Wojciech Wybranowski, DoRzeczy, nr 11, 11-17.03.2019 r
Ksiądz Jankowski celowo pomawiał zasłużonego opozycjonistę, by odsunąć od siebie oskarżenia o współpracę z SB – wynika z informacji „Do Rzeczy”. Kim naprawdę był proboszcz Świętej Brygidy?
Kontrowersje i spekulacje, podejrzenia i wątpliwości co do zachowań ks. Henryka Jankowskiego, legendarnego kapelana Solidarności, pojawiały się od lat. Jedni wyrzucali mu sybarycki styl życia, wulgarność, kontrowersyjne gesty i zachowania o charakterze seksualnym, inni wskazywali na charytatywną działalność i jego niewątpliwe zasługi dla podziemnej Solidarności.
W ostatnich dniach oskarżenia o pedofilię i współpracę z SB przybrały na sile. Ile jest w nich prawdy?
ZAGADKA „DELEGATA”
Jesień 2006 r. Do mediów przedostają się szczątkowe informacje o tym, że w otoczeniu Solidarności i najwyższych hierarchów Kościoła w Polsce działał agent Służby Bezpieczeństwa. O wtyczce bezpieki wiadomo niewiele poza pseudonimem Delegat. W mediach pojawiają się dywagacje, kto mógł nim być, padają różne nazwiska.
Uaktywniają się też przyjaciele ks. Hemyka Jankowskiego, wówczas proboszcza parafii św. Brygidy w Gdańsku. Do dziennikarza Krzysztofa Kaźmierczaka, wówczas związanego z „Głosem Wielkopolskim”, dzwoni historyk Peter Raina, współpracownik ks. Jankowskiego, z propozycją, by w tej właśnie sprawie spotkał się z prałatem.
– Umówiłem się z ks. Jankowskim, a on mówi mi, że jego zdaniem ów konfident SB to Romuald Kukołowicz – opowiada Krzysztof Kaźmierczak w rozmowie z „Do Rzeczy”. Kukołowicz to były żołnierz AK, zasłużony opozycjonista, wiceminister pracy w rządzie Olszewskiego. Nigdy nie współpracował z SB.
– Ksiądz Jankowski mówił, że Kukołowicz był delegatem prymasa w Solidarności i że pewnie stąd taki pseudonim. Chciał puścić fałszywkę, rzucić podejrzenia na niewinnego człowieka. Świadomie i celowo odsuwał podejrzenia od siebie, wprowadzał mnie w błąd – mówi nam dziennikarz, który opublikował opinię zarówno Kukołowicza, jak i – Jankowskiego.
W 2009 r. historycy IPN – Grzegorz Majchrzak i Piotr Gontarczyk – dotarli do materiałów SB znajdujących się w archiwach IPN. Wskazywały, że ks. Henryk Jankowski jako kontakt operacyjny „Libella”/„Delegat” przekazywał informacje komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa. – Ksiądz Jankowski nie był tajnym współpracownikiem, był kontaktem operacyjnym. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że w mojej ocenie ks. Jankowski był jednocześnie – używając języka potocznego, a nie terminologii SB – potencjalnie najcenniejszym agentem wpływu SB na styku Solidarności z Kościołem – mówi „Do Rzeczy” dr Grzegorz Majchrzak z IPN.
KONFIDENT I OPOZYCJONISTA
Dla wielu ludzi znających proboszcza parafii św. Brygidy z czasów podziemnej Solidarności sugestia, że jednocześnie kolaborował z esbecją, jest nie do przyjęcia.
– Rozmawiał z esbekami, wszyscy, którzy u niego bywaliśmy, wiedzieliśmy o tym. Przychodzili, wypytywali, nie mógł odmówić rozmowy. Ale na pewno nie donosił, prowadził swoją grę z nimi, by nam pomagać – uważa Mariusz, były działacz Solidarności w czasach komuny, kibic Lechii Gdańsk.
– To bzdury. Jankowski nie był typowym OZI. Nie zajmował się „błahostkami” w rodzaju: ten drukuje ulotki, ten słucha RWE, a tamten zdradza żonę. Mamy do czynienia z wykwalifikowanym agentem politycznym, który w trójkącie bezpieka -Kościół-Solidarność ma wpływ na układ sił w Solidarności, postrzeganie działań Solidarności przez prymasów Polski i kreuje niektóre działania w porozumieniu z SB. Opisywał w rozmowach z SB stanowisko prymasa, układ sił wokół Wałęsy w Solidarności, pomagając mu – na prośbę SB – w neutralizacji przeciwników – twierdzi historyk prof. Sławomir Cenckiewicz.
Nasz rozmówca jako przykład przytacza operację o kryptonimie Sejmik prowadzoną przez MSW przed I Krajowym Zjazdem Delegatów NSZZ „Solidarność” we wrześniu 1981 r. Wydział III KWMO w Gdańsku chciał wówczas wyeliminować ze składu delegatów osoby nastawione konfrontacyjnie wobec – PRL-owskiej władzy i uznane za radykałów. – „Delegat” nie tylko jest wówczas ważnym OZI bezpieki, lecz także odgrywa w zakulisowych rozgrywkach zjazdowych rolę inspiratora i pomagiera SB w całym procesie ochrony pozycji Wałęsy – uważa Cenckiewicz.
Z nielicznych zachowanych raportów SB dotyczących współpracy z ks. Jankowskim może wynikać, że przynajmniej część działań udawało im się realizować właśnie poprzez niego. Nie sposób jednak jednoznacznie stwierdzić, czy zlecano mu zadania, czy nim manipulowano.
Wśród dzisiejszych obrońców ks. Henryka Jankowskiego są m.in. Lech Wałęsa, a także Aleksander Hall. Wśród gorących przeciwników znalazł się natomiast inny z byłych opozycjonistów – Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu w okresie rządów PO-PSL. Borusewicz twierdzi dziś, że ks. Jankowski na niego donosił.
– Nie znalazłem dokumentów, które by potwierdzały, że ks. Jankowski donosił na Bogdana Borusewicza. Jeśli się spojrzy na informacje, które SB uzyskiwała od ks. Jankowskiego, to dotyczą one okresu tzw. karnawału Solidarności, nie ma tam informacji dotyczących podziemnej Solidarności. Nie ulega też wątpliwości, że Jankowski po wprowadzeniu stanu wojennego wspierał podziemie, stając się z czasem człowiekiem instytucją w Gdańsku – mówi Grzegorz Majchrzak. Zaznacza, że w drugiej połowie 1982 r. i na początku 1983 r. SB patrzyła już bardzo krytycznie na działalność ks. Jankowskiego, był formułowany przeciw niemu akt oskarżenia. Doszło też do tajemniczego śmiertelnego wypadku jego kierowcy.
W esbeckich materiałach dotyczących ks. Jankowskiego nie ma informacji o pociągu ks. Jankowskiego do młodych chłopców. Zdaniem ekspertów, gdyby esbecja zaobserwowała takie zachowania, wykorzystałaby je do werbunku jako TW, nie zaś „jedynie” w roli kontaktu operacyjnego.
ŚLEDZTWO Z WĄTPLIWOŚCIAMI
Pierwsze doniesienia o rzekomych pedofilskich skłonnościach ks. Jankowskiego pojawiły się w 2004 r., po publikacji „Gazety Wyborczej” opisującej historię 16-let- niego Sławomira R., który wielokrotnie nocował na plebanii w parafii ks. Jankowskiego. Matka chłopaka twierdziła, że jej syn miał być molestowany przez kapłana. Przyznała jednak, że widziała jedynie, jak ksiądz całuje jej syna na pożegnanie. Śledztwo wszczęła gdańska prokuratura.
A po informacjach, że prowadzący postępowanie prok. Ryszard Paszkiewicz jest synem ostatniego szefa SB w Gdańsku, postępowanie przeniesiono do Elbląga.
– Chodziło o to, by nie było zarzutów, że sprawa jest prowadzona stronniczo, by nie było jakichkolwiek argumentów przeciw działaniom prokuratury – mówi „Do Rzeczy” Janusz Kaczmarek, w tamtym okresie szef Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. Tamtą sprawę dobrze pamięta. – Nie było żadnych nacisków na prokuraturę czy na mnie, z żadnych środowisk, by sprawę prowadzić tak lub inaczej – podkreśla.
Wątpliwości co do pracy elbląskiej prokuratury jednak pozostały. Dlaczego? Ponieważ przez wiele tygodni tamtejsi śledczy nie zainteresowali się 21-let- nim Piotrem J. pochodzącym z małej miejscowości pod Gdańskiem, który jako 14-latek podczas ucieczki z domu przebywał na plebanii ks. Jankowskiego. Mężczyzna wysłał do prokuratury list, w którym informował, że chciałby opowiedzieć o tym, co miało go spotkać ze strony duchownego. Przez sześć tygodni nie doczekał się żadnej reakcji śledczych. Na przesłuchanie wezwano go dopiero po publikacji „Gazety Poznańskiej”, która wytknęła prokuraturze opieszałość.
W grudniu 2004 r. elbląska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie domniemanego molestowania byłego ministranta z parafii św. Brygidy w Gdańsku, a także Piotra J. Uznano, że chłopcy nie byli molestowani. – Prawda ujrzała światło dzienne; poczułem ulgę, ale nie w pełni – komentował ks. Jankowski.
Dwa lata później Piotr J. oskarżył o gwałt Krzysztofa Janika z SLD. Prokuratura uznała opowieści mężczyzny za niewiarygodne, a jego samego za konfabulanta. Weryfikacja opowieści Piotra J. pokazała, że wielokrotnie mijał się z prawdą.
– O umorzeniu postępowania zdecydowała opinia seksuologa prof. Lwa-Starowicza, a także to, że jeden z głównych świadków, chłopiec, który rzekomo miał być molestowany, wycofał się z takich twierdzeń. Z jego zeznań wynikało, że nie doszło do działań, które można by kwalifikować jako molestowanie seksualne, ale jedynie do pocałunku – wspomina były szef gdańskiej apelacji.
W wydanej w 2004 r. na użytek prokuratury opinii Lew-Starowicz pisał, że zachowania polegające na całowaniu w usta, klepaniu po pośladkach, przyciąganiu mocno do siebie „w wielu przypadkach nie mają charakteru seksualnego, bywają formą okazywania bliskości”. Tymczasem niedawno prof. Lew-Starowicz wyznał w jednym z wywiadów w mediach, że zdiagnozował wówczas u ks. Jankowskiego efebofilię, czyli pociąg do młodych mężczyzn.
Wiadomo jednak, że opinie seksuologa, a także biegłej psycholog, przesądzające o umorzeniu sprawy i stwierdzające u kapłana efebofilię, zostały wydane wyłącznie na podstawie akt, bez badania kapłana czy rozmów z jego domniemanymi ofiarami.
PEDOFIL CZY PRZYTULAS?
Już po śmierci ks. Jankowskiego jeden z jego najbliższych przyjaciół Peter Raina wydał książkę „Ostatnia bitwa prałata” zawierającą materiały z prokuratorskiego śledztwa. Ma dowodzić, że ks. Jankowski został niewinnie pomówiony, jednak z opublikowanych materiałów wynika, iż ks. Jankowski rzeczywiście często przytulał, klepał po pośladkach i całował przebywających u niego młodych mężczyzn. Z mieszkającym w Niemczech Peterem Rainą nie udało nam się porozmawiać.
Sprawa kontrowersyjnych zachowań ks. Jankowskiego w relacjach z młodymi ludźmi wróciła w grudniu ubiegłego roku, ponownie za sprawą „Gazety Wyborczej” która na łamach „Dużego Formatu” opisała historię Barbary Borowieckiej, rzekomo jednej z ofiar ks. Henryka Jankowskiego. Kobieta twierdzi, że wiele lat temu ks. Jankowski, jeszcze jako wikariusz ze św. Barbary na Dolnym Mieście, miał ją wielokrotnie molestować. Opowiedziała też historię swojej przyjaciółki, która rzekomo będąc w ciąży z ks. Jankowskim, miała popełnić samobójstwo. Gazeta, publikując opowieść, nie ustaliła, czy historia jest prawdziwa i czy domniemana ofiara ks. Jankowskiego, w ogóle istniała. Z artykułu wynika też, że ks. Jankowski miał molestować również nieletnich chłopców.
Po publikacji „GW” grupa mężczyzn przewróciła pomnik ks. Henryka Jankowskiego znajdujący się nieopodal kościoła św. Brygidy w Gdańsku przy ul. Stolarskiej.
Wśród osób oskarżających ks. Jankowskiego o pedofilię i domagających się usunięcia jego pomnika są politycy i publicyści lewicy, m.in. Joanna Scheuring-Wielgus, Agata Diduszko i dziennikarz „GW” Wojciech Czuchnowski. Były działacz podziemnej „S” Jan Rulewski zażądał powołania specjalnej kościelnej komisji śledczej. Powołania komisji ds. pedofilii w kościele chcą też Fundacja „Nie lękajcie się” i stowarzyszenie Lepszy Gdańsk. Z kolei nowo wybrana prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz chce, by pomnik ks. Jankowskiego zniknął z przestrzeni publicznej.
Prałat Jankowski ma też swoich obrońców. – Niech ci tchórze, którzy przyjeżdżają w nocy, przyjdą w dzień. My na nich zaczekamy. Prałat tu był i będzie, i nic tego nie zmieni. […] Tu jest prawdziwa Solidarność.
I solidarność z człowiekiem, który nie bał się w 1980 r. przyjść do stoczniowców – komentował Piotr Duda, obecny lider NSZZ „Solidarność”.
– Byliśmy zaprzyjaźnieni i uwierzcie mi, nie wyobrażam sobie zwycięstwa Solidarności, mojej kariery, bez ks. Jankowskiego. W ogóle nie mieści mi się w głowie, że jest możliwe, to, co mu zarzucają. Czekam na dowody – mówił z kolei Lech Wałęsa podczas spotkania z sympatykami KOD w Kielcach.
Z kolei Mariusz Olchowik, były prezes Instytutu ks. Jankowskiego (został odwołany w atmosferze skandalu), twierdził w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że oskarżenia przeciwko prałatowi to kłamstwa, a on sam, mieszkając z ks. Jankowskim, „nigdy nie zauważył anomalii”.
W mediach pojawiły się kolejne osoby twierdzące, że w dzieciństwie były skrzywdzone przez prałata Henryka Jankowskiego. Telewizja TVN dotarła do mężczyzny, który jako młody chłopak, uczestnicząc w strajku w Stoczni Gdańskiej, miał być przez ks. Jankowskiego przytulany, kapłan miał też próbować go pocałować. Wirtualna Polska pisała o dwóch mężczyznach, którzy mieli być molestowani w czasach, gdy byli ministrantami prałata Jankowskiego.
Czy opowieści osób, które blisko dziewięć lat po śmierci ks. Jankowskiego opowiadają o tym, że miały być przez niego molestowane, brzmią wiarygodnie?
– Jest pytanie, czy mamy do czynienia z sytuacją, w której ktoś, faktycznie nosząc traumę, jednak postanawia z siebie to wyrzucić, czy chodzi o jakieś korzyści materialne bądź wywarcie negatywnego stosunku wobec określonego środowiska lub osób pełniących posługi kapłańskie – uważa Janusz Kaczmarek, były prokurator krajowy. Przyjaciel rodziny ks. Jankowskiego – Grzegorz Pellowski – poinformował, że siostry kapelana Solidarności zamierzają pozwać „GW” za tekst o domniemanej pedofilii księdza.
Gdańska Kuria Metropolitalna stwierdziła, że w ciągu ostatnich 10 lat nie wpłynęły do niej żadne doniesienia potwierdzające podnoszone przez media zarzuty przeciwko ks. Jankowskiemu. Zarazem zadeklarowała, że jest gotowa podjąć próbę zbadania sprawy.
W czwartek Rada Miasta Gdańska odebrała honorowe obywatelstwo miasta ks. Jankowskiemu.
Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.