Razem powinniśmy dbać o Polskę

Jeśli z biegiem lat coś się we mnie zmienia, to głównie podejście do przeciwników politycznych z czasów PRL. Razem żyjemy w Polsce i razem powinniśmy o nią dbać. Kto nie popełnia błędów, niech pierwszy rzuci kamieniem – wyjaśnia w rozmowie z Piotrem Zarembą premier Mateusz Morawiecki.

Bankier, bankster – te określenia często padają, gdy mowa o pana udziale w polityce.

Wie pan, praca w biznesie pozwoliła mi od strony praktycznej obserwować działanie mechanizmów gospodarczych, skutki oddziaływania regulacji lub ich braku. Chciałem jak najgłębiej wniknąć w te mechanizmy. Bank pozwala z bliska poznawać mikro- i makroekonomię, regulacje, rynek hipoteczny, potrzeby i problemy firm i ludzi. Ten świat i gospodarka w latach 90. były zdominowane przez jedynie słuszne podejście: darwinistyczna transformacja w stylu Balcerowicza plus neoliberalny konsensus waszyngtoński (przedstawiona-w latach 30. podstawa polityki gospodarczej Stanów Zjednoczonych – red.).

Krytykuje pan konsensus waszyngtoński także na Zachodzie? A nasze uwielbienie dla Ronalda Reagana, dla Margaret Thatcher?

W 1991 r. studiowałem we Wrocławiu MBA, gdzie wykładali dawni doradcy Reagana. Byłem wtedy nim zachwycony, chociaż bardziej jako politykiem niż twórcą strategii ekonomicznej. Rozmawialiśmy z dawnymi doradcami Reagana, oni narzekali, że jako prezydent zadłużył państwo. George H.W. Bush kontynuował tę politykę. Oni oczywiście uważali amerykański wolny rynek w skali mikro za zdrowy. Ale wskaźniki makro za niepokojące. Kiedy widziałem rosnący deficyt handlowy Polski, a jednocześnie deficyt budżetowy i deficyt na rachunku bieżącym, odczuwałem niepokój. W skali makro system oparty na konsensusie waszyngtońskim szwankował. A jego wersja polska szwankowała w skali mikro.

Chyba jednak trudno porównywać nasze realia i amerykańskie?

U nas na początku lat 90. wszystko kulało i w skali mikro, i makro, bo zarazem padały na przykład zakłady Diora czy Elwro. Siemens kupił. Elwro i ten zakład kompletnie zbankrutował. Do tego dołożyła się lista Macierewicza. W1993 r. miałem poczucie katastrofy. Można było chronić rynek, można było restrukturyzować i budować polskie firmy, a nie tylko ulegać liberalnej religii z Zachodu, która dawała doraźne korzyści uprzywilejowanym. Owszem, zdrowy kapitał zagraniczny ucywilizował wiele mechanizmów rynkowych w Polsce, pomógł w rozwoju wielu branż i podnoszeniu ich konkurencyjności. Ale ceną za to jest to, o co w tytule swojego artykułu pyta Leonid Bershidsky z Bloomberga: „How Western Capital Colonized Eastern Europę” („Jak zachodni kapitał skolonizował Europę Wschodnią” – red.).

Lata 90. były przesiąknięte neoliberalnym klimatem. Nie wierzę, że i pana to nie wciągnęło.

Wielu ludziom, w tym i mnie, oczy otwierały się coraz szerzej, kiedy patrzyliśmy, jak pod płaszczykiem haseł wolnego rynku następuje uwłaszczenie postkomunistów i osób dokooptowanych do systemu III RP. Wtedy też coraz jaśniejsze stawało się, że pod pozorem obrony państwa prawa, trybunałów, sędziów – tych samych sędziów, którzy jeszcze parę lat wcześniej bronili jedynie słusznej władzy komunistycznej – odbywa się cementowanie zdobyczy pierwszych lat po zmianie ustroju. Brakowało elementarnej równowagi sił w społeczeństwie, co stało u początków wielkiej i niesprawiedliwej przewagi postkomunistów w pierwszych 15 latach wolnej Polski.

Dzieciństwo, wczesna młodość, był pan bity, straszony przez SB, ZOMO. I angażował się pan od najmłodszych lat. To pewnie rzutuje na pana spojrzenie na postkomunistyczni dziedzictwo?

Rzeczywiście, wcześnie, od 11. roku życia drukowałem „Biuletyn Dolnośląski” w Wilczynie pod Obornikami Śląskimi. Potem batalia o wolność w stanie wojennym. Farba drukarska, starcia uliczne, koktajle Mołotowa, wreszcie publicystyka i walka takim orężem, jakiego się komuna bała: wolnym słowem. Musiałem się opiekować mamą, siostrami. Mama prawie zginęła, kiedy odkręcono jej śruby w kołach od malucha. Tak działali esbecy. Takich zdarzeń, przemocy fizycznej, psychicznej, szantażowania, doświadczyłem rzeczywiście wielu. Staram się o moich przykrych doświadczeniach typu pobicia przez milicję czy SB mówić powściągliwie.

Transformacja miała poprawić efektywność gospodarczą przez wprowadzenie mechanizmów rynkowych. Dziś pan i pana obóz patrzycie na ten czas krytycznie…

Na początku lat 90. wierzyłem, że można coś osiągnąć, prowadząc własną firmę, między innymi ze Zbyszkiem Jagiełłą. Panowała filozofia zaczynania od początku. Ale widziałem, jak zdolniejsi i bardziej pracowici ludzie przegrywają konkurencję z tymi, którzy mieli dostęp do informacji i odpowiednich decyzji administracyjnych. Pewien bardzo dziś znany biznesmen startował w tym samym czasie. I opowiadał potem, jak to przechodził w latach 90. koło pewnego banku i pomyślał: „Może wpadnę i dostanę kredyt”. No i dostał przypadkiem tak dużo, jakby dziś tzw. człowiek z ulicy dostał, powiedzmy, 50 min złotych.

Balcerowicz coś osiągnął, kapitalizm ruszył.

W wyniku jego doraźnych ruchów związanych z tzw. urealnianiem pieniądza mnóstwo ludzi straciło oszczędności. Setki tysięcy ludzi z PGR-ów znajdowało się z dnia na dzień na marginesie życia społecznego, choć jeszcze w 1990 r. PGR-y osiągnęły zysk. Poza tym bardzo łatwo jest wyprzedawać hurtowo majątek państwa, to potrafiłby każdy. Rolą rządzących jest umiejętne pomnażanie majątku narodowego. Dlatego my dziś, kiedy zapraszamy do Polski inwestorów zagranicznych, to na tzw. green field – proszę bardzo, macie tu pole, stawiajcie fabrykę. Nie wyprzedajemy zakładów, fabryk, banków. I wie pan co? Inwestorzy zagraniczni odnoszą się do tego z uznaniem. Bo sami pochodzą z państw, w których wszyscy wiedzą, że kapitał ma narodowość i stanowi on o sile lub słabości kraju. Piejemy peany na cześć prawie 30-letniego rozwoju. A to wyzbywanie się własności będzie ciążyć na nas przez kolejne 30 lat. Nie przyjęliśmy modelu hiszpańskiego czy fińskiego, a może i nawet południowokoreańskiego. Wobec właścicieli kapitału ustawiliśmy się w roli podrzędnej. (…)

Wybrane cytaty:

„Nie chodzi o to, by zagranicznego kapitału nie było, ale żeby rozwijał się kapitał rodzimy, zdolny do konkurencji na międzynarodowych rynkach. Kapitał zagraniczny może być bardzo pozytywny. Model rozwoju Singapuru to przyciąganie kapitału zaangażowanego w wysokie technologie. To jest jak najbardziej racjonalne. A zarazem pozwala zachować i hodować oszczędności krajowe i krajowe przedsiębiorstwa”. (…)

„Aż sam byłem zdziwiony, jak ostatnio przeczytałem słowa Moniki Jaruzelskiej o tym, że elity III RP odrzuciły wspólnotę, a wybrały narcystyczne samozadowolenie”. (…)

„Jeśli z biegiem lat coś się we mnie zmienia, to głównie podejście do przeciwników politycznych z czasów PRL – mam dziś nawet do SLD bardziej miłosierne nastawienie niż 15 czy 30 lat temu. Razem żyjemy w Polsce i razem powinniśmy o nią dbać. Kto nie popełnia błędów, niech pierwszy rzuci kamieniem”. (…)

„Odzyskaliśmy elementarną sterowność państwa. Dzisiejsza konkurencja między państwami to w dużym stopniu konkurencja inteligentnych regulatorów. W zasadzie po 1989 r. nikt na to nie zwracał uwagi. U nas nie jest jeszcze idealnie, ale przykład Krajowej Administracji Skarbowej pokazuje, jak wiele zależy od sprawności instytucji. W dziedzinie finansów zmiany są bezprecedensowe. W polityce zagranicznej – twardo walczymy o nasze interesy. Solidarność społeczna i międzypokoleniowa przestają być pustymi słowami. W polityce historycznej przywracamy honor bohaterom i zło nazywamy złem. Tworzymy zestaw standardów działania państwa, który będzie procentował w przyszłości”.

Opracowanie: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych