Stanislas Balcerac, Warszawska Gazeta, nr 29, 19-25.07.2019 r.
Czołowe niemieckie media poinformowały o znaczącym wzroście zachorowań w Niemczech na choroby przenoszone drogą płciową. Lewicowy niemiecki tygodnik „Der Spiegel” podał w tytule: „Liczba zachorowań na syfilis sięga nowego najwyższego poziomu – szczególnie w Niemczech” a dziennik „Die Welt” dorzucił „Skokowy wzrost liczby zachorowań na syfilis w Niemczech i w Europie”.
– Jak odróżnić sprawne państwo od państwa upadłego? Poza aspektami ekonomicznymi, sprawne państwo chroni życie i zdrowie swoich obywateli oraz gwarantuje ich bezpieczeństwo. Za to obywatele płacą państwu podatki. Państwo upadłe tego nie robi, z przyczyn administracyjnych (niekompetencja lub korupcja) lub ideologicznych (np. w imię lewicowej tolerancji wobec przestępców). Niemcy, które wciąż trzęsą Unią Europejską, uważają się za państwo sprawne, ale wszyscy widzimy, że ta sprawność jest często tylko propagandowa. Obywatele Niemiec padają coraz częściej ofiarami przestępstw z ręki przybyszów podróżujących po „Europie bez granic” np. gangów kieszonkowców lub włamywaczy, coraz częściej też nielegalnych imigrantów zaproszonych przez Merkel, bez tożsamości lub używających fałszywych tożsamości. Tydzień temu pisałem w „Warszawskiej Gazecie” o rosnącej dramatycznie fali gwałtów dokonywanych przez imigrantów w Niemczech – przerażający wzrost o 500 proc. w latach 2014-2018, o którym niemieccy politycy i media mainstreamu wolą raczej nie pisać. Jak wiemy, Niemcy kiedy chcą to posiadają niezwykłe zdolności administracyjnego zarządzania. W obozie zagłady w Auschwitz księgowali dokładnie każdy wyrwany złoty ząb. Dzisiaj niemieckie państwo nie gwarantuje już bezpieczeństwa i życia obywatelom z powodów czysto ideologicznych. Nielegalni imigranci są ważniejsi od Niemców, a państwo pochyla się bardziej nad przestępcami niż nad ofiarami. Pomimo bogactwa państwa, zdrowie Niemców też nie jest najlepsze. Kilka dni temu wszystkie czołowe niemieckie media poinformowały o znaczącym wzroście zachorowań w Niemczech na choroby przenoszone drogą płciową. Lewicowy niemiecki tygodnik „Der Spiegel” podał w tytule: „Liczba zachorowań na syfilis sięga nowego najwyższego poziomu – szczególnie w Niemczech” a dziennik „Die Welt” dorzucił „Skokowy wzrost liczby zachorowań na syfilis w Niemczech i w Europie” Kiedyś Niemcy byli uważani za bardzo higieniczny i dbający o zdrowie naród, co się stało?
Choroby wesołych ludzi
W 2018 r. na syfilis zachorowało 7336 osób w Niemczech, podczas kiedy jeszcze na początku tego wieku roczna liczba zachorowań sięgała 2000. Dwie trzecie zachorowań na syfilis w Niemczech w 2018 r. to homoseksualiści. Tak się składa, że ostatnie dwie dekady były triumfalnym pochodem ideologii LGBT przez wszystkie europejskie kraje, na co nałożyła się mniejsza umieralność na AIDS, chorobę, którą stonowały w ostatnich latach nowe kosztowne leki i terapie. Do tego doszedł rozwój masowego transportu, w tym linii lotniczych low-cost, co poszło w parze z rozwojem turystyki seksualnej. Do tego jeszcze do „Europy bez granic” zaczęly napływać miliony nielegalnych imigrantów, przeważnie bez żadnych dokumentów (tym bardziej bez książeczek zdrowia!). Żyjemy w czasach bardzo groźnych paradoksów. Kiedy 25 lat temu latałem służbowo do Afryki, musiałem mieć z sobą żółty karnet szczepień ONZ. Dzisiaj każdy może wjechać do Europy bez żadnej kontroli medycznej. Jeżeli to ma być postęp, to raczej postęp w kierunku masowych infekcji i zachorowań. Oczywiście przedstawiciele europejskiego postępu śmieją się z zagrożeń epidemiologicznych (bo to się dzieje tylko w amerykańskich filmach), tak jak przedstawiciele polskiego postępu rechotali w 2015 r. z ostrzeżeń Jarosława Kaczyńskiego.To jest niestety typowe ludzkie zachowanie – na początku lat 80. w Nowym Jorku też rechotano z zagrożeń jakąś tam chorobą na cztery litery, AIDS czy coś w tym rodzaju, o której zaczynały mówić jakieś oszołomy i ponuracy psujący zabawę innym.
Infantylny i niebezpieczny świat LGBT
Niemiecki portal Jetzt.de opisał w kwietniu tego roku przygody z syfilisem dwóch młodych niemieckich homoseksualistów, zaprezentowanych pod fikcyjnymi pseudonimami – Laurin i Samuel.
36-letni Samuel miał już syfilis dwukrotnie, ale „nie wie” kto go zaraził. O syfilisie dowiedział się podczas rutynowego testu na AIDS. W tym samym czasie miał, jak mówi, „kilku” partnerów seksualnych, ale nie rozwodzi się nad tym, ilu z nich mógł sam zarazić. 31-letni Laurin uważał siebie za „umiarkowanego” do czasu kiedy odkrył tzw. dating-apps (aplikacje randkowe albo może raczej kopulacyjne) w Internecie. Zaczął mieć stosunki z 2-3 różnymi mężczyznami tygodniowo. Podczas wakacji w Lizbonie Laurin otworzył w hotelu swój dating-app i umówił się ze „sportowym i zadbanym” młodzieńcem mieszkającym niedaleko hotelu. Seks z kondomem, ale nie podczas seksu oralnego, opisanego przez Laurina jako „piękne przeżycie”. Miesiąc po „pięknym przeżyciu” Laurinowi zaczęła schodzić skóra z penisa, poszedł do lekarza i zrobił testy krwi. Diagnoza – syfilis. Choroba, którą w Europie uważano już za przeszłość. Lekarz powiedział Laurinowi, że musi poinformować swoich „partnerów seksualnych”. Jeden z kontaktów Laurina nawyzywał go, inni zaś „podziękowali za wiadomość”. Po kilku miesiącach Laurin został wyleczony i jak twierdzi „powrócił do swojej wcześniejszej aktywności seksualnej”. W mieszkaniu jednego ze swoich partnerów zauważył opakowania po penicylinie (używanej w leczeniu syfilisu), ale partner „nic mu nie powiedział”, więc Laurin też nic mu na ten temat nie powiedział. Wesoła gra w gejowską wersję rosyjskiej ruletki toczy się dalej. Czytanie takich historii jest przygnębiające. Mamy do czynienia z dwoma trzydziestolatkami z grupy tzw. młodych i wykształconych z dużych miast (Laurin mieszka we Frankfurcie), którzy zachowują się jak króliki i mają intelektualny poziom podejścia do życia równy królikom. Laurin dla przykładu peroruje: „Syfilis nie jest dobrą lub złą bakterią, to po prostu bakteria”. Samuel nie jest lepszy: „Łączyłem syfilis z prostytucją”- wyznaje portalowi, nie zastanawiając się nad tym, że jako już dwukrotnie zarażony sam wiedzie tryb życia podobny do prostytutki.
Rachunek za przyjmowanie imigrantów
Wynurzenia tych dwóch niemieckich gejów pokazują, jak infantylny i niebezpieczny jest świat LGBT. Egocentryczni maniacy seksualni, kopulujący z byle kim, nijak nie pasują do oficjalnej propagandy LGBT mówiącej o „miłości, szacunku i tolerancji” Tak jak wcześniej pochody pierwszomajowe ludzi pracy w komunizmie, marsze LGBT nazywane z nadęciem „paradami miłości” czy też w polskiej wersji „marszami równości”.
To tylko nachalna i kłamliwa propaganda. Stolicą „parad miłości” w Niemczech jest Berlin i nic dziwnego, że Berlin wraz z kolorowym i tolerancyjnym Hamburgiem jest według niemieckiego Robert-Koch-Institut (RKI) największym siedliskiem zarażeń syfilisem. Berlin leży 80 km od polskiej granicy i podejrzewam, że„rekordowy”„marsz równości”, który przeszedł 6 lipca ulicami Poznania, był ubogacony licznym kontyngentem LGBT z Berlina. Według niemieckiej prasy najbardziej zagrożeni syfilisem są młodzi mężczyźni w przedziale wiekowym 25-34 lat, uprawiający seks z innymi mężczyznami. Szef wydziału naukowego niemieckiego dziennika „Die Welt” Pia Heinemann wyjaśnia to m.in. otwartością Niemiec na ideologię LGBT i beztroską. Zachorowalność na syfilis wzrasta zresztą w całej Unii Europejskiej (plus Norwegia i Islandia). W ciągu ostatniej dekady liczba przypadków wzrosła o 70 proc., do 33189 zachorowań w 2017 r. Niemcy są wśród pięciu europejskich krajów, w których zachorowalność wzrosła najbardziej, obok Irlandii, Wielkiej Brytanii, Islandii i Malty. To są kraje otwarte na migrację. Malta jest na przykład jednym z punktów przerzutowych nielegalnych migrantów z Afryki, odbieranych od libijskich szmuglerów przez statki lewackich organizacji. Z kolei kraje raczej zamknięte na migrację, Estonia, i Rumunia, odnotowały znaczny spadek zachorowań na syfilis.
Zakazać marszów LGBT z powodów sanitarnych!
Jak nasza geograficzna bliskość z Niemcami przekłada się na stan polskiego zdrowia publicznego? Dane nie są pocieszające, cytuję serwis BiqData: „W ciągu roku (2017) liczba zachorowań na choroby weneryczne wzrosła o 20 proc. Najwięcej przypadków było na Mazowszu. Prawie trzykrotne wzrosła ich liczba w Małopolsce”. Mazowsze – czyli Warszawa, Małopolska – czyli Kraków, popularne regiony turystyczne obsługiwane przez linie lotnicze low-cost. Nie lepiej jest w innym turystycznym miejscu, Gdańsku. 15 września 2018 r. „Gazeta-Wyborcza” podała, że w 2016 r.: „W Warszawie i Gdańsku zanotowano 35 proc przypadków kiły stwierdzonych w kraju”. Jeżeli te dane są prawdziwe, to wzrost zachorowań wynosi 30 proc., a nie 20 proc., jak podaje BiqData. W 2016 roku 1600 przypadków,
2100 w 2017 – to daje już razem 3700 zakażonych osób w przeciągu dwóch lat. Bazując na modelu „miłości” wyznawanym przez niemieckiego geja Laurentina (2-3 rożnych partnerów co tydzień) można sobie wyobrazić, jak szybko mogłaby się rozprzestrzenić ewentualna epidemia.
Co może zrobić polskie państwo? Nie może zamknąć granic ani wprowadzić obowiązkowych testów medycznych na granicy. Nie może też wyłączyć zasięgu internetowych aplikacji kopulacyjnych dating-apps. Ale nie może też zamknąć oczu i zaklinać rzeczywistości na temat zagrożeń zdrowia publicznego zachorowaniami na syfilis. Tym bardziej że totalna opozycja nosi ostatnio na sztandarach troskę o zdrowie Polaków. Zastępca głównego inspektora sanitarnego, Izabela Kucharska, stwierdziła w wywiadzie prasowym we wrześniu 2018 r., że duża liczba zachorowań na syfilis w Gdańsku i Warszawie wynika z napływu infekcji z zagranicy, oczywiście ubierając to ostrożnie w sformułowania „być może” i „można wysnuć wniosek”. Logicznym początkiem byłoby ustalenie liczby zachorowań na syfilis w 2018 r. W przypadku kolejnego znacznego wzrostu, tak jak w latach 2016-2017, następnym krokiem mogłoby być rozpostarcie kordonu sanitarnego w taki sposób, w jaki jest to możliwe i realistyczne, na przykład poprzez zakazywanie kolejnych marszów LGBT w Polsce z powodów sanitarnych. Biorąc pod uwagę, że okres inkubacji choroby jest na początku bezobjawowy, nikt nie chciałby chyba przyjazdu na marsze LGBT zainfekowanych osobników z zagranicy wymachujących smartfonami z aplikacjami kopulacyjnymi. Lepiej zapobiegać niż leczyć, każdy lekarz o tym wie. Zakaz marszów LGBT z powodów sanitarnych może wywołać duży wrzask, ale w końcu sprawne państwo ma konstytucyjny obowiązek dbać o zdrowie obywateli. Art. 68/4 Konstytucji RP mówi: „Władze publiczne są obowiązane do zwalczania chorób epidemicznych” Gdyby lobby LGBT protestowało, to można im wysłać ładne koszulki z napisem „Konstytucja”.
Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.