Robert Sikorski, Gazeta Częstochowska, nr 35/36, 3-16.09.2020 r.
W 1920 roku Polska nie walczyła sama. Oczywiście nie mogła liczyć na pomoc Anglików. Ci nie byli zainteresowani istnieniem niepodległego państwa polskiego. Od Francuzów Polacy kupowali broń, Francuzi wchodzili w skład Misji Międzysojuszniczej dla Polski.
Jeden z jej członków, gen. dywizji Maxime Weygand doradzał polskiemu szefowi sztabu generalnego gen. porucznikowi Tadeuszowi Rozwadowskiemu. Co prawda obaj panowie generałowie niezbyt się lubili, siedzieli nawet w odrębnych pokojach budynku sztabu generalnego w Warszawie a porozumiewali się przy pomocy kartek i dyżurnego oficera. Udział gen. dywizji Maxime Weyganda mimo wszystko należy uznać za pozytywny, zadowolił się rolą doradcy przy polskim sztabie generalnym Wojska Polskiego. W składzie Francuskiej Misji Wojskowej znajdował się kapitan Charles de Gaulle, człowiek, którego ostatnich 30 lat życia zespoliło się w sposób nierozerwalnie symboliczny z losem Francji. Od kwietnia 1919 roku do stycznia 1921 roku kapitan Charles de Gaulle przebywał w Kutnie jako instruktor Francuskiej Misji Wojskowej w Polsce. Wykładał teorię taktyki w Wojennej Szkole Sztabu Generalnego w Rembertowie. Od lipca do sierpnia 1920 roku był w składzie armii polskiej. Awansowany został do stopnia majora Wojska Polskiego. Mimo propozycji nie chciał pozostać w polskiej armii.
W Wojsku Polskim walczyli Amerykanie. W skład 7 Eskadry Lotniczej stacjonującej we Lwowie weszło ośmiu pilotów amerykańskich. W latach 1919-1922 dowódcami tej eskadry byli major Cedric Fauntleroy, kapitan Merian C. Cooper i kapitan George Crawford. Lotników tej eskadry odczuła na swojej skórze 1 Konna Armia Siemiona Michajłowicza Budiennego. Jej oddziały były ostrzeliwane z samolotów karabinami maszynowymi i obrzucane granatami. Najciekawszą osobą z tej grupy był Merian C. Cooper. Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej był producentem i reżyserem filmowym, zdobywcą Oscara-nagrody Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. W czasie II wojny światowej był szefem sztabu Amerykańskich Sił Powietrznych w Chinach oraz zastępcą szefa sztabu lotnictwa amerykańskiego na Pacyfiku, generał brygady armii amerykańskiej. Na froncie południowym przeciwko sowietom walczyła Armia Czynna Ukraińskiej Armii Ludowej w sile sześciu Dywizji Strzelców i Dywizji Kawalerii, było to 15 500 ludzi. Na szczególne wyróżnienie zasługiwały: 3 Żelazna Dywizja Strzelców gen. Ołeksandra Udowyczenko i 6 Siczowa Dywizja Strzelców pod dowództwem podpułkownika, później pułkownika Marko Bezruczko. Szczególnie 6 Siczowa Dywizja Strzelców dobrze się przysłużyła, broniła Twierdzy Zamość przed oddziałami sowieckiej 1 Konnej Armii w dniach 29-31 sierpnia 1920 roku.
10 sierpnia 1920 roku przebywała delegacja parlamentu węgierskiego z oddanym Polsce baronem Juliuszem Syntinisem. Delegacja złożyła wizytę wiceprezydentowi Ministrów Ignacemu Daszyńskiemu. Węgrzy przybyli po, to by ponowić swoją ofertę pomocy złożoną jeszcze podczas konferencji w Spa w lipcu 1920 roku. Polskie wojsko miało wspomóc kilkadziesiąt tysięcy jazdy węgierskiej. Nie otrzymawszy pozwolenia od aliantów, Węgrzy postanowili przekazać 38 000 000 nabojów karabinowych do rozporządzenia przez armię polską.
Nasuwa się pytanie dlaczego Węgrzy postanowili dać swoje żelazne zapasy amunicji polskiej armii walczącej z bolszewikami. Odpowiedzi należy szukać rok wcześniej. Węgrzy mieli doświadczenia ze swoimi rodzimymi bolszewikami. W okresie od marca do lipca 1919 roku istniała Węgierska Republika Rad. Na jej czele stał Sandor Garbai. Główną rolę w tym rządzie odgrywali komisarze: Bela Kun i Tibor Szamuely. Szczególnie ten drugi organizował w komunistycznym kraju parodie sądów. Podczas pijackich orgii i obżarstwa komisarz Tibor Szamuely sądził wrogów władzy ludowej. Wyrok był tylko jeden – śmierć. Równocześnie Tibor Szamuely był przełożonym Chłopców Lenina – Lenin Fiuk. Na czele 200-osobowej grupy oprawców stał Jozsef Cserny, z zawodu kat. To Lenin Fiuk odpowiedzialni byli za komunistyczny terror na Węgrzech. Po klęsce Węgierskiej Republiki Rad, krwawy komisarz w dniu 2 sierpnia 1919 roku próbował uciekać przez granicę do Austrii. Pogranicznicy austriaccy nie wpuścili go jednak do swojego państwa. W pobliżu przejścia granicznego Tibor Szamuely popełnił samobójstwo, znaleziono go w kałuży własnej uryny. Nawet pobratymcy nie chcieli go pochować na uświęconym miejscu. Toteż Węgry mając w pamięci 133 dni władzy radzieckiej, woleli pomóc Polakom, pomimo że byli otoczeni przez wrogie armie czechosłowacką i rumuńską. Transport zgodzili się przepuścić przez swoje terytorium Rumuni, ci zaś wiedzieli, że po likwidacji Polski przez Sowietów przyjdzie kolej i na ich kraj. Dwaj wrogowie -Węgrzy i Rumuni, pomogli Polakom, wszyscy zagrożeni przez swojego arcywroga – Rosję Sowiecką.
Broń stanęła na bocznicy w Skierniewicach 12 sierpnia 1920 roku, kiedy Polakom zaczęło już brakować amunicji. Polski zapas miał skończyć się z dniem 14 sierpnia 1920 roku. To węgierska amunicja przegoniła od Warszawy sowiecką armię. Można powiedzieć, że dotąd Polak, Węgier to dwa bratanki. Od 1920 roku do Polaków i Węgrów odnosi się inne powiedzenie: „Jeśli jesteś jak brat, to stań obok nas, jak brat, albo nie jesteś bratem”. Ten braterski układ jeszcze kilkakrotnie w XX wieku się sprawdził.
Jak przebiegały rządy sowietów? Płock i okolice odwiedzili 28 sierpnia 1920 roku prezydent Ministrów Wincenty Witos i minister spraw wewnętrznych Leopold Skulski. Wysłuchali oni jak podbitymi polskimi terytoriami zarządzali sowiety. Bolszewicy gospodarowali w Płockiem 10 dni. Żądali niewiele: złota, pieniędzy, wódki i kobiet. Wszędzie dopuszczali się okrucieństw: gwałcili kobiety, dziewczęta, często nieletnie dzieci, ofiary zamęczali wśród wyrafinowanych tortur. Ohydnie postępowali z duchowieństwem. Na księżach wymuszali oddawanie dobytku przez wkładanie im rewolwerów lub sztyletów do ust. W samym Płocku rabowali ludność, nawet najuboższą, doszczętnie. Jedną sanitariuszkę porąbali, druga zmarła w szpitalu. Szesnastu rannych żołnierzy polskich Sowieci wywlekli ze szpitala i w bestialski sposób porąbali. Ludność żydowska stanowiąca w Płocku 30 proc. ogółu mieszkańców zachowywała się wobec polskich żołnierzy wrogo i otwarcie sympatyzowała z bolszewikami. Żydzi oblewali naszych żołnierzy wrzącą wodą. Złapano czterech Żydów na gorącym uczynku w czasie porozumiewania się z bolszewikami za pomocą podziemnego telefonu.
Jak wojsko sowieckie postępowało z polskimi żołnierzami? Do warszawskiej kliniki chirurgicznej przewieziono porucznika lekarza Bolesława Mioduszewskiego z 201 ochotniczego pułku piechoty. Porucznik Mioduszewski złożył następujące zeznanie o okrucieństwie bolszewików. Był ciężko ranny w bitwie pod Paprociami, koło Ostrowa. Dnia 4 sierpnia 1920 roku pozostał na pobojowisku nie mogąc poruszać się o własnych siłach, był napadnięty przez bolszewików, którzy opanowali plac boju. Bolszewicy zabrali porucznikowi Mioduszewskiemu portfel, pieniądze, pas z rewolwerem, obdarli go z butów i munduru. Jeden ze zbirów poznawszy w poruczniku Mioduszewskim oficera, dźgnął go bagnetem w brzuch, przebijając ciężko rannego na wylot i podważając bagnet do góry w celu powiększenia rany. Na prośbę porucznika Mioduszewskiego, aby go dobili, bolszewicy odpowiedzieli, że lepiej będzie, gdy się pomęczy i sam skona. Porucznik Mioduszewski był w nocy przeniesiony przez ludność cywilną, następnie przewieziony do szpitala w Brześciu i odbity przez Wojsko Polskie.
Dlaczego zwrócono uwagę na losy wojenne tego pojedynczego oficera. Bolesław Mioduszewski, rocznik 1887 urodził się w Częstochowie, w 1904 roku ukończył Gimnazjum Męskie w Częstochowie, maturę zdał w Jałcie na Krymie. Studiował medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1 Pułku Legionów Polskich był od początku I wojny światowej, od 6 sierpnia 1914 roku jako lekarz. Podczas wojny uzyskał dyplom lekarski. W 1916 roku uzyskał awans na podporucznika. Po kryzysie legionowym w 1917 roku był internowany w Beniaminowie. W 1918 roku po zwolnieniu z obozu pracował jako lekarz-inspektor w Warszawie. Co ciekawe porucznik Bolesław Mioduszewski przeżył wojnę polsko-bolszewicką, 24 września 1920 roku został awansowany na kapitana. W 1924 roku został awansowany na majora. Pracował w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie i tam zmarł w 1930 roku. Pochowany został w Radomiu. Za swoją postawę lekarską, za czyn wybitnego męstwa połączonego z narażeniem życia został odznaczony Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari nr 7103, trzykrotnie Krzyżem Walecznych i pośmiertnie Krzyżem Niepodległości.
Praca wojenna w miesiącu wrześniu 1920 roku nie była jednak zakończona. Odpoczęła już, okrzepła i wzmocniła się 1 Konna Armia Siemiona Michajłowicza Budiennego. Chciała zdobyć Zamość i Lublin, a następnie ruszyć na północ, by wspomóc Front Zachodni Michaiła Nikołajewicza Tuchaczewskiego. Tej sławnej armii pod Wolicą Sniatycką i Komarowem 31 sierpnia 1920 roku stanęła 1 Dywizja Jazdy pod dowództwem pułkownika Juliusza Rómmla, VII Dywizja Jazdy pod dowództwem podpułkownika Henryka Brzezowskiego i 13 Dywizja Piechoty pod dowództwem, gen. podporucznika Stanisława Hallera. Była to największa bitwa kawaleryjska tej wojny. Naprzeciwko 6 pułków jazdy polskiej stanęło 20 pułków jazdy sowieckiej, przeciwko 1500 żołnierzom polskim stanęło 6000 żołnierzy sowieckich. Bitwa ta zakończyła się całkowitym pogromem wojsk Siemiona Michajłowicza Budiennego, konna armia przestała się liczyć jako zagrożenie dla wojsk polskich. Straty polskie po tej bitwie wyniosły 300 zabitych, straty sowieckie wyniosły 4000 żołnierzy.
Na północy Michaił Nikołajewicz Tuchaczewski, dowódca Frontu Zachodniego po bitwie na przedpolach Warszawy cofnął swoje wojska na linię rzek Niemen, Szczara i Swisłocz (278 km na wschód od Warszawy). Armie Frontu Zachodniego jednak się odrodziły. Michaił Nikołajewicz Tuchaczewski w ciągu trzech tygodni dostał z niezmierzonych ziem rosyjskich posiłki w ludziach i sprzęcie, miał pod swoim dowództwem 73 000 żołnierzy i 200 dział.
Po stronie sowieckiej stały znane z walk na przedpolach Warszawy: 3 Armia pod dowództwem Władymira Sałamanowicza Łazariewicza, 15 Armia pod dowództwem Augusta Iwanowicza Korka, 16 Armia pod dowództwem Nikołaja Władymirowicza Sołłohuba i 4 Armia pod dowództwem Aleksandra Dmitrijewicza Szuwajewa. Dowódca Frontu Zachodniego miał zająć Białystok i Brześć, a następnie uderzyć w kierunku Lublina. Strona polska musiała utrącić tę gotowość. Plan Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego zakładał atak na armie sowieckie siłami dwóch polskich armii: 2 Armii pod dowództwem gen. porucznika Edwarda Rydza-Śmigłego i 4 Armii pod dowództwem gen. porucznika Leonarda Skierskiego. Siły polskie liczyły 67 000 żołnierzy i 432 działa. Operacja Niemeńska rozegrała się w dniach 20-28 września 1920 roku. W wyniku tej operacji straty sowieckie wyniosły 40 000 żołnierzy, straty polskie to 7 000 żołnierzy. Pogrom sowietów był kompletny. W ciągu miesiąca września 1920 roku front przesunął się na wschód, zajęto Lidę, Baranowicze, Pińsk, Sowieci zwinęli oblężenie Zamościa, Lwowa i Stryja.
Czym zajmowały się władze Częstochowy we wrześniu 1920 roku? Podwyższono podatki od przedsiębiorstw, podatek od jednoizbowego mieszkania ustalono na 20 marek polskich, dwuizbowego mieszkania 30 marek polskich, trzyizbowego mieszkania 150 marek polskich, czteroizbowego mieszkania 360 marek polskich, pięcioizbowego mieszkania 600 marek polskich, sześcioizbowego mieszkania 900 marek polskich, siedmioizbowego mieszkania 1050 marek polskich. Wzrosły pensje urzędników Magistratu. Prezydent miasta Częstochowy miał otrzymywać 9000 marek polskich, wiceprezydent 7000 marek polskich, ławnicy 6000 marek polskich. W ciągu tego miesiąca omawiano też sprawę jednorazowej daniny na rzecz Wojska Polskiego w wysokości 10 000 000 marek polskich, podniesiono stawki za dzienne utrzymanie pensjonariuszy w domu starców na 15 marek polskich, w przytułku dla położnic dr Stanisława Nowaka do 30 marek polskich dziennie. Określony został też stosunek Magistratu miasta Częstochowy do Rady Opiekuńczej Okręgowej. Magistrat przeznaczył 500 000 marek polskich i osobno 120 000 marek polskich na utrzymanie ochron, pod warunkiem ścisłej kontroli nad sumami, które miasto przeznaczyło na subsydiowanie instytucji dobroczynnych pozostających pod egidą Rady Opiekuńczej Okręgowej.
W dobie niedostatku i kartkowego zaopatrzenia w żywność władze miasta walczyły o dostawy zboża do Częstochowy. Do wypieku chleba centralne władze aprowizacyjne, na początku miesiąca września 1920 roku, wyznaczyły 80 wagonów zboża: 30 wagonów z powiatu sandomierskiego, 30 wagonów z powiatu włoszczowskiego i 20 wagonów z powiatu opatowskiego. Życie przyniosło jednak dość bolesną korektę, z obiecanych wagonów do Częstochowy przybyło 10 wagonów zboża z powiatu sandomierskiego: wagon żyta, trzy wagony pszenicy i sześć wagonów jęczmienia. W związku z tym zamiast wypieku chleba należało oczekiwać przydziałów kaszy. Poczyniono zatem obietnicę skierowania do Częstochowy pociągu żyta, 40 wagonów, który miał przyjechać z Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. W sprawie kartofli zawarto umowę z Urzędem ziemniaczanym na dostawę 100 wagonów kartofli miesięcznie.
Na Jasnej Górze bije serce całego polskiego narodu. To tu Matka Boża pocieszała gnębionych, wlewała otuchy w serca strapionych, zagrzewała do boju mężnych. Nie inaczej było i wtedy. 8 września 1920 roku o godz. 16.00, w dniu Święta Narodzenia Najświętszej Marii Panny odbyła się niezwykła uroczystość. Na wały jasnogórskie ruszyła procesja z Najświętszym Sakramentem celebrowana przez biskupa diecezji Acathus, biskupa pomocniczego diecezji włocławsko-kaliskiej, rezydującego w Częstochowie, Władysława Krynickiego. Przed zewnętrznym ołtarzem odbyły się modły dziękczynne za cudowne ocalenie Warszawy i całego kraju. Podniosłą przemowę do zgromadzonego u stóp Jasnej Góry ludu z całej Polski, wojska z miejscowego garnizonu i mieszkańców Częstochowy wygłosił Prowincjał O.O. Reformatów ks. Zygmunt Janicki z Krakowa, który w swoich słowach uwydatnił potęgę wiary w sercach bohaterów broniących stolicy. Wreszcie kaznodzieja odczytał dziękczynne suplikacje do Królowej Korony Polskiej, która dokonała cudu obrony wiernego narodu przed nieuchronną zagładą. Na zakończenie odśpiewano: „Pod Twoją Obronę”.
17 września 1920 roku, jadąc pociągiem z Krakowa do Warszawy, w Częstochowie, na kilka godzin, zatrzymał się gen. broni Józef Haller. O godzinie 4.00. wysiadł z pociągu i pieszo udał się na Jasną Górę, gdzie w Kaplicy Matki Boskiej wysłuchał nabożeństwa.
O godzinie 9.00 wrócił na dworzec kolejowy, gdzie powitał go prezydent miasta Aleksander Bantkie-Stężyński oraz delegacja wojskowa z dowódcą garnizonu częstochowskiego. Wkrótce przybyli na dworzec liczni mieszkańcy Częstochowy, których doszła wieść o pobycie generała na Jasnej Górze, by choć z daleka go ujrzeć. W rozmowie gen. broni Józef Haller: „Wyraził mniemanie, że zwycięstwo pod Warszawą odniesione zostało wielkim porywem ducha naszej bohaterskiej młodzieży”. Mówca ocenił rolę i znaczenie Armii Ochotniczej. „Sto tysięcy ochotników zasiliło upadających na siłach bohaterów i przeważyło szalę zwycięstwa”. Omawiając nastroje społeczeństwa, generał Józef Haller „podkreślił konieczność utrzymania nadal zwartego frontu wewnętrznego”. O godzinie 11.00. gen. Józef Haller udał się w dalszą podróż do Warszawy.
23 września 1920 roku odprawione zostało na Jasnej Górze nabożeństwo za spokój duszy bohaterskiego księdza Ignacego Skorupki, poległego w bitwie pod Ossowem 14 sierpnia 1920 roku, prowadzącego młodzież do boju z sowiecką armią i w intencji młodzieży szkolnej poległej w obronie ojczyzny. Podniosłą mowę wygłosił ks. Sylwan Demczyk, prefekt gimnazjum S.S. Nazaretanek, oddając cześć zasłudze bohaterskiego kapłana i bohaterskiej młodzieży, która: „W zaraniu życia niosła swą krew Ojczyźnie w ofierze”. Na nabożeństwie obecni byli m.in. uczniowie wszystkich szkół częstochowskich oraz oddział żołnierzy pułku artylerii ciężkiej. Niestety obok uczniów i delegacji wojska składających hołd bohaterskiemu księdzu i bohaterskiej poległej młodzieży uczestniczyło niewielu. Tłumaczono to tak: „Zaznaczyć należy, że z powodu dnia powszechnego (23 września 1920 roku był to czwartek-RS) tysiące mieszkańców naszego miasta, zajętych pracą codzienną nie mogły się stawić, by obecność swoją na nabożeństwie oddać hołd należny poległym i wziąć udział w modłach za spokój ich dusz. Nasuwa się myśl, by na przyszłość tego rodzaju uroczystości odkładane były na dni świąteczne. To pozwoli całej polskiej i katolickiej Częstochowie wziąć udział w modłach i manifestacji żałobnej”.
Czy zostało coś dobrego po Sowietach? Tak, uciekający z plebani w Wyszkowie (61 km na północ od Warszawy), panowie komisarze: Julian Marchlewski, Feliks Dzierżyński i Feliks Kon porzucili worek cukru w kostkach. Panowie komisarze lubili słodki czaj. Ksiądz Wiktor Mieczkowski, proboszcz parafii, rozdawał ten cukier parafianom. Przynajmniej wyszkowscy parafianie mieli słodsze życie w tych gorzkich czasach.
Pobyt bolszewików w 1920 roku w Polsce to także rewolucja obyczajowa. Otóż w Bobrownikach, w powiecie lip- nowskim na komisarza naznaczyli Sowieci miejscowego podsołtysa (pomimo tego, że wyróżniony bronił się przed nadanym mu przez sowietów zaszczytem). Do jego atrybucji należało udzielanie ślubów. Te nowe obowiązki podsołtysa wywołały w całej wsi śmiech i rozweselenie. Wyróżniony jednak żadnego ślubu nie dał bo nikt się do niego nie zgłosił a bolszewicy uciekli.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych