego globaliści angażują się w bardzo realną wojnę z umysłami mas, nie możesz przeoczyć ich motywacji religijnych. To, co niektórym wy-daje się fantazją, dla globalistów jest BARDZO realne”.

Lucyfer – bohater pozytywny dla ONZ

W budynku Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku znajduje się biblioteka okultystyczna. Mało kto wie, że utworzyła ją grupa o nazwie Lu-cifer Publishing Company (później zmienionej na Lucis Trust). Lucis Trust uznaje prace Heleny Bławackiej za inspirację dla swej działalności. Smith uważa, że cała struktura ONZ jest uwikłana we współpracę z Lucis Trust. „Samo serce globalizmu kręci się wokół ideałów lucyferycznych”

Dla teozofów lucyfer/szatan jest postacią bohaterską. Smith proponuje eksperyment myślowy mający wyjaśnić, na czym polega przewrotność: „wyobraźmy sobie, że grupa ludzi wybrała słynną złą postać, taką jak Józef Stalin, a następnie wymyśliła historię, w której jest on niezrozumianym filantropem, a nie ludobójczym maniakiem. Tym właśnie jest lucyferianizm”. W tym kontekście nie od rzeczy będzie przypomnienie, że na sztandarach rewolty studenckiej 1968 r., dającej początek kontrkulturze, która dzięki realizacji hasła „marszu przez instytucje” stała się dominującym elementem świata Zachodu, powiewały podobizny takich zbrodniarzy jak Stalin, Lenin, Wujaszek Ho (Ho–Chi-Minh), przewodniczący Mao, Che Guevara, uważanych w kampusach uczelnianych za dobroczyńców ludzkości.

W czasopiśmie teozoficznym zatytułowanym „Lucyfer” opublikowanym w latach 80. XIX w., Bławatska broni mitologii diabła i przedstawia go jako postać wyklętą przez kulturę chrześcijańską. Nie jest to oryginalny koncept teozofów od Heleny Bławackiej. Raczej można tu mówić o kontynuacji heretyckiej tradycji sięgającej czasów średniowiecza. Lucyferianizm nie był wymysłem średniowiecznych inkwizytorów. Piotr Czarnecki – pracownik naukowy Instytutu Religioznawstwa UJ – w pracy „Średniowieczny lucyferianizm (XIII—XV wiek)” (2006), pisał, że w XIII w. na terenie Niemiec istniał lucyferianizm gnostycki uznający Lucyfera za władcę nieba. Z kolei na terenie monarchii Habsburgów (XIV w.) aktywny był lucyferianizm ludowy negatywnie nastawiony do chrześcijaństwa i jego moralności, a tym samym stanowiący przejaw kultu szatana. Wyrażał on pogląd, że„Lucyfer powróci do nieba, strącając do piekła Chrystusa wraz z jego wyznawcami (…) Lucyfer odzyska swoje królestwo, a jego wyznawcy wraz z nim”.

W wersji Księgi Rodzaju lansowanej przez współczesnych lucyferian wąż był„dobrym człowiekiem”, przynoszącym owoc wiedzy Adamowi i Ewie. Ewa jest czczona jako główna postać teozofii i feminizmu (ruchu, który teozofowie pomogli stworzyć), ponieważ bez Ewy wąż nigdy nie byłby w stanie nakłonić Adama do spożycia owocu. Tyle że nie o grzech poznawania chodzi w zakazie Pańskim, tylko decydowania, co jest dobre, a co złe. Bo zakazane owoce pochodziły nie z drzewa mądrości, ale poznania dobrego i złego: „Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło”. Innymi słowy, będziecie tworzyć własne kodeksy moralne, własne pojęcia dobra i zła; co, w rzeczy samej, ludzie niczym nieograniczonego postępu czynią.

Rządy lucyferian nadchodzą czy już są?

Brandon Smith zwraca uwagę na to, że globaliści są zdania, iż nie ma czegoś takiego jak dusza, indywidualna tożsamość ani kompas moralny. W tym momencie nie jest dla nas ważne, czy w związku z tym uważają, że diabeł też nie istnieje, jest tylko metaforą czy też jest realną hi-postazą zła. Ważne jest to, że realne bądź nie wydarzenie, jakim było zerwanie owocu z drzewa poznania dobrego i złego, sprawiło – według nich – że człowiek „tak jak Bóg” decyduje, co jest słuszne, a co nie. Oczywiście nie każdy człowiek, tylko ten będący w stanie odrzucić sacrum, a na jego miejsce wprowadzić wyrafinowaną technologię. Kto ma taką moc polityczną i możliwości ekonomiczne? Globaliści – tu Smith nie ma żadnych wątpliwości. Czyli elity wyznające kultu zła, w rozumieniu dekalogu. W rozumieniu wszystkich ludzi mających swe moralne zakotwiczenie w sacrum. „Doskonałym przedstawicielem tego nowotworu myślowego i moralnego jest rzecznik Światowego Forum Ekonomicznego Yuval Harari – człowiek, który wypowiada na głos to, co globaliści mówią między sobą, i regularnie promuje mroczne założenia lucyferianizmu”

Publicysta Alt-Market podkreśla, że wbrew opinii globalistów-lucyferian dowody naukowe sugerują, że istoty ludzkie mają szereg cech wrodzonych, w tym cechy mentalne, psychologiczne. Niektóre z nich są unikalne dla danej osoby, inne to uniwersalne archetypy i idee podzielane przez większość ludzi, takie jak sumienie i kompas moralny.

„Istnieje jednak pewien odsetek ludzi (1 proc, lub mniej), którzy faktycznie nie mają tych wrodzonych cech charakteru. Są powszechnie znani jako psychopaci i socjopaci, a ich zachowanie jest bardzo podobne do globalistów. Od dawna wyznaję teorię, że klika globalistów składa się z wysoko postawionych psychopatów”. Wcześniejsi psychopaci tacy jak Hitler, Lenin, Stalin, Mao et caetera popełnili – z punktu widzenia interesów zła – błąd, nie tworząc silnej, zwartej, dyskretnej międzynarodówki psychopatów, działającej w lojalnym względem siebie kolektywie. Twórcy obecnej wersji totalitaryzmu takiego błędu nie chcą popełnić. Wiedzą, że w jedności, dyskrecji i cierpliwości siła.

„Ich brak empatii i sumienia, ich pragnienie boskości i wszechmocy, ich dążenie do osiągnięcia wszechobejmującego nadzoru nad populacją – aby wiedzieć o nas wszystko przez cały czas, aby mieć całkowitą kontrolę nad środowiskiem i społeczeństwem – narcystyczny obraz siebie jako najwyższego władcy, czczonego przez masy, oraz złudzenie, że będą w stanie czytać w myślach i przewidywać przyszłość. Są to fantazje psychopatyczne, a oni są gotowi gonić za tymi fantazjami wszelkimi niezbędnymi środkami”.

Ale nawet psychopaci czasami potrzebują fundamentalistycznych ram, aby utrzymać organizację i wzbudzić oddanie w grupie. To całkowicie logiczne, że wybrali lucyferianizm jako swoją religię, zauważa Brandon Smith.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

JAK WYKORZYSTUJĄ TWOJE DNA PRZECIW TOBIE

Kowid się skończył tak, jak zaczął – z przyczyn politycznych. Ale procedura zbierania naszego DNA trwa nadal. Dlaczego? „Twoje DNA jest pobierane, ponieważ rząd dba o Twoje zdrowie i bezpieczeństwo oraz o to, czy masz grypę i czy możesz przekazać ją komuś innemu (…)”. Po co to wszystko? Po to,„aby narodziła się nowa rasa, która będzie żyła wiecznie”.

dr Robert Kościelny
Przybywając do USA samolotem – proszę – nie zdziw się, Drogi Czytelniku, że jeśli trafisz na jedno z tych lotnisk, które biorą udział w programie o nazwie TGS, zaproponują Ci pobranie wymazu z nosa. Obecnie dobrowolne. Pozyskany materiał zostanie przekazany do sieci laboratoriów. Próbki, które dadzą pozytywny wynik testu na obecność SARS-CoV-2, poddawane są sekwencjonowaniu całego genomu w celu określenia wariantów. „Jednak nie myślcie, że w jakikolwiek sposób dotyczy to tylko Covida. Covid był pretekstem do założenia systemu śledzącego i monitorującego zwykłych obywateli”, pisze Karen Hurt, publicystka Off-Guardian.

Od nitki DNA do kłębka wolności
„Jeśli władze zbierają Twoje DNA, wpływa to nie tylko na Ciebie, ale także na członków rodziny i, w niektórych kontekstach, na społeczność” – powiedziała Sandra Soo-Jin Lee, etyk biomedyczny na Uniwersytecie Columbia. „Kto wie, co w przyszłości DNA powie nam o ludziach i o tym, jak można nitki kwasu deoksyrybonukleinowego wykorzystać?”
Czym jest wspomniany wyżej TGS? To program nadzoru genomu osób przybywających do USA z różnych stron świata, prowadzony przez oddział ds. zdrowia podróżników CDC (Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom). Jest on realizowany w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Jego dwa podstawowe cele to wczesne wykrywanie nowych wariantów SARS-CoV-2 i innych patogenów oraz uzupełnianie luk w globalnym nadzorze biologicznym, tłumaczy Off-Guardian.

Z CDC, agencją rządu federalnego wchodzącą w skład Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej USA, współpracują dwie prywatne firmy Con-centric by Ginkgo, jednostka zajmująca się bezpieczeństwem biologicznym i zdrowiem publicznym firmy Ginkgo Bioworks oraz XpresCheck firmy XWELL. W ramach tej państwowo-pry-watnej współpracy monitorowaniu podlega ponad 30 nowych wirusów i bakterii, w tym kilka sezonowych patogenów układu oddechowego, takich jak grypa A i B, RSV i SARS-CoV-2. Wszystko to dla naszego dobra, rzecz jasna.

Przypomnijmy: jedną z cech walki z kowidem było pobieranie od ludzi, na masową skalę, materiału genetycznego. Z nosa, gardła, a nawet z organu znajdującego się na antypodach obu wymienionych. W tej ostatniej metodzie specjalizowali się Chińczycy, chociaż pan poseł Czesław Hoc (ten od lex Hoc) z„dobrej zmiany” pewnie nie miałby nic przeciwko temu, gdyby i u nas wdrożono taki sposób pobierania DNA, „dla dobra Twojego i innych” jak zwykło się usprawiedliwiać wszystkie niedorzeczne rozporządzenia wydawane przez premiera Morawieckiego i ministra Niedzielskiego w czasie walki z „pandemią” Przypomnijmy z obowiązku dziennikarskiego, że pani poseł Siarkowska z Solidarnej Polski stwierdziła, że pisowski „projekt ustawy kowidowej propaguje donosicielstwo”. A posłowie „totalnej opozycji” tak w ogóle to domagający się zwiększenia reżimu sanitarnego, zauważyli, że projekt ustawy kowidowej autorstwa posłów PiS, obok tego, że propaguje donosicielstwo, w dodatku „jest sprzeczny z podstawową wiedzą medyczną”.

Kowid się skończył tak, jak zaczął – z przyczyn politycznych. Ale procedura zbierania naszego DNA trwa nadal. Dlaczego? „Twoje DNA jest pobierane, ponieważ rząd dba o Twoje zdrowie i bezpieczeństwo oraz o to, czy masz grypę i czy możesz przekazać ją komuś innemu. Wszystko polega na zbieraniu olbrzymiej ilości DNA od populacji, przekazywaniu go Wielkiej Maszynie [komputerom o wielkiej mocy obliczeniowej] w celu odczytania i zinterpretowania go oraz użyciu CRISPR do edycji”. Po co to wszystko? Po to, „aby narodziła się nowa rasa, która będzie żyła wiecznie”, pisze Karen Hunt w Off-Guardian. Zaiste, mocne słowa. Pani Hunt dodaje jeszcze „Wierz w Boga. Bądź nieustraszony, nie poddawaj się”. No cóż, skoro kobieta prosi, nie wypada odmówić: wierzmy i nie bójmy się. Choć historia, którą przedstawia Karen Hunt, przyjemna nie jest, rodzi konfuzję, a nawet niepokój. Ale dla mężnego serca (takiego, jakie nosi w piersi pani Hunt) powinno być podnietą do działania, stawiania oporu, do walki.

Genetyczne nożyczki
Pani Hunt przypomniał na swym blogu historię gmerania w ludzkich genach. W 1975 r. 140 badaczy zajmujących się genetyką zebrało się na półwyspie Monterey w Kalifornii, aby omówić konsekwencje, jakie niosą za sobą odszyfrowania i zmiany kolejności genów. Nazywa się to „re-kombinowanym DNA” lub DNA utworzonym sztucznie przez połączenie składników różnych organizmów.

Portal Wired wspominając w 2015 r. to spotkanie, napisał:„Byłaby to moc podobna do mocy Boga – łączenie genów jednej żywej istoty z drugą. Stosowana mądrze, może uratować życie milionów ludzi”. Ale co się stanie, gdy ta moc nie zostanie użyta rozsądnie, z korzyścią dla człowieka? Każdego potrzebującego wsparcia na poziomie genów, a nie takiego, który chciałby za pomocą manipulacji cząstkami DNA zniewolić nas. Wtedy jeszcze,, prawie półwieku temu, niewiele osób zaprzątało sobie tym głowę. Nikt, może z wyjątkiem autorów powieści science fiction, nie mógł przewidzieć, jak szybko nauka będzie się rozwijać, jakzło-żone staną się dylematy moralne i jak niewiele można w tej kwestii zrobić. Do 2015 r. techniki, które naukowcy omawiali jako zagadnienia teoretyczne wiele lat temu, stały się rzeczywistością dzięki technice edycji genów zwanej CRISPR-Cas9. „To monumentalny moment w historii badań biomedycznych” – stwierdził w Wired David Baltimore, amerykański biolog i laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny z 1975 r.

CRISPR to akronim od Clustered Regularly Interspaced Short Palindromic Repeats (Skupione, regularnie przeplatane, krótkie powtórzenia palindromiczne), informuje strona Laboratorium. To cząsteczki RNA, które są niczym przewodnik po niezwykle długim łańcuchu DNA. Umieją znaleźć w genomie precyzyjnie wyznaczone miejsce i doprowadzić tam odpowiedni enzym – Cas9. Białko Cas9 działa zaś jak nożyczki – rozcina DNA w dokładnie wskazanym miejscu. Natomiast Puls Medycyny dodaje, że „genetyczne nożyczki” to inżynieria genetyczna pozwalająca na manipulacje genomem zarówno mikroorganizmów, jak i zwierząt i roślin. W medycynie stwarza możliwość wyleczenia wielu chorób genetycznych. Jednak aby się do tego nadawała, musi być bezpieczna i niezawodna – lekarstwo nie może być gorsze od choroby, ostrzega Puls.

Ostrzega również dziennikarka OffGuardian: „To, co opinia publiczna wie o CRISPR, ogranicza się do dobra, jakie może on zrobić dla ludzkości. Na przykład może potencjalnie leczyć wiele chorób, takich jak szpiczak, anemia sierpowatokrwinkowa, choroba Huntingtona, HIV, żeby wymienić tylko kilka. Mówię «potencjalnie», ponieważ jak dotąd niewiele z tego dobra się zmaterializowało”.

Niebezpieczeństwa nowej technologii medycznej
Pani Heidi Ledford – dziennikarka, specjalizująca się w badaniach medycznych, nowotworach, edycji genomu, opracowywaniu leków i terapii genowej – swój materiał zamieszczony w 2015 r. w Naturę zatytułowała:„CRISPR, the disruptor”. Tytuł mocny, jeśli zauważymy, że rzeczownik „disruptor” tłumaczy się jako „osoba lub rzecz, która przerywa wydarzenie, czynność lub proces, powodując zaburzenie lub problem”. Mamy więc problem. I to bardzo poważny. Niektórzy uczeni obawiają się, że zawrotne tempo rozwoju tej dziedziny pozostawi niewiele czasu na zajęcie się zagadnieniami etycznymi eksperymentów oraz związanymi z nimi niebezpieczeństwami.

Sprawy te nabrały szczególnego znaczenia w momencie, w którym rozeszła się wieść, że naukowcy wykorzystali CRISPR do przekształcania ludzkich embrionów, o czym donosiła Naturę. Wykorzystane przez nich- embriony nie mogły doprowadzić do rozwoju płodu i żywych narodzin, ale raport z badań wywołał gorącą debatę na temat tego, czy i w jaki sposób należy stosować CRISPR do wprowadzania dziedzicznych zmian w ludzkim genomie.

„Ta moc jest tak łatwo dostępna w laboratoriach – nie potrzeba bardzo drogiego sprzętu, a ludzie nie muszą przechodzić wielu lat szkolenia, aby to zrobić” – mówi Stanley Qi, biolog systemowy na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii, dodając: „Powinniśmy dokładnie przemyśleć, w jaki sposób wykorzystamy tę władzę”

A jest naprawdę nad czym myśleć. Puls Medycyny przytoczył kilka przykładów mogących wywołać gwałtowne i mocne bóle głowy u czytelników. Jak wykazały nowe badania naukowców z Uniwersytetu w Uppsali, metoda CRISPR-Cas9 może powodować nieprzewidziane zmiany w DNA, które mogą być dziedziczone przez następne pokolenie. Dlatego autorzy zalecają ostrożność i skrupulatną walidację przed użyciem CRISPR-Cas9 do celów medycznych. Badając genomy ponad 1000 danio pręgowanych (są to małe rybki akwariowe) z dwóch pokoleń, naukowcy odkryli nieoczekiwane mutacje różnych typów. W niektórych przypadkach fragmenty DNA, które uległy zmianom, były większe, niż oczekiwano, w innych – mutacje wystąpiły w niewłaściwym miejscu genomu. Nieprzewidziane mutacje wykryto w pierwszym pokoleniu danio pręgowanego, ale także u jego potomstwa.

Nauka na usługach złoczyńców „Rządy, korporacje i naukowcy, którzy inwestują nasze pieniądze (i płacą sobie przy tym miliardy dolarów) w badania i eksperymenty na naszych ciałach, zmieniając sam język życia, nasze DNA, są pewni, że mają wszystko pod kontrolą”. Nie przejmują się tym, że nie mają pojęcia, jak ów „język życia” powstał i do czego może doprowadzić gmeranie w DNA.

Karen Hunt wypowiada opinię, która nie wydaje się przesadna, gdy weźmie się pod uwagę tak wcześniejsze informacje o problemach, jakie stwarza nowa technologia, jak i zdobyte przez nas doświadczenia na temat tego, kto tak naprawdę zarządza rzeczywistością społeczno–polityczną. I że są to psychopaci. A nasi przywódcy, niezależnie od barw politycznych i światopoglądowych, stali się ich błaznami w„de” kopanymi, przez co jest im coraz trudniej zachować resztki majestatu władzy i powagi. Co widzimy chociażby obecnie, w czasie powyborczych przepychanek i towarzyszącemu im jazgotowi medialnemu? „Szitburza” rozpętana po to, aby publika nie zorientowała się, że jednych pajaców zastąpią niebawem inne klauny. Z cyrku jawnie prounijnego.

„Grzebacze” i ich sponsorzy, czyli chciwe i żądne władzy patusy z miliardami w kieszeniach,,,obiecują, że przeprowadzane eksperymenty służą naszemu dobru, podczas gdy tak naprawdę chodzi o wydobycie każdej informacji z naszego DNA w celu stworzenia czegoś nowego, ulepszonego – i sztucznego?

Off-Guardian informuje, że WHO przejmie unijny system cyfrowej certyfikacji CCMD-19 w celu ustanowienia globalnego systemu nadzoru. Jak dotąd w USA nie ma krajowej bazy danych na temat szczepień. Istnieje jednak wiele innych sposobów pobierania naszego DNA, często bez naszej wiedzy i pozwolenia.

Z Naturę możemy dowiedzieć się, że wielu badaczy postrzega wszystkie wymienione niebezpieczeństwa związane ze stosowaniem „genetycznych no-życzek”jako niewielką cenę za pozyskanie i zastosowanie potężnej technologii. Jennifer Doudna, pionierka CRISPR na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, zaczęła wyrażać niepokój związany z nową technologią. Jej obawy zaczęły się na spotkaniu w 2014 r., kiedy zobaczyła pracę postdoktorską, w której zaprojektowano wirusa tak, aby przenosił składniki CRISPR do myszy. Myszy wdychały wirusa, co umożliwiło systemowi CRISPR zaprojektowanie mutacji i stworzenie modelu ludzkiego raka płuc.„Poczuła dreszcze; drobny błąd w projekcie kierującego RNA może spowodować, że CRISPR będzie działał również w ludzkich płucach”.

Fruwające DNA i inne kłopoty Naukowcy zwrócili swoją uwagę na DNA znajdujące się w środowisku, czylie-DNAJestono wszędzie – unosi się w powietrzu, znaleźć je można w wodzie, śniegu, jedzeniu, filiżance kawy. Technologia e-DNA jest wykorzystywana w systemach nadzoru ścieków do monitorowania kowida i innych patogenów. Badanie wykazało, że naukowcom udało się odzyskać informacje medyczne DNA pozostających w środowisku. DNA konkretnych osób można odzyskać z przestrzeni takich jak biurowce, apartamen-towce, lotniska, restauracje.

Tyle że te same próbki e-DNA można by w równym stopniu wykorzystać do wyszukiwania i prześladowania mniejszości etnicznych lub osób podatnych na określone choroby. Jeśli pójdziemy o krok dalej i wkroczymy w sferę broni biologicznej, niektóre grupy mogą celowo zostać zarażone chorobami, podczas gdy reszta populacji nie. Nawiasem mówiąc pisałem o tym swego czasu w „Teorii Spisku”.

„To daje władzom nowe, potężne narzędzie” – stwierdziła Anna Lewis z Harvardu, która bada etyczne, prawne i społeczne implikacje badań genetycznych. „Myślę, że jest wiele powodów do niepokoju”. Kraje takie jak Chiny prowadzą już szeroko zakrojone i jednoznaczne śledzenie genetyczne mniejszości, w tym Tybetańczyków i Ujgurów. Narzędzia takie jak analiza e-DNA mogą to znacznie ułatwić.

Ginkgo Bioworks to platforma programowania komórek, zapewniająca kompleksowe usługi świadczone na różnych rynkach, od żywności i rolnictwa, przez farmaceutykę, aż po chemikalia przemysłowe i specjalistyczne. Jednostka ds. bezpieczeństwa biologicznego i zdrowia publicznego Ginkgo, Concentric by Ginkgo, tworzy globalną infrastrukturę bezpieczeństwa biologicznego, aby umożliwić rządom zapobieganie, wykrywanie i reagowanie na szeroką gamę zagrożeń biologicznych. Podpisano już umowy partnerskie z Astra-Zeneca, BGI, Merck, Pfizer, Roche i innymi firmami.

Tworzenie„świata jutra”
W 2017 r. fachowcy z Gingko wykreowali Gen9 umożliwiający naukowcom „manipulację DNA? aby stworzyć „nowe formy życia, wykonujące posłusznie wszystko to, co im się rozkaże? Specjaliści Gingko: „Budują fabryki nanobotów, produkujące mikroskopijne maszyny biologiczne zaprogramowane tak, aby uczynić wszystko bardziej wydajnym i skutecznym? „Rozcinają organizmy i składają je z powrotem, aby stworzyć biologiczne nanoboty, które wykonają każdą pracę dla swojego twórcy”.

Krótkoterminowe cele wiązały się z kowidem, ale kowid to dopiero początek. Jak wyjaśnia dr David Blazes, zastępca dyrektora globalnego zespołu ds. zdrowia Fundacji Gates:
„Mamy nadzieję, że w perspektywie średnioterminowej inicjatywa podjęta w czasie pandemii będzie w stanie zająć się także cholerą, żółtą febrą, gruźlicą i innymi chorobami. Plany długoterminowe obejmują budowanie powiązań między nadzorem ge-nomicznym a lokalną produkcją wyrobów diagnostycznych, leków i szczepionek?

„Jak daleko jesteśmy skłonni się posunąć, oddając nasze dane Ogromnej Maszynie i tym, którzy ją zasilają?? pyta Karen Hunt.

W ramach projektu Humań Ge-nome Project-Write prowadzonego przez profesora George’a Churcha, jednego z twórców Gen9, opracowywane są technologie umożliwiające inżynierię ludzkich genomów na dużą skalę. Dzięki postępom w biologii syntetycznej Church marzy o wskrzeszeniu mamuta włochatego poprzez wprowadzenie DNA mamuta do komórek skóry słonia, które następnie można przekształcić w komórki macierzyste i wykorzystać do produkcji zarodków.

„Ale tak naprawdę nie chodzi o to, by uczynić Ciebie czy mnie zdrowszymi, tak naprawdę nieprzywrócenie do życia mamutów. Po raz kolejny wszystkie drogi prowadzą z powrotem do elit, które chcą żyć wiecznie i wykorzystują do tego nas jako szczury laboratoryjne”, Karen Hunt powstrzymuje entuzjazm tych, którzy dali się nabrać i myślą, że to dla ich dobra.

Church zapytany czy dzięki nowej technologii można będzie „odmłodzić się” na poziomie genetycznym i myśleć o osiągnięciu stanu nieśmiertelności, odpowiedział: „Ważne jest to, kogo znasz, dzięki temu żyjesz wiecznie”. Prawdopodobnie był to żart, choć z całą pewnością niezupełnie niewinny. W świecie nowych technologii świat należeć będzie nie do tych, którzy są przedsiębiorczy, odważni, zaradni, zdolni, ale do sitw i ich członków. Dla nich będą konfitury tego świata i pałace. Dla reszty – czyli dla nas – „ekologiczne jedzenie”: wysokobiałkowe robaki i mięso pozyskiwane laboratoryjnie oraz współczesne pańszczyźniane czworaki, owoc znoju patodeweloperów. A zaczęło się tak przyjemnie. Od uchylania nam, w czasie „pandemii? nieba dla „dobra Twojego i innych?

https://off-guardian.org/2023/11/25/how-your-dna-is-being-used-against-you/

https://forsal.pl/gospodarka/polityka/artykuly/8347690,spor-o-ustawe-covidowa-hoc-ochrona-zdrowia-ko-propaganda-donosiciele.html

https://pulsmedycyny.pl/metoda-crispr-cas9-moz-e-powodowac-nieprzewidziane-zmiany-w-dna-czy-jest-sie-czego-obawiac-1140298

https://khmezek.substack.com/p/techno-eugenics

https://www.wired.com/2015/07/crispr-dna-editing-2/

https://www.nature.com/articles/522020a

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

CZAS WIELKIEJ KOWIDOWEJ ZGODY MIĘDZYNARODOWEJ

Trzynastego marca, czyli dzień po bezprecedensowych ograniczeniach w podróżowaniu z Europy i Wielkiej Brytanii oraz trzy dni przed wydaniem przez Biały Dom nakazów powszechnej blokady, zarządzanie kryzysem kowidowym przejmują bezpieczniacy.

dr Robert Kościelny

Doskonale pamiętamy czas, gdy w naszym kraju panowała zgoda narodowa. Wszystkie liczące się siły polityczne, jak zwykło się nazywać partie, które załapały się na subwencje państwowe w związku z przekroczeniem progu 3 proc, głosów w wyborach parlamentarnych, mówiły jednym głosem. Ich wyborcy również.Trzeba było siedzieć w domu – siedzieli w domu. Trzeba było nosić kagańce – nosili kagańce. Trzeba było się szczepić – szczepili się. Trzeba było dawać odpór niedowiarkom, negacjonistom polityki pandemicznej – dawali. Od Kaczyńskiego i Ziobro po Tuska i Millera, od Stanisława Michalkiewicza (tak, tak) do Tomasza Lisa wszyscy walili w ten sam kowidowy bambus (choć niektórzy mniej energicznie od innych). Tak, w latach 2020-2022 odtworzony został Front Jedności Narodu. O to, czym on był, niech młodzi dopytają starszych albo wygooglują sobie. Ten „cud jedności” miał miejsce nie tylko w naszym kraju. Doświadczyli go ludzie na całym świecie; od południowoamerykańskich faweli po ekskluzywne dzielnice europejskich miast.
A wszystko to sprawił wirus. Choć czy na pewno tylko on?

(O)Błędne reakcje

Sprawie polityki kowidowej przyjrzał się ponownie Jeffrey A. Tucker, znany czytelnikom „TS” założyciel i prezes Instytutu Brownstone (IB), „promującego nowe idee w dziedzinie zdrowia publicznego, nauki i ekonomii, broniącego wolności, prawa i zasad otwartego dialogu” jak czytamy na oficjalnej stronie IB.
Jeśli weźmiemy pod uwagę naturę wirusa, cel, jaki postawili sobie zarządzający kryzysem
pandemicznym, nie miał żadnego sensu, uważa Tucker. Zadanie nakreślone przez władze federalne sprowadziło się do zdania z proklamacji prezydenckiej Donalda Trumpa z 13 marca 2020 r. Brzmiało ono następująco: „Aby skutecznie powstrzymać i zwalczyć wirusa w Stanach Zjednoczonych, potrzebne są jednak dodatkowe środki”. Proklamację wieńczyło bardzo efektowne zakończenie: „własnoręczny podpis złożyłem trzynastego dnia marca Roku Pańskiego dwa tysiące dwudziestego i w dwieście czterdziestym czwartym roku niepodległości Stanów Zjednoczonych” Wszystko niezwykle oficjalnie, poważnie, z dużą dozą majestatu. A przez to też niepokojąco. Bo wszystko to jakby wieściło koniec pewnej epoki, a początek nowej. Niczym proklamacja Deklaracji niepodległości sprzed 244 lat.
Przejdźmy do wywodów Tuckera, wskazującego na fundamentalny, błąd polityki kowidowej ogłoszonej w pompatycznej proklamacji prezydenta Donalda Trumpa. Jej zadaniem było „powstrzymywać” zasięg choroby i „walczyć” z wirusem. Tyle że: „Powstrzymanie było niemożliwe, o czym miał pojęcie każdy, kto posiadał wiedzę na temat wirusów na poziomie dziewiątej klasy. Już dawno zrozumieliśmy, że jest to szczep wysoce zakaźny. Ale dla większości ludzi nie ma to istotnego znaczenia medycznego, to znaczy żyją po to, aby owe wirusy [rzekomo śmiertelnie niebezpieczne] przekazać innym, jak grypę lub przeziębienie”
Jednak ten banalny i zachodzący „od stworzenia świata” proces postanowiono wykorzystać do przemodelowania świata. Tak jak wykorzystuje się
do tego występujące również od „czasów Adama i Ewy” zmiany klimatyczne, wmawiając, że spowodowane są działalnością człowieka.
Aby „powstrzymać” wirusa, czyli osiągnąć cel nie do osiągnięcia: „uruchomiono ogólnokrajowy system śledzenia i izolowania. Poza tym wprowadzono lock-downy, ograniczenia w podróżowaniu między stanami i ostatecznie nakazy szczepień i posiadania paszportów kowidowych”
Wizja powstrzymania wirusów przenoszonych drogą kropelkową (przez oddech) to utopia. Rzecz nie do zrealizowania podobnie jak ideologiczne wynalazki Marksa, Rousseau, de Maistre’a. Jak wizje millenarystów średniowiecznych, których zresztą wymienieni „wynalazcy” są, mówiąc po norwidowsko, „późnymi wnukami”. Jest to czysty produkt intelektualistów, niemający żadnego związku z realiami królestwa drobnoustrojów, pisze Jeffrey A. Tucker, dodając „Oczywiście, istnieją wirusy, które można próbować powstrzymać: Ebola, wścieklizna, ospa (jeśli nie zostały wykorzenione) i inne śmiercionośne wirusy. Wirusy przenoszone behawioralnie, takie jak HIWAIDS, można również powstrzymać… poprzez zmiany w zachowaniu. Wirusy te są również stosunkowo samowystarczalne, ponieważ zabijają swojego żywiciela. SARS-CoV-2 nigdy wśród nich nie było” Jednak w imię „powstrzymywania’^ ciągu następnych dni rozpoczęło się ogromne niszczenie cywilizowanego świata.

Z dziejów polityki powstrzymywania
Aby wyjaśnić, do czego zmierza w swych rozważaniach publicysta IB, należy cofnąć się aż do końca lat 40. XX w. oraz powstałej wówczas w myśli polityczno-wojskowej Stanów Zjednoczonych doktryny powstrzymywania. Jej twórcą był amerykański dyplomata i sowietolog George Frost Kennan. Polityk uznał, że obecnie głównym celem polityki USA stało się zapobieganie rozprzestrzenianiu się komunizmu do krajów nim nieogarniętych, przez tworzenie systemu sojuszy wojskowych. Containment (powstrzymywanie) było jednym z głównych celów doktryny, a jego efektem m.in. powstanie NATO (1949), a później: ANZUS (1951), SEATO (1954) oraz CENTO (1955).
„Doktryna powstrzymywania wywodzi się z epoki powojennej, kiedy elity amerykańskie zmieniły swoje podejście do Rosji. Powojenne porozumienie nagrodziło Rosję za pokonanie nazizmu kontrolą wielu narodów leżących przy jej granicach, a także Europy Wschodniej i wschodniej części Niemiec”. W ten sposób wzmocniono komunistyczną Rosję, rozszerzając jej wpływy aż po Łabę. Stamtąd, w sensie geostrategicznym, było już niedaleko do europejskich wybrzeży Atlantyku i do Gibraltaru, do Bonn, Paryża, Rzymu. Do Madrytu i Lizbony.
I dopiero wtedy nastąpiło otrzeźwienie. Pojawiła się świadomość, że Związek Radziecki otrzymał za dużo. Że Zachód zbudował mu mocne fundamenty pod politykę ekspansji. „Amerykańska machina wojskowa przeniosła się z walki z Japonią i Niemcami oraz z państwami Osi do ograniczania wpływów na świecie swojego sojusznika sprzed zaledwie kilku lat. Zmiana była tak dramatyczna, że napisano o niej całe dystopijne powieści: «Rok 1984® Orwella najprawdopodobniej miał być odwzorowaniem prawdziwych wydarzeń z 1948r”, uważa publicysta IB. Jak wiemy, Oceania to jedno z trzech supermocarstw pojawiających się w powieści George’a Orwella „Rok 1984″ Pozostałe dwa to Wschódazja i Eurazja. Oceania obejmuje obie Ameryki, Wielką Brytanię, Australię oraz południową część Afryki. Dystopijną krainą rządzi Partia pod przywództwem Wielkiego Brata. Panuje w niej totalitarna ideologia o nazwie angsoc. Przeciwnikiem Oceanii jest Wschódazja i Eurazja. Partia co jakiś czas zmienia wroga i sojusznika – raz jest nim Eurazja, innym razem Wschódazja. Powody tych zmian są tyleż gwałtowne, co niezrozumiałe dla mieszkańców Oceanii. W rzeczywistości chodzi oto, aby strachem przed inwazją jednego bądź drugiego wroga utrzymywać populację Oceanii w posłuszeństwie i przywiązaniu do Partii i Wodza. Drugim celem jest rozszerzenie władztwa Oceanii.
W latach 60. XX w., w związku z popularyzacją teorii efektu domina, rozszerzono stosowanie doktryny powstrzymywania również na wsparcie dla proamerykańskich rządów na całym świecie (także reżimowych) oraz rozwiązania siłowe w celu zapobieżenia „eksportowi rewolucji” Najbardziej spektakularnymi operacjami przeprowadzonymi wskutek stosowania filozofii powstrzymywania były: wojna w Korei, kryzys kubański, wojna w Wietnamie oraz pomoc amerykańska powstańcom afgańskim w czasie inwazji Związku Radzieckiego na Afganistan (1979-1989).
Według Jeffreya A. Tuckera: „Doktryna powstrzymywania pochłaniała politykę zagraniczną USA przez pół wieku, wdrażano ją w celu usprawiedliwienia obecności wojsk US Army w większości krajów i wybuchania gorących wojen w Ameryce Środkowej i Afganistanie (w tym wsparcia dla tych samych ludzi, których Stany Zjednoczone później próbowały obalić w imię szerzenia demokracji). Powstrzymanie stało się zatem bardzo skutecznym hasłem budowania imperium USA za granicą”.

Od powstrzymywania do zwalczania

Tak jak w opisanej wyżej sytuacji, gdy pod hasłem „powstrzymywania” budowano siłę imperium (Oceanii i USA), tak też było w przypadku kowida. Przy czym wroga z widzialnego podmieniono na niewidzialnego. Był to „nowy wirus” ale podobne wirusy towarzyszą nam od niepamiętnych czasów. Jak stwierdziło wielu lekarzy w lutym 2020 r., istnieją ustalone i skuteczne terapie pozwalające radzić sobie z takimi infekcjami. Łagodzenie negatywnych skutków obecności SARS-CoV-19 dla populacji było tak proste, jak przestrzeganie istniejących zasad obowiązujących podczas corocznego sezonu infekcyjnego.
Nie było powodu, aby wyzywać wirusa na ubitą ziemię. Nie było powodów do „walki” Stało się jednak inaczej, jak wszyscy wiemy. Decyzją władz poszliśmy na wojnę z koronawirusem, wdzialiśmy na siebie żelazną zbroję, w założeniu. Bo w rzeczywistości – błazeński strój dezynfekcji i dystansu. Twarze kazano nam skryć pod przyłbicami masek. Wirus miał zostać pokonany „dodatkowymi środkami”. Trzy dni później Amerykanie dowiedzieli się, co zacz te „dodatkowe środki”: „obiekty, w których gromadzą się grupy ludzi, powinny być zamknięte”. Strona IB skomentowała to w ten sposób: „Przeszukując całą historię rządów Stanów Zjednoczonych, nie znajdujemy żadnego edyktu tak ekstremalnego, tak natrętnego, tak destrukcyjnego, tak całkowicie podważającego wszelkie prawa i wolności tak wielu ludzi”.
16 marca 2020 r. prezydent Donald Trump zebrał się z Deborah Birx, Anthonym Faucim i innymi osobami, aby ogłosić „15 dni na spowolnienie rozprzestrzeniania się”. Hasło to rychło stało się źródłem kpin w kraju i za granicą, pisze Tucker. Co wcale nie znaczy, że większość ludzi nie wykazała się daleko idącą uległością wobec absurdalnego nakazu walki z „rozprzestrzenianiem się” sezonowej infekcji. W życiu obywateli Stanów Zjednoczonych zaczęły zachodzić zmiany. Doszło do inauguracji nowego systemu gospodarczego, politycznego i społecznego. Wprowadzono go pod pozorem przeprowadzenia krótkiego eksperymentu w zakresie kontroli wirusa, ale trwał on aż do wyborów prezydenckich, a potem jeszcze długo po wyborach zwycięskich dla Josepha Bidena.
Jak już wielokrotnie pisałem przy okazji poruszania wątku kowidowego na łamach „Warszawskiej Gazety”, wypowiedzenie wojny totalnej infekcji sezonowej zapoczątkowało radykalne wstrząsy wl niemal wszystkich aspektach ekonomii, prawa i zdrowia publicznego, doprowadzając do bankructwa setki tysięcy przedsiębiorstw, zerwania łańcuchów dostaw na całym świecie, powodując bolesny niedobór siły roboczej, wywołując niespotykany dotąd poziom akumulacji długu publicznego, umożliwienie inflacji monetarnej bez precedensu we współczesnym świecie i wywołanie konfliktów, podziałów oraz ogólnego gniewu i demoralizacji wśród społeczeństwa. Z politycznego punktu widzenia utorowało to drogę rozporządzeniom dotyczącym szczepionek, które powodują utratę pracy przez miliony osób. Wzmocniło też władzę i pozwoliło inżynierom społecznym poznać, ja ki jest w społeczeństwach stopień gotowości do buntu przeciw absurdalnym decyzjom władz. Okazało się, że bardzo niski. Uległość i zgoda na unicestwienie wolności za gwarancje poczucia bezpieczeństwa. Nawet gdyby miało się okazać złudne. Takie uwagi mogli poczynić w swych kwestionariuszach badawczych inżynierowie dusz.
Słowa Trumpa poruszyły lawinę, która radykalnie „przeczesała” Amerykę, wykazując jednocześnie niewielki szacunek dla Karty Praw, swobód obywatelskich, amerykańskich tradycji i wartości. Były wyrazem lekceważenia tysięcy lat doświadczeń w zakresie zdrowia publicznego: „Moja administracja zaleca, aby wszyscy Amerykanie, w tym młodzi i zdrowi, pracowali nad zaangażowaniem się w naukę w domu, jeśli to możliwe, i unikali gromadzenia się w grupach większych niż dziesięć osób. Unikaj niepotrzebnych podróży i unikaj jedzenia i picia w barach, restauracjach i publicznych lokalach gastronomicznych. Jeśli wszyscy dokonają teraz tej zmiany lub tych krytycznych
zmian i poświęceń, zjednoczymy się jako jeden naród i pokonamy wirusa i wspólnie będziemy świętować”. W tych słowach właśnie tkwiło sedno tego, co dla rządu oznaczało „zwalczanie” wirusa w celu jego „powstrzymania”.
Większość rządów na świecie podążyła śladem Białego Domu i dr. Fauciego, doradcy rządu federalnego ds. walki z kowidem. W praktyce oznaczało to atak na prawa obywateli do podróżowania, gromadzenia się, prowadzenia normalnej działalności gospodarczej i wypowiadania się, ponieważ, jak się dowiedzieliśmy, wysiłki cenzury, blokujących racjonalną debatę publiczną na temat „pandemii” rozpoczęły się w tym samym czasie.

A nad wszystkim czuwały służby

Niniejsza proklamacja prezydencka została wydana tego samego dnia co tajny dokument zatytułowany „PanCAP dostosowany plan reakcji rządu USA na Covid-19″. Dokument ten, ujawniony wiele miesięcy później, stawiał Radę Bezpieczeństwa Narodowego w roli decyzyjnej, podczas gdy agencje zdrowia publicznego zostały zdegradowane do zadań operacyjnych.
Jeffrey A. Tucker już we wcześniejszych swoich artykułach przytaczał dowody na to, że Deborah Birx, koordynatorka grupy zadaniowej Białego Domu ds. koronoawirusa, mogła być mianowana na to stanowisko nie przez agencję zdrowia publicznego, ale przez Radę Bezpieczeństwa Na-rodowego.Jeraz mam dowód, że rzeczywiście tak było. Odkryłem także dokumenty, które pokazują: od 13 marca 2020 r. Rada Bezpieczeństwa Narodowego (NSC) oficjalnie kieruje polityką rządu USA w sprawie Covid. Od 18 marca 2020 r. Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego (FEMA) podlegająca Departamentowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) oficjalnie odpowiadała za reakcję rządu USA na Covid”.
Publicysta IB chce, aby jego czytelnicy zwrócili uwagę na wymowny fakt: 13 marca, czyli dzień po bezprecedensowych ograniczeniach w podróżowaniu z Eu
ropy i Wielkiej Brytanii oraz trzy dni przed wydaniem przez Biały Dom nakazów powszechnej blokady, zarządzanie kryzysem kowi-dowym przejmują bezpieczniacy. „Pod pozorem powstrzymywania i zwalczania wirusów oraz wdrażania agencji i narzędzi zbudowanych i sprawdzonych podczas zimnej wojny i wojny z terroryzmem rząd podjął się niemożliwego zadania. Próbowano tego dokonać przez prawie dwa lata. Rzeczywiście, pod wieloma względami, te usiłowania nadal mają miejsce”.
W mitologii obywatelskiej druga wojna światowa zakończyła się eksplozją bomby masowego rażenia. Wojna z terroryzmem została wygrana dzięki atakom dronów i inwazjom na inne kraje, dzięki czemu zdołano unicestwić przywódców terrorystów. W obu przypadkach odpowiedzią była masowa przemoc.
„Paradygmat ten przeniósł się na wojnę z kowidem, gdy rządy i partnerzy branżowi zaczęli pracować nad ostatecznym rozwiązaniem i strategią wyjścia: masową inokulacją populacji. Opór wobec tych ambicji spotkał się z masowymi zwolnieniami i bezprecedensowymi zakłóceniami na rynku pracy”. Mimo uruchomienia machiny surowych nakazów i zakazów nie zdołano powstrzymać wirusa. Prawda zaczyna wyciekać do głównego nurtu kultury dzięki książkom takim jak „Wielka porażka: co pandemia powiedziała nam o tym, kogo Ameryka chroni, a kogo nie”, autorstwa Joe Nocera i Bethany McLean (The Big Fail: What the Pandemie Revealed About Who America Protects and Who It Le-aves Behind, 2023). „Wojna z kowidem złamała amerykańskiego ducha, zniweczyła marzenia i zrujnowała wiarę w przyszłość. Zakończyła się klęską obywateli, ale pewnym zwycięstwem elit. Tryumfatorami zostali: technologia, media, rząd i oczywiście farmacja. Dokonano redystrybucji bilionowego bogactwa i ogromnej władzy od biednych i klasy średniej do bogatych i mających dobre koneksje”.
Czy tego samego nie można powiedzieć o innych krajach Zachodu? Również o Polsce? 200 tys. nadmiarowych zgonów, upadek małych firm, inflacja pochłaniająca dochody obywateli, wzrost nieufności społecznej, podniesiony poziom lęku i agresji. Kac moralny u tych, którzy mieli na tyle przyzwoitości, aby przyznać przed sobą, że podczas „kowidowego przerażenia” nie zachowali się jak należy. A co najbardziej demoralizujące – nie tylko brak odpowiedzialnych, ale również to, że wielu winnych przestępczej polityki kowidowej zostało nagrodzonych stanowiskami i zyskami ze sprzedaży „utensyliów sanitarnych”. Podczas gdy uczciwi i niezłomni ciągani są po sądach. Oto krajobraz po bitwie z „pandemią” w naszym kraju. I nie zmienią go żadne, kolejne, wybory.

https://brownstone.org/articles/ donald-trumps-march-16-2020-press-conference-that-kicked-off-this-catastrophe-transcribed/

https://brownston e. org/articles/ governments-national-security-arm-led-the-covid-response/

Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna

KTO RZĄDZI LEWACKIMI MEDIAMI W POLSCE

Na zdjęciu widać Georgettę Mosbacher w towarzystwie prezesa Warner Bros. Discovery Davida Zaslava i rabina Szmula Boteacha.

Sojusz z USA jest silny, czynimy wszystko, aby budować amerykańskie przewodnictwo w zakresie bezpieczeństwa” – powiedział w końcu marca zeszłego roku prezydent Andrzej Duda, podsumowując swoje spotkanie z wizytującym wtedy Polskę prezydentem USA Joe Bidenem. Skoro tak, to dlaczego Amerykanie, którzy kontrolują najważniejsze media w Polsce, obalili w październikowych wyborach rząd PiS, najbardziej proamerykański w kontynentalnej Europie?

Stanislas Balcerac

Francuski portal Observatoire du journalisme napisał ostatnio, że fundusz inwestycyjny George’a Sorosa Media Development lnvestment Fund (MDIF) i niemiecki koncern Ringier Axel Springer „podzieliły się” polskimi mediami. Według tłumaczenia umieszczonego na portalu TVP Info, od 8 listopada w radzie nadzorczej grupy Wirtualna Polska Holding zasiada przedstawiciel MDIF. Po zdobyciu przyczółka w prasie codziennej („Gazeta Wyborcza” od 2016 r.), a następnie rozszerzeniu swoich wpływów w radiu (Radio Zet Agory od 2019 r.) w Polsce, rodzina Sorosa nabyła na początku października udziały w Wirtualnej Polsce. Francuzi oszacowali, że zainwestowana kwota jest „skromna” i wynosi 6 milionów zł za 0,2 proc, udziałów, za to cel inwestorów jest „szlachetny”: „wspieranie niezależności mediów”. Dyrektorzy WP podobno zdecydowali się sprzedać udziały amerykańskiemu funduszowi inwestycyjnemu „poniżej ich rzeczywistej wartości”
„W tym przypadku znacznie ważniejsze dla nas jako właścicieli jest jednak znalezienie partnera, który wesprze nas w obronie wolności mediów w Polsce. Pakiet kontrolny pozostaje w polskich rękach” – skomentował sprawę cytowany przez francuski portal prezes Wirtualna Polska Holding Jacek Świderski.
Prezes MDIF Harlan Mandel stwierdził, że „MDIF wspiera wolne media na całym świecie, ponieważ są one podstawą demokracji i kręgosłupem społeczeństwa obywatelskiego (…) Ta inwestycja pokazuje stałe zaangażowanie MDIF w ochronę niezależnych mediów na polskim rynku”
MDIF jest także udziałowcem, poprzez spółkę Pluralis B.V., w holdingu Gremi Media, który jest właścicielem dzienników „Rzeczpospolita” i „Parkiet”. Francuski portal; zauważa bardzo słusznie, że na polskim rynku „zamiast niezależnych mediów mamy do czynienia z mediami współzależnymi w ramach tej samej sieci”.
We francuskiej publikacji wyjaśniono także, że Onet należy do niemiecko-szwajcarskiej grupy medialnej Ringier Axel Springer, która jest również właścicielem „Faktu” i tygodnika „Newsweek Polska” podkreślono także, że „wszystkie te media wspierają koalicję liberałów i lewicy, która powstaje pod przywództwem byłego premiera i byłego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska” Francuzi zauważają, że po tym, jak telewizja publiczna wkrótce
powróci pod kontrolę przyjaciół Donalda Tuska, polska scena medialna stanie się dosyć monotonna, jak przed 2015 r. Francuzi skonkludowali swój raport następująco:
„Chociaż wkrótce nie będziemy już słyszeć w głównych francuskich mediach o zagrożeniach dla wolności prasy i pluralizmu mediów w Polsce, to właśnie teraz mają one najwięcej powodów do zmartwień, ponieważ najpotężniejsze i najlepiej finansowane grupy medialne w Polsce są już po stronie kolejnego rządu Donalda Tuska”.
Francuski raport pomija jednak kluczową informację – w polskich mediach wszystkie drogi prowadzą raczej do Nowego Jorku niż do Berlina. Ringier Axel Springer należy w połowie do Axel Springer SE, który z kolei należy w połowie do amerykańskiego funduszu KKR, którego siedziba znajduje się w Nowym Jorku. Funduszem kieruje Henry Kravis, regularny uczestnik spotkań Grupy Bilder-berg, tak jak prezes Axela Springera Mathias Dópfner. W Grupie Bilderberg karty rozdaje wciąż Henry Kissinger, który w maju twierdził, że za wybuch konfliktu na Ukrainie winy nie ponosi wyłącznie Rosja, ale także Zachód, który obiecał Ukrainie wejście do NATO.
Media w Polsce są więc pośrednio w rekach dwóch wpływowych inwestorów z Nowego Jorku – George’a Sorosa i Hen-ry’ego Kravisa, Ale to nie wszystko. W Nowym Jorku znajduje się także siedziba właściciela stacji TVN – Warner Bros. Discovery – firmy, która już po aneksji Krymu prowadziła interesy z ludźmi Putina w Rosji. Prezes Warner Bros. Discovery David Zaslav chwalił się przed
laty, że Discovery jest „ulubioną stacją Putina” O rosyjskich wątkach Discovery pisałem wielokrotnie na łamach „Warszawskiej Gazety”. Oligarchowie z Nowego Jorku kontrolujący polskie media są nastawieni krytycznie do PiS – partii, która nosi swoją pro-amerykańskość na sztandarach. To pozornie paradoksalna sytuacja. Część amerykańskiej oligarchii wydaje się być bardziej zainteresowana propagowaniem rewolucji kulturowej, aborcji, multikulti i LGBT niż wspieraniem najbardziej proamerykańskiego rządu w kontynentalnej Europie. Można założyć, że część amerykańskich elit chce zniszczyć także dotychczasową dominację USA; chce, by USA przestały być biegunem w globalnym układzie sił, biegunem chroniącym Zachód. Wystarczy tylko posłuchać bełkotu ambasadora USA w Polsce Marka Brzezińskiego o „wielobiegunowym świecie” czyli o świecie chaosu.

W 2011 r. Jarosław Kaczyński obiecywał drugi Budapeszt w Warszawie:
„Jestem głęboko przekonany, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt” PiS otrzymało wtedy 30 proc, głosów w wyborach. W październiku 2011 r. Jarosław Kaczyński mówił: „Przyjdzie dzień zwycięstwa. Polska potrzebuje zmian i te zmiany w Polsce zostaną dokonane”.
PiS zwyciężyło w 2015 r., ale ‘ w 2023 r. uzyskał już tylko 35 proc, głosów, podczas kiedy na Węgrzech partia Orbana uzyskała w ostatnich wyborach 53 proc. Pomiędzy rokiem 2011 i 2023 PiS zwiększyło swój wynik wyborczy tylko o 5 proc, (z 30 proc, na 35 proc, uzyskanych głosów) pomimo relatywnie sprawnego wysterowania Polski z kryzysów koronawirusa i ukraińskiego oraz pomimo wprowadzenia całego szeregu programów socjalnych. Wbrew zapowiedziom prezesa Kaczyńskiego nie nastąpił Budapeszt medialny, media trzymane przez Amerykanów zaciążyły nad wynikiem wyborczym PiS. Z nutą nieukrywanej satysfakcji redaktorka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska napisała po październikowych wyborach: „PiS pompował pieniądze w co się dało. Dlaczego nie zbudował silnego koncernu medialnego?”. PiS nie tylko nie zbudowało własnego silnego koncernu medialnego, ale też nie zdołało zneutralizować V kolumny medialnej. Na spotkaniu w Suwałkach 5 listopada 2022 r wyborcy PiS zadali prezesowi Kaczyńskiemu pytanie: „Dlaczego odpuściliście to, by z przestrzeni medialnej znikła toksyczna stacja?”.

Prezes Kaczyński odparł wtedy: „Powiem szczerze. TVN jest stacją chronioną przez naszego największego i jedynego realnego sojusznika. W starciu z Rosją nikt inny się nie liczy. Jedyną siłą, z którą Rosjanie się muszą liczyć, a nawęt można powiedzieć, że się jej boją, są Amerykanie. A jest tak, że bronią TVN-u. Dlaczego? My nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć, bo TVN przecież został stworzony przez zwykłą agenturę ubecką czy wręcz sowiecką w Polsce”.
Kaczyński dodał, że argumentację w tej sprawie przedstawiła mu w prywatnej rozmowie ambasador USA Georgette Mosbacher. „Nie będę tego powtarzał, bo to była prywatna rozmowa; prywatnych rozmów się nie przekazuje. Ale to było dość przekonujące i jeszcze nie takie najgorsze wytłumaczenie, bo niemające w istocie politycznego charakteru”
Premier Orban nie popełniał tak ewidentnych błędów jak PiS, wyrzucił organizacje Sorosa z Węgier i zaprowadził pewien porządek
w mediach. Jak pisał w 2021 r. „Dziennik Gazeta Prawna”: „Orban niejako odrabiał lekcję po porażce wyborczej z 2002 r., gdy za jedną z najważniejszych jej przyczyn uznał niesprzyjające mu media”

W polskich mediach wszystkie drogi prowadzą raczej do Nowego Jorku niż do Berlina. Ringier Axel Springer należy w połowie do amerykańskiego funduszu KKR, którego siedziba znajduje się w Nowym Jorku. Funduszem kieruje Henry Kravis, regularny uczestnik spotkań Grupy Bilderberg, tak jak prezes Axela Springera Mathias Dópfner. W Grupie Bilderberg karty rozdaje wciąż Henry Kissinger, który w maju twierdził, że za wybuch konfliktu na Ukrainie winy nie ponosi wyłącznie Rosja, ale także Zachód, który obiecał Ukrainie wejście do NATO.

W przypadku Węgier problemu nie stanowił kapitał zagraniczny, lecz przede wszystkim rodzimy. „Po ponownym sukcesie wyborczym Fideszu w 2010 r. ukształtowała się klasa nowych oligarchów, którzy powiększali swoje majątki dzięki przychylności struktur państwowych. Fideszowi zależało na tym, by biznes kształtował przekaz sprzyjający koalicji rządzącej, a w interesie biznesu było dalsze trwanie Orbana przy władzy. W 2015 r. premier zwrócił się do «patriotycznie myślących przedsiębiorców», aby pomogli w utworzeniu nowego tytułu prasowego po tym, jak w wyniku jego konfliktu z magnatem medialnym Lajosem Simicską ten w ciągu jednego dnia zmienił profil gazety «Magyar Nemzets z pro- na antyrządową”- pisał dalej „Dziennik Gazeta Prawna” „Model zawłaszczania mediów zbudowany przez Orbana na Węgrzech sprawił, że firmy związane z partią Fidesz zaczęły kontrolować niemal wszystkie telewizje, radia, gazety i portale w kraju” – ubolewał w marcu 2022 r. dziennik„Rzeczpospolita”, w którym teraz karty rozdaje fundusz Sorosa MDIF.
„Orban w ubiegłym roku wygrał wybory, wynik był powalający, ma ogromne poparcie (…) Orban ma pełną kontrolę nad mediami” – pisał w styczniu tego roku portal Money.pl, własność Wirtualnej Polski, w którą inwestuje teraz Soros.
Zamiast zdobyć kontrolę nad mediami, prezes Kaczyński zmarnował cenny czas na jałowe narzekania na TVN i inne media w rekach Amerykanów. Projekt „lexTVN”został zaś storpedowany przez prezydenta Dudę, który w ten sposób chciał się Amerykanom przypodobać. Oczywiście Amerykanie nigdy nie pozwoliliby, by zagraniczny kapitał tak rozgrywał ich własne media i ich własny kraj. O tym, że Amerykanie będą chcieli zrobić z Warszawy nie drugi Budapeszt, tylko przedmieście Berlina, było wiadomo już od dawna. Wystarczyło popatrzeć na osmozę Amerykanów i Niemców w finansowaniu Campusu Trzaskowskiego, na którym wodzirejem w tym roku był ambasador Mark Brzeziński. Można mieć uzasadnione pretensje do PiS, że wydawał setki miliardów na kontrakty w Waszyngtonie, bez offsetu i bez porozumień w sprawie neutralizacji V kolumny medialnej działającej w Polsce pod egidą inwestorów z Nowego Jorku.
Pisałem o tym regularnie na łamach„Warszawskiej Gazety”. Kilka dni po ogłoszeniu wyniku październikowych wyborów prezes Kaczyński ogłosił plan stworzenia większych mediów niż obecny biznes „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza:
„Ludzie, którzy podjęli trud, ale jednocześnie i ryzyko funkcjonowania w polskich mediach, będą mieli zatrudnienie (…) Stoi przed nami ogromne wyzwanie, żeby stworzyć jednak media dużo większe niż obecna Strefa Wolnego Słowa («Gazety Polskiej») i doprowadzić do tego, że jednak ten nasz przekaz medialny będzie mógł funkcjonować”. Jak zwykle, mądry Polak po szkodzie.

SCHODY DO PIEKŁA TRANSHUMANIZMU

Postępowców łączy odrzucenie prymatu Boga, dobroci Jego stworzenia i wartości człowieczeństwa, które Chrystus wniósł w historię ludzkości i wywyższył poprzez swoje cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie. Mówiąc najprościej: progresywizm jest lucyferyczny.

dr Robert Kościelny

Jak piszę w aktualnym wydaniu „Warszawskiej Gazety” godność człowiecza wzięta została w brutalne kleszcze. Kleszcze demonicznego kata, mające na celu wyszarpać z każdego człowieka duszę, czyniąc go bezwolnym manekinem bez własnej woli, sterowanym głosem nadzorców. Sowietom nie udał się ten eksperyment, ta inżynieria społeczna, mająca na celu stworzenie marionetki o nazwie człowiek radziecki (homo sovieticus). Mimo ponoszonych przez ponad siedem dekad wysiłków, człowiek okazał się istotą nie do zdarcia. Nie oznacza to, że szaleńcy zrezygnowali. Oni nigdy nie rezygnują. Obecnie zmienili „brand” czyli cały system wyobrażeń na temat swej anty-ludzkiej komunistycznej marki, cel zachowując ten sam. Odczłowieczyć człowieka.

Dekadencka Eurowizja Jacob Nordangard jest szwedzkim autorem i badaczem z tytułem doktora nauk ścisłych i technologicznych. W tym roku wydał książkę„Rockefeller: Controlling the Game” (Rockefeller: Kontrolowanie gry), w której na ponad czterystu stronach, powołując się na źródła, wyjaśnia m.in„ dlaczego ród Rockefellerów wzbogacając się na ropie naftowej, obecnie tak żarliwie wspiera badania i aktywizm w zakresie ochrony środowiska. Stał się awangardą potężnej armii walczącej ze zmianami klimatycznymi, ponoć zachodzącymi w zastraszającym tempie z powodu działalności człowieka, w tym zwłaszcza na skutek używania przez niego paliw kopalnych, a więc przede wszystkim ropy naftowej. Według autora „Rockefeller: Controlling the Game”cała tajemnica kryje się w tym, że„walka z naftą”to element wyrafinowanych technik propagandowych, futuryzmu i nowych technologii. Wydanie walki paliwom kopalnym jest niczym walka z knowaniem Żydów rozpętana przez hitlerowców albo bolszewików z nienawistnymi kułakami – jest częścią większej całości. Filozofii, mającej na celu transformację wszystkiego, co ludzkość do tej pory stworzyła, w tym ekonomii, ekologii, kultury, polityki, obyczajów. A nawet samej ludzkości.

Dr Nordangard, oceniając przebieg Konkursu Piosenki Eurowizji powiedział, że festiwal promuje „niebinarny program «Człowiek 2.0»” A na prowadzonej przez siebie stronie The Pharos Chronicles dodaje:„Konkurs Piosenki Eurowizji łamie kodeks płci na rzecz Wielkiej Transformacji”

„Konkurs Piosenki Eurowizji coraz bardziej przypomina Igrzyska Śmierci. Dekadencki megaspek-takl, który w tym roku przyjął hasło «Zjednoczeni przez muzykę®. Jednak w silnie strzeżonym Malmó (ze snajperami na dachach dla bezpieczeństwa) nie było jedności. Zamiast tego na arenie rozległy się buczenia, a niektórzy artyści znaleźli się na kursie kolizyjnym”

Festiwal piosenki państw europejskich zamienił się w tym roku w festiwal Pride z muzyką, z nieproporcjonalną liczbą występów homoerotycznych, epatujących negliżem, na wpół pornograficznych. Stąd nie jednoczył, polaryzował.

W tej paradzie zboczeń, a w najlepszym razie udziwnień poniżej pasa, by tak ująć tę obsceniczną groteskę, najlepsza okazała się według jurorów piosenka „The Code”w wykonaniu Nemo ze Szwajcarii. Nemo określa siebie jako osobę niebinarną i dlatego nie identyfikuje się ani jako mężczyzna, ani jako kobieta. Zostało to również wyraźnie podkreślone przez prezenterów.„Rewo-lucja” zaaranżowana odgórnie przez agentów transformacji, ogarnia obecnie świat, komentuje dr Nordangard.

Schwab trans humanistyczny Owi agenci to cwane bestie. Ludzie bardzo dobrze znający swój fach, niewahający się sięgać po najlepszych specjalistów od prania mózgów. Zwycięska pio-senkajhe Code” ma wpadający w ucho rytm, a Nemo po mistrzowsku prezentuje imponującą skalę głosu, dowiadujemy się z The Pharos Chronicles. Strona przewiduje, że wymienione cechy muzyczno-wokalne mogą spowodować, iż piosenka stanie się hymnem dla tych, którzy po-czuli„dezorientację płcią”. Wspomniani macherzy ciężko pracują, aby osób, które nie wiedzą, jakiej są płci i czy w ogóle są jakiejś płci, przybywało jak najwięcej. „Nemo złamał kod płci i uczynił modnym zacieranie granic”

Bambie Thug wykonująca utwór „Doomsday Blue” była jedną z pierwszych osób, gratulujących sukcesu Nemo. Bambie Thug to podobny do Nemo wykrocze-niec przeciw poczuciu smaku, rymu i taktu (ani rymu, ani taktu, wsadź se palec do kontaktu – odpowiadaliśmy niegdyś na czyjąś prowokacyjną odzywkę). Kobieta z Irlandii identyfikuje się jako osoba„niebinarna” Wygląd Bambie inspirowany był„stylem gotyckim” co w praktyce oznacza, że nosił w sobie cechy okultystyczne i satanistyczne. Jedna z jej piosenek kończy się destrukcyjnym, satanistycznym, hasłem„Avada Kedavra, mówię, żeby zniszczyć!” W teledysku do„Egregore” Bambie pojawia się jako ubrany na czerwono diabeł z bródką. Czy to przypadek, że demon Bafomet jest opisywany jako istota niebinarna i androęjyniczna?

„Jeszcze do niedawna flirtowanie z szatanem było domeną metalowych zesp ołów, takich jak Venom i Mercyful Fate. Od tego czasu wiele się wydarzyło. Satanizm nie jest już częścią zbuntowanego ruchu podziemnego. Teraz stał się głównym nurtem rozrywki w soboty. Stracił dawną zabawę. Zamiast tego artyści stali się instrumentami władzy i (chcąc tego lub nie) stali się częścią ruchu, którego celem jest zmiana tego, co to znaczy być człowiekiem” zauważył Nordangard, nota bene sam będąc frontma-nem heavy metalowego zespołu Wardendyffe.

Staje się także jasne, jaki będzie kolejny krok w transformacji ludzkości. Agenda trans ma powiązania z ideami transhu-manizmu, dotyczącymi zmiany człowieka. Wygląda na to, że już niedługo nadejdzie czas na zaprezentowanie Human 2.0. Może być tylko kwestią czasu, powstanie ruchu młodzieżowego, domagającego się jako niezbywalnego prawa człowieka nieograniczonego prawa do wszczepiania w mózg chipów lub korzystania z innej technologii cybernetycznej, umożliwiającej przemianę w superbohaterów lub istoty mitologiczne, z którymi się identyfikują. Filmy i gry wideo przygotowują nas do tego od dziesięcioleci. Dzięki nowej technologii praktycznie wszystko staje się możliwe, przewiduje The Pharos Chronicles.

Rewolucja pożera własne dzieci. Nawrócone genderystki Strona The European Conservative zamieściła recenzję książki dwu feministek Dory Moutot Marguerity Stern „Transma-nia: enquete sur les derives de I ‘ideolog ie transgenre” (Trans-mania: dochodzenie w sprawie nadużyć ideologii transgende-rowej). Praca wydana została w tym roku. Autorką recenzji jest Helene de Lauzun, paryska korespondencja European Conservative” wykładała literaturę i cywilizację francuską na Harvardzie i uzyskała stopień doktora historii na Sorbonie.

„Publikacja tej książki była we Francji jak bomba: dwie kobiety, Dora Moutot i Marguerite Stern, wywodzące się z bojowego lewicowego feminizmu, postanowiły przekroczyć Rubikon i stawić czoła złu ideologii transpłciowej we wszystkich jego przejawach. To było odważne i więcej niż odważne zagranie. Odważne, bo dzisiaj ideologia transgenderyzmu – bo rzeczywiście nią jest, jak z przekonaniem starały się wykazać autorki – wywołuje w umysłach terror godny stalinizmu w czasach jego świetności, pomijając fizyczne zabójstwa. Jednak w dobie sieci społecznościowych i e-reputacji zdarzają się symboliczne zabójstwa, które mogą być niezwykle brutalne”.

Obie autorki przeszły długą drogę do Damaszku. Marguerite Stern to była działaczka FEMEN, która nie tak dawno temu pochwaliła się nagimi piersiami w Notre Dame de Paris. Dora Moutot jest byłą zastępcą redaktora naczelnego Konbini, modnego medium internetowego, skupiającego się na tym, jak powinien wyglądać politycznie poprawny sposób życia.

Dlaczego obie do niedawna tak zaangażowane feministki weszły na drogę nawrócenia? „Obie panie uświadomiły sobie, że w ramach ideologii gender, w imię praw osób transseksualnych nie wolno im już bronić tej życzliwej i zanikającej populacji: kobiet”, pi-sze dr de Lauzun. Napiętnowano je jako TERF (Trans-Wykluczające Radykalne Feministki), podobnie jak J.K. Rowling i wiele innych pań, ponieważ nie chciały zaakceptować faktu, że mężczyzna karmiony na siłę hormonami i poddający się operacji zmiany płci może stać się kobietą: Ideologia gender, LGBT, transwestytyzmu to „szaleństwo w stylu sowieckim, które sprawia, że na czarne mówimy białe (lub odwrotnie)” czytamy w The European Conservative.

STAN WOJENNY W AMERYCE?

STAN WOJENNY W AMERYCE?

Ameryka zostanie dotknięta niekończącą się serią ataków terrorystycznych, z których każdy przedstawiany będzie jako powód, dla którego społeczeństwo musi poprzeć wojnę. Mimo to konserwatyści wiedząc, że ataki te są sprokurowane przez rząd i lewaków, nadal odmawiać będą wsparcia wojny, przyjmując stanowisko „America First”.

W Ameryce tworzy się dwuwładza: jedna poddająca się co kilka lat weryfikacji społecznej i ta, która „z własnego prawa bierze nadania”, jak głoszą słowa Międzynarodówki komunistycznej. Tą drugą władzą, samowładną, jest biurokracja.

dr Robert Kościelny
– Ameryka to mocarny kraj. Nie tylko dlatego, że jest pierwszą siłą militarną na świecie. Ameryka jest potęgą przede wszystkim z tego powodu, że dysponuje olbrzymim i zdolnym potencjałem ludzkim. Bardzo dużo dobrych dla człowieka zjawisk, pomysłów, mód, rozwiązań społecznych i technologicznych pochodzi z USA. Niestety, w Stanach Zjednoczonych jest też coraz więcej badziewia. A dobro jakby się kurczy. Już od dawna odczuwamy w Europie, że pozytywne rzeczy zza Wielkiej Wody napływają coraz cieńszą strugą, często zresztą zmieszane z ideologicznym dziegciem. Natomiast zaczyna nas zalewać potop wszelkiego umysłowego barachła, wydumanego w opanowanych przez marksizm campusach i praktykowanego zarówno tam, jak też w murzyńskich gettach. Jednak nie o marksizmie kulturowym będzie mowa, ani też o bliskiej mu „kulturze” gett, tylko o tym jak władze w Ameryce, inspirowane lewicowymi guru i ich nienawistną totalitarną myślą, przygotowują się do wzięcia za twarz swoich kowbojów.
Kowidiańska szkoła życia A co nas to może obchodzić?, zapyta niejeden Czytelnik. Nie tylko może, ale – niestety – musi.„Bo Paryż częstą mody odmianą się chlubi, A co Francuz wymyśli, to Polak polubi”, pisał wieszcz d polskich zwyczajach na przełomie XVIII i XIX w. Nic się od tego czasu nie zmieniło, co zauważył z kolei Ryszard Legutko, pisząc o Polsce jako„kraju wielkiej imitacji”. Nie licząc oczywiście państwa, z którego ściągamy wzorce; żywcem, bez zmiany choćby przecinka. Dla ścisłości dodajmy, że małpowanie wszystkiego, co złe, od Ameryki i krajów UE upodobali sobie nie tylko szeregowi obywatele III RP, ale również, a może zwłaszcza, elity rządzące; a właściwie zarządzające naszym „bantustanem”, jak określa stopień niezależności i poważania naszego kraju u potęg red. Stanisław Michalkiewicz.
Robert Malone, którego opinie niejednokrotnie przywoływałem w„TS” jest lekarzem i biochemikiem. Jego praca koncentruje się na technologii mRNA i farmaceutykach. To człowiek niezwykle aktywny w zwalczaniu kowidowych bajerów i tych wszystkich toksycznych łgarstw, którymi był karmiony świat przez pandemicznych bandziorów i usłużnych chłystków, robiących w swoich krajach za autorytety . intelektualne, moralne i celebryckie. Brownstone Institute zamieścił jego spostrzeżenia na temat rosnącej roli instytucji administracyjnych, składających się z osób niewybieralnych w procedurach demokratycznych, a przez to zupełnie nieodpowiedzialnych przed opinią publiczną.
W Ameryce tworzy się dwuwładza: jedna poddająca się co kilka lat weryfikacji społecznej i ta, która „z własnego prawa bierze nadania”, jak głoszą słowa Międzynarodówki komunistycznej. Tą drugą władzą, samowładną, jest biurokracja. Malone ilustruje, jak działa system współczesnej „diarchii”:„osoby pragnące pociągnąć FDA, CDC, NIH/NIAID, DoD i DHS [jednostki administracyjne rządu federalnego] do odpowiedzialności za szkody spowodowane rażącym niewłaściwym zarządzaniem kryzysem związanym z Covid-19 często próbują zwrócić się do sądów federalnych o zadośćuczynienie. Niestety, oprócz wielowarstwowego, szczegółowego zabezpieczenia prawnego zapewnianego przez zatwierdzoną przez Kongres ustawę PREP, ustawę CARES i Program odszkodowań za szkody spowodowane środkami zaradczymi (CICP), od 1984 r. panuje ogólne stanowisko prawne, że (niewybierana) trzecia władza, czyli sądy, odniesie się do «wiedzy specjalistycznej® czwartej, nie-wybieralnej władzy (administracyjnej) […], gdy skonfrontuje się z tematem kontrowersyjnym z naukowego lub technicznego punktu widzenia”.
Co to w praktyce oznacza? „Oznacza to (w sensie praktycznym), że gdy istnieje różnica zdań w kwestiach naukowych lub technologicznych pomiędzy «oficjalną» polityką agencji federalnej (stroną oskarżoną) a osobą lub jakąś grupą występującą o zadośćuczynienie, wówczas sądy zazwyczaj staną po stronie agencji federalnej. Podstawowym założeniem jest to, że agencje federalne zawsze mają rację w swojej interpretacji zagadnień naukowych i technicznych oraz w sposobie w jaki stosują tę interpretację na potrzeby władzy ustawodawczej”. Władza administracyjna ma zawsze rację, a swe„nieomylne wyroki”ogłasza ustami urzędników. Co to oznacza dla wolności i praw obywatelskich, nie trzeba tłumaczyć. Jeśli kraj „wolnej amerykanki” daje się tak łatwo wtłaczać w faszystowskie ramy, w rzeczywistość, w której urzędnik państwowy ma (prawie) zawsze rację, to co dopiero mówić o nas, żyjących od 1939 r. pod różnorakimi formami opresji i regulacji naszego życia?
Żałosny gamechanger postawił konstytucję do kąta
Do wydarzeń związanych z ko-widem nawiązał również inny, często przywoływany przeze mnie Brandon Smith z Alt-Mar-ket. I trudno się dziwić, bowiem Ameryka, mimo że już nie ta sama co kiedyś, nadal ma wielu dziennikarzy i publicystów broniących normalności, doskonale pamiętających czas, w którym urzędnicy państwa demokratycznego zachowywali się biurokraci Benita Mussoliniego, i mocno przeżywają ten fakt, traktując jako przejaw zmierzchu wolnej Ameryki. U nas jest inaczej. Nasi komentatorzy życia społecznego i politycznego (nawet tych niewielu zachowujących się podczas restrykcji sanitarnych jak trzeba), szybko „zapomnieli”w okresie kampanii wyborczej, że łaszące się przez chwilę do nóg wyborców kundle są jednego kija warte. Kliki, które ich wysunęły jako kandydatów na posłów, prześcigały się w propozycjach represji i rodzajach kar dla dysydentów sanitarnych. Dla przeciwników łamania praw i wolności zagwarantowanych konstytucyjnie, niezbywalnych. Czy znaleźli się dziennikarze z„prasy opiniotwórczej”, którzy wzywali, aby wyborcy oceniali kandydata, często posła obecnej „pandemicznej” kadencji, również pod kątem jego zachowania się wobec polityki niszczenia ludzi „dla dobra swojego i innych”? Pytanie retoryczne.
Publicysta Alt-Market uważa, że polityka władz, tak federalnych, jak stanowych, ujawniła, że autorytarna kontrola w Ameryce to nie jest teoria spiskowa. Władze, podczas ogłoszonej przez siebie„pandemii”, obnażyły od dawna skrywane chęci, aby służyć ludowi tak, aby ten nie tylko dobrze sobie to panowanie popamiętał, ale też nie śmiał o tym „popamiętaniu” mówić, a tym bardziej skarżyć się na nie. Jednakie nie ma […] nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome”, mówi Pismo. I znów Księga miała rację. Gacie męskie od Prądy zostały ściągnięte, gołe sempiterny pokazane; a co za tym idzie – tajemnica państwowa i towarzyska, że nieskalane autorytety sczyściły się po pachy ze strachu o swoją.dupę – publicznie obnażona.
Brandon Smith podkreślił, że podczas „moru” wywołanego na zlecenie polityczne i na takież zlecenie rozkręconego przez media do rozmiarów demonicznych, okazało się, jak łatwo i bez większego oporu społecznego można wymazać to, co wydawało się do tej pory wyryte w spiżu – konstytucyjne prawa. Z dnia na dzień umilkły hałaśliwe najmimordy:
rzekomi adwokaci praw człowieka i obywatela, Stróże konstytucji, aktywiści rozmaitych „akcji humanitarnych”, chodzące „sumienia”ludzkości opłakujące straszne warunki więzienne kryminalistów. Prawa konstytucyjne zostały zdegradowane do wytycznych, które urzędnicy rządowi mogli nagiąć lub złamać w imię„bezpieczeństwa zdrowia publicznego”.
Prześcigano się w propozycjach surowych kar dla osób, które odmówiły przyjęcia bezsensownych szczepionek na Covid-19. Żądano paszportów szczepionkowych, kar więzienia dla tych, którzy publicznie wypowiadali się przeciwko szczepionkom, chcieli pozbawiać ludzi pracy, chcieli odebrania im dzieci, a nawet planowano budowę ośrodków detencyjnych dla chorych na Covid, aby segregować i zamykać„osoby zaprzeczające szczepionkom”. Smith z przerażeniem konstatował, że:„Prawie połowa kraju była skłonna porzucić Kartę Praw ze względu na wirusa, którego wskaźnik przeżycia wynosił 99,8 proc. Teoretycy spiskowi przez cały czas mieli rację; nasza wolność wisi na włosku, a przygotowanie się do przetrwania i walka o wolność to akty całkowicie racjonalne”.
Na szczęście plan cowdiańców w Ameryce nie powiódł się. Rozporządzenia zostały ostatecznie zablokowane przez czerwone Ameryka, mimo że już nie ta sama co kiedyś, nadal ma wielu dziennikarzy i publicystów broniących normalności, doskonale pamiętających czas, w którym urzędnicy państwa demokratycznego zachowywali się biurokraci Benita Mussoliniego, i mocno przeżywają ten fakt, traktując jako przejaw zmierzchu wolnej Ameryki.
Brandon Smith uważa, że na Bliskim Wschodzie wybucha wojna wielofrontowa, w której wezmą udział takie kraje jak Iran, Syria, Liban, Jordania i Jemen. Izrael stanie przed groźbą klęski. Stany Zjednoczone zostaną wciągnięte w wojnę lub Izrael wykorzysta swój arsenał nuklearny, co z kolei groziłoby zaangażowaniem w konflikt Chin i Rosji.
Robert Malone to człowiek niezwykle aktywny w zwalczaniu kowidowych bajerów i tych wszystkich toksycznych łgarstw, którymi był karmiony świat przez pandemicznych bandziorów i usłużnych chłystków.
stany, a na wielu obszarach wiejskich prawie w ogóle ich nie przestrzegano i nie egzekwowano, notował Smith. Próba wydania paszportu szczepionkowego Bidena została powstrzymana przez Sąd Najwyższy.
W naszej Ojczyźnie problem „rozwiązał” Putin; trudno było wprowadzać paszporty szczepionkowe, gdy z dnia na dzień wpuszczono do kraju miliony niezaszczepionych nie tylko na cowid, ale też na wiele innych zakaźnych chorób. A stwierdziwszy to, nie oceniam, czy zrobiono dobrze, czy źle, wpuszczając do naszego kraju „siewców śmierci” jak polskie władze mówiły o Polakach nie-noszących masek i niedających się wyszczepić. Wskazuję na fakty. Inna sprawa, że w kontekście tego, co napisałem o histerii pandemicznej, jasno wynika, że bardzo dobrze zrobiono, przyjmując ukraińskich uchodźców. Uwidoczniając w ten sposób, że cyrk kowidowy był po to, aby pokazać mocarnym widzom, jak dobrze wytresowane są zwierzęta i jak wybroni są treserzy.
Człowiek, który się lęka, odda wszystko, by czuć się bezpiecznym
Generalnie należy stwierdzić, że szeroko rozumiana lewica przyjęłaby z wdzięcznością jakiś rodzaj „surowych praw stanu wojennego”, gdyby te uchroniły ją przed wirusami i innymi zjawiskami, które ją przerażają: zanieczyszczeniami środowiska, śladem węglowym, ociepleniem/zmianą klimatu, homofobią, seksizmem, hegemonią kulturową, patriarchatem. Ale konserwatyści też mają swoje fobie, nie pozostawia złudzeń Alt-Market.„Cóż, nie jest to sztywna zasada, ale ogólnie rzecz biorąc, konserwatystów najbardziej niepokoi groźba inwazji. Zapytajcie dowolnego
konserwatystę, czy podczas pandemii martwił się bardziej kowidem czy kryzysem na południowej granicy, a zdecydowana większość bez wahania odpowiedziałaby, że kryzysem na granicy. Konserwatyści boją się infiltracji kulturowej i kooptacji, boją się stałego i celowego ograniczania ich amerykańskiego dziedzictwa, a co za tym idzie, ich wolności, przez obcych oszustów. Obawiają się także blitzkriegu na terenie Stanów Zjednoczonych, dokonanego przez zorganizowany terroryzm”.
Czy konserwatyści równie ochoczo zaakceptowaliby ograniczenie praw, choć z innych niż lewica powodów?, pyta Brandon Smith, przypominając jak po 11 września 2001 r. konserwatyści ochoczo odchodzili od Karty Praw w imię walki z możliwą inwazją islamistów z Al-Kaidy.„Mentalność Patriot Act była powszechna, a pragnienie wojny było namacalne”. Przypomnijmy pokrótce, że Patriot Act to ustawa umożliwiająca masową inwigilację obywateli USA.
Całe szczęście od 2001 r. zaszły istotne zmiany w mentalności konserwatystów. Aktywność takich ludzi jak polityk i lekarz z Teksasu, libertarianin Ron Paul oraz innych libertarian sprawiła, że zwykli ludzie zmienili swoje myślenie na temat tego, co to znaczy zamienić wolność na bezpieczeństwo.
Problemem jest to, że Partia Republikańska nie uległa tak głębokiej metamorfozie jak powiększające się grono jej wyborców. Cały czas duży wpływ mają w niej neokonserwatyści.„To ludzie, którzy za kulisami sprzymierzają się z demokratami, mają bliskie powiązania z establishmentem. Są bardzo lojalni względem globalistów. Jeśli globaliści chcą wojny, to neokonserwatyści też chcą wojny.
Aktywność takich ludzi jak polityk i lekarz z Teksasu, libertarianin Ron Paul oraz innych libertarian sprawiła, że zwykli ludzie zmienili swoje myślenie na temat tego, co to znaczy zamienić wolność na bezpieczeństwo.
i zrobią wszystko, aby wybuchła, nawet gdyby sami mieli do niej doprowadzić. Tak to działa”.
Wydarzeniami na Ukrainie nie udało się sprowokować Amerykanów do bezpośredniej interwencji (większość Amerykanów nawet nie popiera finansowania Ukrainy), ale Izrael to inna sprawa, pisze Smith. Konserwatyści dostrzegają w upadku Izraela upadek Zachodu i będą starali się go powstrzymać.

Poza konsekwencjami wydarzeń w Izraelu istnieje obawa, że przygotowania do działań terrorystycznych muzułmańskich ekstremistów w USA są już na zaawansowanym etapie, a polityka otwartych granic staje się normą pod rządami Joe Bidena.

„I tu zastawiona jest pułapka… Stan wojenny w USA mógłby obowiązywać tylko wtedy, gdyby poparła go większość konserwatystów. Bez naszego wsparcia stan wojenny nie powiedzie się, tak jak zawiodły nakazy sanitarne. Należy pamiętać, że Biden i jego globalistyczni przyjaciele zastosują każdą możliwą taktykę, aby stan wojenny stał się nieunikniony. Niestabilność gospodarcza i stagflacja spowodowały gwałtowny wzrost przestępczości i grabieży. Masowa nielegalna migracja osłabia państwowe systemy opieki społecznej i tworzy tendencję do rozwodnienia kulturowego. Otwarte granice umożliwiły przedostanie się do USA dowolnej liczby ewentualnych obcych wrogów”.
Oczywistą rzeczą jest to, że w stanie sztucznie stworzonego chaosu i anarchii chęć rządu do kontrolowania informacji i dyskursu publicznego osiągnie swój szczyt. Znajdzie też wielu popleczników idei rozszerzenia kompetencji władz.„Jednak dopóki istnieje Internet, nie ma znaczenia, jakie algorytmy
Poza konsekwencjami wydarzeń w Izraelu istnieje obawa, że przygotowania do działań terrorystycznych muzułmańskich ekstremistów w USA są już na zaawansowanym etapie, a polityka otwartych granic staje się normą pod rządami Joe Bidena.
zastosuje Big Tech, aby stłumić prawdę, prawda wciąż znajdzie sposób, aby się przebić przez cenzorskie zasieki. Oznacza to, że establishment będzie musiał zastosować ekstremalne środki, które można zastosować jedynie w warunkach stanu wojennego”.
Dwa warianty
Brandon Smith uważa, że obecna sytuacja będzie zmierzać w jednym z dwu kierunków. Na Bliskim Wschodzie wybucha wojna wielofrontowa, w której wezmą udział takie kraje jak Iran, Syria, Liban, Jordania i Jemen. Izrael stanie przed groźbą klęski. Stany Zjednoczone zostaną wciągnięte w wojnę lub Izrael wykorzysta swój arsenał nuklearny, co z kolei groziłoby zaangażowaniem w konflikt Chin i Rosji. Wtedy Stany Zjednoczone postawione zostają w sytuacji przymusowej. Wejście USA do wojny przeciw muzułmanom spowoduje, że zamieszki i ataki terrorystyczne staną się w USA na porządku dziennym i nie będą inicjowane tylko przez islamskich terrorystów, ale także przez lewicowców popierających muzułmanów. Protesty i zamieszki staną się normą, co zmusi konserwatystów do poparcia wprowadzenia stanu wojennego.
Rządząca w Stanach lewica oraz rządzący lewicowcami globaliści posłużą się„do chronienia” Amerykanów żołnierzami-obcokrajowcami.„Nielegalni migranci będą mogli otrzymać obywatelstwo, jeśli wstąpią do wojska i rozprawią się z dysydentami, co chętnie zrobią, ponieważ nie mają żadnego kulturowego przywiązania do
Ameryki ani Amerykanów. Na tym etapie konstytucja w zasadzie umrze”.
Drugi kierunek, w którym rozwinąć się mogą wydarzenia, jest związany z zaangażowaniem do walki amerykańskiej marynarki wojennej wraz z oddziałami lądowymi, przede wszystkim siłami specjalnymi. Wezwie się do pełnego rozmieszczenia amerykańskich sił lądowych w regionie, ale w tym scenariuszu większość konserwatystów nie poprze takich działań, podobnie jak nie poparła rozmieszczenia sił amerykańskich na Ukrainie.
Ameryka, mimo że jej obywatele nie chcą, aby ich państwo mieszało się militarnie w konflikt bliskowschodni, zostanie dotknięta niekończącą się serią ataków terrorystycznych, z których każdy przedstawiany będzie jako powód, dla którego społeczeństwo musi poprzeć wojnę. Mimo to konserwatyści wiedząc, że ataki te są sprokurowane przez rząd i lewaków, nadal odmawiać będą wsparcia wojny, przyjmując stanowisko „America First”. Po co walczyć za granicą, skoro wróg jest w Ameryce?
W konsekwencji „konserwatyści się zbuntują, Ameryka wkroczy albo w bałkanizację, albo w wojnę domową, albo jedno i drugie. Patrioci zostaną oskarżeni o pomaganie wrogom Stanów Zjednoczonych i określi się ich mianem terrorystów. Od tego momentu wszystko może się wydarzyć”, kończy swe spostrzeżenia publicysta Alt-Market. I nie jest to happy end. Nieprawdaż?

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

WIZJA GLOBAUSTY: „15-MINUTOWE” MIASTA-WIEZIENIA I KONIEC WŁASNOŚCI PRYWATNE!

dr Robert Kościelny
Żyje się lepiej, towarzysze. Żyje się weselej.
A kiedy żyje się weselej, robota pali się w rękach.
-Józef Stalin

Czy może jednak „piętnastominutowe miasta” i nieprzyjemne konsekwencje z nimi związane to jedynie teoria spisku? Kolejne oszczerstwo rzucone przez ludzi złych, drążonych paranoiczną po­pejrzliwością, w twarz kolektywowi globalistów?

Zielony raj czy małpi gaj?

„Planiści miejscy twierdzą, że mu- simy ponownie przemyśleć sposób, w jaki budujemy obszary miejskie, aby uczynić je bardziej zrównoważonymi, zdrowymi i sprawiedliwymi. Jednym z pomysłów jest tak zwane piętnastominutowe miasto” czytamy w Deutsche Welle. Jest to niemiecki nadawca, finansowany z budżetu federalnego. Jego usługi informacyjne dostępne są w 32 językach, stąd międzynaro­dowy zasięg oddziaływania treści przekazywanych przez DW.
Plany zagospodarowania przestrzennego miast powstawały w czasach, gdy większość ludno­ści świata żyła poza aglomeracjami, na terenach wiejskich bądź niezasiedlonych tak gęsto jak dziś. Obecnie grubo ponad 4 mld (ok. 56 proc) światowej populacji mieszka na ciasno zabudowanych obszarach, a liczba ta stale rośnie. Według Organizacji Na­ rodów Zjednoczonych do 2050 r. dwie trzecie z około 10 miliardów ludzi żyjących na Ziemi będzie stale przebywać w rejonach mocno zurbanizowanych.
Rozprzestrzenianie się miast po­ kazało, że ich dotychczasowe planowanie miało liczne wady ujawniające się w takich, nieustannie narastających, zjawiskach jak niesprawiedliwość i wykluczenie społeczne czy dysfunkcyjne sieci transportu publicznego. Do tego dochodzą problemy zdrowotne związane ze smogiem, pisze DW i wyjaśnia, na czym polega pomysł z piętnastominutowym mia­stem. „Jest [to] budowanie miast w taki sposób, aby większość arty­kułów codziennego użytku i usług znajdowała się w zasięgu 15 mi­nut spacerem lub jazdy rowerem.
Carlos Moreno, urbanista i profe­sor na Sorbonie w Paryżu, po raz pierwszy wpadł na ten pomysł w 2016 r. Chciał, aby każdy miał ła­twy dostęp do sklepów, szkół, le­karzy, siłowni, parków, restauracji i instytucji kulturalnych”. Zlikwido­wałoby to takie problemy współ­czesnych aglomeracji jak korki i kiepski transport publiczny.

Nowa koncepcja jest w całości skoncentrowana na człowieku i dostarczeniu mu wygód, o jakich obecnie może tylko marzyć, zapewnia niemiecki nadawca. Cytowany przez DW Benjamin Biittner, ekspert ds. mobilności na Uniwersytecie Technicznym w Monachium, twierdzi, że aby tworzyć bardziej zrównoważone miasta, takie obiekty jak tereny zielone, miejsca do uprawiania sportu, kina i sklepy muszą zostać przeniesione tam, gdzie mieszkają ludzie, a nie odwrotnie. Kwadransowe miasto oferuje także nową koncepcję mobilności: mniej samochodów i więcej przestrzeni dla rowerzystów i pieszych, bezpieczne ścieżki dla dzieci, osób niepełnosprawnych i starszych oraz miejsca interakcji społecznych. „Samochody stanowią problem, przynajmniej w ośrodkach miejskich. Zajmują zbyt dużo miejsca i mogą utrudniać aktywną mobilność”- stwierdził Buttner.
Apologeci nowych rozwiązań nie są dogmatykami. Nie mówią, że należy sztywno trzymać się ram piętnastu minut. Dopuszczalne są różne wariacje pomysłu – nie jesteśmy wszak w średniowieczu! Nie żyjemy w państwie totalitarnym, gdzie wszystko musi przebiegać sztywno według planu, narzuconego z góry przez despotę. Żyjemy w wolnym świecie, zdają się mówić ideolodzy nowej
wspaniałej przyszłości. Kreślarze przestrzeni miejskich postępowych, niewykluczających. Ze wszech miar zielonych.
Już 16 miast na świecie, od Paryża po Szanghaj, zaczyna wcielać w życie nowy pomysł. „Podejścia są różne – niektóre miasta chcą wdrożyć koncepcje 20-mi-nutowe, inne 10-minutowe, a jeszcze inne skupiają się albo na poszczególnych dzielnicach miejskich albo na odtworzeniu całego miasta”. A więc nic na siłę, wolna wola jest w człowieku, każdy może chwalić Pomysłodawców i ich nieomylne decyzje po swojemu. I na własny sposób wprowadzać w życie.

„Nie będziesz mógł używać własnego samochodu na niektórych drogach i autostradach bez pozwolenia i zgody rządu”.„Będziesz stale obserwowany przez kamery monitorujące, aby była pewność, że nie opuścisz wyznaczonej strefy zamieszkania bez uprzedniego upoważnienia”.

Studium kilku przypadków

Po tym, jak Moreno nagłośnił swoją koncepcję w 2016 r., burmistrz Paryża Annę Hidalgo przedstawiła ją w swojej kampanii reelekcyjnej i zaczęła wdrażać w czasie pandemii, informuje DW. Oczywiście, „pandemia” to doskonały czas na wprowadzanie w życie różnych eksperymentów – z socjologii, medycyny, planowania przestrzennego. „Kryzys to szansa” jak mówili w czas kowidowy globaliści i filantropii. Idea paryska postrzega szkoły lub inne placówki edukacyjne jako „stolice”, co czyni je centrum każdej dzielnicy. Boiska szkolne są przekształcane w parki, aby można je było udostępnić do innych celów rekreacyjnych po zajęciach i w weekendy. Ale to nie wszystko. Bowiem włodarze stolicy Francji planują zmienić przeznaczenie połowy ze 140 tys. miejsc parkingowych, zamieniając je w tereny zielone, place zabaw, miejsca spotkań sąsiedzkich lub miejsca do parkowania rowerów. Ulice Paryża mają być przyjazne dla rowerzystów do 2026 r.
W 2016 r. Szanghaj ogłosił plany wprowadzenia tak zwanych „15-minutowych kręgów życia społeczności”. Sprawi to, że wszystkie codzienne zajęcia będą odbywać się w odległości piętnastu minut spacerem. Kolejnych 50 chińskich miast chce wdrożyć koncepcję szanghajską.
Inicjatywa podjęta w Wielkiej Brytanii ma również na celu osiągnięcie lepszej jakości życia mieszkańców miast. W ramach ogólnokrajowego programu renaturyzacji rząd brytyjski ogłosił plany umożliwienia każdemu dotarcia do terenów zielonych lub otwartych zbiorników wodnych w promieniu 15 minut spacerem od domu.
Z kolei Barcelona eksperymentuje z tzw. superdzielnicami. Koncepcja zakłada skomasowanie kilku bloków mieszkalnych w jeden superblok, do którego dostęp samochodami mają wyłącznie mieszkańcy lub firmy kurierskie, a maksymalna akceptowana prędkość na tym obszarze wynosi 10 kilometrów na godzinę. Wiele ulic będzie zablokowanych dla samochodów. Powstałą przestrzeń wolną od dwuśladów wykorzysta się w inny sposoby. Dawne parkingi zostaną zastąpione drzewami, plantacjami warzyw i kwiatami. Powstaną miejsca, w których dzieci mogą się bawić, a ludzie mogą spędzać czas na ławeczkach w cieniu drzew.
Badania pokazują, że większy ruch rowerowy i pieszy w miastach pozwala zaoszczędzić pieniądze, ponieważ mniej wydaje się na utrzymanie dróg i sektor zdrowia. Pozytywne skutki korzystania z roweru szacuje się na ponad 90 miliardów euro (96 miliardów dolarów) w samej UE. Dla porównania, ruch samochodowy powoduje każdego roku koszty związane ze zdrowiem, środowiskiem i infrastrukturą o wartości ponad 800 miliardów euro, wylicza skrupulatnie DW.

Niegodziwi teoretycy spisku

Można zatem powiedzieć, że plan piętnastominutowego miasta to bezpieczeństwo, wygoda, czyste powietrze, zieleń, cisza. Same zyski, żadnych strat. Sama radość inspirująca do działań twórczych, śmiałych, rewolucyjnych. Sprawiająca, że robota palić się będzie w rękach, jak mówił cytowany na wstępie tow. Stalin. I oświetlać, i tak już jasną, przyszłość. Niestety, są tacy, którzy w to nie wierzą, tak jak nie wierzyli w skuteczność „maseczek” a nawet – o zgrozo! – w skuteczność„szczepionki” wyklepanej na kolanie.
„Nie będziesz mógł używać własnego samochodu na niektórych drogach i autostradach bez pozwolenia i zgody rządu” – ostrzegał na Instagramie jeden z takich „oszołomów” w niedawno zamieszczonym filmie, który polubiono ponad 5,4 tys. razy. „Będziesz stale obserwowany przez kamery monitorujące, aby była pewność, że nie opuścisz wyznaczonej strefy zamieszkania bez uprzedniego upoważnienia”.
I tak jak w czasie pandemii mainstreamowe media dawały odpór niepoprawnym politycznie „bestiom” które nie nosząc maski albo nie dając się zaszczepić, „siały śmierć” tak również w tym wypadku dziennikarze mediów głównego nurtu zachowali rewolucyjną czujność Associated Press w marcu 2023 r. na swej stronie internetowej przytacza przykłady „konspiracyjnych mniemań”, piętnując je jako przejaw paranoi. Sprowadzają się one do przekonania, że „miasta piętnastominutowe” mają na celu ograniczanie przemieszczania się ludzi, zwiększanie nadzoru rządowego i naruszanie innych praw jednostki. AP jest przekonana, że „zwolennicy teorii spiskowych wykorzystują jad pomówień z czasów pandemii Co-vid-19 skierowanych przeciwko blokadom, fałszywie przedstawiając tę koncepcję jako «blokadę klimatyczną/’ – zauważa Carlo Ratti, dyrektor Senseable City Laboratory w Massachusetts Institute of Technology.

Czy w niedalekiej przyszłości żyć będziemy w miastach–klatkach? Pozbawieni przestrzeni, swobody ruchu, indywidualnych środków przemieszczania się, poddani ekoterrorystom, którym coraz to nowe koncepcje lęgną się jak wizje w głowie schizofrenika?

Brandon Smith pisze, że analizowana koncepcja nowego zagospodarowania przestrzennego obejmuje usuwanie pojazdów silnikowych, likwidację prywatnego transportu i dróg dojazdów. W jej zakres wchodzą też inteligentne miasta i monitorowanie za pomocą sztucznej inteligencji zużycia energii elektrycznej przez każdą osobę.

O tym, że walka z poglądami postrzegającymi kwadransowe miasta jako niebezpieczeństwo nie jest merytoryczna, ale ideologiczna i polityczna, świadczą nie tylko powyższe słowa dyr. Rattiego, ale kompulsywne kojarzenie, przez pomysłodawców nowego zagospodarowania przestrzennego, postaw krytycznych wobec ich konceptów ze „skrajnie prawicowymi” poglądami, które łączą „globalnie myślące organizacje” z „agendą socjalistyczną” i „wielkim resetem” społeczeństwa. Teoria spiskowa krążąca ostatnio w Internecie fałszywie twierdzi, że Organizacja Narodów Zjednoczonych i Światowe Forum Ekonomiczne „przymusowo usuną” ludzi żyjących na zanieczyszczonych terenach i będą wymagać od nich życia w „inteligentnych miastach” pisze AP.„Na-wet tym, którzy nie znają słownika alternatywnej prawicy, wizja odległych elit rozdzierających czyjeś życie, aby dostosować się do ich wyobrażeń o optymalnym mieście, może być trudna do zniesienia”- napisał dyr. Ratti w mailu.

A co na to„teoretycy spisku”? Brandon Smith, który według mainstreamu niewątpliwie należy do osób głoszących „skrajnie prawicowe” poglądy, stwierdził w listopadowym Alt-Market, że „ilekroć opinia publiczna analizuje jakiś konkretny program promowany przez rządy i globalistów, ich pierwszą reakcją jest oburzenie, podobnie uczyniłby narcyz, gdy knując coś niedobrego, został przyłapany na gorącym uczynku. «Jak śmiecie® kwestionować nasze intencje i sugerować, że mogą być niegodziwe”. Rządzący bazują na założeniu, już dawno „wdrukowanym” w umysły ludzi, że media korporacyjne i urzędnicy rządowi reprezentują główny nurt, a zatem reprezentują większość, a większość reprezentuje rzeczywistość. Bo większość mylić się nie może. Rzecz jednak w tym, że tylko ten, kto myśli, może się pomylić, a większość nie myśli, tylko rezonuje opowieściami mainstreamu. Stąd większość nie reprezentuje rzeczywistości, tylko zjawisko echolalii, nawet gdy – nakręcane przez piorących mózgi – uważa, że jest inaczej.
„Liczą się tylko fakty. Sofistyka nie ma sensu. Opinie są bez znaczenia. Celem powinna być prawda, a jeśli czyimś celem nie jest, to ta osoba musi być dostarczycielem kłamstw i nie należy jej traktować poważnie”.
Za publicystą Alt-Market wyjaśnijmy, że nazwy, jakich używa się do „resetu” zmian klimatycznych, są różne, ale globaliści i ONZ często określają go mianem Agendy 2030 lub Celów Zrównoważonego Rozwoju. „Programy te noszą fasadę ekologii, ale WSZYSTKIE są zakorzenione w ekonomii. Oznacza to, że wszelkie wysiłki związane ze zmianą klimatu mają na celu zniszczenie przemysłu i handlu oraz ustanowienie partnerstwa rządowo-korporacyjnego w celu zdominowania produkcji. Zmiany klimatyczne to koń trojański wprowadzający autorytaryzm”.
Jednym z najistotniejszych „kamieni milowych” drogi prowadzącej do urzeczywistnienia planów Agendy 2030 jest tzw. piętnastominutowe miasto. Jest to projekt, w który zaangażowane są setki burmistrzów miast z całych Stanów Zjednoczonych, Europy i Azji, ściśle współpracujących z takimi grupami jak Światowe Forum Ekonomiczne. „Jakakolwiek wzmianka o tym pomyśle w negatywnym świetle powoduje, że w mediach wybucha złość i kpina, jakby nie była to realna kwestia warta debaty”, podkreśla Smith.

Orwellowskie perspektywy

Pomysł ten był mocno forsowany podczas blokad związanych z pandemią. Opinia publiczna była zalana propagandą strachu związaną z wirusem, który ma 99,8 proc, wskaźnika przeżycia, i ten strach sprawił, że nagle pojawiła się idea, do tej pory nie do pomyślenia, pozostania w domu przez cały czas. Ludzie mówiący, że większość miast to już miasta piętnastominutowe, w których wszystkie niezbędne do życia artykuły znajdują się w odległości krótkiego spaceru od ich domów, nie rozumieją, czym naprawdę jest kwadransowe mia-sto.„Jak wynika z licznych opisów placówek, w projekcie nie chodzi tylko o wygodę czy bliski dostęp, ale o zmianę każdego aspektu naszej dotychczasowej filozofii życia. Nie chodzi o udogodnienia, ale o poświęcenia mające na celu przebłaganie bogów emisji dwutlenku węgla”.

Brandon Smith pisze w swym tekście, że analizowana koncepcja nowego zagospodarowania przestrzennego to Orwellowska wizja zawierająca w sobie każdy składnik programów dotyczących zmian klimatycznych i blokad związanych z pandemią. Obejmuje ona usuwanie pojazdów silnikowych, likwidację prywatnego transportu i dróg dojazdów. W jej zakres wchodzą też inteligentne miasta i monitorowanie za pomocą sztucznej inteligencji zużycia energii elektrycznej przez każdą osobę. Poza tym – monitorowanie zużycia produktów i „śladu węglowego” nadzór biometryczny w zwartym i uporządkowanym krajobrazie miejskim, koncepcja społeczeństwa bezgotówkowego, równość kult inkluzyjny, kontrola populacji itp.
Miasto piętnastominutowe to „więzienie bez krat”. To obszar, który ma za zadanie wdrożyć obywatela do sztucznych ograniczeń prywatności, braku swobód obywatelskich, własności prywatnej, możliwości pracy i mobilności. „Jesteś przywiązany do ziemi, a ziemia jest własnością państwa (lub korporacji). Jak chłop pańszczyźniany w systemie feudalnym średniowiecznej Europy”. Tylko że średniowieczni glebae adscripti, chłopi przypisani do ziemi, mogli uciec do innego pana, który lepiej ich traktował, do miasta ć,powietrze miejskie czyni wolnym”, głosił slogan). A w ostateczności do lasu, przystępując do bandy rozbójniczej albo, jak w Koronie, na Dzikie Pola, stając się zaczynem Kozaczyzny. Teraz, gdy weźmie się pod uwagę zaawansowane środki techniczne do śledzenia i zwalczania niepokornych, takie rozwiązanie nie byłoby skuteczne, przynajmniej na dłuższą metę.

Nie mam nic i jestem szczęśliwy. Usidlony na skromnym obszarze piętnastominutowego miasta człowiek będzie łatwą zdobyczą. Nieustanną ofiarą manipulacji ze strony rządzących. W 2016 r. Światowe Forum Ekonomiczne opublikowało dokument zatytułowany „Witamy w roku 2030. Nie mam nic, nie mam własności, a życie nigdy nie było lepsze”. Artykuł miał promować koncepcję zwaną „gospodarką współdzielenia” i przedstawiał hipotetyczną przyszłość, w której system komunistyczny położył kres wszelkiej własności prywatnej w imię ratowania planety przed zmianami klimatycznymi. „Podobnie jak w przypadku wszystkich systemów komunistycznych, wielkim kłamstwem jest to, że będziesz pracować mniej i większość rzeczy będzie za darmo. W ten sposób ideały kolektywistyczne były sprzedawane społeczeństwu od pokoleń i NIGDY nie działało to tak, jak twierdzi establishment”. W przyszłości projektowanej przez globalistów i „filantropów” ludzie niezgadzający się na życie w piętnastominutowej klatce i uleganie coraz to nowym ograniczeniom, regulacjom, zarządzeniom, krytykujący absurdy, jeśli służące czyimś interesom, to tylko tym, którzy je tworzą – więc tacy malkontenci, wolnomyśliciele staną się wyrzutkami społecznymi. Egzulantami, wygnańcami z własnych domów, wyzutymi z nieruchomości, wegetującymi na pustkowiach starego świata. Aby pozostać w łonie nowego świata, będziecie mu-sieli porzucić wszelką wolność, nawet wolność myślenia. Zgodzić się na życie w społecznościach określanych jako „zdecentralizowane” Błędnie, bo jest dokładnie odwrotnie – są całkowicie scentralizowane, jak klatka dla chomika, w której jesteś zwierzakiem, głosi Smith. „Podstawową filozofią takich społeczności jest zależność. Jeśli mieszkasz w miejscu, które zostało specjalnie zbudowane tak, aby uniemożliwić ci samodzielne utrzymanie, jesteś niewolnikiem. Choć z pewnością nawet niewolnictwo może wyglądać szlachetnie, jeśli ludzie będą przekonani, że ich łańcuchy są niezbędne dla dobra planety”

Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna

W co gra Ameryka?

Niemcy i Francja nawet nie kryją, że centralizacja Unii Europejskiej ma posłużyć „wyemancypowaniu się” spod amerykańskiej dominacji i wyrugowaniu wpływów USA na kontynencie. Doskonale rozumiał to Donald Trump, który forsował projekt Trójmorza mający stanowić przeciwwagę dla niemieckiej hegemonii.

Piotr Lewandowski

I. Ameryka w rozkroku? Na wstępie muszę się Państwu przyznać do pewnej bezradności.
Otóż coraz mniej rozumiem europejską politykę Stanów Zjednoczonych – w tym tę prowadzoną wobec Polski. Ów postępujący brak zrozumienia wynika zaś z rzucających się w oczy sprzeczności. USA wprawdzie porzuciły chyba na długi czas mrzonki o„resecie”z Rosją i wspierają Ukrainę, korzystając przy tym z polskiego hubu przerzutowego pod Rzeszowem, bez którego ta pomoc byłaby skrajnie utrudniona. I to jest racjonalne, podobnie jak kontrakty zbrojeniowe zawierane z Polską wraz z kolejnymi partiami amerykańskiego sprzętu bojowego, które do nas trafiają. Jest to, powtarzam, racjonalne, bo Ameryka zwyczajnie musi dać Putinowi (a przy okazji Chinom) po no
sie – choćby po to, by ratować swą pozycję światowego supermocarstwa. Pamiętajmy jednak, że wśród amerykańskich elit wciąż pokutują również odmienne koncepcje urządzenia świata. Jeszcze przed rosyjską agresją omawiałem na tych łamach artykuł Jeffreya Sachsa, w którym tenże wprost
stwierdził, iż Ukraina i Tajwan powinny mieć ograniczone prawo do zawierania sojuszy – czyli przyznał de facto prawo Rosji i Chinom do własnych stref wpływów. Na razie to stronnictwo „appeasementu” znajduje się w defensywie – co nie znaczy, że za jakiś czas nie dojdzie ponownie do głosu, zwłaszcza gdy Amerykanom zbrzydnie przeciągająca się wojna.

Il.„Polityczka” Marka Brzezińskiego
Zacznijmy może jednak od Polski. Z jednej strony jesteśmy kluczowym partnerem Stanów Zjednoczonych na wschodniej flance NATO-z drugiej te same Stany Zjednoczone za sprawą ambasadora Marka Brzezińskiego ostentacyjnie wręcz wspierały pro-niemiecką „totalną opozycję”. Podkreślmy to: w amerykańskiej ambasadzie zawsze na ciepłe przyjęcie mogły liczyć siły polityczne chodzące na pasku Berlina, a więc jednego z głównych (wraz z Francją) przeciwników amerykańskiej obecności w Europie. Więcej – Mark Brzeziński demonstracyjnie obfotografowywał się z przywódcami sędziowskiej rebelii z inicjatywy Wolne Sądy, a więc środowiska otwarcie dążącego do anarchizacji sytuacji wewnętrznej w Polsce. O permanentnym parasolu ochronnym roztaczanym nad TVN nawet nie wspomnę. I teraz pytanie: czy amerykańska ambasada naprawdę ma aż tak słaby „research” że zatraciła umiejętność odróżniania kto swój, a kto wróg – które ugrupowania polityczne w Polsce stawiają na sojusz z Waszyngtonem, a które niekoniecznie? I pytanie drugie: czy aby na pewno mamy do czynienia z polityką Waszyngtonu, czy też ambasador MarkBrzeziński uprawia tutaj na boku swoją własną, partykularną „polityczkę” kierując się osobistymi, towarzysko-ideologicznymi względami?
Jak by nie patrzeć, takie postępowanie wkrótce może Ameryce wyjść bokiem – i to w całkiem konkretnych sprawach. Szykujący się do władzy obóz „totalnych” nawet nie ukrywa, że zamierza poddać gruntownej rewizji zawarte przez obecny rząd kontrakty zbrojeniowe i cały program rozbudowy polskiej armii, na który rzekomo nas „nie stać”. W tym roku nasze wydatki zbrojeniowe mają sięgnąć rekordowych 4 proc. PKB, natomiast wspierany przez przyszły rząd zamierza te wydatki radykalnie ściąć. To zaś oznacza nie tylko spowolnienie modernizacji armii i osłabienie naszego potencjału odstraszania, co negatywnie odbije się na całej wschodniej flance NATO, ale również uderzenie po kieszeni amerykańskich koncernów zbrojeniowych, które stracą sute zamówienia. Idźmy dalej. Polski program energetyki jądrowej od dawna jest solą w oku Niemiec, co przekłada się na dwuznaczny stosunek nowej władzy do elektrowni atomowej. Wywodzący się z PO marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk zapowiedział„zada-wanie niewygodnych pytań” motywując to, a jakże, względami ekologicznymi – i puszczając tym samym w niedwuznaczny sposób oko do przeciwników inwestycji, dążących obecnie do podważenia decyzji środowisko-wej. „Twardymi” przeciwnikami atomu są wchodzący w skład KO Zieloni, powielający jeden do jednego niemiecką narrację w tej materii. Wszystko to może skutkować obstrukcją projektu – czyli wymiernymi stratami dla amerykańskiego konsorcjum Westinghouse-Bechtel, które ma być głównym wykonawcą inwestycji.

Kolejna sprawa to Centralny Port Komunikacyjny, którego likwidację zapowiadają „totalni”. Ta inwestycja obejmująca prócz przewozów pasażerskich również port lotniczy cargo i system kolei dużych prędkości ma nie tylko wymiar czysto komercyjny, lecz również militarny, jako potencjalny hub logistyczny dla całego regionu. Podobnie rzecz się ma z nowym terminalem kontenerowym w Świnoujściu, przeciwko któremu protestują Niemcy, a który w przypadku konfliktu zbrojnego może mieć kluczowe znaczenie dla zaopatrzenia drogą morską – bo Gdańsk jest w bezpośrednim zasięgu rażenia z obwodu kaliningradzkiego. Wszystko to są inicjatywy rządu Zjednoczonej Prawicy, których okrojenie bądź skasowanie zapowiada przyszła władza. Czy Amerykanie tego nie widzą?

III. Europejski „reset”
Przejdźmy teraz do spraw europejskich, bo tutaj jest równie dziwnie. Otóż z rozmaitych dochodzących zza kulis „przesłuchów” wynika, iż Waszyngton jest wielkim zwolennikiem federalizacji Unii Europejskiej w duchu „Stanów Zjednoczonych Europy”. Uzasadnienie jest takie, iż z perspektywy
amerykańskiej wygodniej jest mieć jeden telefon do jednolitego europejskiego centrum decyzyjnego, niż dogadywać się z każdym państwem z osobna. Pobrzmiewają tu echa z początku kadencji Joe Bidena, kiedy to amerykański prezydent postawił na „reset”z Niemcami, godząc się na Nord Stream 2 i przyjmując ich propozycję odciążenia USA na odcinku europejskim – Niemcy mianowicie miałyby zostać głównym gwarantem pokoju i bezpieczeństwa na kontynencie, co pozwoliłoby Ameryce skoncentrować się na rywalizacji z Chinami. Wydawało się, że wojna na Ukrainie i kompromitacja Niemiec, które pokazały zarówno swoją złą wolę, jak i zwyczajną niemożność zagwarantowania czegokolwiek, odeślą tę koncepcję do lamusa. Tyle że, jak widać, tak się nie stało.
Tymczasem Niemcy i Francja nawet nie kryją, że centralizacja Unii Europejskiej ma posłużyć „wyemancypowaniu się” spod amerykańskiej dominacji i wyrugowaniu wpływów USA na kontynencie. Doskonale rozumiał to Donald Trump, który forsował projekt Trójmorza mający stanowić przeciwwagę dla niemieckiej hegemonii – i z tych samych względów blokowała pomocą sankcji finalizację Nord Stream 2. Natomiast administracja Joe Bidena zdaje się stawiać na jakiś nowy „europejski reset”, który musi skończyć się podobnie jak ten rosyjski z czasów tandemu Barack ObamaHillary Clinton (z Bidenem jako ówczesnym wiceprezydentem). Niemcy, jeże tylko poczują, że mają rozwiązane ręce i podporządkowany sobie kontynent, natychmiast zwrócą się otwarcie przeciw Stanom Zjednoczonym – chociażby dlatego, że tylko w ten sposób mają szansę osiągnąć wymarzoną mocarstwową pozycję, która wedle ich najgłębszego przekonania słusznie im się należy. A droga do tego jest tylko jedna: ponownie oprzeć się na rosyjskich surowcach i biznesowej kooperacji z Chinami oraz zdławić potencjał rozwojowy Polski. Czyli wejść w układ ze śmiertelnymi wrogami USA i NATO oraz stłamsić głównego amerykańskiego sojusznika w Europie.
Już teraz Helmut Scholz, jeden ze sprawozdawców i autorów proponowanych zmian traktatowych, otwarcie deklaruje konieczność „uniezależnienia się od NATO”, czemu służyć miałoby stworzenie odrębnych europejskich sił zbrojnych i wyjęcie armii spod kierownictwa krajów członkowskich. Postulaty te będą omawiane na przyszłym europejskim konwencie zajmującym się przegłosowanymi właśnie w PE propozycjami federalizacyjnymi. Jeśli przejdą, będzie to oznaczało polityczne i militarne rozbicie NATO na dwa konkurujące ze sobą bloki. Czy w Waszyngtonie tego nie widzą? Może bagatelizują niemieckie zapędy, sądząc, że Stany Zjednoczone są na tyle silne, że z Europy wypchnąć się nie dadzą? Jeżeli tak, to mogą się wkrótce nielicho naciąć. Ponawiam więc pytanie: w co gra Ameryka?

Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna