Waldemar Łysiak, DoRzeczy, nr 30, 22-28.07.2019 r.
Tradycyjnemu „łańcuchowi pokarmowemu” (silniejsi zjadają słabszych) towarzyszy dzisiaj „łańcuch tworzenia wartości” (tyczące ewolucji technologicznej sformułowanie francuskich ekonomistów Lorenziego i Berrebiego z ich książki „Przyszłość naszej wolności”, które ja jednak odnoszę do wartości szerszych, kulturowo-cywilizacyjnych, bo żyjemy w epoce pożerania tradycyjnych wartości przez „postępowe”, jak relatywizm moralny, feminizm, sztuka blużniercza, „gender” czy też pedalstwo). Dzisiejszy „nowy wspaniały świat” (patrz Aldous Huxley) zafundowała ludzkości drapieżna lewica, pożeraczka słabszych z prawej strony i z lewej. Tych drugich ściga nawet bardziej krwawo, gdyż wedle Lenina konkurent lewicowy jest dla lewicy groźniejszy niż prawicowy. Stąd bezlitosne rozwalenie partii „eserowców” (Socjalistów Rewolucjonistów) przez bolszewików, tudzież wszelakie masowe „czystki” we własnych szeregach, gdy pokotem padali całkowicie lojalni „ towarzysze”, lecz ich niewinność (o której wiedział każdy) była drugorzędna wobec pierwszorzędności systemu zastraszania/terroryzowania. Głośny niemiecki lewak, dramaturg Bertold Brecht, przekonywał serio: „Im bardziej byli niewinni, tym bardziej zasługiwali na rozstrzelanie. Partia jest najważniejsza”. Ach, ta „sophistique rouge”!
Czerwona sofistyka zużyła morze farby drukarskiej dla wbijania „masom” do głów, że lewica jest siewcą wolności i pokoju, czyniąc swym logo „gołąbka pokoju”. Lecz globalna kariera godła lewaków tąpnęła kiedy twórca graficznego wizerunku (gołębica z palemką w dziobie), Pablo Picasso, po latach wyśmiał ów symbol, mówiąc: „—Łagodność gołębicy to bzdura! Nie ma okrutniejszych zwierząt. Trzymałem u siebie gołębice, które zadziobały na śmierć inną gołąbkę. Wydłubały jej oczy, rozszarpały na kawałki. Ładny mi symbol pokoju!”. Mnie się ten symbol zawsze kojarzył z historią pokoju mającego kończyć na Rusi Kijowskiej wojnę między kniahinią Olgą a księstwem Drewlan. Kniahini długo oblegała ich gród, nie mogąc go zdobyć. Wyraziła więc chęć zawarcia pokoju gdy Drewlanie okupią się gołębiami — jeden z każdego domostwa. Obrońcy spełnili warunek, a spryciara przywiązała każdemu gołębiowi u ogona płonącą żagiewkę i wypuściła ptaki na wolność. Te wróciły do swych strzech i wszystkie budynki strawił ogień, zgorzał cały gród. Dziś takie „gołębie pokoju” wypuszczane przez Salon próbują spopielić krzyż i tradycyjne normy moralności, aby zbeszcześcić świat. Pożar katedry Notre Dame stał się emblematem tego.
Jednak obecnie już nie pożary i nie hekatomby stanowią główny „modus operandi” wojującego lewactwa, bo od czasu krwiożerczych karmatów (średniowieczne lewactwo bliskowschodnie) i gilotynowych jakobinów (oświeceniowe lewactwo francuskie) lewica przeszła ewolucję via socjalizm, później socliberalizm, aż stała się używającą „ białych rękawiczek” (oraz wyborczych urn i „humanistycznej” demagogii) „ lewicą kawiorową”. Sam termin jest dość późny (tyczył kręgów francuskiego prezydenta Mitteranda), lecz zjawisko raczkowało „międzywojennie” (satyryk Juliusz Baykowski kpił A. D. 1929: „ Widziałem uczniów Marksa piszących traktaty o socjalizmie w lektykach niesionych przez niewolników”), a za PRL-u podczas rządów genseka Gomułki (wtedy jeszcze siermiężnie, pierwocinowo, co wyszydził satyryk Janusz Szpotański treścią kilku „poematów”) i „dekady Gierka”, gdy reżimowa władza hojnie dotowała, lansowała, laurowała, pieściła, wysyłała na wszystkie kontynenty wrocławski teatr Laboratorium pezetpeerowca i „biernego pedała” Grotowskiego (dziś jest on hagiografowany salonowo jako geniusz, reformator teatru), bo ów pajac produkował ekscentryczno-bluźniercze spektakle kontrkatolickie (gromił je publicznie sam prymas Wyszyński), zakazując swym aktorom kontaktować się z opozycjonistami czy emigrantami, a nawet rozmawiać między sobą o polityce.
Priwiślińscy „kawiorowi lewicowcy” tamtych (peerelowskich) czasów dużo rozmawiali o polityce, lecz zawsze w propezetpeerowskim bądź kominternowskim duchu, dzisiaj natomiast autowybielająco łżą, przywdziewając togi wallenrodycznych reformatorów. Exemplum Jerzy Surdykowski (członek PZPR od r. 1967, wiceprezes SDP, literat i reporter, dyplomata reprezentujący Polskę w USA, Tajlandii, Birmie i na Filipinach): „ — Wstąpiłem do PZPR, bo tak jak wielu ludzi wtedy uważałem, żejeśli w partii będzie więcej przyzwoitych osób, to tam gdzie to możliwe będzie można kierować sprawy w lepszym kierunku. Wiedzieliśmy, że nie da się wszystkiego zreformować, ale wierzyliśmy, że da się zmienić chociaż trochę. Okazało się, że nasza orientacja reformistyczno-lewicowa była fałszywa” (2019). Pro- sowiecka przez całe dekady orientacja zachodnich „kawiorowych lewaków” też była fałszywa — grali swoje paskudne role z maskami „humanistów” na gębach, wysławiając „Związek Radziecki”, lecz woląc mieszkać daleko od niego. Irena Lasota: „Zajmowałam się kiedyś dysonansem poznawczym «eurokomunistów», członków zachodnioeuropejskich partii komunistycznych, którzy na przełomie lat 70. oraz 80. zachwycali się Związkiem Sowieckim, popijając espresso czy zajadając się paellą z croissantami. Oczywiście żaden z nich, za żadne skarby, nie pojechałby nawet na wakacje do Kraju Rad” (2015).
Z dala od „Kraju Rad” można było się prosowiecko mądrzyć oraz lewacko tasować i rozdawać karty kulturowe wedle wskazań Gramsciego. Trzeba „kawiorowej lewicy” przyznać, że we wszystkich stadiach swego rozwój u była silą wielce wpływową, modelującą świadomość opinii publicznej i nawet czołowe mity (okrutnego bandziora tatrzańskiego, zwanego Janosikiem, który był postrachem góralskiej ludności, lewactwo deifikowało jako chłopskiego bohatera; kuglarza Marksa uczyniło autorytetem ekonomicznym; ludobójcę Stalina mianowało budowniczym „pokoju między narodami”‘, sadystycznego oprawcę z kubańskiej bezpieki, Guevarę, kreowało na idola młodzieży globu, itp.), wskutek opanowania większości medialnych tudzież edukacyjnych platform. Ciągle słyszymy sarkastyczne narzekania prawicowców/konserwatystów, że zachodnie wyższe uczelnie są morderczo zlewicowane. A nasze nie są? Tomasz Sommer: „Wszystkie polskie uczelnie finansowane z kieszeni podatnika są czerwone. Ich rzekoma «niezależność» jest bezkarnością szerzenia lewadach bzdur” (2019). Adam Danek: „Wyższe uczelnie są w Polsce objęte hegemonią środowisk lewicowych — lewicowym dyktatem, który przybiera formę agresywną” (2019). Świeże przykłady tej agresywności to niedawne nagonki uczelnianych środowisk na znanych akademików — Przemysława Czamka (KUL), Jacka Bartyzela (UMK) i Jacka Namieśnika (PG). Przyczyny są zawsze te same: niechęć wobec LGBT, rzekomy antysemityzm, unikanie krytykowania PiS-u. „Lewica kawiorowa” lubi grać ogładzoną, lecz chętnie sięga po kastet.
Lubi się też chwalić „olimpijczykami” w swych szeregach. Przykładowo: angielska jest bardzo dumna, że należą do niej „kultowi ” twórcy szpiegowskich thrillerów—Ken Follett i John Le Carre. Obaj politykują: Follett grzmi, iż rządy PiS-u to „autorytaryzm nieprzestrzegcijący zasad demokracji, praw człowieka oraz reguł kapitalizmu” (2019). Le Carre tak mocno wspiera Jeremy’ego Corbyna (brytyjskiego komucha nr 1), że wybitny angielski pisarz pochodzenia hinduskiego, Salman Rushdie, zwie go „dupkiem” (jako człowieka) tudzież „pólliteratem” (jako manipulatora, który zawsze piętnował MI 5, MI 6 i CIA, oszczędzając KGB i GRU). Ten sam problem ma w USA Donald Trump (i cale prawicowe środowisko) z tamtejszym dominującym lewactwem akademickim i artystycznym.
Kawior ością w gardle.
Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski.