Westerplatte chciało się bić dalej

Z Jackiem Komudą, historykiem, pisarzem, autorem książki „Westerplatte” rozmawia Wojciech Wybranomki, DoRzeczy, nr 35, 26.08-1.09.2019 r.

WOJCIECH WYBRANOWSKI: Na początku września ukazuje się twoja książka „Westerplatte”. Poruszasz w niej temat bardzo drażliwy – konflikt między dowódcami obrony Westerplatte, czyli mjr. Henrykiem Sucharskim a kpt. Franciszkiem Dąbrowskim. Piszesz też, że sama obrona Westerplatte to wciąż niewyjaśnione zagadki. Na przykład znalezione tam ciała rozstrzelanych polskich żołnierzy…

JACEK KOMUDA: Literatura zawsze żywi się kontrowersją. Sprzeczne postawy ludzi rywalizujących ze sobą, ich starcia, namiętności są świetną pożywką dla pisarza. Tak też jest w przypadku bohaterskiej obrony Westerplatte, gdzie trwał dramatyczny spór między dowódcami, a także ścierały się różne postawy – od rezygnacji do heroicznego bohaterstwa. Pisząc „Westerplatte”, oparłem się na najnowszych badaniach historycznych, m.in. na książce Mariusza Borowiaka „Westerplatte. W obronie prawdy”, która nieźle naświetla konflikt, który wybuchł na Westerplatte między mjr. Sucharskim a kpt. Dąbrowskim 2 września 1939 r.

Heroiczna obrona Westerplatte to fakt czy – jak próbują przekonywać niektórzy badacze – tylko jeden z mitów polskiej historii?

Obrona Westerplatte to heroiczna walka do granic wytrzymałości, a członkowie załogi Składnicy byli prawdziwymi bohaterami. Nie załamali się w pierwszych chwilach wojennego stresu, chociaż byli poddani olbrzymiej presji. Podjęli walkę, wiedząc, że są bez szans na zwycięstwo. Nie napisałem powieści, aby umniejszać ich poświęcenie. Westerplatte było miejscem, na którym została skoncentrowana ogromna niemiecka nienawiść tzw. Wolnego Miasta Gdańska. Mieszkający tam Niemcy, także za sprawą propagandy Rzeszy, patologicznie wręcz nienawidzili tego polskiego skrawka wybrzeża nad Bałtykiem. Dlatego chociaż Westerplatte jesienią 1939 r. nie funkcjonowało już jako składnica materiałów wojskowych, to był to punkt zapalny, skrawek polskiej ziemi potwierdzający prawa II Rzeczypospolitej do Gdańska. Żołnierze w polskich mundurach w Składnicy byli dowodem na to, że Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da; zbierali na sobie potężną niemiecką agresję i nienawiść.

Jak się ona przejawiała?

Nasi żołnierze w Gdańsku byli narażeni na szykany, bicie, awantury. Niemcy z przepływających okrętów czy statków pluli w ich stronę, rzucali przekleństwa, krzyczeli, że ich wszystkich powieszą. Oczywiście Senat Gdańska nie miał żadnej władzy nad półwyspem, ograniczało go porozumienie polsko-gdańskie z 1928 r., więc przedstawiciele Wolnego Miasta mogli wejść na teren Składnicy tylko w szczególnych okolicznościach i pod nadzorem polskiego oficera.

Dlatego polscy żołnierze i placówka byli, zwłaszcza w ostatnich miesiącach przed wojną, praktycznie cały czas poddawani inwigilacji.

Mówisz, że nie poddali się presji psychicznej, a jednak 2 września wśród żołnierzy pojawiło się załamanie. Major Henryk Sucharski był, jak piszesz, gotów nawet wywiesić białą flagę i poddać placówkę.

Największym szokiem był potężny niemiecki nalot, którego na Westerplatte się nie spodziewano, a przynajmniej nie zakładano, że czeka ich tak niszczycielskie uderzenie z powietrza. Rzeczywiście, mjr Sucharski zamierzał ogłosić kapitulację, wywiesił białą flagę, a wtedy wśród oficerów wybuchł – nie bójmy się go tak nazwać – bunt. Ta sprawa do dziś jest bardzo niejasna. Co wiemy z całą pewnością? Kapitan Franciszek Dąbrowski kazał zdjąć białą flagę i kontynuować walkę. Major Sucharski prawdopodobnie dostał ataku epilepsji, on zresztą wtedy był już bardzo chory, został więc przez podkomendnych, czyli Dąbrowskiego, Grodeckiego i kpt. Słabego, przywiązany do łóżka i odosobniony. Pozbawiono go na kilka dni wpływu na dowodzenie. Trzeba jednak trochę usprawiedliwić Sucharskiego, major miał wielkie problemy zdrowotne, które ukrywał przed przełożonymi, a funkcja dowódcy Westerplatte wykańczała go psychicznie, żył w nieustającym stresie, wiedząc, że Niemcy zmobilizują wszelkie możliwe środki, aby zająć placówkę.

W dodatku 31 sierpnia dowiedział się, że następnego dnia dojdzie do ataku, a w takiej sytuacji nie może on z polskiej strony spodziewać się żadnej odsieczy. Dlatego niemiecki nalot stał się chyba tą kroplą, która przelała czarę. Co mnie zastanawia: Sucharski wiedząc o planach niemieckiego ataku, nie powiedział o nich żadnemu ze swoich podkomendnych.

Dlaczego?

Być może jako dowódca nie chciał siać paniki. Pisząc książkę, nie chciałem robić z majora kozła ofiarnego, ale przynajmniej trochę go zrozumieć. Sucharski wiedział, że jeśli Niemcy już 1 września zdobędą Westerplatte, to oczywiście ich propaganda odpowiednio to wykorzysta i nagłośni – pokaże, jak słabo bronili się Polacy w Gdańsku. Jednakże wiedział też, że długo się nie utrzyma, bo nikt mu w tym nie pomoże. Polecenie, które otrzymał od ppłk. Wincentego Sobocińskiego, brzmiało: „Bronicie się 12 godzin. Potem masz wolną rękę”.

Piszesz, że 2 września nie tylko wybuchł bunt kpt. Dąbrowskiego, który złamał rozkaz o kapitulacji i nakazał żołnierzom walczyć dalej, lecz także że tego dnia rozstrzelano kilku żołnierzy – obrońców Westerplatte.

To jest największa tajemnica Westerplatte. Wszystkie wzmianki o tym zdarzeniu, które pozwalałyby zrozumieć, co tak naprawdę się stało, dlaczego i kto został rozstrzelany, zostały zniszczone. Prawdopodobnie byli to ludzie lojalni wobec Sucharskiego, którzy odmówili wykonywania rozkazów kpt. Dąbrowskiego i podjęcia dalszej walki. Sytuacja bardzo delikatna, bo teoretycznie według prawa wojskowego to kpt. Dąbrowski był wówczas buntownikiem. Profesor Paweł Wieczorkiewicz powiedział w jednym z wywiadów, że prawdopodobnie zlikwidowano wówczas tych żołnierzy, którzy nie chcieli strzelać do Niemców. Mam tu jednak spore wątpliwości, ponieważ w trakcie dalszych walk o Westerplatte Dąbrowski nigdy nie kazał rozstrzelać żadnego z panikarzy, którzy odmawiali walki, ale uwięził ich w starym bunkrze. Obawiam się, że tajemnica śmierci polskich żołnierzy, których ciała Niemcy znaleźli na Westerplatte 8 września koło placówki Elektrownia, nigdy nie zostanie wyjaśniona, nie zachowały się bowiem żadne materiały w pamiętnikach czy aktach.

A żywi świadkowie woleli o tym milczeć.

Konflikt między kpt. Dąbrowskim a mjr. Sucharskim zaczął się jednak jeszcze przed niemieckim atakiem na Westerplatte.

Dąbrowski i Sucharski różnili się prawie wszystkim. To byli ludzie z innych sfer, o kompletnie innych osobowościach. Oczywiście byli też oficerami, więc żaden z nich nie pokazywał publicznie, że się nie zgadzają. Sucharski wywodził się z rodziny chłopskiej, był synem chłopa z Gręboszowa pod Tarnowem. Z kolei Dąbrowski był synem gen. Romualda Dąbrowskiego i Elżbiety z domu Broulik, węgierskiej baronówny. Wydawać by się mogło, że to właśnie on, z racji pochodzenia, powinien być zdystansowany wobec żołnierzy, sztywny i nieprzystępny, tymczasem – jak wynika ze wspomnień westerplatczyków – było zupełnie odwrotnie. To Sucharski pozował na ważną figurę, wysokiego rangą oficera z lepszych sfer, za to Dąbrowski był oceniany jako „swój chłop”. Być może dlatego, gdy się zbuntował i nakazał kontynuowanie walki, większość żołnierzy stanęła za nim.

2 września obrońcy Westerplatte chcieli walczyć, a 7 września przyjęli z ulgą rozkaz mjr. Sucharskiego o kapitulacji?

Absolutnie nie! Część żołnierzy panikowała, obawiała się niemieckiej zemsty, część była po prostu zmęczona i liczyła, że teraz wróci do domów, ale były na Westerplatte placówki, które kategorycznie chciały dalej walczyć, na przykład placówka Przystań ppor. Zdzisława Kręgielskiego, który zresztą Sucharskiego bardzo nie lubił, chciała bić się dalej. Jednak gdyby polscy żołnierze kontynuowali walkę, straty byłyby dużo większe, Niemcy bowiem już zabrali się do planowego burzenia poszczególnych wartowni – na przykład zniszczyli dwójkę, mocno ostrzeliwali z haubic koszary.

Kapitulacja rzeczywiście była tak honorowa, jak uczyły o niej PRL-owskie podręczniki historii?

Tak. To prawda, Niemcy naprawdę zachowali się honorowo, aczkolwiek dochodziło do różnych nieciekawych zdarzeń. Notabene cała scena znana z fotografii, gdy mjr Henryk Sucharski otrzymuje szable od niemieckiego dowódcy Friedricha G. Eberhardta, jest upozowana na użytek niemieckiej propagandy. Po ogłoszeniu kapitulacji kazali wszystko sfilmować, by pokazać, jak poddaje się główny punkt polskiego oporu w Gdańsku. Natomiast trzeba uczciwie przyznać, że oficerowie niemieccy wobec obrońców Westerplatte zachowywali się z wielką kurtuazją, zajęli się rannymi, gratulowali też Polakom dzielnej postawy. Pamiętajmy jednak, że akurat tak się złożyło, że wszyscy niemieccy dowódcy, którzy tam byli, czyli gen. Eberhardt, kmdr Gustav Kleikamp, ppłk Karl Henke, nawet później byli uznawani za rycerskich ludzi – podobnie jak Dąbrowski, Gródecki, Kręgielski i Słaby. Dżentelmeni trafili na dżentelmenów, co w kampanii wrześniowej było raczej wyjątkiem. Wyłamał się z ich szeregów mjr Sucharski, który był tak przerażony, że ogłosił, na użytek niemieckiej propagandy, iż Westerplatte poddaje się, gdyż ucierpiało moralnie w wyniku bombardowania z 2 września i potężnego ostrzału prowadzonego przez pancernik „Schlezwig-Holstein”.

Co akurat było nieprawdą, bo pancernik poza swoim wyglądem niewiele szkodził Westerplatte.

Obrona Wizny czy obrona Westerplatte?

Jedno i drugie. Chociaż gdybym był młody i gniewny powiedziałbym, że Wizna nie miała na szczęście swojego Sucharskiego. Westerplatte pokazało, że Polacy nie będą się poddawać, że będą bronić krwią każdego skrawka naszej ziemi. Przecież tak naprawdę to na Westerplatte padły pierwsze strzały II wojny światowej, kiedy to kpr. Edmund Szamlewski z placówki Wał w okolicy stacji kolejowej otworzył ogień do Niemców. Żołnierze Westerplatte nie wahali się ani chwili, strzelali do szwabów jak do kaczek

Dziś znów toczy się bój o Westerplatte, tym razem między władzami Gdańska a władzami Rzeczypospolitej.

To, co się dzisiaj dzieje na Westerplatte, i fakt, że miejsce bohaterstwa polskiego żołnierza zostało zniszczone i zaniedbane, jest haniebne. Tak ważny dla polskiej historii półwysep jest dziś ruiną. Najpierw zresztą zniszczyło go wojsko komunistyczne, które urządziło sobie tam poligon do wysadzania niewypałów. Nawet Niemcy po 1939 r. bardziej dbali o Westerplatte niż późniejsze komunistyczne władze. Dzisiaj, w III Rzeczypospolitej, nadal jest w ruinie, choć to nie tylko pomnik naszej historii, lecz także świetna atrakcja turystyczna. Dziwię się władzom Gdańska, które o to miejsce nie potrafiły i chyba nie chcą zadbać.

Niestety Westerplatte stało się symbolem politycznej batalii. Wynika to z tego, że przy każdej kolejnej rocznicy wybuchu II wojny oczy całego świata są tam zwrócone, więc ten, kto nim dysponuje, może przy okazji nabić sobie kilka punktów politycznego potencjału. Bardzo przykre jest zawłaszczanie bohaterstwa westerplatczyków na cele politycznej awantury. Osobiście spotykałem się z różnymi absurdami w tej całej historii. Jeżdżąc po muzeach w Gdańsku, usłyszałem nawet kpiny, że dziś w Trójmieście ten, kto uważa, że obroną Westerplatte dowodził kpt. Dąbrowski, jest PiS-owcem, a kto że Sucharski – ten jest za PO.

Twoja książka koncentruje się na walce o Westerplatte czy raczej osobistych relacjach obrońców placówki?

Przede wszystkim jest to powieść o obranie skrawka polskiego Wybrzeża. W pewnym sensie występuje w niej bohater zbiorowy. Piszę bowiem nie tylko o konflikcie Sucharski-Dąbrowski, który oczywiście musiałem pokazać, lecz także o walce, rozterkach, odwadze zwykłych szeregowców i podoficerów broniących tej placówki. De facto jest to książka o żołnierzach, którzy przeciwstawili się Niemcom pierwszego dnia wojny. Poza tym chciałem przypomnieć, jak w ogóle wyglądało życie na Westerplatte i relacje jego obrońców z Wolnym Miastem Gdańskiem. Tak jak wspomniałem wcześniej, między polską załogą a Niemcami była ściana nienawiści. Mam wrażenie, że Wolne Miasto Gdańsk było najbardziej zajadłą i antypolską częścią świata w 1939 r., westerplatczycy, gdy musieli po coś jechać do Gdańska, wychodzili po cywilnemu, żeby nie paść ofiarą szykan ze strony władz czy policji niemiecldej. Nie zostać opluci, pobici czy znieważeni przez „wolnych gdańszczan”.

To jest kolejna książka, po „Hubalu”, dotykająca tematyki kampanii wrześniowej. Tymczasem czytelnikom dałeś się przecież poznać jako współczesny anty-Sienkiewicz. Skąd taka zmiana tematyki?

Przyznam się, że byłem trochę zmęczony I Rzecząpospolitą. Ona jest piękna, ciekawa, świetnie buduje naszą tożsamoś narodową i geopolityczną, jednak II wojna jest dla współczesnych Polaków dużo bardziej dramatyczna. Chciałem pokazać w książkach najbardziej dramatyczne momenty polskiej historii, musiałem więc sięgnąć po wrzesień 1939 r.

Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny