Piotr Lewandowski, Warszawska Gazeta, nr 44, 4-9.11.2022
O ile rosyjski imperializm jest imperializmem furiata, który rzuca się na sąsiada z siekierą, o tyle niemiecki imperializm jest imperializmem wyrachowanego, zimnego psychopaty, starannie planującego i kalkulującego każdy krok.
I. Dwie dusze
W kontekście wojny na Ukrainie i towarzyszących jej rozlicznych reperkusji warto pochylić się nad kwestią traktowaną dotąd marginalnie – mianowicie niemiecką mentalnością, będącą lustrzanym odbiciem słynnej „rosyjskiej duszy”, ©”duszy rosyjskiej” świat słyszy od dawna, a teraz w ekspresowym tempie repetuje sobie wiedzę o praktycznych konsekwencjach wynikających ze stepowej, turańskiej tożsamości. Tenże świat wypiera jednak ze świadomości istnienie drugiej, nie mniej istotnej strony medalu – czyli „duszy niemieckiej” zawierającej w sobie równie niszczycielski potencjał, choć niewątpliwie sprytniej zakamuflowany pod pozorami cywilizowanej, zachodniej ogłady. To wyparcie, niestety, pokutuje również dość powszechnie w Polsce. Na Rosję jesteśmy uodpornieni – wiemy, „z czym ją się je” i w sensie cywilizacyjnym nie stanowi dla nas zagrożenia. Inaczej jest z Niemcami, na co niewątpliwie ma wpływ ich rozbudowywana przez ostatnie dziesięciolecia softpower- dorobek kulturalny, przeświadczenie o niemieckim porządku przeciwstawianym słowiańskiemu bałaganowi oraz moralnej wyższości mającej wynikać z modelowego jakoby rozliczenia się ze zbrodniczą przeszłością („moralne mocarstwo”). Ta „polityka imponowania” okazała się skuteczna na tyle, że spora część (na oko -jedna trzecia) naszego narodu została zatruta jej miazmatami. W skrócie można powiedzieć, że Polacy się Rosji boją, ale jej nie szanują. Niemiec się natomiast nie boją, ale je szanują – a wielu Polaków wręcz marzy, by stać się Niemcami, choćby takimi przyszywanymi – z folkslisty. I na dłuższą metę właśnie to może być dla nas groźniejsze niż epatująca nagą, brutalną siłą rosyjska barbaria.
Powyższe ma przełożenie na różnice pomiędzy rosyjskim a niemieckim imperializmem.
O ile rosyjski imperializm jest imperializmem furiata, który rzuca się na sąsiada z siekierą, o tyle niemiecki imperializm jest imperializmem wyrachowanego, zimnego psychopaty, starannie planującego i kalkulującego każdy krok. Niemniej u źródeł jednego i drugiego tkwi ta sama mocarstwowa paranoja. Dla Rosji jest to koncepcja „eurazjatyzmu” i russkowo mira, dla Niemiec – obsesja na punkcie panowania nad Europą, co ma dać im odskocznię do zajęcia „odpowiedniej” w ich wyobrażeniu pozycji w świecie. Przy tym, jak to z psychopatami bywa, czasem puszczają im hamulce, rzucają w kąt kalkulacje i rozpętują w imię swych urojeń orgię krwawej przemocy, co przerobiliśmy w zeszłym stuleciu pod postacią dwóch wojen światowych.
II. Niemiecka paranoja
Obecnie jednak Niemcy są na etapie chłodnych kalkulacji i planowania. Patrząc pod tym kątem, tak należy traktować projekt federalizacji Unii Europejskiej wpisany do umowy koalicyjnej obecnego rządu, podchody zmierzające do pozatraktatowego zniesienia prawa weta w Radzie Europejskiej czy „zieloną” transformację energetyczną. Tak też było z budową obu gazociągów Nord Stream i zapowiedziami Angeli . Merkel, iż europejskie państwa będą musiały zrezygnować z części swej suwerenności, a teraz z pohukiwaniami kanclerza Olafa
Scholza o niemieckiej gotowości do objęcia przywództwa w Europie. Przy tym wszystkim Niemcy osiągnęli mistrzostwo w kamuflowaniu swych egoistycznych celów, przedstawiając je jako działania w „interesie Europy”. Każdorazowo słyszymy płynące z ust niemieckich polityków zapewnienia, iż kieruje nimi wyłącznie troska o wspólne, europejskie dobro, dążenie do wzmocnienia Unii poprzez zacieśnienie i pogłębienie integracji na wszelkich możliwych polach – i że pro- ponowana przez nich droga jest drogą jedynie słuszną. Od czasu do czasu ta retoryka okraszana jest przesyconymi poczuciem
Uderzenie w Rosję to zarazem uderzenie w Niemcy i ich psychopatyczną manię wielkości – bo sami z siebie nie wyrzekną się jej nigdy. Niemcy muszą zostać upokorzone, niczym – uczciwszy proporcje – po II wojnie światowej. A upokorzony Niemiec, Niemiec czujący swą słabość – to dobry Niemiec. W szczególności dla nas.
Wyższości aroganckimi połajankami pod adresem tych, którzy „nie nadążają”! oskarżaniem kontestatorów narzucanej odgórnie linii o”rozbijanie europejskiej jedności”. Niekiedy wręcz wprost pada stwierdzenie, iż to, co jest dobre dla Niemiec, jest dobre dla całej Europy-jak niedawno przy okazji ogłoszenia planów wydania 200 mld euro mających zrefundować niemieckim przedsiębiorstwom i gospodarstwom domowym wzrost cen surowców i energii. Bowiem – jak nam wytłumaczono -jeżeli niemiecka gospodarka pogrąży się w kryzysie, to pociągnie za sobą resztę kontynentu. Więc chyba alles klar?
I tutaj należy zadać pytanie – skąd ta przepojona poczuciem wyższości arogancja, znana nam od wieków pod nazwą „teutońskiej buty”?
Warto odwołać się w tym miejscu do rozważań prof. Feliksa Konecznego i odpowiedzieć: ponieważ Niemiec to Bizan- tyjczyk- czyli taki bardziej cywilizowany Ruski – a na ten zgermanizowany bizan- tynizm nakłada się teutoński kult siły. To są dwa kluczowe składniki „teutońskiej duszy” i zarazem źródło wspomnianej wcześniej mocarstwowej paranoi. Dlaczego niby Niemcy tak chętnie dogadują się z Rosją – jaka ona by nie była? Otóż dlatego, że – niezależnie od towarzyszących politycznych kalkulacji – i Moskwa, i Berlin podzielają bałwochwalcze uwielbienie dla potęgi imperialnego państwa. I Niemcy tylko z tym się liczą, mimo swego kulturalnego poloru.
Do tego Niemcy jako naród przejawiają cechy zbiorowej osobowości obsesyjno-kompulsywnej, co doskonale współgra z ich psychopatyczną naturą. Muszą być zawsze pierwsi, zawsze najlepsi. W czymkolwiek – mordowaniu, przepraszaniu, potem być może znów mordowaniu… W historii bywało to ich siłą – ale też jest ich słabością. Niemiec niczym Ruski korzy się przed silniejszym, a depcze tych, których uważa za słabszych. Krótko mówiąc – Niemiec ma w sobie gen niewolnictwa. Dla Niemca państwo jest bogiem – podobnie jak dla Rosjanina. Niemiec nie wyobraża sobie buntu – a jeżeli już, to taki „bunt”, który będzie akceptowany przez wyższe czynniki (vide-”zbuntowani” niemieccy młodzi „ekolodzy”, których agenda – cóż za przypadek – pokrywa się zbieloną” agendą niemieckiego rządu). Niemiec może skrupulatnie mordować na zawołanie – i równie skrupulatnie być ekologiem czy pacyfistą. Niemiec nie posiada wewnętrznej podmiotowości – jego czysto sytuacyjną, doraźną „podmiotowość” każdorazowo nadaje mu państwo. Ot, kolejna spuścizna bizantyjskiego „basileusa” władającego nie tylko poddanymi, lecz również ich sumieniami. To dziedzictwo, zatrute i zbarbaryzowane przez plemienną, germańską mentalność, określa dzisiejsze Niemcy. Dlatego nie tylko znakomicie dogadują się z Rosjanami, lecz również wielce odpowiada im kierunek, w jakim podąża dziś Unia Europejska – upiorne, zideologizowane quasi-państwo roszczące sobie pretensje do ujmowania w karby sumień swych poddanych. Dziś ta ideologia jest lewacka, jutro może być inna – dla niemieckiej mentalności nie ma to znaczenia. Grunt, by była totalna. March! Schneller!
Dlatego Niemców taką odrazą napawa polskie umiłowanie wolności. Podmiotowość wolnego czło- wieka-obywatela zwyczajnie nie mieści się w ich zakutych w pikielhauby łbach. Bo Ord- nung muss seinl
Te różnice widać chociażby w spuściźnie polskiego i niemieckiego romantyzmu. Polski romantyzm, bazujący na wolnościowym dziedzictwie I Rzeczypospolitej, nijak się ma do niemieckiego, okrutnego,”wagnerowskiego” romantyzmu, odwołującego się do germańskich korzeni. Hitler, niczym wzorowy uczeń, czerpał z tego dziedzictwa pełnymi garściami – i mentalnie był wielkim, niemieckim romantykiem. Dlatego stał się ludobójcą, a np. Piłsudski, zanurzony po uszy w Słowackim – nie.
III. Upokorzyć Niemcy
Dlatego tak istotny jest wynik wojny na Ukrainie. Uderzenie w Rosję to zarazem uderzenie w Niemcy i ich psychopatyczną manię wielkości – bo sami z siebie nie wyrzekną się jej nigdy. Odsunięcie Rosji od Europy oznacza automatycznie przerwanie osi Berlin-Moskwa i odcięcie Niemiec od surowcowego zaplecza, co uniemożliwi im realizację imperialnych ambicji. To zaś z kolei będzie skutkowało wzrostem znaczenia Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski.
Niemcy muszą zostać upokorzone, niczym – uczciwszy proporcje – po II wojnie światowej. A upokorzony Niemiec, Niemiec czujący swą słabość – to dobry Niemiec. W szczególności dla nas.
Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny