dr Robert Kościelny, Warszawska Gazeta, nr 49, 9-15.12.2022
Europa wydaje się patrzeć bezradnie i trwożliwie, jak jej liczący kilka tysiącleci dorobek, niemający sobie równych, topiony jest w kloace lewackiego bełkotu, a zielono-tęczowy terror usiłuje zaprowadzać porządek. Coraz bardziej nowy, coraz bardziej głupi.
Przytoczmy za Gatestone Institute kilka liczb i twardych faktów. Obecnie 90 proc, wzrostu demograficznego w Wielkiej Brytanii pochodzi z imigracji. Podobne zjawisko ma miejsce w Szwecji. Tylków 2015 r. kraj ten przyjął 163 tys. imigrantów, co stanowi równowartość 1,65 proc, całej populacji. W połączeniu z innymi latami jest to rewolucja demograficzna: od 2015 r. około 17 proc, populacji państwa Trzech Koron urodziło się za granicą. „Przy niezmienionej imigracji etniczni Szwedzi będą mniejszością w 2065 r”., stwierdził rok temu Kydsti Tarvainen, profesor na Uniwersytecie Aalto w Helsinkach.
Z kolei Philippe Van Parijs, belgijski naukowiec i ekonomista, zauważył niedawno: „Bruksela to już nie Belgia… Jest więcej mieszkańców Brukseli pochodzenia marokańskiego niż Flamandów czy Walonów”. O Włoszech mówi się, że jest to kraj stojący w obliczu samobójstwa demograficznego. Jak donosi prasa, w ciągu ostatnich dziesięciu lat we Włoszech zamknięto 1707 przedszkoli.
Obecnie we Francji prawie jedna trzecia – 29,6 proc, populacji w wieku od 0 do 4 lat jest pochodzenia pozaeuropejskiego, w porównaniu z 17,1 proc, w wieku od 18 do 24 lat; 18,8 proc, w wieku od 40 do 44 lat; 7,6 proc, w wieku od 60 do 64 lat oraz 3,1 proc, powyżej 80. Zostało to niedawno ujawnione przez francuski Narodowy Instytut Statystyczny, który zbadał ostatnie trzy pokolenia.
Kanada (40 min mieszkańców) wyznacza obecnie rekordowe cele w historii imigracji, planując sprowadzić o 1,45 min więcej legalnych imigrantów do 2025 r. „The New York Times” pi- sze, że w dwóch największych miastach, Toronto i Vancouver, 60 proc, ludności w ciągu zaledwie dziesięciu lat może składać się z mniejszości etnicznych.
Obserwatorzy życia społecznego mówią to od dawna. Dziś stawką jest Zachód. Europejczycy pilnie muszą dokonać wyboru, czy chcą przekształcić swoje kraje w obszar opanowany przez zupełnie inną kulturę – jak zrobili to mieszkańcy Anatolii po upadku centrum chrześcijaństwa (cesarstwo bizantyjskie), podbitego ostatecznie przez Imperium Osmańskie w XV w., czy też jak dokonał tego Egipt, przekształcając się z czasem z kraju chrześcijańskich Koptów w państwo, w którym Koptowie są prześladowaną przez wyznawców„reli- gii pokoju” mniejszością.
Giulio Meotti – redaktor ds. kultury w „ll Foglio” włoski dziennikarz i autor – zwracał niedawno uwagę na zjawisko, którego istnienie nie ulega żadnej wątpliwości – planowana bądź nie, na Zachodzie następuje podmiana demograficzna i cywilizacyjna. Świat cywilizacji chrześcijańskiej ulega totalnej destrukcji pod ciosami barbarzyńskich hord składających się z „nachodźców” czyli słynnych „inżynierów” i „lekarzy” z północnej Afryki, oraz innych krajów islamskich (głównie Afganistan). Drugą grupą składową są rodzimi troglodyci, którzy zamiast kontemplować dzieła dawnych mistrzów, wolą oblewać je farbą bądź zupą z puszki, w „szczytnym celu” ochrony dziczy i głuszy, zwłaszcza kulturowej, ich naturalnego matecznika.
Tyle pozostało w europejskich hunwejbinach z cywilizacji łacińskiej po latach reedukacji a la China, przeprowadzanej w ramach systemu szkolnego, opanowanego w całości przez lewactwo. Wspomniani „inżynierowie” i „lekarze” nie tylko niczego nie budują ani nikogo nie leczą, lecz także nie chcą się integrować. Wprost przeciwnie – brak integracji i totalne zamknięcie we własnej społeczności uważają za najlepszy modus ułożenia sobie vivendi z Zachodem. Albion tak chwalący się tym, że w walce o postęp i rozwój multikultizmu nie daje się nikomu wyprzedzić, nawet Niemcom, dziś alarmuje, na łamach statecznego „The Economist”, że w niektórych częściach muzułmańskiej Wielkiej Brytanii rozwija się społeczeństwo równoległe.
Dla takich organizacji międzynarodowych (a właściwie ponadnarodowych) jak ONZ czy UE problem nie istnieje – zmiany demograficzne spowodowane napływem ludności z południa muszą zajść w Europie, bowiem ta starzeje się na potęgę. Richard Thaler, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, powiedział niedawno: „Potrzebujemy więcej imigrantów, aby wypłacać emerytury”.
Giulio Meotti przytacza fragment artykułu Elsy Fornero, byłej włoskiej minister pracy, twierdząc, że ukazuje on w pełni mentalność tych, którzy obecnie rządzą Europą, jak też pozwala dostrzec, jak rządzący przygotowują upadek cywilizacji:
„Jeśli włoska populacja «zniknie», nie musimy się martwić, ponieważ prawdopodobnie znajdzie się ktoś na jej miejsce; wystarczy spojrzeć na drugą stronę Morza Śródziemnego, gdzie znajdują się kraje o bardzo dynamicznej populacji i strukturze wiekowej bardzo różnej od naszej, z wieloma niemowlętami, dziećmi i młodzieżą oraz stosunkowo niewielką liczbą osób starszych”. Tym ludziom prędzej czy później, pośrednio bądź bezpośrednio, należy powiedzieć: „nasza ziemia należy do was’] oznajmiła Elsa Fornero.
Zachodnie elity od dawna w sposób otwarty mówią, że imigracja to jedyny sposób na wsparcie systemu opieki społecznej, który w przeciwnym razie zbankrutowałby. Gdyby tylko na tym polegało ich stanowisko, można by od biedy stwierdzić, że jest to – typowe dla technokratów, ludzi życiowo sprawnych, ale o ograniczonych horyzontach myślowych -„spojrzenie tunelowe”. Ale gdzie tam! Ci praktycy i smakosze życia na cudzy koszt zabraniają jakiejkolwiek dyskusji na temat wpływu, jaki rosnąca imigracja wywiera na naszą kulturę, zwyczaje i tożsamość społeczeństwa. Sama koncepcja „tożsamości” jest postrzegana z podejrzliwością i piętnowana jako „rasistowska” fantazja. Tym samym owe elity ujawniają, że również i one stanowią część składową owej watahy ludzi kopalnych, o której wspomniałem wyżej. Są tą ich częścią, która wprawdzie nie oblewa zupą arcydzieł, ale “za to tworzy teoretyczne uzasadnienie dla totalnego zgłupienia i niebotycznej arogancji „aktywistów”. Ich ulubioną bronią, maczugą służącą do okładania po głowach obrońców Europy, jest „wielokulturowość”.
Meotti wyraża głębokie obawy wszystkich ludzi, którym bliskie są wartości europejskie, gdy mówi, że: „Wielokulturowość staje się kluczowym narzędziem rozpadu tożsamości narodowych, a etykieta «populizmu» służy egzorcyzmowaniu racjonalnej reakcji na wszelkie obawy, które nękają zachodnie społeczeństwa od kilku dziesięcioleci: strach przed masową, nieuregulowaną imigracją; strach, że zachodnia kultura rozpłynie się w mętnej wodzie relatywizmu i równoległych społeczeństw; strach przed krajami bez granic zewnętrznych lub wewnętrznej legitymacji moralnej”. Strach przed dezintegracją tożsamościową i wessaniem w otchłań nicości społecznej i kulturowej.
Europa wydaje się patrzeć bezradnie i trwożliwie, jak jej liczący kilka tysiącleci dorobek, niemający sobie równych, topiony jest w kloace lewackiego bełkotu, a zielono-tęczowy terror usiłuje zaprowadzać porządek. Coraz bardziej nowy, coraz bardziej głupi.
Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny