Słowa śp. Kornela Morawieckiego, Obywatelska, nr 234, 18-31.12.2020 r.
Sens – dziecina
Kolędy, pastorałki, szopka. Ejże dyna, dyna, dyna narodził się Bóg – Dziecina”. W Credo wyznajemy, wierzę w: „Syna Jego jednorodzonego, który się począł z Ducha Świętego, narodziła się z Maryi Panny…”.
Jak współczesny człowiek ma sobie poradzić z taką prawdą? I nie chodzi tu o mityczność tego przesłania, o zamknięcie Boskiego wydarzenia w kategoriach ludzkiego czasu i przestrzeni. My już postrzegamy większe tajemnice, ale już wiemy więcej. Czy narodziny to tylko natura, tylko cud? Czy tym, kim jesteś, stajesz się z czysto biologicznej przyczyny? Każdego i wszystkich nas określają nie sami rodzice, określa nas kultura. Język i religia, zwyczaje i instytucje, historia, całe materialno-duchowe otoczenie.
Temu procesowi oczywiście poddany był sam Pan Jezus. Jego Boska wielkość, to nie uzdrowienia, które czynił, nawet nie Zmartwychwstanie. Miłością, którą głosił i praktykował położył podwaliny naszej wielkiej cywilizacji i nas zrodził. Mogliśmy śpiewać, ejże, dyna, dyna, dyna narodziła się Sens – Dziecina. Sens przerastający wyobrażenia osobowego Boga.
Sens – Bóg, w którym wiara wbrew śmierci, daje nam życie, daje i będzie dawała tym, którzy w Boga – Sens uwierzą. Czego każdemu, przy okazji Świąt Bożego Narodzenia Życzę.
Wrocław grudzień 2018 r.
Głową w mur
Naprzeciw nas był aparat państwa. Bezpieka, wojsko i czołgi. W odwodzie Związek Sowiecki – nie do pokonania z bronią jądrową.
I my – z motyką na słońce – karbonariusze, jak pisał Poeta. „… Przysięgam rozwijać idee naszego Ruchu, nie zdradzić go i sumiennie spełniać powierzone mi w nim zadania”.
Ale z grubsza wszyscy wiedzieliśmy, czego chcemy. Wolności, niepodległości, gospodarki rynkowej, demokracji, dobrobytu jak na Zachodzie. Teraz też narasta poczucie krzywdy i bunt. Relacje sił są o niebo korzystniejsze. Sprzeciw łatwiejszy. Ale czego mają chcieć ci młodzi, wykształceni z wielkich miast? O co mają walczyć bezrobotni i wyzyskiwani? O dobrobyt? Jak dzielić go sprawiedliwie? Jak złapać zewnętrzną i wewnętrzną równowagę?
Na tych łamach proponowaliśmy: rozdzielenie władz pieniądza, mediów i polityki; nowy płatny zawód – student, opodatkowanie kapitału; ordynację wolnościową; tramwajem za darmo. Prosiliśmy o wspólny moralny i intelektualny wysiłek nad budową ustroju, w którym bogaci będą solidarni z biednymi, a biedni solidarni z bogatymi. Dla wspólnego dobra – Polski, Europy i świata.
Bo Twoje „ja” naprawdę zależy od naszego „my”.
Królowa podziemnego druku – Wspomnienie o Barbarze Sarapuk
Artur Adamski
Od początku swej wydawniczej działalności Kornel Morawiecki uważał, że konspiracyjne drukarstwo nie powinno się opierać na kosztownych urządzeniach poligraficznych, które trudno pozyskać, a łatwo stracić.
Z dzisiejszej perspektywy widać doskonale, że koncepcja Morawieckiego zaowocowała istną lawiną niezależnych inicjatyw wydawniczych. Większość tych, którzy poszli inną drogą, przestała istnieć albo kontrolę nad nimi przejęła SB.
Ominąć ślepe ścieżki drugiego obiegu
Zaletą wszelkiego rodzaju wysokonakładowych urządzeń poligraficznych była wygoda, prędkość druku i wydajność. Bywało, że jeden offset służył do powielania dziesiątek tytułów prasy drugiego obiegu. Sprzęt ten był jednak mało mobilny, hałaśliwy, wymagał stosowania farb, których zapach mógł zwrócić uwagę sąsiadów. Z oczywistych powodów wokół drukarni, świadczącej usługi wielu konspiracyjnym strukturom, robił się ruch powodowany przez ciągłe dostawy dużych ilości papieru oraz odbiorców wydruku. Wszystko to sprawiało, że wiele takich drukarń było dla SB łatwym łupem. Wpadały jedna po drugiej, co często oznaczało ostateczny koniec wielu publikacji. Bez dostępu do tych urządzeń ich wydawcy często byli bezradni, gdyż ani nie mieli szansy korzystania z innych ani nie umieli posługiwać się innymi technikami poligrafii.
Kataklizmem dla niezależnego obiegu wydawniczego okazała się działalność brukselskiego biura Solidarności. Placówka ta od 1982 roku zajmowała się głównie pozyskiwaniem sprzętu poligraficznego i przemycaniem go do Polski. A skutkiem kontrolowania tej zagranicznej agendy przez PRL-owskie służby (sam jej dyrektor Jerzy Milewski, późniejszy szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego u prezydentów Wałęsy i Kwaśniewskiego pracował dla SB) każdy brukselski prezent miał pewną samobójczą właściwość. We wnętrzu każdego egzemplarza powielacza czy offsetu, wysyłanego przez biuro Milewskiego, zainstalowany był trudny do zauważenia nadajnik, emitujący sygnały radiowe. Kiedy więc taki brukselski podarunek trafił już do miejsca przeznaczenia – SB szybko rozpoznawała adres. Jeśli offset służył wielu wydawnictwom – obserwacja pozwalała na rozpracowanie bardzo rozległych kręgów opozycji. A wtedy ich przyszłość mogła potoczyć się w jednym z trzech kierunków – aresztowanie i uwięzienie, zatrzymanie i pozyskanie do współpracy, życie pod permanentną obserwacją i pełnienie roli nieświadomego narzędzia w rękach komunistycznych służb. Nieprzyjaznemu nastawieniu głośnych dysydentów z kręgów lewicy laickiej czy wałęsowskiej frakcji Solidarności organizacja Kornela Morawieckiego zawdzięcza to, że żaden sprzęt z biura brukselskiego do niej nie trafił. Jest to jedna z przyczyn tego, że Solidarność Walcząca okazała się najsłabiej przez SB rozpoznaną i w najwyższym stopniu wolną od wszelkiej agentury częścią całego ruchu opozycyjnego lat osiemdziesiątych.
Podziemna Akademia Nauczycieli Druku
Barbara Sarapuk była pracownikiem naukowym Akademii Ekonomicznej. Zatrudnienie w szkole uchodzącej za kuźnię kadr partyjnej nomenklatury (dziś jednak widzimy, że bolszewicki potencjał innych wrocławskich uczelni wcale nie był mniejszy) wskazywało na konieczność najwyższych standardów konspiracji. Osoba słynąca potem jako królowa podziemnego druku była perfekcjonistką nie tylko pod tym względem. Analogiczny profesjonalny maksymalizm formowała też w każdym ze swoich współpracowników. Interesował ją rozwój działalności na skalę kolosalną. Zdawała więc sobie sprawę z tego, że bezpieka ze wszech miar będzie chciała powstrzymać tak ambitny zamiar. Pragnęła kształcić całe zastępy drukarzy, ale kategorycznie wykluczała „ilość kosztem jakości”. Uważała, że każdy egzemplarz gazetki ma mieć standard najwyższy, na jaki dana technika pozwala. Tak samo każdemu krokowi konspiratora towarzyszyć musiała maksymalna, profesjonalna czujność z brakiem przyzwolenia na najmniejszy nawet błąd. Przykładem jej fachowości jest jedno z wydawanych przez nią pism – „Wiadomości Bieżące” Gazetka składała się z czterech stron druku, wypełniającego kartkę formatu A4. Pomimo drobnego druku była bardzo czytelna, a jej strony były całkowicie wypełnione tekstem. Dzięki temu w tym niewielkim periodyku mieściły się artykuły publicystyczne. W sumie ukazały się 244 numery o średnim nakładzie 2500 egzemplarzy.
Samo wydawanie gazetek nie było jednak ani najważniejszym celem ani największą zasługą Barbary Sarapuk. Uważała, że ważniejsze jest kształcenie kolejnych fachowców. Chciała aby absolwenci jej podziemnej szkoły mistrzowskiego drukowania sami stawali się nauczycielami, prowadzącymi własne kursy konspiracyjnej poligrafii.
Druk niezniszczalny
W ostatniej dekadzie PRL-u ukazywało się we Wrocławiu prawie pół. tysiąca tytułów prasy podziemnej. Zdecydowana większość była powielana nie na maszynach poligraficznych, ale technikami ramkowymi. Istotą takich metod nie był sprzęt, ale umiejętności. Dzięki nauczycielom takim, jak Barbara Sarapuk, wielu konspiratorów opanowało umiejętność szybkiego zbudowania samodzielnego warsztatu drukarskiego z powszechnie dostępnych przedmiotów i materiałów. Nawet więc setki rewizji, masowe konfiskaty i aresztowania nie mogły zatrzymać działalności niezależnych wydawnictw. Podobnie jak inni instruktorzy Solidarności Walczącej, Barbara dzieliła się swoimi kompetencjami nie tylko z działaczami swojej organizacji. Uczestnikami prowadzonych przez nią kursów byli członkowie tajnych komisji zakładowych Solidarności, formacji młodzieżowych, studenckich i każdych innych. Liczyło się tylko to, że ktoś chce publikować poza zasięgiem cenzury.
W roku 1990 wychodzący z podziemia członkowie Solidarności Walczącej spotykali się w siedzibie formującej się wówczas Partii Wolności, we Wrocławiu przy ul. Kotlarskiej. Ujawnieni już konspiratorzy wspominali, że uczyli się drukowania od uczniów Barbary albo uczniów jej uczniów. Próbowano nawet rozrysować coś w rodzaju drzewa genealogicznego. Ustalono tylko drobną część jego odgałęzień, ale wniosek był jeden – przyjęta metoda upowszechniania znajomości druku owocowała wręcz geometrycznym przyrostem kadr wolnego druku. Tak wielkich osiągnięć w rozsadzaniu totalitarnego ustroju komunistyczne służby nie mogły darować Barbarze. Aresztowanie i uwięzienie w roku 1982 było tylko wstępem do pasma nie kończących się szykan, W 1987 jedną z nich była konfiskata samochodu marki skoda 105. W roku 1991 pojazd ten udało się odzyskać. Był już jednak tylko kupą złomu, z przerdzewiałymi na wylot dachem i podłogą. Krótko potem, w ślad za odzyskanym „samochodem”, doręczony został Barbarze wystawiony przez policję rachunek na kolosalną kwotę, mającą wynikać z czterech lat postoju tejże skody na parkingu wrocławskiej milicji (wtedy już policji). Jak informował wystawiony rachunek – w przypadku jego nieuregulowania wynikająca z niego kwota dochodzona być miała drogą egzekucji komorniczej. A chodziło o sumę rzędu wartości mieszkania… Sprawa uniknięcia tej szykany trwała kolejne lata i musiała opierać się na drodze sądowej.
Od śmierci Barbary Sarapuk, której zasług dla odzyskania wolności nie sposób przecenić, niedługo minie już sześć lat. Nie można pozwolić na zapomnienie o jej dokonaniach, to byłaby wielka luka w polskiej historii.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych