Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 7, 15-21.02.2019 r.
Premier Jan Olszewski zadał dramatyczne i ciągle aktualne pytanie Czyja będzie Polska? Oto poruszający fragment tego wystąpienia:
– Jest Polska, była Polska przez czterdzieści parę lat – bo to jednak była Polska – własnością pewnej grupy. Własnością z dzierżawy, może nawet raczej przez kogoś nadanej. Po tym myśmy w imię racji, własnych racji politycznych, zgodzili się na pewien stan przejściowy. Na kompromis, na to, że ta Polska jeszcze przez jakiś czas będzie i nasza, i nie całkiem nasza. I zdawało się, że ten czas się skończył. Skończył się wtedy, powinien się skończyć, kiedy uzyskaliśmy władzę pochodzącą z demokratycznego, prawdziwie demokratycznego wyboru. A dzisiaj widzę, że nie wszystko się skończyło, że jednak wiele jeszcze trwa i że to, czyja będzie Polska, to się dopiero musi rozstrzygnąć. (…) Ja chciałbym stąd wyjść tylko z jednym osiągnięciem. I jak do tej chwili mam przekonanie, że z nim wychodzę. Chciałbym mianowicie, wtedy kiedy ten gmach opuszczę, (…) wyjść na ulice tego miasta, wyjść i popatrzeć ludziom w oczy. Źródło: Tomasz Gzell/PAP
Nie żyje Jan Olszewski. Można patetycznie, a przy tym prawdziwie i szczerze wiele o zmarłym napisać tylko że po tragicznej śmierci Pawła Adamowicza wszystkie wzniosłe słowa zostały mocno zdewaluowane, ponieważ dla celów politycznych cynicznie wyczerpano wszelkie możliwe środki żałobnego wyrazu w celu wywołania u odbiorców pożądanych emocji. I tak zmarły prezydent Gdańska ukazany został po śmierci jako wielki bohater narodowy o niezliczonych zasługach oraz za życia człowiek krystalicznie uczciwy i bez skazy. Tymczasem w osobie Jana Olszewskiego żegnamy naprawdę dobrego, uczciwego, skromnego i niezwykle odważnego człowieka oraz postać niewątpliwie zasłużoną dla Polski i historyczną. Człowieka, który całe swoje życie walczył o wolną, suwerenną i niepodległą Polskę. Wbrew propagandzie głoszonej przez uczestników zmowy z Magdalenki i piewców okrągłego stołu, to nie Tadeusz Mazowiecki, ale właśnie Jan Olszewski był od czasu zakończenia drugiej wojny światowej pierwszym premierem wolnej Polski powołanym na to stanowisko przez w pełni demokratycznie wyłoniony parlament w wyborach z 27 października 1991 r.
Warto sobie w tym smutnym momencie pewne fakty uświadomić. Fakty, które dobitnie mówią nam o tym, jak załganym tworem jest III RP. Otóż we wszystkie krajach, które wychodziły z komunizmu, co roku świętuje się rocznicę pierwszych prawdziwie wolnych demokratycznych wyborów. We wszystkich oprócz Polski. W NRD odbyły się one 18 marca 1990 r. Na Węgrzech 24 marca 1990 r., a w Rumunii 20 maja 1990. Czesi i Słowacy obchodzą rocznicę wolnych
wyborów, które odbyły się jeszcze w Czechosłowacji w dniach 8-9 czerwca 1990 r. W Bułgarii demokratyczne wybory miały miejsce 10 czerwca 1990 r., a w Albanii 31 marca 1991 r. Dlaczego zatem u nas do historycznego lamusa zepchnięto pierwsze prawdziwie demokratyczne wybory z 27 października 1991 r.? Po pierwsze ich data zadaje kłam tezie michnikowszczyzny, jakoby Polska była liderem demokratycznych przemian w Europie Wschodniej. Magdalenka i Okrągły Stół, czyli dogadanie się z komunistami, zepchnęły Polskę na szary koniec demokratycznych przemian w dawnych demoludach, plasując nas nawet za Albanią.
Jest jeszcze jeden powód wstydliwej marginalizacji wolnych wyborów z 27 października 1991 r. i próby zastąpienia ich tymi kontraktowymi z 4 czerwca 1989 r. Otóż komuniści i wytypowani przez nich „konstruktywni opozycjoniści” musieliby przyznać, że przerażeni ujawnieniem komunistycznej agentury, już po niecałych sześciu miesiącach obalili pierwszy po drugiej wojnie światowej demokratyczny rząd, na czele którego stał właśnie premier Jan Olszewski. Zrobili to jak zwykle z obleśnymi, obłudnymi gębami pełnymi wzniosłych pompatycznych haseł o zagrożonej demokracji i narastającej mowie nienawiści. Do dziś pamiętam zakłamaną facjatę Kuronia, który zamach stanu na demokratyczny legalny rząd podsumował słowami:
– Jakie to szczęście, że myśmy się wszyscy opamiętali. I dodał, że: Macierewicz i Olszewski to ludzie chorzy z nienawiści.
Lewacka antypolska narracja totalniaków nie zmieniła się do dziś. Ci propagandowi prymitywni drwale inaczej rąbać już nie potrafią.
W dniu śmierci Jana Olszewskiego, Donald Tusk napisał na Twitterze:
– Smutna wiadomość nadeszła z Warszawy: premier Jan Olszewski nie żyje. Odważny obrońca w procesach politycznych, uczestnik Solidarności, dobry człowiek. Niech spoczywa w pokoju.
Warto pamiętać, że to właśnie Tusk był jednym z najbardziej zaangażowanych politycznych zdrajców uczestniczących w zamachu stanu na demokratyczny rząd kierowany przez tego, jak dzisiaj pisze, dobrego i odważnego człowieka. Ten sam zdrajca i szkodnik Tusk tak jak niemal 30 lat temu mówi dzisiaj: Panowie, policzmy się i robi wszystko, by obalić kolejny demokratycznie wybrany rząd zmierzający do odzyskania przez Polskę pełnej suwerenności. To on planuje powrót do polskiej polityki na czele Ruchu 4 Czerwca, czyli znowu chce zakłamywać historię, gloryfikując kontraktowe niedemokratyczne wybory z 4 czerwca 1989 r. Jeżeli już taki ruch powstanie, to pamiętajmy, że owszem, nawiązuje on do 4 czerwca, ale tego z 1992 r., kiedy Tusk wraz z komunistami i ich tajną agenturą wziął czynny udział w obalaniu legalnego demokratycznego polskiego rządu.
Trzeba cały czas przypominać, co mówił do narodu premier Jan Olszewski 4 czerwca 1992 r., czując już, że agentura podejmuje próbę obalenia jego rządu. Doskonale zdając sprawę z powagi sytuacji, około godziny 23 w wystąpieniu na antenie obu kanałów TVP powiedział: Uważam, że naród polski powinien mieć poczucie, że wśród tych, którzy nim rządzą, nie ma ludzi, którzy pomagali UB i SB utrzymywać Polaków w zniewoleniu. Uważam, że dawni współpracownicy komunistycznej policji politycznej mogą być zagrożeniem dla bezpieczeństwa wolnej Polski.
Koło północy premier Olszewski przybył do gmachu parlamentu i przed decydującym i jak się okazało haniebnym głosowaniem wygłosił przemówienie, w którym zadał dramatyczne i ciągle aktualne pytanie: Czyja będzie Polska? Oto poruszający fragment tego wystąpienia:
– Jest Polska, była Polska przez czterdzieści parę lat – bo to jednak była Polska – własnością pewnej grupy. Własnością z dzierżawy, może nawet raczej przez kogoś nadanej. Po tym myśmy w imię racji, własnych racji politycznych, zgodzili się na pewien stan przejściowy. Na kompromis, na to, że ta Polska jeszcze przez jakiś czas będzie i nasza, i nie całkiem nasza. I zdawało się, że ten czas się skończył. Skończył się wtedy, powinien się skończyć, kiedy uzyskaliśmy władzę pochodzącą z demokratycznego, prawdziwie demokratycznego wyboru. A dzisiaj widzę, że nie wszystko się skończyło, że jednak wiele jeszcze trwa i że to, czyja będzie Polska, to się dopiero musi rozstrzygnąć. To się będzie rozstrzygało także w jakiejś mierze, w jakiejś cząstce dziś – tutaj, na tej sali. Ja chciałbym stąd wyjść tylko z jednym osiągnięciem. I jak do tej chwili mam przekonanie, że z nim wychodzę. Chciałbym mianowicie, wtedy kiedy ten gmach opuszczę, kiedy skończy się dla mnie ten – nie ukrywam – strasznie dolegliwy czas, kiedy po ulicach mojego miasta mogę się poruszać tylko samochodem albo w towarzystwie torującej mi drogę i chroniącej mnie od kontaktu z ludźmi eskorty, że wtedy, kiedy się to wreszcie skończy – będę mógł wyjść na ulice tego miasta, wyjść i popatrzeć ludziom w oczy. I tego wam – Panie Posłanki i Panowie Posłowie – życzę po tym głosowaniu.
Niedługo minie 27 lat od chwili, kiedy z mównicy sejmowej padły tamte słowa. Wypowiedział je wielki polski patriota, prawdziwy niepodległościowiec i mąż stanu, śp. premier Jan Olszewski, człowiek, który jako pierwszy skierował Polskę na Zachód i do NATO. I jeżeli komuś się wydaje, że przywoływanie tamtych czasów to tylko grzebanie się w zamierzchłej przeszłości ten jest w wielkim błędzie. Upadek tamtego pierwszego demokratycznie wyłonionego rządu odbija nam się czkawką do dziś. Także teraz w roku wyborczym jakże aktualne jest pytanie: Czyja będzie Polska? – zadane przez Jana Olszewskiego. Dzisiejsze polityczne podziały na scenie politycznej są identyczne z tymi, z którymi mieliśmy do czynienia 4 czerwca 1992 r. i nawet aktorzy tego teatru zdrady ciągle występują na scenie w tych samych rolach. Jan Olszewski odszedł i w przeciwieństwie do owych aktorów na polityce nie dorobił się majątku. Zostawił po sobie jednak wielki spadek i dlatego jesteśmy mu coś winni. W piątkowy ranek, 5 grudnia 1992 r., do kiosków trafił dziennik „Nowy Świat” który na pierwszej stronie napisał: Olszewski odchodzi – agenci pozostają. Myślę, że i dzisiaj mógłby się ukazać tekst o takim samym tytule. Musimy wypełnić testament Jana Olszewskiego, którego treść najlepiej streszczają te słowa Mariana Hemara:
Dla najemnych judaszów Bolszewickiej bestii Nie będzie wybaczenia Nie będzie amnestii!!!
Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.