Vive l’Empereur!

Waldemar Łysiak, DoRzeczy, nr 33, 12-18.08.2019 r.

Chateaubriand o Napoleonie: „Człowiek, który był najpotężniejszym duchem, jaki kiedykolwiek ożywiał powłokę cielesną”

Balzac o Napoleonie: „Człowiek, który był najpiękniejszą władzą, jaką znamy”

Goethe o Napoleonie: „Człowiek, który był istnym streszczeniem świata, a jego pełne blasku życie było życiem półboga”

Przypadające w czwartek święto państwowe jest podwójne, bo to i Święto Wniebowzięcia NMPanny, i Święto Wojska Polskiego (rocznica Bitwy Warszawskiej 1920), ale dla bonapartystów to również urodziny Napoleona, tym razem rocznicowo szczególnie „okrągłe”, gdyż 15 sierpnia mija 250 lat (równo ćwierć tysiąclecia) od narodzin geniusza korsykańskiego. Fakt, iż to mnie powierzono pisanie eseju będącego hołdem rocznicowym, stanowi rzecz naturalną vel oczywistą, mam bowiem w pisarskim dorobku kilkanaście książek o tematyce napoleońskiej, dzięki którym już dawno temu zyskałem miana „ostatniego polskiego bonapartysty” i „pierwszego napoleonisty RP”, będące rodzajem laurów. Sławny felietonista „Hamilton” (Jan Zbigniew Słojewski) napisał u schyłku PRL-u: „Zamiast kontrkultu Napoleona zaczyna kiełkować coś w rodzaju kultu Łysiaka, który zresztą, obcując z Napoleonem, nabrał manier cokolwiek napoleońskich”. Niektórzy posuwali się jeszcze dalej — znany krakowski publicysta Zbigniew Święch był łaskaw publicznie spytać (przed kamerą telewizyjną):

„— Czy to prawda, że Napoleon nie istniał, tylko Łysiak go wymyślił, aby trochę zarobić?…”.

Wymyśliłem go już w dzieciństwie, dzięki lekturom podsuwanym mi przez Ojca. Czyli od małego jestem bonapartystowskim szowinistą, zważywszy nie słownikowe znaczenie terminu „szowinizm” („skrajny nacjonalizm”), tylko jego źródłosłów, gdyż to słowo (franc. „chauvinisme”) wzięło się od legendarnej postaci grenadiera Nicolasa Chauvina, bohatera wojennego (siedemnastokrotnie ranny, szabla honorowa, medale) i bohatera francuskich sztuk teatralnych doby Romantyzmu („Le soldat laboureux” Scribe’a, „La cocarde tricolore” braci Cogniard), który był fanatycznym wielbicielem Napoleona. Ja też nim jestem, głównie dlatego, że „dał nam przykład Bonaparte” bijąc/przepędzając trzech naszych zaborców i zwracając nam suwerenność (1807), której sami nie umieliśmy insurekcyjnie sobie wyrąbać, tudzież dla jego osiągnięć praworządnościowych i prawodawczych, wreszcie dla niezłomnej obrony przezeń katolicyzmu i norm Dekalogu.

Wzorem typowych bałwochwalców chcę dziś przekonać nawet Czytelników-sceptyków, że mój idol był ideałem mężczyzny nie tylko z powodu cech przywódczych najwyższej próby (tej znamionującej arcymonarchów, predestynującej do historiograficznego miana „Wielki”, jak Aleksander Wielki czy Karol Wielki), i nie tylko jednym spośród kilku wodzów uważanych za głównych geniuszy militarnych w dziejach (ci, którzy dali mu ksywkę „bóg wojny”, uważali go za nr 1 wszech czasów), i nie tylko facetem o żelaznym charakterze, granitowej prawości oraz stalowej woli — lecz również człowiekiem codziennie dobrym (sympatycznym, wrażliwym, czułym), samcem przystojnym, sędzią sprawiedliwym, twórcą utalentowanym (choćby literacko), itd.

IMIĘ WIELKOŚCI

Podług tych, którzy przywołują wzorzec Leonarda da Vinci, miarą prawdziwego geniuszu jest „renesansowa wszechstronność” — wielokierunkowość talentów. W przypadku polityka winna to być wielokierunkowość prospołecznych, propaństwowych, prorozwojowych działań. Bonaparte nie był ekonomistą, lecz według ekonomisty Marcina Piątkowskiego, wykładowcy z Uniwersytetu Harvard, jego działania polityczne i reformy gospodarcze „zapewniły Europie Zachodniej antyoligarchiczny szok niezbędny dla gwałtownego rozwoju do stanu powszechnego dobrobytu” (2019). Eckart Klessmann: „Kto w Napoleonie widzi tylko wojownika, nigdy nie zrozumie czemu tak wielu Europejczyków opłakiwało jego śmierć, i czemu przez kolejne sto lat trwał jego kult (…) Ten mąż stanu, który z roku na rok zmieniał mapę Europy, miał zarazem duże zdolności literackie. Mógłby zostać świetnym publicystą, a także pisarzem dużej klasy (już w początkach swej kariery pisał dobre opowiadania i eseje). Był bowiem znakomitym stylistą, którego prozę sam Stendhal brał sobie za warsztatowy wzór! Co do ducha tej prozy — stanowiła ona rodzaj preRomantyzmu (…)

Był szczodrym protektorem architektury i sztuk plastycznych; stworzył Muzeum Luwr (…) Był muzykalny — lansował Mozarta w Paryżu odkąd usłyszał «Don Giovanniego» w Stuttgarcie (…) Był wielkim mecenasem nauki i edukacji (także dla dziewcząt) — stare i licznie tworzone przezeń nowe szkoły wyższe oraz elementarne, wszelkie uczelnie oraz instytuty scjentyczne, cieszyły się dzięki niemu regularnym wsparciem państwa (…) Był znaczącym prawodawcą — jego «Code Civile» (1804) dekretuje najnowocześniejsze prawo cywilne, zrównując wszystkich wobec prawa, znosząc dyskryminację Żydów, itd. (…) jako polityk był wizjonerem — konstruował wspólnotę europejską, ze wspólną walutą, wspólnym systemem miar i wag, wspólnym ustawodawstwem, nowoczesną administracją, etc.” [2005].

Dokładnie 200 lat wcześniej to samo wyraził sławny Chateaubriand, pisząc: „Wielcy ludzie są zawsze połączeniem dwóch natur, gdyż muszą być zdolni do natchnienia i do czynu. Weźmy cesarza Napoleona. Zadziwiająca wyobraźnia cechowała tego wspaniałego polityka — nie stałby się tym, czym był, gdyby mu zabrakło muzy; rozum szedł u niego za myślą poety”. Sławny XIX-wieczny filozof Hegel zwał Napoleona „Rozumem na koniu”. Sławny XIX-wieczny pisarz Hugo głosił, iż „w Napoleonie ludzkie zdolności podniesione były do sześcianu”. Sławny XIX-wieczny poeta Heine uważał Bonapartego za „największego z cesarzy”. Również polscy sławni „ludzie pióra” chylili czoła przed Cesarzem, od Mickiewicza („Po Jezusie Napoleon był tym, który najwięcej zrealizował na Ziemi”), do Prusa („Był Bonaparte najpotężniejszą postacią historyczną”) i Schulza („Bonaparte ubrał się w historię jak w królewski płaszcz i zrobił z niej tren dla swej wspaniałej kariery”). A gdy już mowa o Napoleonie i historii — Adolf Bocheński ujął panowanie Bonapartego frazą bezbłędnie lapidarną: „Le splendide dans l’histoire” (Wspaniałość w historii), zaś Bronisław Dembiński rozwinął tę myśl mówiąc: „Bonaparte był duchowym potentatem najświetniejszej epoki zachodniego społeczeństwa (…) W tym zdumiewająco trzeźwym człowieku tkwił poeta, a jego wyobraźnia była cudem, polot jego myśli nie znał granic”.

Słowa o wyobraźni Napoleona — otwierające powyższy akapit (Chateaubriand) i kończące go (Dembiński) — zdają się być kluczem dla zrozumienia wielkości Bonapartego. Kluczem używanym przez wielu biografów. Exemplum brytyjski historyk Rosebery: „Dzięki swej fenomenalnej wyobraźni Napoleon rozszerzył do niesłychanych rozmiarów te pojęcia, które przed nim uważane były za najdalsze granice umysłowości i energii ludzkiej”. Albo francuski historyk Lefebvre: „Jego gorącą wyobraźnię rozświetlały gwałtowne błyski natchnienia, analogiczne do natchnień matematyka i poety. Lecz nie poprzestawał na samej intuicji — jako racjonalista opierał się na wiedzy i rozumowaniu. Stronił od pustych uciech, pełen napięcia wysiłek był jego rutyną”. Co nadmieniały też kompendia w krótkich (z natury rzeczy) biogramach, vide „Encyklopedia Powszechna Gutenberga”: „ Największy człowiek czynu, jakiego znają dzieje — dzięki niezrównanej sile woli, geniuszowi i wyobraźni wzniósł się na stanowisko twórcy najpotężniejszego mocarstwa ery nowożytnej i pana Europy, okazując pierwszorzędne zdolności jako prawodawca i administrator. Pracownik niestrudzony, poświęcał na sen zaledwie 4-5godzin”. Czy „Encyklopedia Powszechna Ultima Thule”: „Wola jego oraz inteligencja równały się prawie jego wyobraźni, która była bez granic (…) Charakteryzuje Napoleona potęga umysłu (olbrzymia przenikliwość, fenomenalna pamięć), odwaga i pracowitość (…) Jeżeli wielkość ludzi mierzyć siłą umysłu i mocą charakteru — nie ma w dziejach tytana, który by dorównał Bonapartemu”.

CZŁOWIECZEŃSTWO I SPRAWIEDLIWOŚĆ

Wielu uważało, że obraz duchowy Napoleona, obraz jego człowieczeństwa, jest trudny do odtworzenia, bo jak mówi wielki znawca Korsykanina, francuski filozof i historyk Hippolyte Adolphe Taine: „Napoleon był ponad miarę wszystkiego, lecz jeszcze bardziej dziwny — nie tylko poza linią, ale i poza ramą. Przez swe zdolności i przez siłę swej moralności zdawał się być urobiony gdzie indziej, utworzony z innego metalu niż jego współcześni i współobywatele”. Krócej ujął to samo wielki rosyjski poeta Lermontow, zapewniając: „Bonaparte był na tym globie cudzoziemcem”. Wbrew ignorantom bredzącym, że był „agresorem” (to ahistoryczny/afaktograficzny nonsens, bo wszystkie wielkie wojny, jakie toczył, zostały mu wypowiedziane przez wrogów: Prusy, Austrię, Rosję, Hiszpanię, za którymi stała nieodmiennie Anglia jako militarny podżegacz i sponsor), czyli napastnikiem, gwałtownikiem, drapieżcą — był człowiekiem łagodnym, twierdził, iż „wojna jest barbarzyńskim rzemiosłem, przyszłość należy do pokoju”. Najwięksi wrogowie (exemplum królowa Luiza Pruska) nie odmawiali mu wyrozumiałości, miłosierdzia, czułej wrażliwości wobec ludzkich cierpień i krzywd. Rosjanie byli w szoku gdy doniesiono im o reakcji Napoleona objeżdżającego pole bitwy pod Borodino (zwyciężył tam armię Kutuzowa). Koń pewnego członka cesarskiej świty trącił kopytem rannego i Bonaparte kazał się tym rannym żołnierzem bezzwłocznie zająć. Któryś sztabowiec bąknął, że przecież to Rosjanin, a wówczas monarcha skarcił go tonem wyrzutu:

— Po bitwie nie ma wrogów, są tylko ludzie!

Osoby często stykające się z Napoleonem (współpracownicy i podwładni) zostawiły mnóstwo jednobrzmiących relacji pamiętnikarskich tyczących jego charakteru. Dyplomata Chateaubriand: „Uśmiech miał piękny, wprost ujmujący, oczy cudowne, a spojrzenie niezwykłe, wyzbyte szarlatanerii, żadnego udawania, żadnego teatru”. Minister Maret: „Serce cesarza było dobre z natury. Nie zaprzeczy temu nikt spośród wielkich i małych, którzy mieli możność go poznać”. Inny minister, Caulaincourt: „Napoleon niechętnie karał, wrodzona łagodność skłaniała go do oszczędzania winnych”. Sekretarz Bourrienne: „Napoleon nie był zdolny oprzeć się głosowi miłosierdzia. Znane są liczne przypadki kiedy darował karę”. Marszałek Marmont: „Ułaskawiając, Napoleon starał się kryć swą dobroć serca, unikał ostentacji przy darowywaniu win”. Generał Rapp: „Natura przemagała w nim konieczną surowość. Nie było bardziej wyrozumiałego i bardziej ludzkiego człowieka”. Identyczne zdania wyrazili de Bausset, Savary, Fain oraz wielu innych.

Co nie znaczy, że lekceważył sprawiedliwość — w końcu własnoręcznie opracował sporo paragrafów „Kodeksu Cywilnego”, na którym opierają się dziś prawodawstwa większości cywilizowanych państw globu (Dieter Wild: „Swym «Kodeksem Cywilnym» upowszechnił równość wobec prawa poza Francję, i poza jego czasy”). Ale ideą przewodnią był humanitaryzm, nie zaś mściwość czy państwowy terror. Widomym dowodem tego jest konspiracja generała Moreau, który zazdrościł Napoleonowi władzy, więc zorganizował spisek przeciwko szefowi państwa — celem było zamordowanie Bonapartego. Spisek wykryła policja, spiskowców stawiono przed sąd, ale trybunał, w którym nie brakowało antybonapartystów, przyjął za dobrą monetę kłamstwa Moreau i skazał szefa skrytobójców na… dwa lata więzienia! Bonaparte rzekł gorzko: „— Skazali jak złodzieja chustek!”, lecz nie kazał strzelić w potylicę człowiekowi, który chciał go zamordować, nie zesłał sędziów oraz ich bliższych i dalszych krewnych do Dachau czy do Gułagu, i nawet nie próbował wnosić apelacji, by zaostrzono wyrok, a gdy dworacy dziwili się temu miłosierdziu mocarza, wyjaśnił, że tu nie chodzi o miłosierdzie, lecz o coś zupełnie innego — o bezwzględne poszanowanie suwerenności sądów: „Nie wolno czynić arbitrem sądowym władzy administracyjnej, bo to równałoby się tyranii! Sprawiedliwość może być egzekwowana tylko przez niezależny sąd!”.

Jeśli już napomknąłem wyżej metaforycznie o hitlerowskich i stalinowskich łagrach — to warto odnieść się do jakże popularnych dzisiaj ględ idiotów stosujących wobec Napoleona „reductio ad Hitlerum” (nigdy „ad Stalinum”, gdyż bredzi tak salonowe lewactwo), do wszystkich tych popisów nieuctwa ze strony

publicystycznych „dumb-blonds” równających Bonapartego z Hitlerem. Cesarz wielokrotnie wyrażał swą wrogość wobec tyranii, czynem i słowem. Kiedy mówił: „Szef państwa nie powinien być szefem partii”. Kiedy ujrzawszy w twierdzy gdańskiej więźnia siedzącego bez wyroku nie wiadomo jak długo napisał rozeźlony do prefekta Thibaudeau: „To jest właśnie to, czego nie cierpię, a co będzie się zdarzać w każdym systemie, który zdominuje policja!”. Kiedy perswadował: „Nazwa i forma rządu są bez znaczenia. Ważne jest, żeby obywatele byli równi wobec prawa i żeby sprawiedliwość była egzekwowana uczciwie. Nie może być pół- sprawiedliwości — sprawiedliwość jest niepodzielna!”. Co tyczyło pod jego rządami każdego — baronów i maluczkich. Andrzej Kijowski: „Prosty lud pojął, że dzięki obecności Cesarza jest innym ludem. Miał go potem za to nie kochać?”. Sto kilkadziesiąt lat przed Kijowskim identycznych argumentów używa Mickiewicz, sławiąc „żarliwą cześć ludów dla tego, który rehabilitował prostych ludzi”, i dodając: „Założyciele socjalizmu są pod tym względem niżsi od Napoleona”.

PARADEMOKRACJA KATOLICKA

Wzmiankując raczkujący „socjalizm” Mickiewicz miał na myśli ówczesne pierwociny systemu demokratycznego. Ciągle się przypomina klasyczną tezę Tocqueville’a, że dla demokracji ważniejsza od wolności jest równość szans, ale przypominający/cytujący notorycznie zapominają, że ten priorytet równości szans wymyślił (i lansował) trzy dekady przed Tocquevillem Napoleon Wielki. Stąd Mickiewicz pisze na łamach „Trybuny Ludów” (1848): „Napoleon to powszechna demokracja, która stała się autorytetem — to wyzwolenie, powszechna rehabilitacja ciemiężonych, niewolników, biedaków”. Lewactwo XX wieku perswadowało usilnie, że była to zasługa Francuskiej Rewolucji, jakobinów, co nie jest prawdą. Bronisław Dembiński: „Zasada równości, głoszona szumnie przez Rewolucję, została dopiero urzeczywistniona przez Napoleona” (1891). A więc przez człowieka, który siłą zastopował Rewolucję. Analizując ten problem Jerzy Narbutt podniósł, że Rewolucja Francuska, czyli dżuma jakobińska (dechrystianizacyjna i gilotynowo ludobójcza), była antycypującą bolszewizm destrukcją socjalną oraz kulturową, i spuentował: „Działanie jednego człowieka, Napoleona, zahamowało tę destrukcję na przeszło sto lat”.

Czym był empirowy system społeczno-polityczny zwany przez śródziemnomorskiego myśliciela Maxa Galio „demokracją napoleońską”, pozornie paradoksalną, zważywszy, iż mowa o imperatorze? Jan Baszkiewicz: „W uproszczeniu: była to charyzmatyczna dyktatura, podbudowana elementami demokracji bezpośredniej” (2003). Według mnie była to realizacja postulatów wybitnego angielskiego filozofa XVII-wiecznego Thomasa Hobbesa. Jako najlepszy system władzy Hobbes polecał rządy absolutystyczne (lecz nie despotyczne/tyraniczne) suwerena, który zawiera z narodem „umowę społeczną” dającą mu prawo władania, lecz zobowiązującą go do respektowania/umacniania liberalnych swobód.

I Napoleon taką umowę zawarł — jako monarcha (formalnie: „Cesarz Francuzów z łaski Bożej i z woli ludu”) został zatwierdzony gigantyczną (aklamacyjną) większością głosów przez zwane „plebiscytem narodowym” referendum ogólnospołeczne. Deklarował jasno: „Władzę dała mi konstytucja. Moją polityką jest rządzić tak, jak sobie życzy większość, podmiotem będę czynił suwerenność ludu”.

Ten parademokratyczny oświecony autorytaryzm (Hobbes zwał to „racjonalnym autorytetem”), nieograniczający żadnych swobód obywatelskich (Galio: „Budowanie przez Cesarza systemu promującego równość szans dla wszystkich i powszechną wolność”), będzie później często klasyfikowany niby wariant demokracji — Jean Tulard: „Cesarz, chociaż był monarchą, wyznawał równość i demokrację jako zasady, o które warto się bić”; Jacques Marseille: „Bonaparte wyrastał z serca Francuzów demokratycznie rozmiłowanych w równości. Gdy zasiadł na tronie, posadził przy sobie lud jako król proletariuszy upokorzył monarchów i arystokratów, równając szeregi nie do dołu, lecz ku górze” (2004).

A przy tym ta parademokracja była z gruntu chrześcijańska. Już jako Pierwszy Konsul Bonaparte głosił: „Katolicyzm najbardziej ze wszystkich religii pasuje do ustroju demokratycznego, gdyż skutecznie umacnia jego prawa i najlepiej wyjaśnia jego zasady (…) Suwerenność ludu i wolność to kodeks polityczny Ewangelii Świętej” (1800). Pamiętajmy, że Rewolucja jakobińska zakazała we Francji katolicyzmu (zniosła go urzędowo), promując świecką pseudoetykę, antychrześcijańskie wolnomyślicielstwo i obyczajowy libertynizm. Bonaparte, gdy doszedł do władzy, wyplenił tę ateistyczną gangrenę żelazną miotłą, mówiąc podczas swej koronacji:

„— Żadne społeczeństwo nie może funkcjonować bez religii, która stanowi fundament moralny chroniący przed zepchnięciem w otchłań zła”. Ignacy Grabowski: „Napoleon wyznaczył chrześcijańską drogę, którą kroczyć musi cywilizacja, jeśli nie ma być pokonana przez absolutne zło” (1924). Józef Jankowski: „Napoleon był mężem niezaprzeczenie opatrznościowym chrześcijaństwa. Praktyczną działalnością fenomenalnego swojego żywota utwierdził ideał chrześcijańskich celów” (1926). Nic dziwnego, że Hoene-Wroński (głośny filozof mesjanista) zwał Napoleona „Parakletem” (Duchem Bożym), który przyszedł, by „zaprowadzić władzę praw moralnych, czyli Boski porządek świata”, a Chateaubriand swoje główne dzieło, brawurową obronę/apologię katolicyzmu („Geniusz Chrześcijaństwa”, I-IV, 1802-1803), zadedykował „Nowożytnemu Cyrusowi”— Napoleonowi.

Wzruszające wyznania Cesarza o umiłowaniu przezeń Chrystusa („Do Niego należą przeszłość, przyszłości nieskończoność, jest naszym Ojcem, naszym Bogiem, naszym Przyjacielem”, etc., etc.) cytowałem obficie na tych łamach cztery lata temu. Mickiewicz tak je charakteryzował: „ W duchu swoim Napoleon nosi całą przeszłość chrześcijaństwa, a Boską istotę Chrystusa pojmuje i wyjaśnia lepiej niż jakikolwiek teolog. Nie ma komentarza Ewangelii równego temu, który znajdujemy na kilku kartach podyktowanych przez Napoleona” (1844). Salonowym lewakom zdarza się dziś bełkotać antynapoleońsko o wrogości Cesarza wobec papiestwa, lecz konflikt między nim a Piusem VII był rozgrywką czysto polityczną, papież ten bowiem został obrany wskutek nacisku kontrfrancusldch aliantów wspieranych przez rosyjską armię Suworowa — „Piusa VII obrano pod osłoną wojsk cesarza austriackiego…” (Józef Umiński, „Historia Kościoła”, 1934). I tak doszliśmy do wrogości „starej Europy” wobec Korsykanina.

WROGOWIE I POLACY

Bolesław Prus: „Cele Napoleona — najniezwyklejszego człowieka, jakiego wydała ludzkość — należały do najwyższych, najrozleglejszych i najtrudniejszych, jakie podejmowała ludzkość. On bowiem postanowił na gruzach królestwa zburzonego przez rewolucję wybudować nowe państwo, w którym panowałby spokój, dobrobyt, oświata, harmonia, sprawiedliwość i rozwój. Nadto musiał zwalczać nieprzyjaciół atakujących ów gmach społeczny” (1911).. Ci nieprzyjaciele to była tradycyjna („legitymistyczna”) oligarchia europejska, którą do szału doprowadzało, że Korsykanin tworzy imperialne, paneuropejskie supermocarstwo, emancypując w nim „motłoch” nowym prawodawstwem i burzącym stare postfeudalne porządki zakresem obywatelskich swobód. Wielka Brytania, promotorka wszystkich „wojen napoleońskich” (czytaj: antynapoleońskich), obrała inną drogę — metodę brutalnego tłumienia buntów i strajków głodującego plebsu, stąd Anglik Byron, uwielbiający Napoleona „król Romantyzmu”, pytał gorzko z ław parlamentu londyńskiego:

„— Czy chcecie wymordować cały ten gmin, który w takim trudzie haruje na was? Czy tylko co dziesiątego? Wszystkie pola obsiejecie szubienicami? I czy wskrzesicie las Sherwood dla zakapturzonych uciekinierów spod waszego miecza?”. Bonaparte nie używał miecza dla dokuczania swym poddanym (jedna z głoszonych przezeń sentencji brzmiała: „Nie należy odpowiadać karabinami ludziom żądającym chleba”), tylko dla zwalczania agresorów, wrogów Francji i I Cesarstwa. Jego geniusz militarny sprawiał, że całe 20 lat to się udawało. Według Hegla, i według Francisa Fukuyamy cytującego Hegla („Koniec historii”, 1989), te triumfy Napoleona „to było symboliczne zwycięstwo nowego porządku liberalno-demokratycznego nad starą, zacofaną, monarchiczną Europą”. Lecz później przeważyła „siła złego na jednego” — wojska rosyjskie, brytyjskie, pruskie i habsburskie zdobyły Paryż.

W ciągu owych 20 lat, i potem także, trwało szkalowanie Cesarza przez Londyn, Berlin, Wiedeń, Madryt i Petersburg.

John Lichfield: „Arogancka oligarchia rządząca Anglią, jak również zdegenerowane rody królewskie władające Europą, robili wszystko, by odrzeć Napoleona z wielkości. Wspaniałe rzeczy, których dokonywał, budziły ich zazdrość i wściekłość, a merytokracja napoleońska była dla nich ideą najstraszliwszą, najniebezpieczniejszą.

Musieli tego człowieka nie tylko pokonać, lecz i odprawić nad nim egzorcyzmy. Nie wolno było pozwolić, by mit napoleoński przetrwali rozkwitał. Cała ta ich główna batalia zakończyła się ich sromotną klęską” (2002). Ergo: potężniejący przez cały XIX wiek kult Cesarza wygrał z paszkwilancką „czarną legendą antynapoleońską”. Nie brakuje wszakże i dziś głąbów, którzy bezmyślnie opluwają Korsykanina — w Polsce jest to proceder stały. I tu ciekawostka: Napoleon Wielki to jeden z istotnych zworników łączących u nas skrajnie sobie przeciwstawne (wydawałoby się) światopoglądy: doktrynalność wszelakich lewaków (komunistów, socjalistów, salonowców) oraz doktrynalność nacjonalistycznych konserwatystów (endeków, monarchistów, rozmaitych „narodowców”‘) — jedni i drudzy nienawidzą Bonapartego, zarzucając mu m.in., że „oszukiwał Polaków”. Tymczasem prawda jest taka, że Napoleon kochał Polaków. Jego sekretarz stanu („ministre d’Etat”), Bourrienne, stwierdza w swych memuarach (1829), że „Napoleon zawsze traktował Polskę sentymentalnie. Wciąż miał na sercu pomszczenie rozbiorów Polski, ja sam odbyłem z nim chyba dwadzieścia tyczących tej kwestii rozmów”.

I pomścił — zdruzgotał trzy zaborcze armie (rosyjską, austriacką i pruską), wyzwalając nasz kraj. Spytał wówczas w Toruniu: „— Azali macie tu pomnik waszego znakomitego rodaka, Kopernika?” (czym wymierzył cios funkcjonującej już wtedy pruskiej propagandzie o rzekomej niemieckości Kopernika) i kazał na własny koszt odrestaurować wszelkie pamiątki po Koperniku (stąd Jeremi Wasiutyński nazwał Bonapartego „pionierem kultu Kopernika w Polsce”, 1938).

Niedouków szkalujących korsykańskiego dobroczyńcę Polaków zwalczałem piórem już za PRL-u na łamach „Mówią Wieki” i „Literatury”, jak również treścią kilku „napoleońskich” woluminów, a w III RP licznymi publikacjami i wywiadami (exemplum duży wywiad pt. „Bonapartyzm”, który przeprowadził ze mną Paweł Lisicki dla „Uważam Rze HISTORIA”). Odsyłam Czytelników do tych tekstów, dzisiaj natomiast chcę jedynie przytoczyć parę cytatów. Prof. Jerzy Łojek: „Napoleon zrobił dla Polski więcej niż jakikolwiek inny mąż stanu Europy i świata w ciągu ostatnich trzech stuleci, po dzień dzisiejszy” (1978). A chciał zrobić jeszcze więcej. Tuż przed startem wojny z Rosją upewnił Wiedeń pisemnie (14—III—1812), że „jeśli ta wojna zostanie wygrana, to Królestwo Polskie będzie całkowicie odbudowane”, potem oznajmił admirałowi Malcolmowi: „— Jedynym moim celem wojowania z Rosją było odbudowanie wielkiego Królestwa Polskiego”. Co się nie udało, lecz co Polakom przywróciło nadzieję. Prof. Stefan Treugutt: „Dzięki Napoleonowi najbardziej sceptyczny i nad losem upadłej ojczyzny rozpaczający Polak zrozumiał, że świat, na którym nie ma Polski, nie musi być światem ani ostatecznym, ani koniecznym” (1969).

Wystarczy. Jeśli ktoś dotychczas nie rozumiał czemu ja jestem bonapartystą — to chyba „kuma” już przeczytawszy powyższy tekst.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych