Aldona Zaorska, Warszawska Gazeta, nr 48, 27.11-3.12.2020 r.
Powrót do stref okupacyjnych, wprowadzenie obcych wojsk na terytorium Niemiec, to jedyna gwarancja utrzymania porządku w Europie. Inaczej Niemcy znowu zaczną eksterminować całe narody. W końcu ich polityk już domagała się zagłodzenia Polski i Węgier. Jeśli Niemiec się nie powstrzyma, jej postulat stanie się faktem. To naprawdę ostatni moment.
„Niemcy powinno się bombardować co 50 lat, profilaktycznie, bez podania przyczyny” powiedział w 1919 r. Winston Churchill, poza królową Elżbietą najsłynniejszy Brytyjczyk XX wieku. Churchill podsumował tak perfidię naszych zachodnich sąsiadów po ich dokonaniach w Afryce i po I wojnie światowej, ale chyba nikt, łącznie z nim samym, nie przypuszczał, jak trafna jest to ocena i jak wielka jest potrzeba wprowadzenia opinii „Lwa Albionu” w życie. Niezależnie od tego, co dziś głoszą, Niemcy wyssali ludobójstwo i nazizm z mlekiem matki. Dla realizacji wytyczonego 1000 lat temu celu dominacji w Europie nie cofną się przed niczym. W zależności od epoki zmieniają jedynie rodzaj stosowanej broni. W czasie II wojny światowej były nią komory gazowe, masowe egzekucje, szubienice ustawiane w całej okupowanej Polsce, obozy koncentracyjne, polityka depopulacji wyrażająca się propagowaniem aborcji na życzenie (a niekiedy przymuszaniem do aborcji) i niepoliczone do dziś zbrodnie. Po wojnie niemiecką bronią stało się perfidne kłamstwo, uprawiane latami przez ich pseudonaukowców, pseudohistoryków, pseudo- dziennikarzy czy polityków.
Ofiary siebie samych
Zaczęli od razu po II wojnie światowej, kiedy pod egidą USA powstała Agencja 114, działająca w ramach Organizacji Gehlena (OG), utworzonej w czerwcu 1946 r. niemieckiej agencji wywiadowczej dowodzonej przez nazistę byłego szefa Abteilung Fremde Heere Ost (FHO) Reinharda Gehlena, przejętej 1 kwietnia 1956 r. przez RFN jako Bundesnachrichtendienst (BND). OG została zbudowana przez władze USA w amerykańskiej strefie okupacyjnej z niemieckiego personelu, by wykorzystać jego ekspertyzę wywiadowczą nt. ZSRR, ale była przede wszystkim swego rodzaju schronieniem dla byłych nazistów. W latach 60. Agencja była kierowana przez Alfreda Benzingera, byłego sierżanta nazistowskiej tajnej policji wojskowej Geheime Feldpolizei. To właśnie jemu przypisywane jest stworzenie i upowszechnienie pojęcia „polskich obozów koncentracyjnych” chociaż niemieckie media z upodobaniem używające tego zwrotu, twierdzą z uporem, że to nieprawda i nic takiego nie miało miejsca (przytakuje im część historyków z Polski). Niemcy do czasów rewolucji seksualnej jeszcze posypywali głowę popiołem, ale w pewnym momencie uznali, że już dosyć W ten sposób nie tylko narodzili się „naziści” jako sprawcy II wojny światowej, odpowiedzialni za jej zbrodnie, ale Niemcy zostali pierwszymi ofiarami nazistów.
W chwili obecnej już nie ma mowy o odpowiedzialności Niemców za II wojnę światową i jej zbrodnie. W efekcie kuriozalna sytuacja, w której Angela Merkel oświadcza, że 8 maja 1945 r. Niemcy zostali „wyzwoleni” spod okupacji nazistów, jest przyjmowana za coś oczywistego. Dwudziestego listopada 2020 na Twitterze osobliwy wpis zamieścił minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas, a powielił go ambasador Niemiec w Polsce, nazi-syn Arndt Freytag von Loringhoven. Wpis ten głosi:
Dokładnie 75 lat temu rozpoczął się proces norymberski. Przed sądem stanęli mężczyźni odpowiedzialni za najohydniejsze zbrodnie w historii. A mimo to sędziowie umożliwili im sprawiedliwy proces. Był to triumf cywilizacji nad barbarzyństwem. Obu Niemcom umknęło, że przed Trybunałem w Norymberdze stanęli ich współobywatele, czyli Niemcy. Nie mityczni „naziści”, tylko Niemcy i jeśli w ogóle można to oceniać jako tryumf cywilizacji nad barbarzyństwem, to był to tryumf cywilizacji zachodniej nad niemieckim barbarzyństwem. Procesów niemieckich zbrodniarzy było zresztą więcej, z tym że ich farsa polegała na tym, że trzeba było im udowodnić konkretne zbrodnie, np. wskazać z imienia i nazwiska, którego więźnia obozu koncentracyjnego dany Niemiec zabił. Ponieważ to się nie zawsze udawało, tysiące niemieckich zbrodniarzy uniknęło kary lub poniosło niewielką odpowiedzialność. Tak jak w Polsce nie ma rodziny, która nie straciłaby krewnego w II wojnie światowej, tak w Niemczech nie ma rodziny, której krewny nie byłby unurzany w zbrodnie II wojny.
Nowa historia, nowe Niemcy
Rzecz w tym, że Niemcy nie chcą o tym słyszeć. W efekcie każdy land prezentuje własną historię II wojny, a niemiecka młodzież uważa dziś, że ich rodacy padli ofiarą nazistów, zaś za holokaust odpowiadają Polacy. Podobnie cyniczne podejście do historii mają niemieckie media. W1996 roku dziennik „Suddeutsche Zeitung” pisał: „Historia to jest to, w co ludzie wierzą, a wierzą w to, co im przekazują media: z prawdą historyczną ma to mało wspólnego”. Jednocześnie niemieckim mediom nie przeszkadza to w lansowaniu wersji o polskich obozach czy wyzwalaniu Niemców przez Armię Czerwoną spod nazistowskiej okupacji (pewnym problemem jest tylko fakt, że ta wyzwalająca armia gwałciła kogo popadło i rabowała, co się dało, ale to wytłumaczono jej prymitywizmem). Niemcy nie raczą dziś pamiętać, że to oni sami wybrali Hitlera a jedyne landy, gdzie przegrywał w wyborach, to były landy zamieszkałe przez katolików. Odpowiedzialność za miliony ofiar II wojny światowej ponoszą więc Niemcy. Tymczasem już całkiem oficjalnie Niemcy, którzy zginęli w czasie wojny, zostali… uznani za jej ofiary. Skandal? Nie. Dla Niemców to oczywiste, przy czym w tej liczbie mieszczą się zarówno np. niepełnosprawni Niemcy zamordowani w akcji T4, Niemcy, którzy zginęli w wyniku nalotów bombowych, jak i niemieccy żołnierze. W efekcie tej manipulacji dziś Niemcy twierdzą, że liczba ich „ofiar” jest większa niż liczba Polaków, którzy zginęli w tej wojnie.
Gotowa Mitteleuropa
To nie koniec, bowiem Niemcy od lat systematycznie budują na nowo Mitteleuropę, wykorzystując do tego Unię Europejską. Po dwóch wojnach Niemcy zorientowali się, że militarnie nie dadzą rady podbić Europy ani dokonać ekspansji wschodu, co od wieków pozostaje ich celem. Zmieniły więc metodę.
To dlatego w latach dziewięćdziesiątych niemiecki kapitał zaczął inwestować w Europie Środkowej. Kosztowało to grosze, a zyski były przeolbrzymie. Jednocześnie poprzez sieć rozmaitych fundacji czy grantów, Niemcy konsekwentnie budowali swoją agenturę wpływu, także w Polsce. W niemieckim poparciu przyjęcia Polski do Unii Europejskiej nie chodziło wcale o działanie sprzyjające Polsce, tylko o dalsze wpływy niemieckiej gospodarki w nowo przyjętych krajach i uczynienie z nich gospodarczych kolonii niemieckich. Ta polityka cały czas szła dwutorowo – budowanie wpływów gospodarczych i agentury wpływu, przekonującej o dobrodziejstwie takich a nie innych relacji polsko- -niemieckich. Rosła potęga gospodarcza Niemiec, a wraz z nią rósł wpływ Niemiec na Unię Europejską. Ostatnie trzydziestolecie pozwoliło Niemcom na faktyczną realizację koncepcji Mitteleuropy, która już stała się faktem w sferze gospodarczej i politycznej.
Warto w tym miejscu przypomnieć że w 2015 r. podczas tzw. Die Europa Rede organizowanego przez Fundację im. Konrada Adenauera (KAS) ówczesny przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk zaapelował do Niemiec o przyjęcie przywództwa na rzecz ponownego zbliżenia w świecie zachodnim, który musi bronić swoich wartości przed krytyką z zewnątrz. Tusk miał na myśli Rosję (po płaszczeniu się przed Putinem nie został nawet ślad), ale głosił, że Niemcy są gwarantem (sic!) „prymatu zachodnich wartości” i „jedności europejskiej ponad narodowymi i biznesowymi interesami” (sic!). Tusk powtórzył więc to, czego już w 2011 r. jawnie domagał się Radek Sikorski – niemieckiego przywództwa w Europie. W 2019 r. w wywiadzie dla „Deutsche Welle” wyrzucał Niemcom „nieruchawość” i podawał w wątpliwość, czy taka postawa jest najlepszym pomysłem na przywództwo w Europie, przyznając pośrednio, że ono istnieje.
Wojna ideologiczna
Co gorsza, niemieckie przywództwo ma charakter nie tylko gospodarczy czy polityczny, ale także społeczny. Niemcy próbują obecnie swoje zdobycze rewolucji seksualnej 1968 r. wprowadzić na siłę w całej Europie, zwłaszcza w Polsce i na Węgrzech, które do tej pory opierają się chorej ideologii LGBT.
Trzeba pamiętać, że standardy edukacji seksualnej w Europie zostały opracowane przez Biuro Regionalne Światowej Organizacji Zdrowia dla Europy i niemieckie Federalne Biuro ds. Edukacji Zdrowotnej z siedzibą w Kolonii (BzgA). Z kolei Federalna Centrala Kształcenia Politycznego (BPB) formułuje wytyczne na temat podejścia do praktycznie każdego aspektu życia „nowoczesnego Europejczyka”. W oparciu o nie działają niemieckie instytucje landowe, ale też fundacje i think tanki na terenie całej Europy, w tym oczywiście i Polski.
Na problem ideologicznego ataku na Polskę zwrócił ostatnio uwagę kardynał Gerhard Muller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary (tej samej, na czele której stał papież Benedykt XVI) w wywiadzie dla kath.net oskarżał Niemcy o stosowanie podwójnych standardów.
– Polska od dawna znajduje się na celowniku finansowych i politycznych potęg prowadzących dechrystianizacyjną kampanię w Europie i Ameryce – powiedział hierarcha. Przypomniał, że Niemcy w Unii Europejskiej nie są krytykowane za koronaprotesty przeciwko nowym restrykcjom, natomiast Polska jest atakowana za antyrządowe protesty po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji.
– W Polsce nie wyblakła jeszcze pamięć o sześciu milionach obywateli zamordowanych przez Niemców i o traktowaniu wszystkich Polaków jak podludzi. Czy my, Niemcy, kiedykolwiek nauczymy się traktować naszych sąsiadów z szacunkiem, bez wiecznego besserwisserstwa? – retorycznie zapytał kardynał Gerhard Muller.
Duchowny uważa też, że „upór niemieckich polityków i pracowników mediów ze skonstruowanym przez nich obrazem „Polski na niedemokratycznej ścieżce” rani każdego, kto zna ten kraj i jego mieszkańców, a przede wszystkim tych, którzy nie spali na lekcjach historii”
– O cierpieniach i zmaganiach Polaków o wolność i demokrację z całkowicie niedemokratycznymi Niemcami, od Fryderyka li poprzez Bismarcka do Hitlera oraz o ich pionierskiej roli w upadku żelaznej kurtyny w Europie przed rokiem 1989 nikt nie chce nic wiedzieć, ale chcą ich za to uszczęśliwiać zachodnimi wartościami (aborcją jako prawem kobiet, eutanazją osób chorych i starszych, wczesną seksualizacją i zrównywaniem jakiegokolwiek związku seksualnego z małżeństwem) – przypomniał.
Jedyny sposób
I chyba właśnie w tym leży istota problemu. Bez zniszczenia Polski i Węgier nie będzie mowy o niemieckiej dominacji w Europie. Dopóki w Polsce rządziła Platforma Obywatelska, ustami swoich polityków apelująca o przywództwo Niemiec w Europie, wszystko szło po myśli Angeli Merkel i jej mocodawców. Ale po wyborach w 2015 r. Niemcy zrozumieli, że ich plany są poważnie zagrożone i rozpoczął się wściekły atak na dwa kraje, które wyrwały się z lewackiej ideologii. Kiedy zawiodły wszystkie inne sposoby, zastosowano pałkę praworządności.
Tymczasem tu chodzi nie tylko o niezdefiniowaną nigdzie „lewacką praworządność”, ale po pierwsze o spełnienie postulatu Angeli Merkel, która w 2017 r. oznajmiła, że państwa Unii Europejskiej muszą być gotowe na wyrzeczenie się „części swojej suwerenności”. Zniszczenie zaś gospodarek narodowych poprzez odebranie środków z funduszy unijnych, będzie prostą drogą do zależności ekonomicznej. Jeśli dalej jednoczenie Europy będzie opierać się o lewackie antywartości, propagowane w pierwszym rzędzie przez Niemcy, to właśnie Niemcy obejmą w posiadanie całą Europę.
Warto zwrócić uwagę, że problem powiązania funduszy unijnych (wbrew ustaleniom traktatowym) z praworządnością przybrał na sile w lipcu 2020 r., kiedy Niemcy objęli prezydencję w Unii Europejskiej i to właśnie ten kraj był głównym orędownikiem tego pomysłu.
Nie przypadkiem przygotowując się do tego wydarzenia, Niemcy dokonali w Polsce zmiany na stanowisku ambasadora, przysyłając do Warszawy szpiega i nazi-syna Arndta Freytaga von Loringhovena, który nie przypadkiem swą misję zaczął od pouczania Polski w kwestii „praw LGBT”. Nie przypadkiem też w Polsce lato upłynęło pod znakiem zadym organizowanych przez środowiska LGBTQitd, a jesień – „wściekłych macic”.
Takie dwutorowe działanie pozwoli Niemcom na dokończenie budowy przewagi gospodarczej i zbudowanie dominacji ideologicznej przede wszystkim poprzez zniszczenie katolickich państw, takich jak Polska czy Węgry. Finalnie proces ten ma skończyć się dominacją Niemiec na Starym Kontynencie. Oznacza to oczywiście także kres Unii Europejskiej, zarówno takiej, jaką miała być w założeniu, jak eurokołchozu, z którym mamy do czynienia obecnie.
Jedyny ratunek
Dlatego podstawą bezpieczeństwa Europy jest dziś wyeliminowanie z niej Niemiec jako suwerennego państwa. Niemcy, którym odda się choćby cień możliwości podejmowania suwerennych decyzji zawsze dążyć będą do zniszczenia Europy, ekspansji na wschód i własnej dominacji. Dziś nie można zastosować w praktyce rady Churchilla. Pozostaje więc powrót do międzynarodowej kurateli nad Niemcami. Pierwszym krokiem powinno być zmuszenie Niemiec do wypłacenie reparacji wojennych Polsce oraz innym krajom, które jeszcze od Niemiec nie dostały stuprocentowych odszkodowań za II wojnę światową (np. Grecji). Aby tego dopilnować, Niemcy powinny całkowicie zrzec się swojej suwerenności na rzecz Europy. Powrót do stref okupacyjnych, wprowadzenie obcych wojsk na terytorium Niemiec to jedyna gwarancja utrzymania porządku w Europie. Inaczej Niemcy znowu zaczną eks- terminować całe narody. W końcu ich polityk już domagała się zagłodzenia Polski i Węgier. Jeśli Niemiec się nie powstrzyma, jej postulat stanie się faktem. To naprawdę ostatni moment.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych