dr Robert Kościelny, Warszawska Gazeta, nr 2, 14-20.01.2022 r.
Nie ma złudzeń, że wszelkie innowacje pochodzące od mainstreamu, takie jak przedstawione poniżej, mają jeden cel – tyranię. Dlatego w tym „kowidowym” podziale musimy sobie uświadomić, że problemem dla nas nie jest maska, szczepionka, obostrzenie, tylko to, że za pomocą sanitaryzmu władze manipulują nami. Chcą, abyśmy byli skłóconą masą, niezdolną do przeciwstawiania się przykręcaniu śruby.
„Dobrego nowego 2022 r., który bez żadnej wątpliwości będzie dużo gorszy niż 2021. Będzie gorzej, drożej, głupiej, a to tylko początek” napisał na Twitterze publicysta Łukasz Warzecha. Te przewidywania mogą się, niestety, spełnić, sądząc po jakości władzy, jaką mamy w kraju, oraz jej działań, tyleż opresyjnych co nieskutecznych w zmniejszaniu liczby nadmiarowych zgonów. Przypomnijmy, im bardziej minister zdrowia przykręca śrubę reżimu sanitarnego, tym więcej Polaków odchodzi z tego świata. Tym jest nie tylko, jak pisał red. Warzecha, „gorzej, drożej, głupiej” ale też bardziej zabójczo.
Dziel i rządź! Pandemiczna doga do niewoli
Jeśli komuś z Państwa przydarzyła się sytuacja, w której na widok waszej niezamaskowanej twarzy bliźni w sklepie życzył wam śmierci („obyś zdechł”), niech pocieszy się świadomością, jeśli słowo „pocieszyć” jest tu stosowne, że do podobnych, nieprzytomnych reakcji wobec osób, które w oparciu o racjonalne przesłanki, wynikające z badań naukowych, ośmielają się mieć inny pogląd na sens „obostrzeń sanitarnych” niż ten propagandowy, tępo sączony z ekranów telewizorów i innych mediów głównego nurtu – dochodzi na całym świecie. Nawet, a może zwłaszcza, w tym tzw. cywilizowanym.
„Podziel, podbij, zjednocz, uzdrów” tak brzmi tytuł artykułu pióra Karola Eisensteina zamieszczony na Waking Times. Karol Eisenstein to amerykański mówca i autor. Jego praca obejmuje szeroki zakres tematów, w tym wpływ mitu i narracji na kulturę, czytamy w Wikipedii.
Tekst Eisensteina rozpoczyna się od informacji, że na serwisie randkowym Match.com potencjalny partner pewnej kobiety na wieść, że została tylko „częściowo zaszczepiona” życzył jej rychłego zgonu. „To był jeden z wielu podobnych przypadków”.
„Biorąc pod uwagę, że co najmniej 30 proc. Amerykanów nie jest zaszczepionych (a na pewno znacznie więcej nie jest zaszczepionych), nie wróży to dobrze krajowi, jeśli ten rodzaj toksyn się rozprzestrzeni. Media i media społecznościowe obfitują w nienawistne uwagi o tym, że nie- szczepieni zasługują na śmierć, powinno się im odmówić opieki medycznej, są niemoralni, nieświadomi, narcystyczni, socjopatyczni i tak dalej”. Znamy to wszystko aż za dobrze. Jako w Ameryce tak i w Polsce, można by powiedzieć I zapewne w innych krajach też. Sławomir Mrożek zauważył w jednym z esejów, że nasza cywilizacja, z której jesteśmy tak dumni – a pisał to w „złotych latach stabilizacji” w Europie Zachodniej, czyli gdzieś tak pół wieku temu – to jedynie pozłotko, pod którym czają się i prężą swoje prymitywne muskuły pierwotne żywioły instynktu zachowania swojego życia za wszelką, bez mała, cenę.
Eisenstein zauważa również inne zjawisko – nie mniej ważne, a może nawet ważniejsze. Złe emocje po drugiej stronie szczepionkowego podziału. „Czasami w społecznościach sprzeciwiających się reżimowi sanitarnemu widzę pełne nadziei posty o tym, że zaszczepieni pewnego dnia będą lamentować i zgrzytać zębami w skrajnym żalu, gdy masowa śmierć spowodowana szczepionką pokaże im błąd w ich postępowaniu”. Przydomki takie jak „owce” „szczepy” „kowidowi idioci” etcaetera, to woda na młyn tych, którzy stworzyli nam ten obłęd – dzieląc nas ze sobą, ułatwiają inżynierom społecznym opanowanie nas i zniewolenie. Bujny rozrost morderczej nienawiści po obu stronach barykady to dokładnie to, o co im właśnie chodzi.
Trudno nie zgodzić się z Eisensteinem; jeśli już walcząc o wolność, wzięliśmy na siebie jeden ciężar – agresji słownej przerażonych naszym „egoizmem” „altruistów” pragnących naszego zgonu „dla dobra swojego i innych”- musimy wziąć kolejny – spokojnego przyjmowania obelg. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Aby dobro mogło zwyciężyć zło, kamień, którym w Ciebie rzucono, musi powrócić do agresora chlebem. Taka jest żelazna zasada non-violence. Trudne? Oczywiście, że trudne. Zamiana zła w dobro jest jeszcze trudniejsza, niż stworzenie czegoś z niczego. Niemniej, jest możliwa. Taka jest nasza wiara.
Autor omawianego tekstu tłumaczy „Jeśli my, którzy sprzeciwiamy się nakazom szczepień, chcemy żyć w świecie opartym na godności, powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby potwierdzić godność wszystkich ludzi. Odczłowiecząjąc osoby o odmiennych poglądach, wzmacniamy ten sam wzorzec, który odczłowiecza nas samych, dysydentów”. Z drugiej strony patrząc, czy owi ludzie sami się nie dehumanizują, uznając że jedyną zasadą jest przeżyć, niezależnie w jak altruistycznej obudowie będą przedstawiać światu swoje zwierzęce – par excellence – roszczenia? Gandhi wygrał nie stosując przemocy, ale przecież walczył z ludźmi, którzy mieli pewne ludzkie zasady. Jak zauważył wiele lat temu Leszek Kołakowski, w III Rzeszy metody non-violence raczej by się nie sprawdziły. A uczestnicy ruchu mogliby co najwyżej kontynuować swój pokojowy protest w bunkrach głodowych obozów koncentracyjnych.
Wspomniane wątpliwości podsyca obszerny esej omawianego autora zatytułowany „A Path Will Rise to Meet Us” (Ścieżka, która wyrośnie nam na spotkanie). W tekście, opublikowanym na własnej stronie internetowej, Eisenstein zauważa: „Psychologia łobuzów jest dobrze zrozumiana: odreagowanie za utratę władzy, odtwarzanie traumy z odwróconymi rolami i tak dalej. Poza tym archetyp Agresora czerpie z innego źródła. Na pewnym poziomie podświadomości prześladowca chce, aby ofiara przestała być ofiarą i przeciwstawiła się mu. Dlatego uległość nie łagodzi łobuza, a jedynie zachęca go do kontynuowania agresji”.Takjak polityka appease- mentu nie„ugłaskała” Hitlera.
Wróćmy do tekstu opublikowanego na Waking Times, gdzie autor zauważa, że „Nakazy i przymus, stosowane w omawianym przypadku [czyli walki z mniemaną pandemią – R.K.], są to konie trojańskie dla aparatu kontroli, który zmiażdży również opór wobec innych naruszeń życia, człowieka i nie tylko. Nakazy i polityka przymusu mają jeszcze bardziej złowrogi skutek: dzielą społeczeństwo i stawiają nas przeciwko sobie”. I tu właśnie dotykamy clou problemu. Wypada się zgodzić z Karolem Eisensteinem, gdy mówi że zdecydowana większość ludzi nie ma najmniejszej ochoty spierać się o procedury medyczne, mutacje i warianty, transmisje poziome i pionowe, użyteczność czy też nie masek, przyłbic czy szalików lub chust. „Jednak instytucje forsujące obowiązki, przymus, nakazy i mandaty za ich nieprzestrzeganie wmanewrowały opinię publiczną w nieustanne, jałowe spory. Utkały narrację, w której nieszczepieni stanowią zagrożenie dla społeczeństwa: rozprzestrzeniają zarazki, zapełniają szpitale, rozmnażają nowe warianty. Nauka potwierdzająca te idee jest w najlepszym razie nieprzekonująca, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak podlega wpływom finansowym i politycznym. Zasadniczo, celowo lub nie, sytuacja została zaprojektowana tak, aby skłonić społeczeństwo do podziału. To stara formuła: wrogowie są wśród nas!”.
Karol Eisenstein zwraca uwagę, że ta „stara formuła” która zawsze odnosi sukces, dlatego jest tak często używana przez tyranów i oprawców, stąd i dziś używa się jej w narracji kowidowej, bazuje na kłamstwie, a właściwie na „matce wszystkich kłamstw”: że niektórzy z nas są mniej ważni, mniej ludzcy i mniej godni niż inni. Nawet największy tyran nie posiada jakiejś osobistej supermocy. Jego władza pochodzi z posłuszeństwa i przyzwolenia tych, którymi rządzi – ludzi, obywateli. Aby utrzymać dyktat, tyran dzieli społeczeństwo. Tych, którzy buntują się przeciwko tyranii, poddaje obróbce dehumanizacji – to nie ludzie, to roznosiciele chorób, coś jak robactwo, wszy, krótko mówiąc insekty, które należy tępić„dla dobra swojego i innych” Agresja, nienawiść, życzenie śmierci nie są już przejawem zła, tylko – altruizmu. W ten sposób narasta w społeczeństwie obłuda, życie w kłamstwie, urojonej rzeczywistości „raju” z którego wyrzucono wszystkich „demonicznych” dysydentów.
Powiedział, czy nie powiedział?
Latem 2019 r., czyli kilka ładnych miesięcy przed wybuchem rzekomej pandemii, w przestrzeni publicznej, głównie w Internecie, pojawiła się informacja o niezwykłym oświadczeniu, które, jakoby, wyraził Henry Kissinger w 2009 r., czyli w czasie, gdy WHO zmieniło definicję pandemii, stawiając nacisk na liczbę zakażeń, a nie jak do tej pory na ciężki przebieg choroby skutkujący dużą liczbą zgonów. Warto nadmienić, że zmiana ta umożliwiła ogłoszenie „pandemii” świńskiej grypy (H1N1). Na całe szczęście spotkało się to wówczas z odporem dużej części świata nauki. Stąd „pandemia” przeszła w wielu krajach, w tym w naszym, niezauważalnie.
„W czerwcu 2010 r. na łamach brytyjskiego czasopisma medycznego BMJ oraz na posiedzeniu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE) niemal równocześnie opublikowano bardzo krytyczne względem WHO raporty związane z ogłoszeniem pandemii grypy H1N1. Głównym oskarżeniem, jakie znaleźć możemy w raportach (www.nature.com), jest informacja o tym, że pandemii grypy nie było wcale i została ona ogłoszona na potrzeby koncernów farmaceutycznych. W raportach można też wyczytać o tym, że w grupie, która w 2004 r. przygotowywała dokument w sprawie stosowania szczepionek i środków przeciw- wirusowych, pracowało 3 naukowców, którzy otrzymywali wypłaty od firm farmaceutycznych, co niesie ze sobą ryzyko tzw. «konfliktu interesów»”. To było jednak dekadę temu. Nauczeni tym doświadczeniem macherzy od ustawiania świata na swoją modłę zmienili modus operandi, stąd kolejna odpalona przez nich „pandemia” nie spotkała się z tak licznymi protestami świata nauki. Cóż, „świat nauki” też się uczy i wie, że pokorne cielę… itd.
Przejdźmy do wypowiedzi Kissingera. Otóż miał on oznajmić, że „Gdy stado zaakceptuje obowiązkowe, przymusowe szczepienia, gra się kończy! Przyjmą wszystko – przymusowe oddawanie krwi lub organów – dla większego dobra. Możemy genetycznie modyfikować dzieci i sterylizować je – dla większego dobra». Kontrolować umysły owiec, przez co będziemy kontrolować całe stado. Wytwórcy szczepionek mogą zarobić miliardy, a wielu z was na tej sali to inwestorzy [w ten biznes]. To wielka wygrana! Przerzedzamy stado, a stado płaci nam za świadczenie usług eksterminacyjnych” [cyt. za PolitiFact, 25 czerwca 2019]. Post przekazujący treść wypowiedzi miał się ukazać po raz pierwszy w Ameryce w maju 2019 r.
Wprawdzie „cały postępowy świat” czyli media głównego nurtu, zatrząsł się z oburzenia, wykazując m.in. na wspomnianej stronie PolitiFact, że jest to całkowita i absolutna nieprawda, że nie ma żadnych dowodów na to, aby Henry Kissinger powiedział takie słowa, ale nie wszystkich te gorące i gorliwe zapewnienia udobruchały. Wielu do dziś boczy się na tego wybitnego męża stanu i byłego doradcę prezydenckiego za te słowa, sugerując mu niegodziwe intencje i szalone pomysły, mające zamienić świat w jedną wielką dystopię.
Kilka lat wcześniej, bo w 2015 r. „The Nation”,jak czytamy w Wikipedii „najstarszy nieprzerwanie publikowany tygodnik w Stanach Zjednoczonych, obejmujący postępowe wiadomości, opinie i analizy polityczne i kulturalne”, przytoczył cały szereg udokumentowanych wypowiedzi, z których wynika, że Henry Kissinger to zły duch wszystkich prezydentów amerykańskich, od Nixona począwszy. Że jest i zawsze był zwolennikiem eskalacji konfliktów zbrojnych, nieliczącym się z liczbą ofiar wśród ludzi. Których zresztą lubi dzielić na lepszych i dużo, dużo gorszych. Do której grupy sam się zaliczył, nietrudno zgadnąć. To nie Fryderyk Nietzsche, tylko Henry Kissinger powiedział: „Historia jest… niekończącym się rozwijaniem kosmicznego rytmu, który wyraża się w […] ogromnej serii katastrofalnych wstrząsów […]; w bodźcu krwi, która nie tylko pulsuje w żyłach, ale musi zostać przelana i będzie przelana”. Oczywiście chodzi o krew innych, tych „gorszych”. Magazyn publikuje też inne wypowiedzi Kissingera, z których wynika, że widzi on świat jako jedno wielkie pole bitwy. A wygrywa w nim nie ten, kto szanuje fakty, ale ten, kto je stwarza i wymusza na innych uznanie ich jako faktów właśnie.
„Ekspert szanuje «fakty» i uważa je za coś, do czego można się dostosować, być może do manipulacji, ale nie do zanegowania…. W nadchodzących dziesięcioleciach Zachód będzie musiał podnieść swój wzrok, aby pojąć bardziej obiecującą koncepcję rzeczywistości…. Istnieją dwa rodzaje realistów: ci, którzy manipulują faktami i ci, którzy je tworzą. Zachód nie potrzebuje niczego tak bardzo, jak ludzi zdolnych do kreowania własnej rzeczywistości”. Dlaczego należy odrzucić skrupuły i zamiast prawdy wybrać „tworzenie” prawdy? Bo czasy, w których żyjemy, są okresem wielkiego przełomu. „Masz obowiązek przyznać, że żyjemy w rewolucyjnych czasach”.
Powyższe cytaty nie są i nie mogą być twardym dowodem na to, że Kissinger wypowiedział kontrowersyjne słowa o szczepieniu stada, jego „przerzedzaniu” i kontrolowaniu umysłów. Nie sposób jednak nie zauważyć, że nie brzmią one dysonansem, nie zaburzają harmonii wcześniejszych opinii byłego doradcy prezydenta USA.
A co na to mainstream?
Gdy histeria kowidowa nabrała rozpędu, latem 2020 r., amerykański „Forbes” opublikował artykuł „Covid i nowy porządek świata – budowanie nowej gospodarki skoncentrowanej na człowieku”. Jak wiadomo, do tej pory gospodarka nie koncentrowała się na człowieku, tylko na zysku. Przynajmniej według podręcznika ekonomii marksistowsko-leninowskiej.
O tym, jak bardzo mylili się ci dwaj komuniści, znawcy wszystkiego, pisali ekonomiści, politycy, socjologowie, filozofowie.
Jednak nie do wszystkich argumenty trafiają. A ci, dla których opinie teoretyków i dowody praktyczne nie przemówiły, uznali „kryzys pandemiczny” za doskonałą okazję, aby powrócić do pomysłów „ekonomii humanistycznej”, której efekty doskonale znają ludzie żyjący za żelazną kurtyną, od czasu jej zapadnięcia do 1989 r.
Pandemia Covid-19 spowodowała bezprecedensowe zmiany w naszym życiu i gospodarce, podnosił tekst w „Forbes”. „Wymuszone przejście na pracę wirtualną, zmiany w naszych wzorcach podróżowania i konsumpcji oraz zakazy spotkań towarzyskich spowodowały sejsmiczną zmianę w aktywności. Wszystko, co można zrobić wirtualnie, teraz robi się wirtualnie. Blokada zmusza nas do myślenia o tym, co przyniesie przyszłość”, czytamy dalej.
Magazyn dokonał przeglądu spostrzeżeń, które zawarte zostały w wydanej niedawno białej księdze opracowanej przez „grupę liderów myśli”. Redakcją całości zajęli się dr Jane Thomason i Jannah Patchay. Praca nosi tytuł „Covid i nowy porządek świata – praktyczne spostrzeżenia światowych liderów myśli technologicznej”. W pierwszym rzędzie „światowi liderzy myśli” zauważyli, iż kowid obnażył smutną prawdę o dysfunkcyjności obecnego systemu gospodarczego i politycznego. To, co się dzieje w służbie zdrowia, w małym i średnim biznesie, systemie monetarnym i zarządzaniu, a dzieje się bardzo źle, winno skłonić nas do głęboko i daleko idących zmian systemowych. Bowiem wiele z tych negatywnych zjawisk, jakie obserwujemy, jest wynikiem naszej niezdolności do skutecznego reagowania na kryzys w rządzie, biznesie i społeczeństwie. Księga zredagowana przez dwójkę uczonych „wzywa do przemyślenia na nowo systemu gospodarczego, do przemyślenia tego, co cenimy i jak żyjemy”.
Najwyraźniej cenimy nie to, co trzeba (wolność, prawa obywatelskie, możliwość sprzeciwu wobec tyranów?) i żyjemy nie tak, jak powinniśmy (za bardzo licząc na siebie, a nie na „pomoc” państwa?). A skandal ten wyszedł na jaw „dzięki” SARS-CoV-2.
„COVID-19 ujawnił kruchość państw narodowych, a nawet istniejącego porządku światowego. Obnażył słabość wszystkich państw postrzegających siebie jako postindustrialne. Pokazał, że są one niezdolne do wpływania na przyszłość”. Jedyne, co potrafią państwa narodowe, to „patrzeć na gruzy swojej przeszłości”. „Prawda jest taka, że mamy przerażającą liczbę ofiar śmiertelnych w Wielkiej Brytanii i załamaną gospodarkę” – mówi lord Holmes z Richmond, zasiadający członek izby Lordów, wyższej izby brytyjskiego parlamentu. Lord zapewne nie doświadczył skutków „załamania gospodarczego” tego systemu, którego zdaje się być apologetą – socjalistycznego, z silną władzą centralną, nieznoszącego dyskusji, konkurencji, sprzeciwu.
Innowacyjnie w stronę tyranii
Wielkim przesłaniem białej księgi jest to, że nadszedł czas, aby radykalnie myśleć o tym, jak wprowadzać innowacje w społeczeństwie dla większych korzyści obywateli i jak wykorzystywać nowe technologie, które mamy do dyspozycji, aby osiągnąć pożądane zmiany. Ważnym „osiągnięciem” operacji SARS-CoV-2 jest wdrożenie przez rządy systemu nadzoru nad obywatelami pod pozorem walki z „pandemią”. Tekst w „Forbes” właściwie nie ukrywa tego, traktowanego zresztą jako walor, faktu. „Wszystko dokonuje się przy użyciu technologii rozpoznawania twarzy, kamer, technologii skanowania i śledzenia przy niewielkim oporze lub oporach publicznych. Coraz więcej ludzi na całym świecie przeprowadza teraz więcej transakcji online, gdzie ich kontrahenci, lokalizacja i zwyczaje zakupowe są obserwowane zarówno przez władze, jak i firmy w celu nadzoru”.
Coraz bardziej jasne się staje, że nasze zachowania podlegać będą systemowi nadzoru, który wymusi ich radykalne zmiany, nie ukrywa „Forbes”, cytując specjalistę: „Myślę, że trzy główne siły łączą się i zbierają, aby przekształcić życie na tej planecie w sposób, którego nigdy wcześniej nie robiono. Jedną z jest rewolucja technologiczna, w której obecnie się znajdujemy. Drugą jest fakt, że żyjemy na ogrzewającej się planecie, a jeśli nadal będziemy korzystać z jej zasobów, nie będzie ona w stanie utrzymać życia. A trzecią siłą jest równowaga ekonomiczna”, – mówi Jeremy Wilson, prezes Whitechapel Think Tank. Wspomniana „równowaga ekonomiczna” to po prostu dobrze nam znana „sprawiedliwość społeczna”. Według ekspertów cytowanych przez magazyn zmiany klimatyczne i sprawiedliwość społeczna nie są już kwestiami marginalnymi, zostały umieszczone na pierwszym planie naszej uwagi.
A co my na to?
Strona Waking Times nie ma złudzeń, że wszelkie innowacje pochodzące od mainstreamu, takie jak przedstawione wyżej, mają jeden cel – tyranię. Strona przypomina jednak, że: „Instytucje ty- rańskie sprawują władzę tylko dzięki bierności społeczeństwa […] tyrani mogą być silni tylko wówczas, gdy nastawiają ludzi przeciwko sobie”. Dlatego w tym „kowidowym” podziale musimy sobie uświadomić, że problemem dla nas nie jest maska, szczepionka, obostrzenie, tylko to, że za pomocą sanitaryzmu władze manipulują nami. Chcą, abyśmy byli skłóconą masą, niezdolną do przeciwstawiania się przykręcaniu śruby, wzięciu na smycz, tym bardziej, że do kagańców już nas przyzwyczajono.
„Antidotum jest zabranie głosu przez dotychczas cichą większość; wzmocnienie głosów tolerancji, humoru, współczucia. Jest to forma oporu nawet ważniejsza niż opór wobec tyranii medycznej. To odporność na podziały. To opór wobec nienawiści. To opór wobec dehumanizacji. Obalmy strach i nienawiść, źródło wszelkiego zła, a wykujemy solidarność, która dokona cudów przemiany w ciągu naszego życia”.
AUSWEISKONTROLLE NIE PRZEJDZIE!
dr Robert Kościelny
Dla tych, którzy rzeczywiście doceniają wartość wolności i ideę osobistych praw człowieka, które bogaci i potężni są zobowiązani szanować, walka z obowiązkiem szczepień i paszportami to Termopile, miejsce, gdzie nie będzie już innego wyboru, jak tylko stanąć twardo i twardo zatrzymać agresorów.
„Nie można wykluczyć’; „niekoniecznie oznacza” „może być” „a może” „jest zdania” „może sprawić” „tego rodzaju teza” „jeśli ta droga okaże się prawdziwą” „jeśli będziemy mieli szczęście” „w pewnym momencie” „ich skuteczność szacuje się” „jego zdaniem” napisał komentator echhh w odniesieniu do tekstu zamieszczonego na PCH24, w którym na temat dalszych losów „pandemii” i rozprzestrzeniania się SARS- -Cov-19 wypowiadali się „eksperci” Anonimowy komentator kontynuowah „czyli nic nie jest zbadane, naukowcy nie stwierdzili w badaniach laboratoryjnych, anatomopatolodzy nie odkryli, nie odnotowali, sekcje zwłok nie wykazały, zakaźnicy nie zauważyli zwiększenia/zmniejszenia liczby zakażeń, ciężkich powikłań, laboratoria nie potwierdziły/zanegowały itd, itd. W dalszym ciągu wszystko opiera się na «moim zdaniem, może być tak» i «możliwe, że». Jest to wyłącznie wróżenie z fusów i przewidywanie po łamaniu w kościach starego górala. Trzeba ponownie wrócić do, przed laty doskonale wypracowanej, umiejętności czytania między wierszami i nauczyć tej sztuki także młode pokolenia, inaczej wykończą nam naród szóstą, dziesiątą, sto dwudziestą piątą wspomagająco-podtrzymująco- utrzymująco-dotrzymująco- przytrzymująco-przyczepiająco- zaczepiająco-umacniająco- uzasadniającą dawką!”
Pani Barbara Nowak, kurator oświaty w Małopolsce, wyraziła pogląd mówiący, że szczepionki na kowid to eksperyment medyczny. Sprawa jest oczywista, o czym przypomniał prawnik Piotr Schramm, publikując na Twitterze dokumenty Pfizera jednoznacznie stwierdzające, że „produkty lecznicze Comimaty” są w fazie badań (w tym wypadku nie na zwierzętach, ale ludziach), a o ich skuteczności i bezpieczeństwie będziemy mogli rozmawiać po spłynięciu wszystkich wyników eksperymentu, czyli dopiero pod koniec 2023 r. Za pełne dwa lata! Przypomnijmy tylko, że d sami ludzie, którzy ubliżają osobom podchodzącym ostrożnie do produktu eksperymentalnego, nazywając ich ciemnymi antyszczepionkowcami, jednocześnie uważają za stosowne informować na ulotkach, że „każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu”. Nawet jeśli tym „lekiem” jest mieszanka ziołowa, mająca wspomóc odchudzanie.
Minister zdrowia stwierdził, że „małopolska kurator oświaty Barbara Nowak powinna ponieść odpowiedzialność za swoje słowa o szczepionkach przeciw Covid-19″ sugerując jednoznacznie zwolnienie jej ze stanowiska. A może nawet w ogóle nie powinna pracować w edukacji? Jak widać w Polsce anno Domini 2022 mówienie prawdy jest karane. Inaczej z nieprawdą. Zwłaszcza tą dotyczącą kowida i związanych z nim zagrożeń. Głoszenie wierutnych łgarstw o jego niebywałej śmiertelności jest nie tylko wspomagane finansowo, ale też nagradzane wysokimi stanowiskami państwowymi. Jeden z takich suto nagradzanych kretynów dał niedawno głos „ostrzegając” przed milionem chorych na Covid-19, którzy „niebawem mogą trafić do szpitala” Ponieważ do szpitala trafiają poważnie chorzy, stąd wniosek, że spośród tego miliona dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy, umrze. Wspomniany kretyn ma na swym koncie więcej takich „eksperckich” opinii. Jest bardzo groźny nie tylko dla najbliższego otoczenia, ale całego społeczeństwa, bo albo budzi płonne nadzieje, jak podczas deklaracji o „stuprocentowej skuteczności szczepionki” albo sieje panikę, jak ostatnio. Ze stanowiskiem powinien pożegnać się już dawno. I co? I… eh, wyrażać to ja się nie będę.
Z obozu władzy coraz nachalniej słychać głosy świadczące, iż stał się on siedliskiem osobników nieobliczalnych, zamordystów, ludzi o bardzo opresyjnym nastawieniu do bliźnich, zwolenników segregacji społeczeństwa polskiego i degradacji tych spośród Polaków, którzy nie ulegną sanitaryzmowi, do kategorii obywateli drugorzędnych, jeśli w ogóle nie do rzędu osób nieważnych. A może nawet skazanych na otor- bienie w izolatorach.
Skąd ten nacisk rządu na szczepienia (nieobowiązkowe), na wymuszoną dobrowolność przyjęcia niezbadanego do końca preparatu mającego chronić przed patogenem, w najgorszym przypadku tak groźnym dla zdrowia jak grypa? Oficjalna odpowiedź jest taka sama jak w przypadku zasłaniania twarzy szalikiem, przyłbicą lub maską – „chronisz siebie i innych” A nawet bardziej altruistycznie – „chronisz nie siebie, tylko innych”. Stąd nieprzestrzeganie nakazu maskowania twarzy miało być przejawem skończonego egoizmu, a nawet sadystycznych skłonności do popełniania seryjnych zabójstw, jeśli nie wręcz – ludobójstwa ma niewyobrażalną skalę. Takie to kocopoły wciskali nam zarówno „eksperci” jak „niezależni” dziennikarze, i nadal wciskają. Mimo, że okazało się, w wyniku ponad 60 badań, iż maski nie chronią przed transmisją wirusa, co stwierdził w telewizji Polsat prof. Piotr Kuna, medyk ze szpitala uniwersyteckiego w Łodzi.
Historia lubi się powtarzać Tak jak rozpadł się mit maseczkowy, choć jeszcze nikt z rządu ani z grona „eksperckiego” nie uznał za stosowne oficjalnie tego zakomunikować zamaskowanym, tak też zaczyna rozsypywać się obraz szczepionki. Nie tylko jako „w stu procentach skutecznej” ale jako skutecznej w ogóle.
Media i urzędnicy rządowi nadal powtarzają narrację, że jednym z najważniejszych czynników przedłużających pandemię są niezaszczepieni. Owa mantra wybrzmiewa nawet wówczas, gdy pojawiają się „wyjątkowe przypadki” zakażeń, ciężkiego przebiegu, a nawet śmierci osób wyszczepionych pod korek. Według stanu na dzień 12 października 2021 r. CDC (amerykański sanepid) stwierdziło, że 31 895 osób, którym wstrzyknięto pełną dawkę preparatu, było hospitalizowanych lub zmarło z powodu COVID-19, poinformowała strona Zero Sum dwa miesiące temu. Portal zacytował też dr. Roberta Malone’a, wynalazcę technologii szczepionki mRNA i DNA, który stwierdził, że: „szczepionki nie chronią w pełni przed infekcją, replikacją wirusa i transmisją. Jeśli jesteś zaszczepiony, to nie oznacza, że nikogo nie zarażasz”
Co więcej, Malone jest zdania, że poprzez zmniejszenie objawów choroby, przy jednoczesnym umożliwieniu kontynuowania replikacji wirusa, zastrzyki zwiększają prawdopodobieństwo, że wyszczepieni staną się super- roznosicielami patogenu SARS- -Cov-2 i tym samym utrwalać będą infekcję kryjącą się pod nazwą COVID-19. „Jeśli zakazisz się Deltą i zostaniesz zaszczepiony, będziesz mieć tyle samo replikacji wirusa W swoim ciele jak osoba nieszczepiona, ale nie poczujesz się tak chory” Na co to się przekłada? – pyta naukowiec Wtedy pójdziesz do pracy, do kina, na spotkanie towarzyskie. Tam, gdzie może być dużo ludzi. „Więc jeśli dobrze to przemyślisz… zaszczepieni są w rzeczywistości tymi, którzy stwarzają największe ryzyko dla wszystkich, ponieważ nadal będą mogli zostać zarażeni, replikować wirusa przynajmniej na tym samym poziomie, jeśli nie wyższym, niż nieszczepieni”
Strona American Thinker zauważyła, że dla tych, którzy są świadomi lub przynajmniej podejrzewają, że zachodnie elity szykują się do czegoś dość drastycznego, to rzeczywiście szczęście, że dostępne szczepionki okazały się niewypałami, ponieważ pozbawia to elity ich głównego uzasadnienia dla przymusu szczepionkowego. Natomiast bez przymusu szczepionkowego „elity są bezradne, aby osiągnąć swój cel, jakim są uniwersalne cyfrowe identyfikatory i władza, którą można z ich pomocą osiągnąć Z historii wojen wiemy, że niektóre bitwy można przegrać a wojnę nadal wygrywać Wiemy również, że istnieją pewne strategiczne bitwy, które trzeba wygrać w przeciwnym razie wojna zostanie przegrana. W tej wojnie samolubnych zachodnich elit przeciwko własnym ludziom absolutnie konieczne jest zwycięstwo w walce z przymusem szczepień i paszportami kowidowymi. Dla tych, którzy rzeczywiście doceniają wartość wolności i ideę osobistych praw człowieka, które bogaci i potężni są zobowiązani szanować, walka z obowiązkiem szczepień i paszportami to Termopile, miejsce gdzie nie będzie już innego wyboru, jak tylko stanąć twardo i twardo zatrzymać agresorów. W przeciwnym razie ci, którzy cenią dziś wolność człowieka, będą musieli przyznać że ich wnukom jest przeznaczone spotkanie z cyfrową wersją tego samego żądania, które ciągle słyszano w Niemczech w latach 30. XX wieku: «Ausweispapiere, bitte»”.
UCZ SIĘ NA BŁĘDACH INNYCH
Sławomir M. Kozak
Po tym, kiedy okazało się, że na świecie zmarło w roku ubiegłym kilkunastu (przypadki potwierdzone) pilotów w ciągu kilku dni od przyjęcia „szczepionki” do czego zmuszała ich polityka linii, a część zapadła na choroby eliminujące z lotniczego zawodu, nastąpił masowy sprzeciw przeciw temu jawnemu bestialstwu, które rujnuje ludziom życie, ich marzenia i nadzieje.
W lotnictwie, którego popularność i powszechna dostępność w wieku XXI wydawała się jeszcze niedawno oczywista, od początku nowego stulecia dzieje się źle. Opisując ten problem już wiele lat temu w jednym z branżowych pism lotniczych, jako jedną z przyczyn tego stanu rzeczy wskazałem postępującą dehumanizację zawodów związanych z awiacją. Pamiętając czasy, w których po dniu pracy piloci i kontrolerzy ruchu lotniczego spotykali się ze sobą i omawiali swoje doświadczenia, z żalem obserwowałem zanikanie tej „świeckiej tradycji”. Zresztą podobnie stało się ze wspólnymi niegdyś dwutygodniowymi obozami kondycyjnymi, podczas których sposobów do wymiany wiedzy i obserwacji wynikających właśnie z doświadczenia nie brakowało. Nie sposób przecenić tych rozmów i wsłuchiwania się w opowieści starszych kolegów, które dotyczyły ich przeżyć na przestrzeni minionych lat. Wielu z nas naprawdę zapadły one w pamięć na resztę zawodowego życia i sądzę, że uchroniły przed popełnieniem błędu w sytuacji, kiedy można go było zrobić. Stare lotnicze porzekadło mówi przecież, by uczyć się na błędach innych, bo swojego można nie przeżyć. Z chwilą nastania komputerowych rejestratorów szybkiego dostępu, dzięki którym można było dokonywać oceny przebiegu lotu zaraz po jego zakończeniu, a najmniejsze odstępstwo od sztywnych procedur poddawano szczegółowym analizom, zmalała rola oceny sytuacji w gronie ludzi, którzy wspólnie jej doświadczyli. Jak wieszczył poeta: „spisane będą czyny i rozmowy”. I tak też zaczęło się dziać. I oczywiście bardzo dobrze, że technika wspiera człowieka, gorzej, gdy zaczyna go wypierać. Błyskawiczny rozwój lotnictwa spowodował powstawanie nowych linii lotniczych, nastąpiło gwałtowne zapotrzebowanie zarówno na pilotów, jak i kontrolerów ruchu. W moim przekonaniu to właśnie wtedy zaczęto do branży przyjmować ludzi, którzy zauważyli w nim doskonały sposób na życie, pełen ogromnych wyrzeczeń, ale też dający na długo możliwość niesamowitych przeżyć, stabilizację, uznanie w oczach innych i gwarancję świętego spokoju na starość. Pasja lotnicza zeszła na plan dalszy. Wiem, że moja opinia może spotkać się z gwałtownym sprzeciwem części tych, dla których nadal najpiękniejszym doznaniem o świcie jest zapach nafty lotniczej, ale wyrobiłem ją sobie, dostatecznie długo obserwując środowisko od wewnątrz. Nie obwiniam zresztą za ten stan rzeczy wykonujących te zawody, a raczej system, który właśnie z początkiem nowej ery zaczął przekształcać cały nasz świat.
Z lotnictwa wypychano coraz częściej prawdziwych rzemieślników oddanych tej dziedzinie, w ich miejsce lokując menadżerów. Pół biedy, kiedy zarządzający jakąkolwiek gałęzią tego biznesu mieli naprawdę smykałkę do tego, co robili, gorzej, gdy oprócz braku wiedzy lotniczej wychodziły na wierzch ich niedostatki kierownicze. Działo się tak zawsze, gdy powoływano takich ludzi z klucza nie mającego nic wspólnego z myśleniem propaństwowym. Dbanie o dobro przedsiębiorstwa, pracowników i potencjalnych odbiorców usług zawężano do dbałości o zyski interesariuszy, korporacji czy, na końcu, członków Rad Nadzorczych i Zarządów spółek.
Interesów społeczności lokalnych, dumy z wkładu w rozwój kraju w ogóle nie bierze się pod uwagę już od dziesięcioleci. Przykłady można mnożyć, nie tylko zresztą w Polsce. Najdobitniejszą ilustracją owego podporządkowania się nowym właścicielom, którymi są obecnie ogromne fundusze i korporacje, jest całkowicie sprzeczne z jakimikolwiek zasadami logiki zmuszanie do poddawania się eksperymentom medycznym, już nie tylko pasażerów linii lotniczych, ale też tych, którzy mają dbać o ich bezpieczeństwo. Następuje kolejny etap odczłowieczenia. Wspominałem kilkukrotnie o zagrożeniach, które niosą ze sobą tak zwane szczepionki i oczywiście, podobnie jak w przypadku innych branż, których to zagadnienie bezpośrednio dotyka, nie odbyła się dotąd w polskiej przestrzeni publicznej żadna na ten temat debata. Naturalnie nie powinno to dziwić nikogo, skoro nasze „elity” same nam mówią, że „należymy do kogoś innego” a coraz więcej danych wskazuje na to, że rzeczywiście nie stanowimy już państwa, tylko jakąś kolejną korporację, podporządkowaną bliżej nieokreślonej grupie globalnych zarządców. Ich działania, nie mające nic wspólnego z powiększaniem zysków przemysłu lotniczego, a wręcz przeciwnie, degenerujące go w sposób iście szatański, wydają się zupełnie niezrozumiałe. Gdybyśmy nadal żyli w czasach, kiedy prawo cokolwiek znaczyło, takich administratorów skazywano by w trybie przyspieszonym za działanie na szkodę danej firmy. Nie tylko odseparowano od siebie grupy pilotów, kontrolerów, ekspertów bezpieczeństwa, specjalistów medycyny lotniczej, ale cynicznie rozbija się je wszystkie po kolei, umniejszając wśród ich członków poczucie wartości i zmuszając tylko do myślenia w kategoriach przetrwania, przy jak najmniejszych stratach własnych. Bo przecież zakładana przez wielu świetlana przyszłość i godziwa emerytura okupione są najczęściej ogromnymi nakładami finansowymi. Na zdobycie licencji, niezbędnych uprawnień i konieczności ich utrzymywania niektórzy zadłużyli się do granic możliwości, a firmy, w których pracują, w umowach o pracę zapisywały obowiązek spłaty kwot przeznaczonych na dodatkowe szkolenia, których ukończenie było częścią składową warunku zatrudnienia. Na szczęście tego typu podejście do tego, co się wokół dzieje, powoli zaczyna się odmieniać. Jak pisał wspomniany wcześniej wieszcz: „lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach”. Myślę, że na miano kamieni milowych mogą zasługiwać powstające właśnie organizacje sprzeciwiające się przymusowi szczepień personelu lotniczego. Oczywiście, tworzą się na razie w państwach bogatych, w których ludzie lotnictwa mieli przez lata godziwe zarobki i możliwość lokowania oszczędności w sposób perspektywiczny, jakkolwiek nie chcę zagłębiać się w ten akurat aspekt, który jest w dużej mierze zależny od mnóstwa czynników i uwarunkowań, a ich analiza wykracza daleko poza ramy felietonu. Wierzę, że jest to przede wszystkim kwestia mentalności i obywatelskiego zaangażowania poszczególnych osób. Po tym, kiedy okazało się, że na świecie zmarło w roku ubiegłym kilkunastu (przypadki potwierdzone) pilotów w ciągu kilku dni od przyjęcia „szczepionki” do czego zmuszała ich polityka linii, a część zapadła na choroby eliminujące z lotniczego zawodu, nastąpił masowy sprzeciw przeciw temu jawnemu bestialstwu, które rujnuje ludziom życie, ich marzenia i nadzieje. I stanowi realne zagrożenie dla setek ludzi. Amerykańscy kontrolerzy ruchu lotniczego, piloci i przedstawiciele obsługi pokładowej rozpoczęli swoisty strajk, biorąc zwolnienia lekarskie i krótkotrwałe urlopy, co powodowało na kolejnych, nie tylko przecież amerykańskich, lotniskach odwoływanie po parę tysięcy lotów dziennie. Działo się tak przez kilka letnich miesięcy 2021 r. Równocześnie składano tysiące pozwów do sądów. Nie poprzestano jednak na tym. Powołano do życia organizację US FREEDOM FLYERS, zrzeszającą nie tylko profesjonalistów lotniczych, ale i lekarzy, pielęgniarki oraz pasażerów. Dołączyła do niej kanadyjska FREETO FLY. Ale budzą się, poruszone tymi działaniami, stowarzyszenia w Europie – niemiecka AIRLINERS FOR HUMANITY, francuska NAVI- GANTS LIBRES, czy niderlandzka LUCHTVAART COLLECTIEF. Sprzeciwiają się przymusowi szczepień, twierdząc stanowczo, że jest on niezgodny z konstytucją i prawami człowieka. Polecam obejrzenie klipu (kod QR) pokazującego składanie przez pracowników linii Westlet swoich mundurów, toreb i walizek służbowych przed biurem siedziby firmy, która zwolniła kilkaset osób, które odważyły się protestować. Na internetowej stronie kanadyjskiego stowarzyszenia opisana jest szczególna inicjatywa przypominająca modę na noszenie w czasach stanu wojennego w Polsce przypinanych do ubrania oporników. Współczesnym symbolem oporu lotników stała się błękitna wstążka, którą można zarówno nosić w klapie marynarki, jak też przypinać do bagażu podręcznego, by ten sprzeciw widoczny był na różnych lotniskach świata. Tym razem iskra wyszła więc zza oceanu. Do nas, póki co, nie doleciała, w przeciwieństwie do amerykańskich F-16, które 4 stycznia wylądowały w Bazie Lotniczej w Łasku, by współpracować z myśliwcami z Litwy i Estonii w ramach tzw. Baltic Air Policing. Belgijskie, polskie i amerykańskie myśliwce będą ćwiczyć manewry powietrzne i ściśle współpracować z Połączonym Centrum Operacji Powietrznych w Uedem (CAOCUE) w celu usprawnienia procedur dowodzenia i kontroli. Jak mówią nasi alianci, ma to na celu poprawę interoperacyjności wśród sojuszników i przećwiczenie szybkiego rozmieszczania samolotów w bazach zapasowych. My, póki co, nie uczymy się na błędach innych, ani nawet na własnych.
Opracował: Leon Baranowski – Buenos Aires, Argentyna