Artur Adamski, Gazeta Polska, nr 40, 2.10.2019 r.
W latach 70. stworzył najsilniejsze wydawnictwo drugiego obiegu w południowo-zachodniej Polsce.
Po wprowadzeniu stanu wojennego najpierw był głównym organizatorem najsilniejszego w kraju dolnośląskiego podziemia, a potem twórcą najprężniejszej konspiracji – Solidarności Walczącej. W uznaniu znamienitych zasług na rzecz przemian demokratycznych w Polsce prezydent Andrzej Duda przyznał Kornelowi Morawieckiemu Order Orła Białego.
Wśród przodków ma poległych w patriotycznych demonstracjach roku 1861 i powstańców od gen. Langiewicza. Wystarczy zajrzeć do indeksu którejkolwiek książki poświęconej świętokrzyskiemu obwodowi Armii Krajowej, by zobaczyć, jak wiele razy pojawia się tam jego nazwisko. W regionie, z którego pochodzą Morawieccy, spędził część dzieciństwa. Żołnierze oddziału „Jędrusiów”, bohaterowie słynnego odbicia więźniów w Jędrzejowie – to w sporej części jego wujkowie i kuzyni. Sam urodził się w okupowanej stolicy 3 maja 1941 roku. Dorastał w mieście przemienionym przez Niemców w cmentarną pustynię wypalonych ruin. Nawet kiedy miasto zaczęło się zaludniać i odbudowywać – on widział w nim przede wszystkim cierpiące ofiary wojny – ludzi bez nóg, bez rąk czy wycieńczonych mieszkańców szop skleconych z poczerniałych od ognia desek. Bo w takich „domach” przez długie łata mieszkały tysiące warszawiaków. Bardziej interesowały go dyscypliny ścisłe i filozofia, ale po maturze zdawał egzaminy na studia medyczne. Zawód lekarza uważał za najpotrzebniejszy i jako lekarz miał nadzieję nieść ukojenie otaczającym go zewsząd cierpieniom. Brak jednego punktu przesądził jednak o innym biegu życia.
Cenny nabytek Dolnego Śląska
Okazało się, że w tym samym roku można było zdawać na fizykę we Wrocławiu. W mieście i jego okolicach mieszkali już krewni i znajomi. Wraz z pejzażem dolnośląskiej stolicy, złożonym głównie z ruin takich samych jak warszawskie, sprawiało to, że zostając studentem Uniwersytetu Wrocławskiego, w nowym miejscu czuł się jak u siebie w domu. Szybko odnalazł się też w środowiskach analogicznych do tych, w które zanurzył się już w Warszawie – formujących się, pomimo przeszkód stawianych przez władze, duszpasterstwach akademickich. Jak wspominał – powojenna świadomość kruchości ludzkiego losu skłaniała go do tego, by wszystko, co w życiu ważne, zrobić jak najszybciej. Ożenił się już jako osiemnastoletni student drugiego roku. Mając 32 lata, był ojcem czworga dzieci. Równocześnie zrobił doktorat i w oryginalny sposób zaczął rozwiązywać problemy mieszkaniowe. W1968 roku włączył się w protesty, wcale nie ograniczające się do środowiska akademickiego. Większość represjonowanych na Dolnym Śląsku była robotnikami. Walcząc o ich uwolnienie, po raz pierwszy sięgnął po oręż wydawniczy. Zanim nauczył się sitodruku – jego ulotkami były odbitki fotograficzne. Tą samą metodą protestował przeciw agresji na Czechosłowację i krwawemu tłumieniu wystąpień na Wybrzeżu.
Podwrocławski inkubator opozycjonistów
Żyjąc w malutkim mieszkaniu, w którym oprócz czworga dzieci i teścia zmieścić się musiały też spora biblioteka i pianino, wpadł na pomysł zbudowania domu weekendowego. Pomógł w tym mieszkający w położonym 20 km od Wrocławia Wilczynie Leśnym wujek – weteran AK i WiN Roland Winciorek. Na kupiony za grosze kawałek pola pod Lasem Pęgowskim zaczął zwozić (głównie rowerem) belki stropowe z wyburzanych wrocławskich kamienic. Jeszcze nim powstał z nich drewniany dom, miejsce to stało się mekką niezliczonych przyjaciół i znajomych. Nocowano głównie w namiotach, a przy ognisku, często do późnej nocy, dyskutowano głównie o sprawach Polski i jej szansach na wolność. Tu narodził się pomysł, by w czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II, wielkiego Polaka witać w kolejnych miejscach transparentem „Wiara i Niepodległość”. W tym też miejscu zawiązało się wiele przyjaźni, które umożliwiły stworzenie prężnych ogniw antykomunistycznej opozycji. Zaczęło być ono znane jako „Kornelówka”. Na położonym obok niej, wydzierżawionym hektarze ziemi jej twórca założył pasiekę, sad, pola obsiewał zbożem.
„Biuletyn” i początek „druku niezniszczalnego”
W1979 roku Jan Waszkiewicz przekazał Morawieckiemu „Biuletyn Dolnośląski” –wydawniczą inicjatywę drugiego obiegu, nieustannie nękaną przez SB. Kornel zmienia w niej wszystko. Wprowadza żelazne zasady konspiracji powodujące, że drukarze znikają z oczu swoich prześladowców i stają się nieuchwytni. Uważa, że nie jest najważniejszy sprzęt drukarski, lecz drukarskie umiejętności, umożliwiające zastępowanie uwięzionych, odtwarzanie punktów poligrafii i czynienie wolnego druku – „niezniszczalnym”. Ruszają więc tajne szkolenia, na których kolejne dziesiątki odważnych uczą się technik, które można stosować zależnie od środków, jakimi się dysponuje. Naczelne miejsce wśród tych metod zajmuje sitodruk. Podziemny specjalista – sitodrukowiec – swój warsztat potrafi stworzyć z powszechnie dostępnych materiałów, a jakość i wydajność osiągać nie gorszą od uzyskiwanej za pomocą powielacza. Taka zasada przynosi rewolucyjne wręcz owoce: pojawia się mnóstwo nowych drukarzy drugiego obiegu potrafiących powielać gazetki, a nawet całe książki na łatwych do zrobienia ramkach z naciągniętą na nie szyfonową tkaniną. Przestaje być problemem farba, z powodzeniem zastępowana na przykład farbowanym kisielem. Nie stanowi też problemu światłoczuła emulsja, którą wytwarzać można ze składników dostępnych w sklepach chemicznych. „Biuletyn Dolnośląski” pod kierownictwem Morawieckiego przez 11 lat wydawany był z regularnością szwajcarskiego zegarka. Wokół tej inicjatywy wyrastały wciąż nowe zastępy drukarzy. Nie ujawnili się oni w czasie szesnastu miesięcy legalnej działalności NSZZ „Solidarność” i okazali się bezcenni po wprowadzeniu stanu wojennego.
Bardziej budowa struktur niż „karnawał Solidarności”
Rok 1980 zaczął się dla Morawieckiego od ataku komunistycznych służb. Coraz częściej był śledzony i zatrzymywany. Obok leśnego domu wyrastały ambony myśliwskie, z których SB kontrolowała całą okolicę. Techniczne i kadrowe zaplecze „Biuletynu Dolnośląskiego” stale się jednak rozrastało. Kiedy w sierpniu na Wybrzeżu wybuchły strajki, Kornel Morawiecki po raz pierwszy zaczął się ukrywać, poszukiwało go SB. Równocześnie młodzież, w tym jego dwunastoletni syn Mateusz, w autobusach, bramach, pociągach Dolnego Śląska rozkładała powielany w maksymalnych nakładach „Biuletyn” z wezwaniem do przyłączenia się do zainicjowanego w Trójmieście protestu. We Wrocławiu wybuchł on 26 sierpnia, a jego centrum stała się wrocławska zajezdnia autobusowa przy ul. Grabiszyńskiej, na teren której swą aktywność przeniósł i Morawiecki. Władze proponowały zawarcie porozumienia ze strajkującymi na Dolnym Śląsku. Niektórym ten pomysł się podobał, skutkiem czego prawdopodobne było pojawienie się oprócz porozumień gdańskich, szczecińskich i jastrzębskich także – wrocławskiego. Jednak szef „Biuletynu” jednoznacznie opowiadał się za jednym porozumieniem w imieniu całej Polski.
Po zwycięstwie sierpniowych strajków został członkiem komitetu, zakładającego NSZZ „Solidarność” na Dolnym Śląsku, następnie wszedł w skład Zarządu Regionu. Od początku uważał, że poszerzoną sferę wolności trzeba umacniać m.in. budową niezależnych mediów. Intencjom władz nie ufał – nie tylko nie ujawnił tajnej siatki swoich drukarń, lecz także nadal ją rozbudowywał. W czasie I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność” został członkiem komisji Związek Wobec Zagrożeń i zalecał przygotowania do działań w warunkach konfrontacji. W kolportowanym w gdańskiej „Oliwii” „Biuletynie Dolnośląskim” opublikował przywiezione przez Mikołaja Iwanowa z Moskwy „Posłanie do Zjazdu Solidarności”, sygnowane przez obywateli ZSRS, w konspiracji formujących własne wolne związki zawodowe. Prezydium Zjazdu odmówiło odczytania tego dokumentu, ale wzbudził on poruszenie delegatów, którzy zaczęli domagać się wysiania odpowiedzi na płynące ze wschodu słowa solidarności. Owocem było Posłanie do Ludzi Pracy Europy Wschodniej. W przerwie między turami zjazdu Morawiecki został aresztowany pod zarzutem podważania sojuszy z ZSRS. Dowodem miała być wydana przez niego gazetka w języku rosyjskim i adresowana do stacjonujących w Polsce żołnierzy. Zawierała ona kluczowe informacje na temat wydarzeń w naszym kraju, zaznaczając, że nie są one wymierzone w żaden z narodów Związku Sowieckiego. Z aresztu Morawiecki wyszedł dzięki dolnośląskiej Solidarności, która zagroziła strajkiem całego regionu. Na procesie, który wytoczono, odpowiadał z wolnej stopy.
Bliski przyjaciel, niegdysiejszy mistrz świata w pływaniu na krótkim basenie Marek Petrusewicz, którego Morawiecki przekonał do dalszego pozostawania w bliskich relacjach z wysokimi oficerami Wojska Polskiego, jesienią 1981 roku zaczął przekazywać alarmujące informacje. W oparciu o nie Kornel zaapelował do szefów Solidarności o przygotowania do czynnych protestów, ukrywanie bazy poligraficznej, wypłacanie z banków pieniędzy związku, przygotowanie miejsc, w których ukrywać by się mogli poszukiwani. Wielu ludzi z jego kręgu w grudniu 1981 roku nocowało już poza domem.
Dolnośląskie centrum podziemia
Na atak reżimu nikt nie był przygotowany tak jak on i jego ludzie. W nocy z 13 na 14 grudnia błyskawicznie sformowana struktura wydawniczo-kolportażowa Regionalnego Komitetu Strajkowego wydala pierwszy „wojenny” numer pisma „Z Dnia na Dzień”. Ukazywało się ono co dwa dni, w krótkim
czasie drukowany w dziesiątkach lokalizacji nakład sięgał kilkudziesięciu tysięcy. Niemal od razu ruszyła też komórka kontrwywiadu, podsłuchująca wszystkie częstotliwości wykorzystywane przez służby, wojsko i milicję. Uruchomiona została konspiracyjna sieć komunikacji, wykorzystująca nawet łącza sztucznego satelity Oscar-7. W styczniu podjęte zostały pierwsze próby nadawania własnych audycji radiowych. W łonie dolnośląskiego przywództwa związku narastały jednak różnice zdań na temat form dalszej walki. Morawiecki był zwolennikiem koordynacji działań w skali kraju przez jeden ośrodek przywódczy. Inicjatywa Eugeniusza Szumiejki, który powołał Ogólnopolski Komitet Oporu, została jednak utrącona przez Bujaka i Frasyniuka. Morawiecki uważał też, że uratowane 80 milionów z funduszy związkowych służyć powinno przede wszystkim jako zabezpieczenie bytu rodzin osób represjonowanych. Liczył na to, że świadomość materialnego bezpieczeństwa bliskich umocniłaby postawy oporu. Większość nie podzieliła jednak tego poglądu. Czarę goryczy przelał sprzeciw Frasyniuka wobec demonstracji w dniach 1 i 3 maja 1982 roku. Kiedy wybuchły one w wielu miastach – Dolnoślązacy czuli się jak dezerterzy. Po tym doświadczeniu kilkudziesięciu ludzi skupionych wokół Morawieckiego podjęło decyzję o stworzeniu nowej organizacji.
Solidarność Walcząca
Nowa formacja nie oznaczała zerwania ze związkiem – współpraca trwała, ale SW podejmowała też własne inicjatywy. Jasno określony został cel: pełna niepodległość i koniec z komunizmem. Siły, które miała do tego organizacja, mogły wyglądać groteskowo, ale rosnące szeregi pojawiły się w dziesiątkach miast. Łącznie wydawali 147 tytułów podziemnej prasy, Radio Solidarność Walcząca nadawało swoje audycje nawet na terenach wiejskich, a we Wrocławiu stały się one niemal codziennością. Ogniwa SW pojawiły się też na Litwie, Ukrainie, Krymie, w Gruzji, Mołdawii. Pod skrzydła organizacji Morawieckiego trafiali młodzi ludzie, rwący się do walki zbrojnej. Niektórzy z nich już konstruowali bomby i rozbrajali patrole. Dzięki zadaniom otrzymywanym w SW nie doszło do tragedii, a organizacja ciągle rosła w siłę. Jedyna duża wsypa, kiedy to w 1984 roku przez areszty przeszło ponad stu działaczy, zahartowała najprężniejszą konspirę w kraju. Jej nieuchwytny przywódca stawał się coraz większą legendą. Po zakrojonej na ogromną skalę akcji PRL-ow,skich służb dopadły one przywódcę Solidarności Walczącej dopiero po niemal sześciu latach poszukiwań – 9 listopada 1987 roku.
„Być może nas pozabijają…”
Kornel Morawiecki ukrywał się w pięćdziesięciu kolejnych mieszkaniach. Spotkał się w tym czasie z ponad tysiącem działaczy podziemia. Tak jak dla nich wszystkich, pierwsze moje z nim spotkanie pozostanie w mej pamięci na zawsze. Poprzedzone było nadzwyczajnymi środkami ostrożności. W czasie pierwszego uścisku dłoni zostałem przedstawiony zgodnie z moim pseudonimem: „To jest Miś”. „Poznaję” – odpowiedział. Byłem zdumiony, bo jak on mógł mnie poznać, jeśli widzieliśmy się pierwszy raz w życiu? Kornel jednak świetnie wiedział, z kim się spotykał. Opowiadano mu o ludziach działających w jego organizacji. Nasze pierwsze spotkanie przypadło w momencie, gdy znów pojawiły się ofiary „nieznanych sprawców”. Pytał m.in. o to, jak naszym zdaniem powinniśmy zareagować w sytuacji, w której zaczęliby nas po kolei zabijać. Okazało się, że jesteśmy w gronie łudzi liczących się z taką ewentualnością. „Raczej nie przypuszczam, ale nie można wykluczyć, że zaczną to robić…” – odpowiedział na moje pytanie o jego opinię na ten temat.
Dla zaangażowanych w działalność podziemną ludzi mojego pokolenia Kornel Morawiecki był w tamtych latach często postacią najważniejszą – największą legendą i najpierwszym z autorytetów. Rozmiar jego zasług dla solidarnościowego podziemia jest po prostu kolosalny. Tym bardziej wstrząsający i wręcz niepojęty był proces jego całkowitej marginalizacji w Polsce po roku 1989. Nie tylko odzierano go z dorobku, lecz także nie szczędzono obelg i szyderstw. Dlatego godność Marszałka Seniora Sejmu RP, jaką pełni od roku 2015, przez wielu odebrana została jako doczekanie się po wielu latach na małe zwycięstwo prawdy i sprawiedliwości.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych
Artur Adamski – w latach 80. drukarz, kolporter, kurier, wydawca i dziennikarz prasy podziemnej. Działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów i Solidarności Walczącej. Redaktor naczelny pism „Młodzież” i „Solidarność Dolnośląska”. Współtwórca Niezależnej Oficyny Studenckiej. Dokumentalista, koordynator regionalny projektu „ Encyklopedia Solidarności”. Odznaczony m.in. Krzyżem Solidarności Walczącej i Krzyżem Wolności i Solidarności. W najbliższych wyborach parlamentarnych kandydat na posła z okręgu nr 3 – Wrocław.