NIE DEPTAĆ FLAGI I NIE PLUĆ NA GODŁO

Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 47, 22-28.11.2019 r.

Polskie państwo powinno z całą surowością karać wszystkich lewackich zwyrodnialców, którzy ośmieleni zupełną bezkarnością bezczeszczą symbole katolickie i narodowe. Karanie tych lewackich szumowin nie będzie miało nic z wspólnego z zamachem na wolność słowa i demokrację, choć zapewne tak będzie przedstawiane przez „wiodące media”.

Wrócę dzisiaj do Święta Niepodległości, ale nie po to by podsumowywać tegoroczne obchody, ale aby przyjrzeć się naszej dzisiejszej kondycji jako narodu i państwa. Nie ma nic złego w tym, że przy takich okazjach państwowi przywódcy wygłaszają wzniosłe patriotyczne mowy, bo od czasu do czasu każdy naród potrzebuje tej odrobiny wielkiego patosu. Dodam, że patosu, który rozwściecza i rozpala do czerwoności antypolską lewacką mierzwę.

– Niezależnie od tego, jakiej narodowości jesteśmy, jesteśmy Polakami, gdy mieszka w nas polskość. Jedna jest Polska i będzie jedna, i my wszyscy jej służymy, i wierzę głęboko, że będziemy jej służyć my i przyszłe pokolenia -powiedział prezydent Andrzej Duda na Placu Piłsudskiego. Nie wiem na ile, ale wydaje się, że prezydenta mocno zainspirowały te niedawno przytaczane przeze mnie słowa wielkiego poety, dramaturga i eseisty Jarosława Marka Rymkiewicza:

– No to, dlaczego jestem Polakiem, i czy jestem Polakiem? Nie mam ani kropli polskiej krwi, w moich komórkach nie ma ani kawałeczka polskiego genu. To nie my wybieramy polskość, to ona nas wybiera. (…) „Kto ty jesteś – Polak mały. Jaki znak twój – orzeł biały”. – Czym więc jest polskość? Ona nie jest ani biologiczna, ani genetyczna; ona nie bierze się z krwi, a nawet, jak pokazuje mój przykład – może dość wyjątkowy – nie bierze się z pochodzenia. Polskość to jest straszna siła duchowa i to nie my ją wybieramy, bo nie możemy tu niczego wybierać. To ona nas wybiera, ona chce nas mieć i wtedy nas wybiera. Nie ja ją wybrałem dla siebie. Myślę, że to ona mnie wybrała, bo chciała mnie mieć. Ale wybrała Was, moi drodzy, wszystkich, bo chce Was mieć. Nie należy pytać o pochodzenie, o geny, o krew. Należy tylko oddać się tej strasznej sile, a ona całą resztę za nas załatwi.

To właśnie ta coraz głośniej artykułowana i deklarowana polskość oraz patriotyzm stały się przyczyną coraz bardziej gwałtownych i histerycznych ataków miejscowego oraz międzynarodowego lewactwa, choć te ataki rozgrywane są pod płaszczykiem obrony liberalnej demokracji i państwa prawa. Podczas wspomnianego przemówienie prezydent Duda przywołał również słowa Romana Dmowskiego:

– Jestem Polakiem i obowiązki mam polskie – dodając: – Tak, jesteśmy Polakami i obowiązki mamy polskie. Odprawa do lewa. Niech to będzie dla nas najważniejsze przesłanie.

I tu właśnie leży pies pogrzebany, ponieważ o ile przed wojną można było mówić o polskich obowiązkach od prawa do lewa – oczywiście z wyłączeniem agenturalnej Komunistycznej Partii Polski – o tyle dzisiaj po lewackiej stronie mamy do czynienia z antypolską hołotą, która w poczuciu całkowitej bezkarności posuwa się coraz dalej, przekraczając kolejne granice antypolskiego szaleństwa i zwyrodnialstwa. No bo jak nazwać bezczeszczenie w Święto Niepodległości Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie czy profanowanie barw narodowych wymalowanymi na niej symbolami ruchu LGBT, gwiazdy Dawida czy islamskiego półksiężyca? Przeczuwam, że pomimo zawiadomień do prokuratury sprawcy zostaną bezkarni dzięki przychylnym im „rozgrzanym sądom” okupowanym przez „kastę nadzwyczajnych ludzi”.

Z przykrością muszę przyznać, że mimo werbalnego patriotycznego wzmożenia polskie państwo jest zupełnie bezzębne i impotentne wobec antypolskich sił, z którymi II Rzeczpospolita jednak potrafiła sobie radzić. Nie można być naiwnym pięknoduchem i wierzyć, że pełne patosu odwoływanie się do tej antypolskiej lewackiej hołoty i mówienie im „o polskich obowiązkach od prawa do lewa “kogokolwiek po tamtej stronie poruszy, ponieważ według nich „współczesny patriotyzm” powinien przejawiać się co najwyżej poprzez segregowanie śmieci i walkę ze smogiem, zaś religia powinna zniknąć z przestrzeni publicznej i wylądować w kościelnej kruchcie. Doskonale wyczuł potrzebę chwili oraz obecny etap historii lansowany przez lewaków jako kandydat na prezydenta Szymon Hołownia, który od razu opublikował na Facebooku swoje polityczne kredo:

– Na spotkaniach mówię ludziom: nie ma znaczenia, czy jesteś lewakiem, czy prawakiem, gejem czy heterykiem, wyborcą Jarosława czy fanem Grzegorza: bez powietrza dusimy się dokładnie tak samo. Bez wody – tak samo konamy z pragnienia. Kwestia środowiska – ekumeniczna do bólu – powinna być dziś absolutnym priorytetem dla wszystkich, nie powinna schodzić z ust i biurek naszych liderów dzień w dzień, bo to -a nie ciągnące się tygodniami spory o stołek marszałka albo partyjne przekładańce w PO czy PiS-ie-jest nasze życie. Dużo bardziej chcę świata z wodą i powietrzem niż świata z Platformą czy PiS-em. I o czymkolwiek będą chcieli nam mówić partyjni urzędnicy, trzeba przerywać im w pół zdania i pytać: świetnie, a co z powietrzem? Ziemią? Co z wodą?!

Widzimy wyraźnie, że odsuwane od koryta czerwono-różowe „elity” lll RP chcą zepchnąć na zupełny margines kluczowe pytania o naszą wolność i suwerenność. Nie chcą rozmawiać o tym, jak przez ostatnie trzy dekady doprowadziły Polskę do żałosnej roli państwa postkolonialnego ogołoconego z rodowych sreber, którego hitem eksportowym stała się głównie tania siła robocza. Tylko czy dzisiejsza gwiazdka TVN-u Szymon Hołownia to właściwy koń, na którego postawiło lewactwo i demoliberałowie?

Czy George Soros został poinformowany o tym, że Hołownia to, delikatnie mówiąc, człowiek charakterologicznie i emocjonalnie mało stabilny? Przecież zanim został w wodzirejem w TVN-ie, dwukrotnie porzucał nowicjat u dominikanów.

Chciałbym wyraźnie rozróżnić miedzy lewicą a lewactwem. Doskonałym przykładem może tu być mój ziomek z Częstochowy, Muniek Staszczyk z zespołu T. Love. Pomimo że trudno nazwać go sympatykiem prawicy, to jednak już trzydzieści lat temu w 1989 r. w piosence „Wychowanie” śpiewał:

„Ojczyznę kochać trzeba i szanować

Nie deptać flagi i nie pluć na godło

Należy też w coś wierzyć i ufać

Ojczyznę kochać i nie pluć na godło”

Wiele lat temu, opisując zagrożenia dla Polski ze strony lewackiej międzynarodówki i służących jej miejscowym wynarodowionym renegatom, przywoływałem przykład gotowania rosołu. Twierdziłem, że ten polski rosół nigdy nie będzie smakowitą i klarowną zupą, jeżeli nie odłowi się z jego powierzchni i nie spuści do kanalizacji pływających na wierzchu szumowin. Stwarzają one bowiem całkowicie fałszywe wrażenie, jakoby okupowały one całe naczynie aż do samego dna. To dlatego polskie państwo powinno z całą surowością karać wszystkich lewackich zwyrodnialców, którzy ośmieleni zupełną bezkarnością bezczeszczą symbole katolickie i narodowe. Karanie tych lewackich szumowin nie będzie miało nic z wspólnego z zamachem na wolność słowa i demokrację, choć zapewne tak będzie przedstawiane przez „wiodące media”.

Rządzący muszą w końcu zrozumieć i zdać sprawę z tego, że między pełnymi patriotycznego patosu słowami przedstawicieli władzy a kompletną bezkarnością lewackich renegatów bezczeszczących nasze święte symbole i wartości, zamiast harmonijnego współbrzmienia, rozbrzmiewa nieznośny dysonans, który przynajmniej mnie doprowadza powoli do czegoś przypominającego niesmak wymieszany z zażenowaniem i wściekłością.

Po czterech latach rządzenia wypadałoby już posiąść tajniki gotowania tego naszego prawdziwego polskiego rosołu, bo to, co nam się serwuje, zaczyna smakować jak lewacka breja przygotowana na wywarze z onuc i walonek przodków funkcjonariuszy z ulicy Czerskiej.

Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny