Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 29, 17-23.07.2020 r.
Końcówka minionej już kampanii wyborczej prowadzonej przez małego lewackiego krętacza i pupilka elit III RP Rafała Trzaskowskiego to obraz przerażający i monstrualny. Jakimś cudem udało się jednak rzucić tę współczesną Targowicę na kolana, bo jak wszyscy mogli zauważyć, w jego zwycięstwo wrogowie Polski zainwestowali wszystkie możliwe zasoby, jakimi dysponowali.
– Opróżniono wszystkie magazyny, kredensy, szuflady, a nawet szamba, w wyniku czego do kandydata ostatniej szansy przylgnęło i oblepiło go „obmierzłe rojowisko gadów i płazów” – jak pisał Stefan Żeromski w opowiadaniu „Na probostwie w Wyszkowie”. Stare komuchy, bezpieczniaki, aferzyści, złodzieje, komedianci zwani artystami, zboczeńcy i cały tabun zdrajców w towarzystwie ogłupionych pożytecznych idiotów wypełzły w niedzielę, by oddać głos ostatniej już szansy. To całe antypolskie barachło wspierane przez Berlin, Moskwę, Brukselę i całą lewacką międzynarodówkę było wszystkim, co mają, bo w odwodach nie pozostało już dosłownie nic. Rzucili wszystko i dlatego wyborcza porażka ma szanse stać się ich historyczną klęską. Był też scenariusz pesymistyczny, żeby nie powiedzieć: czarny. Zwycięstwo Trzaskowskiego oznaczałoby na wiele, wiele lat koniec marzeń o wolnej, suwerennej i dumnej Polsce. Po odwojowaniu w ubiegłym roku senatu i teraz prezydentury Targowica złapałaby drugi oddech, otrzymując tak upragniona kroplówkę. Taka była stawka niedzielnych wyborów.
Nie wiem, co jeszcze musiałoby się stać, aby rządzący dzisiaj Polską odważyli się w końcu wyzwolić nasz kraj spod obcej (głównie niemieckiej) okupacji medialnej. To, z czym mieliśmy do czynienia podczas kampanii prezydenckiej, nie pozostawiło już chyba żadnych złudzeń że na naszym terytorium swobodnie operuje obca, wroga medialna armia zaciężna, która – jak przekonaliśmy się w ostatnią niedzielę – ma ogromny wpływ na wielomilionową rzeszę Polaków. Idiotyzmem byłoby twierdzenie, że mamy w Polsce tyle milionów zdrajców. Jednak śmiało możemy powiedzieć, że ta potężna, obca, medialna wroga armia potrafi ogłupiać i omamiać sporą część naszego społeczeństwa, o czym świadczy wynik niedzielnych wyborów, które na szczęście udało się jeszcze wygrać. Powiedzmy sobie wprost, że okupanci Polski mieli swojego kandydata i to głównie dzięki nim mógł on uzyskać tak znaczące poparcie. Te miliony głosów oddanych na Trzaskowskiego nie mogą być głosami samych odsuniętych w 2015 r. od koryta władzy beneficjentów III RP. Nie wystarczyłyby do osiągnięcia takiego wyniku głosy wszystkich postkumuchów, ubeków, esbeków z rodzinami, „artystów” i „ludzi kultury”. Nie oszukujmy się i powiedzmy sobie szczerze, że na kandydata zagranicy zagłosowała spora rzesza tak zwanych zwykłych Polaków, a wśród nich wielu beneficjentów rządowych programów Zjednoczonej Prawicy, które w znacznym stopniu poprawiły ich byt. Wydawałoby się, prosty i dość oczywisty wybór pomiędzy dobrem a złem lub dla niektórych między mniejszym złem a złem absolutnym wcale nie był takim prostym wyborem. Czy musieliśmy do samego końca drżeć o rezultat wyborów prezydenckich i dopiero na finiszu kampanii usłyszeć prawdę o roli zainstalowanej w Polsce niemieckiej medialnej V kolumny, mocno wspomaganej przez sorosową „Gazetę Wyborczą” oraz stacje TVN i TVN24, wysługujące się lewackiej i demoliberalnej międzynarodówce?
Apeli, wezwań i odezw mówiących o konieczności wyzwolenia się spod obcych medialnych wpływów do znudzenia nasłuchaliśmy się od przedstawicieli PiS-u przez osiem lat, kiedy byli w opozycji. Niestety po przejęciu władzy w 2015 r. na apelach, wezwaniach i odezwach się skończyło, choć dysponowano już wszystkimi narzędziami pozwalającymi przeprowadzenie repolonizacji mediów i ucywilizowanie sytuacji na rynku medialnym choćby na wzór Niemiec i Francji. Dlaczego tego nie uczyniono, zwłaszcza, że nieraz już słyszeliśmy o rzekomo gotowym projekcie ustawy? Odpowiedź może być tylko jedna. Ci wszyscy bohaterscy pisowscy bojownicy o wolność i suwerenność Polski zwyczajnie stchórzyli, gdyż przestraszyli się zmasowanego kontrataku zagranicznych medialnych okupantów i obcych stolic, którym ci okupanci służą. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że gdyby w Polsce był ucywilizowany i normalny rynek medialny, to Trzaskowski poległby z kretesem już w pierwszej turze, a my nie musielibyśmy drżeć do końca o ostateczny wynik niedzielnych wyborów.
Opisywaliśmy ze szczegółami na łamach „Warszawskiej Gazety” podłą, kłamliwą i perfidną akcję brukowca „Fakt” należącego do koncernu Axel Springer, wymierzoną w prezydenta Andrzeja Dudę. Warto jednak bliżej przyjrzeć się pogardliwemu, aroganckiemu i bezczelnemu stosunkowi do organów polskiej władzy, który zademonstrował bardzo wpływowy niemiecki dziennik „Die Welt” należący do tego samego koncernu, co „Fakt”. Zacznijmy od przypomnienia słów wypowiedzianych przez Andrzeja Dudę w Bolesławcu:
– Niedawno można było przeczytać w „Die Welt”, że ich korespondent warszawski pisał, że pan Rafał Trzaskowski byłby dla Niemiec lepszym prezydentem, bo jest przeciwko temu, by Polska brała reparacje, domagała się odszkodowań. Dzisiaj mamy kolejną odsłonę niemieckiego ataku w tych wyborach. Bezpardonowej brudnej kampanii, tym razem skierowanej przeciwko mnie. Boleje nad tym, ale Uczę się z tym, że będę brudno, oszczerczo atakowany. Ale tak naprawdę krzywdzona jest rodzina. Bo ja pomogłem rodzinie, dlatego że rodzina prosiła mnie o pomoc. Ten człowiek odbył karę więzienia w całości. Ale rodzina pisała, że to, że nie mogą się z nim spotykać, to jest kara dla nich. Prosili mnie o to, bym zakaz zbliżania zniósł. Ten oszczerczy atak to podłość. Najgorszego gatunku podłość. Czy ten koncern Axel Springer, który jest właścicielem gazety „Fakt”, chce wpłynąć na wybory prezydenckie w Polsce? Niemcy chcą wybierać prezydenta w Polsce? To jest podłość, ja się na to nie zgadzam.
Ta próba obrony przed podłym niemieckim atakiem oraz oczywiste słowa prawdy do tego stopnia rozsierdziły Berlin, że natychmiast niemiecki pismak, redaktor naczelny „Die Welt” Ulf Poschardt wysmażył artykuł pod tytułem Wir mussen reden, Herr Duda! (Musimy porozmawiać, Panie Duda!). Ten butny niemiecki cham w pogardliwy i grubiański sposób wezwał prezydenta czterdziestomilionowego kraju na dywanik. Mało tego, on polski rząd równie pogardliwie i protekcjonalnie nazwał „rządem warszawskim” Dalej Poschardt pisze:
– Nasi polscy sąsiedzi i przyjaciele wybaczyli nam, Niemcom wszystko, co nasz kraj zrobił dumnym Polakom. Jesteśmy za to wdzięczni i popieramy wzięcie odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie, które wydarzyły się w szczególności w Polsce. (…) Prezydent Polski Andrzej Duda prowadzi kampanię przeciwko wydawnictwu Axel Springer, grupie WELT i jej warszawskiemu korespondentowi. (…) Sprzeciwiamy się propagandzie prezydenta Polski Andrzeja Dudy przeciwko naszemu wydawnictwu, naszej redakcji i przeciwko naszemu redakcyjnemu koledze Philippowi Fritzowi, który pomaga nam, Niemcom, lepiej zrozumieć Polskę dzięki swoim doskonałym relacjom, analizom i komentarzom. Fritz kocha ten kraj, który jest również jego domem. Ale nie stał się ślepy, ale raczej bardziej precyzyjny, skrupulatny i nieprzekupny. Obecny polski rząd nie tylko nęka wymiar sprawiedliwości w sposób, który jest trudny do zaakceptowania, ale także próbuje zrobić to samo z mediami. Nasz kolega i przyjaciel Tomasz Lis, redaktor naczelny polskiego „Newswe- eka”,jest atakowany dość często. Niedawno prezydent Andrzej Duda oskarżył należący do wydawnictwa RingierAxel Springer Polska dziennik „Fakt” za ingerencję w wybory prezydenckie.
Kto wam wybaczył zbrodnie, szwabski łgarzu? Miejscowi folksdojcze typu Lis, których wzięliście na swój garnuszek? Twierdzisz, niemiecki oszuście, że wzięliście odpowiedzialność za wasze zbrodnie. Ale jak? Bijąc się po aktorsku w piersi i jednocześnie ściskając portfel tak mocno, aby polskim ofiarom zbrodni i polskiemu państwu nie wypłacić reparacji wojennych i zadośćuczynienia? Do kogo ta gadka, obłudny szkopie? Twierdzisz, że obecny polski rząd nęka wasze media? A czy to nie przypadkiem wasz koncern – Axel Springer nęka w stu procentach polski tygodnik, jakim jest „Warszawska Gazeta”? Panoszycie się w Polsce jak wasi zbrodniczy przodkowie i próbujecie niszczyć nieprzekupne polskie medium, które nie waha się pisać i mówić prawdy o waszych prawdziwych zamiarach i bezczelnym ingerowaniu w procesy demokratyczne naszego kraju. Niemiecki diabeł jak zwykle przebrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni.
Przykro mówić, ale Niemcom wyrósł obok Tomasza Lisa nowy „kolega i przyjaciel”. Oto, co na niemieckim Onecie pisze Łukasz Warzecha, do niedawna uważany przez naiwnych za prawicowca, wolnościowca i zwolennika suwerenności Polski. Ten nowy aplikant do roli folksdojcza w tekście Niebezpieczny plan PiS – pozbyć się niewygodnych dla władzy mediów- stwierdza:
– Zwolennicy repolonizacji mediów, zwanej od jakiegoś czasu dla niepoznaki dekoncentracją, nigdy nie przedstawili systematycznego dowodu na to, że ich twierdzenie o mediach realizujących w Polsce obce wpływy ma jakiekolwiek podstawy. Mimo to chcą wywrócić do góry nogami delikatny ład medialny. (…) Czytałem setki razy powielaną przez zwolenników PiS frazę, że „niemieckie media” uderzają w Polskę. Kiedy jednak zapytać, na czym to „uderzanie w Polskę” polega i jak je odróżnić od uprawnionej krytyki władzy, okazuje się, że dla rządzących i dużej części ich wyborców oznacza to po prostu każde krytykowanie władzy. Skoro to najlepsza władza w historii, to przecież tylko media wrogie polskiemu interesowi mogłyby ją krytykować, prawda?
Czy naprawdę ktoś uwierzy, że Warzecha jest tak głupi i naiwny? Skoro nie jest głupi i naiwny, to może wyłuszczy Polakom, dlaczego niemieckie media z takim zapamiętaniem atakują obecny polski rząd, a nie czyniły tego, kiedy rządziła koalicja PO-PSL? Dlaczego wówczas z Berlina sypały się ordery, a dziś świszczą medialne, propagandowe, antyrządowe pociski? Niestety Warzecha to nie pierwszy przypadek „prawicowego” publicysty, który po utracie wiarygodności wśród patriotycznych i konserwatywnych odbiorców mizdrzy i przytula się do medialnych okupantów przekonując, że tak naprawdę zagraniczny monopol medialny sprawujący propagandowy nadzór nad tubylcami znad Wisły jest lepszy niż sytuacja, w której w naszym kraju dominowałyby polskie media. I tak w jednym momencie z wolnościowca Warzechy pozostał tylko smród i nazwisko.
Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny