„Mowa nienawiści”

Waldemar Łysiak, DoRzeczy, nr 11, 11-17.03.2019 r

Kazano mi zabrać głos a propos najmodniejszego terminu, którym okładają się dziś strony polityczne HI RP, czyli tzw. „ mowy nienawiści ”, zatem niżej kilka refleksji tyczących tego zjawiska i tego sformułowania. Nie jest ono ani nowe, ani lokalne. Równie brutalna wojna polsko-polska buzowała sto lat temu, gdy endecy szkalowali Piłsudskiego „nienawistnym językiem”, a piłsudczycy odgryzali się im ze wszech sił. Nie ma już państwa wolnego od politycznych „hejtów” tyczących ważnych figur (gdy szef brytyjskiej dyplomacji, Boris Johnson, napisał w „Sieci”, że kobiety noszące burkę wyglądają niczym skrzynka na listy lub niby bandyta rabujący bank — został internetowo ukrzyżowany jako producent „mowy nienawiści”, co też spotkało znanego aktora, Rowana Atkinsona, który wziął ministra w obronę).

Dalekie korzenie dzisiejszej „mowy nienawiści ” to robota lewaków. Łukasz Warzecha słusznie zauważył, że „pojęcie «mowa nienawiści» jest standardowo wykorzystywane przez lewicę do uderzania we wszystkie poglądy, które się jej nie podobają ”, przypominając, że „podręcznik Fundacji Batorego jako «mowę nienawiści» kwalifikuje nawet «brak słownej akceptacji» ” (2019), a Przemysław Harczuk dodał do tego komentarz mówiący, iż przy takiej żonglerce „za «mowę nienawiści» może być uznane chociażby cytowanie Pisma Świętego”. Salon priwiśliński (genetycznie goszystowski), głośno lansujący tezę, że wylęgarnią aktualnej „mowy nienawiści” była „pisowska kampania nienawiści sprzed paru lat”, dostał niedawno (koniec stycznia) bardzo bolesny kubeł zimnej wody na rozpalony łeb, gdyż Centrum Badań nad Uprzedzeniami (Uniwersytet Warszawski) ogłosiło wyniki badań dowodzące niezbicie, iż agresja słowna to specjalność bardziej opozycji niż PiS-u — przy zionących „hejtem” liberałach typu Obywatele RP prawicowcy/konserwatyści są barankami. Tę diagnozę potwierdza spore grono socjologów. Nawet politolog ukorzeniony w PZPR-SLD-PO, profesor Kazimierz Kik, przyznał kategorycznie: „— Przemysł pogardy, którego autorem była Platforma Obywatelska i media zaprzyjaźnione z nią, stanowił wstęp do obecnego języka nienawiści” (2019). Vulgo: Platforma (oraz wszelkie jej przydupasy) gardłująca, że „ mowę nienawiści ” tworzyło i nakręca PiS — to klasyczny syndrom złodzieja, co ucieka z łupem wskazując kogoś innego i krzycząc: „— Łapać złodzieja!”.

Ów krzyk doznał silnego wzmożenia po zasztyletowaniu prezydenta Gdańska przez psychopatę-socjopatę/kryminalistę-recydywistę, który jako więzień lubił oglądać „szczujnię TVN-u” (notabene: na PO głosowało w ostatnich kilku wyborach 76-83% osadzonych kryminalistów, na PiS 8-15%). Liderzy „Totalopposition”, którzy od razu uczynili z Adamowicza świętego męczennika, wzór cnót, skacząc na jego trumnie taniec wojenny do wtóra melodii: „Pawła zabiła atmosfera nienawiści stworzona przez PiS!” —jeszcze kilkanaście miesięcy temu (2017) bezpardonowo wieszali na Adamowiczu psy jako na korupcyjnym aferzyście (m. in. zataił w swym oświadczeniu majątkowym dwa spośród siedmiu posiadanych mieszkań oraz dużą sumę pieniędzy; tłumaczył to później „pomyłką mechaniczną, całkiem nieświadomą”), zwąc go szemranym typem, którym winno się zająć CBA, i wystawiając przeciw niemu (wybory samorządowe) Wałęsę-juniora. Obłuda każe im udawać, że tego nie pamiętają, lecz pechowo dla nich zostały po tamtym kontrAdamowiczowym „hejcie” PO i .Nowoczesnej nagrania filmowe i radiowe. Zapomnieli też o Ryszardzie Cybie, który wrzeszcząc, że nienawidzi PiS-u, zamordował (2010) pisowca Marka Rosiaka. Więc gdy apelują dziś o zaniechanie „mowy nienawiści” — stają się forpocztą hipokrytów.

Amazonka bojowego „kontrkaczyzmu”, Krystyna Janda, rzuciła u schyłku roku 2018 szczere wyznanie, które zaraz rozkolportowały mainstreamowe czasopisma: „—Przez ostatnie dwa lata podupadłam na umyśle i zdrowiu”. To drugie (choroby anatomiczne) nie rzucało się nikomu w oczy, jednak to pierwsze było słyszalne aż za bardzo. Te same symptomy widać dziś u całej opozycji („podupadła na umyśle”), która przeciwko „mowie nienawiści” wyszczerza kły równie złowrogo jak dżihadyści zgrzytający, że islam jest „religiąpokoju”. Przykładem może być wielka „aferalna” ofensywa „Gazety Wyborczej” przeciwko „Prezesowi”. Taśmy świadczące o kryształowej uczciwości materialnej (finansowej) szefa partii, która tych kanciarzy doprowadza do szału, zinterpretowali bezczelnie jako interesowne krętactwo. Ale nie chodzi tu już tylko o żałosną „kapiszonowość” rzekomego skandalu, czy o prawdę generalną, którą Irena Lasota wyraziła (2018) tak: „Don ’t ever take products of Agora SA seriously!” (Nigdy nie traktuj poważnie wytworów Agory SA!), lecz też o mimowolne zdemaskowanie całą tą sprawą szacherki (politycznej stronniczości, być może korupcyjnej) stołecznego ratusza rządzonego przez PO, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że spółka Srebrna nie dostała „wuzelkowych” „zezwoleń” na budowę dwóch wieżowców tam, gdzie pięciu innym „podmiotom” zezwolono wznieść „drapacze chmur” (ujawnił tę niesprawiedliwość negliżujący manipulacje ratusza komunikat ruchu Miasto Jest Nasze).

Nie powinniśmy być takimi hucpami zaskoczeni, znamy przecież obłudę i wybiórczą amnezję Salonu od dawna. Kiedy roku 2011 pewien mężczyzna dokonał samospalenia w proteście przeciwko rządom Donalda Tuska — „GW” nazwała go „ terrorystą” i warczała: „Pod kancelarią premiera nie podpalił się szlachetny bohater, który wałczy o wzniosłe cele. Zrobił to ktoś, kto przy pomocy aktu terroru (skierowanego wobec samego siebie) próbował na nas coś wymusić”. Ale gdy w r. 2017 (za rządów PiS u) to samo zrobił inny mężczyzna — gazeta Michnika mianowała go bohaterem narodowym. Dziś blisko jest do tego, by Salon apologetyzował i laurował jako bohaterskich patriotów, istnych herosów „walki z reżimem”, żulię praktykującą ataki kułakami czy obsikującą znicze na Krakowskim Przedmieściu . Przy obecnym (przedwyborczym) arcywzmożeniu „mowy nienawiści” dawne domowe wojenki (choćby konflikt o SN i o sędzinę Gersdorf) bledną, schodzą ku poziomowi starego: „Co prawda aktualnie przeżywamy chaos, ale za kwadrans Heniek przyniesie pól litra”. Krzyczący tytuł z okładki tabloidu — „Dzicz zaatakowała Magdalenę Ogórek” — unaocznia znamię czasu: salonowa dzicz posługuje się już nie tylko moczem czy „mową”, lecz i fizyczną agresją.

Napaść owa wzbudziła we mnie refleksję o urodzie „targetu” jako dodatkowej motywacji. Uroda figur estradowych bowiem gra w polityce rolę olbrzymią (inaczej Kennedy nigdy nie wygrałby z Nixonem), gdyż wielką statystyczną i lobbystyczną część każdego elektoratu stanowią kobiety. Mechanizm ten funkcjonuje również bardzo silnie w „mowonienawistnej” priwiślińskiej opozycji antypisowskiej. Tak wśród celebrytów („Janda i banda”, czyli wszystkie te Cieleckie, Szczepkowskie, Stalińskie itp.), jak i wśród aktywistów ulicznych (wszelkie te awanturnice podsejmowe, uczestniczki chuligańskich „street-dances”). Myślę nie o ich fizjonomiach czy kształtach, lecz o urodzie Mme Ogórek, którą te panie nienawidzą rekordowo nie tylko dlatego, że jest antysalonowa, lecz głównie dlatego, że jest piękna. Tu tkwi powód, iż zazdrosne opozycjonistki uliczne przypuszczają fizyczny atak na nią właśnie, nie zaś na wychodzących z tego samego gmachu Ziemkiewicza, Janeckiego czy Wolskiego. Ekspedientki tudzież właścicielki nie wypraszają „pisowsldch talibów” (red. Sakiewicza, red. Rachonia, czy braci Karnowskich) ze sklepów, co się pani Ogórek zdarzało przez jej propisowskość. Babska zawiść to siła sprawcza, przy której ideologie bywają stymulatorami drugorzędnymi, słabeuszami.

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.