Marcin Bielski (1495-1575)
Hetman Jan Zamoyski (1542-1605)
Hetman Stanisław Żółkiewski (1547-1620)
Marcin Bielski (1495-1575)
Był jednym z tych światłych ludzi epoki Odrodzenia i rozkwitu Rzeczypospolitej, którzy piórem swym starali się jak najbardziej przysłużyć ojczyźnie.
Sprawy żołnierskie, troska o obronność i siłę wojenną kraju zajmują dużo miejsca nie tylko w jego spuściźnie pisarskiej, ale i w życiu. Za młodych lat nie raz dosiadał konia i ruszał na wyprawy wojenne, po raz pierwszy w roku 1524 przeciwko Tatarom, kiedy ci, jak później sam opowiadał, „jednego dnia wszytką przemyską ziemię i sanocką zapalili, gdy u Mościsk leżeli”. W roku 1531 poszedł z Janem Tarnowskim na wojnę przeciw Wołochom i uczestniczył w sławnej wiktorii pod Obertynem. Trzy lata później znowu walczył z Tatarami na Wołyniu…
Potem jednak zmienia się całkowicie tryb jego życia. Osiada na wsi i zawiesiwszy szablicę na kołku chwyta za pióro. Pisał bardzo dużo i o różnych sprawach — tworzył dzieła historyczne, filozoficzne, wiersze i satyry. Największą jego pracą jest Kronika wszystkiego świata, która jeszcze za życia autora doczekała się kilku wydań. Nas zainteresuje jednak inne jego dzieło — napisana w 1569 r. Sprawa rycerska, czyniąca z Bielskiego historyka i teoretyka wojskowości.
Przystępując do pisania tej pracy miał Bielski na myśli – wyraźny cel moralizatorsko-dydaktyczny — chciał pobudzić ducha rycerskiego w narodzie. Trapiła go obawa przed „zależeniem w pokoju”, przed osłabieniem obronności kraju. A siłę wojenną Polaków chciał widzieć potężną i z tego jeszcze względu, iż nie przestawał domagać się zupełnej inkorporacji Prus i marzyć o tym, aby Niemcy Polsce „Śląsko wrócili, które książęta polskie naonczas przepili”.
Rozwija też Bielski na stronicach swej książki długi ciąg dziejów wojskowych, dużo miejsca — jak to wówczas było w zwyczaju — poświęcając czasom starożytnym.
W wojownikach greckich i rzymskich — w ich sprawności, męstwie i odwadze — widział wzór godny do naśladowania. Pisze m. in. dokładnie o ćwiczeniach, organizacji, uzbrojeniu, pochodach i obozowaniu Greków i Rzymian. Potem dodaje wykład ich taktyki. Na dalszych stronicach opowiada „o fortelach i zasadzkach, które po grecku zowią strategemata”. Jest to barwnie opisany zbiór anegdot o słynnych wojownikach starożytnych, o ich przebiegłości, podstępach wojennych itp.
Oddzielną, szóstą część książki przeznacza Bielski na wykład sztuki oblężniczej. Zawarty tu jest opis różnorodnych machin oblężniczych oraz podane liczne przykłady zdobywania zamków.
Pozostała część Sprawy rycerskiej poświęcona jest w zasadzie tematyce, którą, używając dzisiejszej terminologii, nazwać byśmy mogli wiadomościami o armiach obcych, przede wszystkim państw z Polską sąsiadujących. Rzecz oczywista, iż „wiadomości1* te podane są w sposób bardzo specyficzny, niemniej jednak ciekawy i pouczający. Jest to część dzieła Bielskiego, w której jest on najbardziej oryginalny, podaje dużo własnych spostrzeżeń i wniosków. Tak np. szczegółowo przedstawia armię turecką upatrując w niej głównego przeciwnika Polski. Pisze o organizacji wojska sułtana, zwłaszcza hufców janczarskich, opisuje pochód armii tureckiej, przedstawia nawet sposoby rozbijania namiotów i obwarowywania obozu, pisze o taktyce poszczególnych rodzajów wojsk tureckich podczas bitwy. Wskazówki te były bardzo cenne dla współczesnych rycerzy.
Pisze też Bielski o Tatarach i Wołochach, o organizacji ich wojska i taktyce, przytaczając sporo przykładów wziętych z własnego doświadczenia.
Stosunkowo mały jest rozdział pt. Obyczaj i zachowanie w rzeczach rycerskich naszych Polaków. Po krótkim rysie historycznym następuje zwięzły opis „porządku służby żołnierskiej” — popisów wojska, obozowania, szyków, niektórych bitew itp. Jednakże w porównaniu z tym, co pisał Bielski o starożytnych i sąsiadach, można mieć do niego pretensję, iż sprawy rodzime potraktował zbyt marginesowo.
Ogólnie jednak Sprawa rycerska jest dziełem ciekawym i cennym. Książka Bielskiego — na równi z pracami innych autorów — świadczy, iż w wieku XVI wzbogacała się i rozkwitała polska myśl wojskowa, że sprawy obronności państwa, wzmocnienia naszego wojska były przedmiotem troski wielu Polaków. Zasadnicze dążenie do podniesienia ducha rycerskiego w narodzie wyraził Bielski w maksymie:
„Lepsza zbroja, rohatynka, szabla i siekierka,
Niźli kufel albo karta, w biesiadzie tryjerka…”
Hetman Jan Zamoyski (1542-1605)
Jan Zamoyski, kanclerz i hetman wielki koronny, w ciągu kilku dziesiątków lat odgrywał dominującą rolę w życiu Rzeczypospolitej. Była to postać na wielką miarę, jakich niewiele spotkać możemy w naszych dziejach. Działalność jego przypadła na okres, gdy Polska znajdowała się u szczytu swej potęgi i sławy. Wszystkie poczynania kanclerza-hetmana szły w kierunku utrzymania, a nawet rozszerzenia siły i wpływów Rzeczypospolitej.
Wywodząc się z niedawno wzbogaconego rodu szlacheckiego, był Zamoyski rzecznikiem szerokiego ogółu szlachty, a jednocześnie obrońcą władzy centralnej wobec odśrodkowych dążeń magnatów. Światły umysł, humanista o gruntownym wykształceniu, świetny mówca sejmowy i mąż stanu — stał się jednocześnie wodzem wojskowym dużej miary. To on godność hetmańską wzniósł na największe wyżyny, pod jego to komendą wyrośli Stanisław Żółkiewski, Karol Chodkiewicz, Marek Sobieski i inni sławni żołnierze.
Sprawami wojny i wojska zajął się bezpośrednio Zamoyski dopiero w wieku dojrzałym, znacznie wcześniej zaczynając swą cywilną karierę państwową. Przyciągnął go do wojaczki jego protektor i przyjaciel, król Stefan Batory, podczas wojny z Moskwą w latach 1579—82. Zamoyski odznaczył się w czasie zdobywania zamków Wieliża i Zawołocia oraz podczas oblężenia Pskowa.
Jako wódz zasłynął najbardziej Zamoyski w innej wojnie, prowadzonej przeciw supremacji Habsburgów w Polsce. Po śmierci Batorego swoją kandydaturę do korony polskiej zgłosił austriacki arcyksiążę Maksymilian. Mimo iż jednocześnie obrany został królem polskim Zygmunt, pochodzący ze szwedzkiej dynastii Wazów, Maksymilian, popierany przez część magnaterii polskiej, postanowił siłą narzucić swe prawa. Na czele kilkutysięcznego wojska wkroczył on jesienią 1587 r. do Polski i pomaszerował wprost m Kraków.
Obroną kraju przeciw uzurpatorowi i najeźdźcy pokierował hetman Jan Zamoyski. Umocniwszy pospiesznie Kraków, zorganizował obronę stolicy, osobiście stając na jej czele. 24 listopada wojska Maksymiliana ruszyły do szturmu Krakowa. Udało się im wedrzeć w obręb miasta, aż pod kościół Karmelitów. W krytycznej chwili — jak wynika ze świadectwa jednego z oficerów niemieckich — na spotkanie atakującym wybiegł oddział czarno ubranej (na znak żałoby po śmierci Stefana Batorego) piechoty, mający na czele również czarno przyodzianego rycerza, który, trzymając w ręku chorągiew, z wielkim impetem ruszył w sam środek Austriaków i wstrzymał ich zwycięski pochód. Rycerzem tym był Zamoyski. Piechota polska, zagrzana przykładem wodza, wyparła wroga za szańce z wielkimi dla niego stratami.
Maksymilian zmuszony został do odwrotu, ale nie zaprzestał swych knowań. Zamoyski postanowił więc doścignąć i rozbić jego oddziały. Do bitwy doszło 24 stycznia 1588 r. pod miasteczkiem śląskim Byczyną, położonym tuż za polską granicą. Pragnąc oskrzydlić wroga, Zamoyski dokonał śmiałego marszu boczną drogą przez Wota. Początek walki nie był jednak dla Polaków pomyślny. Wysłana przez Zamoyskiego na skrzydła wojsk Maksymiliana lekka jazda polska została odparta. Decydujące okazało się dopiero uderzenie ciężkiej kawalerii pod Żółkiewskim i Pękosławskim, które zmieszało szyki Austriaków. Zamieszanie to wkrótce przemieniło się w-panikę i rozpaczliwą ucieczkę. Klęska Maksymiliana była całkowita: wojsko jego zostało rozproszone (niektóre oddziały zapędziły się w ucieczce aż do Wrocławia), a on sam trafił do niewoli.
W latach następnych Zamoyski czynny jest jeszcze niejednokrotnie w polu. W roku 1594 walczy z Tatarami, w latach 1595 i 1600 odbywa zwycięskie wyprawy do Mołdawii, która była wówczas terenem nieustannego ścierania się wpływów polskich, tureckich i austriackich.
Dużą rolę odgrywa również Zamoyski w wojnie ze Szwecją. Należy do tych ludzi, którzy widzą konieczność rozbudowy silnej floty polskiej na Bałtyku. W takich oto słowach zwracał się on do króla: „Jako wierna rada W. Kr. Mci, upraszam go, abyś (…) starał się także i ze swej strony mieć flotę, byś nią strzegł Gdańska, Królewca i Rygi, bronił nią nawom nieprzyjacielskim przystępu do brzegów naszych. Tymczasem jednak kierował działaniami przeciw Szwedom na lądzie, w Inflantach. Mimo ciężkich warunków, braku funduszów potrafił z głodnym, nie opłacanym wojskiem osiągnąć znaczne sukcesy. W grudniu 1601 r. zdobył twierdzę Wolmar, a w maju 1602 r. — Felin. W końcu czerwca stanął pod wielką fortecą — Białym Kamieniem. Potężne umocnienia czyniły ją prawie niedostępną, Zamoyski znalazł jednak jej słabe miejsce. Na północy, od strony bagien, gdzie mury nie były tak silne, hetman zbudował groblę i zatoczył na nią działa. Ogień ich okazał się skuteczny — w ceglanej ścianie wybity został wyłom, następne pociski wznieciły pożar stojących opodal budynków. Widząc to, Szwedzi skapitulowali, nim jeszcze doszło do szturmu.
Było to już ostatnie zwycięstwo sędziwego hetmana. Osłabiony znacznie na zdrowiu, przekazał kierownictwo dalszą walką w ręce godnego następcy — Karola Chodkiewicza.
Zmarł Jan Zamoyski w niespełna trzy lata potem w założonym przez siebie i nade wszystko umiłowanym Zamościu.
Hetman Stanisław Żółkiewski (1547-1620)
O ile Jan Zamoyski pierwszy opromienił godność hetmańską w Polsce najświetniejszym blaskiem — to jego uczeń Stanisław Żółkiewski godnie kontynuując dzieło swego mistrza zyskał jeszcze większy rozgłos i popularność. Ale w swym trudzie żołnierskim nie kierował się on żądzą sławy i zysku. Wręcz odwrotnie — Żółkiewski służyć może za wzór prawego żołnierza i obywatela, wynoszącego dobro publiczne nad sprawy prywatne. Wysiłki swe poświęcił bez reszty służbie dla króla i Rzeczypospolitej. Wyznaniem najszczerszej prawdy, a nie przechwałką, brzmią też słowa jego testamentu: „A jako tak się czuję, żem cnotliwie, wiernie służył Jego Król. Mci panu swemu, krwie i zdrowia swego dla służby Jego Król. Mci i Rzeczypospolitej nie żałując, tak mam nadzieję u Jego Król. Mci będą w wdzięcznej pamiątce jakiekolwiek atoli chętliwe pracowite zasługi moje…”
Nie jest rzeczą przypadku, że szlachetna postać wielkiego hetmana, otoczona w dodatku aureolą męczeńskiej śmierci, przyciągnęła uwagę wielu autorów i została ukazana w naszej literaturze pięknej i naukowej.
Stanisław Żółkiewski uczęszczał do szkół zarówno w kraju, jak i za granicą. Najwięcej wszakże wiedzy i praktycznych umiejętności zdobył na dworze Jana Zamoyskiego. Pilnością i zdolnościami zyskawszy przychylność hetmana, przy jego pomocy i wsparciu zaprawiał się do służby wojskowej i politycznej.
W roku 1577 Żółkiewski wyruszył na wyprawę przeciwko zbuntowanym gdańszczanom i uczestniczył w ich poskromieniu pod Lubieszowem. W latach 1579—1581 uczestniczył w wyprawach Batorego przeciwko Moskwie, dając dowody odwagi i talentu wojskowego, zwłaszcza w walkach przy oblężeniu Pskowa.
Szersze uznanie zyskał jednak dopiero od czasu bitwy pod Byczyną (1588), w której hetman Zamoyski rozgromił pretendującego do polskiego tronu arcyksięcia austriackiego Maksymiliana. W krytycznym momencie walki Żółkiewski uderzył na wroga na czele ciężkiej jazdy. Łamiąc szyki Austriaków zdobył wówczas wielką żółtą chorągiew Habsburgów. Sukces ten okupił ciężką raną odniesioną w boju. Nagrodzony został za tę bitwę hetmaństwem polnym koronnym, a potem kasztelanią lwowską.
Coraz większą rolę odgrywał Żółkiewski w dalszych wojnach i wyprawach wojsk Rzeczypospolitej. W 1595 r. towarzyszył Zamoyskiemu w pochodzie na Multany. Następnie walczył na Ukrainie. W roku 1600 znowu bil się w księstwach naddunajskich.
Wkrótce potem wyruszył u boku Zamoyskiego na wojnę przeciwko Szwecji i odniósł w 1602 r. świetne zwycięstwo pod Rewlem (Tallinnem) nad silami szwedzkimi.
W roku 1606 odpędził najazd tatarski na południowo- wschodnie rubieże Rzeczypospolitej.
Chociaż Żółkiewski, idąc za przykładem Zamoyskiego, znajdował się niejednokrotnie w opozycji wobec polityki Zygmunta III, był jednak całkowicie lojalny i wierny w stosunku do króla. Dał tego wymowny dowód podczas rokoszu Zebrzydowskiego. Bez wahania stanął po stronie króla i wystąpił przeciwko Zebrzydowskiemu, bijąc go pod Guzowem.
Szczególną, historyczną rolę odegrał Żółkiewski podczas wyprawy moskiewskiej w latach „smuty”. Mając niewiele ponad 5 tysięcy żołnierzy pobił na głowę pod Kłuszynem 4 lipca 1610 r. 30-tysięczną armię moskiewską. Wkrótce potem wkroczył do Moskwy i zawarł z bojarami ruskimi umowę, mocą której na tron moskiewski powołany miał być królewicz Władysław. Swych dotychczasowych przeciwników Żółkiewski zjednał ludzkim postępowaniem i tolerancyjnością religijną. Zarysowująca się możliwość unii polsko-moskiewskiej udaremniona została jednakże przez Zygmunta III, który nie uszanował układu podpisanego przez: Żółkiewskiego.
W roku 1618 Żółkiewski otrzymuje buławę hetmana wielkiego koronnego, w tymże roku zostaje kanclerzem. W rękach jego skupiają się nie tylko sprawy wojskowe, lecz i polityczne. W tych latach wysuwa się na czoło kwestia stosunków z Turcją. Żółkiewski pragnął początkowo zażegnać wojnę z sułtanem drogą układów. Następnie jednak widząc, iż groźba ze strony Wysokiej Porty staje się coraz bardziej widoczna, postanawia uprzedzić atak turecki. W 1619 r. przedkłada w sejmie szczegółowy plan wojny zaczepnej z Turcją, który nie został jednak przyjęty.
W rezultacie w roku następnym trzeba było chwycić się improwizacji, kiedy wypadło ruszyć w sukurs hospodarowi mołdawskiemu Grazianiemu, który zamierzając wyzwolić się spod zależności tureckiej wezwał Polskę na pomoc. Żółkiewski gromadzić zaczął wojska nad Dniestrem, szykując się do pochodu. Na wyprawę nie ruszał jednak z lekkim sercem, zdając sobie sprawę z jak groźnym przeciwnikiem wypadnie mu mieć do czynienia. Oto wymowne słowa jego listu do króla, pisane w Barze 26 sierpnia 1620 r.: „Wojna z Turki nie igraszka; albo Turki trzeba zrazić z ich przedsięwzięcia, którzy chcą tej Rzeczypospolitej i wszystkiemu światu panować, albo Tobie królestwo stracić. Zginie, czego strzeż Boże, Rzeczpospolita…” Prosił też króla usilnie o zgromadzenie odpowiednich środków, aby rozpoczynającą się wojnę należycie zabezpieczyć.
Doraźnie jednak Żółkiewski zebrał niespełna 10 tysięcy wojska i dnia 3 września przeprawił się z nimi przez Dniestr, ruszając na wroga. Do spotkania z połączonymi siłami turecko-tatarskimi liczącymi około 40—50 tysięcy łudzi doszło pod Cecorą nad Prutem. Nie patrząc na dużą przewagę liczebną nieprzyjaciela Żółkiewski podjął próbę pobicia go w walnej bitwie. Doszło do niej dnia 19 września. Nie przyniosła ona jednak rozstrzygnięcia, choć obie strony poniosły znaczne straty. W rezultacie Żółkiewski cofnąć musiał swe wojska do umocnionego obozu.
O wiele jednak gorsze następstwa od nie rozstrzygniętej bitwy spowodował bunt niektórych dowódców wojskowych. Zabierając około 3 tysięcy żołnierzy rzucili się oni do haniebnej ucieczki. W następstwie poniesionych strat i dezercji siły Żółkiewskiego stopniały niemal o połowę.
Mimo to hetman nie tracił nadziei. Powstrzymał dalsze objawy zamieszania i aby wygrać na czasie, chwycił się układów. W tej trudnej sytuacji 24 września donosił królowi: „Wojska sułtan Gałga i Skinder-Basza mają wielkie, dobrze więcej nad 60 000. Zapuścili się prosto byli ku państwom Rzeczypospolitej, atośmy ich tu zabawili, odważywszy na to zdrowie swoje. I dalej, co się godzi wiernym W. Król. Mci sługom i dobrym synom ojczyzny czynić będziemy według największego pomnożenia naszego.
Gdy rokowania nie dały rezultatu, Żółkiewskiemu nie pozostało nic innego, jak podjąć próbę przebicia się. Nakazał uformować z wozów tabor 300 kroków szeroki i 600 długi. W ukryciu za czworobokiem wozów postępować miało wojsko polskie. Po południu 29 września ruchoma ta forteca złamała pierścień tatarski i mimo nieustannych ataków wroga ruszyła na północ w kierunku Dniestru. Turcy i Tatarzy szli z boków, z tyłu, zabiegali do przodu nękając Polaków wypadami, palili przed nimi trawy, osady, bronili dostępu do wody. A mimo to obóz Żółkiewskiego krok za krokiem posuwał się naprzód. Wycieńczonych do kresu sił żołnierzy pokrzepiała rosnąca nadzieja ratunku.
Minął tydzień w ustawicznym pochodzie i walce. I nagle 6 października, gdy od zbawczych granic Rzeczypospolitej dzieliła tabor niewiele więcej niż mila — w obozie polskim wybuchła panika w bliżej nie wyjaśnionych okolicznościach. Spostrzegli to Tatarzy i bez większych trudności wdarli się do taboru. Kto mógł ratował się ucieczką.
Koło Żółkiewskiego skupiło się kilkuset jeźdźców, lecz i oni rozproszyli się wkrótce szukając ratunku. Wówczas przy hetmanie pozostało zaledwie 11 towarzyszy pancernych. „Nie zostało się nas tylko jedenastu — pisze jeden z nich, Złotopolski — a pan hetman polny [Stanisław Koniecpolski — P.Ł.] dwunasty z panem kanclerzem. Szliśmy z nim pieszo na kilkoro strzelanie z łuku, prosząc go aby na konia wsiadł i równo z drugimi uchodził. Nie chciał tego uczynić mówiąc te słowa: »Nie wsiądę, miło mi przy was umierać, niechaj Pan Bóg nade mną wyrok swój, który uczynił, kończy…«„ Kiedy prośby nie pomagały, Złotopolski z pomocą hetmana polnego Koniecpolskiego przemocą wsadzili Żółkiewskiego na konia. Wtedy sędziwy hetman przyłączył się do grupy jeźdźców polskich i walcząc do końca poległ z bronią w ręku, wieńcząc w ten sposób swój wieloletni trud żołnierski w służbie Rzeczypospolitej.