Rafał Gan-Gandowicz
Kondotierzy
Kondotierzy to lektura młodości. Kiedy wiele lat później Rafał został kolegą, poczytywałem to sobie za zaszczyt. Zbliżyły tatarskie korzenie, namiętność do dobrej whisky i umiejętność posługiwania się bronią. Rafał był kolorowym ptakiem, bohaterem żywcem wyjętym z powieści Sergiusza Piaseckiego, na dodatek potrafił świetnie pisać i jeszcze lepiej opowiadać. Kiedy o nim myślę — mimowolnie — staję na baczność. Gan-Ganowicz, zawadiaka i polski bohater.
Witold Gadowski
Mackiewicz to antykomunizm intelektu i literackiej wyobraźni. Rafał Gan Ganowicz to antykomunizm czynu i zagończykowstwa rycerzy spod kresowych stanic. Ale obaj byli z tej samej, polskiej, wolnościowej bajki o starej Rzeczypospolitej. Tak żył Rafał. Jego marzeniem była – jak powiadał – piękna śmierć w boju z czerwonym, aby zainspirować następne pokolenia. Na szczęście nie zginął, ale dał się naciągnąć na napisanie tej książki, która była, jest i będzie inspiracją dla nieobojętnych.
Prof. Marek Jan Chodakiewicz
Kondotierów polecili mi pod koniec lat 80. koledzy z NSZ-u. Jako literatura „drugiego obiegu” była wtedy ta niezwykła książka, wśród wrogo nastawionych do komuny studentów, prawdziwym bestsellerem. Była potwierdzeniem legendy białych najemników walczących w słusznej sprawie, jako ostatnich błędnych rycerzy XX stulecia. Legenda stworzonej przez Fredericka Forsytha książka Psy wojny. Nie przypuszczałem wówczas, że nasze losy w niedalekiej przyszłości się skrzyżują i że dzięki Rafałowi Gan-Ganowiczowi, także jego książce, trafię na wojnę do Konga (wtedy Zairu). Tyle, że już jako dziennikarz.
Andrzej Rafał Potocki
W 25. rocznicę powstania „Solidarności Walczącej”, latem 2007 roku, prezydent Lech Kaczyński nadał jej działaczom i współpracownikom ordery i odznaczenia państwowe. Wśród odznaczonych pośmiertnie był Rafał Gan-Ganowicz. Kraj zaczyna upominać się o Rafała w ten sam sposób, w jaki upominać się będzie o tych, których na Łączce chowano w mundurach Wehrmachtu, upominać o takich jak Ryszard Kukliński, rotmistrz Pilecki, czy dziesiątki bezimiennych , których łączy ponadczasowe rozumienie tego, co nazywamy Polską.
Henryk Skwarczyński
Przedmowa
„Rawicz. To jest bardzo znane nazwisko z Wolnej Europy. Ja wiem kto to jest!… Muszę panu powiedzieć, że sposób, w jaki opowiadana jest historia i sytuacja Okrągłego Stołu – bo pan to pomija… z czerwonymi żadnego paktowania! Latarnie! Sznury! Wieszanie! (…) Taka jest ideologia. (…) To znaczy pan byłby za tym: utopić wszystko we krwi, żadnego dogadywania się z czerwonymi!”
Tak pracownik telewizji publicznej wypowiadał się w czasie kolaudacji filmu Piotra Zarębskiego na temat Rafała Gan-Ganowicza w styczniu 1998 roku. Jednej z bardziej fascynujących postaci polskiej rzeczywistości powojennej.
Urodził się w roku 1932 w okolicach Wawra, choć rodzice mieli też dom na Żoliborzu. Ojciec w latach dwudziestych był poszukiwaczem przygód w Ameryce Południowej, gdzie stał się współwłaścicielem kopalni złota. Wywodził się z uszlachconej przed wiekami, za zasługi dla Rzeczypospolitej, rodziny tatarskiej.
We wrześniu 1939 roku rozpoczyna się czwarty rozbiór Polski. Matka Rafała ginie na początku wojny zabita przez Niemców. W Powstaniu Warszawskim do ukrytego w piwnicy, wraz z innymi, chłopca zagląda mężczyzna z biało-czerwoną opaską na ramieniu. Rzuca: „Ojciec zginął”, aby zaraz wyjść i powrócić do walczących.
Architekt dziejów, Józef Stalin, rozpoczyna przebudowę nabytego folwarku, którym zamierza zarządzać. „Prześladowano już nie tylko za czyny, ale i za słowa. Starano się zabijać myśli. Garstka młodzieży, walcząca o źdźbło prawdy za pomocą ulotek i napisów na murach zrujnowanej Warszawy, ryzykowała więcej niż życie. Tortury były na porządku dziennym” – pisze Gan-Ganowicz. Tymczasem w dalekiej Ameryce agenci w rodzaju Oskara Langego czy Bolesława Geberta prowadzą działalność, której celem jest ustawienie światowej opinii publicznej wobec takich jak Rafał. We Wrocławiu odbywa się Kongres Obrońców Pokoju. Występują Picasso i Eluard. Nie przeszkadza im, że obok szaleje terror, że ludzie znikają w taki sposób, jak zniknął z polecenia Jerzego Borejszy dyrektor Ossolineum Antoni Lewak.
W tym czasie powstają wiernopoddańcze wiersze Wisławy Szymborskiej i Adama Ważyka, a do PZPR-u wstępują z biciem w bębny Ryszard Kapuściński i Tadeusz Konwicki. Wiwisekcję, tego co się dzieje, przeprowadził Leopold Tyrmand: „W USA nawet wśród specjalistów od komunizmu panuje przekonanie, że wyższe sfery w społeczeństwie komunistycznym to członkowie partii i rządu, wyższej rangi wojskowi i wysoka kadra przemysłowa. Nic bardziej błędnego. (…) Prawdziwe wyższe sfery to ich lokaje – pisarze, cyniczni intelektualiści, artyści, dziennikarze, którzy za szeleszczące papierki i zwolnienie z odpowiedzialności sprzedają swoją gotowość do każdego fałszu”.
Tacy jak Gan-Ganowicz próbowali walczyć. Kolportowali afisze i ulotki: „Tajniacy z Urzędu Bezpieczeństwa nie próbowali nas nawet zatrzymywać. Strzelali jak do kaczek. Jeden z kolegów został ranny w płuco, innemu przestrzelili kolano. (…) Jeszcze innego dobili w śledztwie. Nikogo nie wydał. Postanowiliśmy się bronić. W ścisku tramwajowym kradliśmy milicjantom pistolety. Rozbroiliśmy w ciemnej ulicy sowieckiego żołnierza. Przy naklejaniu plakatów był teraz kolega w «obstawie». Gdy strzelano do nas, ukryta w ruinach «obstawa» odpowiadała ogniem. Ubecy stali się mniej odważni”.
Kiedy Stalin umierał, społeczeństwo było spacyfikowane. Rok 1956 był tego ilustracją. Sen o wolności był towarem równie rzadkim, jak w sklepach szynka. Kraj będzie obrastać w kolejne warstwy reformatorów systemu.
Gan-Ganowicz już w tym wszystkim nie uczestniczy. W czerwcu 1950 roku opuszcza kraj z pistoletem w ręku. Jego ucieczka stanie się inspiracją dla wkraczającej w życie młodzieży kolejnego millenium. Legenda jego ścierania się z komunizmem rośnie proporcjonalnie do tego, jaką przynosi wiedza odnośnie lat zniewolenia Polski. Uciekinierzy z niej, tacy jak Gan-Ganowicz, nie mieli złudzeń. Kraj przemienia się w laboratorium, w którym celem będzie wyhodowanie nowego typu człowieka. Prawdziwe przy tym zwycięstwo komuniści mieli odnieść nie jednak, jak wielu zakłada, pomiędzy rokiem 1956 a 1970, ale w roku 1989, kiedy pod uniesionym w górę kloszem wystrzelił produkt ich chowu.
Tymczasem Gan-Ganowicz, po otrzymaniu w dziewięć lat po ucieczce z kraju patentu oficerskiego z rąk generała Andersa, a także po ukończeniu szkolenia dla spadochroniarzy, wyjeżdża do Konga. Znajduje się tam rodzaj poligonu doświadczalnego, gdzie wyszkoleni w Rosji lub jej krajach satelickich instruktorzy, prowadzeni przez Patrice’a Lumumbę, chcą doprowadzić do przejęcia władzy przez komunistów. Oto opis jednego z nich: „Był nagi, z wyjątkiem skórzanej przepaski na biodrach, na szyi wisiały amulety: zęby małpie, wysuszone głowy jaszczurek i jakiś woreczek z wężowej skóry. Kazałem sobie ten woreczek dać. Jeniec dostał szalu. Bronił się tak, że trzech Katangijczyków z trudem dało sobie z nim radę. Zajrzałem do woreczka. Znajdowały się w nim cztery złote obrączki i jakiś dokument. Oniemiałem ze zdumienia. Był to dyplom czeskiego uniwersytetu w Pradze. Wydział medyczny. Kazałem jeńcowi zmyć twarz. Fotografia się zgadzała. Mój «dzikus» ukończył medycynę w Pradze…”.
Wśród walczących z inspirowaną przez Rosję rebelią nie brakowało Polaków. Była tam legenda Czarnej Afryki – kapitan Kowalski, był Józef Swara, Stanisław Krasicki czy kapitan Topór-Staszak. Z tymi ostatnimi Gan-Ganowicz przeprowadza operacje „Znicz”, która zadała rebeliantom decydujący cios i jak autor pisze, mogłaby przejść do historii jako Wojna Trzech Polaków, gdyby nie fakt, że do historii – w przeciwieństwie do Lotnej Wajdy – w ogóle nie przeszła.
Kiedy w Afryce toczyły się walki, Władysław Gomułka torturował polskie społeczeństwo przemówieniami. Dwadzieścia lat komunizmu przynosiło wyniki. Ludzie stawali się bierni i tracili zapał do stawiania oporu. Duch, który towarzyszył odrodzonemu po latach rozbiorów państwu, zginął bezpowrotnie. Wszystko, co później następuje, to zupełnie inna Polska. Inni Polacy. Symbolem tej inności i tych przemian stanie się komunistyczny opryszek w rodzaju Zygmunta Baumana, którego życiowe meandry wiodą od munduru Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego po profesorską togę, czy z młodszego narybku – choćby sędziego Tuleję.
Kiedy toczą się frakcyjne walki pomiędzy „chamami” a „żydami”, prowadzące w efekcie do wydarzeń roku 1968, Gan-Ganowicz jest już w Jemenie: „W mało znanym kraju, w wojnie, o której mało kto słyszał, po raz pierwszy od wielu lat znów dane było Polakowi stanąć z bronią w ręku naprzeciw Armii Czerwonej. I los chciał, żebym ja właśnie był tym Polakiem. Błogosławiony los”.
Gan-Ganowicz zaprawiony jest w polowaniu na, obsługiwane przez żołnierzy Armii Czerwonej, T-54. Potem napisze: „Trzeci czołg rozwaliłem nieco później. Wówczas już trudno było zrobić zasadzkę. Nauczeni doświadczeniem Sowieci przestali jeździć nocami, a w dzień poruszali się tylko pod osłoną piechoty. Jednakże moi «łowcy czołgów» rozeszli się po Jemenie i długo jeszcze dochodziły mnie echa ich wyczynów. Rosjanie płacili teraz śmiercią za udział w najeździe na ten wolny kraj. Byłem dumny, że się do tego przyczyniłem. Przeżywałem okres euforii: nareszcie ONI ginęli z ręki Polaka”.
Wojna w Jemenie nie była bynajmniej końcem aktywności Gan- Ganowicza. Kiedy powstała „Solidarność”, przyłączył do walki jako paryski korespondent Radia Wolna Europa, a po wprowadzeniu stanu wojennego jako przedstawiciel „Solidarności Walczącej”. Nie zapomniał też, że bezpośrednia walka z Rosjanami toczy się w dalekim Afganistanie. Opracował plan i kosztorys wysłania tam międzynarodowego Legionu złożonego z ochotników. Jako ktoś w rodzaju oficera łącznikowego przywiozłem ten projekt ze sobą do Ameryki. Przyjęty zostałem w Białym Domu przez doradcę ds. Bezpieczeństwa Narodowego w administracji Ronalda Reagana, Johna Lenczowskiego. Pisał o tym później Marek Jan Chodakiewicz. Jest to już jednak zupełnie inna historia.
Po odzyskaniu przez Polskę suwerenności, działalność i książka Rafała Gan-Ganowicza stała się legendą. Pierwszy program TVP, pod presją znacznej grupy parlamentarzystów, pokazał film Piotra Zarębskiego, film który kolaudanci zamierzali skazać na zapomnienie. Do jego emisji przyczynił się artykuł Andrzeja Rafała Potockiego pod tytułem: Kto się boi Rafała Gan-Ganowicza?
Gan-Ganowicz powrócił na stałe do Polski, zamieszkując początkowo w Józefowie pod Warszawą, a później w Lublinie. Tam też w roku 2002 oddał ducha ten jeden z najświetniejszych żołnierzy, jakich miała Rzeczypospolita.
Legendy o nim wciąż obawiają się tysiące. Mniej dziś wśród nich tych, którzy mordowali, bo ci są na wymarciu. Ale są jeszcze ci, o ileż liczniejsi, którzy uczestniczą w starciu, które doskonale spuentował ojciec sióstr Radwańskich – Robert Radwański: „Dziś mamy starcie trzeciego pokolenia AK z trzecim pokoleniem UB”. Z tego starcia jedna tylko przecież strona wyjdzie zwycięsko, bo tradycja jest w swych wymaganiach nieubłagana.
W 25. rocznicę powstania „Solidarności Walczącej”, latem 2007 roku, prezydent Lech Kaczyński nadał jej działaczom i współpracownikom ordery i odznaczenia państwowe. Wśród odznaczonych pośmiertnie był Rafał Gan-Ganowicz. Kraj zaczyna upominać się o Rafała w ten sam sposób, w jaki upominać się będzie o tych, których na Łączce chowano w mundurach Wehrmachtu, upominać o takich jak Ryszard Kukliński, rotmistrz Pilecki, czy dziesiątki bezimiennych, których łączy ponadczasowe rozumienie tego, co nazywamy Polską.
Henryk Skwarczyński