CHŁOPCY Z HOTELU BILDERBERG

dr Robert Kościelny, Warszawska Gazeta, nr 24, 17-23.06.2022</i?

O tym, że sprawa naszego wschodniego sąsiada jest pilnie monitorowana przez Grupę Bilderberg świadczy fakt, że prezydent Zełenski spotkał się zarówno z przedstawicielem Grupy, jak też amerykańskiego wywiadu Alexem Karpem, który kieruje Palantirem, niesławną finansowaną przez CIA firmą nadzorującą i analizującą.

„Nowy Porządek Świata jest bardzo poważnym zagrożeniem zarówno dla Państwa, jak i dla Kościoła, ponieważ obie instytucje są jego wrogami do pokonania w obliczu ustanowienia Powszechnej Republiki i Kościoła Ludzkości” powiedział abp Carlo Maria Viganó podczas rozmowy z założycielem portalu Renova- tio 21 Roberto Dal Bosco. O chęć wprowadzenia nowego ładu duszpasterz oskarżył takich ludzi jak: Klaus Schwab, George Soros, Bill Gates, oraz instytucje, wśród których bardzo ważną rolę odgrywa Grupa Bilderberg.

Waszyngtońskie spotkanie

W pierwszy weekend czerwca tego roku Grupa Bilderberg spotkała się, aby „rozwijać dialog” w kwestiach, które wpływają na życie obywateli amerykańskich, kanadyjskich, a także obywateli Europy – informowała prasa wszystkich opcji politycznych, od tradycjonalistów z„The New American” po lewicowy „The Guardian” Cały świat, a przynajmniej ta jego część, która wie, jak duże znaczenie dla globalnej polityki mają członkowie Grupy Bilderberg, interesował się przebiegiem spotkania. Chociaż o informacje nie było łatwo, bowiem ci, którzy rzeczywiście rządzą światem, tzn. narzucają mu kierunki i tempo rozwoju (bądź może słuszniej mówić: uwiądu), nie lubią blasku fleszy i obiektywów kamer. Te gadżety zostawiają swoim pacynkom, nabzdyczonym politykom krajowym.

Było to 68. doroczne spotkanie Grupy Bilderberg gromadzące 120 osób z 21 krajów. Grupa nosząca nazwę hotelu, w którym odbyło się jej pierwsze spotkanie w 1954 r., omawia kwestie interesujące globalistów, przypomina swoim czytelnikom magazyn „The New American” dwutygodnik nazywany przez coraz bardziej poprawną Wikipedię „skrajnie prawicowym”

Lewicowy „The Guardian” pisze, że po dwuletniej przerwie elitarny globalny szczyt został wznowiony w doskonale chronionym hotelu w Waszyngtonie, z listą wysoko postawionych gości, która obejmuje szefów NATO, CIA, GCHQ (brytyjska Centrala Łączności Rządowej współpracująca z innymi służbami specjalnymi Wielkiej Brytanii i USA), amerykańskiej rady bezpieczeństwa narodowego, dwóch europejskich premierów, kilku miliarderów z branży technologicznej i Henry’ego Kissingera.

Czy coś się zmieniło w aspiracjach tych ludzi w ciągu dwu ostatnich lat? – zastanawia się „The Guardian”! odpowiedź, jaką daje, upewnia czytelnika, że ambicje osób zrzeszonych w Grupie są cały czas takie same: zarządzać światem, kształtując go i określając strategiczne kierunki rozwoju. „Porządek świata zachodniego, który Grupa Bilderberg po cichu kształtuje” musi być, według bilderbergowców, cały czas pod kontrolą elit, informuje gazeta. Zresztą najbardziej prominentni członkowie organizacji i stali uczestnicy spotkań nie kryją się z tym, że„ktoś przecież musi tym kierować” Zbigniew Brzeziński (członek Grupy Bilderberg) w książce „Between Two Ages” pisał ponad półwieku temu: „Nad społeczeństwem dominować będzie elita, która dla osiągnięcia swoich politycznych celów nie będzie wzbraniać się przed stosowaniem najnowocześniejszych technik kształtowania publicznych zachowań i utrzymywania społeczeństwa pod ścisłą kontrolą i inwigilacją” (cyt. za Globalne Archiwum).

W 2019 r„ kiedy Grupa Bilderberg spotkała się po raz ostatni osobiście, konferencja rozpoczęła się od optymistycznych tematów „Stabilny porządek strategiczny” i„Co dalej dla Europy?” Jednak w tym roku program został zdominowany przez zagadnienia związane z chaosem i kryzysem.

„The New American” pisze: „W tym roku tematami dyskusji będą zmiany geopolityczne, wyzwania NATO, Chiny, chińsko-amerykański wyścig technologiczny, Rosja, ciągłość rządów i gospodarek, zakłócenie globalnego systemu finansowego, dezinformacja, bezpieczeństwo energetyczne i zrównoważony rozwój, opieka zdrowotna po pandemii, dezintegracja społeczeństw demokratycznych, handel oraz Ukraina”.

Dyskrecja „prasy międzynarodowej”

Dziennikarze wszystkich opcji politycznych nie mają wątpliwości odnośnie do tego, że niewiele rzetelnych informacji na temat rozmów przedostanie się na zewnątrz. „To, co zostanie powiedziane na te tematy i jakie zostaną podjęte działania, jeśli w ogóle, zostaną podjęte w związku z nimi, jest ściśle poufne. Według ich strony internetowej, działają zgodnie z «Zasadą Chatham House», która stanowi, że uczestnicy «mogą swobodnie korzystać z otrzymanych informacji, ale nie można ujawnić tożsamości ani przynależności mówcy (mówców) ani żadnego innego uczestnika. Wielu uczestników zajmuje wysokie stanowiska rządowe w swoich krajach, ale w spotkaniu «biorą udział jako osoby, a nie w jakimkolwiek oficjalnym charakterze, a zatem nie są związani konwencjami swojego urzędu ani wcześniej uzgodnionymi stanowiskami”.

Innymi słowy członek jakiegokolwiek rządu, gdyby taki się tam znalazł, ma zupełnie wolną rękę w podejmowaniu decyzji i wyrażaniu opinii, bowiem nie reprezentuje państwa i urzędu, tylko siebie. Po czym wraca do kraju i… No właśnie, czy przekazuje ustalenia podjęte na konferencji, podczas posiedzenia rady ministrów (wraz z poleceniem aplikacji, na przykład), czy zachowuje je dla siebie z mocnym postanowieniem, że ujawni je dopiero w swych pamiętnikach?

Przy tej okazji należy przypomnieć słowa Davida Rockefellera, które zawarł w swojej książce „Memoirs” z 1984 r.: „Jesteśmy wdzięczni «The Washington Post, «The New York Times, «Time Magazine i innym wspaniałym publikatorom, których dyrektorzy uczestniczyli w naszych spotkaniach i dotrzymywali obietnic dyskrecji przez prawie czterdzieści lat. Nie moglibyśmy opracować naszego planu dla świata, gdybyśmy w tamtych latach byli przedmiotem rozgłosu. Ale praca jest teraz znacznie bardziej wyrafinowana i przygotowana do marszu w kierunku rządu światowego. Ponadnarodowa suwerenność elity intelektualnej i światowych bankierów jest z pewnością lepsza niż narodowe samostanowienie praktykowane w minionych stuleciach”.

Czy Bilderberg to kolejna teoria spiskowa?

Znaczenie Grupy Bilderberg jest czasami pomniejszane opiniami, że jest to „klub dyskusyjny bądź wytwór szalonych teoretyków spisku. Ale w rzeczywistości jest to ważny szczyt dyplomatyczny, w którym biorą udział niezwykle wysocy rangą politycy transatlantyccy, od sekretarza handlu USA po przewodniczącego Rady Europejskiej” pisze „The Guardian” Gazeta ukazuje powiązania między Grupą a spotkaniami w Davos w ramach Światowego Forum Ekonomicznego (WEF): „Te dwa wydarzenia mają ze sobą wiele wspólnego: w tegorocznej konferencji uczestniczyło trzech powierników WEF, a Klaus Schwab, przerażający szef Davos, jest byłym członkiem komitetu sterującego [czyli wspomagającego swymi radami zarząd instytucji] Grupy Bilderberg. Jego «Wielki Reset® wisi nad konferencją w Waszyngtonie, wraz z Zakłóceniem globalnego systemu finansowego®, niczym miecz Da- moklesa”.

„The Guardian” wskazuje też na powiązania Grupy ze służbami specjalnymi, które od początku współpracowały z organizacją, a spotkania członków Grupy to projekt wywiadu brytyjskiego i amerykańskiego. „Tegoroczny skład konferencji, z szefem CIA, Williamem Burnsem, odzwierciedla te korzenie” Burns jest byłym ambasadorem USA w Rosji i został wybrany do komitetu sterującego Bilderberg zaledwie kilka miesięcy przed tym, jak Joe Biden mianował go szefem CIA, po czym dyskretnie zrezygnował z mandatu członka komitetu.

Warto zwrócić uwagę, że William Burns, już jako dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej, złożył dwudniową wizytę w stolicy Rosji, cztery miesiące przed inwazją tego kraju na wschodnie rubieże Ukrainy. Amerykańska delegacja udała się do Moskwy na polecenie Joe Bidena. Wiadomo o co najmniej dwóch spotkaniach szefa CIA: z szefem rosyjskiego wywiadu SWR i z sekretarzem Rady Bezpieczeństwa FR. Burns był też uważany za jednego z architektów polityki tzw. resetu, prowadzonej przez administrację Baracka Obamy wobec Rosji. Jak podały służby prasowe SWR, rozmowa dotyczyła walki z międzynarodowym terroryzmem i współdziałania wywiadów USA i Rosji. Jak zaznaczają Rosjanie, spotkanie odbyło się z inicjatywy amerykańskiej. To kolejne kontakty amerykańsko-rosyjskie na wysokim szczeblu. Kilkanaście dni wcześniej w Moskwie gościła Vic- toria Nuland z Departamentu Stanu. Zarówno tamta wizyta, jak i spotkania szefa CIA świadczą o determinacji Bidena do szukania poprawy relacji USA z Rosją, relacjonował wówczas Warsaw Institute.

W spotkaniu waszyngtońskim uczestniczyło, obok Williama Burnsa, czterech innych szefów wywiadu: szef brytyjskiej Centrali Łączności Rządowej; dyrektor francuskiej agencji wywiadu zewnętrznego DGSE; lider Amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Cyberbezpieczeństwa i Infrastruktury; oraz doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Bidena, Jake Sullivan. Oprócz aktualnych byli również obecni dawni„szefo- wie szpiegów”jak ich określiłjhe Guardian” Dawid Petraeus (CIA) i sir John Sawers (MI6), obecnie członek zarządu Bilderberg.

Kto oprócz szefów służb specjalnych?

Brytyjska gazeta pisze o obecności Henry’ego Kissingera, mentora Klausa Schwaba.„Nie- samowite,99-letni Kissingerjest uczestnikiem spotkań Grupy Bilderberg od 1957 r. Książę realpo- lityki był ideologicznym ojcem chrzestnym Bilderberg. Niedawno został współautorem książki «The Age of Al® [Wiek sztucznej inteligencji] wraz z członkiem komitetu sterującego Bilderberg, Ericem Schmidtem, byłym szefem Google; a tegoroczna konferencja w Waszyngtonie jest zauważalnie staranowana przez luminarzy sztucznej inteligencji, od Yanna LeCuna z Facebooka po Demisa Hassabisa z DeepMind”.

„The Guardian” zauważa w tym momencie: „Grupa Bilderberg wie, że niezależnie od tego, jak rozegrają się globalne zmiany i niezależnie od tego, jak wygląda zresetowany globalny system finansowy, kształt świata będzie określany przez wielkie technologie. A jeśli finałem jest «ciągłość rządu, jak sugeruje program, ciągłość ta będzie zasilana przez sztuczną inteligencję. Bez względu na to, jaki miliarder stworzy oprogramowanie, które rządzi światem, Bilderberg ma na celu upewnienie się, że trzyma rękę na myszy [komputerowej. Podk. R.KJ”.

W szczycie biorą udział eksperci z Rosji i Ukrainy, jest tam również obecna asystentka sekretarza obrony ds. bezpieczeństwa międzynarodowego USACeleste Wallander i była zastępczyni doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Nadia Schadlow, która zasiada w elitarnym komitecie sterującym Bilderberg.

O tym, że sprawa naszego wschodniego sąsiada jest pilnie monitorowana przez Grupę Bilderberg świadczy fakt, że kilka dni wcześniej prezydent Zełenski spotkał się zarówno z przedstawicielem Grupy, jak też przedstawicielem amerykańskiego wywiadu Alexem Karpem, który kieruje Palantirem, niesławną finansowaną przez CIA firmą nadzorującą i analizującą. Palantir, założony przez miliardera z grupy Bilderberg Petera Thiela, zgodził się udzielić „cyfrowego wsparcia” ukraińskiej armii, informował na Twitterze wicepremiera tego kraju. Na liście uczestników roi się od doradców wojskowych, z których jeden jest byłym przewodniczącym połączonych szefów sztabu, a kilku innych to ważne tryby machiny wojennej w Waszyngtonie.

Niepokój obserwatorów

Z innych ważnych informacji przekazanych przez prasę warto wymienić rozmowy, jakie przeprowadzali przedstawiciele Grupy z prezesami gigantów naftowych BP, Shell i Total w ramach panelu „Bezpieczeństwo energetyczne i zrównoważony rozwój” Innym ważnym tematem był „Zdrowie po pandemii”. Na ten temat toczyły się rozmowy z dyrektorami generalnymi Pfizera i GlaxoSmith-Kline. Brali w nich udział inwestorzy z Wall Street. Spotkania te były zamknięte dla dziennikarzy.„Jeśli ktoś się zastanawia, w jaki sposób Pfizer był w stanie zdobyć lukratywny kontrakt na opracowanie szczepionki przeciw kowidowi, to przytoczone fakty winny co nieco wyjaśnić. Podobnie jak mogą pomóc w zrozumieniu, dlaczego Pfizer ogłosił, że jego szczepionka jest gotowa tydzień po wyborach prezydenckich w 2020 r., a nie tydzień przed – chociaż Pfizer twierdził, że polityka nie ma nic wspólnego z terminem ogłoszenia informacji o szczepionce” pisze „The New American”

Analiza tematów do dyskusji mówi wyraźnie o globalistycznych ambicjach Grupy. Na przykład w tym roku dużo mówi się o „dezinformacji”. Fakt, że prezydent Joe Biden próbował założyć biuro „dezinformacji” w Departamencie Bezpieczeństwa Wewnętrznego – i że administracja Bidena uważa przeciwne poglądy na kwestie takie jak kontrola dostępu do broni i zmiany klimatu za „dezinformację”- daje nam wyobrażenie o tym, co koledzy internacjonaliści Bidena uważają za „dezinformację” Na konferencji było także obecnych kilku ważnych ludzi ze świata mediów – zarówno z Ameryki Północnej, jak i Europy, w tym jeden z publicystów z „The Atlantic” wiceprezes Facebooka, redaktor naczelny „The Economist” oraz były prezes Google, informuje „The New American”.

Wypada zgodzić się z opinią dwutygodnika, który kończy swą relację uwagą: „Te spotkania to nie tylko długi weekend swobodnej dyskusji o bieżących wydarzeniach. Uczestnicy to bardzo wpływowe jednostki w swoich krajach, które opracowują strategie poszerzania zakresu ponadnarodowej «współpracy»” Owa współpraca nie bierze pod uwagę interesów obywateli, w każdym razie nie tych, którzy formalnie są suwerenami w swoich krajach i rządzą poprzez swych przedstawicieli. Stąd kraje te nazywane są demokratycznymi. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, dlaczego pewne kwestie – i pewne stanowiska w tych kwestiach – pojawiają się nagle, a media, świat korporacji, rozrywki i władzy powtarza je jak papuga, prawdopodobnie znasz już odpowiedź”.

Globalne Reorganizacje

W harmonogramie spotkania w Waszyngtonie pojawił się również temat globalnych reorganizacji politycznych (globalre- alignmentś). Niewiele można przeczytać na ten temat w prasie, więc skorzystajmy z tego, co pisał o „globalnej reorganizacji” czy „globalnym dostosowaniu” osiem lat temu Zbigniewa Brzezińskiego w „The American Interest”. Pojawiło się pięć czynników zmuszających Amerykę do zaangażowania się w zmiany ogólnoświatowe oraz pokierowania nimi, jeśli kraj ten chce utrzymać pozycję głównego gracza.

Pierwsza z tych prawd jest taka, że Stany Zjednoczone są nadal najpotężniejszym podmiotem politycznym, gospodarczym i militarnym na świecie, ale biorąc pod uwagę złożone zmiany geopolityczne zachodzące na szczeblu relacji regionalnych, USA nie są już globalną potęgą imperialną. Ale nie ma też żadnej innej potęgi.

Drugą prawdą jest to, że Rosja przeżywa ostatnią konwulsyjną fazę swojej imperialnej decentralizacji. Bolesny proces nie wyklucza, że Rosja – jeśli będzie działać mądrze – stanie się ostatecznie wiodącym europejskim państwem narodowym.

Trzecią prawdą jest to, że Chiny rozwijają się stabilnie, choć ostatnio wolniej, i mogą się stać równorzędnym i prawdopodobnym rywalem Ameryki; ale na razie władze tego kraju są ostrożne, nie chcą stanowić otwartego wyzwania dla Ameryki. Z militarnego punktu widzenia wydaje się, że Chiny poszukują przełomu w nowej generacji broni, jednocześnie cierpliwie zwiększając swoją wciąż bardzo ograniczoną siłę morską.

Czwartą prawdą, jest to, że Europa nie jest teraz i prawdopodobnie nie stanie się światową potęgą. Może jednak odegrać konstruktywną rolę w kształtowaniu równowagi politycznej i pokoju, a „europejska niezłomność” w NATO jest niezbędna do ostatecznego konstruktywnego rozwiązania kryzysu rosyjsko-ukraińskiego.

Piątą prawdą jest to, że obecne gwałtowne przebudzenie polityczne wśród muzułmanów jest po części spóźnioną reakcją na stosowanie wobec nich, głównie przez europejskie mocarstwa, czasami brutalnych represji w czasach kolonialnych. Jest wynikiem połączenia głęboko odczuwanego poczucia niesprawiedliwości z motywacją religijną.

Najlepszy sojusznik – Rosja

Brzeziński podkreślał, że Ameryka może być skuteczna w radzeniu sobie z obecną przemocą na Bliskim Wschodzie tylko wtedy, gdy stworzy koalicję, która w różnym stopniu obejmuje także Rosję i Chiny. Po drugie: „Rosja po raz pierwszy w swojej historii staje się prawdziwie narodowym państwem, co jest wydarzeniem równie doniosłym, jak powszechnie pomijanym”. W tym kontekście były doradca prezydentów USA sugeruje, że Ameryka winna pomóc Rosji „w stawaniu się ważnym i wpływowym państwem narodowym, które jest częścią jednoczącej się Europy. Niezastosowanie się do tego mogłoby mieć dramatycznie negatywne konsekwencje dla zdolności Rosji do przeciwstawiania się rosnącej presji terytorialno-demograficznej ze strony Chin, które wraz ze wzrostem siły skłaniają się do przypominania sobie «nierównych» traktatów, które Moskwa narzuciła Pekinowi w przeszłości”

Po trzecie, należy uświadomić Chińczykom, że najlepszą perspektywą polityczną dla ich kraju w najbliższej przyszłości jest zostanie głównym partnerem Ameryki w powstrzymywaniu globalnego chaosu, który rozprzestrzenia się na zewnątrz z Bliskiego Wschodu. Jeśli nie zostanie powstrzymany, obejmie on nie tylko południowe i wschodnie terytoria Rosji, ale także zachodnie części Chin.

Po czwarte, znośna stabilność nie powróci na Bliski Wschód, dopóki na lokalne uzbrojone formacje wojskowe nie zacznie oddziaływać presja wywodząca się ze współpracy amerykańsko-rosyjsko-chińskiej.

Brzeziński ostrzegał też przed ożywieniem politycznym mas świata niezachodniego: „to, co dzieje się dziś na Bliskim Wschodzie, może być dopiero początkiem szerszego zjawiska, które wyjdzie z Afryki, Azji, a nawet spośród ludów przedkolonialnych półkuli zachodniej w nadchodzących latach” W tym ostatnim przypadku chodzi o potomków Indian z Północnej i Południowej Ameryki. Innymi słowy muzułmanie wespół z Azjatami, Afrykańczykami i Indianami obu Ameryk mogą wziąć odwet za wieki kolonizacji.

„Ta era się kończy. Chociaż prawdopodobnie w najbliższej przyszłości żaden kraj nie dorówna ekonomiczno-finansowej wyższości Ameryki, nowe systemy uzbrojenia mogą nagle wyposażyć niektóre kraje w środki do popełnienia samobójstwa we wspólnym uścisku ze Stanami Zjednoczonymi, a nawet umożliwiające zwycięstwo nad USA”

Dla Brzezińskiego oczywistym było, że detronizacja Ameryki, utrata przez nią statusu najpotężniejszego państwa na świecie oznaczałaby globalny chaos. „I właśnie dlatego wypada Stanom Zjednoczonym kształtować politykę, w której przynajmniej jedno z dwóch potencjalnie zagrażających państw stanie się partnerem w dążeniu do regionalnej, a następnie szerszej globalnej stabilności, a tym samym do powstrzymania najmniej przewidywalnych, ale potencjalnie najbardziej prawdopodobnych rywali” Obecnie takim partnerem do współpracy jest Rosja.

Czy to tylko przypadek, że jej przedstawiciele byli obecni na czerwcowej konferencji Grupy Bilderberg, mimo że od trzech miesięcy Putni toczy wojnę z Ukrainą? Czy to dowód na to, że Brzeziński jest nadal czytany?

WSZYSTKIE GRZECHY ANGELIMERKEL

Osoba zajmująca fotel kanclerski przez 16 lat z całym przekonaniem broni swojej polityki wobec Rosji. Nie chce przyznać się do popełnienia czynu przestępczego, którym jest spisek z kremlowskim zbrodniarzem.

Była kanclerz Niemiec udzieliła mediom skandalicznego wywiadu. Oświadczyła, że nie czuje się winna niczemu. Za to, gdy Ukraińcy giną tysiącami, chwali się szczęściem emerytki! Merkel jest najzwyczajniej bezczelna. Zamiast napawać się bezkarnością, powinna stanąć przed Trybunałem w Hadze wraz z Putinem oskarżona o najcięższe zbrodnie.

Nie mam sobie nic do zarzucenia

„Nie muszę sobie zarzucać, że zbyt mało robiłam, aby zapobiec temu, do czego teraz doszło” – powiedziała Angela Merkel w pierwszym publicznym wywiadzie na emeryturze, w który odpowiadała na pytania maga- zynu„Der Spiegel”. Kwalifikacje intelektualne do przywództwa i cynizm to jedno. Natomiast kłamstwo, oszustwo i zdrada to zupełnie inne kwestie, także w świetle prawa. Tymczasem osoba zajmująca fotel kanclerski przez 16 lat z całym przekonaniem broni swojej polityki wobec Rosji. Nie chce przyznać się do popełnienia czynu przestępczego, którym jest spisek z kremlowskim zbrodniarzem.

„Nie uważam, żebym teraz mu- siała powiedzieć: to było złe, i dlatego nie będę przepraszać” – dodała Merkel. Trudno się dziwić, bo motywem przewodnim rozmowy był osobista odpowiedzialność Merkel za tragedię Ukrainy i szokujące rezultaty dialogu z Putinem. Jeśli jednak nie czuje się winna niczemu i nikogo za nic nie będzie przepraszała, skąd biorą się sprzeczne zeznania?

Z jednej strony polityczna emerytka potępia rosyjską agresję, jako akt brutalnego złamania prawa międzynarodowego. Leje krokodyle łzy, jaką to porażką jest brak europejskiej architektury bezpieczeństwa. Lecz w tej kwestii całą winę składa na Pu- tina. Jednocześnie przyznaje, że

mogła ostrzej zareagować na aneksję Krymu w 2014 r. Zapomina dodać, że w ten sposób zapobiegłaby wybuchowi wojny. Zarówno osiem lat temu, jak i obecnie.

Na tym tle jawną kpiną wydaje się lista osiągnięć Merkel. Do głównych zalicza… wykluczenie Rosji z grupy G-8 i decyzję NATO o przeznaczaniu 2 proc. PKB każdego kraju członkowskiego na obronność. Po trzykroć kłamie, ponieważ to Niemcy nie realizują wspólnego postanowienia Sojuszu. Merkel jest zatem odpowiedzialna za to, że Polska musi wydawać na armię grubo ponad ustalony limit.

Co takiego jest w niemieckich elitach, że łżą bez zająknięcia? Merkel twierdzi, że w relacjach z Putinem nie była „naiwna”. Jest tak samo prawdomówna jak Olaf Scholz, który chwali się, ile ciężkiej broni „dostarcza” Ukrainie. Zarazem była kanclerz broni własnej decyzji, którą w 2008 r. zablokowała akces Ukrainy i Gruzji do NATO. Przecież doskonale zdaje sobie sprawę, że członkostwo obu państw w Sojuszu pozwoliłoby zapobiec trzem wojnom, a prawdopodobnie także czwartej – krwawej interwencji Rosji w Syrii. Tymczasem Merkel argumentuje, że przystąpienie do NATO mogło przysporzyć Ukrainie większe straty. Od czego? Rzezi Mariupola, Buczy i Siewierodoniecka? Najwyraźniej Merkel myśli, że wzorem Pu- tina notorycznie kłamiąc, zrobi głupców z Polaków i Ukraińców. A nawet Niemców, zważywszy na falę krytyki i gniewu, jaką wywołuje wśród rodaków.

Zdecydowanie tak, o czym świadczy samozadowolenie: „Na szczęście wystarczająco dużo starałam się z ówczesnym prezydentem Francji, co dziś mnie uspokaja” – twierdzi Merkel. Jakieś przepraszam? Absolutnie nie. Wystarczy stwierdzenie: „To bardzo smutne, że mi się nie udało”. Z uporem godnym lepszej sprawy była kanclerz broni tylko… Putina. Twardo podtrzymuje zdanie, że w interesie Niemiec leży i będzie leżało znalezienie modus vivendi z Rosją. Jest konieczne, aby oba kraje mogły współistnieć. Na tym tle brzmi nieprzekonująco bajeczka, jak to od 2014 r. ostrzegała europejskich liderów, że Moskwa chce zniszczyć Unię Europejską. W takim razie dlaczego za jej długoletnich rządów Bundeswehra podupadła tak, że dziś jest kompletnie niezdolna do działania?

Zamiast odpowiedzi Merkel brnie, twierdząc, że nigdy nie łudziła się nadzieją skuteczności polityki Wandeldurch Handel (zmiana poprzez handel) z Rosją. Nie odpowiada również na pytanie, dlaczego do ostatniego dnia na stanowisku szefa rządu broniła gazociągu Nord Stream 2 i uzależniła Europę od rosyjskiego gazu? Zamiast tego wdaje się w mętny wywód o konieczności utrzymania z Moskwą:„Przynajmniej niektórych stosunków handlowych” zgodnie z zasadą „nie można się całkowicie ignorować” którą zresztą poleciła Olafowi Scholzowi.

O jednym tylko mówi długo, to szczęście odnalezione na emeryturze. Jak to cieszą ją długie spacery nad Morzem Bałtyckim i słuchanie audiobooków. Nawet nie pomyśli, że na podobny relaks nie mogą pozwolić sobie Ukraińcy z miast i wsi niszczonych przez Rosjan. Niewykluczone, że„dzięki”jej polityce w identycznej sytuacji znajdą się niebawem Polacy, Litwini, ale także Niemcy i Francuzi. Lista grzechów Merkel jest naprawdę długa.

Akt oskarżenia

„Niemcy od ponad 30 lat prowadzą politykę, która jest oparta o zasadę – Po pierwsze Rosja”- i tak naprawdę w Berlinie nic się nie zmienia – powiedziało portalowi euobserver. com źródło dyplomatyczne w Komisji Europejskiej.

Od dwóch lat przed Niemcami ostrzegał Wołodymyr Zełenski. Gdy w ubiegłym roku Merkel podpisała z Joe Bidenem pakt znoszący sankcje nałożone na Nord Stream 2 przez Donalda Trumpa, ukraiński prezydent wskazał, że problemem jest zajmowanie przez niemiecką kanclerz dwóch stołków naraz, co oznacza balansowanie między napastnikiem i ofiarą.

„Niestety odległość między stołkami rośnie z dnia na dzień” – dodał Zełenski. Jednak mimo narastającej agresywności Kremla wobec Ukrainy, a zarazem całej Europy, przez 16 lat sprawowania urzędu Merkel ani na jotę nie zmieniła podejścia do Putina.

„Systemy polityczne Rosji i Niemiec całkowicie się rozeszły i właśnie dlatego jestem przekonana, że milczenie UE czy izolacja Rosji są opcjami niedopuszczalnymi”- powiedziała kanclerz na osiem miesięcy przed napaścią na Ukrainę. Za sprawą Merkel Berlin był i niestety jest nadal przekonany, że kluczem bezpieczeństwa europejskiego jest ciągły dialog z Rosją. Podczas licznych wizyt w Moskwie niemiecka szefowa rządu była upokarzana i osobiście obrażana.

„Skończyły się czasy, kiedy Rosja próbowała przypodobać się Zachodowi”- tak rzecznik Kremla skomentował rezultaty jej pożegnalnego spotkania z Putinem. A przecież miało być pięknie. Merkel deklarowała, że zapewniła Ukrainie bezpieczeństwo, bo Putin obiecał przesyłanie gazu tamtejszymi rurociągami aż do 2024 r. Kto przy zdrowych zmysłach zaatakuje drogi własnego eksportu? – tak kanclerz uspakajała Kijów, twierdząc, że to żelazna gwarancja pokoju. Z braku innych możliwości Zełenski wierzył Merkel. To ona personalnie ponosi winę za zbyt późną mobilizację ukraińskiej armii. Jest winna oszukania władz w Kijowie, które do końca czepiały się papierowych obietnic Berlina. Zupełnie z takim samym skutkiem, jak w 1939 r. Polska wierzyła Francji.

Zdaniem opiniotwórczego tytułu biznesowego „Handelsblatt” głównym wynikiem wasalnego pielgrzymowania kanclerz do Moskwy jest pułapka, w jaką wprowadziła Niemcy, wyznaczając sztywny, rosyjski kurs dla swojego następcy. Ciągłość była i pozostaje kamieniem węgielnym niemieckiej polityki zagranicznej, a w jej ramach zasada podtrzymywania otwartego dialogu z Rosją. Berlin kieruje się interesem własnym, a nie sojuszników i Europy, tak brzmi kolejny zarzut wobec Merkel, która zawsze lekceważyła bezpieczeństwo innych. Choć sama miała pełne usta frazesów o wspólnych wartościach i solidarności.

Sygnał alarmowy rozległ się już dziesięć lat wcześniej, gdy Merkel kosztem przetrwania strefy euro odmówiła kryzysowej pomocy Grecji. Następnie skierowała do Europy milionowe strumienie nielegalnej imigracji ekonomicznej. W 2015 r. tłumaczyła się humanitaryzmem i racjami moralnymi. Eksperci udowodnili jednak szybko, że prawdziwą przyczyną był brak rąk do pracy w niemieckiej gospodarce. Równocześnie była kanclerz niezwykle konsekwentnie wpychała Europę w uzależnienie energetyczne od Rosji. Chodzi oczywiście o cele klimatyczne, zgodnie z którymi wyeliminowała elektrownie jądrowe i węglowe. Stawianie na odnawialne źródła energii powaliło niemiecką gospodarkę na kolana.

Były redaktor naczelny liberalnej gazety „Die Zeit”Theo Sommer jest przekonany, że rezygnacja Niemiec z energetyki jądrowej i węglowej była fatalnym błędem. Do 2030 r. zapotrzebowanie na energię elektryczną wzrośnie o 15 proc., natomiast źródła jej pozyskiwania wysychają. Tymczasem deklarowany cel 65 proc, bilansu z energii słońca, wiatru, wody i biopaliw jest utopijny. Stąd bezwzględna obrona gazociągu Nord Stream 2, ponieważ rosyjskie paliwo stało się fundamentem przetrwania gospodarki, a zatem politycznej dominacji Niemiec w UE.

W sensie politycznym zależność Europy od rosyjskiego gazu otworzyła przed Kremlem drzwi agresji na Ukrainę. Merkel jest zatem winna nieskutecznej polityce sankcji ekonomicznych wobec Rosji. Przecież to Niemcy blokują wprowadzenie pełnego embarga na rosyjską ropę naftową i gaz, kierując się ochroną własnego dobrobytu. Bez odcięcia surowcowych dochodów eksportowych Putin może prowadzić wojnę latami. Starczy zarówno na odrobienie strat, jak i przygotowanie kolejnej fazy najazdu. Tym razem na Polskę i Europę Środkową. Powinien wiec postawić Merkel pomnik na Kremlu.

„Angela Merkel jest przereklamowanym liderem; To bardzo niefortunne, że Unia Europejska, która opiera się na idei równości krajów i ich obywateli, trafiła w jej ręce na tak długo” – skomentował wątpliwy bilans duński tytuł „Posten”. Dziś, gdy Kreml bombarduje ukraińskie miasta, a rosyjskie rakiety eksplodują tuż za polską granicą, miliony Europejczyków zadają sobie pytanie: jak do tego doszło?

Agenturalna przeszłość Najbardziej widocznym rezultatem „ery” Merkel jest wewnętrzne pęknięcie Unii. Tymczasem destrukcja Zjednoczonej Europy i NATO jest fundamentalnym celem agresywnej polityki Moskwy. Dlatego w ubiegłym roku Polska i Państwa Bałtyckie sprzeciwiły się propozycji budowy architektury bezpieczeństwa z udziałem Rosji autorstwa duetu Merkel-Macron.

W odwecie na Warszawę ruszyła pacyfikacja w wykonaniu koalicji zmontowanej przez Niemcy i Francję. Przykrywa bodaj najciemniejszą kartę w politycznej karierze Merkel. Kluczowe pytanie brzmi:

– Dlaczego Niemcy narzuciły Europie rosyjską dominację energetyczną, blokując dywersyfikację źródeł oraz szlaków tranzytu paliwa. Przecież UE ma ogromne zasoby własne gazu (Cypr, Grecja) lub są one w jej sąsiedztwie (Izrael, Maghreb, Kau- kazj.Tłumaczenie, że gaz z Rosji jest tani, stanowi półprawdę lub wprost zasłonę dymną. W rzeczywistości kryje na wskroś polityczny zamysł Berlina, którym jest budowa niemieckiej Unii Europejskiej. Bez energetycznego wsparcia Moskwy strategia ekonomicznej i politycznej dominacji Niemiec w Europie nie ma szans na realizację. Nabiera praktycznego wymiaru tylko pod warunkiem przekształcenia UE w niemiecko-rosyjską kolonię energetyczną. Kto powierzył Merkel rolę głównego architekta?

Była kanclerz pochodzi z miejscowości Templin pod Lipskiem, a więc w byłym NRD. Ojciec zapewnił jej politechniczne wykształcenie na miarę posady w komunistycznej Akademii Nauk. Nic dziwnego, gdyż funkcję pastora Kościoła Luterańskiego łączył z dorabianiem w policji politycznej Stasi.

Ten fakt tłumaczy, że ukończyła prestiżowe studia. Podróżowała także bez przeszkód do ZSRS, jak i wrogiego RFN. Była wówczas przewodniczącą komunistycznej organizacji młodzieżowej na własnej uczelni. Wykazywała się wzorcową lojalnością, skoro kontroler ze Stasi zaliczył ją do elit komunistycznych. Kiedy jednak w 1989 r. w NRD rozpoczęły się antytotalitarne protesty, Merkel odnalazła się wśród działaczy opozycji. Jeśli losami agentki- -karierowiczki sterowała Stasi, to jest więcej niż pewne, że po upadku muru berlińskiego jej teczka personalna znalazła się w Moskwie. Być może w ewakuacji danych uczestniczył osobiście funkcjonariusz KGB o nazwisku Putin.

W każdym razie po zjednoczeniu Niemiec Merkel została politykiem kanapowej partii demokratycznej założonej uprzednio przez komunistyczną policję polityczną. Tyl ko po to, aby ugrupowanie weszło w skład CDU, któremu przewodniczył Helmut Kohl. W miarę upływu czasu kanclerz dostrzegł w niej młodą, lojalną i perspektywiczną współpracownicę. Merkel odwdzięczyła się zdradą. Gdy sama stanęła do wyścigu o przewodniczenie niemieckiej chadecji, napisała artykuł, w którym wylała kubeł pomyj na protektora, czym walnie przyczyniła się do zakończenia jego kariery.

Za to, obejmując urząd kanclerski, postarała się o zatuszowanie wszelkich śladów łączących ją z komunistami, Stasi i Moskwą. Nie wahała się cenzurować mediów. Choć przeszłość byłej kanclerz jest znana Niemcom, tabu nadal pozostają jej związki z KGB. Główną poszlaką w sprawie wydaje się być niemiecka polityka wobec Ukrainy. Oczywiście Merkel jest tylko emerytką, jednak Scholz to wierny uczeń, a przede wszystkim wieloletni minister jej kolejnych gabinetów. W skandalicznym wywiadzie nie omieszkała podkreślić, że następca cieszy się jej pełnym zaufaniem. Mówiąc wprost, to nie sukcesor tylko depozytariusz i posłuszny wykonawca rosyjskiej polityki Merkel.

Niemiecko-rosyjski spisek jest faktem, podobnie jak to, że jego architektami są Angela Merkel i Władimir Putin. Pytanie, kto kogo naprawdę wykorzystuje? W napaści Rosji na Ukrainę Berlin stoi otwarcie po stronie Moskwy. Celem Niemiec jest głęboka modernizacja historycznej polityki ekspansji. Główną rolę odgrywają nowe technologie, znane jako Zielony Ład UE, możliwy do osiągnięcia jedynie w energetycznym sojuszu z Rosją.

Jedyna różnica polega na tym, że przeciwieństwie do Francji, Chin i USA, które stawiają na elektryczność, Niemcy od lat pracują nad napędem wodorowym. Produkcja nowego paliwa zgodna z normami ekologicznymi jest skomplikowana i droga. To pieśń przyszłości, dlatego jedyną nadzieją Berlina na dokonanie skoku technologicznego jest brudna metoda wytwarzania wodoru z metanu. A to rosyjski gaz, tylko w przetworzonej postaci. Niemcy i Rosja mają również gotową sieć rurociągów do przesyłania nowego paliwa.

To Nord Stream 1 i 2.

Rosyjskim warunkiem dalszej owocnej wymiany: wodór za technologie i towary konsumpcyjne jest Ukraina. Na razie, ponieważ uzależnienie Berlina od Moskwy tylko się powiększy. Taka jest stawka obecnej wojny, którą Putin wywołał z pełnym przyzwoleniem Niemiec. Być może nawet ustalił z Merkel nowy podział stref wpływów, tylko kanclerz okazała się zbyt słaba, aby do końca rozbić europejską jedność. Z pewnością Niemcy i Rosję zaskoczyła stanowcza reakcja Stanów Zjednoczonych. Choć późno, to jednak Waszyngton zorientował się, że niemiecką i rosyjską stawką wojny jest wypchnięcie USA z Europy.

A co zyskują następcy Merkel? Rosnące ceny energii, przerwane łańcuchy dostaw oraz inflacja powodują ograniczenia w produkcji. Są zabójcze dla eksportowego profilu niemieckiej gospodarki. Wbrew kryzysowej logice plany Zielonego Ładu UE w ogóle nie tracą na aktualności. Wręcz przeciwnie, nabierają tempa.

Transformacja energetyczna Europy to projekt niezwykle kosztowny. Obejmuje nie tylko przemysł, ale biznes, handel, usługi i każdy aspekt życia ponad 500 min europejskich konsumentów. Otwiera za to przed niemieckim przemysłem ogromną niszę produkcyjną i eksportową, która pozwoli wreszcie zdominować rynek UE. 26 narodowych gospodarek albo podporządkuje się Berlinowi, albo przestanie istnieć. Powstanie nowy porządek ekonomiczny Europy, ponieważ Niemcy narzucą własne standardy. To z kolei wstęp do politycznej oraz instytucjonalnej federalizacji Europy ze stolicą w Berlinie. Tyle że nad bezpieczeństwem militarnym w miejsce sił zbrojnych USA będą czuwały dwie armie. Zmodernizowana i powiększona Bundeswehra, wzmocniona francuskim komponentem jądrowym, oraz rosyjska, która okupuje Europę Środkową i Wschodnią. W ten sposób dla niemieckiego eksportu powstanie wymarzony rynek zbytu, od Lizbony do Władywostoku. Kolejne reżimy na Kremlu będą stabilne dzięki niemieckim zastrzykom finansowym i technologicznym.

Taki pakt uzgodniony z Kremlem to największa zbrodnia Merkel. Ambicje współczesnych Niemiec są zatem porównywalne z ekspansją militarną II i III Rzeszy. Zmianie ulegająjedynie metody podboju. Kto więc jest prawdziwym geniuszem zła? Czyżby tylko Putin?

NIEMCY – KRAJ, KTÓRY ŻYJE W STRACHU

Sto lat temu Niemcy weszły w spiralę chaosu nazywaną Republiką Weimarską, która skończyła się dojściem Hitlera do władzy i podpaleniem całej Europy. Trudno powiedzieć, jak skończy się ten ponowny chaos, jednak na podstawie doświadczenia historycznego możemy sądzić, że nie skończy się on raczej niczym dobrym.

Stanislas Balcerac

W ostatnich tygodniach widzieliśmy festiwal kajania się niemieckich polityków, którzy przyznali, przynajmniej część z nich, że niemiecka polityka wobec Rosji była błędem. Musiało dojść do wojny i do rozlewu krwi na Ukrainie, by niemieccy politycy mogli z siebie to wykrztusić. I to dopiero po pewnym czasie. Podobnie będzie chyba z szaleńczą polityką migracyjną Niemiec. Poziom przemocy i rozlewu krwi na niemieckich ulicach nie osiągnął prawdopodobnie jeszcze poziomu, który zmusiłby niemieckich polityków do rewizji utopijnego projektu tysiącletniej rzeszy multikulti. Niemcy pogrążają się na naszych oczach w chaosie i stają się krajem, który żyje w strachu. Aby to zaobserwować, należy wyłączyć oficjalny przekaz prorządowych niemieckich mediów i pospacerować trochę po ulicach niemieckich miast. Wszędzie widać zwiększoną obecność policji, na dworcach, placach publicznych, deptakach i parkach. Policjanci są też coraz bardziej uzbrojeni. Kamizelki kuloodporne, które w Polsce widujemy sporadycznie, w Niemczech są już codziennością, nosi je każdy patrol. Niemiecka policja jest też coraz bardziej nerwowa. Po każdym ataku nożowników, gangsterskim porachunku lub alarmie terrorystycznym na ulicach pojawiają się szwadrony uzbrojonych po zęby policjantów i komandosów z długą bronią, tak jakby Niemcy stały się drugim Afganistanem. Ale z drugiej strony, faktycznie w pewnym sensie Niemcy stały się drugim Afganistanem, poprzez ściągniecie na swój teren kilkuset tysięcy nielegalnych migrantów z Afganistanu.

8 czerwca 29-letni Ormianin wjechał w grupę uczniów, zabijając na miejscu 51-letnią nauczycielkę i raniąc 29 innych osób. Okazał się recydywistą z 21 notowaniami w kartotece policyjnej. Pomimo tego, że nie mówi po niemiecku i żyje z socjalu, w 2015 r. dostał w jakiś sposób niemieckie obywatelstwo.

W jednym z głównych niemieckich dzienników„Frankfurter Al- Igemeine Zeitung”, ukazał się niedawno alarmujący tekst pt. „Afgańskie niebezpieczeństwo powróciło” („Die afghanische Gefahr istzuruck”). Tekst łączy w sobie dwie alarmujące wiadomości: pierwsza to umacnianie się Państwa Islamskiego w Afganistanie po opuszczeniu kraju przez siły NATO, druga to relacja z procesu pięciu islamistów z Tadżykistanu, którzy przyjechali dekadę temu do Niemiec jako „uchodźcy”! którzy w porozumieniu z prowodyrami Państwa Islamskiego planowali zamachy terrorystyczne w Niemczech, w tym ataki na „krytyków islamu”! na amerykańską bazę w Spangdahlem w zachodnich Niemczech, która odgrywa ważną role w obronie wschodniej flanki NATO. W końcu maja sąd w Dusseldorfie skazał islamistów na wieloletnie kary więzienia. Sąd uznał, że: „kierując się radykalnymi nastrojami islamskimi, oskarżeni dążyli do podjęcia dżihadu poprzez walkę zbrojną” na terenie Niemiec. Oskarżeni kontaktowali się z wysokiej rangi członkiem Państwa Islamskiego w Afganistanie i przeszli szkolenie ideologiczne. W momencie aresztowania islamistów wiosną 2020 r. mieli już zgromadzoną broń i amunicję. By zgromadzić fundusze na przeprowadzenie zamachów, islamiści oferowali swoje usługi jako płatni zabójcy. O mało co nie wykonali swojego pierwszego kontraktu. Nie wiadomo, kto pierwszy wpadł na ich ślad, ale kiedy weźmiemy pod uwagę niemrawość niemieckich służb i ich ideologiczne zaślepienie, możemy dojść do wniosku, że prawdopodobnie zrobili to Amerykanie i przekazali dalej śledztwo Niemcom.

Niemcy borykają się z radykalizmem prawicowym, lewicowym i islamskim, chociaż zgodnie z politycznym scenariuszem radykalizmy nie są traktowana tak samo. Radykalizm prawicowy jest bardziej nagłaśniany i piętnowany w mediach, radykalizmy lewicowy i islamski mają pewną taryfę ulgową. Niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji (Bunde- samt fur Verfassungsschutz) opublikował kilka dni temu raport na temat radykalizmu w Niemczech w 2021 r. Według raportu w zeszłym roku 33 476 przestępstw miało podłoże polityczne na tle ekstremistycznym, wzrost o 1,6 proc, w porównaniu z rokiem 2020. Co ciekawe, liczba osób podejrzanych o ekstremizm jest większa na lewicy niż na prawicy. Urząd zidentyfikował 34 700 osób podejrzanych o lewicowy ekstremizm i 33 900 osób podejrzanych o prawicowy ekstremizm. Aż 28 920 osób jest podejrzanych o islamski ekstremizm (Islamismus/ls- lamistischerTerrorismus), ale media jakoś przemilczały tę alarmującą liczbę. Tradycyjnie niemieckie media i politycy są zajęci tropieniem „faszyzmu”, tylko czasami przebijają się informacje o dramatycznie rosnącym antysemityzmie w Niemczech, którego przyczyn należy szukać w masowej muzułmańskiej imigracji do Niemiec, faworyzowanej przez niemieckich polityków.

Historia lubi niestety się powtarzać. Sześć lat po zamachu terrorystycznym w centrum Berlina, w którym – w grudniu 2016 r. – tunezyjski islamista przebywający nielegalnie w Niemczech zabił najpierw polskiego kierowcę, a następnie 11 osób na jarmarku bożonarodzeniowym na placu Breitscheidplatz – prawie dokładnie w tym miejscu doszło w zeszłym tygodniu do kolejnego aktu terroru. 8 czerwca 29-letni Ormianin wjechał w grupę uczniów, zabijając na miejscu 51-letnią nauczycielkę i raniąc 29 innych osób. Ormianin okazał się recydywistą z 21 notowaniami w kartotece policyjnej. Pomimo tego, że Ormianin nie mówi po niemiecku i żyje z socjalu, w 2015 r. dostał w jakiś sposób niemieckie obywatelstwo. Można się zapytać, jak jest zarządzane niemieckie państwo? Czy nie należałoby przedyskutować kulejącą „niemiecką praworządność” na forum Parlamentu Europejskiego? Oczywiście, tak jak po zamachu z grudnia 2016 r., tak i teraz zamach Ormianina wywołał pytanie, jak mogło do tego dojść. Pytanie retoryczne, na które nikt nie chce naprawdę odpowiedzieć. Rzecznik związku zawodowego niemieckich policjantów Benjamin Jendro tylko powiedział w mediach: „W Berlinie mamy wiele miejsc, w których można teraz dokonać poważnych w skutkach ataków terrorystycznych”, dodając: „nigdy nie będziemy w stanie zapobiec czemuś takiemu “jak zeszłotygodniowy atak. Nie brzmi to zbyt pocieszająco. Znając Niemców, ten kolejny rozlew krwi nie doprowadzi do żadnej głębszej refleksji, wszystko pozostanie przy starym, według niemieckiej maksymy Werter co czyli „nic nie zmieniamy, jedziemy dalej”. Co najwyżej podatnicy zapłacą za zaryglowanie pancernymi słupkami tej części placu, która nie została do tej pory jeszcze zaryglowana po zamachu z grudnia 2016 r. Biblijna metamorfoza budowania zamków na piasku jest wyraźnie widoczna w Niemczech (tak jak i w całej postępowej zachodniej Europie), budowanie kolejnych kosztownych miejskich fortyfikacji ma dać złudne poczucie bezpieczeństwa obywatelom wystawionym na celownik dla tych, którzy wjeżdżają do Niemiec, jak i kiedy chcą, i którzy robią w Niemczech, co chcą. Wypowiedzi niemieckich polityków po tym ostatnim zamachu w Berlinie dla dziennika BZ pokazują poziom lunaty- zmu i cyniczną skłonność do starannego omijania poruszania sedna problemu: „Musimy lepiej chronić ścieżki rowerowe i chodniki” powiedział na przykład Bjórn Jotzo z partii FDP, dodając: „ale ogromne słupki ochronne, jak wszędzie na Breitscheidplatz, nie są dobrym rozwiązaniem, ponieważ psują przestrzeń publiczną i dają poczucie niepewności”.

Pięciu islamistów z Tadżykistanu, którzy przyjechali dekadę temu do Niemiec jako „uchodźcy” w porozumieniu z prowodyrami Państwa Islamskiego planowali zamachy terrorystyczne w Niemczech. W momencie aresztowania mieli już zgromadzoną broń i amunicję.

Frank Balzer z partii CDU powiedział zaś, że domaga się od organów bezpieczeństwa koncepcji ochrony placu Breitscheidplatz, dodając jednak, że „słupki ochronne nie wchodzą w rachubę”, bo „sprawca mógł przecież też wjechać w tłum na światłach lub na przejściu dla pieszych”. Inny berliński dziennik „BerlinerZeitung” opublikował z kolei równie lunatyczny wywiad z naukowcem Siegfriedem Brockmannem, który zamiast ryglowania miasta zaporami i słupkami widzi wyjście z problemu w systemach wspomagania jazdy, które miałyby „uniemożliwić” kierowcy wjeżdżanie w ludzi.

Popatrzmy bliżej na chronologię wydarzeń w Niemczech z jednego tylko tygodnia (6- 12 czerwca). 8 czerwca Ormianin wjechał, w grupę uczniów w centrum Berlina, zabijając na miejscu 51-letnią nauczycielkę i raniąc 29 osób. 9 czerwca w Monachium 26-letni migrant z Somalii wepchnął 61-letnią kobietę pod nadjeżdżający pociąg kolejki podmiejskiej. Dzięki szybkiej reakcji świadków pociąg mógł zatrzymać się na czas. 10 czerwca w Esslingen 24-letni czarnoskóry posiadacz holenderskiego paszportu zaatakował nożem przed szkołą 7-letnią dziewczynkę i 61-letnią kobietę, która jej towarzyszyła. 11 czerwca 34-letni nożownik zaatakował studentów w wyższej szkole HSHL w Hamm. Cztery osoby zostały ranne, dwie ciężko, jedna z nich, 30-letnia kobieta, zmarła kilka dni później w szpitalu.

Duże niemieckie miasta stały się już dżunglami. Jak wygląda sprawa w mniejszych ośrodkach? Staram się obserwować realia życia wTrewirze (Trier) na zachodzie kraju, mieście średniej wielkości (110 tys. mieszkańców), najstarszym mieście w Niemczech i rodzinnym mieście Karola Marksa. W grudniu 2020 r. 51-letni osobnik rozjechał tam w centrum miasta sześć osób, ciężko raniąc kilka innych. Jechał slalomem po kilku ulicach centrum, które są zarezerwowane dla ruchu pieszego. Obecnie, kiedy w centrum odbywają się miejskie imprezy i jarmarki, ulice w centrum miasta są blokowane szpalerem pojazdów miejskich służb, tak by uniemożliwić kolejny ewentualny zamach (zdjęcie z 11 czerwca). W innych miejscach przejazdy są blokowane betonowymi elementami. W ten sposób historyczne miasto Trewir nabiera charakteru fortecy wojennej. 11 czerwca na dwóch peronach dworca w tym mieście naliczyłem aż dziewięciu policjantów w rynsztunku plus dwóch pracowników ochrony kolei. Z reguły przed dworcem wieczorami stoi samochód policyjny, czasami pojawiają się też patrole z psami, wyszkolonymi w poszukiwaniu narkotyków. Inny wymowny symbol – w centrum miasta pojawił się nowy sklep „Waffen Wagner”, który oferuje szeroki asortyment kamizelek taktycznych, hełmów, noży, gazu pieprzowego oraz „innego wyposażenia bezpieczeństwa” (Scherheitsausrustung). Reklamę sklepu widać na zdjęciu. Powiedzmy sobie szczerze, to co się obecnie dzieje w Niemczech, neguje wykreowany wcześniej medialny i polityczny wizerunek powojennych pacyficznych Niemiec. 100 lat temu Niemcy weszły w spiralę chaosu nazywaną Republiką Weimarską, która skończyła się dojściem Hitlera do władzy i podpaleniem całej Europy. Trudno powiedzieć, jak skończy się ten ponowny chaos Niemiec, jednak na podstawie doświadczenia historycznego możemy sądzić, że nie skończy się on raczej niczym dobrym. .

Oczywiście, zgodnie z pewną niemiecką tradycją kulturową nie patrzący na ofiary w ludności cywilnej politycy w Berlinie popychają dalej kraj w otchłań chaosu i przemocy. Szaleństwo tkwi mocno w teutońskich genach. Niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser, w teorii odpowiedzialna za bezpieczeństwo wewnętrzne państwa, ogłosiła najspokojniej na święcie 10 czerwca na Twitterze, że Niemcy będą dalej przyjmować nielegalnych migrantów jak leci:„Dokonaliśmy bardzo ważnego przełomu w polityce migracyjnej, która od tak dawna tkwi w martwym punkcie. Wspieramy kraje śródziemnomorskie w przyjmowaniu uchodźców. Niemcy bada nadal uczciwe i solidarne. Wywiązujemy się z naszej humanitarnej odpowiedzialności”.

Opracował: Leon Baranowski – Buenos Aires, Argentyna