JAN KRZYSZTOF ARDANOWSKI człowiek, którego warto posłuchać!

JAN KRZYSZTOF ARDANOWSKI

człowiek, którego warto posłuchać!

Był wrzesień 2020r. Właściwie do dziś nie wiadomo, kto w PiS-ie wpadł na kompletnie idiotyczny pomysł ustawy nazwanej szumnie „Piątką dla zwierząt”. Wprowadzała ona zakaz hodowli zwierząt futerkowych, zakaz uboju rytualnego czy kontrolę społeczną ochrony zwierząt – w praktyce przeprowadzaną przez organizacje złożone z „aktywistów zwierzęcych”. Jarosław Kaczyński wprowadził wśród posłów Zjednoczonej Prawicy dyscyplinę poselską. Jan Krzysztof Ardanowski – wieloletni polityk Prawa i Sprawiedliwości, z zawodu rolnik, wówczas minister rolnictwa – powiedział „nie”

Napisał list do parlamentarzystów PiS-u, podkreślając, że jego własne ugrupowanie „zdradza wieś”. W pierwszym głosowaniu przeciwko ustawie zagłosowało 38 posłów klubu Prawa i Sprawiedliwości, w tym posłowie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Piętnastu posłów PiS-u od razu zostało zawieszonych w prawach członka klubu. Wśród nich znalazł się Jan Krzysztof Ardanowski. Sprzeciw wobec „Piątki” kosztował go stanowisko ministra. Spotkał go nieprawdopodobny hejt – od lewackich zaczynając, na mediach służalczych wobec PiS-u kończąc. Prezes Kaczyński pozbył się z rządu jednego z nielicznych kompetentnych ministrów.

„Piątka” trafiła do sejmowej zamrażarki po senackich poprawkach, ale wciąż stanowi zagrożenie. W każdej chwili może wrócić. Z winy PiS-u.

W 2023 r. Jarosław Kaczyński poprosił Jana Krzysztofa Ardanowskiego o kandydowanie do Sejmu. Ponoć z trudem wydusił z siebie tę prośbę, ale nie powierzył byłemu ministrowi rolnictwa poprowadzenia kampanii skierowanej do wsi. Błąd. Stało się zresztą to, przed czym ostrzegał prezesa jego były minister – wieś nie zapomniała ani „Piątki” ani pustych wyborczych obietnic. Ani słów o konieczności przyjęcia Zielonego Ładu niszczącego rolnictwo.

Jan Krzysztof Ardanowski wszedł do Sejmu. PiS wybory wygrał, ale przegrał. Były minister rolnictwa nie ukrywa rozgoryczenia. To także odwaga – wprost wskazywać na przyczyny porażki, której PiS mógłby uniknąć, gdyby… posłuchał swojego ministra.

Jan Krzysztof Ardanowski otrzymał: odznakę honorową „Zasłużony dla Rolnictwa” Złoty Krzyż Zasługi oraz francuski Orderem Zasługi Rolniczej. „Nie wolno sprowadzać rolnika wyłącznie do wytwórcy jakiś dóbr poszukiwanych przez konsumentów. To są ludzie, którzy mają swoje aspiracje, swoje marzenia życiowe. Chcą i mają do tego absolutnie prawo, by realizować się pod każdym względem, a nie tylko być dobrym rolnikiem”- mówił we wrześniu 2019 r. I zdania nie zmienił.

A przecież zajmuje się nie tylko wsią. Także badaniami historycznymi dotyczącymi losu Żydówek, zmuszanych do niewolniczej pracy przy budowie umocnień i mordowanych w podobozie Baukommando Weichsel. W 2014 r. wraz z Pawłem Sztamą wydał książkę „Z głębokości wołam do Ciebie… Tragedia kobiet pochodzenia żydowskiego, więzionych i mordowanych w podobozach KL Stutthof w okolicach Torunia w ostatnich miesiącach II wojny światowej”. Oczywiście za tę pracę też mu nikt nie podziękował.

Jan Krzysztof Ardanowski nie rezygnuje. Wciąż zabiera głos w ważnych dla Polski sprawach, mówiąc prosto i odważnie o tym, co nam zagraża. Warto tego posłuchać.

Bo ten, kto ma żywność, energię, a w niektórych regionach świata wodę, ten de facto rządzi. Nie rządy, nie premierzy, nie państwa. Ten rządzi, który ma te dobra niezbędne. Każdy kraj będzie uległy i posłuszny, jeżeli nie będzie miał jedzenia.

cofać nie będzie chciała. Zielony Ład jest fragmentem szerszej polityki klimatycznej, która uderza we wszystkie działy gospodarki i życia człowieka w Europie. Żeby zarobić na nowych technologiach, to trzeba przekonać ludzi, że wszystko, co mają, co im daje luksus, że to wszystko jest złe. Trzeba wymienić wszystkie samochody, bo te są niedobre. Wymienić sprzęt gospodarstwa domowego, środki transportu, wymienić domy albo przeprowadzić głęboką termomodernizację..

Zmienić styl życia. Nie jechać na wakacje, nie podróżować…

Żeby ludzie w to uwierzyli, trzeba stworzyć jakąś ideę mniej-więcej wiarygodną. Taką ideą jest to, że my niszczymy klimat i kulę ziemską. W związku z tym my musimy się zmienić, bo wpływ człowieka jest dominujący, niszczący. Jakiekolwiek próby mówienia, że w okresach, które już w geologii są odwzorowane, ludzi nie było, a były i wysokie temperatury, i niskie, i to właściwie nie wiadomo czym spowodowane, o tym nie wolno mówić, bo człowiek zostanie uznany za idiotę. A jeszcze narazi się ekologom. To ma być element napędzania gospodarki, bo wszyscy będziemy • musieli wymienić wszystko, więc wejdą nowe sektory, nowe przemysły, nowe innowacyjne rozwiązania. I się świat będzie kręcił.Tylko że ludzie zbiednieją. Cała Europa stanie się Europą dziadów, za przeproszeniem, bo na to wszystko trzeba będzie pieniędzy.

Stalin gdzieś tam w piekle się rumieni z zażenowania, że nie wpadł na ten pomysł (…), a mi ostatnio przychodzą na myśl coraz częściej te słowa z Ewangelii: Nie bójcie się tych, co zabijają ciało, ale nie mogą zabić duszy. Bójcie się tych, co zabijają duszę…

Myślenie było takie: jest idea piękna, idea mądra, szlachetna: Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Idea nowego człowieka wolnego od nakazów, zakazów, myślenia o transcendentnym Bycie, o tym, że jakiś Pan Bóg jest, jakieś punkty odniesienia, że trzeba postępować uczciwie, że jest to norma nienaruszalna. (…) A że ludzie tego nie rozumieją, no to się ludzi wymieni. (…) I się hoduje nowe pokolenia człowieka sowieckiego, homo sovieticus. To samo się dzieje w tej chwili w Europie. Mówię twarde rzeczy, ale ja to obserwuję. A żeby to wszystko przeprowadzić, to trzeba dokonać wielkiego zamachu poprzez napływ dużych grup z innych kultur (…), trzeba zakwestionować rolę rodziny, zakwestionować rolę mężczyzny i kobiety, zakwestionować relację rodzice–dzieci. Absolutnie odejść od religii, która jest tylko-jak to bolszewicy mówili – opium dla ludu (…). To wszystko ma dotyczyć nowego człowieka europejskiego. To jest budowanie nowego utopijnego marksizmu, neomarksizmu. Kiedyś się nie udało i się wydawało, że to odeszło w niepamięć. Dziś ten podły czas marksistowskich, bolszewickich eksperymentów (…) wraca.

Cały wywiad z Janem Krzysztofem Ardanowskim dostępny na platformie telewizji PL1.TV

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

DZIWNY RAPORT CIA

„Projekt taki jak Gateway, który łączy naukę z ludzką tęsknotą za znaczeniem i sensem życia, wydawał się niezwykle obiecujący. Tyle że, jak się okazało, projekt ten bardziej przypominał próbę napisania podręcznika technicznego, omawiającego metodę osiągnięcia tego, co niewysłowione”.

dr Robert Kościelny
Kombinują agenciaki z CIA. Kom­ binują. A dlaczegóż to? Bo, po­ dobnie jak mężowie stanu (tak ichni, jak i nasze swojaki), chcą obywatelom nieba uchylić. Z tym że niebo, jak już jest przez nich uchylone, okazuje się najczęściej bramą do piekła. A może nawet piekłem samym? Tak społeczne utrzymanki odwdzięczając się chlebodawcom!

Strona Eightify poinformowała czytelników, że w 2003 r. ujawniono raport CIA zawierający opis tajnych badań dotyczących kontroli umysłu i zdolności parapsy­chicznych. Projekt CIA nosi nazwę Gateway Experience (Doświad­zenie Bramy).

Dla wielu wiadomość ta była jak odkrycie, że Agencja testowała jasnowidztwo i zdolności telepatyczne jako narzędzie szpiegowskie lub że Departament Obrony USA potajemnie zbierał dane o niezidentyfikowanych obiektach latających, mimo że uważał obserwatorów UFO za szaleńców, pisała Susan Lahey na stronie Popular Mechanics w maju 2023 r.

Okultyzm w służbie nauki

„Intryga kręci się wokół tajnego raportu CIA z 1983 r. na temat techniki zwanej Gateway Experience, która jest systemem treningowym zaprojektowanym w celu skupienia fal mózgowych. Ma to doprowadzić do zmiany świadomości i pokonania ograniczeń czasu i przestrzeni” czytamy w artykule Thobeya Campiona „Jak uciec z ograniczeń czasu i przestrzeni według CIA” C,How to Escape the Con-fines of Time and Space Accor-ding to the CIA”), zamieszczonym w Vice.

Autorem raportu The Gateway Experience jest podpułkownik Wayne M. McDonnellW 1983 r. dowódca Grupy Operacyjnej Armii Stanów Zjednoczonych zlecił mu zbadanie, jak działa Doświadczenie Bramy, czyli „projekcji astralnej i doświadczenia przebywania poza ciałem” Przy tworzeniu raportu podpułkownik współpracował z różnymi osobami, w szczególności z Itzhakiem Bentovem, amerykańsko-izraelskim naukowcem, który był pionierem w branży inżynierii biomedycznej.

Tom Halepublicysta IFL Science, dodał, że ten „dziwaczny raport o przekraczaniu czasoprzestrzeni za pomocą umysłu” to niezwykle rozwlekły i gęsto zapisany dokument, który dotyka wielu dziedzin, od neuronauki po mechanikę kwantową, „wahając się między naukami ścisłymi a pseudonauką, jak gdyby kroczył między nimi na linie”. Zalatuje od niego cokolwiek ezoteryką albo okultyzmem. Hale dodaje, że istota sprawy opisanej w raporcie sprowadza się do badania przez CIA pomysłu wywołania u człowieka świadomości realnego przebywania poza ciałem, która to świadomość, wyzwolona z ciała, mogłaby ewentualnie dostroić się do jakiejś wyższej sfery (istoty) spoza ziemskiej rzeczywistości lub połączyć się z nią.

Wszystko opiera się na pomysłach opracowanych przez Instytut Monroe, organizację non-profit skupioną na badaniu ludzkiej świadomości. Opracowana tam teoria głosi, że niektóre ćwiczenia umożliwiają mózgowi „półsynchronizację” w wyniku której fale mózgowe w prawej i lewej półkuli synchronizują się z tą samą częstotliwością i amplitudą. W raporcie McDonnella argumentuje się, że półsynchronizację można osiągnąć poprzez serię ćwiczeń przypominających medytację i słuchanie zestawu fal dźwiękowych, zwanych „taśmami bramkowymi”

Krótka historia badań nad odmiennym stanem świadomości

Strona Vice zamieszcza krótką historię badań nad tymi „nieziemskimi” możliwościami, odkrytymi przez pracowników Instytutu, a później wziętymi na warsztat przez CIA. Już w latach 50. Robert Monroeparapsycholog, biznesmen i właściciel stacji radiowej, zaczyna przedstawiać dowody na to, że określone wzorce dźwiękowe mają możliwy do zidentyfikowania wpływ na aktywność ludzkiego mózgu: czujność, senność i rozszerzone stany świadomości. Monroe tworzy wówczas w swojej korporacji dział badawczo rozwojowy o nazwie RAM Enterprises. Celem istnienia nowej jednostki organizacyjnej było zbadanie wpływu dźwięku na ludzką świadomość. Robert Monroe miał obsesję na punkcie „nauki przez sen” czyli hipnopedii, która pozwala śpiącym na słuchanie nagrań dźwiękowych w celu lepszego zapamiętywania wcześniej poznanych informacji. Pod koniec lat 50. RAM Enterprises rozpoczyna eksperymenty z nauką przez sen. Podczas przeprowadzanych doświadczeń Monroe odkrywa niezwykłe zjawisko. Opisuje je jako uczucie paraliżu i wibracji, któremu towarzyszy jasne światło. Podobno zdarzyło się to dziewięć razy w ciągu sześciu tygodni i zakończyło doświadczeniem wyjścia z ciała (OBE: out-of-body expe-rience – doświadczenie poza ciałem). W 1962 r. RAM Enterprises przenosi się do Wirginii i zmienia nazwę na Instytut Monroe, w którym powstały zestawy nagrań dźwiękowych zwanych Hemi–Sync (ang. Hemispheric Synchro-nisation – synchronizacja półkul). „Owe dźwięki umożliwiają synchronizację fal mózgowych, pozwalając na osiągnięcie odmiennych stanów świadomości, m.in. OBE” pisze Wiki. Zestawy „Hemi-Sync” mają już 60 lat!

W1971 r. Monroe publikuje książkę „Podróże poza ciałem” której przypisuje się spopularyzowanie terminu „doświadczenie poza ciałem”. A cztery lata później rejestruje, wspomniany wyżej, patent dotyczący technik dźwiękowych mających na celu stymulację funkcji mózgu do momentu synchronizacji lewej i prawej półkuli. Monroe nazywa ten stan „Hemi-Sync” (synchronizacja półkuli) i twierdzi, że można go wykorzystać do promowania dobrego samopoczucia psychicznego lub wywołania zmienionego stanu świadomości. Badania i eksperymenty Instytutu Monroe sprawiły, że wojsko i CIA miały się na czym oprzeć.

Różne metody, jeden cel – wyjść poza ciało i nie zejść Susan Lahey z Popular Mechanics pisała w materiale opublikowanym w maju 2Ó23 r„ że ppłk McDonnell, aby móc wyjaśnić czytelnikom raportu, na czym polega Gateway, powołał się na różne metody pozwalające wpłynąć na świadomość, a nawet umożliwiające zlikwidowanie ograniczenia narzucanego przez ciało – w tym biofeedback, medytację transcendentalną, styl jogi zwany Kundalini oraz hipnozę. •

Biofeedback to technika ciała i umysłu stosowana do kontrolowania procesów fizycznych, takich jak wzorce oddychania, tętno i reakcje mięśni. Jak wiadomo, w normalnych warunkach człowiek nie może kontrolować tych odruchów. A jeśli już usiłuje, to próby te wypadają nader kiepsko. Dlatego, w tym wypadku, do pracy zatrudnia się urządzenia monitorujące napięcie mięśni, temperaturę skóry, fale mózgowe i inne przejawy aktywności organizmu, aby zbierały dane, mogące później pomóc osobie biorącej udział w badaniach uzyskać kontrolę nad funkcjami organizmu.

Według kliniki w Cleveland medytacja transcendentalna ma na celu „ustabilizowanie ciała do stanu spokojnej czujności”. Osiąga się go poprzez ciche powtarzanie mantry w głowie. Uważa się, że ten rodzaj medytacji może pomóc osiągnąć „stan czystej świadomości”.

Joga Kundalini sięga starożytnych tekstów wedyjskich z 1000 roku p.n.e. Praktyka ta, znana również jako „joga świadomości”, ma na celu aktywację energii Kundalini, czyli „śakti” energii duchowej, która według wierzeń emanuje z podstawy kręgosłupa. Choć są tacy, którzy mówią, że jednak z pępka. Poprzez ćwiczenia oddechowe, śpiewanie, recytowanie i przybieranie odpowiedniej pozy ciała joga Kundalini ma pomóc osobie medytującej pozbyć się ego. W zamian za to człowiek wyzbyty własnego ja osiągnie stan połączenia ciała, umysłu, oddechu i świadomości.

Według badania z 2019 r. hipnoza to metoda osiągania „stanu świadomości, w którym uwaga osoby jest oderwana od bezpośredniego otoczenia i zaabsorbowana wewnętrznymi doświadczeniami, takimi jak uczucia, procesy poznawcze i wyobrażenia”. Innymi słowy, pisze Susan Laheyterapeuta i pacjent tworzą „hipnotyczną rzeczywistość, w której to, co sobie wyobrażasz, wydaje się realne”.

Pani Lahey dodaje, że według naukowców zatrudnionych w ramach Doświadczenia Bramy, opracowany projekt ma pomóc ludziom uzyskać dostęp do intuicyjnej wiedzy o wszechświecie, a także podróżować w czasie i komunikować się z istotami z innych wymiarów. Podajmy przykładowo, wzięte z raportu, fragmenty rozważań na temat możliwości „powrotu do przeszłości” „Wszystkie stosowane techniki prowadzone są na poziomie rozszerzonej świadomości zwanej Fokusem 12. Jednakże technika podróży w przeszłość wiąże się z dalszym poszerzaniem świadomości poprzez włączenie dodatkowych poziomów dźwięku na taśmach Hemi–Sync. [Podczas doświadczenia] czas jest wizualizowany jako ogromne koło we wszechświe-cie z różnymi szprychami, z których każda daje dostęp do innej części przeszłości uczestnika eksperymentu. Fokus 15 to stan bardzo zaawansowany i niezwykle trudny do osiągnięcia. Prawdopodobnie mniej niż pięć procent wszystkich uczestników Gateway faktycznie w pełni osiąga stan Fo-kusu 15 w ciągu około siedmiu dni szkolenia. Niemniej trenerzy Instytutu Monroe potwierdzają, że przy wystarczającej praktyce można w końcu osiągnąć Fokus 15. Twierdzą również, że osoba, która osiągnęła Fokus 15, może zbadać nie tylko swoją przeszłość, ale można również uzyskać dostęp do innych aspektów przeszłości, z którymi nie miała żadnego związku”

Zagmatwane rewelacje raportu

Tom Hale, publicysta IFL Science, odkrywa przed czytelnikiem kolejne treści raportu. Wynika z nich, że wszechświat jest złożonym systemem „oddziałujących pól energetycznych” w którym kolejne stany psychiczne i fizyczne są efektem zmian energii. Ludzka świadomość to po prostu wibracyjny wzór energii. Z raportu wynika, że osiągnięcie półsynchronizacji może wywołać odmienny stan świadomości, w którym wibracja świadomości danej osoby jest wolna od rzeczywistości fizycznej i dostraja się do pola czystej energii. Opierając się na koncepcjach „splątania kwantowego”, w raporcie stwierdzono, że ludzka świadomość może głęboko zmienić wszechświat, ponieważ rzeczywistość jest projekcją holograficzną; część koduje całość. W tym rozumieniu rzeczywistości wszystko, co istnieje, jest głęboko połączone w sieć wzajemnie powiązanych wibracji energii, od jednostkowej świadomości po „głębiny wszechświata”.

Wszechświat, a my w nim, jest jednym wielkim „hologramem”. Jest wszechświadomością, pychosyntezą – syntezą wszystkich psychik – z której jednostkową świadomość ludzką można wydobyć jedynie za pomocą swoistej „psychoanalizy”; sztucznego wyodrębnienia z całości. Z astralnej rzeki czystej jaźń i „wyłuskuje” się jednostkową świadomość tak jak z rzeki wydobywa się jej„ fragment”, zaczerpnąwszy wodę za pomocą naczynia. Z tego wynika, że iluzją nie jest doświadczenie stanu poza ciałem (fizycznym ograniczeniem czasoprzestrzennym), ale przebywanie w nim (w ograniczeniu czasoprzestrzennym)! Robi się ciekawie, prawda? Choć do interesującej konkluzji dochodzi się krętą drogą zawiłych dywagacji raportu.

Popular Mechanics zwraca uwagę, że McDonnell ujął treść dokumentu w żargon nauk fizycznych, aby uniknąć niepożądanych powiązań z okultyzmem. Oparł się na źródłach mechaniki kwantowej, aby „opisać naturę i funkcjonowanie ludzkiej świadomości” oraz na fizyce teoretycznej, aby wyjaśnić charakter wymiaru czasoprzestrzennego i środki, za pomocą których rozszerzona świadomość ludzka go przekracza.

Duża część teorii Gateway opiera się na tym, co McDonnell nazywa „Absolutem”: polu energetycznym, które istnieje we wszystkich wymiarach, ma zawsze tę samą energię i jest nieskończone. Nie ma lokalizacji ani pędu, dlatego znajduje się poza czasoprzestrzenią. HemiSync pragnie połączyć ludzi z Absolutem poprzez długość fali świadomości, która „wyskakuje” z czasoprzestrzeni na określonych częstotliwościach, w ten sposób wykazując, że czasoprzestrzeń jest do pokonania, że w rzeczywistości nie istnieje. Ma za zadanie uświadomić ludziom, że wierząc w ograniczenia czasoprzestrzenne sami sobie zakładają kajdany. Dobrowolnie godzą się na pełzanie, boją wzbić się i szybować w niczym nieograniczonych „przestworzach”

Działanie Absolutu tworzy wzór nakładających się na siebie fal. W ten sposób powstaje „uniwersalny hologram, czyli torus” – pisze McDonnell. „Torus odzwierciedla rozwój wszechświata w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości”. Stąd możliwość podróży w czasie – tak w tył, jak i w przód.

W dokumencie stwierdza się też, że ludzki mózg – będący systemem binarnym, takim jak komputer – wyświetla siebie jako hologram 3D. Interakcja naszych hologramów z hologramem uniwersalnym pozwala nam, wzbogaconym o informacje pozyskane od Absolutu, spojrzeć na siebie z dystansu. Na historię swego życia, na fakty i wydarzenia, o których zapomnieliśmy albo o których nie pamiętamy, bo wydarzyły się we wczesnym okresie naszego życia. Pozwala to odkryć motywy własnych działań i zachowań. A to z kolei sprawia, że uzyskujemy pełniejsze zrozumienie siebie. Głębszy wgląd w „duchowe trzewia”

Na razie niewielki procent ludzi może z powodzeniem używać Hemi-Sync do przekraczania granic stawianych przez ciało i czasoprzestrzeń, by w ten sposób uświadamiać sobie, że jest się tylko „częścią” wszechświadomości. Absolutu. Taki stan jaźni wyzwolonej nazywany jest najwyższym stopniem samoświadomości.

Bo chcący osiągnąć tak szeroką, panoramiczną, jaźń muszą dużo ćwiczyć, podobnie jak medytujący za pomocą różnych technik „astralnych” A jasne zrozumienie siebie, i swej roli we wszechświecie, które wynika z tej [najwyższej formy] samoświadomości, to cios zadany fałszywej świadomości istnienia czasoprzestrzeni. To kolejny krok do jej anihilacji i ostatecznego zjednoczenia z Absolutem, informuje Popular Mechanics.

Krytyka przekazu dokumentu

Co więc z tym wszystkim zrobić? – zastanawia się publicysta IFL Science, mający na myśli zaskakujące treści analizowanego ra-portu.„Bez wątpienia dokument stanowi ciekawą lekturę, jednak nie należy go traktować jako naukowego, porrimo naukowego języka i koncepcji, z których czerpie inspiracje. Wiele pomysłów zawartych w raporcie zaczerpnięto z prawdziwych badań naukowych, ale zebrane w całość nie nadają się do przetestowania. Jest też wiele wątpliwych teorii i przeskoków logicznych wrzuconych do tej mieszanki” pisze Tom Hale. Zawarty w raporcie wywód nie jest klarowny – co zdążyliśmy już zauważyć. Jest niedopracowany, dodaje kolejną uwagę krytyczną Hale. Wymaga uściśleń. Ale czy oznacza to, że po dokonaniu poprawek pomysł opisany w raporcie zadziała?

Susan Lahey na stronie Popular Mechanics również wyraża sceptycyzm, odnośnie do wartości poznawczych tekstu i do tego, że zawarty tam projekt może zostać zrealizowany w praktyce; przede wszystkim chodzi o pokonanie czasoprzestrzeni. „Spójrzmy prawdzie w oczy – nawet fizycy nie wiedzą, ile z ich ^najbardziej szanowanych równań i twierdzeń matematycznych faktycznie opisuje wszechświat, w którym żyjemy, podobnie jak wiele tradycji duchowych może mylić się co do natury świadomości. Nienaukowcy, co zrozumiałe, byli sfrustrowani faktem, że naukowcy rościli sobie wyłączne prawo do bezkarnego stawiania niepojętych teorii – takich jak wieloświaty, ciemna materia czy teoria strun”. A tych, którzy w nie powątpiewali lub nadal zgłaszają do nich sceptyczne uwagi, traktują jako ignorantów, ludzi,

którzy „nie ufają nauce”, w równym stopniu jak„antyszczepioń-kowcy”, niechętni nadstawianiu ramienia pod igłę strzykawki wypełnionej bliżej niezidentyfikowanym wyrobem medycznym.

Fizycy mają tendencję do odrzucania prób wykorzystania informacji naukowych do wyjaśnienia sensu ludzkiej egzystencji. W ramach kwantowej teorii pola można powiedzieć, że pola energetyczne łączą wszystko we wszechświecie. Ale sytuacja wygląda inaczej, gdy tę koncepcję zastosuje się na przykład do idei obcowania ludzi z drzewami lub zwierzętami.Teorie naukowców są wynikiem równań matematycznych, które można odtworzyć. Tyle że ludzkie doświadczenie można łatwo sfałszować lub wyobrazić sobie w dowolny sposób.

„Projekt taki jak Gateway, który łączy naukę z ludzką tęsknotą za znaczeniem i sensem życia, wydawał się niezwykle obiecujący. Tyle że, jak się okazało, projekt ten bardziej przypominał próbę napisania podręcznika technicznego, omawiającego metodę osiągnięcia tego, co niewysłowione”, zauważyła Susan Lahey. „Może pewnego dnia CIA wszystko rozwiąże”, dodając. Z nieskrywaną nadzieją czy raczej z nieznacznie tylko ukrytą ironią?

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

CIA A SPRAWA POLSKA

Zrządzeniem Boskim (aczkolwiek przy pełnej kooperacji CIA i Watykanu), w roku 1978 na Stolicy Piotrowej zasiadł Karol Wojtyła, przybierając imię Jan Paweł II. Wiemy, że nie naszą rolą jest ocenianie tego, jakimi środkami Pan Bóg posługuje się w realizacji swych planów, ale dla świętego (nomen omen) spokoju przyszłych pokoleń powinniśmy przynajmniej znać te okoliczności.

Sławomir M. Kozak

– W kilku moich ostatnich felietonach i nagraniach (PL1.TV) odnosiłem się do delikatnej kwestii, jaką była (i pozostaje) współpraca amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej ze środowiskiem mediów. Uważam bowiem, że jest to niezwykle ważne, by-śmy mieli świadomość tego, że informacje, które do nas za ich pośrednictwem docierają, w dużej mierze kształtują nasze postrzeganie świata, w którym żyjemy. Pisałem o tym choćby w kontekście ogromnego znaczenia dla rzeszy Polaków, w czasach słusznie minionych, takich rozgłośni radiowych, jak Radio Wolna Europa, czy Głos Ameryki1. Obie te stacje były przecież tubami medialnymi CIA. O ile jednak wpływały one na pojmowanie wydarzeń – zarówno w bloku komunistycznym, jak i w pozostałych krajach globu – przez polskie społeczeństwo, o tyle przecież równolegle CIA rozwijała swoje oddziaływanie na sterników naszej polityki. Zarówno tych „trzymających władzę” przez niemal pół wieku po II wojnie światowej, jak i mających ich wreszcie zastąpić przedstawicieli opozycji. Przypominam, bo pamięć mamy krótką, że na różne formy wspierania „walki z komuną”do Polski płynęły miliony dolarów, nie tylko zresztą w postaci sprzętu drukarskiego i łączności, ale to temat niezwykle „radioaktywny” i starannie obchodzony do dziś szerokim łukiem. Co prawda, nie było to tyle, co ujawnione przez asystent Sekretarza Stanu Nuland(taktycznie właśnie „odwołaną” na emeryturę) 5 mld doi. dla niedawnej „rewolucji” na Ukrainie, ale trzeba pamiętać o tym, jaki był przelicznik jednego dolara w Polsce lat 70. czy 80. Nie można wreszcie zapomnieć o tym, że to przedstawiciele umów Okrągłego Stołu do dziś wypełniają szczelnie wszelkie ośrodki biznesu, mediów i polityki – niezależnie od tego, która akurat partia jest u władzy. Pisząc natomiast o wpływie służb amerykańskich na polityków PRL-u, mam na myśli nie tylko ich uwikłanie w zależność od CIA poprzez bilateralne układy USA-ZSRR, których naturalną konsekwencją było „dogadanie się” Jaruzelskiego z Rockefellerem w Nowym Jorku, ale też swego rodzaju spętanie im nóg wejściem do gry Watykanu. To kolejny delikatny, zwłaszcza w Polsce, temat.

My Polacy zawsze w historii podchodziliśmy do polityki emocjonalnie. Tymczasem to akurat ta dziedzina, która od wszelkich namiętności powinna być wolna. Rozumieją to wszystkie inne państwa, tym silniejsze, im chłodniej i z większym wyrachowaniem ją traktują. Nie powinniśmy więc obrażać się na fakty, tylko je poznać i wyciągać wnioski na przyszłość. Jednak żeby to robić, należy mieć o nich wiedzę, której z różnych powodów większość z nas nie posiada.

Fot Wikimedia Frank Wisner wydał wówczas na tajne operacje we Włoszech 10 min doi., m.in. na działania propagandowe, zastraszanie wyborców, a nawet pobicia lewicowych polityków, co skutkowało przegraną komunistów i umocnieniem wpływów amerykańskich na terenie Europy na kolejne lata

U zarania działań CIA w Europie pierwszym i najważniejszym jej sojusznikiem stał się Watykan. Jakkolwiek CIA rozpoczynała funkcjonowanie jako organizacja protestancka, to już od 1948 r. jej działalność zdominowali ludzie identyfikowani z Kościołem katolickim. Było to całkiem zrozumiałe, gdy weźmie się pod uwagę, że Kościół Rzymskokatolicki był (nie mogę niestety napisać, że takim pozostaje) jedną z najbardziej antykomunistycznych organizacji na globie. Marksizm, ze swoją doktryną ateizmu, był naturalnym wrogiem teologii katolickiej. Wspominany przeze mnie w poprzednich felietonach Donovan(będący katolikiem), szef OSS, której naturalną spadkobierczynią stała się CIA, zawarł z Watykanem w roku 1943 tajne porozumienie, na mocy którego Stolica Apostolska stała się centrum alianckich działań wywiadowczych na terenie Włoch. Donovan doskonale rozumiał potęgę Kościoła, jego rozległe kontakty i oddziaływanie na miliony wiernych. Po zakończeniu działań wojennych duża część Europy znalazła się pod wpływem komunistów. We Włoszech duże szanse na wygranie wyborów w roku 1948 miała partia komunistyczna, co napawało Watykan przerażeniem. Nic więc dziwnego, że Kościół przyjął propozycję przeciwdziałania temu zagrożeniu od ludzi, którzy deklarowali się jako zaangażowani katolicy.

Wymieniany przeze mnie we wcześniejszych opracowaniach Frank Wisner wydał wówczas na tajne operacje we Włoszech 10 min doi., m.in. na działania propagandowe, zastraszanie wyborców, a nawet pobicia lewicowych polityków, co skutkowało przegraną komunistów i umocnieniem wpływów amerykańskich na terenie Europy na kolejne lata. Kościół nie zapomniał o wsparciu instytucji, która obroniła jego pozycję na przestrzeni dziesięciu lat, zarówno przed wpływami nazistowskimi, jak i komunistycznymi. Otworzył przed nimi szerzej m.in. Suwerenny Rycerski Zakon Maltański4, którego bramy wybrani Amerykanie przekroczyli, jako jedyni na świecie cudzoziemcy, jeszcze w roku 1927.

Po II wojnie światowej w jego szeregach znaleźli się tacy ludzie jak szef OSS William Donovan, kolejni dyrektorzy CIA – William Casey5, John McCone6, William Colby7, szef Radia Wolna Europa – James Buckley8, politycy, jakJoseph Kennedy9 czy Sekretarz Stanu za prezydentury Reagana – Alexander Haig10, biznesmeni, jak Barron Hil-ton11, wpływowi hierarchowie Kościoła w Ameryce, jak kardynał John O’Connor’2, arcybiskup Nowego Jorku Francis Spellman13 czy biskup Bernard Law14.

Jak pisałem o nim w ostatniej swej książce „Wrota Magadanu”15: „Zakon Maltański funkcjonuje do dziś i uznawany jest za suwerenny podmiot prawa międzynarodowego, a jego nieruchomości w Rzymie i na Malcie mają status eksterytorialności. Jak czytamy w Wikipedii: «Zakon (…) utrzymuje stosunki dyplomatyczne (…), działa jako obserwator w różnych organizacjach (ONZ, UNESCO, UNICEF, Unia Łacińska). Wydaje własne znaczki pocztowe, tablice rejestracyjne dla samochodów służbowych (o kodzie SMOM); ma też swoją walutę, którą jest scudo (…). W Polsce do zakonu należy 160 osób, w tym politycy, m.in. Marcin Libicki czy Łukasz Szumowski. Od 2004 r. zakon utrzymuje swoją ambasadę w Warszawie®16. Polecam zajrzenie na polską stronę Zakonu, gdzie znajdziemy m.in. mapę, która wskazuje stolice krajów, w których Zakon Maltański prowadzi projekty medyczne, społeczne i humanitarne®”17. Te projekty wytłuszczone zostały przeze mnie nieprzypadkowo. Dla porządku przypomnijmy tylko, że John F. Kennedy, sam będący katolikiem, powołał do życia Korpus Pokoju, którego dokonania polecam zgłębić, najlepiej na angielskiej stronie Wikipedii18, bo z polskiej niewiele się Czytelnik dowie.

Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na ten szczególny aspekt naszej historii, w której zrządzeniem Boskim (aczkolwiek przy pełnej kooperacji CIA i Watykanu), w roku 1978 na Stolicy Piotrowej zasiadł Karol Wojtyła, przybierając imię Jan Paweł II. Wiemy, że nie naszą rolą jest ocenianie tego, jakimi środkami Pan Bóg posługuje się w realizacji swych planów, ale dla świętego (nomen omen) spokoju przyszłych pokoleń powinniśmy przynajmniej znać te okoliczności. Kończąc temat wpływu tej agencji na polskie (również) sprawy, chcę jeszcze, odnosząc się do wszechobecnego zdziwienia, jakie nastąpiło w efekcie słynnego wywiadu Tuckera Carlsona19 z prezydentem W. Putinem, przypomnieć, że jego ojciec, Dick Carlson20, pełnił funkcję dyrektora Głosu Ameryki w najważniejszym dla naszego państwa czasie, jakim był przełom lat 80. i 90. XX w., a Tucker składał aplikację do pracy w CIA.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

Cały list do mnie

Szanowny Panie Januszu,
Nadszedł nareszcie moment, kiedy mogę ofiarować Panu nasz kalendarz na rok 2024.
Ale proszę pozwolić, że zapytam najpierw: czy pamięta Pan nasz apel do ministra Piotra Glińskiego?
Przypomnę – w czerwcu tego roku wystosowaliśmy petycję, będącą reakcją na przejawy ideologizacji i schamienia w polskiej kulturze.
Niedawny skandal wokół filmu „Zielona granica” Agnieszki Holland pokazał, jak bardzo ten głos był potrzebny. Kinowa publiczność już dawno nie otrzymała takiego zastrzyku pogardy do Polski i polskiego munduru.
Żołnierzy i strażników z narażeniem życia strzegących naszych granic w filmie przedstawia się jako sadystów i zwyrodnialców.
Wszystko to podlane sosem politycznej propagandy: Marsz Niepodległości nazywany jest marszem faszystów, a pozytywna bohaterka nazywa rządzących „gnojami”…
Nic dziwnego, że po kraju rozlała się fala oburzenia.
Proszę pomyśleć, jak muszą się czuć dzieci napiętnowanych funkcjonariuszy?

I na dodatek dzieje się to w krytycznym momencie, gdy Europę z każdej strony szturmują rzesze tzw. imigrantów.
Przyzna Pan, że krew gotuje się w żyłach…
Nasza kampania spotkała się z żywym odbiorem i w krótkim czasie otrzymaliśmy kilka tysięcy apeli podpisanych przez naszych Przyjaciół i Sympatyków.
Więcej, akcja zaczęła żyć własnym życiem i licznie wracały do nas petycje podpisane nawet przez osoby, które dotąd nie włączały się w działania Centrum Życia i Rodziny.
Świadczy to z pewnością o jednym – wielu z nas wciąż zależy na pielęgnowaniu wartościowej polskiej kultury.
Mamy dość wulgarności, tandety i nachalnej propagandy!
Jesteśmy głodni sztuki, która ubogaca i pozwala się zachwycić. Która niesie przesłanie, ale nie wbija go młotkiem do głowy.
Taką sztukę postanowiliśmy zaprezentować w naszym kalendarzu.
„Pędzlem i piórem” przywołuje najprzedniejsze dzieła polskiej literatury. Przypominamy te najbardziej oczywiste: „Pana Tadeusza”, „Ogniem i mieczem”, czy „Lalkę”.
Ale znalazło się również miejsce na „Przedświt” Zygmunta Krasińskiego i „Na skalnym Podhalu” Kazimierza Przerwy-Tetmajera.
Co łączy pozycje, które trafiły do kalendarza?
Wiadomo – artystyczny kunszt, rozmach, wciągające fabuły.
Ale musiało być coś więcej, skoro te dzieła odcisnęły piętno na sercach kolejnych pokoleń.
Tworzący je artyści byli żywym sejsmografem narodowej duszy. Wyczuwali jej subtelne drgania i głębokie poruszenia. Pokazywali postawy, które inspirowały do wielkich czynów.
Dodawali nadziei i odwagi.
Potrafili pokazać ludzkie losy i postawy na tle dziejowych burz, które tak dotkliwie nawiedzały Polskę.
Powtórzę słowa św. Jana Pawła II, które cytujemy we wstępie do kalendarza:

Kultura jest przede wszystkim dobrem wspólnym narodu. Kultura polska jest dobrem, na którym opiera się życie duchowe Polaków. Ona wyodrębnia nas jako naród. Ona stanowi o nas przez cały ciąg dziejów. Stanowi bardziej niż siła materialna. Bardziej nawet niż granice polityczne. Wiadomo, źe naród polski przeszedł przez ciężką próbę utraty niepodległości, która trwała z górą sto lat – a mimo to pośród tej próby pozostał sobą. Pozostał duchowo niepodległy, ponieważ miał swoją kulturę. Więcej jeszcze. Moi kochani: wiemy,że w okresie najtragiczniejszym, w okresie rozbiorów, naród polski tę swoją kulturę ogromnie jeszcze ubogacił i pogłębił, bo tylko tworząc kulturę, można ją zachować.

To właśnie dlatego pół wieku po opublikowaniu „Ogniem i mieczem” młodzi ludzie walczący w Powstaniu Warszawskim przybierali pseudonimy „Kmicic”, „Zagłoba” czy „Wołodyjowski”.
To dlatego w 1968 roku wystawienie Mickiewiczowskich „Dziadów” dało asumpt do buntu przeciwko komunistycznej opresji.
Na marginesie można by postawić pytanie, co z tą spuścizną uczyniłaby autorka „Zielonej granicy” Agnieszka Holland. Jak przedstawiłaby bohaterów?
Co zostałoby z poczciwości Longinusa Podbipięty? Co z jego prostej i silnej wiary? Może nagle stałby się tępym fanatykiem religijnym, toczącym pianę z ust i dyszącym nienawiścią na samą myśl o innowiercach?
Na szczęście – to tylko dywagacje.
My przypominamy te piękne dzieła bez ideologicznych wykoślawień, bez szydery i złośliwości.
Chylimy czoła przed artyzmem ich twórców.
Domyślam się, że i Pan ma swoje ulubione lektury. Być może nie znalazły się w naszym wyborze.
I ja dodałbym jeszcze kilka, niestety do dyspozycji mamy zaledwie 12 kart kalendarza…
Ale żadnemu z zamieszczonych w nim utworów nie można zarzucić miałkości, tandety czy wulgarności. Każdy z nich wyszedł spod pióra twórcy głęboko przejętego losami Polski i jej narodu.
Dodatkowo zależało nam na ciekawych zestawieniach literatury z reprodukcjami obrazów wybitnych polskich mistrzów.
Prezentujemy więc dzieła Józefa Mehoffera, Jacka Malczewskiego czy Józefa Chełmońskiego.
Czasem przenoszą nas one w miejsce akcji, czasem ją ilustrują, czasem komentują utwór. Ale za każdym razem dają nam okazję do obcowania z ponadczasowym pięknem.
Mam nadzieję, że zgodzi się Pan, że taki kalendarz to nie tylko użyteczny przedmiot, pomagający w planowaniu czasu, ale również nasz wspólny wkład w podtrzymywanie duchowego życia Polaków, o którym mówił Papież.
Dlatego, tak jak w ubiegłych latach, chcemy, by nasze kalendarze ucieszyły także Polaków mieszkających poza granicami Ojczyzny.
Niestety, musieliśmy radykalnie ograniczyć nasze plany.
Rok temu rozpowszechniliśmy na Litwie 20 000 egzemplarzy kalendarza. Jednak koszty związane z taką operacją sprawiły, że w tym roku przygotowaliśmy dla naszych Rodaków 5 000 sztuk.

Oczywiście dodruk kalendarzy jest wciąż możliwy, ale jest uzależniony od wsparcia, które przekażą nam Przyjaciele – tacy jak Pan.
Zapewniam Pana, że nasze kalendarze to ogromna radość dla polskiej społeczności na Litwie.
Na dowód tego przekazuję list od p. Renaty Cytackiej, wieloletniej działaczki polskiej, która na miejscu wspiera nas w rozpowszechnianiu naszych materiałów.
I zwracam się do Pana z gorącą prośbą o pomoc finansową.
Proszę o wsparcie naszych działań dobrowolnym datkiem dowolnej wysokości, np. 20 zł, lub 30 zł, albo 50 zł, czy 100 zł bądź inną kwotą.
Jeśli zdecyduje się Pan nam pomóc, proszę skorzystać z danych zamieszczonych na załączonym przekazie. Datek można przekazać w banku, na poczcie lub za pomocą internetu. Zachęcam również do odesłania przekazu.
Jak co’ roku liczę, że życzliwie przyjmie Pan nasz kalendarz. Dla mnie to sposób, by powiedzieć „Dziękuję” za Pana zaangażowanie, odwagę i pomoc. Za zainteresowanie i troskę o to, co ważne.
A może zachęci Pana do tego, by raz jeszcze sięgnąć do dzieł, które przypominamy?
Serdecznie Pana pozdrawiam,

PS. Przesyłam Panu kalendarz „Pędzlem i piórem. Skarby polskiej kultury”. Mam nadzieję, że się spodoba i znajdzie Pan dla niego miejsce w swoim domu. Przypominamy w nim najpiękniejsze przejawy twórczości polskich mistrzów – niech będzie odtrutką na prymitywne i wulgarne przejawy „twórczości” niektórych współczesnych artystów. Bardzo liczę na Pana pomoc w sfinansowaniu druku i wysyłki tego kalendarza do naszych Rodaków na Litwie.
PPS. Dodatkowe egzemplarze kalendarza można zamówić na stronie internetowej www.rokzrodzina.pl. Proszę zachęcić znajomych!

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

Urodziny Mistrza

Jeśli tytuł felietonu przypomina Państwu słynną powieść Vonneguta, to prawie dobry trop, bo też chodzi o wielkiego pisarza. Tam było Śniadanie mistrzów, a w polskiej literaturze współczesnej z żyjących pisarzy, z całym szacunkiem dla twórczości tak wybitnych literatów jak Wiesław Myśliwski czy Stanisław Srokowski, których bardzo cenię i kocham czytać (o Twardochu i Tokarczuk ni słowa, lewackich pismaków omijam szerokim tukiem, nic nowego do literatury nie wnoszą poza chorą ideologią demolującą najważniejsze, uniwersalne wartości) Mistrz jest tylko jeden! Nazywa się Waldemar Łysiak (sic!). W ostatnich latach mniej widoczny, jeszcze dekadę temu można było, prócz znakomitych książek, czytać jego polityczne eseje i felietony na temat polskiej rzeczywistości polityczno-kuIturaIno-społecznej (ostatnie w Do Rzeczyi). Od dekady jednak, z własnego wyboru -„na emigracji wewnętrznej”, rzadko wydaje książki, a jak już się pojawią, stają się bestsellerami (ich rekomendacje znajdowali Państwo w mojej rubryce), skupiony – jak się wydaje – na napisaniu kilku jeszcze ważnych książek, ale przede wszystkim (chyba?) na filozoficznym smakowaniu życia. Niczym współczesny Dio-genes szukający z zapaloną latarnią człowieka bądź siedzący w swym wypełnionym wybitnymi księgami eremie, i gdyby pojawił się sam Aleksander Wielki -jedynym życzeniem Łysiaka byłoby pewnie zdanie: Nie zasłaniaj mi ksiąg! No, chyba że byłby to Napoleon Bonaparte, dla niego Łysiak zrobiłby więcej ustępstw – to wielki bohater kilku jego wybitnych książek. Tak czy inaczej, wielka szkoda dla nas wszystkich, że Łysiak odsunął się w tak znaczący sposób od życia publicznego, nie korzysta z telefonów, nie korzysta z Internetu, a swoje zbyt rzadko (!) pojawiające się książki pisze tradycyjnym sposobem, jak dawni mistrzowie pióra! Jak sobie dziś wyobrażam dni czy tygodnie Mistrza? Otoczony tysiącami książek (ma bodaj najwspanialszą bibliotekę w Polsce), czytający księgi mędrców, filozofów i największych pisarzy. Może pali przy tym fajkę i pije szklaneczkę złotego Johnniego Walkera Diamond Jubilee? A gdzieś w tle, skromnie – wiele dziesiątek jego dzieł! Tak to sobie wyobrażam. Niepowetowana więc niczym strata, że od dłuższego czasu milczy w najważniejszych polskich kwestiach i w tych dotyczących życia i literatury. Wie przecież o tym wszystko, bardzo brakuje jego głosu/opinii/rady- Polska byłaby wtedy mądrzejsza, a więc i lepsza. Ale koniec ze smutkami, bo dziś dzień radosny, urodziny Mistrza! Waldemar Łysiak, w co trudno uwierzyć, kończy dzisiaj 80 lat! W tym roku także drugi jego ważny jubileusz – 50-lecie pracy pisarskiej. Pierwsza jego książka, Kolebka, została wydana 50 lat temu, w 1974 r. Debiut, którym Łysiak wszedł do polskiej literatury drzwiami i oknami razem z futryną, jak niegdyś Marek Hłasko! Kolebka została nagrodzona w konkursie 50-lecia Związku Literatów Polskich! Zaraz potem wybitny talent Łysiaka zaowocował kolejnym znakomitymi książkami, każda stawała się wydarzeniem literackim, a bywało, że politycznym! Moja przygoda z Łysiakiem zaczęła się wtedy, gdy przeczytałem jego Asfaltowy salon, i już się od Łysiaka oderwać nie mogłem. Jest moim polskim pisarzem współczesnym number one! – zawsze, gdy chcę przeczytać coś inspirującego, mądrego, ciekawego, porywającego i świetnie napisanego, sięgam po Łysiaka. Czasem na chybił trafił (mam kilka półek jego dzieł), nigdy nie przeżyłem zawodu, z polskich pisarzy tylko Łysiak potrafi tak zaintrygować, zafascynować i zaczarować jednocześnie! (np. Asfaltowy saloon był tak inspirujący, że zagonił mnie na kilka lat do Ameryki). Dziś ten wielki pisarz niczego udowadniać już nie musi, jest – nie tylko dla mnie – niekwestionowanym liderem polskiej prozy ostatnich pięciu dekad! Należy też do ścisłej elity najwybitniejszych konserwatywnych umysłów w Polsce i jego głos powinien wybrzmiewać z odpowiednim do tego rezonansem. I o to mam „pretensje” do Łysiaka, że egoistycznie zamilkł. To milczenie ma oczywiście swoją wymowę, trzeba je więc uszanować. Z tym większą niecierpliwością czekamy na kolejne jego książki (Mistrzu, czekamy!) A czekając – czytamy te księgi, które wyszły spod jego pióra do tej pory (spis w rubryce obok). Lektura obowiązkowa każdego, kto kocha dobre książki.

Mistrzu, w Dniu Twoich 80 Urodzin, dziękujemy za wszystkie dzieła i prosimy o więcej, niech zdrowie dopisuje, a Dobre Anioły czuwają! 100 lat dla Mistrza to jakoś mało, niech się darzy!

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

CZY SPEŁNIĄ SIĘ SNY HITLERA?

Już niedługo nazywanie Polski państwem będzie wielką przesadą i określeniem na wyrost, ponieważ utracimy wszystkie najważniejsze atrybuty państwowej władzy zwierzchniej. Będziemy mogli mówić o Polsce co najwyżej jak o kraju, a nie o państwie, i to w takim sensie, w jakim mówi się dzisiaj o krajach związkowych w Niemczech, czyli landach.

Mirosław Kokoszkiewicz

Tegoroczny Marsz Niepodległości odbył się pod hasłem Jeszcze Polska nie zginęła. Zastanawiam się,
jakie hasło będzie obowiązywało za rok, a może dwa? Jeżeli sprawy potoczą się zgodnie z planami Berlina i jeśli w ogóle wolno będzie maszerować, to na transparentach napiszemy: Co nam obca przemoc wzięła /Szablą odbierzemy. Tylko czy starczy nam tych szabel? Sądząc po wynikach ostatnich wyborów – mogą być z tym trudności. Jak mogliśmy się przekonać, niepodległość i suwerenność nie jest dla Polaków niezbywalną wartością, albo kompletnie nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, jakie czai się tuż za rogiem. Przecież bardzo prawdopodobne, że już niedługo nazywanie Polski państwem będzie wielką przesadą i określeniem na wyrost, ponieważ utracimy wszystkie najważniejsze atrybuty państwowej władzy zwierzchniej. Będziemy mogli mówić o Polsce co najwyżej jak o kraju, a nie o państwie, i to w takim sensie, w jakim mówi się dzisiaj o krajach związkowych w Niemczech, czyli landach. Staniemy się zatem zaledwie krajem członkowskim UE, pozbawionym tak naprawdę suwerenności wewnętrznej i zewnętrznej. Dla przykładu, Polska nie będzie mogła prowadzić własnej polityki zagranicznej ani własnej polityki gospodarczej, energetycznej i obronnej. To centrala w Brukseli pod dyktando Berlina będzie decydować zarówno o międzynarodowych sojuszach, jak i o wysokości podatków w Polsce, które będą podlegać „harmonizacji”, a więc będą ustalane poza Polską pod dyktando Berlina, który w oczywisty sposób będzie uwzględniał swoje interesy. Reasumując, nie można mówić o suwerennym państwie, jeżeli nie może ono podejmować żadnych suwerennych decyzji dotyczących polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Nasuwa się smutna refleksja. Mówi się, że Święto Niepodległości to święto wszystkich Polaków. Tak powinno być, ale niestety tak nie jest.

Kiedy wielokrotnie na łamach „Warszawskiej Gazety” pisałem o budowie IV Rzeszy Niemieckiej, byli zapewne i tacy, którzy myśleli sobie, że dobrze jest dmuchać na zimne, ale wizja Polski jako kraju o prerogatywach niemieckiego landu wydawała się im kosmiczna i mało prawdopodobna. Wiele razy podpierałem się słowami znakomitego pisarza, publicysty i wizjonera Stanisława „Cata” Mackiewicza, który już w 1956 r., zaledwie siedem lat po podziale Niemiec na RFN i NRD mówił:
Moim zdaniem rewizjo-nizm niemiecki jest na długie lata unieszkodliwiony czy powstrzymany ogólną sytuacją. Zachodnie Niemcy, gdyby miały przystępować do re-wizjonizmu, to musiałyby przystąpić przede wszystkim do budowania federacji europejskiej.
To wprost niewiarygodne, że autor tych słów przewidział niemal 70 lat temu scenariusz, według którego Niemcy, na razie bezkrwawo, zrealizują testament Hitlera.

Pani prof. Krystyna Pawłowicz po wyborach z 15 października na platformie X napisała: – Już niedługo, za sprawą no wego UE traktatu Niemcy znowu, „NA TRWAŁE”zajmą sobie tereny Polski… Zachodniej? Sny Hitlera po latach, już bez użycia siły, spełnią się BEZ OPORU Polaków. Większość wyborców w RP niedawno, z radością oraz ze słowami „je..ć” i „nienawidzę”, dała zgodę…

Są to słowa prawdziwe i jednocześnie ukazujące dramatyzm sytuacji, w której znalazła się Polska. Oczywiście „Gazeta Wyborcza”, TVN i polskojęzyczne niemieckie media w Polsce typu Onet czy „Newsweek” trąbią na okrągło o braku alternatywy dla naszego członkostwa w UE i przekonują o konieczności zmiany traktatów, a wszystkie przestrogi mówiące o utracie suwerenności przez Polskę nazywającą na emocjach” i „szerzeniem wyimaginowanych zagrożeń przez PiS”. Problem w tym, że w Brukseli leży już na stole bumaga likwidująca naszą suwerenność i czeka tylko na podpis.

W opublikowanym niedawno tekście Poland czy Po(land) zamieściłem link do oficjalnej strony UE, pod którym widnieje przetłumaczony na język polski projekt zmiany traktatów. Jego sprawozdawcy to polakożerca Guy Verhofstadt i czwórka Niemców: Sven Simon, Gabriele Bischoff, Daniel Freund i Helmut Scholz. Oni nawet nie ukrywają, skąd czerpali inspiracje i natchnienie. Ja wiem, że nie każdemu chciało się prze brnąć przez liczący 123 strony tekst projektu, ale tam już na stronie trzeciej wprost jest napisane, że propozycje zmian traktatowych uwzględniają Manifest z Ventotene. Ów manifest komunistyczny napisał w więzieniu włoski komunista Altiero Spineli!
(1907-1986). Jego nazwisko widnieje dzisiaj nad gmachem Parlamentu Europejskiego w Brukseli.

Przypomnijmy zatem fragmenty tego Manifestu z Ventontene. Obsesją Spinellego była likwidacja państw narodowych. W„dziele życia” tego zatwardziałego komucha, do którego odwołują się sprawozdawcy projektu zmian traktatowych, czytamy:
Pierwszym zadaniem, bez rozwiązania którego wszelki postęp będzie tylko złudzeniem, jest ostateczne zlikwidowanie granic dzielących Europę na suwerenne państwa. […] Nieprzydatni starzy zostaną wyeliminowani, a wśród młodych trzeba obudzić nową energię. […] Chodzi o stworzenie państwa federalnego, które stoi na własnych nogach i dysponuje europejską armią zamiast armiami narodowymi. Trzeba ostatecznie skończyć z gospodarczą samowystarczalnością, która stanowi kręgosłup totalitarnych reżimów. Potrzeba wystarczającej ilości organów i środków, żeby w poszczególnych państwach związkowych wprowadzić zarządzenia wydane w celu utrzymania porządku ogólnego.

Jednak najbardziej w tym komunistycznym manifeście przeraża, że nie ma tam nawet jednego słowa odwołania się do woli czy potrzeb europejskiego ludu. Komuniści jak zwykle wiedzą lepiej, czego ten lud pragnie i potrzebuje. Czytamy, że:
Nasz ruch czerpie pewność co do celów i kierunków działania

nie z rozpoznania jakiejś nie istniejącej jeszcze woli ludu, ale ze świadomości reprezentowania najgłębszych potrzeb nowoczesnego społeczeństwa. Dzięki niej nasz ruch wyznacza linie kierunkowe nowego porządku, narzucając jeszcze nieuformowanym masom pierwszą społeczną dyscyplinę. Nowe państwo powstanie dzięki dyktaturze rewolucyjnej partii i dla nowej, prawdziwej demokracji.

Jest to niczym niezawoalowana zapowiedź stworzenia w Europie neomarksistowskiej dyktatury, nazywanej „demokracją prawdziwą”, w rzeczywistości nadchodzi komunistyczny zamordyzm. Czy Berlin jest rzeczywiście zafascynowany wizją komunisty Spinellego? Śmiem w to wątpić Ja myślę, że Niemcy z premedytacją i wyrachowaniem wykorzystują te komunistyczne szaleństwo jako wygodne narzędzie do realizacji własnych celów, czyli ustanowienia swojego przywództwa i hegemonii w Europie. Przecież kanclerz Olaf Scholz publicznie ogłosił, że:
Niemcy powinny przejąć odpowiedzialność za Europę i świat.

Kolejnym krokiem federalistów jest zapowiedź utworzenia armii UE i odebranie kompetencji państwom członkowskim w takich obszarach jak obrona, sprawy zagraniczne i bezpieczeństwo zewnętrzne. Wiąże się to z likwidacją armii narodowych. Jest to bardzo sprytny zabieg, ponieważ pozbawi on w przyszłości państwa możliwości podjęcia zbrojnego oporu przeciwko dyktaturze Berlina i Brukseli oraz będzie pretekstem do pozbycia się wojsk amerykańskich z Europy. Propagowane w czasach żelaznej kurtyny przez Związek Radziecki i państwa Układu Warszawskiego hasło„Amerykanie do Ameryki” znowu stało się modne. Zabrzmi to groźnie, jeśli przypomnimy sobie słynne słowa pierwszego w historii sekretarza generalnego NATO, Brytyjczyka Hastingsa Lionela Ismaya, który powiedział, że Sojusz Północnoatlantycki powstał, żeby: Rosjan trzymać z daleka, Amerykanów przy sobie, a Niemców pod kontrolą. Bliska perspektywa końca rządów PiS i przyszłe premierostwo niemieckiego nominata na to stanowisko Tuska ośmieliło niemieckich polityków do bardziej odważnych zapowiedzi. Oni ustami synalka adiutanta Hitlera i byłego ambasadora Niemiec w Polsce Arndta Freytaga von Loringhovena mówią nam dzisiaj:
W interesie obu stron leży potrzeba ściślejszej integracji Bundeswehry z Siłami Zbrojnymi RP, a w dłuższej perspektywie także trwałe przemieszczenie wojsk niemieckich do Polski.
W tym samym tekście, opublikowanym na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, syn hitlerowca z satysfakcją dodaje: Po ośmiu latach impasu rząd Donalda Tuska będzie ponownie blisko współpracował z Niemcami.

Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że Polska od czasu drugiej wojny światowej nie była w tak -groźnej i dramatycznej sytuacji jak dziś. Jak uczy historia, po likwidacji państwa polskiego następuje rugowanie wszelkich przejawów polskości. To temu celowi ma służyć zapowiadana likwidacja Telewizji Publicznej, Rady Mediów Narodowych i Instytutu Pamięci Narodowej. Z tego samego powodu ze szkół zniknie przedmiot„Historia i Teraźniejszość”. To są działania ewidentnie czynione„pod okupanta”. Co będzie, jeśli spełni się czarny scenariusz i Polska utraci suwerenność? W czasach zaborów głównymi czynnikami jednoczącymi Polaków była pamięć o dawnej wielkości, świetności oraz wielowiekowej tradycji polskiej państwowości. Wielkie znaczenia miała kultywowana przez szlachtę idea wolności i niepodległości. Olbrzymią rolę odegrał polski Kościół i inteligencja. Jak byłoby teraz, skoro w ostatnich wyborach 11,6 min Polaków zagłosowała na polityków nowej targowicy godzących się na odebranie Polsce suwerenności?

Zakończę fragmentem przemowy Henryka Sienkiewicza, który w czasach zaborów,’ odbierając 10 grudnia 1905 r. w Sztokholmie nagrodę Nobla, powiedział:
Wysoki areopag, który tę nagrodę przyznaje, i dostojny monarcha, który ją wręcza, wieńczą nie tylko poetę, ale zarazem i naród, którego synem jest ów poeta. Stwierdzają oni tym samym, że ów naród wybitny bierze udział w pracy powszechnej, że praca jego jest płodna, a życie potrzebne dla dobra ludzkości. Jednakże zaszczyt ten, cenny dla nas wszystkich, o ileż jeszcze cenniejszym być musi dla syna Polski!… Głoszono ją umarłą, a oto jeden z tysiącznych dowodów, że ona żyjel… Głoszono ją niezdolną do myślenia i pracy, a oto dowód, że działa!… Głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać! Komuż nie przyjdą na myśl słowa Galileusza: E pur si muovel…, skoro uznana jest wobec całego świata potęga jej pracy, a jedno z jej dzieł uwieńczone.

Ówczesna światowa prasa komentowała:
Nie przemawiał jak poeta, który dostał się na szczyt sławy, lecz bardziej jak orędownik wielkiego narodu, pragnącego swej wolności.

Mam nadzieję, że tym razem chór orędowników wielkiego narodu pragnącego swej wolności usłyszymy zanim będzie za późno. W tym chórze na pewno za
braknie głosu noblistki Tokarczuk. No cóż, jakie czasy, tacy nobliści.

 

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

Golbaliści i ich osobliwa antyreligia

Ludzka świadomość została już dawno wyrwana z objęć sacrum i wykorzeniona lewituje w poszukiwaniu Na-ragonii – błazeńskiej ziemi obiecanej. Świata na opak. Gdzie nie ma kultury, bo jest antykultura, nie ma cywilizacji służącej człowiekowi, bo jest antycywilizacja, nie ma religii, bo jest antyreligia.

 

dr Robert Kościelny

– „Jeśli chcesz zobaczyć coś naprawdę demonicznego, wyobraź sobie świat, w którym obiektywna prawda zostaje porzucona na rzecz subiektywnej percepcji. Świat, który zaspokaja preferencje psychopatów, bez imperatywów etycznych. Świat, w którym cel zawsze uświęca środki. To jest droga lucyferiańska i droga globalistyczna” pisze Brandon Smith w artykule „Aby zrozumieć globalistów, musimy zrozumieć ich psychopatyczną religię” zamieszczonym w Alt-Market.

Infernalny patron globalistów Arkon Daraul w pracy „A History of’ secret societies” (Historia tajnych stowarzyszeń), wydanej w 1962 r. pisah „Tajne stowarzyszenia istniały na przestrzeni dziejów. Pod wieloma względami są one mikrokosmosami zwykłego społeczeństwa. Niemniej jednak wiele znanych stowarzyszeń otacza atmosfera tajemniczości i grozy. Tajnych stowarzyszeń nigdy nie można całkowicie wyeliminować. Ludzkie pragnienie bycia jednym z wybranych jest czymś, czego żadna siła nie była w stanie zmniejszyć, nie mówiąc już o przezwyciężeniu”. Mimo upływu ponad sześciu dekad słowa te nie straciły na aktualności i również można je odnieść do sitwy, która formalnie stowarzyszeniem nie jest, ale składa się z grup i osób (filantropów, tzw., bo nic za darmo nie dają), które działają „wspólnie i w porozumieniu” w celu wysadzenia w powietrze świata, jaki znamy i uważamy za normalny.

Globaliści to sitwa o ambicjach do nieba śmierdzących i bardzo wpływowa. Choć pewnie nie aż tak bardzo, jak usiłują nam to wmówić zarówno oni, jak i ci, którzy z ich ręki chleb jedzą. Przekonanie ludności świata o wszechwładzy elit rodem z Klubu Bilderberg, Komisji Trójstronnej, Światowego Forum Ekonomicznego i kilku czy kilkunastu innych tego typu światowych zgromadzeń jest warunkiem sine qua non budowy rzeczywistości, o jakiej nie śniło się filozofom, za to była marzeniem największych oprawców ludzkości. Tyle, że na realizację złowrogich rojeń nie pozwalała ówczesna technologia, ale też mentalność ludzi zakorzeniona w sacrum. Dziś jest inaczej – rozwój technologiczny nabrał prędkości torpedy, zmierzając w kierunku świata, aby zamienić go w „statek głupców” z obrazu Hieronima BoschaA ludzka świadomość została już dawno wyrwana z objęć sacrum i wykorzeniona lewituje w poszukiwaniu Naragonii – błazeńskiej ziemi obiecanej. Świata na opak. Gdzie nie ma kultury, bo jest antykultura, nie ma cywilizacji służącej człowiekowi, bo jest antycywilizacja, nie ma religii, bo jest antyreligia.

W naszej kulturze „patronem” i idolem rzeczywistości a rebours jest szatan. „Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa” [J 8,44],

Wyatt Ciesielka w „Satan’s secret society and true christianity” (Tajne stowarzyszenia szatana i prawdziwe chrześcijaństwo), tekście zamieszczonym na Tomorrowsworld.org, wyraża pogląd, że u zarania ludzkiej cywilizacji „zakorzeniła się matka wszystkich tajnych stowarzyszeń”.

O ile pierwszym spiskowcem był szatan, o tyle jego tajna organizacja zbuntowanych diabłów przybrała ludzki kształt wraz z pojawieniem się Nimroda, władcy powstających na Bliskim Wschodzie państw. To on miał stworzyć pierwszą tajną organizację kładącą podwaliny organizacyjne i ideowe pod stowarzyszenia, które będą pojawiać się w starożytności, średniowieczu, czasach nowożytnych i współczesnych. Zawsze wrogich wobec kultury dominującej. Szczególnie zajadłych względem chrześcijaństwa, będącego w samej swej istocie zapowiedzią ostatecznej klęski śmierci, piekła i szatana.

„Ślady tego fałszywego systemu religijnego [stworzonego przez Nimroda – R.K.] rozprzestrzeniły się na wszystkich kontynentach i wywarły wpływ na każdą kulturę” pisał Ciesielka w „Sata-n’s secret society”. Warto dodać, że w tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej Nimrod jest uważany za przywódcę tych, którzy zbudowali Wieżę Babel w kraju Szi-naar (Sumer), chociaż Biblia tego przywództwa nie stwierdza. Kilka z wczesnych źródeł judaistycznych mówi, że król Amrafel, który później w Księdze Rodzaju walczył z Abrahamem, to nikt inny jak sam Nimrod – pisał przed laty biblista Robert J. Menner. Abraham zwyciężył Nimroda. Tryumf męża Bożego wzmacniał wśród Izraelitów, a później również chrześcijan, przekonanie, że zło, uosabiane przez Nimroda, można pokonać pobożnością i wiernością Prawu.

Wchodząc w infernalny krąg an-tyreligii globalistów, nie zapo-mnijmy o tym, na co zwraca uwagę cytowany kilkakrotnie Wyatt Ciesielka: „Nie wszystkie spiski są prawdziwe. Ale Szatan jest prawdziwy. Nadal posługuje się narzędziami ludzkimi i organizacjami – w tym religią fałszywą – aby wprowadzać w błąd narody, powodować zamieszanie i cierpienia oraz przybliżać świat do konfrontacji z powracającym Królem królów i Panem panów” [Apokalipsa 19,16].

Okultystyczne korzenie totalitaryzmów

Pod koniec XIX i na początku XX w. świat zachodni doświadczył nagłego wybuchu okultyzmu wśród bogatych ludzi. Trwał rozwój teozofii. Był to wynik osobliwego trendu, bardzo żywego w mentalności elit, który ostatecznie przygotował grunt dla tego, co później nazwano Nową Erą (New Age). Nowa Era to ruch kontrkulturowy (antykulturowy) zapoczątkowany w latach 60. XX w., pisze Brandon Smith w Alt-Market. Wikipedia tłumaczy, że ruch „wyrósł z przekonania, że ludzkość, pogrążona w głębokim kryzysie, znajduje się w punkcie zwrotnym między dwiema epokami (erami). Część zwolenników ruchu New Age uważa, że dzisiejsze czasy to ostatni etap świata, jaki znamy. Po przejściu tego świata w nową rzeczywistość (Nową Erę), ma nastąpić złoty wiek ludzkości. Bliżej nieokreśloną, ale raczej niedaleką przyszłość zwolennicy New Age wyobrażają sobie jako czasy, w których nie będzie konfliktów, granic państwowych, zaś ludzkość będzie żyła w ogólnoświatowej wspólnocie kierowanej przez wspólny Rząd Światowy”.

Wróćmy do teozofii. Jej główną siłą napędową była niewielka grupa, na której czele stała Helena BławatskaGrupa miała obsesję na punkcie ezoteryzmu, gnostycyzmu, a nawet satanizmu. Bławatska była współzałożycielką Towarzystwa Teozoficznego powstałego w Nowym Jorku w 1875 r.; twierdziła, że jest w stałym „psychicznym, kontakcie” z istotami zwanymi „mahatmami” lub „mistrzami”. Uważała, że istoty te pomogły jej napisać podstawowe księgi teozofii, w tym „Tajemną doktrynę”. Helena Bławatska wierzyła, że Europejczycy pochodzili od rasy istot przypominających anioły, zwanych Aryjczykami. Sądzono, że Aryjczycy użyli tajemniczych sił psychicznych do budowy piramid, Atlantydy i sieci miast pod Antarktydą. Co więcej, ich potomkowie odnajdywani byli w Himalajach, a znakiem ich była swastyka, w hinduizmie symbol oznaczający szczęście – opisuje początki ruchu teozoficznego Brandon Smith.

Michael Howard w pracy „The occult conspiracy” z 1989 r. (Okultystyczna konspiracja) – poświęconej wpływom tajnych stowarzyszeń na bieg historii – podkreślał, że „ezoteryzm Bławatskiej był jadowicie antychrześcijański […]. Idee Bławatskiej, dotyczące pochodzenia ras i pojawienia się duchowo rozwiniętej rasy ludzkiej w nadchodzącej Erze Wodnika, były chciwie akceptowane przez XIX-wiecznych niemieckich nacjonalistów, którzy zmieszali teozoficzny okultyzm z antysemityzmem i doktryną rasowej wyższości Aryjczyków”. Ideami Bławatskiej inspirował się też hitleryzm rodzący się w Niemczech w drugim i trzecim dziesięcioleciu XX w”.

Przypomnijmy, że również bolszewizm szukał inspiracji w okultyzmie. Współczesna badaczka Bernice Glatzer Rosenthal z Uniwersytetu Fordham w USA pisała: „O tym, że nazizm miał korzenie okultystyczne, ludzie generalnie wiedzą. Natomiast niewiele osób ma świadomość, że również bolszewizm i [jego kontynuacja] stalinizm czerpały z ezoterycznych źródeł7] Inna analityczka dziejów okultyzmu, Nesta Websterzauważyła w książce z 1924 r. pt. „Secret societies and subversive movements” (Tajne stowarzyszenia i ruchy wywrotowe), że ani rewolucja francuska, ani bolszewicka nie wyrosły jedynie z warunków swoich czasów lub z nauk ich przywódców: „Obie te eksplozje zostały wywołane przez siły, które wykorzystały powszechne niezadowolenie, aby dokonać od dawna planowanego zamachu na chrześcijaństwo i cały porządek moralny”. Webster miała na myśli tajne stowarzyszenia okuł-tystyczne, powstałe w XVIII w., czyli iluminatów i masonów.

Realne zło

Brandon Smith podkreśla, że systemy duchowe stwarzane przez okultystów, teozofów oraz czerpiących z nich inspiracje socjalistów; bądź to narodowych – hitleryzm, bądź międzynarodowych – komunizm i jego późniejsze kulturowe mutacje – więc wszystkie te nurty pogańskie, par excellence, lawirowały wokół archaicznych bóstw, głównie pochodzenia babilońskiego lub staroegipskiego. Biblijnym akcentem jest diabeł, lucyfer. Nazywany przez okultystów „nosicielem światła, aniołem światłości, Prometeuszem (symbolicznie), smokiem, gwiazdą poranną i Szatanem”. Współcześni lucyferianie będą konsekwentnie zaprzeczać, że imię «Lucyfer» ma cokolwiek wspólnego z biblijną postacią Szatana, ale jest to kłamstwo” uważa Smith i dodaje „Sama Bławatska w «Tajemnej doktrynie® traktuje te dwie postacie jako synonimy. Jak przyznaje w swojej książce: «A teraz udowodniono, że Szatan, czyli Czerwony Ognisty Smok, Pan Światła i Lucyfer, czyli Nosiciel Światła, jest w nas: to jest nasz Umysł” Bławatska uważała – i dała temu wyraz, pisząc, że: „To Szatan jest bogiem naszej planety i jedynym bogiem”

Według nauki chrześcijańskiej Lucyfer to postać niosąca światło, ale od czasu buntu przeciw Bogu jest to złudny blask błędnych ogników, mający sprowadzić wiernych na manowce. Na moralne trzęsawiska. Wyznawcy buntownika przeciw miłości i wolności postępują tak samo, tworząc miraże przyszłych, lepszych światów i prowadząc ludzi do domu niewoli. „Ci fałszywi apostołowie to podstępni działacze, udający apostołów Chrystusa. I nic dziwnego. Sam bowiem szatan po-daje się za anioła światłości. Nic przeto wielkiego, że i jego słudzy podszywają się pod sprawiedliwość. Ale skończą według swoich uczynków” [2 Kor 1113-15].

Autor Alt-Market przekonuje, że to, co niektórzy mogliby wziąć za nieszkodliwe w gruncie rzeczy zabawy sytego bogactwem i znaczeniem establishmentu, nie jest wybrykiem zorganizowanym w pseudokult. Zdeprawowaną igraszką. Są to bowiem „głęboko zakorzenione przekonania religijne osób mających władzę finansową i polityczną”. Przekonania te określają cele i środki przedsiębrane w wojnie, którą wypowiedzieli masom; ich mentalności, sposobowi postrzegania świata i reagowania na zło. „Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego globaliści angażują się w bardzo realną wojnę z umysłami mas, nie możesz przeoczyć ich motywacji religijnych. To, co niektórym wy-daje się fantazją, dla globalistów jest BARDZO realne”.

Lucyfer – bohater pozytywny dla ONZ

W budynku Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku znajduje się biblioteka okultystyczna. Mało kto wie, że utworzyła ją grupa o nazwie Lu-cifer Publishing Company (później zmienionej na Lucis Trust). Lucis Trust uznaje prace Heleny Bławackiej za inspirację dla swej działalności. Smith uważa, że cała struktura ONZ jest uwikłana we współpracę z Lucis Trust. „Samo serce globalizmu kręci się wokół ideałów lucyferycznych”

Dla teozofów lucyfer/szatan jest postacią bohaterską. Smith proponuje eksperyment myślowy mający wyjaśnić, na czym polega przewrotność: „wyobraźmy sobie, że grupa ludzi wybrała słynną złą postać, taką jak Józef Stalin, a następnie wymyśliła historię, w której jest on niezrozumianym filantropem, a nie ludobójczym maniakiem. Tym właśnie jest lucyferianizm”. W tym kontekście nie od rzeczy będzie przypomnienie, że na sztandarach rewolty studenckiej 1968 r., dającej początek kontrkulturze, która dzięki realizacji hasła „marszu przez instytucje” stała się dominującym elementem świata Zachodu, powiewały podobizny takich zbrodniarzy jak Stalin, Lenin, Wujaszek Ho (Ho–Chi-Minh), przewodniczący Mao, Che Guevara, uważanych w kampusach uczelnianych za dobroczyńców ludzkości.

W czasopiśmie teozoficznym zatytułowanym „Lucyfer” opublikowanym w latach 80. XIX w., Bławatska broni mitologii diabła i przedstawia go jako postać wyklętą przez kulturę chrześcijańską. Nie jest to oryginalny koncept teozofów od Heleny Bławackiej. Raczej można tu mówić o kontynuacji heretyckiej tradycji sięgającej czasów średniowiecza. Lucyferianizm nie był wymysłem średniowiecznych inkwizytorów. Piotr Czarnecki – pracownik naukowy Instytutu Religioznawstwa UJ – w pracy „Średniowieczny lucyferianizm (XIII—XV wiek)” (2006), pisał, że w XIII w. na terenie Niemiec istniał lucyferianizm gnostycki uznający Lucyfera za władcę nieba. Z kolei na terenie monarchii Habsburgów (XIV w.) aktywny był lucyferianizm ludowy negatywnie nastawiony do chrześcijaństwa i jego moralności, a tym samym stanowiący przejaw kultu szatana. Wyrażał on pogląd, że„Lucyfer powróci do nieba, strącając do piekła Chrystusa wraz z jego wyznawcami (…) Lucyfer odzyska swoje królestwo, a jego wyznawcy wraz z nim”.

W wersji Księgi Rodzaju lansowanej przez współczesnych lucyferian wąż był„dobrym człowiekiem”, przynoszącym owoc wiedzy Adamowi i Ewie. Ewa jest czczona jako główna postać teozofii i feminizmu (ruchu, który teozofowie pomogli stworzyć), ponieważ bez Ewy wąż nigdy nie byłby w stanie nakłonić Adama do spożycia owocu. Tyle że nie o grzech poznawania chodzi w zakazie Pańskim, tylko decydowania, co jest dobre, a co złe. Bo zakazane owoce pochodziły nie z drzewa mądrości, ale poznania dobrego i złego: „Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło”. Innymi słowy, będziecie tworzyć własne kodeksy moralne, własne pojęcia dobra i zła; co, w rzeczy samej, ludzie niczym nieograniczonego postępu czynią.

Rządy lucyferian nadchodzą czy już są?

Brandon Smith zwraca uwagę na to, że globaliści są zdania, iż nie ma czegoś takiego jak dusza, indywidualna tożsamość ani kompas moralny. W tym momencie nie jest dla nas ważne, czy w związku z tym uważają, że diabeł też nie istnieje, jest tylko metaforą czy też jest realną hi-postazą zła. Ważne jest to, że realne bądź nie wydarzenie, jakim było zerwanie owocu z drzewa poznania dobrego i złego, sprawiło – według nich – że człowiek „tak jak Bóg” decyduje, co jest słuszne, a co nie. Oczywiście nie każdy człowiek, tylko ten będący w stanie odrzucić sacrum, a na jego miejsce wprowadzić wyrafinowaną technologię. Kto ma taką moc polityczną i możliwości ekonomiczne? Globaliści – tu Smith nie ma żadnych wątpliwości. Czyli elity wyznające kultu zła, w rozumieniu dekalogu. W rozumieniu wszystkich ludzi mających swe moralne zakotwiczenie w sacrum. „Doskonałym przedstawicielem tego nowotworu myślowego i moralnego jest rzecznik Światowego Forum Ekonomicznego Yuval Harari – człowiek, który wypowiada na głos to, co globaliści mówią między sobą, i regularnie promuje mroczne założenia lucyferianizmu”

Publicysta Alt-Market podkreśla, że wbrew opinii globalistów-lucyferian dowody naukowe sugerują, że istoty ludzkie mają szereg cech wrodzonych, w tym cechy mentalne, psychologiczne. Niektóre z nich są unikalne dla danej osoby, inne to uniwersalne archetypy i idee podzielane przez większość ludzi, takie jak sumienie i kompas moralny.

„Istnieje jednak pewien odsetek ludzi (1 proc, lub mniej), którzy faktycznie nie mają tych wrodzonych cech charakteru. Są powszechnie znani jako psychopaci i socjopaci, a ich zachowanie jest bardzo podobne do globalistów. Od dawna wyznaję teorię, że klika globalistów składa się z wysoko postawionych psychopatów”. Wcześniejsi psychopaci tacy jak Hitler, Lenin, Stalin, Mao et caetera popełnili – z punktu widzenia interesów zła – błąd, nie tworząc silnej, zwartej, dyskretnej międzynarodówki psychopatów, działającej w lojalnym względem siebie kolektywie. Twórcy obecnej wersji totalitaryzmu takiego błędu nie chcą popełnić. Wiedzą, że w jedności, dyskrecji i cierpliwości siła.

„Ich brak empatii i sumienia, ich pragnienie boskości i wszechmocy, ich dążenie do osiągnięcia wszechobejmującego nadzoru nad populacją – aby wiedzieć o nas wszystko przez cały czas, aby mieć całkowitą kontrolę nad środowiskiem i społeczeństwem – narcystyczny obraz siebie jako najwyższego władcy, czczonego przez masy, oraz złudzenie, że będą w stanie czytać w myślach i przewidywać przyszłość. Są to fantazje psychopatyczne, a oni są gotowi gonić za tymi fantazjami wszelkimi niezbędnymi środkami”.

Ale nawet psychopaci czasami potrzebują fundamentalistycznych ram, aby utrzymać organizację i wzbudzić oddanie w grupie. To całkowicie logiczne, że wybrali lucyferianizm jako swoją religię, zauważa Brandon Smith.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

JAK WYKORZYSTUJĄ TWOJE DNA PRZECIW TOBIE

Kowid się skończył tak, jak zaczął – z przyczyn politycznych. Ale procedura zbierania naszego DNA trwa nadal. Dlaczego? „Twoje DNA jest pobierane, ponieważ rząd dba o Twoje zdrowie i bezpieczeństwo oraz o to, czy masz grypę i czy możesz przekazać ją komuś innemu (…)”. Po co to wszystko? Po to,„aby narodziła się nowa rasa, która będzie żyła wiecznie”.

dr Robert Kościelny
Przybywając do USA samolotem – proszę – nie zdziw się, Drogi Czytelniku, że jeśli trafisz na jedno z tych lotnisk, które biorą udział w programie o nazwie TGS, zaproponują Ci pobranie wymazu z nosa. Obecnie dobrowolne. Pozyskany materiał zostanie przekazany do sieci laboratoriów. Próbki, które dadzą pozytywny wynik testu na obecność SARS-CoV-2, poddawane są sekwencjonowaniu całego genomu w celu określenia wariantów. „Jednak nie myślcie, że w jakikolwiek sposób dotyczy to tylko Covida. Covid był pretekstem do założenia systemu śledzącego i monitorującego zwykłych obywateli”, pisze Karen Hurt, publicystka Off-Guardian.

Od nitki DNA do kłębka wolności
„Jeśli władze zbierają Twoje DNA, wpływa to nie tylko na Ciebie, ale także na członków rodziny i, w niektórych kontekstach, na społeczność” – powiedziała Sandra Soo-Jin Lee, etyk biomedyczny na Uniwersytecie Columbia. „Kto wie, co w przyszłości DNA powie nam o ludziach i o tym, jak można nitki kwasu deoksyrybonukleinowego wykorzystać?”
Czym jest wspomniany wyżej TGS? To program nadzoru genomu osób przybywających do USA z różnych stron świata, prowadzony przez oddział ds. zdrowia podróżników CDC (Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom). Jest on realizowany w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Jego dwa podstawowe cele to wczesne wykrywanie nowych wariantów SARS-CoV-2 i innych patogenów oraz uzupełnianie luk w globalnym nadzorze biologicznym, tłumaczy Off-Guardian.

Z CDC, agencją rządu federalnego wchodzącą w skład Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej USA, współpracują dwie prywatne firmy Con-centric by Ginkgo, jednostka zajmująca się bezpieczeństwem biologicznym i zdrowiem publicznym firmy Ginkgo Bioworks oraz XpresCheck firmy XWELL. W ramach tej państwowo-pry-watnej współpracy monitorowaniu podlega ponad 30 nowych wirusów i bakterii, w tym kilka sezonowych patogenów układu oddechowego, takich jak grypa A i B, RSV i SARS-CoV-2. Wszystko to dla naszego dobra, rzecz jasna.

Przypomnijmy: jedną z cech walki z kowidem było pobieranie od ludzi, na masową skalę, materiału genetycznego. Z nosa, gardła, a nawet z organu znajdującego się na antypodach obu wymienionych. W tej ostatniej metodzie specjalizowali się Chińczycy, chociaż pan poseł Czesław Hoc (ten od lex Hoc) z„dobrej zmiany” pewnie nie miałby nic przeciwko temu, gdyby i u nas wdrożono taki sposób pobierania DNA, „dla dobra Twojego i innych” jak zwykło się usprawiedliwiać wszystkie niedorzeczne rozporządzenia wydawane przez premiera Morawieckiego i ministra Niedzielskiego w czasie walki z „pandemią” Przypomnijmy z obowiązku dziennikarskiego, że pani poseł Siarkowska z Solidarnej Polski stwierdziła, że pisowski „projekt ustawy kowidowej propaguje donosicielstwo”. A posłowie „totalnej opozycji” tak w ogóle to domagający się zwiększenia reżimu sanitarnego, zauważyli, że projekt ustawy kowidowej autorstwa posłów PiS, obok tego, że propaguje donosicielstwo, w dodatku „jest sprzeczny z podstawową wiedzą medyczną”.

Kowid się skończył tak, jak zaczął – z przyczyn politycznych. Ale procedura zbierania naszego DNA trwa nadal. Dlaczego? „Twoje DNA jest pobierane, ponieważ rząd dba o Twoje zdrowie i bezpieczeństwo oraz o to, czy masz grypę i czy możesz przekazać ją komuś innemu. Wszystko polega na zbieraniu olbrzymiej ilości DNA od populacji, przekazywaniu go Wielkiej Maszynie [komputerom o wielkiej mocy obliczeniowej] w celu odczytania i zinterpretowania go oraz użyciu CRISPR do edycji”. Po co to wszystko? Po to, „aby narodziła się nowa rasa, która będzie żyła wiecznie”, pisze Karen Hunt w Off-Guardian. Zaiste, mocne słowa. Pani Hunt dodaje jeszcze „Wierz w Boga. Bądź nieustraszony, nie poddawaj się”. No cóż, skoro kobieta prosi, nie wypada odmówić: wierzmy i nie bójmy się. Choć historia, którą przedstawia Karen Hunt, przyjemna nie jest, rodzi konfuzję, a nawet niepokój. Ale dla mężnego serca (takiego, jakie nosi w piersi pani Hunt) powinno być podnietą do działania, stawiania oporu, do walki.

Genetyczne nożyczki
Pani Hunt przypomniał na swym blogu historię gmerania w ludzkich genach. W 1975 r. 140 badaczy zajmujących się genetyką zebrało się na półwyspie Monterey w Kalifornii, aby omówić konsekwencje, jakie niosą za sobą odszyfrowania i zmiany kolejności genów. Nazywa się to „re-kombinowanym DNA” lub DNA utworzonym sztucznie przez połączenie składników różnych organizmów.

Portal Wired wspominając w 2015 r. to spotkanie, napisał:„Byłaby to moc podobna do mocy Boga – łączenie genów jednej żywej istoty z drugą. Stosowana mądrze, może uratować życie milionów ludzi”. Ale co się stanie, gdy ta moc nie zostanie użyta rozsądnie, z korzyścią dla człowieka? Każdego potrzebującego wsparcia na poziomie genów, a nie takiego, który chciałby za pomocą manipulacji cząstkami DNA zniewolić nas. Wtedy jeszcze,, prawie półwieku temu, niewiele osób zaprzątało sobie tym głowę. Nikt, może z wyjątkiem autorów powieści science fiction, nie mógł przewidzieć, jak szybko nauka będzie się rozwijać, jakzło-żone staną się dylematy moralne i jak niewiele można w tej kwestii zrobić. Do 2015 r. techniki, które naukowcy omawiali jako zagadnienia teoretyczne wiele lat temu, stały się rzeczywistością dzięki technice edycji genów zwanej CRISPR-Cas9. „To monumentalny moment w historii badań biomedycznych” – stwierdził w Wired David Baltimore, amerykański biolog i laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny z 1975 r.

CRISPR to akronim od Clustered Regularly Interspaced Short Palindromic Repeats (Skupione, regularnie przeplatane, krótkie powtórzenia palindromiczne), informuje strona Laboratorium. To cząsteczki RNA, które są niczym przewodnik po niezwykle długim łańcuchu DNA. Umieją znaleźć w genomie precyzyjnie wyznaczone miejsce i doprowadzić tam odpowiedni enzym – Cas9. Białko Cas9 działa zaś jak nożyczki – rozcina DNA w dokładnie wskazanym miejscu. Natomiast Puls Medycyny dodaje, że „genetyczne nożyczki” to inżynieria genetyczna pozwalająca na manipulacje genomem zarówno mikroorganizmów, jak i zwierząt i roślin. W medycynie stwarza możliwość wyleczenia wielu chorób genetycznych. Jednak aby się do tego nadawała, musi być bezpieczna i niezawodna – lekarstwo nie może być gorsze od choroby, ostrzega Puls.

Ostrzega również dziennikarka OffGuardian: „To, co opinia publiczna wie o CRISPR, ogranicza się do dobra, jakie może on zrobić dla ludzkości. Na przykład może potencjalnie leczyć wiele chorób, takich jak szpiczak, anemia sierpowatokrwinkowa, choroba Huntingtona, HIV, żeby wymienić tylko kilka. Mówię «potencjalnie», ponieważ jak dotąd niewiele z tego dobra się zmaterializowało”.

Niebezpieczeństwa nowej technologii medycznej
Pani Heidi Ledford – dziennikarka, specjalizująca się w badaniach medycznych, nowotworach, edycji genomu, opracowywaniu leków i terapii genowej – swój materiał zamieszczony w 2015 r. w Naturę zatytułowała:„CRISPR, the disruptor”. Tytuł mocny, jeśli zauważymy, że rzeczownik „disruptor” tłumaczy się jako „osoba lub rzecz, która przerywa wydarzenie, czynność lub proces, powodując zaburzenie lub problem”. Mamy więc problem. I to bardzo poważny. Niektórzy uczeni obawiają się, że zawrotne tempo rozwoju tej dziedziny pozostawi niewiele czasu na zajęcie się zagadnieniami etycznymi eksperymentów oraz związanymi z nimi niebezpieczeństwami.

Sprawy te nabrały szczególnego znaczenia w momencie, w którym rozeszła się wieść, że naukowcy wykorzystali CRISPR do przekształcania ludzkich embrionów, o czym donosiła Naturę. Wykorzystane przez nich- embriony nie mogły doprowadzić do rozwoju płodu i żywych narodzin, ale raport z badań wywołał gorącą debatę na temat tego, czy i w jaki sposób należy stosować CRISPR do wprowadzania dziedzicznych zmian w ludzkim genomie.

„Ta moc jest tak łatwo dostępna w laboratoriach – nie potrzeba bardzo drogiego sprzętu, a ludzie nie muszą przechodzić wielu lat szkolenia, aby to zrobić” – mówi Stanley Qi, biolog systemowy na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii, dodając: „Powinniśmy dokładnie przemyśleć, w jaki sposób wykorzystamy tę władzę”

A jest naprawdę nad czym myśleć. Puls Medycyny przytoczył kilka przykładów mogących wywołać gwałtowne i mocne bóle głowy u czytelników. Jak wykazały nowe badania naukowców z Uniwersytetu w Uppsali, metoda CRISPR-Cas9 może powodować nieprzewidziane zmiany w DNA, które mogą być dziedziczone przez następne pokolenie. Dlatego autorzy zalecają ostrożność i skrupulatną walidację przed użyciem CRISPR-Cas9 do celów medycznych. Badając genomy ponad 1000 danio pręgowanych (są to małe rybki akwariowe) z dwóch pokoleń, naukowcy odkryli nieoczekiwane mutacje różnych typów. W niektórych przypadkach fragmenty DNA, które uległy zmianom, były większe, niż oczekiwano, w innych – mutacje wystąpiły w niewłaściwym miejscu genomu. Nieprzewidziane mutacje wykryto w pierwszym pokoleniu danio pręgowanego, ale także u jego potomstwa.

Nauka na usługach złoczyńców „Rządy, korporacje i naukowcy, którzy inwestują nasze pieniądze (i płacą sobie przy tym miliardy dolarów) w badania i eksperymenty na naszych ciałach, zmieniając sam język życia, nasze DNA, są pewni, że mają wszystko pod kontrolą”. Nie przejmują się tym, że nie mają pojęcia, jak ów „język życia” powstał i do czego może doprowadzić gmeranie w DNA.

Karen Hunt wypowiada opinię, która nie wydaje się przesadna, gdy weźmie się pod uwagę tak wcześniejsze informacje o problemach, jakie stwarza nowa technologia, jak i zdobyte przez nas doświadczenia na temat tego, kto tak naprawdę zarządza rzeczywistością społeczno–polityczną. I że są to psychopaci. A nasi przywódcy, niezależnie od barw politycznych i światopoglądowych, stali się ich błaznami w„de” kopanymi, przez co jest im coraz trudniej zachować resztki majestatu władzy i powagi. Co widzimy chociażby obecnie, w czasie powyborczych przepychanek i towarzyszącemu im jazgotowi medialnemu? „Szitburza” rozpętana po to, aby publika nie zorientowała się, że jednych pajaców zastąpią niebawem inne klauny. Z cyrku jawnie prounijnego.

„Grzebacze” i ich sponsorzy, czyli chciwe i żądne władzy patusy z miliardami w kieszeniach,,,obiecują, że przeprowadzane eksperymenty służą naszemu dobru, podczas gdy tak naprawdę chodzi o wydobycie każdej informacji z naszego DNA w celu stworzenia czegoś nowego, ulepszonego – i sztucznego?

Off-Guardian informuje, że WHO przejmie unijny system cyfrowej certyfikacji CCMD-19 w celu ustanowienia globalnego systemu nadzoru. Jak dotąd w USA nie ma krajowej bazy danych na temat szczepień. Istnieje jednak wiele innych sposobów pobierania naszego DNA, często bez naszej wiedzy i pozwolenia.

Z Naturę możemy dowiedzieć się, że wielu badaczy postrzega wszystkie wymienione niebezpieczeństwa związane ze stosowaniem „genetycznych no-życzek”jako niewielką cenę za pozyskanie i zastosowanie potężnej technologii. Jennifer Doudna, pionierka CRISPR na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, zaczęła wyrażać niepokój związany z nową technologią. Jej obawy zaczęły się na spotkaniu w 2014 r., kiedy zobaczyła pracę postdoktorską, w której zaprojektowano wirusa tak, aby przenosił składniki CRISPR do myszy. Myszy wdychały wirusa, co umożliwiło systemowi CRISPR zaprojektowanie mutacji i stworzenie modelu ludzkiego raka płuc.„Poczuła dreszcze; drobny błąd w projekcie kierującego RNA może spowodować, że CRISPR będzie działał również w ludzkich płucach”.

Fruwające DNA i inne kłopoty Naukowcy zwrócili swoją uwagę na DNA znajdujące się w środowisku, czylie-DNAJestono wszędzie – unosi się w powietrzu, znaleźć je można w wodzie, śniegu, jedzeniu, filiżance kawy. Technologia e-DNA jest wykorzystywana w systemach nadzoru ścieków do monitorowania kowida i innych patogenów. Badanie wykazało, że naukowcom udało się odzyskać informacje medyczne DNA pozostających w środowisku. DNA konkretnych osób można odzyskać z przestrzeni takich jak biurowce, apartamen-towce, lotniska, restauracje.

Tyle że te same próbki e-DNA można by w równym stopniu wykorzystać do wyszukiwania i prześladowania mniejszości etnicznych lub osób podatnych na określone choroby. Jeśli pójdziemy o krok dalej i wkroczymy w sferę broni biologicznej, niektóre grupy mogą celowo zostać zarażone chorobami, podczas gdy reszta populacji nie. Nawiasem mówiąc pisałem o tym swego czasu w „Teorii Spisku”.

„To daje władzom nowe, potężne narzędzie” – stwierdziła Anna Lewis z Harvardu, która bada etyczne, prawne i społeczne implikacje badań genetycznych. „Myślę, że jest wiele powodów do niepokoju”. Kraje takie jak Chiny prowadzą już szeroko zakrojone i jednoznaczne śledzenie genetyczne mniejszości, w tym Tybetańczyków i Ujgurów. Narzędzia takie jak analiza e-DNA mogą to znacznie ułatwić.

Ginkgo Bioworks to platforma programowania komórek, zapewniająca kompleksowe usługi świadczone na różnych rynkach, od żywności i rolnictwa, przez farmaceutykę, aż po chemikalia przemysłowe i specjalistyczne. Jednostka ds. bezpieczeństwa biologicznego i zdrowia publicznego Ginkgo, Concentric by Ginkgo, tworzy globalną infrastrukturę bezpieczeństwa biologicznego, aby umożliwić rządom zapobieganie, wykrywanie i reagowanie na szeroką gamę zagrożeń biologicznych. Podpisano już umowy partnerskie z Astra-Zeneca, BGI, Merck, Pfizer, Roche i innymi firmami.

Tworzenie„świata jutra”
W 2017 r. fachowcy z Gingko wykreowali Gen9 umożliwiający naukowcom „manipulację DNA? aby stworzyć „nowe formy życia, wykonujące posłusznie wszystko to, co im się rozkaże? Specjaliści Gingko: „Budują fabryki nanobotów, produkujące mikroskopijne maszyny biologiczne zaprogramowane tak, aby uczynić wszystko bardziej wydajnym i skutecznym? „Rozcinają organizmy i składają je z powrotem, aby stworzyć biologiczne nanoboty, które wykonają każdą pracę dla swojego twórcy”.

Krótkoterminowe cele wiązały się z kowidem, ale kowid to dopiero początek. Jak wyjaśnia dr David Blazes, zastępca dyrektora globalnego zespołu ds. zdrowia Fundacji Gates:
„Mamy nadzieję, że w perspektywie średnioterminowej inicjatywa podjęta w czasie pandemii będzie w stanie zająć się także cholerą, żółtą febrą, gruźlicą i innymi chorobami. Plany długoterminowe obejmują budowanie powiązań między nadzorem ge-nomicznym a lokalną produkcją wyrobów diagnostycznych, leków i szczepionek?

„Jak daleko jesteśmy skłonni się posunąć, oddając nasze dane Ogromnej Maszynie i tym, którzy ją zasilają?? pyta Karen Hunt.

W ramach projektu Humań Ge-nome Project-Write prowadzonego przez profesora George’a Churcha, jednego z twórców Gen9, opracowywane są technologie umożliwiające inżynierię ludzkich genomów na dużą skalę. Dzięki postępom w biologii syntetycznej Church marzy o wskrzeszeniu mamuta włochatego poprzez wprowadzenie DNA mamuta do komórek skóry słonia, które następnie można przekształcić w komórki macierzyste i wykorzystać do produkcji zarodków.

„Ale tak naprawdę nie chodzi o to, by uczynić Ciebie czy mnie zdrowszymi, tak naprawdę nieprzywrócenie do życia mamutów. Po raz kolejny wszystkie drogi prowadzą z powrotem do elit, które chcą żyć wiecznie i wykorzystują do tego nas jako szczury laboratoryjne”, Karen Hunt powstrzymuje entuzjazm tych, którzy dali się nabrać i myślą, że to dla ich dobra.

Church zapytany czy dzięki nowej technologii można będzie „odmłodzić się” na poziomie genetycznym i myśleć o osiągnięciu stanu nieśmiertelności, odpowiedział: „Ważne jest to, kogo znasz, dzięki temu żyjesz wiecznie”. Prawdopodobnie był to żart, choć z całą pewnością niezupełnie niewinny. W świecie nowych technologii świat należeć będzie nie do tych, którzy są przedsiębiorczy, odważni, zaradni, zdolni, ale do sitw i ich członków. Dla nich będą konfitury tego świata i pałace. Dla reszty – czyli dla nas – „ekologiczne jedzenie”: wysokobiałkowe robaki i mięso pozyskiwane laboratoryjnie oraz współczesne pańszczyźniane czworaki, owoc znoju patodeweloperów. A zaczęło się tak przyjemnie. Od uchylania nam, w czasie „pandemii? nieba dla „dobra Twojego i innych?

https://off-guardian.org/2023/11/25/how-your-dna-is-being-used-against-you/

https://forsal.pl/gospodarka/polityka/artykuly/8347690,spor-o-ustawe-covidowa-hoc-ochrona-zdrowia-ko-propaganda-donosiciele.html

https://pulsmedycyny.pl/metoda-crispr-cas9-moz-e-powodowac-nieprzewidziane-zmiany-w-dna-czy-jest-sie-czego-obawiac-1140298

https://khmezek.substack.com/p/techno-eugenics

https://www.wired.com/2015/07/crispr-dna-editing-2/

https://www.nature.com/articles/522020a

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny

CZAS WIELKIEJ KOWIDOWEJ ZGODY MIĘDZYNARODOWEJ

Trzynastego marca, czyli dzień po bezprecedensowych ograniczeniach w podróżowaniu z Europy i Wielkiej Brytanii oraz trzy dni przed wydaniem przez Biały Dom nakazów powszechnej blokady, zarządzanie kryzysem kowidowym przejmują bezpieczniacy.

dr Robert Kościelny

Doskonale pamiętamy czas, gdy w naszym kraju panowała zgoda narodowa. Wszystkie liczące się siły polityczne, jak zwykło się nazywać partie, które załapały się na subwencje państwowe w związku z przekroczeniem progu 3 proc, głosów w wyborach parlamentarnych, mówiły jednym głosem. Ich wyborcy również.Trzeba było siedzieć w domu – siedzieli w domu. Trzeba było nosić kagańce – nosili kagańce. Trzeba było się szczepić – szczepili się. Trzeba było dawać odpór niedowiarkom, negacjonistom polityki pandemicznej – dawali. Od Kaczyńskiego i Ziobro po Tuska i Millera, od Stanisława Michalkiewicza (tak, tak) do Tomasza Lisa wszyscy walili w ten sam kowidowy bambus (choć niektórzy mniej energicznie od innych). Tak, w latach 2020-2022 odtworzony został Front Jedności Narodu. O to, czym on był, niech młodzi dopytają starszych albo wygooglują sobie. Ten „cud jedności” miał miejsce nie tylko w naszym kraju. Doświadczyli go ludzie na całym świecie; od południowoamerykańskich faweli po ekskluzywne dzielnice europejskich miast.
A wszystko to sprawił wirus. Choć czy na pewno tylko on?

(O)Błędne reakcje

Sprawie polityki kowidowej przyjrzał się ponownie Jeffrey A. Tucker, znany czytelnikom „TS” założyciel i prezes Instytutu Brownstone (IB), „promującego nowe idee w dziedzinie zdrowia publicznego, nauki i ekonomii, broniącego wolności, prawa i zasad otwartego dialogu” jak czytamy na oficjalnej stronie IB.
Jeśli weźmiemy pod uwagę naturę wirusa, cel, jaki postawili sobie zarządzający kryzysem
pandemicznym, nie miał żadnego sensu, uważa Tucker. Zadanie nakreślone przez władze federalne sprowadziło się do zdania z proklamacji prezydenckiej Donalda Trumpa z 13 marca 2020 r. Brzmiało ono następująco: „Aby skutecznie powstrzymać i zwalczyć wirusa w Stanach Zjednoczonych, potrzebne są jednak dodatkowe środki”. Proklamację wieńczyło bardzo efektowne zakończenie: „własnoręczny podpis złożyłem trzynastego dnia marca Roku Pańskiego dwa tysiące dwudziestego i w dwieście czterdziestym czwartym roku niepodległości Stanów Zjednoczonych” Wszystko niezwykle oficjalnie, poważnie, z dużą dozą majestatu. A przez to też niepokojąco. Bo wszystko to jakby wieściło koniec pewnej epoki, a początek nowej. Niczym proklamacja Deklaracji niepodległości sprzed 244 lat.
Przejdźmy do wywodów Tuckera, wskazującego na fundamentalny, błąd polityki kowidowej ogłoszonej w pompatycznej proklamacji prezydenta Donalda Trumpa. Jej zadaniem było „powstrzymywać” zasięg choroby i „walczyć” z wirusem. Tyle że: „Powstrzymanie było niemożliwe, o czym miał pojęcie każdy, kto posiadał wiedzę na temat wirusów na poziomie dziewiątej klasy. Już dawno zrozumieliśmy, że jest to szczep wysoce zakaźny. Ale dla większości ludzi nie ma to istotnego znaczenia medycznego, to znaczy żyją po to, aby owe wirusy [rzekomo śmiertelnie niebezpieczne] przekazać innym, jak grypę lub przeziębienie”
Jednak ten banalny i zachodzący „od stworzenia świata” proces postanowiono wykorzystać do przemodelowania świata. Tak jak wykorzystuje się
do tego występujące również od „czasów Adama i Ewy” zmiany klimatyczne, wmawiając, że spowodowane są działalnością człowieka.
Aby „powstrzymać” wirusa, czyli osiągnąć cel nie do osiągnięcia: „uruchomiono ogólnokrajowy system śledzenia i izolowania. Poza tym wprowadzono lock-downy, ograniczenia w podróżowaniu między stanami i ostatecznie nakazy szczepień i posiadania paszportów kowidowych”
Wizja powstrzymania wirusów przenoszonych drogą kropelkową (przez oddech) to utopia. Rzecz nie do zrealizowania podobnie jak ideologiczne wynalazki Marksa, Rousseau, de Maistre’a. Jak wizje millenarystów średniowiecznych, których zresztą wymienieni „wynalazcy” są, mówiąc po norwidowsko, „późnymi wnukami”. Jest to czysty produkt intelektualistów, niemający żadnego związku z realiami królestwa drobnoustrojów, pisze Jeffrey A. Tucker, dodając „Oczywiście, istnieją wirusy, które można próbować powstrzymać: Ebola, wścieklizna, ospa (jeśli nie zostały wykorzenione) i inne śmiercionośne wirusy. Wirusy przenoszone behawioralnie, takie jak HIWAIDS, można również powstrzymać… poprzez zmiany w zachowaniu. Wirusy te są również stosunkowo samowystarczalne, ponieważ zabijają swojego żywiciela. SARS-CoV-2 nigdy wśród nich nie było” Jednak w imię „powstrzymywania’^ ciągu następnych dni rozpoczęło się ogromne niszczenie cywilizowanego świata.

Z dziejów polityki powstrzymywania
Aby wyjaśnić, do czego zmierza w swych rozważaniach publicysta IB, należy cofnąć się aż do końca lat 40. XX w. oraz powstałej wówczas w myśli polityczno-wojskowej Stanów Zjednoczonych doktryny powstrzymywania. Jej twórcą był amerykański dyplomata i sowietolog George Frost Kennan. Polityk uznał, że obecnie głównym celem polityki USA stało się zapobieganie rozprzestrzenianiu się komunizmu do krajów nim nieogarniętych, przez tworzenie systemu sojuszy wojskowych. Containment (powstrzymywanie) było jednym z głównych celów doktryny, a jego efektem m.in. powstanie NATO (1949), a później: ANZUS (1951), SEATO (1954) oraz CENTO (1955).
„Doktryna powstrzymywania wywodzi się z epoki powojennej, kiedy elity amerykańskie zmieniły swoje podejście do Rosji. Powojenne porozumienie nagrodziło Rosję za pokonanie nazizmu kontrolą wielu narodów leżących przy jej granicach, a także Europy Wschodniej i wschodniej części Niemiec”. W ten sposób wzmocniono komunistyczną Rosję, rozszerzając jej wpływy aż po Łabę. Stamtąd, w sensie geostrategicznym, było już niedaleko do europejskich wybrzeży Atlantyku i do Gibraltaru, do Bonn, Paryża, Rzymu. Do Madrytu i Lizbony.
I dopiero wtedy nastąpiło otrzeźwienie. Pojawiła się świadomość, że Związek Radziecki otrzymał za dużo. Że Zachód zbudował mu mocne fundamenty pod politykę ekspansji. „Amerykańska machina wojskowa przeniosła się z walki z Japonią i Niemcami oraz z państwami Osi do ograniczania wpływów na świecie swojego sojusznika sprzed zaledwie kilku lat. Zmiana była tak dramatyczna, że napisano o niej całe dystopijne powieści: «Rok 1984® Orwella najprawdopodobniej miał być odwzorowaniem prawdziwych wydarzeń z 1948r”, uważa publicysta IB. Jak wiemy, Oceania to jedno z trzech supermocarstw pojawiających się w powieści George’a Orwella „Rok 1984″ Pozostałe dwa to Wschódazja i Eurazja. Oceania obejmuje obie Ameryki, Wielką Brytanię, Australię oraz południową część Afryki. Dystopijną krainą rządzi Partia pod przywództwem Wielkiego Brata. Panuje w niej totalitarna ideologia o nazwie angsoc. Przeciwnikiem Oceanii jest Wschódazja i Eurazja. Partia co jakiś czas zmienia wroga i sojusznika – raz jest nim Eurazja, innym razem Wschódazja. Powody tych zmian są tyleż gwałtowne, co niezrozumiałe dla mieszkańców Oceanii. W rzeczywistości chodzi oto, aby strachem przed inwazją jednego bądź drugiego wroga utrzymywać populację Oceanii w posłuszeństwie i przywiązaniu do Partii i Wodza. Drugim celem jest rozszerzenie władztwa Oceanii.
W latach 60. XX w., w związku z popularyzacją teorii efektu domina, rozszerzono stosowanie doktryny powstrzymywania również na wsparcie dla proamerykańskich rządów na całym świecie (także reżimowych) oraz rozwiązania siłowe w celu zapobieżenia „eksportowi rewolucji” Najbardziej spektakularnymi operacjami przeprowadzonymi wskutek stosowania filozofii powstrzymywania były: wojna w Korei, kryzys kubański, wojna w Wietnamie oraz pomoc amerykańska powstańcom afgańskim w czasie inwazji Związku Radzieckiego na Afganistan (1979-1989).
Według Jeffreya A. Tuckera: „Doktryna powstrzymywania pochłaniała politykę zagraniczną USA przez pół wieku, wdrażano ją w celu usprawiedliwienia obecności wojsk US Army w większości krajów i wybuchania gorących wojen w Ameryce Środkowej i Afganistanie (w tym wsparcia dla tych samych ludzi, których Stany Zjednoczone później próbowały obalić w imię szerzenia demokracji). Powstrzymanie stało się zatem bardzo skutecznym hasłem budowania imperium USA za granicą”.

Od powstrzymywania do zwalczania

Tak jak w opisanej wyżej sytuacji, gdy pod hasłem „powstrzymywania” budowano siłę imperium (Oceanii i USA), tak też było w przypadku kowida. Przy czym wroga z widzialnego podmieniono na niewidzialnego. Był to „nowy wirus” ale podobne wirusy towarzyszą nam od niepamiętnych czasów. Jak stwierdziło wielu lekarzy w lutym 2020 r., istnieją ustalone i skuteczne terapie pozwalające radzić sobie z takimi infekcjami. Łagodzenie negatywnych skutków obecności SARS-CoV-19 dla populacji było tak proste, jak przestrzeganie istniejących zasad obowiązujących podczas corocznego sezonu infekcyjnego.
Nie było powodu, aby wyzywać wirusa na ubitą ziemię. Nie było powodów do „walki” Stało się jednak inaczej, jak wszyscy wiemy. Decyzją władz poszliśmy na wojnę z koronawirusem, wdzialiśmy na siebie żelazną zbroję, w założeniu. Bo w rzeczywistości – błazeński strój dezynfekcji i dystansu. Twarze kazano nam skryć pod przyłbicami masek. Wirus miał zostać pokonany „dodatkowymi środkami”. Trzy dni później Amerykanie dowiedzieli się, co zacz te „dodatkowe środki”: „obiekty, w których gromadzą się grupy ludzi, powinny być zamknięte”. Strona IB skomentowała to w ten sposób: „Przeszukując całą historię rządów Stanów Zjednoczonych, nie znajdujemy żadnego edyktu tak ekstremalnego, tak natrętnego, tak destrukcyjnego, tak całkowicie podważającego wszelkie prawa i wolności tak wielu ludzi”.
16 marca 2020 r. prezydent Donald Trump zebrał się z Deborah Birx, Anthonym Faucim i innymi osobami, aby ogłosić „15 dni na spowolnienie rozprzestrzeniania się”. Hasło to rychło stało się źródłem kpin w kraju i za granicą, pisze Tucker. Co wcale nie znaczy, że większość ludzi nie wykazała się daleko idącą uległością wobec absurdalnego nakazu walki z „rozprzestrzenianiem się” sezonowej infekcji. W życiu obywateli Stanów Zjednoczonych zaczęły zachodzić zmiany. Doszło do inauguracji nowego systemu gospodarczego, politycznego i społecznego. Wprowadzono go pod pozorem przeprowadzenia krótkiego eksperymentu w zakresie kontroli wirusa, ale trwał on aż do wyborów prezydenckich, a potem jeszcze długo po wyborach zwycięskich dla Josepha Bidena.
Jak już wielokrotnie pisałem przy okazji poruszania wątku kowidowego na łamach „Warszawskiej Gazety”, wypowiedzenie wojny totalnej infekcji sezonowej zapoczątkowało radykalne wstrząsy wl niemal wszystkich aspektach ekonomii, prawa i zdrowia publicznego, doprowadzając do bankructwa setki tysięcy przedsiębiorstw, zerwania łańcuchów dostaw na całym świecie, powodując bolesny niedobór siły roboczej, wywołując niespotykany dotąd poziom akumulacji długu publicznego, umożliwienie inflacji monetarnej bez precedensu we współczesnym świecie i wywołanie konfliktów, podziałów oraz ogólnego gniewu i demoralizacji wśród społeczeństwa. Z politycznego punktu widzenia utorowało to drogę rozporządzeniom dotyczącym szczepionek, które powodują utratę pracy przez miliony osób. Wzmocniło też władzę i pozwoliło inżynierom społecznym poznać, ja ki jest w społeczeństwach stopień gotowości do buntu przeciw absurdalnym decyzjom władz. Okazało się, że bardzo niski. Uległość i zgoda na unicestwienie wolności za gwarancje poczucia bezpieczeństwa. Nawet gdyby miało się okazać złudne. Takie uwagi mogli poczynić w swych kwestionariuszach badawczych inżynierowie dusz.
Słowa Trumpa poruszyły lawinę, która radykalnie „przeczesała” Amerykę, wykazując jednocześnie niewielki szacunek dla Karty Praw, swobód obywatelskich, amerykańskich tradycji i wartości. Były wyrazem lekceważenia tysięcy lat doświadczeń w zakresie zdrowia publicznego: „Moja administracja zaleca, aby wszyscy Amerykanie, w tym młodzi i zdrowi, pracowali nad zaangażowaniem się w naukę w domu, jeśli to możliwe, i unikali gromadzenia się w grupach większych niż dziesięć osób. Unikaj niepotrzebnych podróży i unikaj jedzenia i picia w barach, restauracjach i publicznych lokalach gastronomicznych. Jeśli wszyscy dokonają teraz tej zmiany lub tych krytycznych
zmian i poświęceń, zjednoczymy się jako jeden naród i pokonamy wirusa i wspólnie będziemy świętować”. W tych słowach właśnie tkwiło sedno tego, co dla rządu oznaczało „zwalczanie” wirusa w celu jego „powstrzymania”.
Większość rządów na świecie podążyła śladem Białego Domu i dr. Fauciego, doradcy rządu federalnego ds. walki z kowidem. W praktyce oznaczało to atak na prawa obywateli do podróżowania, gromadzenia się, prowadzenia normalnej działalności gospodarczej i wypowiadania się, ponieważ, jak się dowiedzieliśmy, wysiłki cenzury, blokujących racjonalną debatę publiczną na temat „pandemii” rozpoczęły się w tym samym czasie.

A nad wszystkim czuwały służby

Niniejsza proklamacja prezydencka została wydana tego samego dnia co tajny dokument zatytułowany „PanCAP dostosowany plan reakcji rządu USA na Covid-19″. Dokument ten, ujawniony wiele miesięcy później, stawiał Radę Bezpieczeństwa Narodowego w roli decyzyjnej, podczas gdy agencje zdrowia publicznego zostały zdegradowane do zadań operacyjnych.
Jeffrey A. Tucker już we wcześniejszych swoich artykułach przytaczał dowody na to, że Deborah Birx, koordynatorka grupy zadaniowej Białego Domu ds. koronoawirusa, mogła być mianowana na to stanowisko nie przez agencję zdrowia publicznego, ale przez Radę Bezpieczeństwa Na-rodowego.Jeraz mam dowód, że rzeczywiście tak było. Odkryłem także dokumenty, które pokazują: od 13 marca 2020 r. Rada Bezpieczeństwa Narodowego (NSC) oficjalnie kieruje polityką rządu USA w sprawie Covid. Od 18 marca 2020 r. Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego (FEMA) podlegająca Departamentowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) oficjalnie odpowiadała za reakcję rządu USA na Covid”.
Publicysta IB chce, aby jego czytelnicy zwrócili uwagę na wymowny fakt: 13 marca, czyli dzień po bezprecedensowych ograniczeniach w podróżowaniu z Eu
ropy i Wielkiej Brytanii oraz trzy dni przed wydaniem przez Biały Dom nakazów powszechnej blokady, zarządzanie kryzysem kowi-dowym przejmują bezpieczniacy. „Pod pozorem powstrzymywania i zwalczania wirusów oraz wdrażania agencji i narzędzi zbudowanych i sprawdzonych podczas zimnej wojny i wojny z terroryzmem rząd podjął się niemożliwego zadania. Próbowano tego dokonać przez prawie dwa lata. Rzeczywiście, pod wieloma względami, te usiłowania nadal mają miejsce”.
W mitologii obywatelskiej druga wojna światowa zakończyła się eksplozją bomby masowego rażenia. Wojna z terroryzmem została wygrana dzięki atakom dronów i inwazjom na inne kraje, dzięki czemu zdołano unicestwić przywódców terrorystów. W obu przypadkach odpowiedzią była masowa przemoc.
„Paradygmat ten przeniósł się na wojnę z kowidem, gdy rządy i partnerzy branżowi zaczęli pracować nad ostatecznym rozwiązaniem i strategią wyjścia: masową inokulacją populacji. Opór wobec tych ambicji spotkał się z masowymi zwolnieniami i bezprecedensowymi zakłóceniami na rynku pracy”. Mimo uruchomienia machiny surowych nakazów i zakazów nie zdołano powstrzymać wirusa. Prawda zaczyna wyciekać do głównego nurtu kultury dzięki książkom takim jak „Wielka porażka: co pandemia powiedziała nam o tym, kogo Ameryka chroni, a kogo nie”, autorstwa Joe Nocera i Bethany McLean (The Big Fail: What the Pandemie Revealed About Who America Protects and Who It Le-aves Behind, 2023). „Wojna z kowidem złamała amerykańskiego ducha, zniweczyła marzenia i zrujnowała wiarę w przyszłość. Zakończyła się klęską obywateli, ale pewnym zwycięstwem elit. Tryumfatorami zostali: technologia, media, rząd i oczywiście farmacja. Dokonano redystrybucji bilionowego bogactwa i ogromnej władzy od biednych i klasy średniej do bogatych i mających dobre koneksje”.
Czy tego samego nie można powiedzieć o innych krajach Zachodu? Również o Polsce? 200 tys. nadmiarowych zgonów, upadek małych firm, inflacja pochłaniająca dochody obywateli, wzrost nieufności społecznej, podniesiony poziom lęku i agresji. Kac moralny u tych, którzy mieli na tyle przyzwoitości, aby przyznać przed sobą, że podczas „kowidowego przerażenia” nie zachowali się jak należy. A co najbardziej demoralizujące – nie tylko brak odpowiedzialnych, ale również to, że wielu winnych przestępczej polityki kowidowej zostało nagrodzonych stanowiskami i zyskami ze sprzedaży „utensyliów sanitarnych”. Podczas gdy uczciwi i niezłomni ciągani są po sądach. Oto krajobraz po bitwie z „pandemią” w naszym kraju. I nie zmienią go żadne, kolejne, wybory.

https://brownstone.org/articles/ donald-trumps-march-16-2020-press-conference-that-kicked-off-this-catastrophe-transcribed/

https://brownston e. org/articles/ governments-national-security-arm-led-the-covid-response/

Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna

KTO RZĄDZI LEWACKIMI MEDIAMI W POLSCE

Na zdjęciu widać Georgettę Mosbacher w towarzystwie prezesa Warner Bros. Discovery Davida Zaslava i rabina Szmula Boteacha.

Sojusz z USA jest silny, czynimy wszystko, aby budować amerykańskie przewodnictwo w zakresie bezpieczeństwa” – powiedział w końcu marca zeszłego roku prezydent Andrzej Duda, podsumowując swoje spotkanie z wizytującym wtedy Polskę prezydentem USA Joe Bidenem. Skoro tak, to dlaczego Amerykanie, którzy kontrolują najważniejsze media w Polsce, obalili w październikowych wyborach rząd PiS, najbardziej proamerykański w kontynentalnej Europie?

Stanislas Balcerac

Francuski portal Observatoire du journalisme napisał ostatnio, że fundusz inwestycyjny George’a Sorosa Media Development lnvestment Fund (MDIF) i niemiecki koncern Ringier Axel Springer „podzieliły się” polskimi mediami. Według tłumaczenia umieszczonego na portalu TVP Info, od 8 listopada w radzie nadzorczej grupy Wirtualna Polska Holding zasiada przedstawiciel MDIF. Po zdobyciu przyczółka w prasie codziennej („Gazeta Wyborcza” od 2016 r.), a następnie rozszerzeniu swoich wpływów w radiu (Radio Zet Agory od 2019 r.) w Polsce, rodzina Sorosa nabyła na początku października udziały w Wirtualnej Polsce. Francuzi oszacowali, że zainwestowana kwota jest „skromna” i wynosi 6 milionów zł za 0,2 proc, udziałów, za to cel inwestorów jest „szlachetny”: „wspieranie niezależności mediów”. Dyrektorzy WP podobno zdecydowali się sprzedać udziały amerykańskiemu funduszowi inwestycyjnemu „poniżej ich rzeczywistej wartości”
„W tym przypadku znacznie ważniejsze dla nas jako właścicieli jest jednak znalezienie partnera, który wesprze nas w obronie wolności mediów w Polsce. Pakiet kontrolny pozostaje w polskich rękach” – skomentował sprawę cytowany przez francuski portal prezes Wirtualna Polska Holding Jacek Świderski.
Prezes MDIF Harlan Mandel stwierdził, że „MDIF wspiera wolne media na całym świecie, ponieważ są one podstawą demokracji i kręgosłupem społeczeństwa obywatelskiego (…) Ta inwestycja pokazuje stałe zaangażowanie MDIF w ochronę niezależnych mediów na polskim rynku”
MDIF jest także udziałowcem, poprzez spółkę Pluralis B.V., w holdingu Gremi Media, który jest właścicielem dzienników „Rzeczpospolita” i „Parkiet”. Francuski portal; zauważa bardzo słusznie, że na polskim rynku „zamiast niezależnych mediów mamy do czynienia z mediami współzależnymi w ramach tej samej sieci”.
We francuskiej publikacji wyjaśniono także, że Onet należy do niemiecko-szwajcarskiej grupy medialnej Ringier Axel Springer, która jest również właścicielem „Faktu” i tygodnika „Newsweek Polska” podkreślono także, że „wszystkie te media wspierają koalicję liberałów i lewicy, która powstaje pod przywództwem byłego premiera i byłego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska” Francuzi zauważają, że po tym, jak telewizja publiczna wkrótce
powróci pod kontrolę przyjaciół Donalda Tuska, polska scena medialna stanie się dosyć monotonna, jak przed 2015 r. Francuzi skonkludowali swój raport następująco:
„Chociaż wkrótce nie będziemy już słyszeć w głównych francuskich mediach o zagrożeniach dla wolności prasy i pluralizmu mediów w Polsce, to właśnie teraz mają one najwięcej powodów do zmartwień, ponieważ najpotężniejsze i najlepiej finansowane grupy medialne w Polsce są już po stronie kolejnego rządu Donalda Tuska”.
Francuski raport pomija jednak kluczową informację – w polskich mediach wszystkie drogi prowadzą raczej do Nowego Jorku niż do Berlina. Ringier Axel Springer należy w połowie do Axel Springer SE, który z kolei należy w połowie do amerykańskiego funduszu KKR, którego siedziba znajduje się w Nowym Jorku. Funduszem kieruje Henry Kravis, regularny uczestnik spotkań Grupy Bilder-berg, tak jak prezes Axela Springera Mathias Dópfner. W Grupie Bilderberg karty rozdaje wciąż Henry Kissinger, który w maju twierdził, że za wybuch konfliktu na Ukrainie winy nie ponosi wyłącznie Rosja, ale także Zachód, który obiecał Ukrainie wejście do NATO.
Media w Polsce są więc pośrednio w rekach dwóch wpływowych inwestorów z Nowego Jorku – George’a Sorosa i Hen-ry’ego Kravisa, Ale to nie wszystko. W Nowym Jorku znajduje się także siedziba właściciela stacji TVN – Warner Bros. Discovery – firmy, która już po aneksji Krymu prowadziła interesy z ludźmi Putina w Rosji. Prezes Warner Bros. Discovery David Zaslav chwalił się przed
laty, że Discovery jest „ulubioną stacją Putina” O rosyjskich wątkach Discovery pisałem wielokrotnie na łamach „Warszawskiej Gazety”. Oligarchowie z Nowego Jorku kontrolujący polskie media są nastawieni krytycznie do PiS – partii, która nosi swoją pro-amerykańskość na sztandarach. To pozornie paradoksalna sytuacja. Część amerykańskiej oligarchii wydaje się być bardziej zainteresowana propagowaniem rewolucji kulturowej, aborcji, multikulti i LGBT niż wspieraniem najbardziej proamerykańskiego rządu w kontynentalnej Europie. Można założyć, że część amerykańskich elit chce zniszczyć także dotychczasową dominację USA; chce, by USA przestały być biegunem w globalnym układzie sił, biegunem chroniącym Zachód. Wystarczy tylko posłuchać bełkotu ambasadora USA w Polsce Marka Brzezińskiego o „wielobiegunowym świecie” czyli o świecie chaosu.

W 2011 r. Jarosław Kaczyński obiecywał drugi Budapeszt w Warszawie:
„Jestem głęboko przekonany, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt” PiS otrzymało wtedy 30 proc, głosów w wyborach. W październiku 2011 r. Jarosław Kaczyński mówił: „Przyjdzie dzień zwycięstwa. Polska potrzebuje zmian i te zmiany w Polsce zostaną dokonane”.
PiS zwyciężyło w 2015 r., ale ‘ w 2023 r. uzyskał już tylko 35 proc, głosów, podczas kiedy na Węgrzech partia Orbana uzyskała w ostatnich wyborach 53 proc. Pomiędzy rokiem 2011 i 2023 PiS zwiększyło swój wynik wyborczy tylko o 5 proc, (z 30 proc, na 35 proc, uzyskanych głosów) pomimo relatywnie sprawnego wysterowania Polski z kryzysów koronawirusa i ukraińskiego oraz pomimo wprowadzenia całego szeregu programów socjalnych. Wbrew zapowiedziom prezesa Kaczyńskiego nie nastąpił Budapeszt medialny, media trzymane przez Amerykanów zaciążyły nad wynikiem wyborczym PiS. Z nutą nieukrywanej satysfakcji redaktorka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska napisała po październikowych wyborach: „PiS pompował pieniądze w co się dało. Dlaczego nie zbudował silnego koncernu medialnego?”. PiS nie tylko nie zbudowało własnego silnego koncernu medialnego, ale też nie zdołało zneutralizować V kolumny medialnej. Na spotkaniu w Suwałkach 5 listopada 2022 r wyborcy PiS zadali prezesowi Kaczyńskiemu pytanie: „Dlaczego odpuściliście to, by z przestrzeni medialnej znikła toksyczna stacja?”.

Prezes Kaczyński odparł wtedy: „Powiem szczerze. TVN jest stacją chronioną przez naszego największego i jedynego realnego sojusznika. W starciu z Rosją nikt inny się nie liczy. Jedyną siłą, z którą Rosjanie się muszą liczyć, a nawęt można powiedzieć, że się jej boją, są Amerykanie. A jest tak, że bronią TVN-u. Dlaczego? My nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć, bo TVN przecież został stworzony przez zwykłą agenturę ubecką czy wręcz sowiecką w Polsce”.
Kaczyński dodał, że argumentację w tej sprawie przedstawiła mu w prywatnej rozmowie ambasador USA Georgette Mosbacher. „Nie będę tego powtarzał, bo to była prywatna rozmowa; prywatnych rozmów się nie przekazuje. Ale to było dość przekonujące i jeszcze nie takie najgorsze wytłumaczenie, bo niemające w istocie politycznego charakteru”
Premier Orban nie popełniał tak ewidentnych błędów jak PiS, wyrzucił organizacje Sorosa z Węgier i zaprowadził pewien porządek
w mediach. Jak pisał w 2021 r. „Dziennik Gazeta Prawna”: „Orban niejako odrabiał lekcję po porażce wyborczej z 2002 r., gdy za jedną z najważniejszych jej przyczyn uznał niesprzyjające mu media”

W polskich mediach wszystkie drogi prowadzą raczej do Nowego Jorku niż do Berlina. Ringier Axel Springer należy w połowie do amerykańskiego funduszu KKR, którego siedziba znajduje się w Nowym Jorku. Funduszem kieruje Henry Kravis, regularny uczestnik spotkań Grupy Bilderberg, tak jak prezes Axela Springera Mathias Dópfner. W Grupie Bilderberg karty rozdaje wciąż Henry Kissinger, który w maju twierdził, że za wybuch konfliktu na Ukrainie winy nie ponosi wyłącznie Rosja, ale także Zachód, który obiecał Ukrainie wejście do NATO.

W przypadku Węgier problemu nie stanowił kapitał zagraniczny, lecz przede wszystkim rodzimy. „Po ponownym sukcesie wyborczym Fideszu w 2010 r. ukształtowała się klasa nowych oligarchów, którzy powiększali swoje majątki dzięki przychylności struktur państwowych. Fideszowi zależało na tym, by biznes kształtował przekaz sprzyjający koalicji rządzącej, a w interesie biznesu było dalsze trwanie Orbana przy władzy. W 2015 r. premier zwrócił się do «patriotycznie myślących przedsiębiorców», aby pomogli w utworzeniu nowego tytułu prasowego po tym, jak w wyniku jego konfliktu z magnatem medialnym Lajosem Simicską ten w ciągu jednego dnia zmienił profil gazety «Magyar Nemzets z pro- na antyrządową”- pisał dalej „Dziennik Gazeta Prawna” „Model zawłaszczania mediów zbudowany przez Orbana na Węgrzech sprawił, że firmy związane z partią Fidesz zaczęły kontrolować niemal wszystkie telewizje, radia, gazety i portale w kraju” – ubolewał w marcu 2022 r. dziennik„Rzeczpospolita”, w którym teraz karty rozdaje fundusz Sorosa MDIF.
„Orban w ubiegłym roku wygrał wybory, wynik był powalający, ma ogromne poparcie (…) Orban ma pełną kontrolę nad mediami” – pisał w styczniu tego roku portal Money.pl, własność Wirtualnej Polski, w którą inwestuje teraz Soros.
Zamiast zdobyć kontrolę nad mediami, prezes Kaczyński zmarnował cenny czas na jałowe narzekania na TVN i inne media w rekach Amerykanów. Projekt „lexTVN”został zaś storpedowany przez prezydenta Dudę, który w ten sposób chciał się Amerykanom przypodobać. Oczywiście Amerykanie nigdy nie pozwoliliby, by zagraniczny kapitał tak rozgrywał ich własne media i ich własny kraj. O tym, że Amerykanie będą chcieli zrobić z Warszawy nie drugi Budapeszt, tylko przedmieście Berlina, było wiadomo już od dawna. Wystarczyło popatrzeć na osmozę Amerykanów i Niemców w finansowaniu Campusu Trzaskowskiego, na którym wodzirejem w tym roku był ambasador Mark Brzeziński. Można mieć uzasadnione pretensje do PiS, że wydawał setki miliardów na kontrakty w Waszyngtonie, bez offsetu i bez porozumień w sprawie neutralizacji V kolumny medialnej działającej w Polsce pod egidą inwestorów z Nowego Jorku.
Pisałem o tym regularnie na łamach„Warszawskiej Gazety”. Kilka dni po ogłoszeniu wyniku październikowych wyborów prezes Kaczyński ogłosił plan stworzenia większych mediów niż obecny biznes „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza:
„Ludzie, którzy podjęli trud, ale jednocześnie i ryzyko funkcjonowania w polskich mediach, będą mieli zatrudnienie (…) Stoi przed nami ogromne wyzwanie, żeby stworzyć jednak media dużo większe niż obecna Strefa Wolnego Słowa («Gazety Polskiej») i doprowadzić do tego, że jednak ten nasz przekaz medialny będzie mógł funkcjonować”. Jak zwykle, mądry Polak po szkodzie.