BEZNADZIEJNY PRZYPADEK LECHA WAŁĘSY: Od zera do bohatera i z powrotem, czyli jak kompromituje się legenda „Solidarności”.

Bogdan Konopka, Warszawska gazeta, nr 1, 4-10.01.2019 r.

Widział się w roli drugiego Józefa Piłsudskiego, chciał uchodzić za człowieka, który sam obalił komunizm i zwróci Polakom wolność. Zamiast tego stał się symbolem nowego polskiego Dyzmy. Prostakiem, który na skutek różnych zbiegów okoliczności, dostał władzę i pozycję nijak mającą się do jego kwalifikacji intelektualnych i moralnych.

„Znając Wałęsę, wystarczyło, że obiecali mu za wywiad pieniądze” – skomentował pisarz i publicysta Rafał Ziemkiewicz. Razem z komentarzem opublikował też przerobione (napis „Konstytucja” napisany jest po rosyjsku) zdjęcie słynnej koszulki, w której od tygodni paraduje Wałęsa.

„Bliżej nam do Moskwy niż do Nowego Jorku” – oświadczył Lech Wałęsa w wywiadzie dla państwowej rosyjskiej agencji informacyjnej RIA Nowosti. To było tylko jedno z wielu szokujących zdań wypowiedzianych przez byłego polskiego prezydenta w tym wywiadzie. Wałęsa zasugerował także, że warto go zaprosić do Rosji, gdzie przekona rosyjskiego prezydenta Władimira Putina do swoich pomysłów. „Gdybym dostał zaproszenie, to bardzo chętnie pojechałbym do Rosji. Prezydenta Putina uważam za mądrego człowieka. Ale ważne jest, by posiadać argumenty, które do niego przemówią”- podsumował Wałęsa. Niezależnie od tego, że w Polsce Wałęsa już dawno przestał być postrzegany jako autorytet, a bardziej znany jest ze swoich kłamstw na temat swojej współpracy z peerelowskimi służbami specjalnymi, wciąż na świecie kojarzony jest jako symbol obalenia komunizmu. Wałęsa dał tym wywiadem paliwo rosyjskiej propagandzie na wiele tygodni. Szok spowodowany prorosyjskim wywiadem był tak duży, że część komentatorów sugerowała, iż Wałęsa został do niego zmuszony szantażem, gdyż na pewno w Rosji jest sporo dokumentów dotyczących jego agenturalnej współpracy z bezpieką PRL. „Znając Wałęsę, wystarczyło, że obiecali mu za wywiad pieniądze”- skomentował pisarz i publicysta Rafał Ziemkiewicz. Razem z komentarzem opublikował też przerobione (napis „Konstytucja” napisany jest po rosyjsku) zdjęcie słynnej koszulki, w której od tygodni paraduje Wałęsa.

Były polski prezydent kompromituje nie tylko swoją legendę, ale również, niestety, Polskę jako kraj. Nawet kreująca go na autorytet „Gazeta Wyborcza” napisała krytyczny komentarz pod wiele mówiącym tytułem „Wałęsa w pułapce rosyjskiego wywiadu”.

Bohater z przypadku

Lech Wałęsa (29 września skończył 75 lat) stał się symbolem zwycięstwa Polaków nad komunizmem. Dla historyków nie ulega wątpliwości, że w latach 1970-76 był on płatnym współpracownikiem peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek” Nie ulega też wątpliwości, że po odzyskaniu niepodległości w 1989 r. zrobił dużo, aby dowody swojej pracy dla bezpieki zniszczyć. Mniej znane są jego uwikłania we współpracę z innymi organami peerelowskiej bezpieki. Zeznający na procesie sądowym wytoczonym przez Wałęsę legendarnemu opozycjoniście Krzysztofowi Wyszkowskiemu major Janusz Stachowiak (na przełomie roku 1970/71 nadzorował dokumentację tajnego współpracownika „Bolka”), stwierdził, iż obowiązkowe sprawdzenie kandydata na agenta w innych służbach PRL dało mu informację, iż Wałęsa był zarejestrowany wcześniej jako agent Wojskowej Służby Wewnętrznej (czyli kontrwywiadu). Według Stachowiaka Wałęsa był również zarejestrowany jako źródło informacji Milicji Obywatelskiej. Stachowiak otrzymał od milicji informacje, że Wałęsa został pozyskany jako informator w celu wykrycia kradzieży sprzętu w Państwowym Ośrodku Maszynowym. Współpracę szybko jednak miano rozwiązać z uwagi na niechęć zainteresowanego i brak efektów.

Tak więc gdy Wałęsa stawał się liderem „Solidarności” miał już duże doświadczenie we współpracy z peerelowską bezpieką. Nie oznacza to jednak, że był w 100 proc. przez bezpiekę kontrolowany. Można spokojnie przyjąć, że gdyby na początku lat 90. przyznał się do tego, że był donosicielem przez parę lat, ale się z tego wyplątał, cała sprawa byłaby dziś marginalizowana. Ale właśnie kwestionowanie przez Wałęsę oczywistych faktów daje dużo pól do spekulacji o zakresie tegoż uwikłania. Wałęsa ze swoim prymitywnym sprytem, przyziemnymi motywacjami, a także kompletnym brakiem lojalności okazał się dla swoich twórców bronią obosieczną.

Trzeba też podkreślić, że na początku lat 80. wiedza o agenturalnym uwikłaniu Wałęsy w latach 70. była powszechna. Wiedziało o niej zarówno środowisko Adama Michnika i Jacka Kuronia, jak i to bardziej konserwatywne Lecha i Jarosława Kaczyńskich i Bogdana Borusewicza. Dopóki Wałęsa na początku lat 90. nie zaczął układać się z postkomunistycznymi służbami i ludźmi o podejrzanej reputacji, to jego agenturalna przeszłość mało kogo obchodziła. Dodatkowo przez część solidarnościowych środowisk była gwarancją, że Wałęsę zawsze będzie można przywołać do porządku, przypominając mu kompromitującą przeszłość.

Potomek cesarzy rzymskich

Wałęsa wychował się w biednej rodzinie na wsi. Jeszcze w 1981 r. podczas wywiadu udzielonego słynnej włoskiej dziennikarce Orianie Fallaci chwalił się, że nie przeczytał w życiu żadnej książki. 29 września 1982 r. podczas internowania w ośrodku w Arłamowie podczas libacji alkoholowej z bratem Stanisławem z okazji urodzin został przez niego… nagrany. To słynne nagranie zostało przypadkiem dzień później odebrane bratu Wałęsy. Motywacje, dlaczego mniej znany brat nagrał tego słynnego, wydają się oczywiste – chciał mieć na niego „haka”. Bezpieka długo nie mogła uwierzyć w prezent, jaki otrzymała od losu. Na nieszczęście dla reżimu komunistycznego nagranie wynurzeń Lecha Wałęsy okazało się tak dla niego kompromitujące, że… nikt nie uwierzył w jego autentyczność Peerelowscy spece od manipulacji oczywiście pocięli nagranie, ale zrobili to, aby wyrzucić najbardziej kompromitujące wstawki, uważając, iż są one niewiarygodne. Cóż takiego mówił bratu Lech Wałęsa?

Otóż przekonywał brata, iż pochodzą z rodu cesarskiego, który panował w piątym wiekuj my jesteśmy z tego szczepu, ale to już nie wnikając w to. Jesteśmy z rodziny, która musi – k…. – pokierować sprawami tymi wielkimi” – przekonywał brata Lech. Najbardziej szokujące było jednak to, w jaki sposób Lech Wałęsa mówił o sprawach Kościoła, Solidarności i Polski. Nie chodzi bynajmniej o stek wulgaryzmów, ale priorytety, a tym były dla Lecha Wałęsy pieniądze (jak ukryć i zabezpieczyć zdobyte już pieniądze m.in. z nagrody Nobla) i osobiste korzyści. Instrumentalnie podchodził tak do polskiego Kościoła Katolickiego, jak i nawet do polskiego papieża Jana Pawła II. Do dziś ta rozmowa stanowi zapewne najlepszy drogowskaz do zrozumienia motywacji działania Lecha Wałęsy.

Niespełniony dyktator

Wałęsa, gdy został wybrany w 1990 r., widział się bardziej w roli dyktatora Polski lub przynajmniej autorytarnego zarządcy niż prezydenta działającego w systemie parlamentarno-gabinetowym, w którym głowa państwa pełnić miała przede wszystkim funkcje reprezentacyjne i integrujące wobec klasy politycznej. Charakterystyczne jest, że na początku lat 90. „Gazeta Wyborcza” kierowana przez Adama Michnika mocno podkreślała zagrożenie ze strony dyktatorskich zapędów Wałęsy, aby później uczynić z niego ikonę transformacji z komunizmu do wolnej Polski. Jego przegrana w wyborach w 1995 r. z Aleksandrem Kwaśniewskim okazała się końcem politycznej kariery Wałęsy, ale bynajmniej nie końcem jego działalności publicznej. Od tego czasu Wałęsa z mniejszą lub większą regularnością się ośmiesza. Zarówno w Polsce, jak i niestety za granicą. Środowiska związane z Platformą Obywatelską i szeroko rozumianym „salonem III RP” przekonywały, iż publiczne pranie brudów Wałęsy z PRL-u szkodzi wizerunkowi Polski. Okazuje się, że Polsce szkodzi, ale inna rzecz: jednoznaczne i wyraźne, zdystansowanie się od byłego noblisty i prezydenta RP. Wałęsa ma bowiem poczucie zmarnowanej historycznej szansy. W swoim prostym (jak on sam mówił – prymitywnym) podejściu do historii widział się w roli drugiego Józefa Piłsudskiego. Chciał uchodzić za człowieka, który sam obalił komunizm i zwrócił Polakom wolność. Zamiast tego stał się symbolem nowego polskiego Dyzmy. Prostakiem, który na skutek różnych zbiegów okoliczności dostał władzę i pozycję nijak mającą się do jego kwalifikacji intelektualnych i moralnych. Najlepiej podsumowała to w 2005 r. Oriana Fallaci w autobiograficznej książce „Kiedy się pomyśli, że pijak Jelcyn był carem, a ignorant Wałęsa symbolem wolności, uginają się nogi pod człowiekiem”.

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.