SABAT ZDRAJCÓW

Piotr Lewandowski, Warszawska Gazeta, nr 41, 8-14.10.2021 r.

W Polsce funkcjonuje wpływowe lobby oszalałych z nienawiści zdrajców, którzy w imię doktryny „totalnej opozycji” gotowi są stanąć po stronie każdej siły mogącej osłabić „pisowskie” państwo. Otwiera to drogę do sprokurowania sytuacji, w której staną się „pożytecznymi idiotami” przyczyniając się do siania wewnętrznego chaosu. I ten plan jest właśnie realizowany na naszych oczach.

I. Anatomia zdrady

To, co wyprawia totalna opozycja wokół kryzysu migracyjnego na polsko-białoruskiej granicy, można określić tylko w jeden sposób: sabat zdrajców. Do pewnego momentu można się było jeszcze śmiać, widząc popisy Klaudii „AI-Jachiry” różnych Jońskich i Szczerbów czy slalom Franka Sterczewskiego między pogranicznikami, który to mężyk stanu najwyraźniej nie zatrybił, że immunitet poselski nie obejmuje nielegalnego przekraczania granicy. To wszystko były błazenady, które zresztą skutecznie ośmieszały samych błaznów i ich ugrupowanie, nabijając punkty rządowi.

Teraz jednak mamy do czynienia po prostu ze zdradą i zdrajcami – zarówno politycznymi, jak i medialnymi.

Osoba postronna, która nie obserwowała od lat poczynań tego towarzystwa, mogłaby wręcz odnieść wrażenie, że wszyscy oni są na liście płac Łukaszenki i Putina, stanowiąc zorganizowaną piątą kolumnę, mającą za zadanie siać zamęt i doprowadzić państwo polskie do stanu wewnętrznego rozkładu. Skądinąd jednak wiadomo, że obaj dyktatorzy nie musieli w tym przypadku zainwestować ani grosza – ci zdrajcy realizują antypolskie interesy sami z siebie, powodowani politycznym zacietrzewieniem i zbrodniczą głupotą. Od 2015 r. kierują się jedną zasadą: im gorzej, tym lepiej. Na przyrodzoną atrofię uczuć narodowych i elementarnego państwowego instynktu tych „europejczyków polskiego pochodzenia” nałożyła się bowiem niepohamowana wściekłość z powodu utraty władzy, która wedle ich najgłębszego przekonania jest przywilejem zastrzeżonym wyłącznie dla nich. Każde zanegowanie owego przywileju, choćby w jak najbardziej demokratycznych wyborach, postrzegają oni jako bunt i uzurpację, toteż czują się w pełnym prawie, by przynależne im miejsce odzyskać wszelkimi możliwymi metodami – również kolaborując z wrogimi Polsce siłami i biorąc udział w ich brudnej grze.

Czują się tym bardziej usprawiedliwieni, że w katalogu pojęć i wartości, jakimi się posługują, nie ma miejsca na takie kategorie jak polskość, patriotyzm, racja stanu, suwerenność czy interes narodowy. Przeciwnie – budzą one w nich jak najgorsze skojarzenia, oznaczają bowiem pewien określony zestaw obowiązków wobec własnego państwa i narodowej wspólnoty, co kojarzy im się tylko z anachronicznym, zaściankowym nacjonalizmem i kłopotliwym ciężarem/którego należy się czym prędzej pozbyć.

A skoro tak, to nie ma dla nich racji bytu również słowo „zdrada”. Pojęcie to jest dla nich pustym dźwiękiem, na który reagują ironicznym uśmiechem bądź obojętnym wzruszeniem ramion.

Proszę zwrócić uwagę, że mówiąc o współczesnej Polsce, używają zbitki„państwo PiS” dając jasno do zrozumienia, że nie tylko się z Polską nie utożsamiają, lecz stanowi ona dla nich ciało obce i wrogie, które należy zniszczyć, jeżeli tylko destrukcja polskiej państwowości otworzy im widoki na powrót do władzy. To jest jedyna motywacja, jaka im przyświeca i kierując się nią, wpisują się w długą i ponurą tradycję polskiego zaprzaństwa. Napisałem kiedyś, że kreatury te w 1939 r. antyszambrowałyby w korytarzach Kancelarii Rzeszy w nadziei na objęcie namiestnictwa w Generalnym Gubernatorstwie. Dziś ten zasób kadrowy polskich kandydatów na Quislingów powitałby wrzaskiem dzikiej radości załamanie się „państwa PiS” i wtargnięcie tu ruskich dywizji, upatrując w tym jedynie korzystny dla nich zwrot politycznej koniunktury.

ll. „Broń D”

Do tej pory stawiali na Berlin i Brukselę, widząc w nich (słusznie skądinąd) protektorów i wrogów obecnej, „niesłusznej” władzy. Stąd jawne opowiadanie się przeciw polskim interesom na forum europejskim oraz ostentacyjna radość, z jaką witali każdą porażkę znienawidzonego „państwa PiS”- czy to przy okazji antypolskich rezolucji Parlamentu Europejskiego, decyzji europejskich biurokratów, czy też kolejnych orzeczeń TSUE. Cały ten spektakl zdrady obserwowały jednak pilnie rosyjskie i białoruskie służby, które wyciągnęły z niego narzucający się, oczywisty wniosek: w Polsce funkcjonuje wpływowe lobby oszalałych z nienawiści zdrajców, którzy w imię doktryny „totalnej opozycji” gotowi są stanąć po stronie każdej siły, mogącej osłabić „pisowskie” państwo. Otwiera to drogę do sprokurowania sytuacji, w której staną się „pożytecznymi idiotami” przyczyniając się do siania wewnętrznego chaosu.

I ten plan jest właśnie realizowany na naszych oczach.

Przypomnę, że początkowo głównym celem migracyjnego ataku Łukaszenki była Litwa i w pewnej mierze również Łotwa. Logiczne – państwa niewielkie, więc potencjalnie słabsze niż dość jednak spora Polska, ponadto ze znaczącą rosyjską mniejszością odziedziczoną w spadku po ZSRR. Co się jednak okazało? Oto te dwa małe kraje szybko postawiły skuteczną zaporę, wpierw wyłapując zwożonych z całego świata „migrantów” i ładując ich do obozów odosobnienia (kto biadoli nad losem migrantów w Polsce, niech spojrzy, w jakich warunkach są przetrzymywani na Litwie -„zagospodarowano” na ten cel opuszczone rudery bądź stworzono otoczone drutami pola namiotowe), następnie zaś wprowadzając stan wyjątkowy, skutecznie uszczelniając granice zasiekami i urządzając migrantom bezwzględny „push back”. Dziś na litewskiej granicy jest już o niebo spokojniej, zaś główna oś natarcia skierowała się przeciw Polsce. Powód jest prosty: na Litwie i Łotwie mimo partyjnych różnic górę wzięła lojalność wobec własnych państw. To pozwoliło władzom na skuteczne działanie, w tym również wzięcie na krótką smycz miejscowych mediów. Nawet, jak się zdaje, rosyjskojęzyczna mniejszość rozumie, że użycie „broni D”(tzn.„broni demograficznej”) odbije się również na niej i jej przedstawiciele bynajmniej nie nawołują do otwarcia granic i działań przeciw państwu, w którym żyją.

Odwrotnie w Polsce. Tutaj od pierwszych chwil rozpoczął się wspomniany na wstępie „sabat zdrajców”. Media w histerycznym tonie wyły wbrew wszelkim faktom o „uchodźcach z Afganistanu”- nawet gdy oczywiste stało się, że są to „turyści” zwożeni przez Łukaszenkę z Iraku, Syrii czy Konga, a następnie przepychani przez granicę. Do mediów z miejsca dołączyła „totalna targowica” węsząc w tym swój polityczny interes i licząc na powtórkę brukselskiej presji z 2015 r. na przyjmowanie „uchodźców”. Na chwilę konsternację wzbudziła postawa Unii Europejskiej i zachodnich stolic, które zdecydowanie opowiedziały się za szczelnością granic i udzielając polskiemu rządowi oficjalnego poparcia. Ale tylko na chwilę – zaczadzenie sprawiło, że ci rzekomi „Europejczycy” zwyczajnie przeszli nad stanowiskiem swych patronów do porządku dziennego.

W tej chwili już jawnie biorą udział w antypolskiej wojnie hybrydowej ramię w ramię z Putinem i Łukaszenką – tymi samymi, którymi straszyli przez ostatnie sześć lat, grzmiąc, że to rząd PiS ma wyprowadzać Polskę z Europy prosto w ich ramiona. Kolportują wymysły rosyjskiej i białoruskiej propagandy, dobrowolnie stając się narzędziem wojny informacyjnej; próbują sabotować nadgraniczny stan wyjątkowy i torpedować działania polskich służb; opluwają polski mundur, robiąc z funkcjonariuszy „morderców dzieci”- słowem, nie ma takiej ohydy i podłości, do której by się nie posunęli. A że w ślad za migrantami przez rozgrodzoną granicę przejdą „zielone ludziki”? Może właśnie na to liczą – bo to dodatkowo zdestabilizuje „państwo PiS”. A ruskie służby patrzą i odpalają kolejne salwy z „broni D”.

III. Banda renegatów

Dla tego, co wyczyniają, nie ma usprawiedliwienia, nawet zakładając, że prócz kalkulacji kieruje nimi emocjonalny amok i zacietrzewiona głupota. Grają bowiem losem polskiego państwa. To nie są już „pożyteczni idioci” lecz świadomi zdrajcy z premedytacją eskalujący wewnętrzny konflikt w obliczu hybrydowego ataku na własne państwo. To banda wykorzenionych renegatów, pozbawionych sumienia kanalii, dla których liczy się wyłącznie ich własny, partykularny interes, realizowany choćby na trupie Polski. Zapamiętajmy ich. Zapamiętajmy sobie dobrze tych politykierów, „aktywistów” i sprzedajnych pismaków. I we właściwej chwili – odpłaćmy.

Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny