AMERYKA POLUBIŁA NIEWOLĘ

dr Robert Kościelny, Warszawska Gazeta, nr 18, 30.04-7.05.2020 r.

Ameryka zmaga się z wielkim kryzysem własnej tożsamości. Okazuje się, że programy lewicowe są dla wielu obywateli USA równie dobre, a może nawet lepsze niż te, które bazowały na niepodważanych do tej pory dogmatach – prywatnej własności i wolności.

– Często na tych łamach piszę o bardzo niepokojącym zjawisku coraz bardziej nachalnego panoszenia się komunizmu w Stanach Zjednoczonych. Tu nie chodzi tylko o sukcesy Berniego Sandersa, choć rosnąca wśród młodych popularność tego starego komunisty jest symptomatyczna. Nie chodzi też o brak wrażliwości na bolszewickie dyrdymały, zwane poprawnością polityczną, wsączane ludziom w Ameryce zarówno przez media, jak przemysł rozrywkowy – zwłaszcza Hollywood, opanowany przez pokolenie’68. Chociaż i to zjawisko jest wymowne.

Chodzi o inny praktyczny wymiar tych coraz cieplejszych uczuć Amerykanów wobec socjalizmu – systemu zniewolenia. Zdjęcia mieszkańców metropolii, przemykających się po pustawych ulicach w kagańcach własnoręcznie nałożonych sobie na twarz, dają do myślenia, niezależnie jak reprezentatywne dla zachowania ogółu populacji są to widoki.

Obok Związku Radzieckiego, Chiny to kraj, w którym komunizm pochłonął najwięcej istnień ludzkich. Do dziś reżim, czyli Komunistyczna Partia Chin, trzyma żelazną ręką swoich obywateli, karząc za najmniejsze przejawy nieposłuszeństwa wobec władz. Obozy koncentracyjne, zwane reedukacyjnymi, dla nieprawomyślnych są symbolem metod zaskarbiania sobie sympatii i poparcia tych, którzy przy zastosowaniu innych środków nie mieliby na to najmniejszej ochoty. Chiny to państwo, w którym prawa człowieka oraz szereg innych świętości świata, zwanego niegdyś „wolnym światem” są w najwyższej pogardzie.

I to wszystko pod czerwonym sztandarem komunizmu. A jednak kraj ten cieszy się coraz większą sympatią, a co gorsza coraz częściej mówi się, że jego rozwiązania przynajmniej niektórych problemów społecznych i ekonomicznych wcale nie muszą być takie złe, jak to z pozoru mogłoby się wydawać. Zwłaszcza w czasie obecnej pandemii, a zwłaszcza po niej.

Po rozpadzie ZSRR w 1991 r. zakończyła się zimna wojna. W latach 90. Chińska Republika Ludowa została przyjęta do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Za Deng Xiaopinga (premiera Chin, 1978-1992) ChRL zaczęła tworzyć specjalne strefy ekonomiczne, w których mogły działać kapitalistyczne międzynarodowe korporacje. McDonald ma kilka sklepów z fast foodami w Chinach i w tym kraju produkowanych jest wiele lekarstw dla Ameryki i wielu innych państw kapitalistycznych, jak też szereg produktów, takich jak chociażby zabawki, ze słynną lalką Barbie.

Dziś wielkie koncerny informatyczne, tak bardzo zatroskane o prawa różnych odmieńców w USA i Europie, przyczyniają się swoją technologią do wzmacniania reżimowej inwigilacji obywateli Państwa Środka. Chińskie ograniczenia dotyczące rodzenia dzieci podbiły serca zachodnich liberałów, którzy są przekonani, że przeludnienie w połączeniu ze zmianami klimatu (wcześniej „globalne ocieplenie”) jest przyczyną ubóstwa na naszej planecie. „Zrównoważone” wykorzystanie zasobów stało się nową mantrą. Dla wielu zrównoważony rozwój oznacza współdziałanie kapitalizmu i komunizmu. Jak inaczej możemy osiągnąć spełnienie zasady marksistowskiej „od każdego według jego zdolności do każdego według jego potrzeby?”- pisze E. Jeffrey Ludwig w American Thinker. W świecie jest coraz mniej wolności, a pod barwną przykrywką „różnorodności” kryje się proces szarego ujednolicenia w stopniu, o jakim mogły jedynie pomarzyć dawne totalitaryzmy. Kiedyś mówiono, że dobre lekarstwo musi gorzko smakować, jedynie trucizna ma słodki smak. Entuzjazm, z jakim wchłaniamy w siebie jad zniewolenia, potwierdza wartość i słuszność starych mądrości.

Wysoko wykształcony Zachód starannie połączył wszystkie te ścieżki dyskursu – zmiany klimatu, kontrolę populacji, zgodność komunizmu i kapitalizmu – z powszechnie akceptowaną doktryną utylitarną największego dobra dla jak największej liczby ludzi. Z tym, że o tym, czym jest to „najwyższe dobro” decydować będą elity, jako że są najbardziej świadome i najlepiej poinformowane, kontynuuje swoje rozważania publicysta American Thinker. Należy też podnieść, o czym Ludwig nie wspomina, że owa świetnie poinformowana elita będzie nie tylko decydować o tym, co jest najwyższym dobrem dla największej liczby ludzi, ale też co jest najwyższym dobrem dla niej samej, czyli dla wyekstrahowanej z mas grupy zarządzającej.

A są to przecież dwa różne „najwyższe dobra”.

E. Jeffrey Ludwig zadaje bardzo ważne pytania: co dzieje się z jednostką w tym zachodzącym obecnie procesie, a zwłaszcza co dzieje się z jej wolnością? –Drugie pytanie brzmi: jaka jest rola Boga i indywidualnej moralności w tej zbiorowej wizji? Czy podporządkowanie się decyzjom nowych ekspertów od „najwyższego dobra” staje się „nową moralnością”? Publicysta przypomina, że do tej pory istniał jeden paradygmat moralności przedstawiany cywilizacji zachodniej przez ostatnie dwa tysiąclecia, wielu punktach jest on sprzeczny z nową moralnością chińsko-technokratyczno-marksistowską / utylitarną. Istnieje jeden paradygmat kapitalistycznej ekonomii, w którym własność prywatna i zarządzanie własnymi aktywami są uzasadnione, i drugi – przeciwny, w którym własność, wymyślanie produktu, ceny, płace oraz wykorzystanie towarów i usług są rządowe. Istnieje jeden paradygmat, w którym Bóg, Stwórca Nieba i Ziemi, znajduje się w głównym nurcie i jest nowszy paradygmat, w którym model człowieka-opiekuna – dbającego o społeczeństwo i naturę – jest wszystkim”.

Jeszcze kilka dekad temu poglądy większości, zarówno republikanów, jak i demokratów, kładły nacisk na prywatną własność i indywidualną wolność ograniczaną przez tradycyjną moralność. Wiara w Boga była postrzegana jako uzasadniona (różniąca się w zależności od osoby), a nie jako przeżytek, który należy tolerować. Zachód miał „prawa” a ci w ZSRR nie.

Miał dobrobyt, a komuniści nie. Kapitalistyczny i demokratyczny Zachód był dobry, a komunistyczny, totalitarny Wschód – zły. Ludzie chcieli zostać obywatelami Zachodu lub emigrować do USA, a nikt nie chciał jeździć do krajów komunistycznych. „Walczyliśmy z tymi, którzy chcieli podważać lub niszczyć wszystkie pozytywne strony Stanów Zjednoczonych i zwracali się do Sowietów z prośbą o przywództwo. Eugene Debs był ich kandydatem w 1912 r. Henry Wallace był ich kandydatem w 1948 r. Potem był George McGovern w 1972 r”..

Obecnie obserwujemy zmianę paradygmatu. Ameryka zmaga się z wielkim kryzysem własnej tożsamości. Okazuje się, że programy lewicowe są dla wielu obywateli USA równie dobre, a może nawet lepsze niż te, które bazowały na niepodważanych do tej pory dogmatach – prywatnej własności i wolności. Lewica, stosując taktykę Długiego Marszu Mao, kontynuowała swój „pochód przez instytucje” przejmując coraz to istotniejsze dla rozwoju świadomości człowieka obszary, aż w końcu przejęła jedną z dwóch głównych partii – Partię Demokratyczną, pisze E. Jeffrey Ludwig.

Młodzież poniżej 30. roku życia nic nie wie o komunizmie, o Castro, o Mao, o Leninie, o Stalinie, o zabójstwie kułaków na Ukrainie, o rewolucji kulturalnej w Chinach, o ludziach z Wietnamu ryzykujących wszystko, aby na kruchej łodzi opuścić komunistyczny raj licząc, że na pełnym morzu natkną się na jakiś kuter patrolowy USNavy, który uratuje ich, umożliwiając przez to zdobycie azylu w kraju nie- dawnego „agresora”. Podobnie było z uciekinierami z komunistycznej Kuby, usiłującymi dostać się na Florydę. Ci ludzie nic nie wiedzą o morderstwach, torturach lub więzieniach w krajach komunistycznych. Nie wiedzą o szerzącym się przekupstwie w krajach komunistycznych ani o długich godzinach oczekiwania na zakup kurczaka, mięsa, jajek i innych produktów. Nie mają pojęcia, że wszystkie ubrania były w tych krajach brązowe, ciemnoniebieskie lub grafitowo-szare.

Zagrożenie komunistyczne we wcześniejszej epoce było nie tylko omawiane w wielkiej ilości książek i artykułów, ale było też częścią codziennej świadomości. Bez czytania artykułów było dla wszystkich oczywiste, że komunizm to wielka pomyłka rodzaju ludzkiego. „Dziś nie ma tego wszechobecnego w powietrzu zrozumienia, że komunizm jest niedopuszczalny. Opisana powyżej pozycja lewicy jest normą dla wielu osób, w tym zwłaszcza dla pokoleń poniżej 30. roku życia. Lewica poczyniła ogromne postępy, szczególnie od 1991 r. Od ponad 100 lat walczymy z marksistowskimi poglądami i straciliśmy grunt w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Przez modlitwę i determinację musimy jeszcze mocniej walczyć z plagą wroga zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Nasze dziedzictwo nie może być traktowane jako coś oczywistego. Potrzebny jest opór”.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych