CHCEMY INNEJ UNII EUROPEJSKIEJ

JACEK PRZYBYLSKI: Pani zwolennicy mają nadzieję, że stanie się pani nową Angelą Merkel – będzie rządzić długie lata i sprawi, że Włochy staną się oazą stabilności w porównaniu z pogrążającymi się w chaosie Niemcami i Francją. Ponadto brytyjski premier, Rishi Sunak, porównał panią do Margaret Thatcher. Które porównanie podoba się pani bardziej i kto jest pani wzorem do naśladowania we współczesnej polityce?

GIORGIA MELONIZawsze uważnie i z szacunkiem patrzę na to, co dzieje się w innych krajach, i na ich przywódców. Jednocześnie zawsze uważałam posiadanie zagranicznych wzorców za zły trend. Każdy naród ma swoją historię. Celem przywódców politycznych musi być więc zbudowanie własnego modelu, a nie powielanie wzorców stworzonych przez innych.

To powiedziawszy, z pewnością mówimy o dwóch przywódcach, Angeli Merkel i Margaret Thatcher, którzy – choć w bardzo różnych latach i kontekstach historycznych – służyli swojemu narodowi z wielką determinacją, pozostawiając wyraźny i trwały ślad. I uczyniły to jako kobiety dzięki swemu talentowi i zasługom. Nie przez kwoty, jak chciałaby lewica.

Merkel i Thatcher miały przywilej sprawować rządy nad swoimi narodami przez długi czas i mam nadzieję, że ja też będę miała taką samą szansę, ponieważ Włochy potrzebują stabilnego i skutecznego rządu oraz wizji i jej realizacji. Na razie mojej historii nie można porównywać z historią Thatcher czy Merkel, jestem dopiero na początku swojej drogi.

„Nie taki straszny prawicowy rząd Giorgii Meloni, jak go malują” – taki tytuł pojawił się w „The Economist” na początku 2024 r. jednak gdy pani partia wygrała wybory jesienią 2022 r., była postrzegana przede wszystkim jako reinkarnacja faszyzmu okresu międzywojennego i zagrożenie dla wspólnych wartości UE i NATO. Jak udało się pani tak szybko zatrzeć wizerunek partii prawicowej?

Wyjaśnienie jest bardzo proste. Włoska lewica, która sprawowała rządy niemal nieprzerwanie przez ponad 10 lat, nie wygrywając wyborów, używała przeciwko swoim przeciwnikom politycznym broni, której zawsze używa: czyli ich „monsteryfikacji”.

Jeśli ktoś jednak bezwstydnie kłamie, to zawsze ryzykuje, że te kłamstwa wrócą do niego jak bumerang, i tak właśnie się stało w tym przypadku.

Niestety, międzynarodowe środowiska lewicowe mają tak mocne ugruntowanie w mediach, że niektóre międzynarodowe tytuły uwierzyły w ich wersję, nawet nie próbując nas poznać.

Prawdziwy obraz zdecydowanego, poważnego i pragmatycznego rządu o lata świetlne dzieli nas od lewicowej karykatury i ci, którzy odznaczają się uczciwością intelektualną, musieli to przyznać. W ostatecznym rozrachunku bycie niedocenianym może być zaletą.

Prawda jest taka, że lewica przykleja innym etykiety „niereprezentowalności”, aby uniknąć debaty, ponieważ nie podołałaby takiemu wyzwaniu, gdyby musiała polegać na swoich ideologicznych złudzeniach.

Lewica przedstawiała konserwatystów jako wrogów Europy, a sama doprowadziła UE do wielu porażek.

To samo lewica zrobiła w stosunku do Europy. Przedstawiała konserwatystów jako wrogów Europy, tymczasem sama doprowadziła Unię Europejską do wielu porażek, przekształcając ją w biurokratycznego giganta, który stanowi prawo we wszystkim, ale nie jest w stanie określić własnej misji geopolitycznej w celu wzmocnienia naszej wspólnej cywilizacji.

Podobnie dzisiaj wiele osób musi przyznać rację konserwatystom w sprawie różnych zagrożeń, przed którymi od lat staramy się ostrzegać Unię Europejską – od ryzyka zakłóceń w łańcuchach dostaw, poprzez konieczność walki z nielegalną imigracją, aż do ryzyka związanego z tym, że forsowana przez UE transformacja jest nie tyle ekologiczna, ile ideologiczna.

Czy wierzy pani, że w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego ugrupowania prawicowe mają szansę odebrać lewicy dużą część mandatów i uchronić Unię Europejską przed szybką przemianą ze związku suwerennych narodów w superpaństwo?

Chcemy Unii Europejskiej innej niż ta, którą mamy dzisiaj. Takiej Unii, która jest w stanie skoncentrować swoje inicjatywy i zasoby gospodarcze tylko na kilku ważnych tematach, w których może naprawdę wnieść wartość dodaną. Mam tu na myśli w szczególności energetykę i infrastrukturę, suwerenność żywnościową, autonomię technologiczną i obronność. Całą resztę należy pozostawić państwom członkowskim, zgodnie z zasadą pomocniczości.

UE musi bronić swoich granic zewnętrznych i nie może zmuszać swoich obywateli do przyjmowania mas nielegalnych imigrantów.

Unia Europejska musi działać na rzecz zabezpieczenia dostaw surowców niezbędnych do rozwoju naszej gospodarki, skrócenia łańcuchów produkcyjnych i urzeczywistnienia autentycznej społecznej gospodarki rynkowej. Kadencja Parlamentu Europejskiego wiatach 2019-2024 charakteryzowała się błędnymi priorytetami i strategiami, takimi jak choćby Zielony Ład, oraz chęcią narzucenia postępowego programu ideologicznego. Zbliżające się wybory europejskie stanowią historyczną szansę. Po raz pierwszy udało się utworzyć centroprawicową większość. Jestem przekonana, że osią tej zmiany będą europejscy konserwatyści.

Chcemy Unii Europejskiej innej niż ta, którą mamy dzisiaj. Takiej UE, która jest w stanie skoncentrować swoje inicjatywy i zasoby gospodarcze tylko na kilku ważnych tematach. Całą resztę należy pozostawić państwom członkowskim

Jest pani przewodniczącą Partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR). Jednak włoska partia Forza Italia i wielu innych graczy w UE chcą, aby dołączyła pani do Europejskiej Partii Ludowej (PPE). Takie posunięcie oznaczałoby potencjalne porzucenie prawicowych sojuszników z Polski, Hiszpanii, ze Szwecji i z innych krajów. Naprawdę rozważa pani pozostawienie obecnych sojuszników?

Nigdy nawet nie myślałam o przystąpieniu do EPP i jestem bardzo zaintrygowana tym, że te zmyślone wiadomości krążą po Europie. Przydatne i interesujące byłoby zrozumienie, komu zależało na ich publikacji i jaki interes mu przyświecał. Jestem dumną przewodniczącą Europejskich Konserwatystów i pełniąc tę funkcję, zdecydowanie angażuję się w powiększanie naszej rodziny politycznej. Rosnąca uwaga skierowana na nas wynika także z osiągnięć mojego rządu, ale przede wszystkim ze spójności wyrażanej przez Grupę ECR oraz z jakości propozycji jej partii członkowskich.

ECR rośnie w siłę i odgrywa coraz ważniejszą rolę w europejskiej polityce. Nasi wyborcy wiedzą, że jesteśmy jedyną siłą polityczną zdolną do przeprowadzenia historycznych zmian. Mamy jednak świadomość, że sami nie zdołamy zrealizować naszych programów. Dlatego musimy budować sojusze.

W Parlamencie Europejskim większości nie są tak stabilne jak w parlamentach krajowych i są definiowane na podstawie różnych kwestii. Moimi celami pozostają jednak eksport włoskiego modelu politycznego oraz zbudowanie silnej i wiarygodnej alternatywy dla lewicy, zdolnej zmienić UE.

Jako jedna z pierwszych pogratulowała pani Donaldowi Tuskowi objęcia stanowiska szefa rządu i zapewniła o polsko-włoskiej przyjaźni, jak ocenia pani obecne relacje pomiędzy Polską a Włochami?

Pogratulowałem Donaldowi Tuskowi dokładnie tak, jak to zwykle robię w przypadku wszystkich europejskich premierów, kiedy są oni wybierani. Moim głównym zadaniem jako szefowej włoskiego rządu jest służenie mojemu narodowi, ale z szacunkiem dla każdego innego narodu.

Polska jest bardzo ważnym krajem, z którym łączą nas solidne stosunki polityczne, gospodarcze i kulturalne. Bardzo dobrze współpracowało mi się z poprzednikiem Tuska, moim przyjacielem Mateuszem Morawieckim, i uważam, że współpraca Włoch i Polski w Unii Europejskiej ma fundamentalne znaczenie, zwłaszcza w kwestiach obronności, walki z nielegalną imigracją i poszanowania suwerenności państw członkowskich w celu zapobiegania destrukcyjnych ingerencji ze strony Brukseli.

Resztę zobaczymy po wyborach, mam jednak nadzieję, że w końcu EPP zrozumie, że prawdziwi wrogowie to nie prawica, i zamiast być podporą dla sił lewicowych, powróci do swojej centroprawicowej roli.

Z pewnością konserwatywnych wyborców w Polsce i we Włoszech łączy wiele, włączając w to krytyczne podejście do nielegalnej migracji. Czy spotkanie przywódców UE z prezydentem Egiptu, Abdelem Fattahem al-Sisim, w marcu tego roku – mające na celu podpisanie umowy o wartości 7,4 mln dol. w zamian za stymulowanie rozwoju w zamian za zatrzymanie napływu migrantów – daje realną szansę na zatrzymanie fali migracji?

Jestem bardzo dumna z roli, którą Włochy odegrały w finalizacji strategicznego partnerstwa między Egiptem a Unią Europejską, a także z roli, którą odegrały w wypracowaniu memorandum z Tunezją i porozumienia z Albanią w sprawie rozpatrywania wniosków o azyl na terytorium Albanii. Mogą one być bowiem punktem zwrotnym w walce z handlem ludźmi.

Inicjatywa dotycząca umowy z Egiptem ma na celu wzmocnienie i wspieranie nowej strukturalnej metody współpracy między dwoma wybrzeżami Morza Śródziemnego zgodnie z promowanym przez rząd włoski tzw. planem Mattei, którego celem jest pomoc w stworzeniu takich warunków, dzięki którym mieszkańcy Afryki nie będą już zmuszeni do emigracji.

Egipt jest jednym z kluczowych podmiotów zapewniających stabilność i bezpieczeństwo na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej i może również odegrać bardzo ważną rolę w zwalczaniu nielegalnej imigracji. Dlatego zdecydowaliśmy się przeznaczyć 200 min euro na zarządzanie migracjami i wzmocnienie bezpieczeństwa granic. Musimy walczyć z handlarzami ludźmi na każdym szczeblu i pracować nad tym, aby większość wniosków o azyl była rozpatrywana w krajach trzecich w sposób bezpieczny i respektujący prawa człowieka.

A jednak w grudniu przyznała pani publicznie, że włoskim władzom nie udało się powstrzymać nielegalnej migracji. Dlaczego ten problem jest tak trudny do rozwiązania?

Podczas konferencji prasowej pod koniec ubiegłego roku stwierdziłam, że nie jestem usatysfakcjonowana wynikami osiągniętymi w kwestii ograniczenia nielegalnej imigracji, zwłaszcza wobec ogromu pracy, którą włożyłam w rozwiązanie tego problemu. Zdawałam sobie sprawę, że to ogromne wyzwanie. Jednocześnie mój rząd rządzi dopiero od roku i przed nami jeszcze cztery lata pracy. Kontynuuję więc prace nad tą kwestią zarówno na szczeblu krajowym, jak i europejskim.

Statystyki opublikowane przez Frontex, które wskazują na wyraźny spadek liczby nielegalnych przyjazdów do Europy w pierwszych miesiącach 2024 r. szlakiem środkowo śródziemnomorskim, potwierdzają, że środki wdrożone przez rząd Włoch są naprawdę skuteczne.

Od 1 stycznia do 28 marca 2024 r. do wybrzeży Włoch przybyło 11 239 migrantów. To prawie o 60 proc, mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Strategia włoskiego narodu, podzielana pierwszy raz także w Unii Europejskiej, przynosi realne efekty. Rezultaty nie przyszły od razu, ponieważ woleliśmy zmianę strukturalną, która wymaga czasu. Po roku możemy jednak ogłosić, że jest to skuteczna strategia. Europa musi ostatecznie zrozumieć, że potrzebne jest kompleksowe zarządzanie zjawiskami migracyjnymi w oparciu o dwa priorytety: wymiar zewnętrzny i walkę z nielegalną imigracją. Dlatego też kluczowe znaczenie będą miały następne wybory europejskie.

Kiedy obejmowała pani urząd premiera Włoch, siły lewicowe w Europie ostrzegały, że doprowadzi to do rozłamu we wspólnym europejskim froncie poparcia dla Kijowa. Tymczasem stała się pani jednym z kluczowych orędowników Ukrainy na Zachodzie. Nawet amerykański prezydent Joe Biden zauważył publicznie, że odkąd objęła pani władzę, udowodnią pani, że „jest sojusznikiem Ukrainy”. Dlaczego ta sprawa jest dla premier Włoch tak ważna? I czy sądzi pani, że Zachód ma jeszcze szansę pomóc Ukrainie powstrzymać Rosję?

Statystyki Frontexu, które wskazują na wyraźny spadek liczby nielegalnych przyjazdów do Europy w pierwszych miesiącach 2024 r. szlakiem środkowo śródziemnomorskim, potwierdzają, że środki wdrożone przez rząd Włoch są naprawdę skuteczne.

Również w tej kwestii lewica była wierna swojej naturze, szerząc za granicą bezczelne kłamstwa w celu zdyskredytowania naszego rządu. Moje stanowisko w tej sprawie zawsze było jednoznaczne. Ponieważ w najważniejszych kwestiach mających wpływ na bezpieczeństwo obywateli poważni ludzie nie zmieniają zdania w zależności od tego, czy są w rządzie czy w opozycji. Od pierwszej minuty potępiłam rosyjską agresję na Ukrainę, stanowiącą niedopuszczalne naruszenie prawa międzynarodowego i integralności terytorialnej suwerennego narodu.

Na Zachodzie nie zawsze rozumie się, że wynik tego konfliktu zadecyduje nie tylko o integralności terytorialnej Ukrainy, lecz także o naszym własnym bezpieczeństwie. Jeśli Ukraina przegra, a Zachód ulegnie, to najwyższą cenę zapłacimy my, Europejczycy, którzy w ostatnich latach nie zainwestowaliśmy wystarczająco dużo w nasze bezpieczeństwo – zarówno militarne, jak i energetyczne. Musimy więc kontynuować wysiłki zmierzające ku temu, aby położyć kres rosyjskiej agresji i przywrócić pokój na naszym kontynencie. Jestem głęboko przekonana, że jeśli Europejczycy i inni sojusznicy z NATO pozostaną zjednoczeni, to Kijów zwycięży.

Czyli zgadza się pani z opiniami części zachodnich polityków i ekspertów wojskowych, którzy ostrzegają, że w nadchodzących latach Rosja może zaatakować jedno z państw NATO?

Ryzyko jest poważne, ale musimy być spokojni i gotowi. Jako Europejczycy musimy wydawać więcej na obronę, robić to lepiej i wzmacniać nasz przemysł wojskowy. Nie możemy powierzać naszego bezpieczeństwa państwom trzecim, ponieważ oznacza to również outsourcing części naszej suwerenności.

Musimy wziąć odpowiedzialność za zapewnienie obronności naszego kontynentu w coraz bardziej gorącym i nieprzewidywalnym kontekście globalnym. Jak mawiali starożytni Rzymianie: „Si vis pacem, para bellum”. Jednocześnie musimy zachęcać do wszelkich wysiłków na rzecz pokoju na całym świecie.

Zarówno w Polsce, jak i we Włoszech rolnicy protestują przeciwko unijnej polityce zwanej Zielonym Ładem. Czy nie uważa pani, że w coraz bardziej niebezpiecznych czasach Bruksela powinna porzucić przynajmniej część radykalnych planów walki o ograniczanie emisji, które skutkują spadkiem jakości życia Europejczyków i konkurencyjności europejskich firm?

Bez rolników nie ma żywności. Bez jedzenia nie ma przyszłości. To słowa, które często słyszeliśmy w ostatnich tygodniach. Wielokrotnie czytaliśmy je także na znakach i bannerach.

Cóż, niektórzy mówili i pisali, że rolnicy wyszli na ulice, aby bronić swoich przywilejów. Uważam natomiast, że rolnicy mają pełne prawo zabrać głos i poprosić o to, o co prosi każdy pracownik: uznanie odpowiedniej ceny za wykonaną pracę oraz wprowadzenie systemu zasad, który chroni i wspiera tę pracę. Czy byłby to przywilej? Uważam, że to nie przywilej, lecz zdrowy rozsądek.

Rolnictwo jest sektorem strategicznym i jako takie powinno znajdować się w centrum nie tylko polityki państw członkowskich, lecz także polityki europejskiej. Z tego powodu skutecznie wnioskowaliśmy, aby rolnictwo znalazło się wśród punktów porządku obrad ostatniej marcowej Rady Europejskiej. Apelowaliśmy o złagodzenie części ograniczeń Wspólnej Polityki Rolnej i udało się. Droga przed nami nie jest łatwa, ale możliwe jest przyjęcie innego podejścia do kwestii rolnictwa i ochrony środowiska w Europie. My zawsze będziemy pierwsi, aby go bronić.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych