Jak pieniądze z FOZZ pomogły Kaczyńskim

Tekst Cezary Michalski, Ilustracja Jacek Gawłowski, Newsweek nr 43/2018, 15-21.10.2018 r.

Antykomunizm PiS zawsze był finansowany za pieniądze postkomunistów, osłaniany przez ludzi, którzy pracowali w PRL-owskim sądownictwie i aparacie represji. Ale wyborcy mają o tym nie wiedzieć, więc powrót afery FOZZ może być dla Kaczyńskiego niebezpieczny

Decyzję amerykańskich władz o ekstradycji do Polski Dariusza Przywieczerskiego PiS-owskie media wykorzystały do przypomnienia narracji o zatrutych korzeniach III RP, która miała się narodzić z pieniędzy FOZZ. Przywieczerski – przypomnijmy – został skazany zaocznie w sprawie FOZZ na trzy i pół roku więzienia.

Afera Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego była jedną z najgłośniejszych na przełomie PRL i III RP. Miliony dolarów przeznaczone na wykup długu zaciągniętego w czasach rządów Edwarda Gierka zostały zdefraudowane i zasiliły różne spółki, działające na zapleczu polskiej polityki.

Jednak w rzeczywistości afera FOZZ jest najbardziej kłopotliwa dla Jarosława Kaczyńskiego. Do tego stopnia, że trudno orzec, czy Przywieczerski jest trzymany przez Zbigniewa Ziobrę w areszcie na warszawskim Służewcu dla Kaczyńskiego, czy przeciw niemu. Dostęp do kluczowej postaci afery FOZZ mają wyłącznie prokuratorzy Ziobry i agenci służb Mariusza Kamińskiego. A właśnie tych dwóch polityków związał ostatnio tymczasowy sojusz. Obaj kontrolują materiały afery podsłuchowej, która zdemolowała ostatnio wizerunek premiera Morawieckiego. Z kolei kontrolowanie człowieka będącego źródłem wiedzy na temat afery FOZZ to ich polisa ubezpieczeniowa w relacjach z samym Jarosławem Kaczyńskim.

 

ZATRUTE ŹRÓDŁA PC

O ile bowiem postkomunistyczni beneficjenci FOZZ zostali już dawno wskazani (były to spółki i media z zaplecza postpezetpeerowskiej lewicy), o tyle wciąż niewyjaśniona pozostaje sprawa powiązania z FOZZ samego Kaczyńskiego i najważniejszych postaci jego pierwszej partii – Porozumienia Centrum. Do spółki Telegraf czy Fundacji Prasowej Solidarność, kontrolowanych przez braci Kaczyńskich i zapewniających finansowanie ich partii, trafiły miliony złotych z Banku Przemysłowo-Handlowego i Budimeksu, kierowanych wówczas przez ludzi, których w prawicowym żargonie nazywano postkomunistycznymi oligarchami. Ich zainteresowanie wspólnym robieniem interesów wynikało z tego, że Jarosław Kaczyński był wówczas szefem kancelarii Lecha Wałęsy, a Lech – szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Przyjaciółmi liderów Porozumienia Centrum byli wówczas bohaterowie innych wielkich afer III RP. Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego ostrzegł przed aresztowaniem Maciej Zaleski (jeden z liderów PC, zajmujący się zbieraniem funduszy na „biznesowe” przedsięwzięcia partii), który został za to skazany na dwa i pół roku więzienia. Jarosław Kaczyński tłumaczył się z tej sprawy z charakterystycznym dla siebie cynizmem: „Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, tobyśmy nigdy niczego nie mieli. Spotykalibyśmy się jak dawniej na Puławskiej w 50 osób, a Geremek by tu rządził”.

CZERWONE PIENIĄDZE

W aktach sądowego postępowania dotyczącego afery FOZZ znajdują się zeznania co najmniej czterech osób twierdzących, że Fundusz był jednym ze źródeł „czerwonych pieniędzy”, które zasilały biznesowo-polityczne przedsięwzięcia braci Kaczyńskich. Jako bezpośredni odbiorcy pieniędzy z FOZZ pojawiają się w sądowych aktach Maciej Zaleski, Adam Glapiński (wówczas jeden z liderów PC, dziś prezes NBP) oraz sam Jarosław Kaczyński.

O przekazywaniu im pieniędzy mówią Janusz Pineiro i Jerzy Klemba (oficer służb wojskowych z okresu PRL). Wiarygodność tych zeznań została później podważona przez fakt, że Pineiro i Klemba sami zostali skazani za finansowe przekręty. A sąd w wytoczonej im przez Jarosława Kaczyńskiego sprawie uznał, że „Pineiro nie przedstawił wystarczających dowodów na potwierdzenie swych tez”.

Jednak także były prezes NBP Grzegorz Wojtowicz zeznał, że Adam Glapiński lobbował u niego na rzecz powołania na stanowisko wiceprezesa NBP Grzegorza Zemka – tajnego współpracownika WSI, skazanego w sprawie FOZZ na dziewięć lat więzienia. Zeznania Wójtowicza potwierdzają słowa Pineiry, który twierdził, że powołanie Zemka na wiceprezesa NBP miało być częścią układu między ludźmi PC a osobami dysponującymi pieniędzmi Funduszu.

Kolejną osobą, której zeznania w procesie dotyczącym FOZZ uderzały w Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi, był Anatol Lawina, dawny działacz opozycji o radykalnie antykomunistycznych poglądach. Był on wysokim urzędnikiem NIK, bezpośrednim przełożonym Michała Falzmanna, który jako pierwszy natrafił na nieprawidłowości w zarządzaniu FOZZ. To pion kierowany przez Lawinę zajmował się badaniem całej afery.

Lawina zeznał przed sądem, że pieniądze z FOZZ trafiały do Porozumienia Centrum za pośrednictwem Adama Glapińskiego, Janusza Pineiry i jednego z urzędników Biura Bezpieczeństwa Narodowego, którym kierował wówczas Lech Kaczyński.

Anatol Lawina zmarł w 2006 r. w wyniku powikłań po pobiciu przez nieznanych sprawców. Prawica zawsze twierdziła, że za śmiercią osób zajmujących się aferą FOZZ (Michała Falzmanna, który zmarł na atak serca, i prezesa NIK Waleriana Pańki, który zginął w wypadku samochodowym) stali postkomuniści. Jednak pobicie Lawiny miało miejsce za rządów PiS, a prokuratura, która nie umiała rozwiązać tej sprawy, podlegała Zbigniewowi Ziobrze.

Po ekstradycji Przywieczerskiego rodżina Anatola Lawiny (jego syn i dwie córki) opublikowała list otwarty, w którym czytamy m.in.: „W ostatnich tygodniach media podporządkowane Prawu i Sprawiedliwości przypominają aferę FOZZ, którą nasz ojciec Anatol Lawina badał, będąc dyrektorem Zespołu Analiz Systemowych w Najwyższej Izbie Kontroli. Przy tej okazji politycy PiS manipulują opinią publiczną, przywołując tylko fragmentarycznie ustalenia naszego ojca, nie wspominając o tym, że za jednych z wielu beneficjentów FOZZ wymieniał on braci Kaczyńskich i ich ugrupowanie polityczne”.

FOZZ NAMASZCZA MINISTRÓW

Sprawa dotycząca FOZZ była dla prowadzących ją sędziów przepustką do rządów SLD i PiS. Barbara Piwnik, która zajmowała się sprawą FOZZ tak drobiazgowo, że media zaczęły ją podejrzewać o przeciąganie jej do momentu przedawnienia, została przez premiera Leszka Millera powołana na stanowisko ministra sprawiedliwości. Podobnie było po stronie Prawa i Sprawiedliwości. Andrzej Kryże (w PRL dyspozycyjny sędzia skazujący opozycjonistów, m.in. Bronisława Komorowskiego) prowadził sprawę FOZZ bezpośrednio po Piwnik. Kiedy ją dostał, był już związany z PiS, dla którego przygotowywał projekt zaostrzenia kodeksu karnego, był też mentorem młodego prawnika Zbigniewa Ziobry, wydelegowanego później przez PiS do komisji rywinowskiej.

To Kryże zdecydował o umorzęniu wątku afery FOZZ dotyczącego finansowania Porozumienia Centrum. Sąd drugiej instancji zarzucił mu liczne błędy i stronniczość w postępowaniu, jednak do sprawy finansowania PC już nie wrócono. A sam Andrzej Kryże został wiceministrem sprawiedliwości w pierwszym rządzie PiS.

Inny człowiek, który trafił na aferę FOZZ u progu swojej politycznej kariery, to Janusz Kaczmarek. Choć zaczynał pracę w prokuratorze w PRL jako członek PZPR, był najbardziej zaufanym współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego, gdy ten w 2000 r. został ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS. Jako zastępca prokuratora generalnego przeprowadził najważniejsze działania osłaniające braci Kaczyńskich w sprawie FOZZ. Pięć lat później, po zwycięstwie wyborczym PiS, został powołany przez Zbigniewa Ziobrę na stanowisko prokuratora krajowego, a rok później awansował na stanowisko ministra spraw wewnętrznych w rządzie PiS, z którego został odwołany po wybuchu afery gruntowej.

Opracowanie: Aron Kohn, Hajfa