Brzyd dominujący

Jarosaw Kapsa, 7 dni, nr 16 (779), 17 kwietnia 2019 r.

O swoim mieście pewnie pisać trzeba jak o zmarłych, albo dobrze albo wcale. Może i tak wypada, ale cóż skoro prawda oczy kole. Nasza szanowna Częstochowa nigdy nie była pięknym miastem, a robi się wiele, by jej urodę jeszcze pobrzydzić. I co przykre, współwinowajcami tego są archi­tekci, ludzie wyuczeni w sztuce pięknego zabudowywania miasta.

Oczywiście możemy ich rozgrzeszać jako, że są tylko „sługami sług bożych”. Jest inwestor, dorobił się na bura­kach, ma se zamiar galerie postawić, to pod jego gust es­tetyczny trzeba wykroić projekt. Każdy barman wie, że jak sobie gość zażyczy by do 30-letniej whisky (za 4 tys. zł) dolać burej coli, to się leje. Szewc, krawiec, kaletnik też są oswojeni z kaprysami panienek urobionych przez MTV. Tyle, że ta indywidualna brzydota działa incydentalnie, szmira architektoniczna na długo szpeci przestrzeń uboga­cając brzydotą Częstochowę. Zatem wypadałoby do piekła wysłać człowieczka, który z dyplomem architekta w ręku zaprojektował to coś, co prezentuje się na wizualizacji jako „nowoczesną galerię” w miejscu dawnej kamienicy Aleja NMP 49. Ot, wsadza tam „szklaną stodołę”, by swym bla­skiem, jak prezes czerwonym krawatem, zdominować za­bytkowe otoczenie. „Szklane stodoły” są teraz „cool”, na­zywają to „modernizmem”, choć bardziej wygląda to to na chińską podróbkę Ameryki, w sam raz na zachwyt ciemnej prowincji.

Brzydota, co odkryły już średniowieczne moralitety, jest odzwierciedleniem pychy i chciwości. Jak się ma nierucho­mość w centrum, to się chce z niej wycisnąć maksimum zy­sków. Przy okazji zaś udowodnić, że jest się tu osobnikiem

najważniejszym, tym który dominuje (przewyższa) nad sza­rym tłumem pospólstwa. Świadome planowanie miasta, a to jest recepta na piękno, wymaga ograniczenia egoizmów, wypracowania kompromisu z potrzebami ogólnymi, na co zazwyczaj pyszny cham nie lubi się godzić. Cham jest silny, więc opinie dotyczące ochrony wartości urbanistycznych Alei może sobie puścić między uszami. Jego prawnicy wy­grali z plebsem sąsiedztwa i marudnością urzędasów, więc i pozostali malkontenci mogą mu skoczyć. Cham nie roz­mawia z architektem, on mu dyktuje swoje widzenie. Ar­chitekt zaś pokornie leje colę do whisky, chce mieć klient „stodołę”, to niech ma. Miejscowa publika i media i tak to przyjmą z zachwytem, bo wygląda nowocześnie i pachnie pieniądzem.

I co na to poradzisz? Nic. Cham co paskudzi centrum, mieszka na Lisińcu, wyizolowany z otoczenia domem i ogródkiem. Na Alejach ma tylko interes, a to wymaga de­monstrowania swej ważności. Ale cham to cham, tego nie zmienisz, większa jest odpowiedzialność architekta. Sen­sowne byłoby na tych nowoczesnych gniotach umiesz­czać dużymi literami nazwiska projektantów, by wszyscy wiedzieli komu zawdzięczamy brzydkie miasto. W końcu twórca (a za takowego uważa się projektant) nie powinien wstydzić się swego dzieła. A jak się wstydzi, to widać sam siebie ma za partacza.

Niestety prawo do życia w estetycznym otoczeniu nie zo­stało wpisane do Konstytucji. Dlatego czy to Radom, czy Częstochowa, czy Kusięta czy Wygoda pod Serockiem, wszędzie razi nas brzydota. Na szczęście z programów szkolnych znikło nauczanie estetyki, więc ta brzydota nie będzie raziła produktów publicznej edukacji.

Opracował: Jarosław Praclewski