BOLSZEWICY W WARSZAWIE

Jacek Piekara, Warszawska Gazeta, nr 48, 29.11-5.12.2019 r.

W 100 lat po wielkim triumfie w wojnie z bolszewikami i druzgocącym zwycięstwie cywilizacji europejskiej nad sowieckimi barbarzyńcami, władze Warszawy starają się robić wszystko, by utrudnić upamiętnienie tej rocznicy i oddanie hołdu naszym zwycięskim przodkom. Dlaczego? Gdyż tak jak mówi Jan Pietrzak, to właśnie oni, członkowie antyrządowej opozycji, władającej obecnie Warszawą, są mentalnymi i moralnymi spadkobiercami Armii Czerwonej.

Rok 1920 był wielkim przełomem dla nowo powstającej po zaborach Polski. Był dowodem, że młode, dopiero budujące się państwo, jest w stanie odeprzeć najazd wroga. Warto przypomnieć, że Warszawa i cała Polska ocalały, a potem zwyciężyły, w dużej mierze dzięki fantastycznej Armii Ochotniczej. To ponad sto tysięcy ochotników, ludzi z różnych sfer, różnego majątku, wieku (wielu harcerzy!) i wykształcenia, pozwoliło nie tylko na skuteczną organizację obrony, a potem przejście do zakończonego triumfem kontrataku, ale przede wszystkim swoim entuzjazmem wlało nadzieję w przygnębionych klęskami żołnierzy zawodowej armii.

Upamiętnienie Bitwy Warszawskiej nie jest więc tylko hołdem dla polskiego państwa, dla rządzących nim polityków, dla dowódców i żołnierzy zawodowej armii. Upamiętnienie to jest hołdem dla obywateli, którzy ochotniczo ruszyli w obronie Ojczyzny i którzy w obronie tej Ojczyzny ginęli. Jest też hołdem dla solidarności narodowej, w której zaangażowano się w walkę, nie patrząc na podziały polityczne. Warto przypomnieć, że tylko jedna siła w IIRP zdradziła, tylko jedna wystąpiła przeciw własnemu państwu oraz narodowi, wspierając najeźdźców. Była to Komunistyczna Partia Polski, mentalny i moralny przodek dzisiejszej opozycji. Teraz ludzie związani z opozycją (w tym władze Warszawy) stają de facto po tej samej stronie co komunistyczni renegaci z roku 1920. Bo czymże innym są próby uniemożliwienia uczczenia pamięci bohaterów, jak nie wzięciem strony ich wrogów? Wszyscy ci, którzy szydzą z idei złożenia hołdu żołnierzom 1920 roku, którzy złożenie tego hołdu starają się utrudnić, są spadkobiercami Juliana Marchlewskiego i innych zdrajców pracujących dla sowieckiego reżimu.

Stuletnia rocznica to data niezwykle ważna z banalnego powodu: tylko raz w dziejach można czcić stulecie jakiegoś wydarzenia! To ta właśnie rocznica mogłaby nie tylko upamiętniać historię, ale również sama przejść do historii. Spór pozostaje co do formy hołdu, jaki należałoby złożyć bohaterom roku 1920. Pomysł łuku triumfalnego uważam za banalny. Nie jest to pomysł zły, ale narzucający się i trywialny. Oczywiście gdyby był to łuk spinający oba brzegi Wisły, wyglądałoby to fantastycznie. Niestety władze Warszawy storpedowały ów pomysł, uniemożliwiając kupienie działek na brzegu rzeki. Ale znaleziono sposób, aby ten sabotaż ominąć. Obecnie bowiem rozważany jest pomysł łuku wybudowanego pośrodku nurtu Wisły!

Co ważne, projekt nie wymagałby ani współpracy, ani zgody władz Warszawy, ponieważ Wisła podlega pod Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej i Rafał Trzaskowski oraz jego ludzie mogliby tylko z wściekłością i bezsilnie przyglądać się, jak powstaje budowla upamiętniająca zwycięstwo Polaków.

Przyznam Państwu, że zamiast łuku triumfalnego lub obok łuku triumfalnego wolałbym budynek w rodzaju Panoramy Racławickiej. Kto z Państwa miał okazję zwiedzać tę wspaniałą instalację artystyczną, ten wie, jak wielkie robi ona wrażenie. A teraz wyobraźmy sobie, że nowa instalacja poświęcona Bitwie 1920 mogłaby operować nie technikami rodem z XIX wieku (czyli płótno plus farba olejna), ale najnowszymi i spektakularnymi osiągnięciami technologicznymi. Zwiedzający mogliby nie tylko poznać dokładnie sytuację polityczną i militarną oraz zapoznać się z przebiegiem samej bitwy. Mogliby przyjrzeć się życiu frontowych żołnierzy, zobaczyć bitwę tak, jakby w niej uczestniczyli, jakby galopujące konie pędziły obok nich, jakby tuż koło nich jechały czołgi, jakby na niebie nad nimi pikowały samoloty. Na wszystko to pozwalają dzisiejsze możliwości techniczne, a podobna instalacja byłaby nie tylko oddaniem hołdu żołnierzom polskiej armii, lecz również wizytówką miasta i chętnie odwiedzaną atrakcją turystyczną.

A przecież właśnie o to chodzi, byśmy popularyzowali, zwłaszcza za granicą, wielkie osiągnięcia naszej historii. Bo jak na swoją rangę dla ówczesnego świata, Bitwa Warszawska niestety nie jest dzisiaj dobrze znana i warto byłoby ten stan rzeczy zmienić Na pewno pomogłaby w tym celu instalacja skonstruowana w atrakcyjnej wizualnie formie, interesującej i fascynującej również dla najmłodszego pokolenia, oswojonego z najnowszymi zdobyczami techniki.

Władze Warszawy znalazły usprawiedliwienie dla swojej niechęci upamiętnienia Bitwy 1920. Oto urzędnicy mówią, że przygotowują projekt pomnika na placu na Rozdrożu (co ciekawe, jednocześnie zmobilizowano okolicznych mieszkańców, by zaczęli składać protesty przeciwko tej budowie). Problem w tym, że nie tylko nie zaczęły się prace techniczne, ale nie ma nawet projektu pomnika! Ba, nie został jeszcze nawet ogłoszony konkurs na ten projekt. A przecież do rocznicy zostało już niewiele ponad pół roku. I warszawscy urzędnicy mówią zresztą prosto w oczy, że żadnego pomnika na stulecie nie będzie, bo nikt nie zdąży go zbudować. Pamiętajmy, że Platforma Obywatelska rządzi Warszawą od kilkunastu lat. Był więc czas, by przygotować się do jednego z najważniejszych wydarzeń w historii miasta, prawda?

Ale jak widać, nikomu nie zależało na podobnych przygotowaniach. Zresztą z kręgów opozycji coraz częściej płyną głosy, by dać sobie spokój z jakimkolwiek uczczeniem Bitwy 1920 i lepiej za te pieniądze zbudować żłobki albo obwodnicę. Oczywiście wszelkie inwestycje infrastrukturalne są niezwykle istotne, problem jednak w tym, że nowoczesne, szanujące się państwo musi mieć fundusze (jak i chęć) zarówno na inwestycje służące codziennemu funkcjonowaniu obywateli, jak i na przedsięwzięcia, które będą współczesne państwo zakotwiczały w historii oraz tradycji. No i tu właśnie jest geneza niechęci, z jaką opozycja podchodzi do idei upamiętnienia roku 1920. Dla wielu ludzi z PO czy SLD Polska jest nienormalnością i marzą oni, by jak najszybciej rozpłynęła się w strukturach europejskiego państwa federalnego. A żeby podobny Anschluss mógł nastąpić, trzeba najpierw przeformatować obywateli. Wmówić im, że Polska i Polacy są bezwartościowi jako samodzielny byt i liczą się tylko jako klient, podwładny i protegowany Zachodu. Ot, marzy im się Polska jako rynek zbytu zagranicznych towarów i magazyn pół- niewolniczej pracy „na saksach” którym oni zarządzaliby w imieniu światłych europejskich elit. Kultywowanie bohaterskiej pamięci, a przez to poczucia narodowej dumy i szacunku do przeszłości Narodu i Państwa idzie wbrew tym planom.

Na koniec trzeba powiedzieć otwarcie i szczerze, że Prawo i Sprawiedliwość całkowicie zmarnowało cztery lata swoich rządów, jeśli chodzi o działania prowadzące do upamiętnienia stulecia Bitwy Warszawskiej. Rocznica zbliża się wielkimi krokami, a partia rządząca jest do niej kompletnie nieprzygotowana. Jak to się dzieje, że ugrupowanie, które ma na sztandarach i na ustach hasła kultywowania idei patriotycznej, jednocześnie tak mało w praktyce robi w tym zakresie? Żeby tylko nie skończyło się znowu jakąś kupioną za kosmiczne pieniądze zdezelowaną łódką, która będzie gniła w którymś z zagranicznych portów (przypominam, że tak „uczczono” wedle pomysłu Ministerstwa Kultury, stulecie odzyskania niepodległości).

Sierpień 2020 roku, obchody stulecia jednej z najważniejszych bitew w dziejach nie tylko Polski, ale i świata, pokażą, w jakim miejscu znajdujemy się jako kraj i naród. Czy obywatele bezmyślnie lub cynicznie staną po stronie renegatów spod znaku PO i SLD, czy po stronie patriotów. A może po prostu oni wszyscy, zarówno obywatele, jak i rządzący, staną po stronie „tumiwisizmu”, „tosięnieudaizmu” i „jakośtobędzieizmu”…

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski