dr Robert Kościelny, Warszawska Gazeta, nr 21, 21-27.05.2021 r.
Dlaczego nie mówi się ludziom wyraźnie o tym, że śmiertelność na covid jest podobna jak przy grypie sezonowej, a może nawet mniejsza? Dlaczego nakręca się psychozę strachu sprawiającą, że ludzie pokornie przyjęli do wiadomości fakt zamkniętych przychodni, utrudnionego kontaktu z opieką medyczną, co skutkuje już i będzie jeszcze skutkowało zgonami z przyczyn pozacovidowych?
– Taki tytuł nosi artykuł zamieszczony na stronie American Thinker. Jego autorem jest dr Thomas T. Siler, internista w Port Orchard w stanie Waszyngton. Dr Siler dyplom lekarza uzyskał w Szkole Medycznej Uniwersytetu Tennessee. W zawodzie pracuje od ponad 20 lat.
Pomysł jest dobry i można by o to samo apelować w naszym kraju, biorąc pod uwagę, że problemy z liczeniem zgonów covidowych, opisane przez autora, są łudząco podobne do występujących również u nas. Czy to przypadek? Oczywiście, że nie. Jak już wielokrotnie pisałem, rządzący nawet pastwić się nad obywatelami nie potrafią na sposób swoisty… Wszystko w naszym kraju jest wtórne, podpatrzone, imitowane. Z przerażeniem stwierdzam, że nasz rząd stosuje w sprawie covida dysfunkcyjną politykę, która prawdopodobnie doprowadziła do „nadmiarowych” zgonów ponad 130 tys. Polaków. Nie mogę pojąć, dlaczego premier Mateusz Morawiecki umizguje się do kogoś takiego, jak Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, czy jak tam zwą tę komórkę organizacyjną euro- kołchozu. Twittował: „Dziękuję, Ursula, za ten mocny głos poparcia. Aby zapobiec czwartej fali pandemii, musimy wspierać naszych partnerów na całym świecie i dostarczać szczepionki na skalę globalną – to nasz obowiązek jako Europejczyków”… Dla nas, Polaków, ten gryps euroelit oznaczać może tylko jedno: Jak się nie dacie „wy- szczepić” w 100 proc., to wam tak damy popalić czwartą falą, że będzie jeszcze więcej „nadmiarowych” zgonów.
Przejdźmy do kwestii pokrętnych sposobów rachowania zmarłych na covida. Ameryka liczy zgony z powodu COVID-19 inaczej niż w innych krajach, pisze dr Siler, nie wiedząc, bo niby dlaczego miałby to wiedzieć, że u nas liczy się tak samo… Teraz wiemy, z jakiego powodu.
Dr Debora Birx, koordynator reakcji na koronawirusa w Białym Domu, mówiła na początku tzw. pandemii: „Jeśli ktoś umrze z wykrytym COVID-19, liczymy to jako śmierć z powodu COVID-19″. A przecież istnieje różnica między śmiercią z covidem i z powodu covida! Ignorowanie tej różnicy jest jedną z metod pompowania statystyk zgonów „z powodu pandemii”.
Medycy odpowiedzialni za walkę z „pandemią” przyznają otwarcie, iż definicja przypadku śmierci covidowej jest bardzo uproszczona. Oznacza to tyle, że w chwili śmierci pacjent miał pozytywny wynik na COVID. Jeśli przebywał w hospicjum i pozostało mu już tylko kilka tygodni życia, i w tym czasie stwierdzono u niego COVID, jego zgon liczony jest jako zgon z powodu covida…
– Nawet jeśli ten człowiek tak naprawdę umarł z innego powodu, ale w tym samym czasie wynik testu na koronowirusa miał dodatni, nadal jest wymieniony jako zmarły za przyczyną COVID-19 – mówił dr Ngozi Ezike, dyrektor Departamentu Zdrowia Publicznego stanu Illinois, cytowany przez Townhall.
W większości stanów USA 40- 60 proc. osób umierających na SARS-COV-2, wirusa wywołującego COVID-19, to osoby starsze, z wieloma problemami zdrowotnymi, które mieszkają w domach opieki. Część z nich umiera co roku z powodu wirusa grypy sezonowej. Kiedy tak się dzieje, to zawsze zachodzi pytanie, czy ludzi tych zabiła grypa, czy może jednak rak, niewydolność serca, udar lub problemy z wątrobą? Przed odpowiedzią na to pytanie zawsze staje lekarz w czasie grypy sezonowej. – Medycy kierują się własnym rozsądkiem, aby poprawnie wypełnić akt zgonu, ale nie zaliczają wszystkich śmierci pacjentów z grypą do zgonów spowodowanych „grypą” – zwraca uwagę dr Siler.
Według CDC (amerykański sanepid) tylko 6 proc. osób, które zmarły z powodu zakażenia COVID-19, nie miało innych wcześniejszych schorzeń. Pozostałe 94 proc. cierpiało już na średnio cztery schorzenia wpływające wydatnie na stan ich zdrowia. Gdybyśmy policzyli każdy zgon pacjenta, u którego pobrany wcześniej wymaz na grypę był pozytywny lub pacjent miał objawy grypy, jako „zgon spowodowany grypą”, co roku mielibyśmy setki tysięcy zgonów spowodowanych tą chorobą – czytamy w American Thinker.
Należy postawić pytanie, na które winni odpowiedzieć decydenci: Czy w naszym kraju jest inaczej? Czy u nas stosuje się inną metodologię? A jeśli tak, to dlaczego zamazuje się różnicę między liczbą zgonów z powodu covida i z covidem? Dlaczego nie mówi się ludziom wyraźnie o tym, że śmiertelność na covid jest podobna do grypy sezonowej, a może nawet mniejsza? Dlaczego nakręca się psychozę strachu sprawiającą, że ludzie pokornie przyjęli do wiadomości fakt zamkniętych przychodni, utrudnionego kontaktu z opieką medyczną, co skutkuje już i będzie jeszcze skutkowało zgonami z przyczyn pozacovidowych?
Według październikowego badania, opublikowanego w biuletynie Science, Public Health Policy, and the Law, w dniu 24 marca 2020, CDC zmieniło sposób sporządzania tabeli zgonów, co spowodowało zawyżenie liczby zgonów z powodu COVID-19. Co więcej, zmiana dotyczyła tylko zgonów związanych z COVID-19. W tym samym artykule podano, że w sierpniu szacunkowa liczba zgonów z powodu COVID-19 w nowym systemie wyniosła 161 392. Gdyby jednak te same dane zostały zestawione w tabeli w starym systemie, liczba zgonów z powodu COVID-19 wyniosłaby tylko 9684… Podstawowa różnica polegała na tym, że bez względu na ostateczną przyczynę śmierci pacjenta, nowy system nakazał, aby COVID-19 zawsze był pierwszą przyczyną zgonu, a pozostałe schorzenia wymieniono jako „czynniki przyczyniające się” [według nomenklatury przyjętej przez rządzących nami – „choroby współistniejące” – R.K.],
Dr Thomas T. Siler wyjaśnia dalej, w jak dużym stopniu „pandemia” to wynik brutalnej inżynierii społecznej, pisząc: „CDC sprawiło, że w tym sezonie grypowym zgony na grypę w magiczny sposób zniknęły. CDC stworzyło nową kategorię zgonów z powodu zapalenia płuc, grypy i COVID-19, aby połączyć te przyczyny razem. To tylko wywołało zamieszanie, co do liczby zgonów z powodu COVID-19 – i proszę, nie mów, że maskowanie i dystansowanie zmniejsza liczbę zgonów na grypę, nie zmniejszając jednocześnie liczby zgonów z powodu COVID-19″…
Do zwyżki zgonów z powodu covida przyczyniła się też ustawa CARES, uchwalona przez Kongres, zezwalająca na przeznaczenie większej ilości pieniędzy dla szpitali, w których przyjmowano pacjentów z rozpoznaniem COVID-19. To również stwarzało pokusę, aby potraktować pozytywny wyniku testu/diagnozy COVID jako przyczyny śmierci, zamiast innych schorzeń pacjenta.
Podsumowując: ze względu na bardzo liberalny opis „zgonu z powodu COVID”, zachęt finansowych, zmian zasad liczenia przyczyn zgonów CDC i, najwyraźniej, jawnego oszustwa lub niekompetencji ze strony niektórych agencji rządowych, oficjalne dane śmiertelności z powodu SARS-CoV-2 zostały rażąco zawyżone. Media głównego nurtu również brały udział w próbach zmaksymalizowania strachu i paniki, nie badając i nie zgłaszając skandalicznych praktyk stosowanych przez statystyków rachujących liczbę ofiar „pandemii” czytamy, w omawianym tekście dr. Thomasa T. Silera. W USA notowano tak skandaliczne przypadki, jak kwalifikowanie do śmierci z powodu wirusa, zgonów od ran postrzałowych czy samobójstw!
Stosowanie różnych zasad dotyczących zgonów z powodu COVID-19,w porównaniu ze zgonami z powodu innych infekcji, utrudnia porównanie wskaźników śmiertelności z poprzednimi pandemiami lub zgonami z powodu innych chorób zakaźnych, takich jak grypa.
Dr Marty Makary, lekarz z Johns Hopkins, oszacował, że śmiertelność z powodu zakażenia COVID-19 wynosi 0,23 proc., co jest zbliżone do wskaźnika śmiertelności grypy sezonowej.
„Prawdą jest, że zakażenie CO- VID-19 jest realnym zagrożeniem dla osób starszych z innymi schorzeniami (np. cukrzycą, otyłością itp.) I tę grupę należy chronić. Mimo to wydaje się, że część naszego rządu i mediów podjęła wspólne wysiłki, aby pandemia SARS-COV-2 wyglądała na bardziej śmiercionośną niż w rzeczywistości. Podczas gdy America’s Frontline Doctors, Association of American Physicians and Surgeons oraz kilka innych grup zwracało uwagę na te kwestie, większość lekarzy przeważnie milczy”.
„Dlaczego mamy tolerować tę medyczną tyranię blokad, maskowania, dystansu społecznego i ruiny finansowej? Wiemy, kogo należy chronić i wiemy, jak to zrobić. Nadszedł czas, aby reszta naszej populacji powróciła do normalnego życia” – kończy amerykański doktor medycyny.
Indyjska masakra
To nie agresywna mutacja koronawirusa, lecz ogromne błędy władz doprowadziły Indie do epidemicznej masakry. Niestety, zamiast naprawiać pomyłki i ratować sytuację, rząd sięga po metody zastępcze, a premier Narendra Modi abdykował.
Obraz katastrofy
Zgodnie z raportami Światowej Organizacji Zdrowia, indyjskie zakażenia stanowią obecnie 46 proc. wszystkich przypadków infekcji koronawirusem na świecie! Poziom zgonów przekroczył 25 proc. globalnej statystyki ofiar śmiertelnych. To nie przelewki, skoro Indie liczą 1,4 mld mieszkańców.
Bardziej obrazowo skalę klęski można przedstawić za pomocą innego porównania. Według komunikatu WHO za okres 2-9 maja, na całym świecie koronawirusem zaraziło się 5,9 min osób, z których zmarło 93 tys. W tym samym czasie Indie potwierdziły 2,6 min zakażeń i 24 tys. zgonów.
Na dodatek nie jest to jeszcze cała prawda. Zdaniem korespondentów zagranicznych mediów, bilans jest bardziej tragiczny. Niemiecki „Suddeutsche Zeitung” za najwłaściwsze do opisania rzeczywistości uznał słowo chaos. Miasto Waranasi to święte miejsce dla hinduistów, jednak to, co dzieje się tam obecnie, przechodzi wszelkie granice, mówią mieszkańcy. Jeśli przez pierwsze trzy miesiące roku na brzegach rzeki Ganges dymiło 100 stosów pogrzebowych na dobę, to od połowy kwietnia rytualny cmentarz zapełnia 500 zwłok dziennie. W większości zresztą miejscowych. Tymczasem oficjalna statystyka zgonów w Waranasi nie przekracza 19-20 na dobę.
Skąd biorą się setki niepochowanych ludzkich ciał, spływające świętą rzeką? – pyta opozycja. O tym, że nie ma w tym stwierdzeniu przesady, świadczy polecenie władz sanitarnych, które zakazały tego rodzaju pochówków ze skutkiem natychmiastowym. Hinduiści nie mogą także spalić ciał ofiar epidemii, bowiem od pracy non-stop pławią się metalowe ruszty pieców krematoryjnych.
Wzburzenie społeczne narasta lawinowo nie tylko z powodu zmarłych, ale także żywych, dla których brakuje miejsc w szpitalach, brakuje też tlenu. Światowe agencje pełne są skarg rodzin, które jadą nieraz po kilkadziesiąt kilometrów po to, aby ustawić się w wielogodzinnych kolejkach przed punktami napełniania butli podtrzymującą życie chorych mieszanką gazową.
Pejzażu cierpienia, bezradności, a coraz częściej gniewu, dopełnia równie katastrofalny brak personelu medycznego. Jedna ze znanych aktorek Bollywood (określenie hinduskiego przemysłu filmowego: Hollywood & Bombaj) rozpłakała się przed kamerą India Today, wyrażając powszechną opinię: – Ludzie umierają, a lekarzy jak nie było, tak nie ma. Podała za przykład hospitalizację własnej babci. Staruszkę położono na OIOM przy respiratorze, który nie działał. Dopiero po kilku godzinach pojawił się pielęgniarz, który ze słowami – Cholera, znowu ktoś zapomniał włączyć… – uruchomił aparat. Dla babci gwiazdy Bollywood było już za późno. – Płakała i dusiła się – relacjonowała stacja telewizyjna, oddając codzienność indyjskiej epidemii.
A co robi rząd? Głównie odpiera ataki opozycji politycznej, oskarżającej premiera Narendrę Modiego o kompletne zlekceważenie trzeciej fali koronawirusa i wzywającej go do dymisji.
Szef rządu nie wystąpił publicznie od dwóch tygodni, natomiast jego ministrowie dwoją się i troją w podejmowaniu działań pozorowanych. Kierownik resortu informatyzacji zażądał od Facebooka i Twittera blokady informacji krytycznych wobec władz! Żądanie zostało spełnione, ale tylko na terenie Indii, dlatego sieciowa dyskusja przeniosła się, ze szkodą dla wizerunku państwa, na fora zagraniczne.
Szef resortu zdrowia, wspólnie z policją, na wielką skalę szykanuje lekarzy i dyrektorów szpitali, którzy alarmują nie tylko o braku łóżek, tlenu i respiratorów, ale także podstawowych leków przeciwbólowych i przeciwgorączkowych.
W związku z tym, że walka polityczna kompletnie zagmatwała obraz wydarzeń, świat pyta ze zdziwieniem, jak w kraju nazywanym „globalną fabryką farmaceutyczną” i wytwarzającym szczepionki, mogło dojść do epidemicznego załamania?
Pięć błędów
Tylu ważnych zaniechań, objawów lekceważenia lub po prostu głupoty doliczyły się światowe media – od arabskiej stacji Al Jazeera, przez amerykański portal The Wire, po niemieckie radio Deutsche Welle.
Przede wszystkim rząd zbyt wcześnie rozpoczął świętowanie zwycięstwa nad covid19.
Pod koniec lutego liczba zakażeń spadła z 90 tys. dziennych przypadków jesienią, do 20 tys. Polityka życzeniowego myślenia zwyciężyła, mimo ostrzeżeń ekspertów, którzy już wówczas prognozowali, że na Hindusów czyha za rogiem nowa mutacja koronawirusa.
Optymistyczna retoryka premiera Modiego nie brała się znikąd. Za pasem, czyli w marcu były wybory samorządowe w pięciu stanach, w których na rządzącą Ludową Partię Indii mogło oddać głosy 205 min obywateli.
Szef rządu apelował rzecz jasna o zachowanie bezpieczeństwa, dystansu społecznego, ale on sam i jego sztab pojawiali się na wiecach wyborczych bez maseczek. Medialny widok i przekaz lidera kraju był tak uspokajający, że ludność przestała wierzyć w epidemię i przejmować się regułami ostrożności, czemu sprzyjało odmrożenie gospodarki i życia publicznego. Następnie spełniła się przepowiednia naukowców, tworząc drugie ogniowo kryzysowego łańcucha. Testy wykazały obecność indyjskiego wariantu koronawirusa, oznaczonego symbolem B.1617. Wyniki badań były alarmujące. Chodzi o mutację, która agresywniej zaraża. Jeśli chodzi o sam przebieg infekcji, zdaniem niemieckiego Instytutu im. Roberta Kocha, szczep nie jest najgroźniejszy, a nawet ustępuje mutacjom brytyjskiej, brazylijskiej i południowoafrykańskiej. Jednak zlekceważenie wysokiej zakaźności przez ponad miliardową populację wystarczyło w zupełności, aby załamała się służba zdrowia.
Niedoinwestowanie stało się trzecim przyczynkiem katastrofy. Okazuje się, że Indie, kraj z aspiracjami i osiągnięciami na miarę światowej potęgi technologicznej, oszczędzały na zdrowiu obywateli. Wydatki na infrastrukturę medyczną od kilku lat nie rosły, zatrzymując się na poziomie 3,6 proc. PKB. Dla przykładu, uboższa Tajlandia przeznacza na ten cel 3,79 proc. produktu krajowego, a Brazylia 9,2 proc. Nie wspominając o USA i Niemczech, gdzie wydatki zdrowotne w 2018 roku wyniosły odpowiednio 16,9 proc. i 11,2 proc. Nawet porównywalne liczbą ludności Chiny przeznaczają na ochronę zdrowia 5 proc. PKB. Dlatego w Indiach na 10 tys. mieszkańców przypada od 5 do 2 lekarzy, co srodze zemściło się, gdy w połowie kwietnia statystyka zakażeń poszła ostro w górę.
Wówczas ujawnił się błąd nr 4. Rząd zaniedbał produkcji szczepionki na własne potrzeby. Na początku roku władze w New Delhi zaplanowały uodpornienie 300 min osób do końca lipca. Jednak pod wpływem beztroskiego optymizmu nie przeznaczyły na ten cel odpowiednich środków.
Gdy kilka tygodni temu zaczął się dramat, Modi zarządził wstrzymanie eksportu szczepionek, kierując całą produkcję na wewnętrzne potrzeby. Choć Indie mają odpowiedni potencjał farmaceutyczny, wytwarzania odpowiedniej ilości preparatu Astra Zeneca, pod licencyjną nazwą Covishieid, nie da się przyspieszyć, podobnie jak akcji uodpornienia. Do dziś dwie dawki otrzymało jedynie 26 min Hindusów, zaś jedną 126 min. To zbyt mało, aby opanować sytuację.
Covishield – hinduska Astra Zeneka
Jakie działania ratunkowe podjął rząd? Kompromitujące! Tak można powiedzieć najkrócej, wymieniając piąty błąd. Wysoko postawieni politycy i urzędnicy popisali się niesamowitą wręcz głupotą. W naród popłynął zadziwiający przekaz: osoby z lekkimi symptomami covid19 lub przechodzące infekcję bezobjawowo, powinny zwrócić się o pomoc do medycyny alternatywnej.
Odpowiedzialni biurokraci zalecili więc picie ziołowych naparów, jedzenie dużej ilości czosnku oraz stosowanie odpowiedniego zestawu przypraw do posiłków. Walkę z korona- wirusem miały także wspomóc ziołowe inhalacje. No cóż, ziołolecznictwo (fitoterapia) to dobra rzecz, ale w profilaktyce, nie wleczeniu…
Dezinformujące, optymistyczne komunikaty wzbudziły powszechny entuzjazm i zostały błyskawicznie rozpropagowane przez sieci społecznościowe. Wieści płynące od władz zrobiły Hindusom wodę z mózgów. Efekty widać dziś gołym okiem. Nawet ciężko chorzy do ostatniej chwili wierzą w cudowną moc uzdrawiającą terapii ziołowej. jeśli w ogóle docierają do szpitali, to w stanie skrajnie ciężkim lub zgoła agonalnym. A najgorsze jest to, że wiara w alternatywną medycynę wywołała powszechną niechęć do szczepień!
– Obecna sytuacja jest wynikiem kompletnego zlekceważenia osiągnięć nauki przez rządzących. Dla tysięcy osób ratunek nadszedł zbyt późno – skomentował strategię epidemiczną władz prezes Indyjskiego Stowarzyszenia Medycznego Radżan Sharma.
Dlatego drugie pytanie, zadawane przez świat, brzmi następująco: – Kiedy w Indiach dojdzie do społecznego wybuchu? Mimo ogromu pretensji do władz, na razie przeważa opinia, że czas rozliczeń przyjdzie później, gdy uda się opanować pasmo śmierci.
Tylko czy premier Modi zdaje sobie sprawę, że wówczas masakrę epidemiczną może zastąpić rzeź uliczna?
Tekst opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa”, autor Jędrzej Dzitko. Więcej analiz gospodarczo-politycznych w cotygodniowych wydaniach GF.
PANIKARZE PANDEMICZN NIE ODPUSZCZAJĄ
Jacek Frankowski, Warszawska Gazzeta, nr 21, 21-27.05.2021 r.
[panikarze-01]
W miarę wygaszania wiosennej fali epidemii, nad- – zwyczajnie mobilizują siły rani paniki pandemicznej. Swoimi przemyśleniami z widzami programu „Fakty po faktach”wTVN24 postanowiła się podzielić doradczyni medyczna premiera, prof. Anna Piekarska: – Uważam, że zamiast penalizować szczepienia, to po momencie, kiedy udostępnimy wszystkim szczepienia, powinno się wprowadzić odpłatność za leczenie COVID-19 [1].
– Wypowiedź | prof. Piekarskiej sama w sobie jest ; kuriozalna, gdyż oznacza, że zamiast penalizować szczepienia, czyli uznawać przez ustawodawcę szczepienia za czyn niedozwolony [I], pani doradczyni , doradza wprowadzić odpłatność i za leczenie. Pani profesor nie udało i się wyartykułować, że ewentualna ! penalizacja miałaby dotyczyć niechęci do szczepienia a nie samego | szczepienia…
Pomysł odpłatności za lecze nie tych, którzy się nie zaszczepią, pokazuje, że prof. Piekarska ma problemy nie tylko z precyzyjnym formułowaniem myśli, ale także nie wie o prawnych aspektach swoich idee Hxe. Kiedyś popularne było porzekadło: Pleść jak Piekarski na mękach. Jego bohater ma teraz szansę bezboleśnie się i sfeminizować…
Zacytuję komentarz. WieR napisał: Osoby, które chcą odebrać płatnikom składek prawa do leczenia, powinny być sądzone o dyskryminację i za chore pomysły poddane ! badaniu psychiatrycznemu na własny koszt. Za przymuszanie do poddawania się eksperymentom j medycznym, ta pani powinna być | wykluczona z Rady Medycznej…
i Kolejny piewca paniki, to także utytułowany naukowo medyk prof. Maciej Banach, który w wywiadzie udzielonym PAP stwierdził: Jeżeli wiemy o tym, że szczepienia na COVID-19 mogą być sezonowe, a ludzie nie będą chcieli się szczepić, to albo będziemy w ciągłej pandemii, która rozwinie się na świecie, albo wprowadzimy obowiązkowe szczepienia przeciwko chorobie będącej następstwem zakażenia koronawirusem […]. Nie mamy już wyjścia. To, że każdy może wymyślić nieprawdziwą historyjkę o COVID-19 i szczepieniach [..powinno podlegać penalizacji. Prof. Banach jawi się jako gorący orędownik karania: Jest zbyt mało kar i zbyt pobłażliwe jest egzekwowanie zakazów i nakazów. Prof. Banach przypisuje sobie monopol na bezdyskursywną prawdę. A tych, którzy myślą inaczej, należy karać! Panie profesorze, podsuwam pomysł zwarcia sił ze znaną laureatką Nagrody Wolności Słowa SDP Joanną Lichocką, która wysłała donos na red. Janka Pospieszalskiego do prezesa Jacka Kurskiego…
Komentator ar.co napisał: Jeśli to mają być szczepienia sezonowe, to konieczność obowiązkowego zaszczepienia co roku 30 milionów osób oznacza, że o jakiejkolwiek innej działalności szpitali i przychodni możemy zapomnieć! Szczepimy wszystkich na okrągło, a na wszelkie inne schorzenia i choroby ludzie (również ci zaszczepieni) umierają bez możliwości leczenia… ar.co: Obowiązkowe, coroczne szczepienie 30 milionów ludzi jest w polskich warunkach niemożliwe. Wyobrażasz sobie ten permanentny burdel z zapisami na szczepienia jak w tym roku? I jeszcze trafiający w sedno komentarz pascaka: Ani słowa o wspieraniu odporności, o zdrowej żywności, o ruchu na świeżym powietrzu, o walce z otyłością. Tylko obowiązkowe sezonowe szczepionki. No bo na ruchu na świeżym powietrzu nie zarabia się tak, jak na lekach…
W lutym, gdy wiosenna fala infekcji wirusowych miała tendencję wzrostową, jeźdźcy paniki prof. Simon, doktorzy Grzesiowski i Sutkowski i inni wieścili horror epidemiczny, któremu przeciwstawić się można jedynie totalnym lockdownem i szczepionkami. Przypomnę własny cytat z artykułu „Czy można ustrzec się przed fałszywymi prorokami?” („WG” nr 7): Czerpiąc wiedzę z przebiegu nasileń infekcji sezonowych, znaczący spadek zachorowań i co za tym idzie zgonów covidowych powinien nastąpić w sposób naturalny od kwietnia. Ten naturalny spadek zachorowań okrzyczany zostanie przez media głównego nurtu jako sukces poszczepienny.
Nie posądzam siebie o dar jasnowidzenia, ale przewidywania się sprawdziły. Od szczytu zachorowań 1 kwietnia i zgonów 8 kwietnia rozpoczął się trwały trend spadkowy wiosennej fali infekcji wirusowych. Jednak fakt pojawienia się naturalnej tendencji spadkowej przypisany został sukcesowi szczepień. Szczepienia na bardzo dużych próbach pokazały swoją ogromną skuteczność – powiedział premier podczas konferencji prasowej 28 kwietnia.
Światową sławę zdobył młody analityk Michał Rogalski, który naprawił jesienne, oficjalne statystyki Ministerstwa Zdrowia, dotyczące zachorowalności z powodu covid-19. „Die Weit” poświęcił mu artykuł (30 III 2021), w którym przedstawił młodego analityka jako głównego nieoficjalnego statystyka w Polsce. W artykule stwierdzono, że jak dotąd trafnie przewidywał rozwój sytuacji epidemicznej w Polsce. Gazeta cytowała prognozę Rogalsk!ego, który przewiduje, że obecna fala pandemii „będzie ostatnią tego rodzaju w Polsce i w Europie”.
Młody człowieku, chciałbym, żebyś miał rację w końcówce swojej prognozy, ale, niestety, nawrót fali jesiennych infekcji jest nieunikniony. I obyś w jesienne słotne dni wyciągnął wnioski z nieudanego prognozowania wiosennej fali zainfekowań i nie przyłączył się do tych, którzy niechybnie wzrost zachorowań będą kłaść na karb tych, którzy w lecie opalali się bez maseczek…
Przewidywane konsekwencja wielkanocnych spotkań rodzinnych pobudziły wyobraźnię młodego analityka i zaszarżował: Według moich wyliczeń maksymalne wartości tej fali osiągniemy w drugim tygodniu kwietnia. Jestem pewny, że przekroczymy 40 tys. zakażeń dobowo, a po Wielkanocy możemy dojść nawet do 45 tys. zakażeń […]. Rekordowe wzrosty zakażeń muszą oznaczać równie wysokie liczby zgonów […]. To oznacza, że może być nawet 1000 zgonów dziennie i to może nie być maksimum.
Oto liczby zachorowań i zgonów w drugim tygodniu kwietnia, kiedy miały być „maksymalne wartości” według Rogalskiego: średnia dzienna zachorowań w okresie 5-11 IV 2021 wynosiła poniżej 20 tys. (Rogalski 45 tys.), średnia dzienna zgonów 495 (Rogalski 1000).
Panikarskie prognozy nie były najsłabszą stroną jego wypowiedzi dla prasy. Młody człowiek, okrzyczany „prorokiem pandemicznym” stwierdził, że w Polsce tak naprawdę nigdy nie mieliśmy prawdziwego lockdownu, który byłby bardziej dotkliwy dla społeczeństwa, ale pozwoliłby na szybsze opanowanie kolejnej fali zakażeń. Silna wiara Rogalskiego w skuteczność lockdownu w pokonywaniu koronawirusa, nie ma potwierdzenia. Oto dane statystyczne zgonów, wyliczone na dzień 8 maja w Szwecji bez lockdownu (z zaleceniami zamiast nakazów) oraz w Polsce objętej ostrymi obostrzeniami. W Polsce 1842 zgony na milion mieszkańców, Szwecja 1376 zgonów.. .A skutki finansowe wprowadzanego w Polsce lockdownu? Presję inflacyjną już odczuwamy w malejącej sile nabywczej pieniądza.
Żeby nie być posądzonym o polowanie na błędne prognozy ekspertów paniki pandemicznej, wymienię prognozy dr. Piotra Szymańskiego z KIO Politechniki Wrocławskiej i dr Anety Afett z O/lMiK Uniwersytetu Warszawskiego, którzy pod koniec marca zapowiedzieli szczyt zachorowań na przełomie marca i kwietnia co było prognozą trafną, szczyt został odnotowany 1 kwietnia. Dr Szymański zapowiedział, że powrót do poziomu zachorowań z początku lutego nastąpi między połową a końcówką maja. Tą prognozą przeciwstawił się siewcom paniki, zapowiadającym majowy armagedon.
Średnia dzienna zachorowań z pierwszego tygodnia lutego wyniosła 5268 przypadków. Nieco wcześniej od zapowiadanego terminu zeszliśmy poniżej tej liczby. W pierwszej połowie maja średnia dzienna zachorowań tygodniowych 3-9 maja wyniosła 4258.
Odczuwa się presję na zaszczepienie wszystkich, nawet posiadających już przeciwciała ozdrowieńców. Media zaangażowane w sianie paniki szermują pojęciem paszportów szczepionkowych. Tymczasem przewodnicząca KE Ursula von der Leyen podczas konferencji prasowej po szczycie UE w Porto powiedziała, że paszporty covidowe otrzymywać będą zaszczepieni, zdrowi dysponenci negatywnego testu a także ozdrowieńcy z testem potwierdzającym obecność przeciwciał. Tym optymistycznym akcentem kończę mój artykuł.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych