Już niedługo nazywanie Polski państwem będzie wielką przesadą i określeniem na wyrost, ponieważ utracimy wszystkie najważniejsze atrybuty państwowej władzy zwierzchniej. Będziemy mogli mówić o Polsce co najwyżej jak o kraju, a nie o państwie, i to w takim sensie, w jakim mówi się dzisiaj o krajach związkowych w Niemczech, czyli landach.
Tegoroczny Marsz Niepodległości odbył się pod hasłem Jeszcze Polska nie zginęła. Zastanawiam się,
jakie hasło będzie obowiązywało za rok, a może dwa? Jeżeli sprawy potoczą się zgodnie z planami Berlina i jeśli w ogóle wolno będzie maszerować, to na transparentach napiszemy: Co nam obca przemoc wzięła /Szablą odbierzemy. Tylko czy starczy nam tych szabel? Sądząc po wynikach ostatnich wyborów – mogą być z tym trudności. Jak mogliśmy się przekonać, niepodległość i suwerenność nie jest dla Polaków niezbywalną wartością, albo kompletnie nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, jakie czai się tuż za rogiem. Przecież bardzo prawdopodobne, że już niedługo nazywanie Polski państwem będzie wielką przesadą i określeniem na wyrost, ponieważ utracimy wszystkie najważniejsze atrybuty państwowej władzy zwierzchniej. Będziemy mogli mówić o Polsce co najwyżej jak o kraju, a nie o państwie, i to w takim sensie, w jakim mówi się dzisiaj o krajach związkowych w Niemczech, czyli landach. Staniemy się zatem zaledwie krajem członkowskim UE, pozbawionym tak naprawdę suwerenności wewnętrznej i zewnętrznej. Dla przykładu, Polska nie będzie mogła prowadzić własnej polityki zagranicznej ani własnej polityki gospodarczej, energetycznej i obronnej. To centrala w Brukseli pod dyktando Berlina będzie decydować zarówno o międzynarodowych sojuszach, jak i o wysokości podatków w Polsce, które będą podlegać „harmonizacji”, a więc będą ustalane poza Polską pod dyktando Berlina, który w oczywisty sposób będzie uwzględniał swoje interesy. Reasumując, nie można mówić o suwerennym państwie, jeżeli nie może ono podejmować żadnych suwerennych decyzji dotyczących polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Nasuwa się smutna refleksja. Mówi się, że Święto Niepodległości to święto wszystkich Polaków. Tak powinno być, ale niestety tak nie jest.
Kiedy wielokrotnie na łamach „Warszawskiej Gazety” pisałem o budowie IV Rzeszy Niemieckiej, byli zapewne i tacy, którzy myśleli sobie, że dobrze jest dmuchać na zimne, ale wizja Polski jako kraju o prerogatywach niemieckiego landu wydawała się im kosmiczna i mało prawdopodobna. Wiele razy podpierałem się słowami znakomitego pisarza, publicysty i wizjonera Stanisława „Cata” Mackiewicza, który już w 1956 r., zaledwie siedem lat po podziale Niemiec na RFN i NRD mówił:
– Moim zdaniem rewizjo-nizm niemiecki jest na długie lata unieszkodliwiony czy powstrzymany ogólną sytuacją. Zachodnie Niemcy, gdyby miały przystępować do re-wizjonizmu, to musiałyby przystąpić przede wszystkim do budowania federacji europejskiej.
To wprost niewiarygodne, że autor tych słów przewidział niemal 70 lat temu scenariusz, według którego Niemcy, na razie bezkrwawo, zrealizują testament Hitlera.
Pani prof. Krystyna Pawłowicz po wyborach z 15 października na platformie X napisała: – Już niedługo, za sprawą no wego UE traktatu Niemcy znowu, „NA TRWAŁE”zajmą sobie tereny Polski… Zachodniej? Sny Hitlera po latach, już bez użycia siły, spełnią się BEZ OPORU Polaków. Większość wyborców w RP niedawno, z radością oraz ze słowami „je..ć” i „nienawidzę”, dała zgodę…
Są to słowa prawdziwe i jednocześnie ukazujące dramatyzm sytuacji, w której znalazła się Polska. Oczywiście „Gazeta Wyborcza”, TVN i polskojęzyczne niemieckie media w Polsce typu Onet czy „Newsweek” trąbią na okrągło o braku alternatywy dla naszego członkostwa w UE i przekonują o konieczności zmiany traktatów, a wszystkie przestrogi mówiące o utracie suwerenności przez Polskę nazywającą na emocjach” i „szerzeniem wyimaginowanych zagrożeń przez PiS”. Problem w tym, że w Brukseli leży już na stole bumaga likwidująca naszą suwerenność i czeka tylko na podpis.
W opublikowanym niedawno tekście Poland czy Po(land) zamieściłem link do oficjalnej strony UE, pod którym widnieje przetłumaczony na język polski projekt zmiany traktatów. Jego sprawozdawcy to polakożerca Guy Verhofstadt i czwórka Niemców: Sven Simon, Gabriele Bischoff, Daniel Freund i Helmut Scholz. Oni nawet nie ukrywają, skąd czerpali inspiracje i natchnienie. Ja wiem, że nie każdemu chciało się prze brnąć przez liczący 123 strony tekst projektu, ale tam już na stronie trzeciej wprost jest napisane, że propozycje zmian traktatowych uwzględniają Manifest z Ventotene. Ów manifest komunistyczny napisał w więzieniu włoski komunista Altiero Spineli!
(1907-1986). Jego nazwisko widnieje dzisiaj nad gmachem Parlamentu Europejskiego w Brukseli.
Przypomnijmy zatem fragmenty tego Manifestu z Ventontene. Obsesją Spinellego była likwidacja państw narodowych. W„dziele życia” tego zatwardziałego komucha, do którego odwołują się sprawozdawcy projektu zmian traktatowych, czytamy:
– Pierwszym zadaniem, bez rozwiązania którego wszelki postęp będzie tylko złudzeniem, jest ostateczne zlikwidowanie granic dzielących Europę na suwerenne państwa. […] Nieprzydatni starzy zostaną wyeliminowani, a wśród młodych trzeba obudzić nową energię. […] Chodzi o stworzenie państwa federalnego, które stoi na własnych nogach i dysponuje europejską armią zamiast armiami narodowymi. Trzeba ostatecznie skończyć z gospodarczą samowystarczalnością, która stanowi kręgosłup totalitarnych reżimów. Potrzeba wystarczającej ilości organów i środków, żeby w poszczególnych państwach związkowych wprowadzić zarządzenia wydane w celu utrzymania porządku ogólnego.
Jednak najbardziej w tym komunistycznym manifeście przeraża, że nie ma tam nawet jednego słowa odwołania się do woli czy potrzeb europejskiego ludu. Komuniści jak zwykle wiedzą lepiej, czego ten lud pragnie i potrzebuje. Czytamy, że:
– Nasz ruch czerpie pewność co do celów i kierunków działania
nie z rozpoznania jakiejś nie istniejącej jeszcze woli ludu, ale ze świadomości reprezentowania najgłębszych potrzeb nowoczesnego społeczeństwa. Dzięki niej nasz ruch wyznacza linie kierunkowe nowego porządku, narzucając jeszcze nieuformowanym masom pierwszą społeczną dyscyplinę. Nowe państwo powstanie dzięki dyktaturze rewolucyjnej partii i dla nowej, prawdziwej demokracji.
Jest to niczym niezawoalowana zapowiedź stworzenia w Europie neomarksistowskiej dyktatury, nazywanej „demokracją prawdziwą”, w rzeczywistości nadchodzi komunistyczny zamordyzm. Czy Berlin jest rzeczywiście zafascynowany wizją komunisty Spinellego? Śmiem w to wątpić Ja myślę, że Niemcy z premedytacją i wyrachowaniem wykorzystują te komunistyczne szaleństwo jako wygodne narzędzie do realizacji własnych celów, czyli ustanowienia swojego przywództwa i hegemonii w Europie. Przecież kanclerz Olaf Scholz publicznie ogłosił, że:
Niemcy powinny przejąć odpowiedzialność za Europę i świat.
Kolejnym krokiem federalistów jest zapowiedź utworzenia armii UE i odebranie kompetencji państwom członkowskim w takich obszarach jak obrona, sprawy zagraniczne i bezpieczeństwo zewnętrzne. Wiąże się to z likwidacją armii narodowych. Jest to bardzo sprytny zabieg, ponieważ pozbawi on w przyszłości państwa możliwości podjęcia zbrojnego oporu przeciwko dyktaturze Berlina i Brukseli oraz będzie pretekstem do pozbycia się wojsk amerykańskich z Europy. Propagowane w czasach żelaznej kurtyny przez Związek Radziecki i państwa Układu Warszawskiego hasło„Amerykanie do Ameryki” znowu stało się modne. Zabrzmi to groźnie, jeśli przypomnimy sobie słynne słowa pierwszego w historii sekretarza generalnego NATO, Brytyjczyka Hastingsa Lionela Ismaya, który powiedział, że Sojusz Północnoatlantycki powstał, żeby: Rosjan trzymać z daleka, Amerykanów przy sobie, a Niemców pod kontrolą. Bliska perspektywa końca rządów PiS i przyszłe premierostwo niemieckiego nominata na to stanowisko Tuska ośmieliło niemieckich polityków do bardziej odważnych zapowiedzi. Oni ustami synalka adiutanta Hitlera i byłego ambasadora Niemiec w Polsce Arndta Freytaga von Loringhovena mówią nam dzisiaj:
– W interesie obu stron leży potrzeba ściślejszej integracji Bundeswehry z Siłami Zbrojnymi RP, a w dłuższej perspektywie także trwałe przemieszczenie wojsk niemieckich do Polski.
W tym samym tekście, opublikowanym na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, syn hitlerowca z satysfakcją dodaje: Po ośmiu latach impasu rząd Donalda Tuska będzie ponownie blisko współpracował z Niemcami.
Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że Polska od czasu drugiej wojny światowej nie była w tak -groźnej i dramatycznej sytuacji jak dziś. Jak uczy historia, po likwidacji państwa polskiego następuje rugowanie wszelkich przejawów polskości. To temu celowi ma służyć zapowiadana likwidacja Telewizji Publicznej, Rady Mediów Narodowych i Instytutu Pamięci Narodowej. Z tego samego powodu ze szkół zniknie przedmiot„Historia i Teraźniejszość”. To są działania ewidentnie czynione„pod okupanta”. Co będzie, jeśli spełni się czarny scenariusz i Polska utraci suwerenność? W czasach zaborów głównymi czynnikami jednoczącymi Polaków była pamięć o dawnej wielkości, świetności oraz wielowiekowej tradycji polskiej państwowości. Wielkie znaczenia miała kultywowana przez szlachtę idea wolności i niepodległości. Olbrzymią rolę odegrał polski Kościół i inteligencja. Jak byłoby teraz, skoro w ostatnich wyborach 11,6 min Polaków zagłosowała na polityków nowej targowicy godzących się na odebranie Polsce suwerenności?
Zakończę fragmentem przemowy Henryka Sienkiewicza, który w czasach zaborów,’ odbierając 10 grudnia 1905 r. w Sztokholmie nagrodę Nobla, powiedział:
– Wysoki areopag, który tę nagrodę przyznaje, i dostojny monarcha, który ją wręcza, wieńczą nie tylko poetę, ale zarazem i naród, którego synem jest ów poeta. Stwierdzają oni tym samym, że ów naród wybitny bierze udział w pracy powszechnej, że praca jego jest płodna, a życie potrzebne dla dobra ludzkości. Jednakże zaszczyt ten, cenny dla nas wszystkich, o ileż jeszcze cenniejszym być musi dla syna Polski!… Głoszono ją umarłą, a oto jeden z tysiącznych dowodów, że ona żyjel… Głoszono ją niezdolną do myślenia i pracy, a oto dowód, że działa!… Głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać! Komuż nie przyjdą na myśl słowa Galileusza: E pur si muovel…, skoro uznana jest wobec całego świata potęga jej pracy, a jedno z jej dzieł uwieńczone.
Ówczesna światowa prasa komentowała:
– Nie przemawiał jak poeta, który dostał się na szczyt sławy, lecz bardziej jak orędownik wielkiego narodu, pragnącego swej wolności.
Mam nadzieję, że tym razem chór orędowników wielkiego narodu pragnącego swej wolności usłyszymy zanim będzie za późno. W tym chórze na pewno za
braknie głosu noblistki Tokarczuk. No cóż, jakie czasy, tacy nobliści.
Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny