Na nich wystarczy ręka kowala

Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska gazeta, nr 31, 2-8.08.2019 r.

Kilka pytań do polityków PiS-u. Dlaczego równie stanowczo nie wkraczacie, kiedy granice przyzwoitości i prawa łamią uczestnicy „Marszów Równości” z LGBT? Dlaczego takich emocji i troski o praworządność nie wzbudzają ataki na kościoły, księży, katolików i naszą wiarę?

– Wszystkie imitacje „społecznych ruchów oporu” powołanych do życia przez totalną opozycję po przegranych w 2015 roku wyborach miały jedną cechę wspólną. Na początku przedstawiane były przez „wiodące media” i „autorytety” jako powiew prawdziwej świeżości budzącego się świadomego społeczeństwa obywatelskiego, po czym w bardzo szybkim tempie następował uwiąd tych ruchów spowodowany przyspieszonym procesem starzenia się, czyli taką polityczną progerią. Praktycznie nie istnieje już ani KOD, ani Obywatele RP, a tu przecież za pasem decydujące o losach beneficjentów III RP wybory parlamentarne. Żadna z opozycyjnych partii nie jest dzisiaj w stanie wyprowadzić na ulice polskich miast jakiejś znaczącej grupy obywateli, więc postanowiono podczepić się pod dewiantów i terrorystów z LGBT, na co dowodem jest awantura rozpętana po tak zwanym Marszu Równości w Białymstoku. Wygląda na to, że strategia jest już tylko jedna. Skoro światowe lewactwo wytypowało dewiantów z LGBT jako proletariat zastępczy służący wywołaniu nowej rewolucji, to totalna opozycja postanowiła wykorzystać ich jako elektorat zastępczy, o który będzie walczyć do upadłego.

Oczywiście jak zawsze liczyć mogą na pożytecznych idiotów, czyli tak zwanych celebrytów typu Krystyna Janda czy niejaka Matylda Damięcka, córka Macieja Damięckiego, aktora i wieloletniego agenta SB o pseudonimie „Bliźniak”. Obie „gwiazdy” (…) zaczęły rozpowszechniać grafiki, które stawiają rządzoną przez PiS Polskę oraz Kościół na tle hitlerowskiej swastyki.

Oczywiście Schetyna i spółka nie będą głośno wspierać tych najbardziej szalonych postulatów środowisk LGBT, bo to zniechęciłoby resztki ich sympatyków. Tu chodzi o przedstawienie terrorystów z LGBT jako biedne, niewinne i bezbronne ofiary rodzącego się faszyzmu, którego wylęgarnią trzeba okrzyknąć PiS i Kościół. Oczywiście jak zawsze liczyć mogą na pożytecznych idiotów, czyli tak zwanych celebrytów typu Krystyna Janda czy niejaka Matylda Damięcka, córka Macieja Damięckiego, aktora i wieloletniego agenta SB o pseudonimie „Bliźniak” Obie „gwiazdy” bardzo szybko podchwyciły w czym rzecz i w mediach społecznościowych zaczęły rozpowszechniać grafiki, które stawiają rządzoną przez PiS Polskę oraz Kościół na tle hitlerowskiej swastyki. Trzeba być nie lada nieukiem i cymbałem, żeby nie wiedzieć, że księża byli mordowani właśnie przez tych ludobójców, którzy pieczętowali się swastyką.

Cały sens tej akcji bardzo jasno objaśniła Karolina Korwin-Piotrowska, mówiąc z rozbrajającą szczerością:

— Jesteś po stronie bitych albo tych, którzy biją. Nie ma innej możliwości. Serio. Z kolei Palikotna swoim blogu był o wiele bardziej wylewny, pisząc:

— Robić Marsze Równości non stop. I dać się pobić. Stać i czekać, aż cię zjedzą biciem. Zero reakcji. Milczenie. Być pobitym w milczeniu. To da zwycięstwo.

Wszyscy wiemy, czym są te wszystkie „Marsze Równości”. To jedna wielka i wyjątkowo bezczelna prowokacja rozpisana na etapy i obliczona na to, że zgodnie z logiką tłumu oraz rachunkiem prawdopodobieństwa komuś w końcu puszczą nerwy. Palikot mówi im tak naprawdę: prowokujcie non stop, bez hamulców i wszelkimi możliwymi sposobami, a później udawajcie niewinne ofiary faszystów.

Teraz opiszę scenopis wydarzeń, czyli techniczny plan realizacji tego spektaklu opracowany według pisanego w panice i naprędce przez totalnych scenariusza. Otóż objazdowy tęczowy kabaret pt. „LGBT” będzie jeździł od miasta do miasta z tym samym spektaklem, tylko, że owe miasta, do których ów kabaret zawita, nie będą broń Panie Boże przypadkowe. Chodzi o te miejsca, gdzie prezydentem jest wielbiciel bądź przedstawiciel PO, który będzie zezwalał jednocześnie na „Marsze Równości” oraz kontrmarsze „W obronie Rodziny” i najlepiej żeby trasy obu demonstracji ze sobą kolidowały. Konflikt i kolejne zadymy mamy jak w banku, a jandy, damięckie i spółka gromadzą już zapewne cały zapas grafik ze swastykami.

Po akcji policji w Białymstoku należałoby się zastanowić, czy rządzący przyjęli dobrą strategię. Wszystko bowiem wygląda tak, jakby oni również chcieli politycznie wykorzystać występy kabaretu „LGBT”, aby za pomocą działań policji pokazać swoją stanowczość i determinację w walce z przemocą i w obronie praworządności. Najwyraźniej rządzący postanowili machnąć ręką na to, czym naprawdę są te wszystkie Marsze Równości. A są one, jak już wspomniałem, jedną, wielką, z premedytacją dokonywaną prowokacją, gdzie epatuje się golizną, wyuzdaniem, udaje stosunki homoseksualne poprzez wykonywanie ruchów frykcyjnych i łamie prawo, bezczeszcząc symbole religijne oraz obrażając katolicką większość narodu. Każdy taki marsz daje mnóstwo powodów, także prawnych, aby go przerwać, a nawet prewencyjnie zakazać w innych miastach. W wywiadzie dla portalu wPolityce.pl wojewoda lubelski, konstytucjonalista, dr hab. Przemysław Czarnek powiedział:

— Wszystkie tzw. marsze równości są podobne do siebie, zwykle dochodzi na nich do profanacji symboli świętych dla katolików. (…) Raz jeszcze podkreślę, celem „marszów równości” jest wywracanie do góry nogami wartości, na bazie których istnieje społeczeństwo i państwo polskie od 1053 lat. Chodzi im o rewolucję kulturową i seksualną. Ważną kwestią jest to, że nie można oceniać marszu post factum. Nie możemy więc oceniać marszu, którego jeszcze nie było. Oceniamy więc na podstawie tego, co działo się w innych miastach w tego typu marszach. A w Gdańsku, Warszawie czy na Jasnej Górze mieliśmy i zgorszenie, i profanację, i obrażanie uczuć religijnych. I na tej bazie absolutnie można i trzeba zakazywać „marszów równości” w innych miastach, a wtedy nie będzie problemów z bezpieczeństwem na ulicach.

I teraz kilka pytań do polityków PiS-u, których przyjętą strategię w kilku zdaniach już wcześniej nakreśliłem. Dlaczego równie stanowczo nie wkraczacie, kiedy granice przyzwoitości i prawa łamią uczestnicy „Marszów Równości” z LGBT? Dlaczego takich emocji i troski o praworządność nie wzbudzają ataki na kościoły, księży, katolików i naszą wiarę? Na białostockim przykładzie widać jak na dłoni, że te odstawione od koryta środowiska beneficjentów III RP sprytnie swoim zorganizowanym jazgotem nakierowują policję i podpowiadają jej, kiedy ma ostro reagować, a kiedy przymykać oczy. Jeżeli PiS dalej będzie wpisywał się w ten perfidny scenariusz, to część, zwłaszcza młodych, prawicowych wyborców, zacznie już nie tylko sobie samym zadawać pytanie, po czyjej tak naprawdę stronie stoi władza? Mam nadzieję, że zostałem dobrze zrozumiany i nikt nie pomyśli, że staję w obronie tych, którzy rzucają w demonstrujących kamieniami, petardami i kostką brukową. Ja tylko apeluje o reagowanie proporcjonalne do zaistniałej sytuacji, a nie włażenie w buty Schetyny z jego haniebną akcją „Widelec” za którą nie poniósł żadnej odpowiedzialności.

Jeżeli dalej policja będzie tak nadgorliwa w stosunku do przeciwników ideologii LGBT i nadal będzie chciała bić rekordy w liczbie zatrzymanych, to wcześniej czy później pojawią się trudne pytania do ministrów Elżbiety Witek i Zbigniewa Ziobry. Jakie to mogą być pytania? Na przykład: podczas każdego z tak zwanych Marszów Równości dochodzi do łamania prawa poprzez „nieobyczajne wybryki” wywołujące skutki w postaci zgorszenia osób trzecich. Czy jacyś przedstawiciele środowisk LGBT zostali za to ukarani z art. 140 k.w.? Ilu z nich zostało skazanych z art. 196 k.k. za obrazę uczuć religijnych, do której dochodzi podczas każdego marszu?

Myślę, że odpowiedź dla obecnej władzy byłaby niewygodna, a nawet kompromitująca. Dlaczego ta banda tęczowych terrorystów jest traktowana ulgowo? Czy wszystko usprawiedliwia strach przed lewacką międzynarodówką i głośnym szczekaniem dochodzącym ze światowych psiarni Sorosa?

I jeszcze kilka słów o sile tej „tęczowej armii”. Napoleonowi przypisuje się te słowa: Armia baronów, której przewodzi lew, jest silniejsza od armii lwów prowadzonej przez barana.

Środowiska LGBT to właśnie taka bardzo nieliczna armia baranów, która swoje sukcesy zawdzięcza wyłącznie przewodzącej jej i finansującej lewackiej międzynarodówce z takimi ludźmi jak George Soros na czele. Bez tego przywództwa ich nie ma. Od wielu już lat wszystkie poważne badania wskazują, że homoseksualiści stanowią około 2 proc. światowej populacji. Na podstawie badań okazuje się też, że ponad 90 proc. homoseksualistów w ogóle nie angażuje się w te wszystkie tęczowe marsze i zadymy. Mało tego, wielu z nich jest takiemu zaangażowaniu przeciwnych. Oni podobnie jak osoby heteroseksualne nie epatują publicznie swoją seksualnością, dostosowując się do obowiązujących norm kulturowych. Oni nie zostali pozbawieni cechy zdrowego .wstydu, który odróżnia ludzi od zwierząt. Taki zdrowy wstyd pozwala bowiem chronić ludzką godność. Dlatego nie ulegajmy propagandowym lewackim mitom wmawiającym nam, że wobec każdego jesteśmy zobowiązani okazywać należny mu szacunek. Zgoda, jeżeli chodzi o wywodzący się z naszej religii szacunek dla człowieczeństwa. Nie ma jednak zgody na to, aby pod pretekstem szacunku dla człowieczeństwa zmuszać nas do szanowania zachowań, które w żadnym wypadku na szacunek nie zasługują. Nie możemy pozwolić na to, aby terroryzował nas chamski, hałaśliwy margines. Przyjmijmy raz na zawsze do wiadomości, że nie istnieje żadna dyskryminowana mniejszość LGBT walcząca o akceptację w społeczeństwie. Hipokryzja leje się rwącymi strumieniami, bo w rzeczywistości ta agresywna, buńczuczna mniejszość prowokuje i pluje na katolicką większość, sięgając nawet po bluźnierstwa. Oni walczą o tolerancję rozumianą jako możliwość bezkarnego wyszydzania ludzi wierzących, poniżania ich i obrażania Pana Boga. Na koniec chciałbym wszystkim uzmysłowić, że te ataki na katolików i naszą wiarę to nie jest wymysł naszych czasów. One jedynie wchodzą w ostatnią decydującą fazę, w której my wydajemy się słabsi niż nasi przodkowie.

Na Plantach niedaleko Wawelu stoi pomnik eugenika i, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, lewaka, Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

Otóż w 1938 roku Boy-Żeleński przybył z wizytą do robotników Oświęcimia, aby przekonać ich, że Boga nie ma. Tak tę wizytę opisał w książce 50 lat w zakonie duszpasterz Polonii, jezuita o. Stanisław Skudrzyk:

— W1938 r przyjechał z Warszawy pan Boy-Żeleński z odczytem dla robotników miejscowej fabryki, zamienionej później na obóz koncentracyjny, pod tytułem: „Czy jest Bóg?” Na odczyt przyszło ponad 2.000 robotników. Boy z wielką swadą „udowadniał”, że Boga nie ma. Na końcu upojony powodzeniem wyciągnął dłoń ku niebu i zaczął bluźnić. „Gdyby Bóg był na niebie, nie zniósłby moich bluźnierstw, ale zabiłby mnie piorunem z nieba”. Popatrzył tryumfalnie po sali. Nastało grobowe milczenie. Wtedy podszedł do niego na mównicę miejscowy kowal i mówi: „Panie, wobec Wszechmocnego Boga jest pan nikłym proszkiem. Na Pana wystarczy ręka kowala” i trzasnął tak mocno w bluźnierczą twarz, że Boy potoczył się pod mównicę. Wtedy dopiero sala się opamiętała. Zaczęto gwizdać i krzyczeć: „Precz z bluźniercą!” Musiano niefortunnego mówcę wyprowadzić tyłem, bo by go sromotnie robotnicy pobili.

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.