Kapitan Stanisław Dobrogoyski (ok. 1818-1863)
Pułkownik Zygmunt Chmieleński (1835-1863)
Podpułkownik Władysław Eminowicz (1837-1864)
Kapitan Stanisław Dobrogoyski (ok. 1818-1863)
Dziwne koleje losu przypadły w udziale Stanisławowi Dobrogoyskiemu. Syn powstańca z 1794 r. i członka Towarzystwa Patriotycznego, zesłanego na katorgę — z rozkazu cara jako nieletni chłopiec odebrany został rodzicom i oddany do korpusu kadetów, gdzie miano go wychować na wroga własnej ojczyzny. W korpusie wykazywał nieprzeciętne zdolności, toteż następnie skierowany został do Akademii Wojennej w Petersburgu, którą ukończył z celującym wynikiem. Odbył potem kampanię krymską, która przyniosła mu najwyższe odznaczenia wojskowe. W latach następnych jako wyróżniający się oficer sztabu generalnego został wysłany za granicę z zadaniem zbadania ulepszeń broni oraz postępów w ówczesnej strategii i taktyce. Po powrocie w obszernym memoriale przedłożył projekt reorganizacji armii i nowego regulaminu wojskowego. Projekt zyskał aprobatę władz, przed kapitanem Dobrogoyskim otwierała się perspektywa świetnej kariery. Nie poszedł jednak tą drogą.
Choć w obcej służbie zapomniał mowy ojczystej, wciągnięty przez Sierakowskiego i Padlewskiego do rewolucyjnego koła oficerów stał się żarliwym patriotą. Był jednym z najbardziej aktywnych konspiratorów i działaczy rewolucyjnych w wojsku. Wydawał nielegalną gazetę dla żołnierzy rosyjskich i pisał liczne odezwy, demaskujące despotyzm carski i wyjaśniające cele ruchu wolnościowego.
Na przełomie lat 1862—63 jako dowódca batalionu w smoleńskim pułku piechoty stacjonował w rejonie Kielc.
Utrzymywał tu stały kontakt z Komitetem Centralnym „czerwonych”. Cieszył się tak dużym zaufaniem i przywiązaniem swych żołnierzy, iż w momencie wybuchu powstania, w nocy 22 stycznia 1863 r., zdołał wyprowadzić z koszar w Wiśniewie cały swój batalion. Pomaszerował z nim pod Kielce, by spotkać się z siłami powstańców dla rozpoczęcia wspólnej akcji. Ale na umówionym miejscu nikogo nie zastał. Błądził całą noc podczas niepogody, wreszcie powrócił nad ranem do miejsca postoju. Nocny marsz wzbudził podejrzenia przełożonych: Dobrogoyskiego aresztowano i poddano śledztwu. Żaden z żołnierzy jednak go nie zdradził. Nic mu nie udowodniono i po pewnym czasie został zwolniony.
Roman Bocheński, chorąży dragonów, który następnie zbiegł razem z Dobrogoyskim do powstania, pisze, że Dobrogoyski miał zamiar ponownie przeciągnąć cały batalion na stronę powstańców. „Chciał on z Kielc wyprowadzić oddział składający się z 200 żołnierzy piechoty i siedmiu oficerów, którzy mieli być zaopatrzeni w amunicję z magazynu moskiewskiego, lecz wskutek przejścia jenerała Langiewicza przez Wisłę i oddania się władzy austriackiej duch wojska osłabł”.
Mimo to Dobrogoyski czekał tylko na sposobny moment, by przejść do szeregów powstańczych. Uczynił to w dniu 26 marca w towarzystwie wspomnianego chor. Bocheńskiego. Wkrótce dotarli do oddziału Dionizego Czachowskiego, który powierzył Dobrogoysldemu pracę w swym sztabie. Przyjąwszy pseudonim „Grzmot” Dobrogoyski sprawował funkcje instruktora, ćwicząc w mustrze strzeleckiej nie obeznanych ze służbą wojskową powstańców.
W kilka dni później Czachowski wyznaczył go na dowódcę nowo sformowanej doborowej kompanii strzeleckiej w swoim oddziale. Dzięki wiedzy wojskowej i wrodzonemu taktowi „Grzmot” i tutaj zdobył sobie wkrótce przywiązanie podwładnych.
22 kwietnia 1863 r. Czachowski stoczył zwycięski bój pod Stefankowem. Do sukcesu przyczynił się w dużej mierze kpt. Stanisław Dobrogoyski, który śmiałym atakiem swej kompanii oraz kosynierów złamał szyki nieprzyjaciela. Sam jednak, idąc w pierwszym szeregu do natarcia, poległ bohaterską śmiercią, od kuli wroga.
Pułkownik Zygmunt Chmieleński (1835-1863)
W dniach powstania styczniowego nie miał jeszcze trzydziestu lat. Było jednak coś w postaci tego niskiego, niepozornego z wyglądu, młodego pułkownika, co nakazywało respekt i szacunek. Szorstkie ruchy, rzadkie słowa, a nade wszystko surowe spojrzenie szarych oczu mówiły o niepospolitej energii i nieugiętej woli. Był urodzonym dowódcą. Jego talent żołnierski zabłysnął w najtrudniejszych warunkach wojny partyzanckiej.
Droga Zygmunta Chmieleńskiego do szeregów powstańczych nie była prosta ani łatwa. Wcześnie osierocony, lata młodzieńcze spędził w murach obcej szkoły. Absolwent rosyjskiego korpusu kadetów, szkoły junkierskiej i akademii wojennej, zapomniał niemal zupełnie ojczystego języka. Ale traf chciał, iż świetnie zapowiadający się porucznik artylerii przeniesiony został do garnizonu warszawskiego. Był to właśnie okres wielkiego poruszenia, „rewolucji moralnej”. Chmieleński widział rozentuzjazmowane tłumy na ulicach Warszawy, był świadkiem licznych wypadków użycia wojska przeciw demonstrantom, słyszał słowa pieśni narodowych, które rozbrzmiewały mimo razów nahajek i salw karabinowych. Wywarło to na nim wstrząsające wrażenie. Poczuł, iż jest Polakiem, i postanowił walczyć o niepodległość Polski. Nawiązuje kontakt z konspiracją „czerwonych”. Rzuca carskie wojsko i ucieka za granicę, by podjąć wykłady matematyki i służby artyleryjskiej w polskiej szkole wojskowej w Cuneo.
W styczniu 1863 r., na pierwszą wieść o wybuchu powstania, przybywa do Galicji. Zostaje jednak aresztowany i osadzony w austriackim więzieniu. Ale mury twierdzy nie mogą go powstrzymać. Ucieka i w kwietniu znowu jest w Krakowie. Otrzymuję tu nominację na kapitana i polecenie formowania oddziału kawalerii.
W końcu maja przechodzi w kilkadziesiąt koni granicę Królestwa. Podczas przeprawy przez Wisłę zabito pod nim wierzchowca, wyszedł jednak cało z opresji i po szybkim marszu na północ rozproszył Kozaków koło Skalbmierza. Stosownie do otrzymanego rozkazu przekazuje swój oddział płk. Bończy, a sam przystępuje do formowania nowej partii. Gdy jednak z wielką energią i pośpiechem utworzył oddział liczący 300 ludzi — znów otrzymuje rozkaz przekazania komendy komu innemu. Nie była to sprawa przypadku. Kierownictwo powstania spoczywało wówczas w rękach „białych”, którzy nie ufali mu, przede wszystkim ze względu na brata, Ignacego — jednego z najbardziej znanych radykalnych działaczy lewicy „czerwonych”.
Chmieleński nie zniechęca się przeciwnościami. Chcąc pokazać, czego potrafi dokonać z szablą w ręku, tworzy z napływających zewsząd ochotników nowy oddział 200 jezdnych. Na jego czele dokonuje 6 lipca niezwykle śmiałego napadu na Janów koło Częstochowy, wypędzając stamtąd oddziały carskiej piechoty. Następnie walczy ze ścigającymi go większymi siłami nieprzyjaciela pod Złotym Potokiem, bez większych strat cofa się na południe i zapada w lasach pod Rudnikami. Ściągali tam do niego nowi ochotnicy, przybył m.in. zorganizowany oddziałek ochotników-Niemców, pragnących walczyć o niepodległość Polski.
Dnia 28 lipca wytropiły go carskie oddziały. Po zaciętej i niepomyślnej walce przedarł się przez pierścień nieprzyjaciela i ruszył w stronę Pilicy. W następnych tygodniach nadal kompletował swój oddział, unikając kontaktu z wrogiem. 3 września, już jako pułkownik, stoczył bitwę obronną pod Przedborzem nad Pilicą. Stamtąd podążył w Góry Świętokrzyskie. Po dwóch — trzech tygodniach względnego spokoju nastąpiły ciężkie walki — 22 września pod Cierniem i 23 września pod Warzynem. Rozporządzający dużymi siłami generał carski Czengiery postanowił zniszczyć niebezpiecznego partyzanta. Ale z Chmieleńskim sprawa nie była łatwa. Oddział jego był dobrze uzbrojony, a żołnierze oddani swemu dowódcy. Gdy w walce z przeważającym wrogiem sytuacja groziła klęską, Chmieleński rozbijał swój oddział na drobne grupy, które rozpraszały się w terenie, by po kilku dniach zebrać się na nowo.
30 września Chmieleński stoczył krwawy, lecz zwycięski bój pod Mełchowem. Następnie wyjechał na krótki odpoczynek do Krakowa. W połowie października był znowu w szeregach i reorganizował oddziały. Został naczelnikiem wojennym województwa krakowskiego. Później, po objęciu przez gen. Hauke-Bosaka dowództwa sił zbrojnych w trzech województwach południowych, został jego szefem sztabu. Pod dowództwem Chmieleńskiego walczyło w szeregach powstańczych wielu rewolucjonistów rosyjskich. Jego szefem sztabu był mjr „Bogdanow” — oficer rosyjski, rewolucjonista blisko związany z Hercenem i Czernyszewskim.
20 października Chmieleński dowodził w swej największej i najzaciętszej bitwie pod Okszą. Bój trwał 9 godzin. Piechota Chmieleńskiego walczyła w regularnych szykach, nie ustępując wrogowi. Chmieleński osobiście prowadził swych żołnierzy do ataku na bagnety.
Szczęście uśmiechnęło się jeszcze do niego 25 listopada pod Opatowem, który zajął śmiałym atakiem nocnym, a także 29 listopada pod Ociesękami, gdzie zadał nieprzyjacielowi szczególnie krwawe straty. Bój stoczony 16 grudnia pod Bodzechowem był ostatnią walką Chmieleńskiego. Ranny, trafił do niewoli i 23 grudnia 1863 r. został rozstrzelany w Radomiu.
Płk Zygmunt Chmieleński był jednym z najwybitniejszych dowódców partyzanckich powstania styczniowego. Wypracował własną taktykę walki partyzanckiej, położył duże zasługi jako organizator regularnych oddziałów piechoty powstańczej.
Troskliwy wobec żołnierzy, był bezwzględny dla tchórzów i zdrajców. Nieraz też zasmakowali rózeg z jego ręki dziedzice nie wypełniający dekretu o uwłaszczeniu chłopów.
Podpułkownik Władysław Eminowicz (1837-1864)
Źródła podają, iż Eminowicz, od wczesnego dzieciństwa wychowywany w duchu patriotycznym, już jako 11-letni chłopiec pomagał przy budowie barykad we Lwowie podczas Wiosny Ludów.
Następnie przez kilka lat służył w wojsku austriackim, gdzie w roku 1858 uzyskał stopień oficerski. Jednakże na wieść o wybuchu powstania styczniowego porzuca cesarskie szeregi i przekracza granicę Królestwa. Podąża do obozu Langiewicza w Goszczy. Nie chodzi mu o honory, pragnie jedynie walczyć o wolność ojczyzny. Mimo iż był oficerem, wstępuje do batalionu majora Niewiadomskiego jako szeregowiec. Walczy pod Chrobrzem i Grochowiskami, wyróżniając się dzielnością na polu bitwy.
Wkrótce Langiewicz opuszcza swe wojsko, uchodząc do Galicji. Większość jego oddziałów ulega rozproszeniu. Na polu walki pozostaje tylko większy oddział sławnego Czachowskiego. Eminowicz podąża do niego. Czachowski mianował go kapitanem i wyznaczył na swego szefa sztabu. Z czasem Eminowicz stał się jego prawą ręką, znakomicie uzupełniając brak wykształcenia wojskowego dowódcy oddziału.
Myśląc o poważniejszej akcji, Eminowicz zdołał skłonić Czachowskiego do połączenia swych sił z innymi oddziałami powstańców. Pierwszą akcją, którą przygotował i przeprowadził, była potyczka pod Stefanowem 20 kwietnia 1863 r. W walce tej zniesione zostały prawie całkowicie dwie kompanie carskiej piechoty, wzięto sporo jeńców. Również pomyślnie zakończyły się dla powstańców przeprowadzone według planu Eminowicza walki pod Jeziorkami, Borią, Bobrzą i Rusinowem. Po kilku miesiącach działań, na ogół zwycięskich dla oddziału powstańczego, Czachowski — zagrożony przez ściągające zewsząd kolumny wojsk carskich — rozpuścił czasowo swój oddział i wraz z Eminowiczem przeszedł na terytorium Galicji.
Eminowicz niedługo jednak korzystał z wypoczynku. Po kilkunastu dniach wraca w Sandomierskie. Zbiera tu rozproszonych rozbitków z różnych oddziałów. Mianowany przez Rząd Narodowy majorem, staje na czele własnego oddziału. Działa najpierw na lewym brzegu Wisły, lecz następnie, naciskany przez wroga, przechodzi Wisłę pod Puławami i wkracza w Lubelskie. Tutaj, połączywszy się przejściowo z innymi oddziałami powstańców, odnosi 5 sierpnia świetne zwycięstwo pod Depułtyczami. Warto zaznaczyć, iż osiąga ten sukces w trudnych warunkach, przy braku uzbrojenia, szczególnie artylerii, gdy do wsparcia swych kosynierów i strzelców musiał używać działa zrobionego z… rury wodociągowej.
Mianowany podpułkownikiem, zostaje jednocześnie wyznaczony na tymczasowego naczelnika wojennego województwa sandomierskiego. Przechodzi ponownie na lewy brzeg Wisły.
Uprzednio jeszcze, chcąc wesprzeć wkraczający z Galicji oddział pułkownika- Jordana, stacza w drugiej połowie sierpnia potyczki pod Blizinem i Przegorzałą. Następnie rozbija nieprzyjaciela pod wsią Kowala-Stępocina.
Wkrótce jednak szczęście odwraca się od niego. Zaatakowany pod Wirem przez trzy kompanie piechoty i szwadron kawalerii, wspierane kilkoma działami, w ciągu sześciu godzin odpiera uderzenia wroga. Mało ostrzelani kosynierzy zachwiali się jednak pod ogniem armat i w deszczu kartaczy poszli w rozsypkę. Eminowicz próbuje jeszcze ratować sytuację. Formuje czworobok ze strzelców i odpiera kilka szarż dragonów. Ale mimo wysiłków również strzelcy ulegają przemocy. Eminowicz przebija się na czele niewielkiej grupy i prawie cudem uchodzi śmierci.
Oskarżony niesłusznie za tę porażkę, otrzymuje funkcję organizatora powiatu sandomierskiego. Wreszcie w grudniu 1863 r. dostaje urlop i wyjeżdża do Wiednia.
I tym razem jednak niedługo przebywa za granicą. Na początku 1864 r., widząc, iż powstanie słabnie coraz bardziej, powraca na pole walki. Podobnie jak przed rokiem, zaciąga się jako szeregowiec do oddziału pułkownika Kality-Rębajły.
Był to już okres ostatnich, rozpaczliwych wysiłków powstańców w obliczu nieuchronnie zbliżającej się klęski. Otaczane przez wroga oddziały powstańcze w województwie sandomierskim podjęły śmiałą próbę poprawienia swej sytuacji przez zdobycie Opatowa, zajmowanego przez dość silny garnizon wojsk carskich. Natarcie rusza wieczorem 21 lutego. W pierwszym szeregu atakujących znajduje się i Eminowicz. Gdy od ognia wroga pada ranny dowódca sil powstańczych, płk Topór-Zwierzdowski — Eminowicz z woli kolegów obejmuje komendę i prowadzi dalej natarcie. Część miasta została zdobyta, zaciekłe walki wywiązują się o każdy dom. Na czele szturmujących Eminowicz dopada mostu na Opatówce. Nieprzyjaciel obsypuje to miejsce gradem kul. Jedna z nich trafia Emi- nowicza w pierś. Wyniesiony przez powstańców, ukrywany był po okolicznych dworach. Nie pomogły jednak zabiegi i opieka przyjaciół. Mężny dowódca powstańczy zmarł 23 marca 1864 r.
Opracowanie: Leon Baranowski
Buenos Aires, Argentyna