Z Krzysztofem Karoniem, publicystą i autorem książki „Historia antykultury” rozmawia Maciej Pieczyński, DoRzeczy, nr 48, 25.11-1.12.2019 r.
MACIEJ PIECZYŃSKI: Według pańskiej definicji antykultura to nurt ideologiczny, którego celem jest pozbawienie ludzi etosu pracy, tożsamości, więzi społecznych i cofnięcie ludzkości do poziomu przedkulturowej wspólnoty pierwotnej. Podstawą tego nurtu jest marksizm. Ale przecież Marks i Engels propagowali świadomość „ludzi pracy”, czyli klasy robotniczej.
KRZYSZTOF KAROŃ: Nieprawda. Marksistom nigdy nie zależało na walce o prawa robotników. To propagandowy mit
Postulowali jednak dojście do władzy proletariatu. Lenin ubolewał, że rewolucja wydarzyła się w państwie chłopskim, a nie robotniczym.
Marksizm to ideologia, której celem jest zdobycie władzy metodą krwawej walki.
W jakim celu?
Po to, by móc eksploatować innych ludzi. W Związku Sowieckim Stalin podjął próbę odtworzenia zniszczonego przez rewolucję etosu pracy, ale to nastąpiło, gdy komuniści zdobyli już władzę polityczną, i chodziło o zapewnienie sprawnego funkcjonowania imperialnego państwa. Temu miały służyć industrializacja, wieloletnie plany gospodarcze, kolektywizacja, a przede wszystkim stachanowszczyzna, współzawodnictwo pracy, przekraczanie planów – to wszystko jednak nie miało nic wspólnego z marksizmem jako ideologią zdobywania władzy.
Z czego wynikała ta demoralizacja?
Z dwóch czynników. Po pierwsze, ówczesna Rosja była bardzo zacofana i przed rewolucją społeczeństwo nie miało nowoczesnego etosu pracy, potrzebnego społeczeństwu przemysłowemu. Po drugie, już po zdobyciu władzy bolszewicy zrobili wiele, żeby zniszczyć tradycyjne wartości, w tym szacunek dla pracy jako takiej z pomocą awangardy artystycznej i obyczajowej…
…którą to awangardę później Stalin – sam będąc jak na marksistę purytaninem – wyniszczył.
Ówczesna antykultura spełniła swoją rolę tarana rozbijającego tradycyjne wartości, więc musiała odejść, by Stalin mógł zbudować potęgę totalitarnego, agresywnego państwa.
Zostawmy już Związek Sowiecki. Marksizm ma wiele wcieleń: od XIX-wiecznych teorii przez krwawą praktykę polityczną m.in. Lenina i Stalina, „szkołę frankfurcką”, rewolucję obyczajową do zjawiska, które dziś nazywamy marksizmem kulturowym, skrajną lewicą światopoglądową…
To wszystko kolejne mutacje jednej i tej samej ideologii. Nic nie różni Lenina czy Stalina od współczesnych marksistów. Na marginesie – ja używam terminu marksizm antykulturowy.
Jednak przecież marksiści kulturowi nie mordują. Walczą z rodziną, ale nie mordują.
Mordować można na różne sposoby – fizycznie i psychicznie. Mordowanie psychiczne już trwa, a według wszelkiego prawdopodobieństwa mordowanie fizyczne (na początek wsadzanie do więzień, wyrzucanie z pracy…) dopiero się zacznie. Jednak największe zagrożenie jest innego rodzaju. Według ideologii Marksa człowiek powinien pracować nie po to, by produkować potrzebne ludziom dobra, lecz celem samorealizacji, twórczego wypełniania wolnego czasu. Jak wiadomo, dziś ten pogląd jest coraz bardziej rozpowszechniony. W efekcie praca człowieka ma zostać zastąpiona pracą robotów. Urojenia związane z automatyzacją są bardzo niebezpieczne.
Automatyzacja to kwestia rozwoju technologicznego, cywilizacyjnego, który niekoniecznie musi mieć czerwony czy tęczowy odcień.
Nie twierdzę, że postęp techniczny ma jakieś zabarwienie lewicowe. Od wielu dekad żyjemy w epoce kapitalizmu finansowego. Kapitalizmu, w którym nie produkuje się dóbr, lecz produkuje się puste pieniądze za pomocą różnych technik spekulacyjnych. Świat białego człowieka utracił etos pracy, ponieważ żyje z postkolonialnego wyzysku Azjatów, zatrudnianych przez międzynarodowe koncerny. To nie ma nic wspólnego z postępem.
Zostawmy już temat etosu pracy i przejdźmy do kwestii światopoglądowych. Samorządy coraz chętniej wprowadzają rozwiązania ideologiczne wspierające postulaty społeczności LGBT, głośno dyskutowana jest kwestia edukacji seksualnej, do Sejmu wróciła radykalna lewica… Czy właśnie tak wygląda twarz marksizmu kulturowego dziś w Polsce? Jakie są jej rysy?
W tej chwili taktycznym celem antykultury jest realizacja idei rewolucji seksualnej. Ideolodzy gender chcą rozbić tradycyjny system edukacji, wychowania. Jednak ten światopoglądowy wymiar to tylko forma, podczas gdy treścią całej tej marksistowskiej rewolucji jest pozbawienie ludzi zdolności do pracy, a raczej uniemożliwienie im zdobycia kwalifikacji psychicznych i merytorycznych do tego, aby móc produkować cokolwiek pożytecznego dla innych ludzi. Niestety, widać już bardzo negatywny wpływ tej ideologii na kolejne pokolenia młodzieży, które wychodzą ze szkół mentalnie okaleczone. Wmawia się im, że jedynym celem człowieka jest indywidualna samorealizacja, poszerzanie mitycznej sfery wolności osobistej. Tak wychowani ludzie nie są zdolni do podejmowania pożytecznej pracy. To bardzo demoralizujące. Według najnowszych badań na Zachodzie 75 proc. osób w wieku 18-22 lata w ciągu ostatniego roku porzuciło lub straciło pracę z powodu dolegliwości psychicznych. U nas jest podobnie.
Czy ekspansja marksizmu kulturowego to jest jakaś starannie zorganizowana i świadomie promowana akcja rozbicia tradycji, czy może po prostu modny trend, spontanicznie przyswajany?
Głównym beneficjentem tych procesów jest międzynarodowy system finansowy – banki i wielkie korporacje, które finansują organizacje pozarządowe, a te z kolei wspierają lewackie inicjatywy. Wystarczy przyjrzeć się, jakie firmy i instytucje były reprezentowane na ubiegłorocznym marszu równości…
Ale w jakim celu międzynarodowy system finansowy wspiera te inicjatywy?
Ponieważ taka sytuacja umożliwia zdobywanie i utrzymywanie władzy dzięki poparciu społeczeństwa, które musi kraść. Na rynku jest kilka milionów młodych ludzi, którzy chcą wolności i chcą się realizować w wolności, ale jednocześnie muszą zaspokajać swoje konsumpcjonistyczne potrzeby i fanaberie, a przy tym nie potrafią sami żadnej potrzebnej im rzeczy wyprodukować. To są ludzie okaleczeni. Jeżeli chcą funkcjonować w społeczeństwie zgodnie ze swoimi zasadami, muszą poprzeć taką władzę, która im takie lekkie, łatwe i przyjemne życie na koszt innych zagwarantuje.
Modne jest dziś preferowanie usług kosztem przemysłu, który kojarzy się coraz bardziej negatywnie, jednocześnie świat realny wypierany jest przez świat wirtualny, do którego przenosi się nasza cywilizacyjna aktywność. Jak rozumiem, to są pańskim zdaniem konsekwencje marksizmu kulturowego?
Są to konsekwencje wychowania antykulturowego. W jego wyniku postępuje patologizacja społeczeństwa. Jedynym celem życiowym dzisiejszej młodzieży, wmawianym na poziomie szkoły i uczelni, jest realizacja idei: „Jak zarobić, żeby się nie narobić”.
Wydaje się, że prawica od dawna przegrywa walkę o rząd dusz z lewicą światopoglądową. Dlaczego?
Niestety, prawica jest pozbawiona elit intelektualnych zdolnych taką walkę podjąć. A jeśli już jest jakaś prawicowa elita, to z reguły prawicowa jest jedynie z nazwy, w praktyce realizując lewicową agendę.
Jak zatem można walczyć z marksizmem kulturowym?
Na pewno nie da się niczego zmienić za pomocą sztywnych zakazów. Należy natomiast bezwarunkowo wstrzymać finansowanie lewicowej agendy ze środków publicznych. Nie chodzi o zakazywanie głoszenia szkodliwych idei, ale o to, by państwo nie dokładało się do ich rozpowszechniania. To jest absolutnie minimum.
Czy taki kierunek jak gender studies powinien być nauczany na państwowych uczelniach?
Nie. Tego typu kierunki nie powinny być w żaden sposób wspierane przez państwo.
W szkołach prywatnych mogą?
Mogą, z jednym zastrzeżeniem. Nie możemy poddawać się ideologiczno-ekonomicznemu imperializmowi, jakim jest finansowanie marksistowskiej agendy za pieniądze z zagranicy. Antykultura ma potężne zaplecze finansowe i trzeba to jakoś uregulować. Jednak najważniejsze to uzdrowić szkolnictwo publiczne, które dziś, niestety, w dużej mierze realizuje model marksistowskiego wychowania krytycznego, a więc de facto – patologizacji młodych ludzi.
Na ile ta marksistowska rewolucja kulturowa odbywa się w języku, który przecież do pewnego stopnia określa świadomość? Czy dostrzega pan niebezpieczeństwo w tzw. żeńskich końcówkach, które ostatnio tak mocno próbują promować w debacie publicznej politycy Lewicy?
Istnieją różne poziomy zagrożenia. To jest taki poziom, który jeśli się upowszechnia, to zaczyna infekować coraz szersze kręgi. Ponieważ dotyczy to języka funkcjonującego w przestrzeni publicznej, przekształcanie języka działa tak, jak dodawanie trucizny do sieci wodociągowej. W krótkim czasie mamy zatrute wszystkie kanały komunikacji. Pod tym względem oczywiście to powinno być uregulowane na poziomie prawnym, ze wsparciem środowisk naukowych.
W tych sprawach powinni wypowiedzieć się zarówno psychologowie, jak i lingwiści. Niestety, ale ośrodki akademickie są rozsadnikiem tej gangreny. Tutaj nie ma co liczyć na rząd – jeżeli minister odpowiedzialny za naukę i szkolnictwo wyższe mówi o tym, że będzie się Rejtanem rzucał w obronie gender studies, to znaczy, że albo to jest człowiek, który nic nie rozumie, albo działa całkowicie świadomie i jest po antykulturowej stronie barykady.
Sam pan jednak mówi, że zakazy nie wystarczą. A Jarosław Gowin miał na myśli właśnie sprzeciw wobec zakazów, niezgodę na ograniczenie wolności słowa.
Czym innym jest wolność słowa, a czym innym wspierana przez państwo promocja niewiedzy i semantycznego bełkotu. Jedyną skuteczną metodą walki może być stworzenie alternatywnego programu wychowania i edukacji, który może stopniowo przenikać do systemu państwowego, będącego obecnie systemem antykulturowym.
Mówi pan, że rząd nie jest przedmurzem tych tradycyjnych wartości. Czy PiS w jakiś sposób jest uległy wobec marksizmu, w jakiś sposób realizuje jego idee?
W Polsce nie rządzi PiS, lecz koalicja sił politycznych mających różne cele. Nie wiem nic na temat motywacji tych ludzi. Liczą się skutki działań, które można przewidzieć.
A owoce, po których można poznać rządzących, nie przekonują pana?
Nawet zakładając, że obecna władza ma dobre intencje, znajduje się ona w takim otoczeniu, że nie ma absolutnie żadnych szans, żeby mogła się temu trendowi przeciwstawić. Z bardzo prostego powodu – dlatego że gdyby podjęła jakiekolwiek próby przeciwstawienia się ofensywie antykultury, to utraci poparcie zdemoralizowanego, zainfekowanego wirusem marksizmu, spatologizowanego społeczeństwa.
Mówił pan, że ta patologia polega na niechęci do pracy i zgubnej idei samorealizacji „ponad wszystko”. Na czym jeszcze?
Coraz większa część ludzi pozostających na rynku pracy to pokolenia wychowane przez Jerzego Owsiaka zgodnie z zasadą „Róbta, co chce ta”. To jest głęboka demoralizacja społeczeństwa, przeprowadzona zgodnie z zasadami wychowania krytycznego. To są okaleczone psychicznie pękolenia onanizujących się pasożytów.
Jednak PiS nie promuje ideałów Owsiaka. Wręcz przeciwnie – pokolenie „Róbta, co chceta” i obóz Zjednoczonej Prawicy to dwa różne, wręcz wrogie sobie pod względem aksjologicznym światy.
Koalicja wokół PiS głosi hasła, ale nie ma pod względem wartości absolutnie żadnego programu. A wiecowe deklaracje polityków, jakkolwiek by były konserwatywne w swojej treści, kompletnie mnie nie interesują.
Czy Konfederacja jest dla pana nadzieją polityczną?
Konfederacja ma szansę odegrania ważnej i pozytywnej roli, o ile stworzy realistyczny program. W tej chwili takiego programu nie ma.
Przecież jednak obie partie deklarują obronę rodziny, tradycyjnych wartości, walkę z marksizmem. Jakich konkretnie założeń programowych oczekiwałby pan od prawicy?
Potrzebny jest program społecznej reedukacji i program zmiany systemu. Najpierw jednak trzeba powstrzymać proces patologizacji społeczeństwa. Jeśli nie zmieni się sposobu wychowania młodzieży, to żadne pozytywne rozwiązania ekonomiczne nie spełnią swojej roli, ponieważ nikt nie będzie chciał ich realizować. Społeczeństwo jest dziś skupione na konsumpcji. Trzeba je uczyć, wychowywać i przekonywać, że warunkiem konsumpcji jest produkcja, że zamiast hołdować zasadzie „Róbta, co chceta”, trzeba odwrócić to toksyczne hasło. Jeśli chceta, to se zróbta.
Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski