Aldona Zaorska, Warszawska Gazeta, nr 28, 10-16.07.2020 r.
Zwycięstwo Dudy w Polsce i Trumpa w USA przetasuje na nowo i rozda karty w światowej polityce. Oznacza wzmocnienie Polski, wzmocnienie pozycji Trumpa w USA i wreszcie pokazanie właściwego miejsca Niemcom i Rosji. Oznacza też przetrącenie kręgosłupa światowemu lewactwu, zarówno w Europie, jak i w USA. To dlatego światowe lewactwo tak atakuje Andrzeja Dudę i Donalda Trumpa. Ich wygrana zatrzyma neobolszewików. To jest stawką tych wyborów.
– „Trzeba ich skłócić tak, aby się podzielili i szarpali, zawsze gdzieś szukając arbitra. Trzeba ogłupić i zdeprawować, zniszczyć ducha, doprowadzić do tego, by przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba. Będą Oni walczyć długo, bardzo długo, nasze prochy przepadną, ale przyjdzie czas gdy sami sprzedadzą swój kraj, sprzedadzą go jak najgorszą dziwkę. My rozpoczniemy ten proces (…)! Korupcją „milczących psów” którzy będą nimi rządzić. (…) Stworzymy tam nową oligarchię, która będzie okradać własny naród nie tylko z godności i siły, lecz po prostu ze wszystkiego, głosząc przy tym, że wszystko co czyni, czyni dla dobra ojczyzny i obywateli. Niższe szczeble tych krwiopijców będą uzależnione od wyższych w nierozerwalnej strukturze formalnej i nieformalnej piramidy. Trzeba będzie starać się, by w piramidę wpasowany był każdy zdolny i inteligentny człowiek, by zechciwiał w niej i spodlał. Nie- dopasowywalnych szaleńców, nieuleczalnych fanatyków, nałogowych wichrzycieli i każdą inną wartościową jednostkę wyeliminujemy operacyjnie. Zadanie to jest wielkie (…), lecz i efekty będą wielkie. Polska zniknie w samych Polakach! Wtedy właśnie, gdy będzie wydawało się im, że mają wolność. Ale ja tego nie doczekam (…), zaczniemy jednak ten proces” pisała caryca Katarzyna II o Polsce i Polakach do swego ministra spraw zagranicznych.
Katarzyna II Wielka z pochodzenia była Niemką, Prusaczką urodzoną w Szczecinie. Z wyboru – Rosjanką. Nienawidziła Polaków i, jak widać, opracowała wieloletni plan niszczenia Polski, realizowany skrupulatnie przez jej rodaków do dziś. Zarówno przez tych z krwi, jak i tych z wyboru. Jej plan jest dziś jawnie realizowany przez opcję niemiecką, której od lat służy Platforma Obywatelska i jej kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski. Kandydat Koalicji jest wprzęgnięty w system, który zaczęła w Polsce budować „z piekła rodem Katarzyna”. Podobnie, jak wprzęgnięte są w niego całe zastępy „autorytetów” artystów, inteligentów i zwyczajnych celebrytów, spodlonych i opłaconych obcymi pieniędzmi. Obecne wybory prezydenckie to nie tylko starcie kolejnego pokolenia PPR z kolejnym pokoleniem AK i NSZ. To coś więcej. To starcie na poziomie międzynarodowym. Bitwa Warszawska, od wyniku której będą zależały losy świata.
Trzaskowski na pasku niemieckiego pana Polska nie wisi w próżni. Polska nie jest też brzydką, nabzdyczoną panną bez posagu, jak określał ją „profesor” bez matury Władysław Bartoszewski. Polska jest ważnym graczem na arenie międzynarodowej. Ogromne znaczenie ma, w którym politycznym obozie się znajdzie. Dziś o wpływy w Europie walczą dwa kraje: lewackie Niemcy i Stany Zjednoczone pod rządami konserwatywnego prezydenta. Na szczęście Rosja ma własne kłopoty i nie przyłącza się do tego starcia. Przynajmniej oficjalnie, bo zakulisowo zawsze dogada się z Niemcami.
Kraj rządzony przez Angelę Merkel ma bardzo poważne kłopoty: zmagają się z kryzysem gospodarczym, imigracyjnym, demograficznym i społecznym. W dodatku projekt Mitteleuropy, realizowany pod nazwą Unii Europejskiej, wyraźnie się sypie. Po czasach, kiedy Radek Sikorski błagał Niemcy o przewodzenie Europie, Angeli Merkel zostały tylko wspomnienia. Wielka Brytania zorientowała się, czym śmierdzi Unia i opuściła ją. W dodatku okazało się, że niemiecka zasada jednomyślności wzięła w łeb za sprawą Węgrów i Polaków, którzy wybrali inaczej, niż życzyła sobie Angela Merkel i spółka. Unia miała być jednomyślna i jednomyślnie realizować niemieckie plany. Nic z tego nie wychodzi, bo niemieckie zapędy blokują Węgry i Polska. Tymczasem Radek Sikorski, nawiązując do swoich dawnych słów, już nawet nie ukrywa, że Unia to Niemcy i to Niemcy mają prawo nią sterować. Tyle tylko, że ten ster wymyka im się z rąk za sprawą dwóch ludzi: Andrzeja Dudy i Donalda Trumpa.
Obu można zarzucić niejedno, ale ich zwycięstwo jest gwarancją przetrącenia kręgosłupa niemieckiej bucie. Andrzej Duda nie ukrywa, że tak jak cały PiS opowiada się za ścisłym sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi, co automatycznie wyklucza taki sojusz z Niemcami. Rafał Trzaskowski to opcja niemiecka w czystej postaci. On nawet niemieckie projekty uważa za swoje, jasno dając do zrozumienia, z którą nacją się utożsamia i która jest mu bliższa niż Polska. Nie ukrywał tego nawet w swoim żałosnym programiku stwierdzając, że jako prezydent będzie reprezentował także Unię i zajmował „sztywne” stanowisko wobec USA. Nie ma się co dziwić. Dla Niemców wygrana Trzaskowskiego to być albo nie być. Gdyby wygrał, odbudowaliby swoje wpływy w Polsce i zajęli dominującą pozycję w Europie. Przegrana Trzaskowskiego oznacza kres marzeń o wzięciu Europy pod but. Nie dlatego, że Polska jest najważniejszym krajem na Starym Kontynencie, ale dlatego, że wygrana Dudy oznacza szerokie otwarcie europejskich drzwi dla Stanów Zjednoczonych. A to oznacza klęskę Niemiec na każdym polu, zaczynając od gospodarczego bankructwa. I nie pomoże im wówczas Nord Stream II ani sojusz z Rosją. Dlatego Niemcy nie cofną się przed niczym, żeby wygrać wybory w Polsce i wprowadzić w USA maksymalny chaos, wierząc, że doprowadzą w ten sposób do przegranej Donalda Trumpa, który personalnie jest dziś dla nich największym zagrożeniem.
Po pierwsze Ameryka
Taką samą świadomość ma oczywiście sam zainteresowany. Donald Trump konsekwentnie realizuje swoje hasło:„America first” także na kontynencie europejskim. Tak się idealnie złożyło, że jego interesy są zbieżne z interesami Prawa i Sprawiedliwości. Stąd nowe otwarcie w stosunkach polsko-amerykańskich, czego przejawem zniesienie wiz, co udało się dopiero Andrzejowi Dudzie, gdy w Białym Domu urzędowanie rozpoczął Donald Trump. Wcześniej to Niemcy załatwiali sobie w USA własne sprawy, jak za prezydentury lewaka Baracka Obamy, który z tarczy antyrakietowej dla Polski wycofał się w rocznicę napaści na Polskę przez Związek Radziecki. Tamta decyzja była w pełni zgodna z interesami Niemiec i Rosji. Donald Trump nie ma zamiaru iść w ślady Obamy i prowadzi zupełnie odmienną politykę. Jego wygrana była szokiem także dla amerykańskiego lewactwa, które zareagowało identycznie jak polskie- masowymi protestami przeciwko wynikowi demokratycznych wyborów. Amerykańskie lewactwo zorientowało się już, że Donald Trump ma największe szanse w wyborach, więc przy pomocy niemieckiej Antify rozpętało bolszewicką rewolucję pod sztandarami ruchu Black Lives Matter (przy czym jego czarnoskóre założycielki wcale nie ukrywają, że są wyszkolonymi marksistkami). I tu się lewacy „nacięli” pokazując, że zupełnie nie rozumieją Amerykanów. Otóż mogą sobie zmuszać do klękania europejskich kierowców Formuły 1, ale nie zmuszą do tego Amerykanów. Ci mają dość burd ulicznych, napadów na sklepy, podpalania samochodów. W USA są już takie miasta, gdzie ludzie boją się wyjść na ulice. Ruch BLM początkowo przyjmowany ze zrozumieniem, wzbudza już tylko niechęć. Efekt? Nawet ci Amerykanie, którzy go popierali i uważali, że Murzynom w USA dzieje się nieustanna krzywda, dziś liczą, że Trump wyprowadzi wojsko na ulice i zapowiadają, że będą na niego głosować.
Wygrana Donalda Trumpa oznacza powrót do Ameryki sprzed rewolucji seksualnej 1968 roku, sprzed wprowadzenia chorych dewiacji do życia publicznego, oznacza koniec eksperymentu, jakiemu był poddany ten kraj. I oznacza także odbudowę pozycji USA w Europie. Amerykanie to dumny naród, przywiązany do myśli, że ich kraj jest najpotężniejszy i najlepszy na świecie. Miła jest im więc świadomość, że teraz od- zyska„należną mu pozycję” w Europie. Dlatego wbrew nadziejom i pragnieniom Tomka Lisa, Rafałka Trzaskowskiego, Radka Sikorskiego czy innych polityków PO, największe szanse na wygrane wybory prezydenckie ma właśnie Donald Trump.
Najważniejsze wybory na świecie
Lipcowe wybory w Polsce i jesienne w USA będą najważniejsze na świecie. Ważniejsze nawet od pandemii koronawirusa i ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego. Jeśli to Andrzej Duda wygra w lipcu, a Donald Trump jesienią – Niemcy będą skończeni i to Polska stanie się największą siłą w Europie. To jest nasza historyczna szansa. Możemy wrócić na miejsce, której zajmowaliśmy, gdy Polska rozciągała się od morza do morza. To nasza jedyna szansa. W ostatnich stuleciach nigdy sytuacja geopolityczna nie była dla nas tak korzystna: zmiany władzy w USA, kryzys Niemiec, sypiąca się Unia, to wszystko przemawia na naszą korzyść Potwierdzają to wszystkie analizy, na czele z opracowaną przez George’a Friedmana, amerykańskiego politologa, założyciela i prezesa Geopolitical Futures. Już w 2018 r. analizując sytuację Unii Europejskiej napisał, że jeszcze w pierwszej połowie XXI w. Polska stanie się główną siłą w regionie.
„Polska jest (…) państwem narodowym, ma swoje miejsce na Równinie Północnoeuropejskiej i potężnego partnera strategicznego, a Rosja i Niemcy są osłabione. Polska znalazła się w wyjątkowej sytuacji. Należy także pamiętać, że aby zachować stabilność, musi mieć ekonomicznego i militarnego sojusznika. Stany Zjednoczone mogą tu odegrać jakąś rolę, ale niedecydującą. I tu pojawia się idea Trójmorza lub jakaś inna struktura. Musi to być jednak sojusz państw narodowych, które decydują się do niego przyłączyć, ponieważ odpowiada on ich interesom i każde z nich chce ponosić obciążenia, nie tracąc swej suwerenności. Gdy powstanie taka grupa, a UE zdefiniuje się na nowo, Polska będzie największą siłą ze względu na rozmiary i świadomość swojej roli. Bezpieczna na Równinie Północnoeuropejskiej, zostanie głównym graczem w sojuszu dwóch mórz (Bałtyckiego i Czarnego), a może również trzeciego (Adriatyku). Jeszcze w pierwszej połowie XXI wieku Polska stanie się główną siłą w regionie. Jej wpływ rozciągnie się na północy na kraje bałtyckie i na południu do Morza Czarnego. Nie oznacza to jakiejś struktury, która znajdzie się pod kontrolą Warszawy- będą to niezależne państwa, których interesy będą zgodne z polskimi. Będzie to raczej strefa wpływów niż imperium. Będąc znaczącym graczem na równinie i potężną siłą na północy i południu oraz państwem największym pod względem ludności i najsilniejszym gospodarczo, Polska będzie dysponowała ogromnymi wpływami w regionie. Inne siły, takie jak Turcja, także się wzmocnią, a na Bałkanach będzie dochodzić do znanych z historii konfliktów, ale Polska będzie w stanieje kontrolować”, napisał Friedman.
Taki sojusz już istnieje – Trój- morze zbudowane właśnie rękami m.in. prezydenta Andrzeja Dudy. Jeśli dodamy do niego ścisły sojusz z USA, jesteśmy na najlepszej drodze, by analiza Friedmana stała się rzeczywistością. Możemy raz na zawsze zniweczyć diabelski plan Prusaczki Katarzyny II. Możemy raz na zawsze wyrwać się spod niemieckiego buta. To Polska i Stany Zjednoczone będą rozdawać karty w światowej polityce. Niech Niemcy, Francja i ich wasale gniją sobie w lewackim projekcie Unii Europejskiej. Polska stworzy nową unię, przeniesie ciężar światowej polityki nad Wisłę. Jeśli Andrzej Duda wygra. To jest stawką tych wyborów. Pamiętajmy o tym.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych