Artur Adamski, Obywatelska, nr 242, 9-22.04.2021 r.
Za udzielanie pomocy ukrywającemu się Kornelowi Morawieckiemu groziło pięć lat więzienia. Ryzyko było duże, bo już w 1982 roku był on najgorliwiej poszukiwanym przez PRL-owskie służby człowiekiem w Polsce. Trzy lata później gen. Czesław Kiszczak wydał bezprecedensowy rozkaz użycia wszystkich sił i środków w celu aresztowania Morawieckiego oraz rozbicia jego organizacji.
Z zachowanych dokumentów Biura Studiów MSW wynika, że specjaliści od walki z podziemiem zakładali, że przewodniczący Solidarności Walczącej ukrywa się w wynajmowanych mieszkaniach oraz u osób dysponujących dużymi wolnostojącymi jednorodzinnymi willami. Za niemal pewne przyjmowano też długotrwałe pobyty w kilku dużych miastach Polski, gdyż „jeśli większość czasu przebywałby we Wrocławiu tamtejsza SB raczej by już go miała”. Żaden z tych wniosków nie był trafny. Z ponad sześćdziesięciu \ mieszkań, w których ukrywał się Morawiec- ki, niemal wszystkie były małymi, standardowymi lokalami w blokach. Prawie zawsze dołączał do mieszkających w nich rodzin.
Zanim został aresztowany w listopadzie 1987 roku, kilkanaście razy wyjeżdżał z Wrocławia, za każdym razem na krótko i tylko kilkakrotnie poza granice Dolnego Śląska. W miastach wymienianych przez ekspertów z MSW nie ukrywał się nigdy.
W podziemiu spotykałem najwspanialszych Polaków
Po latach przewodniczący Solidarności Walczącej wspominał: „Przez te wszystkie lata przyjęło mnie pod swój dach ponad sześćdziesiąt rodzin, spotkałem się z blisko dwoma tysiącami działaczy. I wśród tych wszystkich ludzi nie było ani jednego, który by mnie wydał”. Co przesądziło o wielkim sukcesie Kornela i jego organizacji oraz kompromitującej klęsce komunistycznego aparatu represji? Zdecydowanie najważniejsza była etyczna jakość ludzi z konspiracji, w tym całych rodzin, udzielających schronienia. Doskonała okazała się też sama metoda. Jak się okazało, bezpiece nie przyszło do głowy, że Morawiecki mógł się ukrywać w ciasnych, czasem wręcz przeludnionych mieszkaniach. Częste ich zmienianie było sposobem na zgubienie śladu w przypadku, gdyby go jednak wytropiono. Doskonale sprawdziła się zasada, że miejsce ukrywania się nie mogło być miejscem jakichkolwiek spotkań. Służył do tego inny lokal. Często w tym samym bloku. Całości dopełniał konspiracyjny kunszt współpracowników, profesjonalnie prowadzony nasłuch częstotliwości wykorzystywanych przez PRL-owskie służby, praktykowanie przechodzenia zmierzających na spotkanie przez system śluz oraz innych zasad rzemiosła ludzi podziemia. Nie sposób pominąć opanowania i roztropności samego Kornela, który nauczył się przez całe lata funkcjonować w anormalnym trybie życia.
Familia jak z partyzanckiej pieśni
Rodzina Jerzmańskich nie tylko dla Kornela Morawieckiego była archipelagiem azylu, o którym można by powiedzieć: „Tam, gdzie my jesteśmy, tam jest wolna Polska”. Koniecznie trzeba zaznaczyć, że wielki archipelag konspiracyjnej aktywności oraz podziemnego azylu był siatką doskonale zakonspirowaną. O jej ogniwach wiedziały jedynie pojedyncze osoby z całej organizacji. Stąd do dziś o tej strukturze mało kto wie.
Przewodniczący Solidarności Walczącej ukrywał się aż w kilkunastu mieszkaniach bliższych i dalszych członków tej rodziny. A każdy z nich był gotów udzielić absolutnie każdej możliwej pomocy. Kornel najwcześniej trafił do sędziwej pani Marty, następnie do jej wnuczki Igi oraz jej męża Jana. W mieszkanku przy ul. Kwiskiej Kornel Morawiecki nocował w pokoiku ich synka. Jak się okazało, na imię miał Mateusz, tak jak i syn Kornela. Mateuszowi rodzice przedstawili Kornela jako wujka Zdzisława. I tak, na dłuższy czas, „wujek Zdzich” wtopił się w swoją jakby zastępczą rodzinę. „Wuj Zdzich” czytał więc „siostrzeńcowi” bajki wieczorami tak, jak nieco wcześniej czytywał swojemu synowi. I też podobnie – uczył podstaw matematyki czy gry w szachy.
Przyjmowanie pod swój dach pilnie poszukiwanego przywódcy podziemia wymagało okresowego wyłączenie się z konspiracji. A w tej rodzinie wszyscy byli z nią związani – chyba od pradziadków po wnuków. Prawdopodobnie najwcześniej Kornel miał kontakt z panią Martą Olszanowską, prowadzącą przy ul. Wiśniowej ważny punkt kolportażowy. Potem mieszkanie udostępniali mu rodzice zmarłego przed dwoma tygodniami Jana Jerzmańskiego – Anna i Jerzy Jerzmańscy (pracownicy naukowi – paleontolog i geolog). Takżfe mama Igi Jerzmańskiej, Irena Zarzycka, jak i jej mąż Alojzy, żołnierz AK, też zawsze służyli pomocą. Pani Irena stale zajmowała się m.in. przepisywaniem tekstów dla wydawnictw podziemia. Wielu ich bliskich zgodziło się przyjąć Kornela i udostępniać mieszkania dla różnych potrzeb konspiracji. Warto by spisać zacierające się w pamięci adresy, wśród których pojawiają się ulice Wapienna, Mickiewicza, Wiśniowa… Było ich jednak o wiele więcej, a ważniejsze od samych miejsc są przecież ludzie zawsze gotowi się narażać, niosący pomoc i dzielący się wszystkim, co posiadają. Często deklarowali, że w ich domu można zostać tak długo, jak to jest potrzebne, i zawsze do niego wrócić. A przecież nikt wtedy nie wiedział, jak długo ta sytuacja potrwa. Większość spodziewała się, że długie dziesięciolecia.
Jan Jerzmański
Wśród ukrywających Kornela Morawieckie- go rolę szczególną odegrał Jan Krzysztof Jerzmański, ojciec wspomnianego wcześniej Mateusza. Był prawnikiem, naukowcem, wysokiej klasy erudytą. Dyskusje, bazą których bywały gruntowne naukowe badania, owocowały wieloma przenikliwymi i nadzwyczaj trafnymi analizami, publikowanymi potem w prasie Solidarności Walczącej. To w dużej mierze w czasie rozmów z Jerzmańskim wykuwał się też jeden z najważniejszych dokumentów Solidarności Walczącej, znany jako „Nasza Wizytówka”. Jan Jerzmański był z jednej strony człowiekiem niosącym zwykłą codzienną pomoc, a z drugiej autorem cennych eksplikacji jurystycznych, politologicznych czy historiozoficznych. Przez długi czas był też ważnym partnerem przewodniczącego organizacji w zgłębianiu różnych aspektów zachodzących wydarzeń.
Przedwczesna śmierć (64 lata) jednego z najbliższych przyjaciół Kornela Morawiec- kiego jest wielką niepowetowaną stratą.
Bardzo możliwe, że w powyższą opowieść wkradły się nieścisłości. Sieć konspiracyjnych powiązań jest ciągle trudna do ogarnięcia. Tym bardziej, że nadal niewielu cokolwiek o niej mówi. Niniejsze wspomnienie dotyka ledwie ułamka opowieści, której bohaterami jest dużo większa liczba osób. Są oni twórcami przepięknego wątku dziejów naszej ojczyzny. Liczę więc na to, że powyższy zaczyn tej opowieści zechcą skorygować i rozwinąć. Ten skromny artykulik to przecież nawet nie przyczynek do tej wielkiej opowieści.
Podatki
Wciąż aktualne – Słowa śp. Kornela Morawieckiego
Mali płacą za dużo, duzi płacą za mało, a wielcy nie płacą wcale.
Taka jest prawda o podatkach w Polsce i na świcie. I nie ma żadnego łamania prawa. Jest „inżynieria finansowa” – skuteczne jego obchodzenie.
Tak skuteczne, że internetowy gigant Facebook w 2014 roku swoje miliardowe zyski opłacił w Wielkiej Brytanii daniną 4 tys. funtów. Elektroniczny potentat Apple cały zeszłoroczny zysk w Europie opodatkował stawką 0,005 proc. w… Irlandii.
W praktykowaniu niebotycznych oszustw mają udział międzynarodowe koncerny i państwa. Nie trzecioświatowe raje podatkowe, ale państwa Unii Europejskiej. Luksemburg przez lata stosował takie metody wzbogacania się. W nagrodę jego premier Jean-Claude Juncker został przewodniczącym Komisji Europejskiej – formalnie przywódcą Europy.
Francuski ekonomista Thomas Piketty pisze: „Pozwalamy w ten sposób na podkopywanie bazy podatkowej sąsiadów, nie ma to nic wspólnego z zasadami gospodarki rynkowej czy liberalizmem. To się nazywa kradzież”.
Zabijająca rozwój, krzycząca niesprawiedliwość dzieje się powszechnie w rozwiniętym kapitalizmie w majestacie prawa.
Kwiecień 2017
Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny